Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

czwartek, 28 lutego 2008

KOMBINACJA OPERACYJNA

Ktoś taki jak Marek Dochnal, nie powinien tracić głowy. A stracił.

Obmyślona i zrealizowana niemal perfekcyjnie intryga okazuje się żałosną farsą, a lepszych bajek można już spodziewać się po pospolitych przestępcach, kombinujących w sprawie alibi. Strzał rykoszetem, o którym pisałem w poprzednim wpisie, ma to do siebie, że nad wystrzeloną kulą, strzelający natychmiast traci kontrolę.

Tak jest z oskarżeniem, rzuconym przez Dochnala wobec Doroty Kani - strzałem, który tak naprawdę miał być przeznaczony dla polityków PIS-u.

Co też opowiada pan Dochnal i jego małżonka?

Pani Dorota Kania pożyczyła kilkaset tysięcy złotych od mojej rodziny, obiecując kontakty z politykami Prawa i Sprawiedliwości - mówił Dochnal i dodaje, że po przegranych przez PiS wyborach Kania zwróciła pieniądze.

Kania pożyczyła 22 grudnia 2005r (100 tys.) i 10 czerwca 2006r.(145 tys.), z terminem zwrotu do 31.12.2006r.

Można, więc uważać, że w tym czasie Dochnalowi i jego rodzinie zależało na dotarciu do prominentnych polityków PIS, a szczególnie do ministra Ziobry. Pożyczka, udzielona przez teściową Dochnala, stanowiła przecież formę korupcyjnej przysługi. I tu pojawia się pierwszy problem.

Dochnal chce mówić! - donosi Polska Dziennik, w wywiadzie udzielonym tej gazecie przez Janusza Karczmarka w dniu 19 grudnia 2005r.

Zdaniem obrońców Marka Dochnala, chce on iść na współpracę z prokuraturą i podać wszystkie okoliczności dotychczas nieznane organom ścigania, dotyczące czynów popełnionych przez niego i inne osoby."- twierdzi Kaczmarek.

http://lodz.naszemiasto.pl/wydarzenia/548786.html

Dorota Kania z Aleksandrą Dochnal skontaktowała się zimą 2005 roku.(.....) Pani redaktor Kania mówiła mojej żonie, że doprowadzi do skrócenia mojego aresztu dzięki swoim rozległym znajomościom w kierownictwie PiS-u - mówi Dochnal

http://wiadomosci.onet.pl/1699172,448,item.html

Skoro Dochnal chce zeznawać i iść na współpracę z prokuraturą, po co jego żona pomaga red.Kani w uzyskaniu pożyczki od teściowej? To już „zapłata za usługę" czy próba wzmocnienia szans Dochnala na wyjście? Chyba zbyteczna, skoro sam Dochnala decyduje o pójściu na układ z prokuraturą.

Co dziś mówi o tym Karczmarek - „żelazny" świadek Dochnala?

Redaktorka "Wprost" Dorota Kania skutecznie interweniowała w jego sprawie u mnie i u Ziobry - potwierdza wersję lobbysty w Magazynie 24 Godziny Janusz Kaczmarek.

Kaczmarek przyznał, że w wyniku interwencji Doroty Kani, ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przyjął w tej sprawie prof. Piotra Kruszyńskiego, natomiast on sam przyjął "panią mecenas". Wymienione osoby, obrońcy Dochnala dowodzili, że "łódzcy prokuratorzy działają źle". - To spowodowało przeniesienie tej sprawy z prokuratury łódzkiej do prokuratury katowickiej."

http://www.tvn24.pl/0,1540337,wiadomosc.html

Co mówił na ten sam temat w grudniu 2005r, pytany, dlaczego przeniósł śledztwo do Katowic?

Nie chciałem, by były jakiekolwiek wątpliwości, co do bezstronności łódzkiej prokuratury, a podnosili je obrońcy Marka Dochnala. Płynęły one również z mediów, a ostatnio także z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Zdaniem obrońców Marka Dochnala, chce on iść na współpracę z prokuraturą."

Jakie argumenty dotyczące braku bezstronności prokuratury łódzkiej podawali adwokaci Marka Dochnala?

- Zostały one przedstawione w korespondencji między mną, ministrem sprawiedliwości i zainteresowanymi osobami. Nie jestem uprawniony do ich publicznego ujawnienia. Uznałem, że mogą one rodzić wątpliwości co do bezstronności prokuratury w Łodzi, a chcemy poznać całą prawdę o działalności przestępczej Dochnala i innych osób.

http://lodz.naszemiasto.pl/wydarzenia/548786.html

Brzmi inaczej?

Mamy, więc sytuację, gdy Dochnal chce współpracować z prokuraturą, a na skutek interwencji adwokatów, śledztwo zostaje przeniesione do Katowic. Tuż po tej decyzji, 22 grudnia 2005r. Kania pożycza pierwsze 100 tys. zł.

W lutym 2006r., redaktor Witold Gadowski, prosi rzekomo Aleksandrę Dochnal o spotkanie i przekazuje jej, w imieniu swojego kolegi min. Ziobry, propozycję - „Jeśli mąż zgodzi się zostać świadkiem koronnym, prokuratura da mu spokój. Dziennikarz użył sformułowania, że to propozycja "z tamtej strony".

http://wiadomosci.wp.pl/kat,8174,statp,cG93aWF6YW5l,wid,9233746,wiadomosc.html

Pani Dochnal oświadcza również, że to Gadowski namawiał ją, by zwróciła się do Prokuratury Krajowej o przeniesienie śledztwa przeciwko mężowi z Łodzi do Katowic.

Gadowski twierdził, że prokuratura w Łodzi jest "czerwona" i nie zajmie się wszystkimi wątkami dotyczącymi polityków lewicy - mówi. Wtedy posłuchała rady dziennikarza. Adwokaci Dochnala spotkali się z Januszem Kaczmarkiem, i z ministrem Ziobrą. Obaj poparli wniosek adwokatów i prokuratura krajowa przekazała sprawę do Katowic.

powyższy link

Skoro to Gadowski namówił A.Dochnal na to doskonałe posunięcie ze zmianą prokuratury, a ona go posłuchała, - za co teściowa Dochnala, Barbara Pietrzyk pożyczała pieniądze Kani?

W tym czasie, Dochnal już współpracuje z prokuraturą, a śledztwo przeniesione do Katowic zaczyna przyśpieszać, poszerzone o nowe wątki, wynikające z zeznań „lobbysty".

Po co, prokuratorzy mający niemal codzienny kontakt z Dochnalem nie przedstawią mu kuszącej propozycji świadka koronnego, tylko „bawią się' w wysyłanie emisariusza? By dać rodzinie Dochnala argumenty o pozaprawnych naciskach?

Tajemnica wyjaśnia się kilka miesięcy później, w obszernym artykule „Łowca motyli", autorstwa Bogdana Wróblewskiego, zamieszczonym w Dużym Formacie, dodatku GazWyb.

- „Jesień 2005 - Ziobro spotyka się z adwokatami Dochnala. Po dojściu do władzy PiS jesienią 2005 roku Dochnal i jego adwokaci zmieniają taktykę. Trzy tygodnie po zaprzysiężeniu Zbigniewa Ziobry na ministra sprawiedliwości adwokaci piszą do Prokuratury Krajowej.

- W momencie gdy zmienił się układ polityczny, doszliśmy do wniosku: koniec zabawy. Poprosiliśmy o objęcie śledztwa nadzorem, przeniesienie go do innej prokuratury, rozważenie możliwości uchylenia aresztu - mówił wówczas "Gazecie" prof. Piotr Kruszyński.

- To nie były rozmowy o szczegółach ani twarde negocjacje - wspomina uczestnik spotkań w ministerstwie mec. Ołowska-Zalewska. - Nie padło: niech mówi - wyjdzie. Rozmowy toczyły się w duchu: tworzymy nową Polskę, oczekujemy, że pan Dochnal ma jakąś wiedzę, którą się z nami podzieli.

Nowa władza ofertę kupiła. Zima - wiosna 2006 - Dochnal znowu dużo mówi."

http://www.gazetawyborcza.pl/1,76842,4296741.html

Latem 2006r. pani Dochnal skarży się : - To, że zdecydowaliśmy się na współpracę z prokuraturą, było największym błędem .

W artykule jest również mowa o Barbarze Pietrzyk - teściowej Dochnala.

- A 24 listopada dostałam telefon od Aleksandry Dochnal: zabrali moją matkę! - wspomina mec. Natalia Ołowska-Zalewska. - CBŚ wzięło ją z domu o szóstej rano. Przesłuchanie i zarzut: uszczuplenie zobowiązań podatkowych wobec skarbu państwa na śmieszną kwotę. Potem noc na policyjnym dołku z jakąś prostytutką - opowiada mecenas.

powyższy link

Nie całą prawdę mówi pani mecenas o możliwych przyczynach zatrzymania Barbary Pietrzyk. Może śledczym chodziło np o kontakty teściowej Dochnala z Peterem Vogelem vel Piotrem Filipczyńskim - tajnym współpracownikiem służb PRL- u, mordercą, skazanym na 25 lat więzienia, którego ułaskawił A.Kwaśniewski, „kasjerem" i przyjacielem wielu ludzi lewicy?

Kogel kontaktował się z B.Pietrzyk, by zabrać z jej domu dokumenty, pozostawione przez Dochnala.

„ Żona Dochnala, Aleksandra, twierdzi, że już po aresztowaniu jej męża Peter Vogel przyjechał ze Szwajcarii do Polski. "Byłam wtedy w ciąży, mieszkałam w Londynie. Vogel zgłosił się do mojej matki i z naszego warszawskiego domu zabrał mnóstwo dokumentów" - powiedziała DZIENNIKOWI Aleksandra Dochnal.

http://www.dziennik.pl/polityka/article24448/Trzy_miliony_dolarow_lapowki_dla_Millera.html

Ilu ludzi ze służb specjalnych było w otoczeniu Dochnala i jego rodziny? Wiemy, że bliski współpracownik Dochnala, Artur Folaron przyznał się - w odpowiedzi na jedno z pytań sejmowej komisji ds.Orlenu, że był oficerem służb specjalnych.

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,55670,2778452.html

Przypomnę jeszcze jeden fakt, prócz opisanych powyżej, by zadać kłam oświadczeniom Dochnala i jego małżonki, jakoby pożyczka dla Kani była formą łapówki za ułatwienie kontaktów z politykami PIS.

W pierwszym postępowaniu karnym przeciwko Dochnalowi, Sąd Apelacyjny w Łodzi przedłużał areszt wielokrotnie: 21 września i 21 grudnia 2005, 8 luty, 10 maja, 21 czerwca, 20 września oraz 6 grudnia 2006r.

Po co Barbara Pietrzyk pożyczała Kani następne 145 tys.\zł w czerwcu 2006r., gdy było wiadomo, że Dochnal z aresztu nie wyjdzie? Po co w ogóle „angażowano" Kanię, skoro adwokaci ( rzekomo za namową Gadowskiego) już wystąpili w grudniu 2005r. do Prokuratury i uzyskali zgodę na zmianę warunków aresztu Dochnala, a on sam podjął współpracę z Prokuraturą?

Po co i za czyją namową Dochnal opowiada bajki dla gawiedzi?

Czy płacąc za wolność już stracił głowę?

niedziela, 24 lutego 2008

PUCZYMORDY

Są dziennikarze, którzy nigdy nie zapytają ministra Grada o umowę z Eureko, ani nie zadadzą Pawlakowi kilku trudnych pytań w sprawie J&S. Nie dopytają Komorowskiego, czy Zemke o szczegóły ich rewelacji, a urok generała Dukaczewskiego odejmuje im mowę. Są dziennikarze, dla których nie istnieje temat Otwartych Funduszy Emerytalnych, czy prób reaktywacji WSI. W świecie ich przekazu nie ma afer, a błędy i głupota rządzących przybiera postać cnoty. Pewni swojej użyteczności, traktują odbiorcę jak angielski „gentelmen" traktował plemię Pigmejów. Lub jak agent, traktuje ofiarę swoich manipulacji.

W czym tkwi ten fenomen wielu polskich dziennikarzy, którzy przychylnością dla rządzącej koalicji i ślepotą na rzeczywistość mogą konkurować o palmę „Wazeliniarzy III RP"?

Ulubieniec tej kasty, kwaśno - mdlący premier Tusk, był w zamierzchłej przeszłości członkiem Komisji Likwidacyjnej RSW, która w początku lat 90 tych dokonała rabunkowego podziału mediów, przyznając nad nimi niepodzielną władzę ludziom SB i PZPR. Jednocześnie rozkradziono archiwum tej instytucji, by uniemożliwić identyfikację medialnej agentury. Ów podział, obowiązujący do chwili obecnej zapewnił PRL - owskim funkcjonariuszom medialnym przetrwanie, władzę i pieniądze, a przede wszystkim zdecydował o „rządzie dusz" sprawowanym przez rzekomo „czwartą władzę".

Dziennikarze, nazywani dziś zawodem zaufania publicznego, pełnili przecież w okresie PRL rolę służebną wobec partii komunistycznej, działając na „froncie" propagandowym państwa totalitarnego. Dziennikarz był nikim - partia wszystkim. Doskonałość kadr dziennikarskich oznaczała ich całkowite podporządkowanie się ideologii realnego socjalizmu i dyspozycyjność wobec wymogów taktyki PZPR. Agenturę w mediach, jako nieunikniony dla twórców III RP spadek komunizmu, oceniano na ok. 60% ogółu dziennikarzy. Przypomnę też, że Raport z likwidacji WSI wymienia 67 agentów tej służby, ulokowanych w mediach.

Gdzie dziś są ci ludzie? Część zniknęła z mediów, w efekcie zmiany pokoleniowej. Wielu jednak stworzyło nowe instytucje medialne, niezależne od państwowego systemu informacyjnego. Są obecni w szkołach dziennikarskich i w kadrach prywatnych mediów. Nadal wywierają ogromny wpływ na kształtowanie postaw młodych dziennikarzy, z których każdy, po rozpoczęciu pracy staje się uzależniony od swojego kierownictwa.

