Po trzech latach ponawiam pytanie zadane na tym blogu – My czy Oni? Ponawiam, bo tę kwestię uważam dziś za najważniejszą, a jej odrzucenie za błąd kardynalny.
Jeśli nie przyjmiemy prawdy o dychotomii My-Oni i nie nazwiemy po imieniu gromady Obcych, nie mamy szans na obalenie sukcesji komunistycznej i odbudowę wolnej państwowości.
Jeśli tego nie uczynimy natychmiast, los Polaków zostanie przesądzony.
Prawdy o tej dychotomii nie znajdziemy w podręcznikach historii. Nie usłyszymy o niej od przedstawicieli ”elit”, ludzi nauki i kultury. Nie powiedzą nam o tym z ambon i nie wyjawią w listach pasterskich.
Prawda o genezie tego państwa i trwałym podziale na Polaków i Obcych nie pojawi się w słowach polityków, w partyjnych programach i deklaracjach. Przemilczają ją publicyści i dziennikarze – zawsze w służbie którejś z partii i koterii. Nie ma dla niej miejsca w przestrzeni publicznej i nie zaistnieje w świadomości naszych rodaków.
Została wyklęta tak głęboko, że nie wolno o niej wspominać i tak tchórzliwie, że wyłączono ją z publicznych dyskusji, a kto chciałby uczynić z niej przedmiot refleksji, musi liczyć się wykluczeniem , cenzurą i prześladowaniem.
Dychotomii My-Oni nie stworzyły „kwestie polityczne”, nie wyznaczył jej światopogląd ani różnice w ocenie spraw polskich.
Jest spuścizną półwiecza okupacji sowieckiej i trzech dekad sukcesji komunistycznej, pod nazwą III RP. Jest efektem zainfekowania polskości obcym tworem komunizmu i narzucenia nam fałszywej wspólnoty z Obcymi. Pokłosiem zbrodni nierozliczonych i historii pokrytej fałszem.
Wynika z przekleństwa „skazy pierworodnej” - czasu okupacji sowieckiej, gdy zgraję degeneratów i zdrajców, przywiezionych tu na ruskich czołgach, kazano uznawać za przedstawicieli państwa polskiego i obdarzono nienależnym mianem Polaków. Odtąd przyjęcie fałszywej normy – jakoby Polakiem był ten, kto posługuje się językiem polskim lub posiada polskie obywatelstwo, determinuje oceny dotyczące przynależności do wspólnoty narodowej.
Wraz z fałszem państwowości skażonej okupacją, III RP odziedziczyła strukturę społeczną, opartą na przymusowej integracji Polaków z Obcymi.
Funkcjonariusze sowieckiego reżimu – esbecy, partyjniacy, sędziowie, stali się „elitą” tego państwa, zaludnili jego instytucje i zawłaszczyli życie publiczne. Zainfekowali je nie tylko swoją obecnością, ale wprowadzeniem następców - dzieci i wnuków agentury, potomstwem kanalii i sługusów reżimu oraz niezliczonym mrowiem pomniejszych sukcesorów, złączonych wspólnotą interesu, więzami zawodowymi i towarzyskimi.
Stało się tak, ponieważ większość z nas dawno zrezygnowała z dostrzegania dychotomii My-Oni i wyzbyła się świadomości, że komunizm jest tworem obcym i wrogim polskości.
Stąd, był tylko krok do potraktowania Obcych jako rodaków i nazywania Polakami.
To ich największe zwycięstwo, bo fałsz „pojednania” i „zgody narodowej” jest naturalną bronią Obcych, podstępnym orężem okupantów i wrogów polskości. Ta załgana retoryka ujawniała intencję oszukania Polaków, ale też zamysł przymusowej integracji polskości i komunizmu.
Tą metodą Obcy wdarli się w strukturę polskiego społeczeństwa i zmusili je do stworzenia sztucznej wspólnoty. Oni wiedzą, że ukazanie różnic dzielących My od Oni i wytyczenie ostrej granicy, byłoby dla nich zabójcze. Dlatego obsesyjnym dążeniem komunistów było tworzenie rozmaitych „frontów jedności narodu”, „rad narodowych” itp. fikcyjnych „wspólnot”, w których czynnikiem integrującym miały stać się hasła niesione na czerwonych sztandarach. Bliźniacza obsesja, wsparta kazuistyczną retoryką towarzyszy też każdej grupie rządzącej III RP.
