W książce „GRU. Radziecki wywiad wojskowy”, Wiktor
Suworow opisywał poszczególne kategorie sowieckich agentów. Wymienił przy tym „kategorię najbardziej ze wszystkich obrzydliwą” i określił ją mianem „gawnojedów”
– nadanym owym „członkom wszelkiej maści Towarzystw
Przyjaźni ze Związkiem Radzieckim, działaczom organizacji pacyfistycznych (z
ruchem na rzecz jednostronnego rozbrojenia na czele), Zielonym i innych
postępowym radykałom”, przez ludzi radzieckiego wywiadu.
Przypominam ten (ogólnie znany, jak sądzę) termin,
bo trudno dziś znaleźć określenie celniejsze, dla opisania tak powszechnej, odpychającej
i niewolniczej postawy wobec Rosji. W ostatnich latach nabrało ono nowego rysu
i wolno je zastosować do kilku innych,(poza agenturalnymi) grup prorosyjskiej
menażerii.
Rosja posiadła zdolność doskonałego rozgrywania
tej anomalii i od wielu dziesięcioleci wykorzystuje ją do budowania swojej
pozycji. Tysiące polityków, pisarzy, dziennikarzy oraz zastępy tzw. artystów i
aktorów, wzorem amerykańskiego półgłówka Johna Reeda, infekują „wolny świat”
bałwochwalczym uniżeniem wobec ludobójczego reżimu i zatruwają umysły fałszywym
obrazem Rosji.
Przez szereg lat, ta najniższa kategoria
rosyjskich paputczików obejmowała
głownie osoby z kręgów lewackich i lewicowych - rozmaitych ekologów, liberałów
i „postępowych demokratów”, piewców światowego „odprężenia” i ogłupiałych rzeczników
„resetów”, traktujących państwo Putina niczym solidnego partnera w
rozwiązywaniu globalnych problemów.
Ta ostatnia patologia – bodaj najpowszechniejsza
we współczesnej polityce, jest pochodną sowieckiej idei zbieżności – zwanej
teorią konwergencji. Uknuta w podziemiach Łubianki „doktryna” kazała wierzyć,
że dwa rywalizujące za sobą i początkowo krańcowo odmienne systemy polityczne,
w miarę rozwoju wzajemnych kontaktów, będą stopniowo upodabniały się do siebie
i mogły nawiązywać bliższe kontakty. „Konwergencja” usprawiedliwiała więc wszelkie
związki ze światowym komunizmem i rozgrzeszała zgraję łajdaków z paktowania z kremlowskimi
bandytami. Dzięki uprawianiu tej hiper bredni, zalegalizowaniu partii i
środowisk komunistycznych, sowieckie zniewolenie bez przeszkód torowało sobie
drogę do zachodnich szkół i uniwersytetów, co wkrótce doprowadziło do sytuacji,
w której znaczna część wpływowych środowisk opiniotwórczych znalazła się pod inspiracją
„idei marksistowskich”. Tym samym –
„konwergencja”, w wydaniu sowieckim, doprowadziła do „oswojenia” Zachodu z
komunizmem i zainfekowania całej myśli politycznej błędnymi teoriami i
wyobrażeniami. Była pseudonaukowym podłożem, na którym wyrastały nowe zastępy gawnojedów i użytecznych idiotów, sławiących ducha
współpracy i przyjaźni z Rosją.
Osadzenie tych dewiacji w środowiskach lewackich i
lewicowych, nie wynikało bynajmniej z „pobratymstwa ideowego”, jak tłumaczy się
to zauroczenie. Komunizm, który nigdy
nie był żadną ideologią, filozofią ani doktryną polityczną, wykorzystał jedynie
intelektualne upośledzenie liderów tych środowisk i narzucił im „kilka pojęć jak cepy”.
„A czymże
jest nasza teoria – przyznawał Lew Trocki - jeśli nie po prostu narzędziem działania? Tym narzędziem jest dla nas
teoria marksistowska, bo aż do dziś nie wymyślono lepszego.”
Pułkownik Putin, który
nie musiał już bawić się w „marksistowskie
teorie” itp. absurdy, doprowadził komunizm na wyższy stopień pasożytnictwa
i posłużył narzędziem dostosowanym do potrzeb współczesnego świata. Należało
tylko usprawnić „konwergencję” o motyw pieniądza i żądzę zysku, by uczynić z
niej doskonałą przynętę na sytych i głupich gawnojedów. Ich samych również podniesiono na wyższy
poziom i zaczęto traktować jako wspólników, kontrahentów i partnerów
politycznych. Zasady nie uległy jednak zmianie.
Kluczem do nowego
rozdania starej bredni o „konwergencji”, są opowieści o „potrzebie normalizacji” stosunków Rosji
z Zachodem oraz powszechne
przeświadczenie, że bez udziału kremlowskiego satrapy, nie da się rozwiązać
światowych problemów.
W tym przeświadczeniu pobrzmiewają oczywiście echa
prostackiej „kombinacji z kozą”, o
której pisałem przed rokiem w tekście „O PUTINIE, RABINIE I KOZACH”. Tego
rodzaju kombinacje operacyjne, były wielokrotnie stosowane przez służby
sowieckie i do dziś są ważnym narzędziem kreowania rzeczywistości. Polegają one
na wytworzeniu określonych zdarzeń lub sprowokowaniu trudnych sytuacji, wobec
których przeciwnik będzie zmuszony podjąć określone decyzje i stworzyć sobie
fałszywy obraz agresora. Jak w przypowieści o Żydzie, rabinie i kozie - chodzi
o celowe wywołanie problemu i sprawienie, by delikwent poczuł się nim zmęczony
i przytłoczony. Wówczas do akcji wkracza ten, który „kozę” wprowadził i wielkodusznie
proponuje pomoc w rozwiązaniu problemu. Szczęśliwy głupiec odczuwa (pozorną) ulgę,
zaś „rabin-wybawca” kreuje się na przyjaciela i sojusznika.
Ponieważ Rosjanie dość
dawno dostrzegli, że (wywołane w dużej mierze przez ich agenturę) lewackie
anomalie zostaną wkrótce skompromitowane i odrzucone przez „wolny świat”,
skroili nową „teorię konwergencji”, pod inny typ odbiorcy. Znaleziono go w
środowiskach „konserwatywnych” i „narodowych”, wśród polityków odwołujących się
do chrześcijaństwa lub „tradycyjnych wartości”. Nazwy te celowo opatruję
cudzysłowem, bo rzeczywiste postawy tych ludzi oraz ich stosunek do
spadkobiercy Związku Sowieckiego, całkowicie przekreśla sens takich określeń.
Nie można być konserwatystą i dążyć do współpracy
z państwem, które łamie wszelkie zasady ludzkie i boskie i wyznaje skrajny relatywizm
etyczny. Nie można deklarować szacunku dla interesów narodowych i sprzymierzać
się z ludźmi, którzy gwałcą prawa innych narodów, a swoją wspólnotę traktują
niczym stado niewolników. Nie sposób też usprawiedliwić takich postaw
chrześcijańskich, które w społeczności kompletnie zdegenerowanej, w zamęcie
zła, nierozliczonych zbrodni i cierpień milionów ofiar, chcą widzieć rys Ewangelii.
Zainicjowana przez Putina wymiana, ma mocną,
racjonalną podstawę. Jaki bowiem pożytek operacyjny pływnie z agenta
ulokowanego w partii socjaldemokratycznej, czy innym, lewackim organie, o
którym każdy wie, że wyznaje „marksistowskie
idee”? Dopiero pozyskanie przyjaciół
wśród „prawicowców” i „katolików” daje pole do rozgrywania ważnych kombinacji
operacyjnych i gwarantuje solidne „przykrycie” polityczne.