Sam, więc stara się zgadywać, jakiego nastawienia do informacji czy ludzi się od niego oczekuje. Dlatego bardzo łatwo jest wykorzystywać żądnych kariery młodych ludzi, którzy z racji wieku nigdy nie mieli nic wspólnego z SB, czy PZPR, ale dzisiaj pracują tak jak kiedyś agenci, ponieważ działają pod komendą byłych agentów i starają się realizować ich życzenia.

Nastawienie pragmatyczne, lub zgoła cyniczne, cechujące młode pokolenie dziennikarzy jest przecież efektem wpajanych im „standardów", w których moralność i etyka zawodowa stanowi tylko śmieszny przeżytek i balast.

„Stara gwardia", wywierająca nadal realny wpływ na media, rewanżuje się środowisku "aferałów" i piewcom III RP zmasowaną propagandą, zastępując nią krytykę czy obowiązek dotarcia do prawdy. To niewątpliwym osiągnięciem tych dziennikarzy jest dzisiejszy sondaż CBOS, z którego wynika, że połowa Polaków uważa, jakoby rząd Tuska był lepszy od poprzedniego rządu.

Można zapytać - dlaczego tak się dzieje, że mamy wybór tylko między politykami - oszustami lub kretynami, między dziennikarzami stosującymi autocenzurę lub piszącymi pod dyktando rządzących klanów, między biznesmenami - geszefciarzami, między pisarzami-donosicielami lub donosicielstwo usprawiedliwiającymi ? Dlaczego nikt inny nie może pojawić się na scenie politycznej i społecznej by zrobić karierę chyba, że w pewnym momencie upodobni się do reszty? Czy sytuacja, w której funkcjonariusze i ich tajni współpracownicy mogą być właścicielami mediów i działać na eksponowanych stanowiskach, w której mogą zostać dziennikarzami, skutecznie urabiającymi opinię publiczną, traktującą ich z zaufaniem, bo niemającą wiedzy o ich przeszłości - czy to wszystko nie jest publicznym skandalem, jednym z największych w dziejach wolnej Rzeczpospolitej? Kto dopuścił do tego, by komunistyczne sługusy, udające nauczycieli demokracji i tolerancji kształtowały następne pokolenia imbecyli, czerpiących wiedzę o świecie i siłę argumentów z migoczącego ekraniku? I jak długo jeszcze ?

Gdy widzę te dziennikarskie sławy, puszące się swoją służalczością, przypomina mi się postać Puczymordy, jednego z bohaterów dramatu „Szewcy" Stanisława I. Witkiewicza, który tak tłumaczy swoją decyzję przejścia na służbę u komunistów:

„Ja jestem na ich służbie - ja się zupełnie zmieniłem. Zrozum to, kochasiu, i uspokój się. Mocą transformacji wewnętrznej postanowiłem jeść pulardy, langusty, wermuje i papawerdy zakrapiane oblikatoryjnymi fąframi do końca życia. Jestem cynikiem, aż do brudu pomiędzy palcami u nóg - przestałem się myć zupełnie i śmierdzę jak zgniła flądra. Chram na wszystko."

czwartek, 21 lutego 2008

BEŁKOT "FACHOWCÓW"

Po trzech miesiącach „rządzenia", chłopcy w krótkich majteczkach, zwani dla żartu koalicją PO-PSL, postanowili „dorżnąć" Antoniego Macierewicza. Spektakularny pokaz nieudolności w dożynaniu Kamińskiego i Ziobry, skłonił ich do zastosowania innej taktyki, przeto do czynności tej wytypowano Trybunał Stanu.

Zarzuty wobec Macierewicza, podali jak zawsze niezawodni - starsi koledzy z WSI, mozolnie gryzmoląc na kartce dyrektywę pt. „tajny raport Reszki". Dzisiejszy dzień upłynął, zatem pod znakiem odczytywania tego ściśle tajnego dokumentu, do czego wykorzystano gazetę rządową „Dziennik" i kilku użytecznych idiotów, z kręgu tzw. polityków koalicji.

Szczególną grozą napełnia „towarzystwo przyjaciół WSI „ fakt, że w miejsce postsowieckich fachowców , Macierewicz zatrudnił m.in. harcerzy i dziennikarzy. Pozostałe zarzuty sprowadzają się do twierdzeń, „że są poważne zarzuty".

http://www.rp.pl/artykul/95522.html

Mam osobistą i bardzo głęboką pretensję do Antoniego Macierewicza, że wszystkich tzw. oficerów kontrwywiadu wojskowego nie wywalił natychmiast, po rozpoczęciu likwidacji WSI, pozbawiając ich jednocześnie stopni oficerskich i wojskowych emerytur. W ich miejsce powinien zatrudnić kilka drużyn harcerskich, a szefem kontrwywiadu mianować dziennikarza pisma rolniczego. Jakiekolwiek decyzje personalne, zmierzające do „opcji zerowej" w polskim kontrwywiadzie i wywiadzie wojskowym były decyzjami dobrymi i korzystnymi dla polskiej racji stanu, a każdy inny funkcjonariusz tych służb, niezwiązany z panami Malejczykiem czy Dukaczewskim jest bezcennym nabytkiem.

Twierdzę, że szkoleni w Moskwie, panowie oficerowie z byłych WSI stanowili organizację skorumpowanych, nieudolnych i nieprzydatnych cwaniaków, którzy oszukując przez lata wszystkie kolejne ekipy rządowe udawali, że ich praca służy Polsce, a oni sami stanowią profesjonalnie działający kontrwywiad. Po 16 latach tej żałosnej hucpy, znalazł się jeden mądrzejszy i cwańszy od nich polityk, który w prosty i skuteczny sposób rozegnał to towarzystwo. Wszystko, co od chwili dojścia do władzy, chłopcy z drużyn PO i PSL wygadują i robią w sprawach służb, jest przejawem prostackiej wściekłości i jednocześnie aroganckiej buty, jaką dawni „władcy tajemnic" okazują po utracie dochodów i przywilejów.

To w żadnej innej służbie nie znaleziono tylu sowieckich agentów, jak w WSI, przy czym ich wykrycia dokonało ABW. W żadnej innej służbie, nie dochodziło do handlu bronią na ogromną skalę z organizacjami terrorystycznymi. Żadna inna polska służba, nie była dowodzona przez absolwentów szpiegowskich akademii sowieckich. A wreszcie - to jedyna służba, która nie wykazała się żadnymi osiągnięciami w wykrywaniu i neutralizacji obcej agentury.

Ci „fachowcy" stworzyli mit swojego profesjonalizmu i niezbędności. Dysponując ogromną wiedzą na temat wielu środowisk i polityków, wyniesioną z lat walki z polskim społeczeństwem, potrafili skutecznie zablokować jakąkolwiek próbę rozbicia ich organizacji.

Działając już w wolnej Polsce, rozbudowali sieć swoich wpływów, na niemal wszystkie dziedziny życia społecznego, korzystając z dawnych i nowych agentów.

Robili wszystko, tylko nie to, co do nich należało.

Rozpowszechniane obecnie, alarmujące informacje o ujawnianiu siatek agenturalnych, zagrożeniu polskich misji czy zniszczeniu przez Macierewicza struktur kontrwywiadu są wierutnym kłamstwem. Ale jak ma nie wierzyć w nie społeczeństwo, które nie znając treści Raportu z weryfikacji WSI, uznawało, w 44,9%, że jest on niewiarygodny, a w 59,3% twierdziło, że likwidacja służby pogorszy sytuację w kraju?

http://www.redakcjawojskowa.pl/gazeta/index.php?option=com_content&task=view&id=1279&Itemid=69

To tak jakby pytać ślepca o wrażenia ze zwiedzania Luwru.

Likwidacja WSI stanowiła milowy krok, na drodze do odzyskania rzeczywistej niepodległości i była działaniem, które historycy ocenią kiedyś jako przełomowe. Wierzę również, że obecne próby reaktywacji tego trupa będą nieskuteczne, a jeśli nawet środowisko to odzyska część wpływów, nigdy już nie zdoła odbudować na nowo swoich struktur i stanu posiadania.

Z jakimi ludźmi mieliśmy do czynienia, niech posłużą na dowód, fragmenty wypowiedzi osób związanych z WSI i byłych funkcjonariuszy tej służby.

Niejaki mgr. Krzysztof Skowron, tzw. fachowiec od służb, tak artykułuje swoje obawy po likwidacji WSI na forum Stowarzyszenia „Tarcza":

„tu rodzą się kolejne pytania : Jeżeli tak katastrofalnie przedstawia się sam proces i jego skutki, to może jest to element większego planu? O co tu chodzi i kto za tym stoi?

Czy Wielki Likwidator reprezentuje tylko swój punkt widzenia, czy może jest reprezentantem jakiegoś UKŁADU? I pytanie rodem z literatury sensacyjnej kto najwięcej zyskuje na likwidacji WSI, kto jest beneficjentem układu?" (.....)

„Odpowiedź na powyższe i inne pytania musi zostać udzielona, ale może to zrealizować dopiero nowa ekipa polityków i nowi zarządzający wojskowymi służbami informacyjnymi.

Może o ile zmiany polityczne nastąpią szybko - uda się pozyskać do pracy przynajmniej część pozostających w rezerwie kadrowej, może uda się ograniczyć straty?"

http://www.tarcza.org.pl/artyk_11_1.html

Odpowiada mu (nomen omen) „płk.Kwiatkowski" - były oficer WSI:

Przedstawiając problem od strony kadrowej autor słusznie zauważył, że "likwidatorzy" (rząd RP) lekką ręką pozbyli się około 2 tysięcy ludzi, specjalistów zarówno z zakresu pracy operacyjnej, analizy czy komórek odpowiedzialnych za sprawne funkcjonowanie Służb jako całości. Ze strony Państwa był to gest, który przyrównać można chyba tylko do czystek, jakie przeprowadzono podczas kształtowania się Kraju Rad. Z tą różnicą jedynie, że tam posunięto się również do fizycznej likwidacji wykwalifikowanej kadry, czego w Polsce z przyczyn oczywistych uczynić nie można było, choć pewnie niektórzy żałują. (.....)

„Niesławny "raport Macierewicza", nieskładny co do formy, przedstawianych w nim treści, niemerytoryczny, nielogiczny i często "oszczędnie gospodarujący prawdą" spowodował rzecz z punktu widzenia Służb najgorszą : zniszczył raz na zawsze (a już na pewno na długie lata) tę subtelną więź jaka łączy oficerów operacyjnych służb, ze źródłami osobowymi czy też w szerszym rozumieniu osobami udzielającymi pomocy polskim służbom specjalnym." (.....)

Uśmiercona WSI pozostawiła po sobie grono co najmniej kilkuset osieroconych oficerów.

Czy w dobie zagrożenia terroryzmem oraz prowadzenia wojen kolonialnych możemy pozwolić sobie na ignorowanie tych weteranów?"

http://www.tarcza.org.pl/artyk_15.html

Zaintrygowanym „stylem" pana oficera, polecam całość tekstu .

I fragment z forum Sztab.org., autorstwa stałego bywalca:

„Pan Antoni Macierewicz zapowiadał chwil kilka temu podanie do wiadomości publicznej raportu dotyczącego likwidacji WSI. Szanowny pan, co pewien czas informował społeczeństwo o nieprawidłowościach w strukturach wewnętrznych WSI na płaszczyżnie ich funkcjonowania. Z wyjątkiem insynuacji nie popartych żadnym materiałem dowodowym zainteresowani w szerokim znaczeniu tego słowa muszą być skazani na pewien obszar niewiedzy. W związku z powyższym czy uważacie, że:

-podanie raportu, obojętnie w jakim zakresie, do wiadomości publicznej jest wskazane?

-czy raport może zawierać twardy materiał dowodowy?

-jaki wydżwięk może spowodować u sojuszników?

- na jakiej podstawie będzie można zweryfikować prawdziwość danych zawartych w dokumencie?

-zysk z ujawnienia raportu jest na miarę podejmowanego ryzyka?

Dziękuję"

http://www.forum.sztab.org/viewtopic.php?t=2627

Piękno języka i głębia myśli, znamionują zaiste panów oficerów WSI.

Na koniec oddam więc głos „panu oficerowi", by zechciał odpowiedzieć, jak ( już we wrześniu 2007r) zaplanowano obecnie realizowaną strategię reaktywacji WSI :

Na koniec swojego opracowania pan Krzysztof Skowron zadaje pytanie, dlaczego byli dowódcy WSI nie podnoszą "LARUM". Nie znam odpowiedzi, ale domyślam się, że wychodzą oni zzałożenia, że im ciszej wokół tajnych służb, tym dla tych służb lepiej ... w końcu w większości oni też przez lata byli oficerami cichego frontu.
W bębny niech biją inni! „

http://www.tarcza.org.pl/artyk_15.html

No i proszę - czyż nie pięknie biją?

poniedziałek, 18 lutego 2008

ZWIERCIADŁO EUREKO

Stara bandycka zasada brzmi - krzycz „łapaj złodzieja !", gdy ktoś cię ściga za kradzież.

Zgodnie z tą zasadą, Zbigniew Chlebowski, szef klubu PO zapowiedział, że specjalna podkomisja w sejmowej komisji skarbu ma zbadać wszelkie kwestie związane z pracą b. ministra skarbu Wojciecha Jasińskiego dotyczące umowy z Eureko.

http://www.wprost.pl/ar/123896/Specjalna-podkomisja-zbada-sprawe-umowy-z-Eureko/

Jakie kwestie?

Pomocą w wyjaśnieniu służy Szmajdziński Jerzy:

W 2004 r. ówczesny minister skarbu państwa Jacek Socha był bliski ugody z Eureko, jednak posłowie zarówno PiS, jak i PO zablokowali to działanie".

"Ostatnie dwa lata zostały stracone. Teraz minister Grad powinien zrobić wszystko, co możliwe, aby zawrzeć ugodę i nie czekać na kolejne wyroki, które spowodują nieodwracalne straty w budżecie państwa".

Fakt, że minister Jasiński i rząd PIS-u pokrzyżował plany oddania PZU we władanie holenderskiej spółki i pozbawił kilku cwaniaków apanaży płynących z tej transakcji, musi budzić wściekłość środowiska PO-SLD.