Pozostawienie Obcych „poza wspólnotą żyjących”, wyrzucenie za granicę naszej uwagi, pozbawia ich niemal ontologicznej podstawy, skazuje na pustkę i spycha w otchłań zapomnienia. W reakcji obronnej Obcych ujawnia się lęk pasożyta, który utracił organizm żywiciela, lęk herbertowskiej „czystej negatywności”, której odmówiono „ontologicznego statusu”.
Dekady „oswajania” z komunizmem, a dziś – budowania „wspólnoty” z jego bękartami, zatarły w nas zdolność takiego postrzegania i to, co było naturalne dla naszych przodków i decydowało o zachowaniu tożsamości narodowej, stało się dziedzictwem dawno utraconym.
Świadomość, że czyny popełnione przez sukcesorów komuny, wykluczają z polskiej wspólnoty i są dowodem wrogości tych środowisk – jest obca większości moich rodaków.
Obca również dlatego, że ci, od których winniśmy wymagać prawdy o realiach III RP i wypełnienia obowiązku ukarania zdrajców, okłamują nas parcianą retoryką i wiodą do kolejnego etapu „zgody budującej”.
Uznawanie Obcych za jakąś „opozycję”, nadawanie im praw honorowych, celebrowanie ich słów i traktowanie z polityczną atencją – jest więcej niż głupotą i aberracją.
Jest zbrodnią fałszu, dokonywaną na otumanionych i niezdolnych do obrony Polakach.
Kto tę zbrodnię popełnia, sam wpisuje się na listę wrogów polskości i w takich kategoriach traktuję dziś grupę rządzącą moim krajem.
Ordynarne kłamstwo o „podziałach między Polakami” – szerzone przez ludzi partii rządzącej, fałszuje genezę historycznego konfliktu i obarcza nas niepopełnioną winą. Ci politycy mają czelność stawiać znak równości między II Rzeczpospolitą i sukcesją PRL-u i przekonywać nas, że naród winien „wznieść się ponad niepotrzebne podziały i spory”.
Nie usłyszymy od nich, że nie Polacy są dziś podzieleni i nie poglądy polityczne nas różnią. Nie dowiemy się, że nie naszą winą jest stan „wojny”, bo wrogami polskości są tutejsi Obcy.
Nikt też nie przyzna, że jedynym „dialogiem” z antypolską zbieraniną, winna być infamia, banicja i kara więzienia.
”Patriotyzm” rządzących ogranicza się zatem do amoralnego koniunkturalizmu, w którym „prowadzenie polemik” i ujadanie w rytm narzuconych tematów, ma dowodzić odwagi i intelektualnej sprawności. W istocie – owi politycy i publicyści związani z grupą rządzącą, działają w interesie Obcych i swoją tchórzliwą postawą zwodzą miliony Polaków.
Perspektywa, w jakiej ludzie obecnej władzy oceniają sprawy polskie – nic mnie nie obchodzi.
Ich podległość wobec dyktatu Obcych, troska o mit „demokracji”, fałsz języka i pojęć, zbyt są odrażające, by warte uwagi.
Gdy najbliższa farsa „wyborów” zmieni to rozdanie, a ludzie PiS przejdą do tzw.”opozycji”,nastąpi też zmiana retoryki. Nastąpi po to, by pseudo-patriotycznym pustosłowiem oszukać nowe pokolenia i na „pojednaniu” z Obcymi budować fundament kolejnej sukcesji komunistycznej.
Niewielu z moich rodaków potrafi przyjąć prawdę, że nie ma dziś groźniejszych nawoływań, od postulatu”zgody narodowej”, osiągniętej za cenę naszych dążeń i prawdy o realiach III RP.
Niewielu też nie rozumie, że ci, którzy w obliczu agresji i nienawistnej kampanii Obcych bełkoczą o „porozumieniu i dialogu”, są zdrajcami sprawy polskiej.
Nie można bowiem budować Niepodległej na „kompromisie” Obcych z Polakami.
Nie można stworzyć społeczności ludzi wolnych, wraz z tymi, którzy noszą piętno niewolnictwa. Kto próbuje takiego kuglarstwa– nie tylko nie ocali niewolników, ale zgubi ludzi pragnących wolności.
Nie jest to i nie może być zaskoczeniem, bo już przed 13 laty ludzie rozumni powinni dostrzec, z kim mają do czynienia.
Wojna na Ukrainie sprawiła, że również rządzący III RP mogą stroić się w szaty „przeciwników Putina” i pobrzękiwać propagandową szabelką. Choć przez lata prowadzili politykę zgodną z interesem Moskwy i Berlina, a dziś sprzedają resztki naszej suwerenności za unijne kredyty, słusznie liczą na głupotę i brak pamięci moich rodaków.