Jeśli „środowiska
konserwatywne” Zachodu dostrzegają w działaniach Putina cechy bliskie
tradycyjnym wartościom, jest to dowód nie tylko ich historycznej głupoty, ale
skuteczności rosyjskiej propagandy i dezinformacji.
Celem Putina nie jest bowiem „silna Rosja”,
„obrona narodu” czy „wartości chrześcijańskich” – lecz władza, rozbój i
panowanie nad światem kolejnej watahy komunistycznej. Wszelkie „idee narodowe”,
głoszone przez kremlowskiego despotę, jego odwołania do religii i
„chrześcijańskich wartości”, mają taką
samą wartość, jak „teoria marksistowska”
Trockiego i jego kompartii i są zaledwie narzędziem w rękach bandytów i
dewiantów. Były przydatne, więc zostały zastosowane. Gdy skończył się czas ich
przydatności, odrzucono je i sięgnięto po nowe.
Putin będzie więc socjalistą dla zaczadzonych
socjalizmem i narodowcem, dla wyznawców idei narodowych. Stanie się gorliwym
chrześcijaninem, gdy przyjdzie mu oszukać chrześcijan i pierwszy sięgnie po
symbole wolnomularstwa, gdy sprzymierzy się z masonami. Dla Żydów założy
jarmułkę, a muzułmanom zbuduje meczet.
Nie ma
takich idei, doktryn i religii, których „prawdziwy
czekista” nie byłby w stanie wyznawać.
Odradzanie komunizmu pod różnymi nazwami i w
różnych mutacjach dowodzi, że jest on istotnie "nieśmiertelny" - w tym sensie, że wykorzystując rozmaite idee i
pasożytując na zdobyczach myśli ludzkiej,
dąży do zaspokojenia najbardziej zbrodniczych skłonności i pragnień.
Ta dostosowawcza umiejętność mimikry, właściwa w
świecie przyrody dla niektórych drapieżników i organizmów prymitywnych, jest
często jedynym warunkiem przetrwania i staje się konieczna w grupie,
odwołującej się do atawistycznych dążeń.
Na tej zdolności polega istota komunistycznego
zafałszowania i dynamika zbrodniczej sukcesji.
Od kilku lat można
obserwować zjawisko wymiany rosyjskiej agentury oraz rotacji kategorii „gawnojedów”. Wysłużony garnitur
światowych lewaków, liberałów itp. użytecznych,
zostaje zastąpiony menażerią „narodowców”, „prawicowców” i „konserwatystów” oraz
poszerzony o wyznawców „wspólnych krucjat” i „propagowania chrześcijańskich
wartości”.
Wiele z tych grup jest finansowanych i wspieranych
przez Rosję lub posiada cechy przedstawicielstw agenturalnych. Czeski Národní
demokracie, francuski Front Narodowy czy
UnitéContinentale, węgierski Jobbik, rumuńska Noua Dreaptă, brytyjskie British
First i National Party, amerykańska Freedom Party czy polski Kongres Nowej
Prawicy – to tylko niektóre z dziesiątków partii i organizacji, z których Rosja
zamierza budować „Światowy Ruch Narodowo-Konserwatywny” („World
National-Conservative Movement”) – WNCM. Ma on stanowić alternatywę dla
zachodnich partii liberalno-demokratycznych i pod wodzą organizacji Rodina i
Rosyjskiego Ruchu Imperialistycznego walczyć o „nowe oblicze” świata.
Wpływy rosyjskie sięgają jednak dalej niż do
niszowych partii i wyznawców endokomuny i nie ma wątpliwości, że proces integracji konserwatywnej będzie
przebiegał pod egidą Moskwy.
Do najwierniejszych sojuszników Putina należy z
pewnością „prawicowiec” Wiktor Orban, który wielokrotnie dawał świadectwo
„zwrotu na Wschód”. Węgry aktywnie wspierają projekt South Stream, popierają
utworzenie armii europejskiej (wg. zamysłów Merkel-Putin), sprzeciwiają się nowym
sankcjom wobec Moskwy, a w trakcie zbrojnej napaści rosyjskiej na Donbas
domagały się autonomii dla ukraińskich Węgrów. Podczas wizyty Orbana w Moskwie
w lutym br. uzgodniono szereg wspólnych projektów gospodarczych, zaś szef rządu
węgierskiego zadeklarował, że nadal będzie dążył do tego, „by relacje między narodem rosyjskim i węgierskim były jak najbardziej
przyjazne”.
Podobnie wygląda polityka rządu słowackiego,
złożonego z czterech partii narodowych. Słowacja nie tylko otwarcie potępia
sankcje nałożone na Rosję, ale deklaruje ścisłą współpracę gospodarczą z
państwem Putina (m.in. podłączenie do planowanego przez Gazprom rurociągu
omijającego Ukrainę) oraz współpracę wojskową, w tym modernizację systemu
przeciwrakietowego S-300 i śmigłowców Mi-17.
Po wyborach w Bułgarii i Mołdawii, również w tych
państwach Rosja znajdzie zadeklarowanych przyjaciół.
Już dziś można przewidzieć, że doskonałe relacje
będą łączyły Putina z „republikaninem” Francois Fillonem, który prawdopodobnie
zostanie kolejnym prezydentem Francji i reprezentuje w wyborach tzw. francuską
prawicę. Fillon, w najcieplejszych słowach wypowiada się o Putinie, domaga się
zniesienia sankcji wobec Rosji oraz uznania Krymu za rosyjskie terytorium.
Zdaniem „Nowaj Gaziety”, francuski polityk „z
entuzjazmem akceptuje działania Putina w Syrii i potępia obecną politykę unijną
wobec Moskwy”. Jednocześnie, ten „ultrakonserwatysta” deklaruje, że Francja
jest krajem tradycji katolickiej i zamierza przywrócić nauczanie religii w
szkołach
Najmocniejszym akcentem zjawiska rotacji środowisk
przychylnych Rosji, jest bez wątpienia zaangażowanie służb rosyjskich w proces
wyborczy w USA. Radość Putina po wygranej Donalda Trumpa oraz szampany
otwierane w rosyjskiej Dumie, to dość widowiskowy znak nadziei związanych z
prezydenturą amerykańskiego przedsiębiorcy.
Uważam, że nadziei całkowicie uzasadnionych. Szereg
wypowiedzi Trumpa, kontakty członków jego sztabu z Rosjanami oraz pierwsze
decyzje dotyczące nowej administracji (tu szczególnie kandydatura gen. Michaela
Flynna na stanowisko doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego) pozwalają
przypuszczać, że prezydentura kompletnego ignoranta politycznego, jakim jest D.
Trump, będzie obfitowała w decyzje oparte na „idei konwergencji” i znakomicie poszerzy prorosyjską bazę gawnojedów.
Oczywiście, nie posądzam Trumpa o jakąkolwiek ideowość
ani kierowanie się zasadami konserwatyzmu. Człowiek, który pięciokrotnie
zmieniał barwy partyjne, nie ma żadnych poglądów i jest zdolny dostosować się
do każdej koniunktury. Ten polityczny indyferentyzm stanowi cechę, która zbliża
Trumpa do Putina i pozwala amerykańskiemu elektowi z podziwem obserwować
poczynania kremlowskiego władcy. Nie można nie zauważyć, że jego fascynacja (później
już maskowana) ma podłoże we wspólnym rozumieniu kwestii „interesów narodowych”.