Jak już wspominałem w tekście EUREKO-AFERA W 100 DNI, z zeznań Ernsta Jansena (wiceprezesa Eureko) i przesłuchań przed sądem arbitrażowym wynika, że polska strona nigdy nie była zobowiązana do sprzedaży kolejnych akcji PZU. To Eureko miało zobowiązania w przypadku gdyby skarb państwa sprzedawał akcje PZU. Takie też stanowisko zajmował rząd PIS, decydując o zerwaniu umowy z Eureko, gdyż spółka ta nie wywiązywała się z jej postanowień. Istnieją oczywiste, niepodważalne argumenty prawne, przemawiające za nieważnością umowy Eureko - Skarb Państwa.

Kłamstwa, które na ten temat przedstawiał sejmowi minister Socha, twierdząc, że : „w obecnej sytuacji prawnej to Eureko trzyma atuty w ręku. To my prosimy Eureko o zawieszenie postępowania arbitrażowego", stawiały byłego ministra w pozycji rzecznika interesu tej spółki. Tylko nieudolności PIS-u można zawdzięczać, że pan Socha nie stanął przed Trybunałem Stanu i nie poniósł odpowiedzialności karnej za swoje działania. Przypomnę, że gorliwym obrońcą Sochy był nie, kto inny jak poseł PIS Kazimierz Marcinkiewicz, obecny dyrektor EBOR.

Już tylko fakt, że minister Socha składał wniosek o zawieszenie postępowania przed sądem arbitrażowym, w sytuacji, gdy było oczywiste, że wniosek ten zostanie odrzucony, stawiał pod znakiem zapytania jego rzeczywiste intencje. Odrzucenie wniosku spowodowało znaczne osłabienie strony polskiej przed arbitrażem i wywołało efekt marketingowy na rzecz zawarcia ugody, o co właśnie zabiegał Socha, wspólnie z Eureko.

Ugoda, o którą stara się obecny rząd oznacza kompromitację państwa, które wbrew zasadom prawa międzynarodowego godzi się na rozstrzyganie sporu na podstawie polsko-holenderskiej konwencji o wzajemnej ochronie inwestycji, przez sąd arbitrażowy. Zgodnie z umową zawartą przez Skarb Państwa z Eureko, to sąd polski jest właściwy dla rozstrzygania sporów i zapis na ten temat, zawarty w „Memorandum Negocjacyjnym" nie jest żadnym osiągnięciem rządu Tuska, a jedynie przypomnieniem ustaleń umowy.

Wmawianie społeczeństwu, że ugoda ma służyć ochronie polskich interesów i zapobiec konieczności zapłaty odszkodowania , stanowi bezczelne, cyniczne kłamstwo. Działania ministra Grada to nic innego jak realizacja zamysłów Jacka Sochy, mających doprowadzić do przejęcia przez Eureko kontroli nad PZU, poprzez dokonywanie wykupu akcji za pośrednictwem EBOR-u.

Utrata kontroli państwa nad największą firmą ubezpieczeniową, na której majątek pracowały pokolenia Polaków, byłaby zdarzeniem bez precedensu w gospodarczej historii Europy.

Rząd Tuska prowadzi profesjonalnie zaplanowaną politykę dezinformacji własnego społeczeństwa, korzystając z cennych rad przyjaciół ze środowiska WSI. Atak na ministra Jasińskiego, podjęty w związku z umorzenie długu PC i obecna zapowiedź Chlebowskiego o powołaniu podkomisji do zbadania rzekomo błędnej polityki byłego ministra skarbu w sporze z Eureko - to ewidentne działania osłonowe. Mają one wszystkie cechy, stosowanej przez służby specjalne tzw. osłony kontrwywiadowczej, służącej ochronie tajnych operacji, poprzez wywoływanie sztucznych konfliktów, mnożenie domniemanych zarzutów i rozpowszechnianie fałszywych informacji. Udział funkcjonariuszy medialnych w tej operacji potwierdza jedynie, że mamy do czynienia z profesjonalną operacją.

Dlaczego w tej sprawie istnieje zmowa milczenia i silny opór przed wyjaśnieniem wszystkich okoliczności tzw. sporu z Eureko?

Z oświadczeń ministra Sochy, składanych przed sejmową komisją Skarbu Państwa w roku 2004, wynikało, że materiały dotyczące prywatyzacji PZU S.A. są tajne i ściśle tajne. Przez ostatnie 4 lata, mimo dwukrotnej zmiany rządu i szeregu zarzutów dotyczących sprawy Eureko, dokumenty te nadal pozostały tajne i ściśle tajne.

Zbyt dużo środowisk jest zamieszanych w prywatyzację PZU. Niektórzy z bohaterów popełnili kardynalne błędy, inni działali ze złą wolą. Istnieje bardzo silna grupa nacisku, działająca na styku polityki, wielkiego biznesu i służb, by „afera Eureko" nigdy nie ujrzała światła dziennego.

Trzeba pamiętać, że wokół PZU i konsorcjum Eureko - BIG tworzyły się nieformalne grupy, które żerowały na pieniądzach PZU. Bank Inicjatyw Gospodarczych BIG, bo tak dawniej nazywał się BIG Bank Gdański, sięga swoimi korzeniami zamierzchłych czasów Okrągłego Stołu. Jeszcze w czasie jego obrad, zwijający powoli interes komuniści powołali tzw. Komitet Powołania BIG, a już trzy dni po przegranych przez PZPR wyborach, podpisano akt notarialny zakładający bank. Wśród nazwisk osób związanych z Bankiem pojawiają się : Andrzej Olechowski, Jerzy Szmajdziński, Dariusz Przywieczerski, Mieczysław Rakowski, Aleksander Kwaśniewski, Marek Belka, Leszek Miller - cała plejada komunistycznych beneficjentów III RP. Nie może, zatem dziwić, że obrona umowy z Eureko to wojna, prowadzona na wielu frontach.

Głos opozycji oraz środowisk, demaskujących rzeczywiste cele działań polityków PO jest skutecznie zagłuszany lub ignorowany przez oficjalne media. W Internecie stosuje się cenzurę prewencyjną, nie dopuszczając do publikacji materiałów, opisujących stan faktyczny.

Nie znajduję w historii ostatnich 18 lat podobnego przykładu, by zmasowana kampania kłamstw i dezinformacji prowadzona była na taką skalę.

Temat „ umowy z Eureko" to doskonałe, „krzywe zwierciadło", w którym można ujrzeć prawdziwe oblicze III RP. Ci, którzy patrzą i nie widzą, cierpią na śmiertelną chorobę, zwaną łaską niewiedzy....

sobota, 16 lutego 2008

EUREKO – AFERA W 100 DNI

Minister Grad jest nadzwyczaj skromnym człowiekiem i nie zorganizował dziś konferencji prasowej, by opowiedzieć Polakom jak to uratował nas od straty 35,5 mld zł, które mielibyśmy zapłacić Eureko z tytułu odszkodowania.

W zamian pan minister uraczył nas medialną „zaporą dymną" - zapowiedzią największej afery IV RP - umorzenia długu Porozumienia Centrum http://www.tvn24.pl/0,1538968,wiadomosc.html i zorganizował konferencję, informując o cofnięciu tej decyzji .

http://www.tvn24.pl/0,1539005,wiadomosc.html

Nasza wdzięczność wobec zaradnego pana ministra, ratującego budżet przed zakusami pisowskich bandytów, nie powinna jednak przyćmić informacji o podpisaniu w dniu dzisiejszym przez MSP tzw. Memorandum Negocjacyjnego pomiędzy Skarbem Państwa a Eureko.

http://www.msp.gov.pl/index_msp.php?dzial=29&id=3596

Dokument ten funkcyjna telewizja TVN przedstawia jako, akt ratujący państwo polskie od katastrofy finansowej, strasząc jednocześnie, że czeka nas składaka 1000 zł, jeśli rząd nie porozumie się z Eureko.

http://www.tvn24.pl/-1,1536406,wiadomosc.html

W 100 dni po zaprzysiężeniu rządu Tuska mamy wreszcie decyzję, którą ta ekipa powinna się szczególnie szczycić i urządzić dziś medialną akcję pod roboczym tytułem - „jak minister Grad ocalił Polskę od bankructwa." Ponieważ milczą o tym media, przejęte skromnością członków rządu, przyjrzyjmy się sami tej zbawczej misji.

O co chodzi w sporze z Eureko?

Firma ta, w konsorcjum z BIG Bank Gdański (następnie Bank Millennium) kupiła 30 proc. udziałów w PZU za 3,1 mld zł jesienią 1999 roku. W kwietniu 2000 rząd zgodził się na sprzedaż dodatkowych 21 proc. PZU w emisji publicznej. W październiku 2001 podpisano drugi aneks do umowy o sprzedaży mówiący, że Eureko może kupić bezpośrednio od skarbu państwa 21 proc. PZU pod warunkiem otrzymania do końca 2001 odpowiednich zgód. Tych zgód inwestor nie otrzymał.

Obecnie Eureko ma 33 proc. minus jedna akcja PZU - m.in. przejęło walory zakupione przez Bank Millennium - i od dawna domaga się realizacji aneksu do umowy prywatyzacyjnej z 2001 roku. Skarb Państwa ma wciąż 55 proc. akcji PZU.

Przypomnę, że tuż po wyborach Platforma krytykowała decyzje odchodzącego rządu, o odstąpieniu od umowy prywatyzacyjnej z 1999 roku, na podstawie, której holenderski koncern stał się akcjonariuszem PZU.

Wkrótce po zaprzysiężeniu nowego gabinetu, listopadzie ubiegłego roku Eureko zwróciło się do ministra Grada z deklaracją gotowości do rozmów o rozwiązaniu sporu, a minister skarbu w wywiadzie dla Gazety Wyborczej mówił, że sprawa wymaga większego zastanowienia w gronie rządowym, choć on sam jest zwolennikiem negocjacji z Eureko.

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Konflikt-o-PZU-Eureko-chce-rozmawiac-z-nowym-ministrem-skarbu-1666513.html

Kilka dni wcześniej, 22.11.2007r. pan Grad stwierdził : "Przygotowujemy w tej chwili bilans otwarcia dotyczący PZU i relacji z Eureko, w związku z toczonym sporem" - powiedział minister. MSP zleciło prawnikom, aby przedstawili ocenę działań poprzedniego kierownictwa ministerstwa, takich jak odstąpienie od umowy prywatyzacyjnej i żądanie wykreślenia Eureko z księgi akcyjnej PZU. Uważam, że te dwa ruchy zdecydowanie osłabiają naszą pozycję w tym sporze, ale chce, aby to prawnicy odpowiedzieli, czy nam to pomaga, czy szkodzi" - podkreślił Grad.

Na pytanie, czy MSP widzi PZU na giełdzie po rozwiązaniu sporu i czy dopuszcza wprowadzenie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) jako dodatkowego inwestora, minister odpowiedział: "To może być efektem końcowym ewentualnych negocjacji". Dodał, że osobiście jest ich zwolennikiem.

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Grad-Spotkanie-z-Eureko-ws-PZU-w-najblizszych-tygodniach-1672546.html

Wkrótce po tym minister Grad spotkał się z Kazimierzem Marcinkiewiczem, dyrektorem w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR), aby omówić możliwości uczestnictwa banku w rozwiązaniu konfliktu wokół PZU. Marcinkiewicz deklarował wcześniej, że EBOR mógłby wziąć udział w rozwiązaniu sporu z inwestorem w PZU, holenderskim koncernem Eureko.

http://www.wirtualnemedia.pl/article/2152123_MSP_przedstawi_propozycje_rozwiazania_sporu_z_Eureko_ws._PZU.htm

Jak wynika z zapisu pkt. 5 "Memorandum Negocjacyjnego" , podpisanego w dniu dzisiejszym, strony już porozumiały się o dopuszczeniu EBOR.

Eureko przyjmuje do wiadomości i akceptuje zaproszenie Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju do przygotowania Stronom własnej propozycji rozwiązania sporu pomiędzy Skarbem Państwa a Eureko. Ewentualne zaangażowanie EBOR w negocjacje pomiędzy Stronami, w szczególności w charakterze strony porozumienia, jakie mogłoby zostać zawarte lub w charakterze mediatora, będzie możliwe wyłącznie za wspólną zgodą Skarbu Państwa Rzeczypospolitej Polskiej i EUREKO B.V."

http://www.msp.gov.pl/index_msp.php?dzial=29&id=3596

Dlaczego obie strony przystają na wprowadzenie do sporu EBOR i to w charakterze strony?

Trzeba cofnąć się pamięcią do roku 2005, gdy ujawniono protokoły z przesłuchań przed sądem arbitrażowym w Londynie. Wynikało z nich, że Eureko nigdy nie miało prawa do kontroli nad PZU, a umowa prywatyzacyjnej nie zawierała żadnych postanowień na temat oddania kontroli nad PZU tej spółce. Eureko wynegocjowało natomiast uprzywilejowaną liczbą członków w Radzie Nadzorczej w stosunku do posiadanego udziału. Wiceprezes Eureko Ernst Jansen, podczas składania zeznań mówił o rozmowach z politykami i urzędnikami z okresu sprzed podpisania umowy i jak mu się wydaje, na tej podstawie, Eureko powinno mieć zagwarantowaną kontrolę nad PZU. Ernst Jansen przyznał wówczas, iż wejście PZU na giełdę oznacza przejęcie kontroli przez Eureko nad PZU. A ugoda i udział EBOiR w objęciu akcji miały wprowadzić opinię publiczną w błąd. Na pytanie Francois-Poncet z kancelarii Salans o wyjaśnienie zdania z zeznań Ernesta Jansena , iż „ „Przedstawiciele skarbu państwa wciąż powtarzali, że powinniśmy mieć także świadomość, że zważywszy na ograniczenia praw głosu, jakie wynegocjowaliśmy, w zasadzie przejęlibyśmy kontrolę nad spółką po ofercie publicznej, nawet gdybyśmy nie dokupili kolejnych akcji" , wiceprezes Eureko odpowiedział :

- Kiedy jest się właścicielem 30 proc. udziałów w spółce, której 5 proc. należy nadal do skarbu państwa, a reszta jest porozrzucana po innych firmach i w ofercie publicznej nikt nie może zgromadzić samodzielnie wielkiego pakietu akcji, właściwie nie trzeba kupować zbyt wielu akcji, by mieć faktyczną kontrolę nad spółką. I to właśnie miałem tu na myśli. Sądzę, że mieli rację, mówiąc to nam, bo właśnie, dlatego domagaliśmy się ograniczeń praw głosu innych akcjonariuszy. Pomysł, o jakim wówczas dyskutowaliśmy, polegał na wprowadzeniu EBOiR i IFC. EBOiR i IFC miały wejść do PZU jak najszybciej i kupić dość akcji, by pozbawić Skarbu Państwa udziału większościowego. Te akcje miały pochodzić z obiecanej nam 21-proc. transzy, więc nasz udział w niej by się zmniejszył. W ten sposób odpadłby wielki polityczny problem dla skarbu państwa, bo mogliby wtedy powiedzieć: "Nie oddajemy większości spółki tym obcokrajowcom", i natychmiast ustabilizowałoby to sposób zarządzania spółką. Bardzo logiczne jest to, że EBOiR postawił ten warunek, bo wraz z IFC skorzystaliby na tym rozwiązaniu. Nie byłoby szybkiej oferty publicznej. Na pewno zaś potraktowaliby oni ofertę publiczną jako sposób wyjścia z inwestycji.