Wiedzą przecież, że gdy wychowa się stado baranów, nie należy się obawiać, że zachowają się jak wilki.
A skoro w dwóch poprzednich tekstach: „SZANSA” i „RUCH 12 MAJA” szczegółowo omówiłem kwestie pro-rosyjskości tych środowisk, nie chcę do niej powracać.
W walce z Obcymi, nie liczę zatem na żadną „większość”, na reakcje zbiorowe i sprzeciw powszechny. Nie liczę na tzw. „konserwatystów” i samozwańczych „patriotów”, którzy w czas okrutnej wojny dobra ze złem tropią ”amerykańsko-syjonistyczne spiski”, bełkoczą o „ukraińskich banderowcach” i nie razi ich smród ruskich onuc w środowiskach pseudo-prawicy.
Tym bardziej – nie można liczyć na wszelkiej maści „pragmatyków” , piewców „nieulegania prowokacji” i wyborców „mniejszego zła”, których postawie zawdzięczamy eskalację pogardy ze strony Obcych i dekady patologii III RP.
Wiem też, że zdolność percepcji moich rodaków trafnie zdefiniował onegdaj Orwell w tym znanym cytacie: „Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potem znów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł się połapać, kto jest kim.”
Wiara, że człowieka od świni odróżnia przynależność partyjna, werbalny patriotyzm lub sprawne posługiwanie schematem prostackich „poglądów”, jest w tym państwie budulcem historycznych mistyfikacji i sprawia, że większość z nas „nie może się połapać”.
Dar rozpoznania jest tym tym trudniej dostępny,że odrzuciliśmy lekcję smoleńskiego memento, a ofiary tej zbrodni na dekady zakopano w rosyjskim błocie.
W tej twardej konkluzji, w wyborze My czy Oni, liczę więc na garstkę ludzi wolnych, na tych, nielicznych już „szaleńców”, którzy nie wyzbyli się „anachronizmu” prawdy i honoru, a w swoich sądach kierują rozumem i sumieniem.
Tylko tacy wiedzą, że to nie My potrzebujemy Obcych i nie My znajdujemy się na obcej ziemi.
Tylko tacy rozumieją, że to nie Polacy czerpią z „dziedzictwa” Onych i nie podług ich miary musimy się identyfikować.
Budowanie wspólnoty narodowej nie odbywa się w konfrontacji z Obcymi, ale poprzez rozpoznanie więzi łączących nas z polskością. Kto nie chce poznać takich więzi, kto nie potrafi ich przyjąć, sam stawia się poza wspólnotą narodu.
Nie wolno dziś ukrywać, że w granicach tego państwa żyje grupa apatrydów, nie mających żadnych związków z polskością. Grupa wroga i nienawidząca wszystkiego, co związane z naszą tradycją i kulturą.
Ich wskazanie i wykluczenie z narodowej wspólnoty, jest obowiązkiem ludzi wolnych.
Nie z pragnienia „zemsty” i nie z „nienawiści”, ale dlatego, że oni sami, każdym słowem i czynem potwierdzają znamiona obcości i sami dokonali wyboru.
Nie ma powodu, by tym, którym polskość jawi się jako „nienormalność”, odbierać prawo do odrzucenia takiego ciężaru. Nic też nie stoi na przeszkodzie, by ludziom, którzy w euro-unijnym bagnie chcieliby "zakopywać Polskę aż po sam czubek głowy, razem z tym czakiem ułańskim, razem z czapką krakuską” - zabraniać „integracji” tak doskonałej, że prowadzącej ich do zatracenia i anihilacji.
To ich sprawa. Nas nie dotyczy.
Powinnością ludzi wolnych jest natomiast troska, by nie dokonało się „wielkie zamazanie” i nie pogrzebało żywych razem z upiorami. W tej trosce zawiera się obowiązek wytyczenia granicy, która położy kres rozmywaniu odpowiedzialności i relatywizowaniu postaw.
Uświadomienie sobie, że jesteśmy My i są Oni - to sposób na ożywcze, śmiałe spojrzenie na sprawy polskie. Na perspektywę, która daje poczucie wolności i wyzwala z ograniczeń stawianych przez establishment III RP.
Zachęcam do tej świadomości i takiej perspektywy, bo w logice dychotomii My-Oni - zawsze związanej z poczuciem tożsamości, mieści się prawda, że Polska należy do nas.
By ogół moich rodaków nie dopadła orwellowska klątwa - „nie można się połapać, kto jest kim”, tej prawdy trzeba dziś bronić.
„MY I ONI”– tekst z 1 maja 2010r.
https://bezdekretu.blogspot.com/2010/05/my-i-oni.html