Dla Putina są one pustym sloganem, pozwalającym wszakże przedłużać władzę
czekistowskich siłowików i tłumaczyć
strategię komunistyczną dbałością o „dobro
narodu rosyjskiego”. Dla Trumpa,
ta sama kwestia, staje się użytecznym narzędziem -„wytrychem”, który zmobilizuje
elektorat, zmęczony lewackimi eksperymentami Clintonów i Obamy i wyzwoli w
Amerykanach „narodową dumę”.
Jest wielce prawdopodobne, że tak pragmatyczni przywódcy, szybko znajdą
wspólny język i umocnią swoje „konserwatywne” zdobycze.
Nie próbuję dziś rozstrzygać, jak będzie wyglądała
prezydentura Trumpa i przyznaję, że niewiele mnie obchodzą wewnętrzne problemy
Ameryki. Błąd, popełniany nagminnie przez polskich komentatorów życia
politycznego, polega na formułowaniu generalnych ocen na temat prezydenta
elekta, na podstawie wyobrażeń o jego „prawicowości” i „konserwatyzmie”. Jest
to błąd tak dalece zakorzeniony, że odrzuca nawet elementarną refleksję nad
życiem osobistym Trumpa, jego stosunkiem do ludzi, religii i zasad moralnych.
Ponieważ większość użytecznych głupców
popełnia ten sam błąd w ocenie prezydenta Rosji, jest to jeszcze jednak cecha
znakomicie integrująca te dwie postaci.
Abstrahując od głębszych analiz politycznych i
przewidywań prorosyjskich działań Donalda Trumpa, chcę jedynie zwrócić uwagę na
rażącą absurdalność polskich nadziei związanych z tą prezydenturą. Taka sama
skala absurdalności dotyczy relacji z Wiktorem Orbanem i każdym innym „konserwatystą”,
wyznającym przyjaźń pułkownikowi KGB.
Ten, kto przekonuje
Polaków, że tacy politycy mogą być naszymi sprzymierzeńcami i działać na rzecz
polskich interesów, musi wpierw zmierzyć się pytaniem – jak to możliwe, jeśli owi
politycy deklarują „normalizację” stosunków z naszym największym, odwiecznym wrogiem,
chcą prowadzić z nim wspólne interesy i razem rozwiązywać światowe problemy?
Czy można być „przyjacielem” państwa zagrażającego
polskiej suwerenności i sławić polityka odpowiedzialnego za zbrodnię smoleńską
i jednocześnie deklarować „braterstwo” z Polakami?
Jeśli nawet uda się pokonać tę sprzeczność na poziomie logiki
(pragmatyki) politycznej, która nie wyklucza zawiązywania sojuszy bez podtekstu
„związków przyjacielskich”, to w żaden sposób nie można jej zignorować w
kontekście interesów poszczególnych państw.
Czy Trump, który chce odbudowy amerykańskiej
mocarstwowości i widzi w tym sposób na wewnętrzne odrodzenie „wartości amerykańskich”, będzie
przedkładał polskie racje ponad interes moskiewskich sprzymierzeńców? Ile, w
oczach amerykańskich „konserwatystów” kosztuje spokój na Bliskim Wschodzie i rozwiązanie
problemów z tzw. ISIS, w porównaniu ze spokojem w Warszawie czy Kijowie?
Czy Orban, który robi z Putinem interesy handlowe
i energetyczne, dostaje z Rosji ogromne kredyty i ma otwarty rynek zbytu na towary
węgierskie, zaryzykuje utratą takich korzyści i stanie po stronie Warszawy, gdy
dojdzie do konfliktu z jego kremlowskim kamratem ?
Trzeba rażącej ślepoty i kompromitującej ignorancji,
by w kontekście faktów już dokonanych oraz ważnych deklaracji politycznych, lekceważyć
tak istotne przesłanki i opierać się na domniemaniach i pustych wyobrażeniach. Rząd,
który w takich kategoriach chciałby budować polską pozycję w świecie, będzie grupą
politycznych hochsztaplerów lub nieudolnych utopistów.
Stosunek do następcy Rosji Sowieckiej, jest i
pozostanie najważniejszym wskaźnikiem politycznych intencji, a każda deklaracja
„przyjaźni” z sukcesorami sowieckiego okupanta, jest wymierzona w polskie interesy. Tylko w
takiej perspektywie wolno nam oceniać bilans polskich korzyści.
Nie ma tu miejsca na dywagacje o „cywilizowaniu”
Rosji ani uprawianie sowieckiej mitologii „konwergencji”.
Współczesna Federacja Rosyjska jest kontynuatorką wszystkich antypolskich i
antynarodowych dążeń i pełnym dziedzicem komunistycznego bandytyzmu.
Przedstawiciele rosyjskiej Dumy, w wydanej wczoraj
uchwale na temat polsko-ukraińskiej "Deklarację pamięci i
solidarności", zarzucili Polsce i Ukrainie „podważanie nienaruszalność własnych granic” i stwierdzili wprost – „Rosja, jako spadkobierczyni ZSRR, zwycięzcy
w czasie drugiej wojny światowej, nie pozwoli na dokonanie rewizji jej historii”.
W ramach naszej, polskiej racji stanu, leży zatem ocena
potencjalnych partnerów w kontekście ich relacji z Rosją. Nikogo nie zmusimy do
zaniechania „normalizacji” stosunków z Putinem i izolowania kremlowskiego
watażki, ale interes Polski wymaga, by dostrzegać i równoważyć to zagrożenie.
Dostrzegać – czyli wykazywać maksymalną rozwagę w kreowaniu
niepewnych sojuszy oraz porzucić partyjną demagogię na rzecz solidnej roboty
dyplomatycznej i realnych decyzji politycznych. Równoważyć zaś, poprzez budowanie światowej
koalicji antyrosyjskiej, wzmacnianie polskiego potencjału obronnego, twardą
rozprawę z wewnętrzną agenturą, oraz uczynienie z Polski głównego i niezbędnego
partnera w relacjach ze wszystkimi państwami Europy Wschodniej. Tylko wtedy,
gdy Trumpowi czy Orbanowi, nie będzie się „opłacało” tracić korzyści z
polskiego partnerstwa, możemy liczyć na zniwelowanie zagrożeń wynikających z uprawiania
„przyjaźni” z Putinem.
Rząd, który nie chce lub nie potrafi wykazać
takiej determinacji i próbuje zwodzić Polaków wizją iluzorycznych sojuszy,
naraża nas na ogromne niebezpieczeństwo i utratę resztek suwerenności.
Przyszły, 2017 rok, przyniesie kolejną ofensywę „rosyjskiej siły”, wspartą na pomocy „konserwatywnej”
agentury i życzliwości tysięcy „prawicowych”
gawnojedów. Putin, kreując się na
decydenta w sprawach terroryzmu i Bliskiego Wschodu oraz posługując się
retoryką narodowo-konserwatywną, już zapewnił
sobie nienależną pozycję „rabina – wybawcy”. To dziś najpoważniejsza broń Kremla,
która nie wymaga angażowania zdezelowanych tanków i kompromitowania ruskich
żołdaków.
Nie tylko nie jesteśmy przygotowani na taką
ofensywę, ale manifestując polityczną słabość i zależność od niepewnych
partnerów, stajemy się łatwym łupem rosyjskiego agresora.
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńAż mi mowę (i e-pióro) odjęło!
Tak wspaniały tekst wymaga specjalnego komentarza, na razie - w podziękowaniu dla Autora -, mój ulubiony cytat z "Wesela":
No ale któż ten ton wysoki uciągnie?
Pozdrawiam serdecznie
Pani Urszulo,
UsuńAch, wierz pani, i ja też przemieniony,
i choć wszystko pani mówię szczerze,
to przed sobą prawdę własną kryję
i we mgle jakowejś żyję.