Dla Eureko wystarczy 30% akcji, plus rozproszony lub sprzyjający akcjonariat (EBOiR), by pozbawić Skarb Państwa 51% udziałów. Zatem udział EBOiR jako przyzwoitki miał zapewnić pełen kamuflaż. Plan zawarcia ugody z Eureko, z udziałem EBOR był realizowany przez ówczesnego ministra skarbu w rządzie Belki, Jacka Sochę. Po wyborach 2005r rząd PIS odrzucił ten zamysł i skoncentrował się na procesie przed sądem arbitrażowym w Londynie dowodząc, iż to przedstawiciele Eureko złamali wielokrotnie umowę, a Skarb Państwa nie ma wobec Eureko żadnych zobowiązań sprzedaży dodatkowych akcji PZU.

"Memorandum Negocjacyjne" rządu Tuska, nie jest niczym innym jak powrotem do koncepcji ministra Sochy i zmierza do pozbawienia Skarbu Państwa większościowego udziału w PZU. Stało się to możliwe, gdy dyrektorem EBORU został Kazimierz Marcinkiewicz, a jego „zbliżenie" do polityków Platformy miało swój wymierny i konkretny cel. Dzisiejsza ugoda jest tak naprawdę aktem ogromnej, wielomiliardowej darowizny na rzecz Eureko, które, dzięki pośrednictwu EBORU ma stać się właścicielem pakietu większościowego PZU.

To, co minister Grad wieści jako sukces ugodowej polityki rządu stanie się jednym z największych „przekrętów" III RP.

Nie dziwi mnie indolencja dziennikarzy, którzy na dzisiejszej konferencji prasowej pana ministra z cynicznym uśmieszkiem chłonęli „rewelacje" o „aferalnym charakterze" umorzenia 700 tys. długu PC. Wobec afery, jaką zmontował nam w ciągu tych trzech miesięcy „zaradny" minister Grad, ta „zasłona dymna" okazała się niezwykle skuteczna.

Czy ktoś zapytał pana Grada - po co w „Memorandum" obecność EBOR-u?

protokoły przesłuchań na podstawie:

PolandSecurities Emerging Market

piątek, 15 lutego 2008

J&S – KONTAKT ZABRONIONY ?

Wypada pewnie wierzyć Grzegorzowi Zambrzyckiemu , Prezesowi Zarządu J&S Energy S.A., że pracownicy tej spółki nie spotykali się z wicepremierem Pawlakiem w sprawie kary nałożonej przez ARM i nie starali się wpływać na jego decyzję w tej sprawie. „Zarząd wyraźnie zakazał im kontaktowania się osobami ze świata polityki. „ - głosi oświadczenie władz Spółki.

http://www.sprawajands.pl/index.php?j=138

Najwyraźniej pan Zambrzycki musiał wyczytać „między wierszami", że zarzuty dotyczą osobistych spotkań z ministrem Pawlakiem, gdyż w artykule Rzeczpospolitej ( Byli politycy PSL na etatach w J&S), próżno szukać takich stwierdzeń.

Wierzę, że nikt nie musiał tego robić, gdyż związki Spółki z Ministerstwem Gospodarki i ludźmi PSL u mają charakter całkiem oficjalny i trwają od wielu lat.

- Czy przedstawiciele J&S spotykali się z Waldemarem Pawlakiem? Odpowiadamy: Nie. I to właśnie jest skandalem.

W naszej ocenie Minister Gospodarki powinien spotykać się z przedstawicielami gospodarki, czyli biznesem, w każdej ważnej sprawie. - pytają dramatycznie i udzielają sobie odpowiedzi panowie Gorzeliński i Kasprów, na znanym blogu „nieustraszonych obrońców J&S" http://blog.marazm.pl/?p=152

I ja tak uważam. To skandal, że minister Pawlak ogranicza swoje kontakty z J&S do pośrednictwa urzędników i partyjnych kolegów, zamiast osobiście bywać na Placu Marszałka Piłsudskiego. Z drugiej strony - nie jest tak źle, jak przedstawiają to panowie dziennikarze i Prezes Zarządu J&S, a sama Spółka nie jest pozbawiona możliwości dotarcia do ministerialnych szczytów.

Skąd to wiemy?

Jak informuje strona internetowa Spółki, w jej zarządzie zasiada 5 osób:

Zbigniew Kędzierski - Prezes Zarządu

Bożena Krzemińska - Członek Zarządu

Krzysztof Forycki - Prokurent, Dyrektor ds. Administracji i Rozwoju

Tomasz Krzyżewski - Prokurent, Dyrektor Obrotu Energią

Aleksander Birman - Prokurent

http://www.jac-entra.pl/?lang=PL&pid=1&aid=69

Spółka jest członkiem kilku organizacji i stowarzyszeń, w tym Towarzystwa Obrotu Energią (TOE) oraz Izby Gospodarczej Energetyki i Ochrony Środowiska. Jak przystało na firmę, której szef Jarek Astramowicz to Amerykanin ( J&S Energy to spółka należąca do Mercuria Energy Trading Sp. z o.o., która jest spółką zależną Mercuria Energy Group Ltd,) , jest również członkiem Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce.

Powstałe w 2003r Towarzystwo Obrotu Energią , w ramach swojej dzielności prowadzi zespoły zadaniowe, w tym Zespół ds. EFET , którego celem jest ujednolicenie i wdrożenie w Polsce, funkcjonującej w wielu krajach Unii standardowej umowy zakupu/sprzedaży energii elektrycznej. Przewodniczącym tego zespołu jest Tomasz Krzyżewski - prokurent i dyrektor obrotu energią J&S Energy.

W maju 2007 roku Paweł Dominik, Specjalista ds. Handlu Mercuria Energy Trading Sp. z o.o. został członkiem Zespołu Zadaniowego TOE ds. Giełdy, a Iwona Kozibroda, Specjalista ds. Handlu Mercuria Energy Trading Sp. z o.o. członkiem Zespołu TOE ds. Modelu Rynku Energii Elektrycznej.

http://www.toe.pl/cache/2/40/240/_2005/08/12_/247.html

TOE organizuje wiele imprez i konferencji branżowych z udziałem przedstawicieli Ministerstwa Gospodarki oraz otrzymuje z Ministerstwa projekty aktów prawnych, celem ich opiniowania. Uwagi, zgłaszane przez członków TOE, są często bardzo szczegółowe, jak w przypadku Projektu ustawy o zmianie ustawy - Prawo energetyczne, ustawy - Prawo ochrony środowiska oraz ustawy o planowaniu. Najczęstszymi gośćmi na konferencjach organizowanych przez TOE jest Zbigniew Kamieński - dyrektor Departamentu Energetyki MG i Jan Bogolubow, z-ca Dyrektora Departamentu Energetyki MG.

Inną organizacją, poprzez którą J&S Energy ma możliwość kontaktów z urzędnikami MG jest Izba Gospodarcza Energetyki i Ochrony Środowiska, organizator targów i konferencji w branży energetycznej. Prezesem Zarządu Izby jest Jacek Socha - minister skarbu w rządzie Belki, wieloletni przewodniczący Komisji Papierów Wartościowych i Giełd.

http://www.igeos.kei.pl/authorities.php

Nie sądzę też, by politykom PSL nie był znany Zbigniew Kędzierski - Prezes Zarządu Mercuria Energy Trading, który przez wiele lat (1995-2001) był członkiem Zarządu i wiceprezesem Zarządu Polskich Sieci Elektroenergetycznych S.A. .

http://www.pse.pl/01/?branch=010111

Tej samej Spółki Skarbu Państwa, w której Prezesem od 2001r został Stanisław Dobrzański, a w jej władzach zasiadało wielu ludzi związanych z ludowcami.

Tak już zresztą jest w sektorze energetycznym, że od lat 90 - tych przewijają się w nim te same osoby, zajmując jedynie różne stanowiska. Wystarczy porównać składy władz TOE, IGEiOŚ, PSE czy Urzędu Regulacji Energetyki by zauważyć, że mamy do czynienia z „dobrymi znajomymi".

By pocieszyć , zmartwionych bezdusznością ministra Pawlaka, panów Kasprówa i Gorzelińskiego przypomnę, że Prezes PSL -u miał jednak okazję spotkać się z przedstawicielami J&S Energy, a nawet usłyszeć od nich podziękowania za wspaniałomyślną decyzję o uchyleniu kary ARM.

Całkiem niedawno, bo 09 stycznia br. minister Pawlak spotkał się z biznesmenami, zrzeszonymi w Amerykańskiej Izbie Handlowej, której członkiem jest również Mercuria Energy Trading. Fotograficzną relację z tego spotkania przynosi strona internetowa AIH.

http://amcham.pl/index.php?mod=page&page=meeting_2008_01_09

Szacowna ta organizacja dyplomatycznie milczy na temat listy zaproszonych gości i przebiegu spotkania, ale wierzę, że władze J&S nie bojkotują takich okazji.

Nie jest, więc chyba tak źle z rozwiązywaniem „ważnych spraw biznesu" ?

środa, 13 lutego 2008

SKOK NA PRAWO

Znaczenie, jakie rząd Tuska nadaje zmianie ustawy o prokuraturze, nazywając tę inicjatywę rewolucyjną reformą, wydaje się zabiegiem mocno naciąganym.

http://www.rp.pl/artykul/91775.html

Ponieważ nie wierzę, obserwując szkodliwą działalność ministra Ćwiąkalskiego, by u podstaw wprowadzenia nowych regulacji leżała chęć odpolitycznienia prokuratury i usprawnienia jej działalności, przyglądam się tym zabiegom z rosnącym sceptycyzmem.

Całość „rewolucyjności" zmiany ustawy o prokuraturze, sprowadza się w praktyce do powołania urzędu Prokuratora Generalnego oraz powoływania szefów prokuratur okręgowych i rejonowych na kilkuletnie kadencje. Likwiduje się prokuratury apelacyjne. W zamyśle twórców nowelizacji ustawy, ma to zagwarantować niezależność prokuratury i uwolnienie jej od wpływów politycznych.

Podobną do projektu ministerialnego propozycję zmian, jako inicjatywę poselską, złożył klub SLD.

Oba środowiska słynną ze szczególnie pojmowanego szacunku do prawa i zasad jego stosowania - warto bliżej przyjrzeć się tym propozycjom, tym bardziej, że mają realne szanse na uchwalenie, nawet wbrew sprzeciwowi opozycji.

O konieczności rozdzielenia funkcji Prokuratora Generalnego od stanowiska ministra sprawiedliwości mówi się od dawna, upatrując w tym rozwiązaniu panaceum na niezależność organu prokuratury. Czy na pewno taki efekt zostanie osiągnięty?

Prokurator Generalny, wybierany na 7 letnią kadencję ma być praktycznie nieusuwalny. Jego wybór przez Prezydenta, z dwóch kandydatów zgłoszonych przez Krajową Radę Prokuratorów i Krajową Radę Sądownictwa stanie się pozornym przywilejem głowy państwa.

Brak umocowania tego urzędu Konstytucji (tak jak dzieje się to w wielu dojrzałych systemach prawnych) sprawia, że niezależność Prokuratora staje się iluzoryczna, podlega on, bowiem ocenie dokonywanej corocznie przez Sejm i Senat i jest opiniowany przez ministra sprawiedliwości. Odrzucenie sprawozdania uprawnia premiera do wnioskowania o odwołanie Prokuratora.

Niebezpiecznym postulatem jest powołanie Krajowej Rady Prokuratorów - kolejnej organizacji korporacyjnej, która w już i tak szczelnie zamkniętym systemie zawodów prawniczych stałaby się potężnym, wpływowym lobby. W praktyce, poprzez wnioski o nominacje prokuratorskie i szerokie uprawnienia konsultacyjne to właśnie KRP staje się faktycznym organem decyzyjnym w zakresie polityki karnej.

Zupełną fikcją, jest również rzekome wzmocnienie pozycji prokuratora rejonowego czy okręgowego. Jeśli w projekcie ustawy proponuje się, że „prokurator przełożony będzie mógł wydawać, wiążące prokuratorów podległych, wytyczne dotyczące sposobu postępowania w poszczególnych rodzajach spraw lub w konkretnej sprawie. Wytyczne w konkretnej sprawie nie będą mogły jednak przybrać formy polecenia dotyczącego treści czynności procesowej." - to nie zmienia się niczego z dotychczasowej praktyki nadzoru i zależności służbowej. Bez zmian, pozostaje również możliwość uchylenia każdej decyzji prokuratora podległego, przez jego przełożonego. Znając serwilistyczny stosunek prokuratorów wobec każdej władzy nadrzędnej, można mieć uzasadnione wątpliwości, czy teoria zaproponowana w ustawie, w praktyce nie okaże się pospolitym instrumentem nacisku.

Co zatem może zmienić ta ustawa i po co jest forsowana? Kto na niej skorzysta?

Pierwszą korzyścią jest oczywiście sam urząd Prokuratora Generalnego, gdzie swoje miejsce może upatrywać wielu dotychczasowych piewców systemu rozwiązłości prawa karnego. To doskonałe zwieńczenie kariery dla panów Zolla, Gardockiego czy Safjana, a niewykluczone, że sam docent Ćwiąkalski może myśleć o objęciu tej funkcji. Siedmioletnia kadencja, wysokie apanaże i praktyczna arbitralność działania, czyni z tej funkcji bardzo pożądaną posadę.

Oddzielenie urzędu PG od rządu, da temu ostatniemu możliwość „pozbycia się" całej, często krytykowanej sfery polityki karnej. Dla rządu Tuska może to oznaczać realną korzyść, w postaci skanalizowania niezadowolenia społecznego i skierowania go na urząd PG, który i tak przecież nie podlega osądowi społeczeństwa. Ponieważ formalnie rząd nie będzie miał wpływu na działalność prokuratury, w tym wpływu na zakres i rodzaj podejmowanych śledztw - zawsze pomocnym okaże się argument, że samodzielna i samorządna prokuratura kieruje się wyłącznie literą prawa, a nie np. doraźnym interesem politycznym.

Za ewentualne skutki społeczne takiego układu, w postaci np. wzrostu przestępczości czy zaniechaniu ścigania niektórych przestępstw przy jednoczesnym zaostrzeniu stosowania innych przepisów odpowie, niedosięgły dla obywatela (choćby poprzez kartę wyborczą) Prokurator Generalny. Uwolnienie rządu z odpowiedzialności za stan bezpieczeństwa obywateli, może z pozoru wydawać się regulacją sensowną. Jednak tylko do chwili, gdy założymy, iż obu tym organom - PG i rządowi chodzi wyłącznie o dobro obywateli, a nie np. o załatwianie własnych interesów czy „dożynanie watah".

Dla następców, rząd PO-PSL pozostawi swoistego „konia trojańskiego" w postaci wszechwładnej Krajowej Rady Prokuratorów i samego PG. Zakładając, (co można uczynić z dużą dozą prawdopodobieństwa), że instytucje te zostaną zdominowane przez ludzi obecnego układu władzy, jest oczywiste, że w przypadku zmiany ekipy rządowej, będą oni nadal realizować „wytyczne" poprzedników. Jakiekolwiek próby zaostrzenia polityki karnej, czy zmiany niektórych jej aspektów mogą się okazać niemożliwe do przeprowadzenia.

Poparcie, jakie tym regulacjom udzielają środowiska lewicowe oraz tzw. autorytety prawne, skompromitowane forsowaniem przepisów, które doprowadziły do wzrostu przestępczości i ochrony interesów przestępców - nakazuje wielką rezerwę i sceptycyzm wobec proponowanych zmian. Zamiast „rewolucji" Ćwiąkalskiego wolałbym uczciwego ministra i stosowanie prawa w interesie obywateli. To byłaby dopiero prawdziwa rewolucja!

wtorek, 12 lutego 2008

PYTANIA PRZED ANEKSEM

Codzienne występy pana Komorowskiego w telewizji przestają już dziwić. Choć zapowiedź nasłania prokuratorów na własnych kolegów-posłów, nie mieści się w standardach działań marszałka sejmu i jest raczej efektem osobistych frustracji pana Komorowskiego, niż sensownym działaniem w celu ochrony porządku prawnego. Prawdopodobnie, jak ze wszystkimi działaniami polityków Platformy, tak i z tego zawiadomienia nic nie wyniknie, a sprawa zostanie umorzona, jednak nerwowość działania pana marszałka warta jest chwili zastanowienia. Nie sądzę też, by warto było zajmować się sprawą, która została przez polityków Platformy i funkcyjnych dziennikarzy rozdmuchana, wyłącznie w celu odwrócenia uwagi od zdarzeń istotnych. Bardziej interesuje mnie - co sprawia, że pan Komorowski, codzienny gość wielu mediów, z tak wielkim zapałem i rewolucyjną żarliwością tropi rzekome afery z okresu rządów PIS-u i zdaje się zachowywać jak człowiek, który uciekając do przodu, chce uciec od prawdy?

- Muszę zobaczyć aneks przed publikacją - oświadcza Komorowski, tuż po informacji Prezydenta, że rozważa on ujawnienie aneksu do Raportu z weryfikacji WSI

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,wid,9631868,wiadomosc.html?ticaid=1557b

I dodaje : Nie wyobrażam sobie, żeby pan prezydent nie zechciał wykonać ustawy. Ustawa jest jednoznaczna, jeżeli pan prezydent zamierza opublikować raport, to oczywiście z mocy ustawy musi on najpierw trafić także do marszałków Sejmu i Senatu.

Reakcję pana Komorowskiego wywołały słowa Prezydenta Kaczyńskiego, wypowiedziane w związku z koniecznością przesłania aneksu: powstaje pytanie z punktu widzenia celowościowej wykładni prawa. Jeżeli panowie marszałkowie nie mają tu żadnych kompetencji, to niby dlaczego raport ma być przesłany - powiedział Lech Kaczyński.

http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,statp,cG93aWF6YW5l,wid,9627641,wiadomosc.html

Opinia jaką Komorowski ma już wyrobioną o raporcie: „Raport o likwidacji WSI był powodem nieszczęść, kłopotów i wstydu dla Polski", świadczy, że również aneks spotka się z podobną oceną. Skoro jednak Raport Macierewicza to dokument źle sporządzony i szkodliwy dla Polski, można spytać - dlaczego panu marszałkowi tak mocno zależy na jego lekturze, przed oficjalnym opublikowaniem dokumentu? Czy to „przebieranie nogami" jest efektem politycznej ciekawości czy może pospolitego...lęku?

Przypomnę słowa Antoniego Macierewicza sprzed kilku dni :

- Marszałek Komorowski przez lata chronił ludzi z WSI i powinien za to ponieść odpowiedzialność.

http://www.tvn24.pl/-1,1538089,wiadomosc.html

Zgodnie z dziennikarską zasadą obiektywizmu i rzetelności, ta wypowiedź Macierewicza nie zainteresowała żadnej osobistości świata mediów i przepadła w odmętach ulubionego show dla gospodyń domowych i wyborców PO, pod stałym tytułem - „Tropimy afery PIS-u".

O związkach Komorowskiego ze służbą, którą potem wielokrotnie bronił, mówiło się już od roku 2000, gdy wybuchła afera z podsłuchiwaniem posłów z sejmowej komisji obrony.

Informował o tym w październiku 2007r. WPROST

http://www.wprost.pl/ar/115649/WSI-inwigilowaly-poslow/

Zarzucano wówczas Komorowskiemu, że jako minister obrony wiedział o podsłuchiwaniu posłów przez WSI i sam korzystał z tej wiedzy. Podsłuch stosowano w czasie, gdy ważyły się losy kilku niezwykle intratnych kontraktów rządowych na zakup sprzętu wojskowego. WSI pilnując interesów „swoich" firm, miał dzięki temu wiedzę o podejmowanych decyzjach, a wykorzystując informacje z podsłuchów, mógł wpływać na decyzje posłów.

Opis związków Komorowskiego z WSI znalazł się również w krytykowanym przezeń Raporcie z weryfikacji WSI, o czym pisałem niedawno, pytając - Kto grozi Paluchem Marszałkowi Komorowskiemu?

Przypomnę, że w roku 1993 r. kontrwywiad WSI uzyskał, poprzez współpracownika o pseudonimie „TOMASZEWSKI"( znajomego Komorowskiego z czasów internowania), informację że obywatel francuski Julien Demol próbował dotrzeć do osób z administracji państwowej (wiceminister Bronisław Komorowski, Maciej Rayzacher, Jerzy Milewski) oraz wysokich oficerów WP. WSI i UOP oceniły, że istnieją przesłanki wskazujące na związki J. Demola z obcymi służbami specjalnymi. Ta sytuacja posłużyła WSI jako pretekst do podjęcia rozpracowania Komorowskiego i Rayzachera. WSI interesowało się również kontaktami finansowymi Komorowskiego i Rayzachera z płk. Januszem Paluchem, który prowadził tzw. „działalność parabankową". Pieniądze Palucha pochodzić miały z nielegalnych transakcji: handlu bronią, narkotykami. Paluch twierdził, że posiada kontakty z mafią ze Wschodu i proponował WS „Tomaszewski" wspólne przedsięwzięcie polegające na handlu bronią, narkotykami i materiałami promieniotwórczymi. Działalność „banku" miała służyć do prania tak uzyskanych pieniędzy. Komorowski i Rayzacher zainwestowali w przedsięwzięcie Palucha 260 tys. DEM. Po upadku „banku" Palucha, odzyskaniem pieniędzy Komorowskiego miał zająć się kontrwywiad wojskowy. Czy pieniądze odzyskano i jaką cenę zapłacił pan Komorowski za tę pomoc - o tym raport milczy.

Może ciąg dalszy tej historii zawarty jest w aneksie, a ówczesne związki Komorowskiego z WSI przetrwały próbę czasu? Trudno wyobrazić sobie, by służba kontrwywiadu wojskowego udzielała bezinteresownej pomocy politykowi, nie żądając niczego w zamian.

Jest w związku z tą sprawą wiele pytań, które należałoby postawić marszałkowi sejmu:

- Skąd pochodziły tak znaczne środki, jakie zainwestował w „bank Palucha"?

- Czy odzyskał te pieniądze, dzięki pośrednictwu oficerów WSI?

- Czego zażądano w zamian za tę przysługę?

- Co łączy pana Komorowskiego z pułkownikiem Aleksandrem L. byłym szef Zarządu I Szefostwa WSW

- Jaki jest związek płk. Aleksandra L, ze zdarzeniem z roku 2004, gdy syn marszałka Komorowskiego został potrącony przez samochód jednego najbogatszych Polaków, który jechał w obstawie dwóch lancii BOR z pokazu Ferrari w hotelu Victoria i z jakich powodów zatuszowano to zdarzenie ?

Nie sądzę, by ktokolwiek z dziennikarzy, wysłuchujących codziennych tyrad pana Komorowskiego, zechciał zadać mu te pytania. Zapewne doskonale pamiętają, że już w październiku 2007r. przyszły marszałek podzielił ich na „lepszych" i „gorszych" , obiecując, że tylko ci „lepsi" dostaną upragnione akredytacje.

http://www.tvn24.pl/12690,1526241,wiadomosc.html

Kiedy więc pan marszałek sejmu zechce podzielić się z nami wiedzą o swoich związkach z WSI? Po ukazaniu się aneksu, może być już za późno na szczere wyznania.

poniedziałek, 11 lutego 2008

RELIGIA – OPIUM SŁUŻB

Cokolwiek by nie powiedzieć na temat współczesnych dziennikarzy, nie można im odmówić, że są ludźmi szczerze religijnymi i praktykującymi. Napisane jest, bowiem w Dekalogu - pamiętaj abyś dzień święty święcił.

A skoro tak zostało nakazane, nie wypada przecież, by pracownicy mediów nadużywali dnia pańskiego, nawet w tak szczytnym celu jak obrona Ojczyzny przed wewnętrznym zagrożeniem. Gdy przed kilkoma dniami byliśmy świadkami zmasowanej, totalnej akcji medialnej, w obronie zagrożonej demokracji i bezpieczeństwa Polski, zapewne nie bez znaczenia okazał się fakt, że „utrata kontroli nad kontrwywiadem i groźba start ludzkich" odbywała się w dzień powszedni. Takoż i politycy, zaniepokojeni losem bezpieczeństwa Polski, mogli sobie pozwolić na wywiady i wypowiedzi, gdy nie obarczał ich sumień obowiązek uszanowania niedzieli.

Nie potrafię, bowiem wytłumaczyć sobie innego powodu milczenia tych szacownych gremiów, gdy obiegła dziś Polskę informacja, że Antoni Macierewicz złożył w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez kierownictwo Służby Kontrwywiadu Wojskowego, zarzucając służbom „niedopełnienie obowiązków, przekroczenie uprawnień, pomówienie, fałszywe oskarżenie, manipulowanie dokumentami i zeznaniami, stosowanie bezprawnych gróźb oraz wprowadzenie w błąd najwyższych organów państwa." W sumie ponad 30 poważnych zarzutów.

http://wiadomosci.onet.pl/1689419,11,item.html

Biorąc pod uwagę, że poseł Macierewicz jest byłym szefem SKW i w swoim zawiadomieniu powołuje się na oświadczenia szefowej archiwum i wiceszefa biura ekspertyz i analiz SKW, zarzuty złamania prawa przez obecne kierownictwo tej służby, muszą brzmieć wiarygodnie, a na pewno nie da się ich zlekceważyć. Oznacza to, że generał Reszka może działać na szkodę państwa polskiego i prowadzi w służbach kontrwywiadu działalność przestępczą. Szczególnie groźnie brzmi zarzut wprowadzania w błąd organów państwa.

Gdy skonfrontować zawiadomienie Macierewicza z alarmami posła Zemke, wołającego, że :

- Mamy do czynienia z częściową utratą kontroli na Służbą Kontrwywiadu Wojskowego. -

http://wiadomosci.onet.pl/1687978,,,,,1245503,8711,itemspec.html, sytuacja staje się naprawdę groźna. Przypomnę jedynie, że ubiegłotygodniowy „czerwony alarm", miał związek również z zawiadomienie o przestępstwie, tyle, że złożonym przed dwoma tygodniami przez gen. Reszkę. Medialny show, jakiego byliśmy wówczas świadkami omal nie doprowadził do odwołania wizyty Tuska w Moskwie. Drżące z emocji głosy polityków i święte oburzenie generała Dukaczewskiego świadczyły, że Polska znajduje się w głębokim kryzysie, a działalność służb kontrwywiadu zagraża naszemu bezpieczeństwu.

Dzisiejsza informacja Macierewicza to prawdziwy news, podany na bieżąco, bo zawiadomienie byłego szefa SKW wpłynęło do prokuratury 07 lutego br.

I co? Gdzie media, gdzie dziennikarze i politycy, wypytujący o szczegóły, wołający o skandalu, groźbie strat ludzkich? Rzecz dotyczy przecież sprawy najważniejszej z punktu widzenia bezpieczeństwa wewnętrznego, dotyczy urzędującego szefa służby, oszukiwania organów państwa. Jeśli media milczą, jeśli milczą dziś politycy - czy nie stanowi to dowodu, że, przykazania Dekalogu są najwyższym dla nich nakazem normą, której nic nie jest w stanie podważyć. Budujące, chociaż ....straszne.