Tyle się podłości i głupoty
koło mnie wlokło jak psów,
czepiało się moich rąk,
czepiało się moich nóg;
z tylum już zawracał dróg
dla mgieł, dla nocy, ciemności!
Pozdrawiam serdecznie
Wczoraj przeczytałem i, przepraszam bardzo ale mam wrażenie, jak to już kiedyś podobno zarzucano, że Ścios jest bytem zbiorowym, w tym wypadku jakimś biurem, fundacją (;-) albo instytutem analitycznym.
OdpowiedzUsuńStrach się odezwać, żeby poziomu nie zaniżać.
Marcin Ís,
UsuńTo sobie narobiłem kłopotu tym tekstem.
Bo albo "mowę i pióro" odejmuje, albo strachem napełnia i "poziomem" przeraża.
Nie takie miałem intencje.
Zapewniam, Panie Marcinie, że żaden ze mnie "byt zbiorowy", a ci, którzy wymyślili taką brednię, muszą być patentowanymi leniami. Pewnie dlatego, pisanie analitycznych tekstów kojarzy się im ze zbiorowym wysiłkiem "mas pracujących".
Pozdrawiam
Szanowny Panie,
OdpowiedzUsuńGeneralnie zgadzam się z Panem, choć akurat z prezydenturą Trumpa wiążę nadzieję.
Pisze Pan: "Równoważyć [...] poprzez budowanie światowej koalicji antyrosyjskiej". Dobrze, ale od kogo zacząć? Jak ma wyglądać ta koalicja? I czy to my mamy ją zainicjować, czy przyłączyć się do jakiejś inicjatywy, jeśli taka, poważna, istnieje?
Robert Kościelny,
UsuńMam na myśli zbudowanie przez Polskę koalicji państw, które podejmą wspólne działania na arenie międzynarodowej. Chodzi o blokowanie wszystkich rosyjskich akcji dyplomatycznych, izolowanie tego państwa na forum organizacji międzynarodowych (to rzecz niezwykle istotna), kampanię na rzecz wyrzucenia Rosji z tych organizacji oraz odebrania jej MŚ w piłce nożnej 2018, a także ujawnianie i nagłaśnianie zbrodni rosyjskich (Czeczenia, Gruzja, Smoleńsk,Ukraina, Syria, by wymienić niektóre).
Z państw najbliższych,koalicję mogłyby tworzyć - Ukraina,Litwa,Łotwa, Estonia. Był czas, całkowicie zaprzepaszczony przez ten rząd, gdy do takiej koalicji można było "zwerbować" Turcję. Dziś to raczej niemożliwe, ale już akces Wielkiej Brytanii wydaje się całkiem realny.
Pomysł jest oczywiście surrealistyczny i w III RP nie może zostać zrealizowany. Ten rząd nigdy nie poważyłby się na podobną inicjatywę polityczną.
Panie Aleksandrze,
UsuńTrochę nie nadążam. Pana główny wpis sugeruje wprost, że nie powinniśmy liczyć na "strategicznych" sojuszników. I tu pełna zgoda. Jestem także zwolennikiem budowy własnego potencjału bo tylko to nam może zapewnić bezpieczeństwo. I to nie na zasadzie wygrywania konfliktów, a na zasadzie "obiektu" kosztownego do pokonania, a później kontrolowania.
Tymczasem powyżej odpowiadając p. Kościelnemu sugeruje Pan koalicję. Jeżeli rozumie Pan ją jako działanie o ograniczonym zaufaniu, to jeszcze mogę to przyjąć. Tym niemniej nie mogę uznać partnerów takich jak Litwa czy Ukraina za partnerów strategicznych. Oba te państwa należą w tej chwili do niemieckiej strefy wpływów i od lat pokazują, że nie zależy im na sojuszu z Polską (tu chodzi mi o działania, a nie deklaracje). W przypadku konfliktu zrobią to co nakażą im dyrektywy z Berlina. O Polsce przypomną sobie jak już będzie za późno.
Turcja i Wielka Brytania to oczywiście inna liga, partnerzy poważni. Tym niemniej (przynajmniej chwilowo) Turcja nie wchodzi w rachubę, aczkolwiek starałbym się utrzymywać dobre stosunki bo w długiej perspektywie nasze interesy są zbieżne. Wielka Brytania jest dobrą opcją średnioterminową, ale w ich tradycji dyplomatycznej jesteśmy raczej przedmiotem, a nie podmiotem, czyli budowanie z nimi koalicji strategicznej niesie wysokie ryzyko.
Reasumując, "chcesz liczyć, licz na siebie".
Szeliga,
UsuńWyjaśniam. O nieliczeniu na sojuszników pisałem już w roku 2010 i tu nie znajdzie Pan nieścisłości.
W tekście wspominam natomiast o konieczności budowania koalicji antyrosyjskiej. Koalicji politycznej, złożonej z państw, które z tych czy innych względów współpracowałyby na arenie międzynarodowej w dziele ograniczania wpływów rosyjskich.
Nie widzę w tym żadnej sprzeczności, ponieważ ten postulat (jak dziesiątki innych, pojawiających się a moim blogu) nie jest skierowany do grupy zwanej „dobrą zmianą”. To program dla wolnej Polski i polityków uwolnionych z pęt „georealizmu”.
Zdecydowanie odrzucam myślenie w kategoriach „te państwa należą w tej chwili do niemieckiej strefy wpływów i od lat pokazują, że nie zależy im na sojuszu z Polską”.
Jeśli byłoby to prawdą, to tylko dlatego, że III RP prowadziła złą i nieskuteczną politykę i pozwoliła, by tak ważne państwa znalazły się w sferze wpływów wroga. I nadal ją prowadzi, czego dowodzi obecność postaci z PO w otoczeniu ukraińskiego prezydenta. To miara klęski PiS.
Gdyby w takich kategoriach, jak robią to politycy III RP, myślał Piłsudski, nigdy nie doszłoby do umowy warszawskiej i antysowieckiego paktu z Petlurą.
Trzeba dążyć do odwrócenia niekorzystnych dla nas koligacji i narzucać warunki i sojusze zgodne z polską racją. Ludzie, którzy tak chętnie bredzą o „polityce jagiellońskiej”, nie mają pojęcia, co ona oznacza.
Dziękuję za odpowiedź.
UsuńCo do obecności ekipy PO na Ukrainie zgoda co do tego że jest to objaw upadku naszej polityki wschodniej w wykonaniu obecnej władzy. Z tym, że tutaj uważam, że siłę sprawczą miał nasz "amerykański sojusznik", a konkretnie jego aparat dyplomatyczny o dość jednostronnych sympatiach. Chcieli tam wysłać "swoich" promotorów zmian, tyle, że jak sądzę nie było chętnych wśród ludzi mniej zdesperowanych. Niestety zabrakło nam siły przebicia, żeby pokazać rzeczywistym zleceniodawcom w co wdeptują z takimi nominacjami. No chyba, że ktoś zaliczy te nominacje do kategorii rewanżu za Wołyń:)
Dziękuję za odpowiedź. A co z Japonią, Koreą Południową? A może nawet Iranem, który pomimo współpracy z Rosją, głównie w sferze gospodarczej, ma też plany polityczne przeciwne jej interesom - Syria, ale też Azja Centralna.
OdpowiedzUsuńRobert Kościelny,
UsuńGdybym napisał o budowaniu koalicji antyrosyjskiej z Japonią i Koreą, dopiero bylibyśmy w świecie fantazji.
Trafnie wymienił Pan te kraje, jako potencjalnych koalicjantów, ale też doskonale wiemy, że III RP nie prowadzi żadnej polityki wobec tak ”egzotycznych” partnerów.