Wyobraźmy sobie, że jakieś tajne lub jawne służby przygotowują zamach stanu, chcąc przejąć kontrolę nad rządem Tuska i zaprowadzić w Polsce dyktaturę agentów. Jest wielce prawdopodobne, że jeśli uczynią to w niedzielę, nawet pies z kulawą nogą nie kiwnie palcem, by choćby zawiadomić o tym społeczeństwo, a zamachowcy przejmą władzę bez jednego wystrzału. Wykorzystując.... wierność zasadom, płynącym z Dekalogu. Już dawno przecież jeden ze światłych mężów lewicy zauważył, że religia to opium dla ludu. Jak tu nie wierzyć klasykom?

Apeluję, zatem - panowie dziennikarze, politycy, obrońcy demokracji i praw obywatelskich, cieszy nas szaraczków, że normy moralne są dla was najwyższą wartością i wierni nakazom religii świętujecie niedzielę, wolni od trosk codzienności. Jednak dzisiejsze rewelacje posła Macierewicza, zawiadomienie o poważnym przestępstwie popełnionym przez szefa SKW, powinny was skłonić do odstąpienia od świątecznego lenistwa i zdecydowanej, mocnej reakcji.

Do piór, do studiów i agencji, do redakcji i drukarń! Jutro może być za późno!

piątek, 8 lutego 2008

WSI - REAKTYWACJA

W raporcie Macierewicza opisano działalność nie chłopów ze WSI, ale panów oficerów z Wydziału Sowieckich Interesów" - powiedział kiedyś niezrównany Jan Pietrzak.

A mnie dziś niezwykle ucieszyła informacja, że były szef SKW Antoni Macierewicz zdołał zabezpieczyć dokumenty ewidencji operacyjnej WSI, czyli spisu spraw operacyjnych, ich kryptonimów oraz listy osób, które ze służbami współpracują . Równie krzepiąca jest wściekłość generała Dukaczewskiego, który ze świętym oburzeniem komentował to wydarzenie.

http://www.tvn24.pl/0,1537972,wiadomosc.html

Gdy w listopadzie ubiegłego roku „Dziennik" zachłystywał się informacją o przewiezieniu archiwum WSI do siedziby BBN, miałem szczerą nadzieję, że zabezpieczono w nim również dokumentację agentury. Listopadowa Nocna zmiana planów skutecznie pokrzyżowała zamiary reaktywowania tej szkodliwej i skompromitowanej służby.

Tuż po przejęciu władzy, PO natychmiast przystąpiła do odbudowy służb specjalnych, postępując dokładnie według wzorca III RP. Inspirowane przez środowisko WSI nominacje kadrowe miały zapewnić przejęcie kontroli nad służbami przez ludzi układu Wałęsa - Kwaśniewski. Ale reanimatorom postkomunistycznego trupa, do pełnego szczęścia brakowało archiwum, do którego przez dwa lata mieli dostęp ludzie Macierewicza.

Twierdzenie Dukaczewskiego, jakoby zabezpieczenie archiwum WSI przez legalnie działający organ, jakim jest ich likwidator, stanowiło przestępstwo lub oznaczało utratę kontroli nad służbami jest wierutną bzdurą i szczytem cynizmu. Zgodnie z ustawą z dnia 9 czerwca 2006r.o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego, powstałych w miejsce WSI, miały one prawo nieograniczonego dostępu do dokumentacji tej służby.

Dotychczas Dukaczewski i spółka ograniczali się do organizowania wściekłej nagonki na Macierewicza i dyskredytowania jego Raportu o likwidacji. Dziś usłyszeliśmy kolejne, o wiele poważniejszy zarzut .

- Nie wiadomo, kto i po co te dane wykradł. By je sprzedać np. innym służbom? - pyta Dukaczewski a zaraz potem dodaje - „Polska musi powiadomić NATO o tym "wypadku nadzwyczajnym", bo jako członek NATO podlegamy kontroli w sprawie przechowywania tajnych dokumentów."

Zarzut, jakoby były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoni Macierewicz lub były premier Jan Olszewski mogli wykradać dane WSI, by następnie chcieć „sprzedać je innym służbom" jest tyleż absurdalny, co bezczelny..

Formułuje go człowiek, którego działalność jawna czy tajna dyskwalifikuje całkowicie, jako osobę wiarygodną i honorową. Można zapytać - jakiemu to obcemu wywiadowi, miałyby zostać ujawnione te dane? Jeśli Dukaczewski ma na myśli wywiad rosyjski, to chyba jedynie po to, by Rosjanie mogli poprawić błędy językowe w posiadanych już archiwach.

WSI, a wcześniej Informacja Wojskowa i II Zarząd WP, nigdy nie były polską służbą wywiadowczą. Stanowiły, bowiem bezpośrednie przedłużenie sowieckiego KGB i GRU.

Służba, kierowana przez Dukaczewskiego stanowiła jedyny w tej części Europy skansen komunistycznych dinozaurów, kierowany w sposób nieudolny, a co najważniejsze niezgodny z polską racją stanu. Dość przypomnieć, że to właśnie w strukturach WSI wykryto pięciu rosyjskich szpiegów, przy czym ich identyfikacji i aresztowania dokonało....ABW. Przez lata działalności w wolnej Polsce, WSI nie wykazała się żadnymi istotnymi osiągnięciami, koncentrując swoją aktywność w sferze handlu bronią z arabskimi terrorystami i mafią rosyjską oraz poszerzaniem zakresu wpływów politycznych i gospodarczych. Jednocześnie służba ta uwolniła się całkowicie od kontroli państwa i realizowała własne, partykularne bądź związane z określonymi grupami polityczno-biznesowymi interesy. Struktura organizacyjno - logistyczna WSI oraz skład personalny jej szefostwa pozostał niezmieniony od czasów PRL- u, a dokonywana przez postkomunistów tzw. reforma służb była jedynie zabiegiem kosmetycznym. Stan ten sprzyjał nieograniczonej penetracji WSI przez wywiad rosyjski i stanowił największe zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa.

Generałowi Dukaczewskiemu nie trzeba chyba przypominać, że w latach 1989 -90 miało miejsce systematyczne niszczenie akt WSW, jak i II Zarządu WP, dokonywane na ustne polecenie gen. Edmunda Buły, ostatniego szefa WSW, stalinowskiego funkcjonariusza Informacji Wojskowej. Spalono wówczas ponad 20 tys. akt, w tym większość archiwaliów Głównego Zarządu Informacji WP z lat 40. i 50 oraz wiele dokumentów operacyjnych z lat 1980 - 1990, które mogły świadczyć o zaangażowaniu kontrwywiadu wojskowego do rozpracowywania opozycji politycznej. Zniszczenie tysięcy teczek, pozwoliło wojskowym służbom specjalnym spać spokojnie i w III RP kreować się na służby niepodległego państwa. Archiwa WSW zostały najprawdopodobniej utrwalone na mikrofilmach, a te wywieziono do Moskwy. Nie wiadomo natomiast, co stało się z archiwum II Zarządu WP

Generał Witali Pawłow, szef rezydentury KGB w Warszawie w latach 1973-84, wspomina w swoich pamiętnikach: „KGB nie miało w Polsce agentów, a jedynie zaufanych ludzi wśród przyjaciół".

To jedno zdanie generała Pawłowa stanowi klucz do zrozumienia raportu o likwidacji WSI oraz roli tej służby w najnowszej historii III RP. Realną agenturę Rosjanie mieli w Kanadzie, Austrii, USA czy RFN. Natomiast w Polsce mieli krąg "przyjaciół", a w nim mniejszy krąg "zaufanych przyjaciół".

Jak NKWD, a później KGB i GRU werbowały tych "zaufanych przyjaciół"? Otóż rezydentura warszawska kwalifikowała ich na szkolenia do Moskwy do, kużni agentów GRU, tzw. Akademii Wojskowo - Dyplomatycznej. Takie szkolenia odbywali Izydorczyk, Malejczyk, Dukaczewski i wielu innych oficerów WSI. I to na nich Moskwa mogła liczyć do samego końca, szczególnie, od kiedy prezydentem na Kremlu został generał KGB - Władimir Putin.

By nie było wątpliwości, czemu i komu służył wywiad wojskowy, przytoczę fragment Instrukcji operacyjnej Zarządu II SG WP, Rozdział I - Zasady ogólne: Głównym zadaniem wywiadu wojskowego jest zdobywanie, opracowanie i przekazywanie kierownictwu Partii i Rządu materiałów i informacji wywiadowczych o przeciwnikach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i państw wspólnoty socjalistycznej".

Podpisał generał Czesław Kiszczak, dnia 30.11.1978 r.

Tak brzmi deklaracja zdrady i 50 letniej zbrodni sowieckiej okupacji, dokonywanej rękami tzw. oficerów LWP.

Powstały po wygranych wyborach „front obrońców WSI", złożony z ludzi SLD, PO, "Gazety Wyborczej", "Trybuny", TVN czy "Tygodnika Powszechnego" zadaje retorycznie brzmiące pytanie: jeżeli ktoś był na szkoleniu w Rosji, czy to oznacza, że był agentem?

Tak - odpowiadam, to oznacza, że był agentem sowieckich, a następnie rosyjskich służb wywiadowczych. Potwierdzenia takich informacji nie doczekamy się nigdy, a na pewno nie wcześniej, dopóki Rosja będzie prowadziła politykę kontynuacji mocarstwowych interesów.

Ludzie, opuszczający moskiewską Akademię nie kończyli kursu dyplomaty, archiwisty, czy oficera sztabowego. Zostali tam skierowani czy „zaproszeni", by odbyć szkolenie szpiegowskie i taki tylko był cel ich wyjazdu do Moskwy.

To, że do chwili obecnej są nadal obecni w polskim życiu politycznym, że pełnią w nim często ważne funkcje, że wywierają wpływ na jego kształt - stanowi hańbiącą „zasługę" elit politycznych, które nie miały dość odwagi lub woli, by zerwać z komunistyczną przeszłością.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że agentura WSI, pozyskana w latach PRL -u, prowadząca szkodliwą lub zgoła zdradziecką działalność w wolnej Polsce powinna został ujawniona i raz na zawsze zlikwidowana. Sądzę, że „troska" generała Dukaczewskiego dotyczy głównie tych ludzi, którzy przez ostatnie lata współuczestniczyli w przestępczej działalności WSI lub byli agentami wpływu, ulokowanymi we wszystkich niemal strukturach państwa. Determinacja i coraz większa arogancja tego środowiska ma swoje podłoże w lęku, że wiedza zdobyta przez likwidatorów WSI zostanie upubliczniona.

Nie sprawdziły się żadne alarmujące informacje, rozpowszechniane przez okres ostatnich dwóch lat, jakoby likwidacja WSI i ogłoszenie Raportu miały spowodować katastrofę dla polskich służb specjalnych i pozbawić nas zdolności kontrwywiadowczych. Nie sprawdziły się też groźby, że wyjawienie kilkudziesięciu nazwisk agentów narazi nas na kompromitację w oczach służb zachodnich czy amerykańskich. Przeciwnie - wściekłe reakcje Moskwy stanowiły dostatecznie mocny dowód, że likwidacja tej służby była ciosem w międzynarodową strukturę GRU i wzmocniła nasz system bezpieczeństwa.

Gdy na naszych oczach, dzień po dniu odbywa się niszczenie służb specjalnych i trwa spektakl reaktywacji układu WSI, trzeba spytać: gdzie znajdą się odważni dziennikarze, gdzie media, zdolne ujawnić faktyczne mechanizmy odradzania draństwa? Czy serwilizm i koniunkturalizm będą na zawsze wyznaczały dziennikarskie standardy?

Może ktoś powie panu Dukaczewskiemu, że jego czas się skończył, a on sam powinien odejść w polityczny niebyt, ze świadomością, że gdyby przyszło mu żyć w państwie prawa, jego generalskie szlify spadłyby dawno na bruk.

środa, 6 lutego 2008

TVN - GŁOS Z KREMLA

Temat, z którego TVN uczynił hit dnia to informacja, mająca już kilkuletni rodowód, wielokrotnie powtarzana, również w mediach. Ponieważ od poniedziałkowego wieczoru wszyscy zachłystują się tematem gazowej „umowy z rosyjską mafią”, spróbujmy przyjrzeć się kilku faktom i głównym bohaterom tej medialnej farsy.

Już 12 listopada 2003 „Wprost” donosiło:

- W lipcu i sierpniu 2003 r. przedsiębiorstwo ogłaszało trzy przetargi na dostawę 2 mld m3 gazu, chcąc kupić surowiec na rynku transakcji krótkoterminowych (tzw. gaz spotowy). Wybrano firmę Sinclair, która we wrześniu nie wywiązała się z umowy (PGNiG - jak się szacuje - straciło na tym 30 mln USD). Prezes PGNiG Marek Kossowski chciał robić interesy z Sinclairem, mimo że zastrzeżenia do rzetelności tej firmy zgłaszała m.in. ABW.[…….]

- Wprost" dotarł do notatki służbowej sporządzonej po spotkaniu (30 lipca 2003 r.) premiera Leszka Millera i prezesa Kossowskiego z Jurijem Bojką, prezesem Naftogazu Ukrainy. Bojko proponował wowczas PGNiG długoletnie dostawy gazu spotowego po 106 USD za 1000 m3, czyli o 20 proc. taniej, niż sprzedają nam go dziś Rosjanie. Jednak według ukraińskiej prasy, Naftogaz Ukrainy interesy prowadzi między innymi z Euralem Trans Gas - spółką, którą 5 grudnia 2002 r. założyli w niewielkiej wiosce Csapdi (50 km od Budapesztu) trzej obywatele Rumunii i izraelski adwokat Gordon Zeev (dysponowali kapitałem początkowym w wysokości zaledwie 12 tys. USD). W miejscu zameldowania Gordona Zeeva w Tel Awiwie zarejestrowana jest spółka Highrock Properties, prowadzona przez Igora Fishermana, ściganego listem gończym przez amerykańskie FBI, m.in. pod zarzutem wymuszania haraczy i prania brudnych pieniędzy (pisała o tym również "Gazeta Wyborcza"). W tle pojawia się jeszcze znajomy Fishermana Siemion Mogilewicz, jeden z najgroźniejszych rosyjskich gangsterów (również poszukiwany przez FBI), który swego czasu także miał współpracować z ukraińskim Naftogazem.

http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/EkonLit/51728.htm

Przed ponad rokiem o sprawie pisała prasa rosyjska.

http://www.europa21.pl/Article3638.html

A nawet, za „Gazetą Polską” , informowała strona internetowa UOP:

http://www.uop12lat.republika.pl/aktualnosci/media_o_sluzbach/media/listopad/1105_GP.htm

Również „Gazeta Finansowa” sygnalizowała sprawę:

http://www.fop.pl/news/news.php?id=876

O co chodzi w TVN -owskiej „aferze” i jakie jest tło podpisania feralnego kontraktu?

Obecność pośredników handlu gazem stała się dla rosyjskiego Gazpromu poważnym problemem. Aresztowanie rosyjskiego mafioza, którego działalność nigdy nie byłaby możliwa bez współpracy z GRU, może stanowić preludium nowej wojny gazowej między Rosją a Ukrainą, gdyż dyskredytuje RosUkrEnergo i wpisuje się w ostatnie próby wyeliminowania tego pośrednika. Kto na tym zyska? Premier Ukrainy J. Tymoszenko i forowana przez nią spółka Itera, również w samym Gazpromie są zwolennicy takiego rozwiązania. Kto straci? Rosyjscy i ukraińscy beneficjenci działalności RUE, a także... Wiktor Juszczenko, którego oskarża się o czerpanie korzyści z dotychczasowego układu. Niewykluczone, że osłabienie RUE jest w interesie Dmitrija Miedwiediewa, następcy Putina, który mógłby zdecydować się na „nowe otwarcie” w relacjach z Ukrainą, poprzez usunięcie pośredników (lub wprowadzenie nowych). Warto podkreślić, że Mogilewicza aresztowano tuż przed wizytami w Moskwie prezydenta i premier Ukrainy. Fakt ten daje nowe argumenty Julii Tymoszence, w walce o wyeliminowanie pośredników handlu gazem i niewykluczone, że ma ścisły związek z prawdopodobną rezygnacją Ukrainy z pomysłu wstąpienia do NATO Trzeba też pamiętać, że stroną polskiej umowy był NAK Naftogaz Ukrainy ( odpowiednik polskiego PGNiG) , będący udziałowcem Eural Trans Gas KFT.

Po co zatem, TVN wyciąga nagle ten „odgrzewany kotlet” i karmi nim pospólstwo, udając, jakoby trafił na trop niebywałej afery? W jakim celu dokonuje się precyzyjnie zaplanowanej operacji i sztucznie wywołuje „aferę”, o której wiedziały nawet sprzątaczki w gmachu ABW?

W kontekście informacji TVN pojawiają się nazwiska Millera, Barcikowskiego, Kossowskiego. Ludzi, którzy w roku 2004 utracili władzę na rzecz SLD -owskiej frakcji Kwaśniewskiego. To po przejęciu rządu przez Marka Belkę i dokonaniu wymiany szefów służb na ludzi Wałęsy i Kwaśniewskiego, doszło do zawarcia sojuszu cywilnego wywiadu (SB,UOP) z wywiadem i kontrwywiadem wojskowym (WSI).

Wspominałem o tym we wpisie Gwarant układu, twierdząc, że ostatnie zmiany personalne w służbach mają na celu odbudowę tego sojuszu.

Barcikowski, jak szef ABW dobrze wywiązał się wówczas ze swoich powinności, wskazując na zagrożenia ze strony firmę Sinclair , by dać alibi na zawarcie umowy z ETG. Zrobił swoje.

Ktoś, zatem ryzykując rozpętanie „afery gazowej”, stawia pod ewentualnymi zarzutami ludzi, którzy praktycznie od dawna nie liczą się w polskim życiu politycznym. Ludzi, których służby spisały na margines.

Oczywistym jest, że za podpisaniem kontraktu ze spółką Eural Trans Gas stały służby specjalne Rosji i polskie WSI, a wielu z bohaterów tych działań było agentami wpływu lub współpracownikami WSI. W tym sektorze, nie sposób wyobrazić sobie żadnej większej transakcji bez udziału wywiadu i byłoby naiwnością sądzić, że tym razem mogło być inaczej.

W roku 2003 szefem WSI był Marek Dukaczewski - bliski współpracownik Kwaśniewskiego, absolwent sowieckiej Akademię Wojskowo-Dyplomatycznej w Moskwie, kuźni agentów GRU, oficer II Zarządu Sztabu Generalnego WP, który obecnie po dojściu PO do władzy wykazuje szczególną aktywność, domagając się powołania komisji śledczej w sprawie rzekomych nieprawidłowości w procesie likwidacji WSI.

„Towarzysz z tej samej uczelni, którą i ja kończyłem” – jak wspomina go Wiktor Suworow, były oficer GRU.

Posłuchajmy dalej Suworowa, człowieka, który wie, co mówi o służbach:

- Ludzie szkoleni w Moskwie nigdy nie przestaną służyć Moskwie. Niezależne od tego, czy na Kremlu będzie zasiadał car, Putin czy gensek, oni zawsze będą niewolnikami Moskwy. Zależność ta jest zaprogramowana w mózgach wszystkich, których Moskwa wykształciła. Oficerowie, którzy byli szkoleni przez sowieckie służby, nigdy nie powinni pracować w służbach niepodległej Polski. Oni nie są niepodlegli.

- W państwach Układu Warszawskiego surowce energetyczne zawsze znajdowały się pod parasolem armii. Oficerowie nie są głupi Wiedzą, że na nafcie i gazie zarabia się najwięcej, wiedzą też, że bardzo trudno jest komuś w tej branzy udowodnić złodziejstwo.

Wyobrażam sobie, że taki oficer przychodził do mafiozów i mówił: -"Słuchajcie, jestem dobrze wyszkolony, znam języki, potrafię łamać ludzi. Dajcie mi dobrze zarobić albo pójdę gdzie indziej". Jak pan myśli, jaką dostawał odpowiedź? - pyta Suworow.

http://www.historycy.org/index.php?act=Print&client=printer&f=332&t=24527

Jaką rolę odgrywa dziś generał Dukaczewski? Co ma wspólnego z „aferą gazową”? To już temat na osobny wpis.

Reportaż TVN, wyemitowany na trzy dni przed wizytą Tuska w Moskwie, niekoniecznie musi mieć na celu ujawnienie „afery gazowej”. Polityczna wrzawa, umiejętnie sterowana przez niektóre media może być jedynie „ubocznym” produktem tej informacji, podanej w precyzyjnie określonym czasie. Jak wynika z komentarzy, wielu publicystów odczytało ją jako przejaw pasji śledczej dziennikarzy TVN i dostrzega wyłącznie kontekst wydarzeń z 2003r. Wybór stacji również nie wydaje się przypadkowy.

„Raport z weryfikacji WSI „ na str.20 informuje:

- „Wywiad podejmował też wysiłki powołania firmy telewizyjnej.

Pierwotnie zamierzonym celem tych działań miało być ułatwienie plasowania agentury na zachodzie. Tak tłumaczył swoje działanie Grzegorz Żemek, który na zlecenie wywiadu miał podjąć w tej sprawie rozmowy z firmą ITI i reprezentującymi ją Janem Wejchertem i Mariuszem Walterem.”.

Pamiętamy również, że w tym samym dokumencie występuje Milan Subotić, były dyrektor ds. programowych TVN, zwerbowany przez Zarząd II Sztabu Generalnego LWP w 1984 r. Po 1990 r. uznano go za obiecujące źródło. Ponownie wywiad wojskowy zainteresował się nim w 2002 r. ( str.91)

Myślę, że podstawowym celem tych działań i emisji programu „Superwizjer” było wysłanie wyraźnego sygnału polskim elitom politycznym, że jedynie wiarygodnym i pewnym partnerem dla polskiego rządu może być rosyjski Gazprom, a próby korzystania z „pośredników” skończą się kompromitacją kolejnej ekipy. Trzeba, bowiem pamiętać, że feralna umowa dotyczyła firmy Naftohaz Ukrainy, a Gazprom i Naftohaz były już w roku 2003 zainteresowane prywatyzacją PGNiG.

Obecnie PGNiG stoi ponownie przed podjęciem decyzji dotyczącej wyboru partnera na dostawę gazu.

Jak wiadomo, rząd Tuska intensywnie zmienia projekt dywersyfikacji dostaw gazu, zastanawiając się czy nie powrócić do pomysłu sprzed dwóch lat, o modyfikacji rurociągu jamajskiego i połączenia Polski z systemem gazociągów europejskich, co w praktyce oznacza uzależnienie od dostaw rosyjskiego gazu, przesyłanego przez Niemcy.

„Wiadomość”, przekazana „polskim kolegom” tuż przed wizytą Tuska jest czytelnym, politycznym przekazem – skończcie z pomysłami na dywersyfikację dostaw gazu, z koncepcją norweską czy ukraińską. Tylko Gazprom zapewni wam pełne bezpieczeństwo.

Ta „podpowiedź” tuż przed podjęciem ostatecznych decyzji, może mieć decydujące znaczenie.

Rozmówcy premiera Tuska, z którymi niedługo będzie rozmawiał na temat dostaw rosyjskiego gazu nie mieli, jak sądzę problemu z wyborem doręczyciela tej informacji, który w sposób „umiejętny” przekazałby ją odbiorcom. Tylko szczególnie wierni towarzysze zasługują na zaufanie Kremla.

Tak definiuje ich człowiek, który wie, co mówi o rosyjskich służbach:

- Kiedy dziś patrzę na Rosję odnoszę wrażenie, że doszło w niej do wielkiej zmiany, rewolucji. Nawet za czasów Związku Sowieckiego to Rosja posiadała służby, tymczasem dziś jest jakby na odwrót - to Federalna Służba Bezpieczeństwa i jej siostry posiadają Rosję. Jeśli FSB rządzi w Rosji, to musicie zdać sobie sprawę z tego, że rosyjską ropą naftową i gazem także rządzą służby specjalne, a jesli tak jest to interesy z nimi, na terenie byłych państw Układu Warszawskiego, mogą robić ich zaufani agenci, byli towarzysze broni.- Wiktor Suworow . (link powyżej)

A dziennikarze? Młodzi ludzie, realizujący program TVN, z pewnością działali w dobrej wierze i rzetelnie wykonali swoją robotę. Być może znajdą się kiedyś i tacy odważni dziennikarze, którzy zechcą podjąć trudny temat wpływu służb specjalnych na naszą rzeczywistość. Oby.

Jednak im później się to stanie, tym bardziej złowieszczo brzmi prognoza Wiktora Suworowa:

„Kiedy u was w tajemniczych okolicznościach zaczną ginąć dziennikarze, to będzie znak, że władza moskiewskich służb rozlewa się na Polskę. Wtedy będzie już za późno.”

poniedziałek, 4 lutego 2008

WOJNA SŁUŻB

„Istnieją powiązania interesów tak przemożne, że nikt nie ma ochoty ich tknąć" - Alexandre de Marenches, b. długoletni szef SDECE, francuskiego wywiadu i kontrwywiadu.

Najnowsze doniesienia prasowe nie pozostawiają wątpliwości, że środowisko specsłużb, skupione wokół rządu Donalda Tuska zdecydowało o demontażu mechanizmów bezpieczeństwa państwa i wywołaniu „wojny służb".

Od dwóch miesięcy obserwujemy jak wracają ludzie związani z „belwederską" odmianą służb specjalnych PRL-u, których patronem był Lech Wałęsa, a „rozprowadzającymi" Mieczysław W. i Jerzy M.

Pisałem o tym w tekście Gwarant układu , więc powtórzę tylko, że już w roku 2004 doszło do faktycznego „sojuszu" między dawnym I i II Departamentem SB, czyli cywilnym wywiadem i kontrwywiadem, ( którego ludzie byli współpracownikami Wałęsy), a środowiskiem WSI, skupionym wokół Kwaśniewskiego. Po strukturalnym demontażu WSI, dokonanym przez PIS, oficerowie i współpracownicy tej służby poszukiwali politycznego „patrona", który dawałby gwarancję zachowania wpływów i realizację grupowych interesów.

Zaplecze takie znaleziono w Platformie Obywatelskiej (utworzonej m.in przez A.Olechowskiego KO „MUST", prowadzony przez G.Czempińskiego), słusznie przewidując, że dwuletni spektakl medialnej dezinformacji, w wykonaniu funkcyjnych dziennikarzy, musi zakończyć się wygraną tej formacji w wyborach parlamentarnych. Sojusz Tuska z Lechem Wałęsą stanowił personalne potwierdzenie tego układu. Nieformalnym wspólnikiem, pozostaje tzw. LiD (reprezentujący Aleksandra Kwaśniewskiego), mający wypełniać rolę „konstruktywnej opozycji".

Ponieważ Platforma jest partią ludzi „ z łapanki", bezideologiczną, podatną na wpływy polityczną masą, było oczywiste, że z chwilą przejęcia władzy, jej działacze zaczną spełniać rolę „słupów", za których działaniem staną faktyczni decydenci. Brak osobowych indywidualności i intelektualna mizeria tej formacji, oraz obecność w jej szeregach wielu tajnych współpracowników - musiały zdecydować o marionetkowym charakterze rządu.

A rachunki trzeba płacić. Ten, wystawiony przez środowisko służb specjalnych wydaje się być najwyższy.

Jedną z podstawowych pozycji w tym rachunku, jest z pewnością obecny kierunek polskiej polityki zagranicznej. Decyzja o dopuszczeniu Łukoilu do przetargu na sprzedaż rafinerii w Gdańsku, uniki w sprawie tarczy antyrakietowej, zaniechanie polityki proukraińskiej, anulowanie kary firmie J&S, „ocieplanie" relacji z Moskwą - to tylko najbardziej widoczne jej przejawy. Jeśli weźmie się pod uwagę, że WSI były przedłużeniem sowieckiego GRU i dawały gwarancję stabilności interesów rosyjskich w Polsce, obecne „parcie na Wschód" staje się w pełni zrozumiałe.

Nie może, zatem dziwić, że Tusk musiał postawił na stary, sprawdzony „aparat" w obsadzie głównych stanowisk w służbach specjalnych.