Jest wiele państw, które mogą być zainteresowane ograniczeniem lub utrąceniem wpływów Kremla i należą do nich nawet te, które współpracują z Putinem.
Rzecz polega jednak na prowadzeniu takiej polityki, która dobre relacje z Polską uczyni bardziej atrakcyjnymi od „przyjaźni” z Moskalami.
Panie A.Ścios czy jest pan pewien,że działanie na zasadzie wrzucania granatu do kolejnych szamb PRLbis jest skuteczną metodą budowania Polski? Czy jest pan pewien po kolejnej wizycie chińskich sołdatów w bydgoskim ośrodku wojskowym,że taka "geopolityka" "bratnich pomocy" przyniesie dobro? Czy jest pan pewien,że militarne pomysły "dobrej zmiany" bez dozbrojenia Polaków w broń strzelecką(co raczej odłożono na "święty nigdy")przy jednoczesnych kolejnych deklaracjach eurokołchozowej podległości są właściwą drogą? Czy jest pan pewien,że Mackiewicz ma być zastąpiony przez spolegliwość styropianowców? Czy jest pan pewien,że stawianie kolejnych "domków z obłudy" za pośrednictwem manipulacji "dobrej zmiany" Morawieckiego/Biereckiego i usłużnych mediów dotyczącej "podwyższenia" progów podatkowych jest właściwą drogą do sukcesu dla Polaków? W dodatku jeszcze przy pseudoustawce deubekizacyjnej "dobrej zmiany" służącej utrzymaniu apanaży "nietykalnym" z esbeckiej wojskówki,esbeckim "cywilom" ograniczając zamiast pozbawiając całkowicie,nietykalnym aneksowcom utrzymanym w swojej tajności,utrzymując zbędne wysokopłatne jaruzelsko/kiszczakowe stołki zamiast opcji zerowej wobec TK i reszty systemu bezprawia? A może przedstawić inne szambo z serii "od Albina do Gowina",z Glińskim,Ujazdowskim i innymi tolerałami przekrętów AWS/UW/PO? A może przedstawić kontynuację "dobrej zmiany" w ramach światowego dealu przeciw polskiemu górnictwu węglowemu w ramach "cichego schładzania",analogicznie jak wobec polskiego górnictwa węglowego i wobec innych gałęzi polskiej gospodarki po magdalenkowo-lizbońskim przekręcie? Panie A.Ścios bezpieczeństwo państwa to nie tylko bezpieczeństwo militarne,a gałęzie gospodarki w których pracują Polacy to nie tylko te związane z ludźmi o "militarnych sercach"; tego raczej wieczni chwalcy PO-PiS nigdy nie dostrzegą. Albo z innej perspektywy IVLP: jaką podstawę programową stosowali szkolący w czasie "transformacji" podczas szkoleniowego ciągu:w 1978r M.Rakowskiego,w 1988r H.Suchockiej,w 1994r A.Kwaśniewskiego,w 1995r D.Tuska,w 2000r K.Marcinkiewicza,w 2004r B.Szydło,w 2006r B.Komorowskiego? Jakiekolwiek pozytywy dla Polaków przyniosły te szkolenia?Żadne-to widać dzisiaj w budowie komuny,dokładnie wg. definicji blogera @Michaela.Co do zagrożenia ze strony międzynarodówek stanowiących bezpośrednie zaplecze patronackiej Rosji oraz cukierkowatych i celofanowych "sojuzników" Polski to poczytają swojego lenina:"Tow.Trocki,zdaje się,że udało się nam zdobyć pozycję bez wystrzału,tylko przy pomocy manewru.Proponuję byśmy się nie zatrzymywali i nacierali dalej...".Polską racją stanu powinno pozostać zawsze jednoczenie się wokół zagrożonych komuną(wszystkich jej elementów przedstawionych we wspomnianej definicji) z dowolnego kierunku i przeciw jej russkiej głowie.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPanie wsojtek,
UsuńKomu Pan zadaje te pytania? Bo jeśli mnie, który od kilku lat systematycznie „punktuje” partię pana Kaczyńskiego i za krytykę „dobrej zmiany” zasłużył na cenzurę i miano wroga – to są one bezprzedmiotowe.
Jeśli zaś uważa Pan, że to są pytania adekwatne do mojego tekstu, to podejrzewam, że w ogóle go Pan nie przeczytał i zamieściłby je Pan nawet pod artykułem o aferze workowej w Pcimu.
Wyważanie otwartych drzwi, nie jest dobrym zajęciem na tym blogu, ale z pokorą przyjmuję pouczenie –„ bezpieczeństwo państwa to nie tylko bezpieczeństwo militarne”.
Pozdrawiam i po raz kolejny (a ostatni) uprzejmie proszę o edytowanie komentarzy przed ich publikacją.
Trump nominował gen. Mattisa na Sekretarza Obrony USA. Z tego co piszą na wiki to ma chyba zdrowy pogląd na Ruskich :"Speaking at a conference sponsored by The Heritage Foundation in Washington in 2015 Mattis stated that he believed that Russian President Vladimir Putin's intent is "to break NATO apart."[58] Mattis has also spoken out against (what he believed to be) Russia’s expansionist or bellicose policies in Syria, Ukraine and the Baltic states.[59] Mattis also believes that Donald Trump’s conciliatory statements toward Russia are ill informed.[59]" Ale czy coś z tego wyjdzie mądrego to nic pewnego.
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńW nawiązaniu do jednej z poprzednich Pana wypowiedzi muszę przyznać, że rzeczywiście, bardzo rzetelnie zabrał się Pan za zmianę naszego paradygmatu myślenia w odniesieniu do otaczającej rzeczywistości :))
Wielu z nas głowa pewnie zabolała. Sądząc po sposobie komentowania, nie mnie jednego.
To, że w odniesieniu do tego co dzieje się wewnątrz Rosji, sądząc po "reaktywacji" Cerkwi, bogoojczyźnianych wypowiedziach Putina i możliwości funkcjonowania tam partii -z pozoru choćby – prawicowych, łatwo jest przyznać Panu rację, to jasne, ale już w odniesieniu do reszty świata, możliwość takiej perspektywy wydaje się wręcz obrazoburcza. Dysonans poznawczy, który jest skutkiem analizy tego tekstu, stawia wymóg odrzucenia ważnych stereotypów, którym do tej pory, z przyzwyczajenia i braku refleksji najczęściej, dotychczas przyznawaliśmy rangę aksjomatów.
Napisał Pan : Pułkownik Putin, który nie musiał już bawić się w „marksistowskie teorie” itp. absurdy, doprowadził komunizm na wyższy stopień pasożytnictwa i posłużył narzędziem dostosowanym do potrzeb współczesnego świata. Należało tylko usprawnić „konwergencję” o motyw pieniądza i żądzę zysku, by uczynić z niej doskonałą przynętę na sytych i głupich gawnojedów
Spoglądając na bliższy nam obraz Europy, np. działania tzw. chadecji w Niemczech czy Francji, aż po brytyjskich konserwatystów, od dawna widać, jak skutecznego wyłomu dokonano tam w przełamywaniu barier pojęciowych, jak daleko te partie oddaliły się od korzeni naszej cywilizacyjnej spuścizny. Reformacja, kilka wieków temu, dokonała wyłomu. Jego następstwem jest między innymi otwarcie dzisiejszej Europy zachodniej na przeróżne "postępowe" myślenie, zgoda na nowo formułowane pojęcia "wolności" i "demokracji". Dzisiaj następują już tylko kolejne fazy tej przemiany. Jednym z jej elementów jest prawo i obowiązek mnożenia dóbr. Sam w sobie, ten kanon postępowania nie wydaje się negatywny, ale w koincydencji z popuszczaniem hamulców etycznych, staje się dla społeczeństw już zabójczy. Reszty dokonał liberalizm wsparty lewicową sofistyką. W myśl takiej filozofii , można współpracować z każdym z kim nam po drodze w osiągnięciu celu ekonomicznego. Nieważne stają się środki i droga, ważny jest tylko cel. Na takim gruncie, można już bezrefleksyjnie dogadywać się z najgorszym bandytą, obojętne, czy jest to satrapa zarządzający bantustanem czy lider światowego terroryzmu.