Ananicz (AW), Hunia (SWW), Bondaryk(ABW), Reszka (SKW) i „szara eminencja" Raduchowski-Brochwicz , dają gwarancję, że układ OS będzie nadal funkcjonalny. Najbardziej spektakularną i charakterystyczną wydaje się nominacja Bondaryka, wobec którego istnieją wielorakie, realne zarzuty. Sytuację Tuska, w związku z tą nominacją trafnie ocenił Antoni Macierewicz :

- Nie wiem, jakie powody kierowały panem premierem Tuskiem żeby dokonać takiego wyboru, czy w jakiej sytuacji pan Tusk się znalazł jako premier, może jako polityk, nie wiem, że uznał, że musi podjąć taką decyzję

http://fakty.interia.pl/kraj/news/to-sie-moze-zle-skonczyc-dla-premiera,1050701,2943

Przypomnę, że tuż przed wyborami, „rozprowadzający" Paweł Graś - szef sejmowej speckomisji zapowiedział połączenie wywiadu wojskowego z kontrwywiadem. Jako kandydata na szefa nowej struktury PO typowało gen.Tadeusza Rusaka, byłego szefa WSI (1997-2001).

- „Gen. Rusak byłby znakomitym kandydatem na przyszłego szefa służb wojskowych. Ma duże doświadczenie i bardzo dobrze zna się na wojsku oraz służbach" - twierdził Graś

http://www.tvn24.pl/0,1522753,wiadomosc.html

Ta zapowiedź, zdradzała faktyczne intencje PO i zwiastowała szybki powrót środowiska WSI.

Obecny, frontalny atak na szefów i funkcjonariuszy służb z okresu rządu PIS-u, ma posłużyć uwiarygodnieniu tezy, że odgrywały one w tym czasie rolę policji politycznej i były wykorzystywane do walki z opozycją. Dodatkowo, może skłonić „opornych" funkcjonariuszy do wyrażenia skruchy i złożenia samokrytyki. Medialny spektakl, jakiego jesteśmy od kilku dni świadkami, precyzyjnie rozpisany na role i głosy, powinien wykazać, że politycy PIS powszechnie łamali prawo i cynicznie wykorzystywali hasła walki z układam. Drugim, niemniej ważnym celem jest próba dyskredytacji procesu likwidacji WSI i rehabilitacja tej szacownej instytucji. Personalne ataki na Macierewicza i dezawuowanie treści Raportu, to tylko preludium do powołania sejmowej komisji śledczej, która rozprawi się z byłym szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Świadczy o tym dobitnie wypowiedź Ryszarda Kalisza.

http://www.rp.pl/artykul/87372.html

Na marginesie - o profesjonalizmie prac komisji weryfikacyjnej Macierewicza, niech świadczy fakt, że do chwili obecnej nie ma żadnych przecieków o zawartości II części Raportu z weryfikacji WSI. Pomimo wielu medialnych prowokacji (Dziennik) i nacisków ze strony służb (kontrola MON) nie udało się poznać treści dokumentu. Sytuacja ta najwyraźniej doprowadza do wściekłości decydentów rządu Tuska. Umiejętne „rozgrywanie" przez Prezydenta Kaczyńskiego kwestii publikacji Raportu, może mieć istotne znaczenie w ostudzeniu zapędów „likwidatorów IV RP".

Cyniczne, szkodliwe dla służb wprowadzanie podziałów i atmosferę gróźb, wywołał już w listopadzie ubiegłego roku Paweł Graś, gdy nawoływał funkcjonariuszy ABW do rozsądku, grożąc sankcjami za domniemane przestępstwa oraz nakłaniając do ignorowania rozkazów przełożonych.

http://www.dziennik.pl/polityka/article58394/Gras_Ufam_w_rozsadek_funkcjonariuszy_ABW.html

Pierwszymi działaniem w „wojnie służb" była kontrola ABW, przeprowadzona w jedynej, ocalałej od pogromu personalnego instytucji - CBA. Kolejne tygodnie przyniosły następne szykany wobec szefów służb; nagonkę na Mariusza Kamińskiego, oskarżenia przeciwko Święczkowskiemu, przesłuchania i represje wobec funkcjonariuszy kontrwywiadu wojskowego. Dzisiejsza, ostra reakcja Antoniego Macierewicza, odzwierciedla skalę tych działań.

Za rozpętanie „wojny" odpowiada bezpośrednio Donald Tusk, oficjalnie - jako premier, faktycznie - jako wykonawca woli środowisk specsłużb. Zamierzonym efektem tych działań, ma być odtworzenie układu służb sprzed roku 2006 (również personalnego) oraz powrót do supremacji oficerów i agentów WSI w życiu politycznym. „Wojna" ma również służyć sparaliżowaniu działań kontrwywiadowczych na kierunku rosyjskim oraz pacyfikacji CBA, do czasu rozprawy z tą służbą, poprzez powołanie Policji Finansowej. Łatwo zauważyć, że cały wysiłek został skoncentrowany na tych działaniach i praktycznie żadna ze służb nie wypełnia swojej ustawowej misji.

Będzie to widoczne nawet dla laika, choćby poprzez wgląd na strony internetowe poszczególnych służb.

Strona ABW służy zamieszczaniu kolejnych komunikatów w obronie Bondaryka i próżno od dwóch miesięcy szukać efektów pracy tej służby.

http://www.abw.gov.pl/index@option=com_content&task=blogsection&id=14&Itemid=186.html

Na stronie AW czas zatrzymał się ...24.01.2007r. i od tej daty nie notuje się żadnych zmian.

http://www.aw.gov.pl/pol/zmiany-na-stronie/zmiany-na-stronie.html

Służba Wywiadu Wojskowego zawiera propagandową agitkę gen Huni, choć mógłby napisać ciekawszy tekst, np. o ochronie kontrwywiadowczej spółki J&S.

http://www.sww.wp.mil.pl/pl/powitanie.html

Dopiero witryna CBA przynosi aktualne informacje o działalności tej służby i pokazuje jej sukcesy w walce z korupcją.

http://www.cba.gov.pl/portal/pl/20/Aktualnosci__ARCHIWUM.html

W normalnym państwie służbami kierują politycy. Donald Tusk postanowił nie powoływać ministra koordynatora służb specjalnych i sam przejął odpowiedzialność za ich funkcjonowanie i nadzór. Odpowiedzialność fikcyjną.

W efekcie Polska staje się państwem, w którym służby rozgrywają własny spektakl, a główni reżyserzy wywodzą się ze środowiska, głęboko osadzonego w strukturach państwa komunistycznego.

- Najwyższy już bowiem czas, żeby temat służb specjalnych na dobre zniknął z mediów. Publiczne omawianie ich działalności nie służy ani służbom, ani tym bardziej bezpieczeństwu państwa - pouczał przed wyborami Paweł Graś.

Chyba nie potrafił przewidzieć, że przyjdzie zapłacić tak wysoki rachunek.

piątek, 1 lutego 2008

KTO MA SIĘ BAĆ MARKA D. ?

Przyjdzie czas, by powiedzieć, co myślę - powiedział tajemniczo Marek Dochnal, po opuszczeniu aresztu. Ponieważ pan Dochnal nie jest człowiekiem naiwnym, zakładam, że wie, co mówi i obiecując dziennikarzom - przyjdzie czas na komentarz, proszę o cierpliwość - zakłada, że spędzi na wolności więcej niż najbliższe trzy tygodnie.

Tyle, bowiem ma Sąd Apelacyjny na rozpatrzenie zażalenia prokuratury na odmowę przedłużenia aresztu.

http://www.tvn24.pl/0,1537188,wiadomosc.html

Nie przywiązuję magicznej mocy do słów Dochnala, a jednak gotów jestem pójść o zakład, że biznesmen nie wróci już do aresztanckiej celi.

Zapewne niektórzy pamiętają, jak we wrześniu ub roku żona Marka Dochnala poskarżyła się dziennikarzom "Newsweeka", że jej mąż nie może opuścić aresztu, ponieważ odrzuca propozycje zostania świadkiem koronnym. Z taką ofertą, miał wystąpić w rozmowie z Aleksandrą Dochnal szef krakowskiego ośrodka TVP Witold Gadowski, działając rzekomo jako reprezentant ministra Zbiory.

http://www.newsweek.pl/wydania/artykul.asp?Artykul=20069

Nie ma powodu nie wierzyć żonie biznesmena. Ale skoro dziś, Marek Dochnal opuścił areszt, a nie wierzę, by stało się tak wyłącznie na skutek opieszałości organów ścigania - można domniemywać, że jego sytuacja procesowa uległa zasadniczej zmianie.

Przyjrzyjmy się słynnej już ekspertyzie prawnej, autorstwa docenta Zbigniewa Ćwiąkalskiego z dn.22.11.2006r.,wykorzystanej przez adwokatów Dochnala. Dokument ten nie wymienia nazwisk podejrzanych, a dotyczy jedynie interpretacji art. 229 kodeksu karnego.

Wynika z niego, że Marek Dochnal, jak i jego współpracownik Krzysztof Popenda sami ujawnili prokuratorom fakt wręczania łapówek, a więc nie powinni być za to karani. Jest to opinia niezwykle cenna, zwłaszcza dla Dochnala, który sam opowiedział śledczym o korumpowaniu urzędników.

Już w grudniu 2005 roku media donosiły, że Dochnal ma składać obszerne zeznania, w zamian, za co może liczyć na zwolnienie z aresztu.

http://www.wyborczy.pl/index.php?akcja=artykul&id=3985

I składał, obciążając polityków lewicy, od Kwaśniewskiego i jego żony poczynając, poprzez Millera , Karczmarka, Piechotę, Pęczaka i wielu, wielu innych. Opowiadał szczegółowo o swoich kontaktach z politykami prawicy : Krzaklewskim, Wąsaczem, Sowińską, Steinhoffem.

Wszystko na nic, bo prokuratura za każdym upływającym terminem aresztu, składała wniosek o jego przedłużenie.

Czego zatem śledczy spodziewali się usłyszeć od Dochnala, jakich zeznań oczekiwano, by pan biznesmen mógł zaczął cieszyć się wolnością? Czy Dochnal mógł powiedzieć więcej, sięgnąć wyżej, niż do politycznej wierchuszki? Fakt, że wartość tych zeznań była dowodowo mizerna, mógł budzić niezadowolenie prokuratorów, którzy nie potrafili przełożyć jego opowieści na akt oskarżenia. Ich problem. Dochnal zrobił swoje i miał prawo oczekiwać praw świadka koronnego. Co zatem stało się obecnie, że tzw. wymiar sprawiedliwości uchylił Dochnalowi więzienną furtę?

Zawsze twierdziłem, że tow. Ćwiąkalski jest człowiekiem na swoim miejscu. Skutecznym i profesjonalnym. To, co w sprawie Dochnala nie udało się przez dwa lata ministrowi Zbiorze, Ćwiąkalski załatwił w czasie dwóch miesięcy swojego urzędowania. Co nie powinno dziwić, zważywszy, że nikt tak dobrze nie powinien rozumieć przestępcy, jak jego adwokat.

A ponieważ pan minister nie jest człowiekiem działającym prymitywnie i nie są mu potrzebne dodatkowe zarzuty opozycji o czystkach, prywatach itp. dewiacjach, nikt nigdy nie powie, łącznie z autorem, że Ćwiąkalski „załatwił" Dochnalowi wyjście na wolność.

Tak dobrze nie ma.

W życiu, w polityce - jak w biznesie, obowiązuje zasada - coś za coś.

Dochnal nie zwodzi dziennikarzy obietnicą „powiedzenia co myśli". Powie, jak na spowiedzi. Co więcej, nie jest związany żadną służbową tajemnicą, jak np. znana ofiara kaczyzmu, były minister Janusz Karczmarek.

- Muszę milczeć - twierdzi ten ostatni, po przesłuchaniu w prokuraturze, w sprawie śmierci Barbary Blidy. Wcześniej jednak zdążył poinformować, że będzie mówił o "łamaniu prawa przez Zbigniewa Ziobrę."

http://www.tvn24.pl/0,1534617,wiadomosc.html

Uchylając rąbka tajemnicy, dobrze poinformowana „Gazeta Wyborcza" doniosła również, że Karczmarek zeznał, jakoby „Jarosław Kaczyński chciał skompromitować w oczach opinii publicznej wysokich rangą działaczy lewicy."

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Kaczmarek-Kaczynski-chcial-skompromitowac-dzialaczy-lewicy-1695675.html

Tylko, co ma wspólnego Karczmarek z panem Dochnalem, zapyta ktoś przytomnie?

Ani to znajomi, ani przyjaciele.

Tak się jednak składa, że zeznania Karczmarka i wszystkie jego publiczne wypowiedzi mają jeden, jasno sprecyzowany cel: wykazania, że Ziobro, Kaczyński, PIS działali poza prawem, naginając je do swoich politycznych potrzeb. To teza jak znalazł dla sejmowych komisji śledczych, mających dowieść odpowiedzialności polityków PIS-u.

Dochnal nie ma związku ze sprawą Blidy, a w czasie gdy siepacze z CBA poszukiwali politycznych przeciwników, siedział spokojnie w areszcie.

Czy w tym czasie, prokuratorzy Zbiory nie próbowali skłonić go do składania zeznań, obciążających politycznych rywali? Czy nie naciskano na niego, chcąc wymusić zeznania świadczące o związkach liderów lewicy z mafią, kryciem przestępców, działalnością służb specjalnych w tzw. aferze paliwowej? Czy szantażem i groźbą nie próbowano uczynić z Dochnala głównego świadka koronnego w procesach politycznych przeciwników?

Wierzę głęboko, że już wkrótce usłyszymy wypowiedzi pana Dochnala na ten temat. Rzucą nowe światło na mroczny okres rządów ministra Zbiory i praktyki ówczesnego wymiaru sprawiedliwości. Wpiszą się doskonale w tezę, że był to okres największych „błędów i wypaczeń".

Dziennikarze „GazWyb", „Polityki" czy TVN powinni już rezerwować miejsce na publikacje tych wywiadów.

Czyż, zatem nie jest prawdą, że tow.Ćwiąkalski to wysokiej klasy specjalista, a sam Marek Dochnal , jak pisałem to wczoraj, jest niezwykle zdolnym człowiekiem?

Lewicowo szczery Leszek Miller skomentował dziś wyjście Dochnala celnym zdaniem:

- Nie wiem, kto mógłby się bać wyjścia na wolność Marka D.

http://www.rp.pl/artykul/88525.html

Ma rację Leszek Miller. On już bać się nie musi.