Ameryka, jak sam Pan pisze, to jeszcze pewna niewiadoma. Ale tu również widać wyraźny upadek norm. Ameryka odwołująca się do wartości, coraz wyraźniej odchodzi od swego dotychczasowego obrazu. Nie mam dostatecznej wiedzy by ocenić wartość nominacji o których Pan pisze. Znając jednak Pańską publicystykę, jestem pewien co do ich trafności. Biorąc pod uwagę wagę tego państwa w relacjach ogólnoświatowych, to najgorsza z możliwych prognoz!
Obraz który się wyłania musi więc być dla nas zatrważający, szczególnie, że przyzwyczailiśmy się już do myślenia "transatlantyckiego".
Łączność celów z krajami anglosaskimi jest i była już kiedyś, naszą "ostatnią deską ratunku" w starciu z niemiecko-rosyjskimi ciągotami imperialnymi.
Tym gorsze wydaje się całkowite niezrozumienie prawdziwych celów Rosji/komunizmu światowego w Polsce, sąsiedzie i potencjalnym celu bezpośrednim. Choć nie najważniejszym, bo są nimi pieniądze Europy Zachodniej, ale z perspektywy pragmatyki postępowania, koniecznym do osiągnięcia.
verte:
W oparciu o teorie konwergencji tłumaczono już nam "za Gierka" nasze "otwarcie na świat". Z ówczesnej perspektywy wydawała się ona dla nas korzystna, dawała nadzieję na zmiany i tak zakodowała się w głowach wielu ludzi naszego pokolenia. Dzisiaj wygląda to już inaczej. Mamy wiedzę i podstawy do tego by sądzić, że był to jedynie epizod. Świadomie i pragmatycznie zaakceptowany przez centrum decyzyjne komunizmu, testujący możliwość pozyskania środków z bogatego zachodu, wpisany w etap "światowego odprężenia i rozbrojenia".
OdpowiedzUsuńInstrumentalne zastosowanie tej teorii w dzisiejszym wydaniu władców Kremla, to myśl porażająca!
Któż z dzisiejszych polityków i ludzi z tzw. elit intelektualnych jest w stanie podjąć tezę postawioną w tym tekście? Kto odważy się podjąć zadanie tłumaczenia niewytłumaczalnego w istocie, światowego owczego pędu w ramiona cywilizacji śmierci?
Podaje Pan wytyczne dla Polski do zapobieżenia temu. I jest to dla nas clou problemu, przynajmniej, w tym momencie.
Światu pomożemy jedynie poprzez postawienie tamy wpierw u nas, bo jak Pan pisze: " Nikogo nie zmusimy do zaniechania „normalizacji” stosunków z Putinem i izolowania kremlowskiego watażki, ale interes Polski wymaga, by dostrzegać i równoważyć to zagrożenie."
A równoważyć oznacza "budowanie światowej koalicji antyrosyjskiej, wzmacnianie polskiego potencjału obronnego, twardą rozprawę z wewnętrzną agenturą, oraz uczynienie z Polski głównego i niezbędnego partnera w relacjach ze wszystkimi państwami Europy Wschodniej. Tylko wtedy, gdy Trumpowi czy Orbanowi, nie będzie się „opłacało” tracić korzyści z polskiego partnerstwa, możemy liczyć na zniwelowanie zagrożeń wynikających z uprawiania „przyjaźni” z Putinem. "
Szczegółowe pytania odnoszące się do konkretnych posunięć i wyborów, to etap następujący po pełnym zrozumieniu zagrożenia. Odpowiedzi na nie będą się zmieniać w miarę rozwoju sytuacji, ale nakreślony kierunek wydaje się w pełni racjonalny.
Dziękuję za ten tekst.
Łącząc wyrazy szacunku
Zaścianek
Szanowny Panie Zaścianku,
OdpowiedzUsuńCóż wart tekst, jeśli po jego przeczytaniu nie boli głowa? :)
Ani Pan ani stali czytelnicy bezdekretu, nie są zapewne zaskoczeni tezami tego wpisu. Rozwijam myśli, które były już sygnalizowane w cyklu „Nudis Verbis” i „Antykomunizm – broń utracona”.
Napisał Pan, że „dysonans poznawczy, który jest skutkiem analizy tego tekstu, stawia wymóg odrzucenia ważnych stereotypów”. To prawda. Na tym też polega mój kłopot związany z pisaniem takich tekstów i jeszcze większy problem, z ich przyjęciem przez czytelników.
Bo dotyczy on pokonania najgorszego mitu, zagradzającego nam drogę do prawdy – diagnozy tego, czym jest komunizm, na czym polega jego zafałszowanie, trwanie i cel.
Bez rewizji poglądów upowszechnionych we współczesnym świecie i przyjęcia „nowej metodologii” w ocenie strategii komunistycznej, nie sposób pokonać tego mitu. Zdaję sobie sprawę ze stopnia trudności. Jeśli ktoś polega na encyklopedycznej definicji i utrzymuje, że komunizm to „system polityczny, ideologia, filozofia” itd. , a nadto uwierzył pewnej artystce i przyjął, że „komunizm się skończył” – nie ma czego szukać w moich tekstach. Będą dla niego polityczną fikcją, wywołają gniew lub nieprzezwyciężony dysonans poznawczy.
Dodatkowa trudność, polega na pokonaniu tzw.opinii większości i podważeniu wykładni setek „autorytetów”, które w minionych 30 latach zapewniały nas o „śmierci komunizmu”.
To ogromny problem w społeczności słabej, zniewolonej i zmanipulowanej, niezdolnej do samodzielnej pracy myślowej i kreowania własnych ocen.
Ale na tym nie kończy się skala trudności.
W tym tekście podważam bowiem równie doniosły mit polskiej „prawicy” – wiarę, że rosyjska agentura i jej pomniejsi pomagierzy to problem „lewicy” i jej pochodnych, zaś przynależność partyjna, terminologia i deklaracje ideowe chronią nas przed nowym i znacznie groźniejszym niebezpieczeństwem. Wprawdzie taką wiarę podważają dziesiątki tajnych operacji służb sowieckich, dokonywanych w „wolnym świecie” na przestrzeni niemal stulecia, ale nie wymagam sięgania po taką wiedzę.
Dla wielu odbiorców będzie to jawne obrazoburstwo, bo prawdziwy wyznawca „idei konserwatywnych” i „wartości narodowych” wie, że one same bronią dostępu do dusz i życiorysów polityków „prawicy”.
Ja zaś proponuję, by nie słuchać tego, co owi politycy mówią i nie patrzeć, jaką chorągiewką wymachują, lecz patrzeć na to, co robią.
Proponuję, by nie zwracać uwagi na terminy dawno wyzute z treści (prawica, lewica, konserwatyzm, liberalizm) lecz dokonywać ocen poprzez twarde fakty.
A jakiż inny fakt, ponad relację z naszym najgorszym, odwiecznym wrogiem, może wyznaczać kryterium tych ocen?
Co może być ważniejszego od świadomości, że ten, w kim widzimy przyjaciela i sojusznika, paktuje z rosyjskim satrapą i szuka z nim „normalizacji”?
Warto się zastanowić - dlaczego Polacy, doświadczeni półwieczem okupacji sowieckiej i setkami zbrodni popełnionych przez Rosjan, mieliby rezygnować z tej arcyważnej, historycznej miary, wielokrotnie sprawdzonej i zweryfikowanej?
cdn
Zastanawiałem się, czy powinienem w tym tekście umieszczać passus na temat prezydentury Trumpa. Bynajmniej nie – jak niektórzy odczytali, w kontekście zaliczenia go do kategorii „gawnojedów”, ale wskazania, że może się on stać najmocniejszym ogniwem „ofensywy konserwatywnej” Putina.
UsuńWiedziałem bowiem, że zdominuje to uwagę czytelników i będzie „targetem”, w który każdy spróbuje uderzyć. Zdaję sobie sprawę, jak ryzykowne jest to posunięcie, bo ogromna większość „prawicowej” blogosfery jest święcie przekonana, że ma do czynienia z „wielkim politykiem i prawdziwym konserwatystą” i z lubością łyka propagandę lejącą się z „wolnych mediów”. Szczytem tej propagandy były zapewnienia, że prezydentura tego podstarzałego satyra i dwukrotnego rozwodnika, będzie gwarantem „krzewienia i propagowania wartości chrześcijańskich”.
Zdecydowała jednak chłodna kalkulacja, że powinienem sformułować takie opinie przed rozpoczęciem kadencji Trumpa, bo jeśli nie mam racji, ryzykuję tylko kilku dodatkowych wrogów i miano głupca.
Jeśli jednak okaże się, że będziemy świadkami budowania „nowych relacji” z Putinem, a Tramp odegra rolę „nieświadomego agenta Rosji” (opinia b.szefa CIA Michaela Morella) i „sprzeda” Polskę za iluzoryczny spokój na Bliskim Wschodzie i „elastyczność” Chińczyków, może ten tekst otworzy komuś oczy na grozę naszego położenia.
Grozę tym większą, że obecny układ rządzący, nie tylko zakwalifikował już Trumpa jako „wielkiego przyjaciela Polski” i wyśpiewuje peany na jego cześć, ale ma żadnej koncepcji prowadzenia polityki wobec USA.
Nie wie, jak pozyskać partnerstwo Ameryki i nie ma żadnych narzędzi, by zniwelować skutki procesu „normalizacji” stosunków z Putinem.
Tu nie wystarczą deklaracje przyjaźni, poklepywanie po plecach, a nawet zakupy broni amerykańskiej.
Trump jest cynicznym graczem i przede wszystkim twardym przedsiębiorcą, który każdą kwestię polityczną będzie oceniał w kategoriach zysku i strat.
Pytanie – jak i dlaczego Polska ma stać się ważniejsza dla Trumpa od relacji z Putinem – nigdy nie zostanie zadane i będzie obłożone zapisem cenzury.
Napisał Pan, że podaję „wytyczne dla Polski do zapobieżenia temu”.
Otóż, nie podaję. Mam bowiem świadomość, że żadne z tego rodzaju postulatów, nie mają dziś szans realizacji i byłby raczej śmiesznym dowodem ambicji anonimowego blogera.
Wszystko, o czym piszę w trybie owych „wytycznych”, jest zarysem koncepcji niedosiężnych dla polityków III RP. Ich pseudo pragmatyzm został bowiem „skrojony” według miary tego państwa – zależnego od „dobrosąsiedzkich relacji” z Rosją i Niemcami, związanego dogmatyką unijną i zamkniętego w kręgu jałtańskiej zdrady.
To, o czym my tutaj rozmawiamy, byłoby dla nich kompletną niedorzecznością, tym łatwiejszą do dyskwalifikacji, że stoi za nimi mitologia demokracji i kłamstwo o „upadku komuny”.
Bardzo dziękuję za Pański komentarz i serdecznie pozdrawiam
Maras kiełek,
OdpowiedzUsuńOwszem, wypisują, że to "postrach Kremla", ale nikt nie pokazał, czym ten generał miałby przestraszyć Rosjan.
To zaś, co jest cytowane z wypowiedzi Mattisa dowodzi (co najwyżej), że jest on człowiekiem przytomnym i w miarę inteligentnym. O niczym innym nie świadczy opinia, że "aneksja Krymu przez Rosję i ingerowanie Kremla w sytuację na Wschodzie Ukrainy stanowi niezwykle poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa i stabilizacji w regionie".
To raczej miałka ocena polityczna niż poważna diagnoza zagrożenia rosyjskiego.
Za kompletne nieporozumienie uważam zaś wypowiedź Trumpa (ochoczo podchwyconą przez "wolne media", że "to postać najbardziej zbliżona do generała Pattona".
Kompletna bzdura.
Patton był twardym wojakiem i jeszcze twardszym antykomunistą.
Wiedział - czym są Sowiety i jak z nimi walczyć.
Mattis może być twardym żołnierzem, ale nie ma pojęcia - czym jest komunizm i czym jest putinowska Rosja.
Od Pattona oddziela go nieprzebyta granica, bo nie zrozumiałby tych słów amerykańskiego bohatera:
"Problem w zrozumieniu Rosjanina jest taki, że nie bierzemy pod uwagę faktu że on nie jest Europejczykiem, ale Azjatą i dlatego myśli pokrętnie. My nie możemy zrozumieć Rosjanina bardziej niż Chińczyka czy Japończyka i od kiedy mam z nimi do czynienia, nie miałem żadnego szczególnego pożądania zrozumienia ich poza obliczeniami jak dużo ołowiu lub stali trzeba zużyć, aby ich zabić.
W dodatku, poza innymi cechami charakterystycznymi dla Azjatów, Rosjanie nie mają szacunku dla ludzkiego życia i są sukinsynami, barbarzyńcami i pijakami. (...)
Dzisiaj powinniśmy powiedzieć Rosjanom, że mają iść w cholerę, zamiast ich słuchać, kiedy nam mówią, że mamy się cofnąć. To my powinniśmy im mówić, że jeśli im się nie podoba, niech idą w pi..., i wydać im wojnę (...) Niestety niektórzy z naszych przywódców są po prostu cholernymi durniami i nie mają pojęcia o historii Rosji".
Proszę pomyśleć - kim byłby dla Pattona biznesmen Trump, który deklaruje - "Czy nie byłoby miło, gdybyśmy dobrze żyli z Rosją i współpracowali z nią w walce z ISIS?". Z tą Rosją, która sama przyznaje się do bycia spadkobiercą Sowietów i nadal jest najbardziej barbarzyńskim krajem na świecie.
W kwestiach omawianych wyżej mogę być tylko uważnym słuchaczem/czytelnikiem co wyznaję z pokorą.
OdpowiedzUsuńJednak bieżączka ciśnie więc ciekaw byłbym opinii Autora w sprawie ukraińskiej i wyjątkowego nasilenia ostatnio stosowania technik manipulacyjnych wobec polskiego społeczeństwa. Jak dla mnie to jest to jakiś relikt komunizmu tkwiący w umysłach obecnie rządzących i dalej - pogarda wobec prawdy.
Głosić przyjaźń z mentalnymi ludobójcami, kłamcami, złodziejami, przeniewiercami??
Jestem za współpracą ale nie kosztem honoru i minimalnego szacunku wobec wymogów narodowej tożsamości.
Przepraszam za wyjście poza zadany temat lecz tam widzę dla siebie rolę jedynie w postaci wyuczenia na pamięć.
jan kowalski,
UsuńNie przeczyta Pan mojej opinii, bo nie wypowiadam się na temat wyimaginowanych problemów i nie nagłaśniam prorosyjskich bredni.
To miejsce nie jest odpowiednie dla ludzi, którzy dostrzegają "techniki manipulacyjne" w relacjach z państwem napadniętym przez bandytów Putina, ale nie widzą realnego zagrożenia ze strony śmiertelnego wroga Polaków i Ukraińców.
Owszem - z Ukraińcami trzeba rozmawiać o ich zbrodniach i dokonanym na Polakach ludobójstwie. Trzeba o tym mówić twardo i nie zważać na dyplomatyczne "niuanse". Ale to nie ta kwestia stanowi dziś przeszkodę w prawidłowych relacjach z Ukrainą. Została ona wyolbrzymiona przez rosyjską propagandę i mocno zaszczepiona różnym "patriotom".
Takim "patriotom", którzy gotowi są wieszać za to psy na PiS-ie, ale do głowy im nie przyjdzie żądać przeprosin od polskich hierarchów za wspólne z B.Komorowskim negowanie i fałszowanie prawdy o ludobójstwie na Wołyniu.
Rzeczywistym problemem jest słabość III RP i całkowity brak polityki wschodniej. Tylko to sprawia, że Ukraina grzęźnie w bagnie unijnych dyktatów i jest zdana na wolę przyjaciół Putina. Fatalna kondycja władz ukraińskich, jest jednym z objawów tego zjawiska.
Gdyby Polska prowadziła politykę na miarę swoich możliwości i odrzuciła destrukcję eurołajdaków, moglibyśmy wypracować doskonałe relacje z Ukrainą i podjąć wspólną walkę z rosyjskim agresorem.
Jednak się Pan wypowiedział i to w sposób porządkujący moje widzenie tej problematyki.
OdpowiedzUsuńCo prawda nie bardzo wiem w jaki sposób -przykładowo - funkcjonujący kapłan ( ks Isakowicz) miałby krytykować hierarchów bez narażenia się na kary z ich strony i jak polska polityka wschodnia miałaby uzdrowić "fatalną" kondycję władzy ukraińskiej ale, że emocje są tutaj złym doradcą to fakt.
Mam na myśli moje emocje.
Dodam tylko, że (na wspomnianym przeze mnie spotkaniu w SGH) prof. Żaryn opierając się na swoim warsztacie historyka, wyraził wielki pesymizm co do przyszłych relacji polsko-ukraińskich.
Jak chodzi o Rosję to mnie osobiście uspokoiłoby dopiero oddanie nam przez nią Prus wschodnich.
"stali czytelnicy bezdekretu, nie są zapewne zaskoczeni tezami tego wpisu." Tak, to jest to wrażenie jak ktoś pozbiera i uporządkuje moje obserwacje, intuicje, myśli. Tego flirtu prawicowców z Putinem nie sposób nie zauważyć. Zresztą wspólne przemyślenia z Autorem lub niektórymi komentującymi się zdarzają. Poniższy koment napisałem sobie wcześniej do dalszej edycji, dlatego przepraszam jeśli powiela coś co już powyżej napisano.
OdpowiedzUsuń1. Pierwszy na świecie papież-komunista też jest z definicji gawonjedem. Błąd Franciszka polega na tym, że nie mając wiedzy na ten temat przyjął komunizm za dobrą monetę. (W/s uchodźców robi zresztą podobnie.) Nie wie, że komunizm wypacza i wulgaryzuje pojęcia, którymi się posługuje. Wszystkie szczytne hasła głoszone przez komunistów zostały wypaczone i obróciły się przeciwko człowiekowi. Jeśli komunizm (czyli Rosja?) zaprzęgnie idee narodowe, konserwatywne i "chrześcijańskie" do swoich celów to też je wypaczy, zwulgaryzuje i obróci przeciwko ludziom.
Już chyba kiedyś się zastanawiałem, czym komunizm różni się od, po prostu, zła, które występuje w innych krajach? Że jest zinstytucjonalizowany i przenika wszelkie obszary życia społecznego? Komunizm wg mnie jest odmianą kłamstwa i zła ale pisanie dziś o komunizmie jest skazane na niezrozumienie. Czym jest i jaka jest natura komunizmu nie wielu rozumie (nawet papież). I obiektywnie rzecz biorąc to jest trudno uchwytne i nigdy nie będzie powszechnie rozumiane. Dlatego słuszne jest przyjęcie za kryterium stosunku do Rosji. ZSRS to największy (i nie osądzony) zbrodniarz w dziejach świata. Rosja jest spadkobiercą i kontynuatorem ZSRS. Świadomość (a bardziej podświadomość) Rosjan podłości swojego tworu musi sprowadzać się do nieustannej ucieczki przed prawdą. Stąd teraz udawanie opoki chrześcijaństwa i stąd też, niestety, agresja. To nawet zrozumiałe z punktu widzenia psychologii.
2. Też "wiążę nadzieje" z Trumpem. Bez egzaltacji, po prostu Clinton nie dawała żadnej nadziei.
W Europie to wygląda inaczej. Tutaj faktycznie jedyną nadzieją pozostaje Wielka Brytania. A największym zagrożeniem, wg mnie pałeczkę przejmuje, Francja.
Swoją drogą, proces wymiany gawnojedów to nawet pewna sprawiedliwość dziejowa. A przysłowiowe wycie lewactwa, które temu towarzyszy, jest miłym podkładem dźwiękowym tego przedstawienia.
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńKiedy czytam o bezkarnych demonstracjach esbeckich bandytów, z którymi każde, podkreślam, każde państwo poradziłoby sobie bez problemu, zastanawiam się, czy tu w ogóle jeszcze jest jakieś państwo, jakiś rząd, jakieś MSW i z rezygnacją stwierdzam, że ich nie ma. Widzę ubezwłasnowolnioną atrapę zarządzaną przez partyjnych impotentów, których jedynym celem wydaje się być wola przetrwania i wyrwania tego, co tam jeszcze zostało do wyrwania.
Dlatego odechciewa mi się cokolwiek pisać, analizować, choćby najcenniejsze teksty (jak powyższy). Otaczająca rzeczywistość jest do tego stopnia upokarzająca i obrzydliwa, że trudno od niej abstrahować.
Proszę o zrozumienie i serdecznie pozdrawiam
PS. Banda zapowiada główne demonstracje na 13 grudnia. I zapewne włos nikomu głowy nie spadnie, a "władza" będzie po kościołach zanosić modły za ofiary stanu wojennego.
Pani Urszulo,
UsuńCałkowicie podzielam Pani odczucia. To wręcz niewiarygodne, jak ten słaby i bezwolny rząd, wybrany przez Polaków z wielkimi nadziejami i wiarą w ukrócenie antypolskich działań, pozwala panoszyć się obcej hołocie i nie reaguje na żadne zagrożenia.
Nie wiem, ile i jak długo wyznawcy pana Kaczyńskiego potrafią czekać i bełkotać o „strategii politycznej” swoich wybrańców, ale każdy, zdrowy na umyśle człowiek powinien czuć się dziś podle.
Ta buta byłych esbeków i ich zafajdanych obrońców, jest siarczystym policzkiem wymierzonym każdemu z nas i żaden idiota nie ma prawa nazywać tego stanu „prawem demokracji”.
Nie ma takich praw, które pozwalałyby bandytom naigrawać się z ich ofiar.
Jeśli PiS na to pozwala, zachowuje się identycznie, jak reżim PO-PSL, gdy różne łajzy biły Polaków na Krakowskim Przedmieściu i oddawały mocz na znicze.
Ponieważ jest pewne, że ten rząd nie podejmie żadnych działań w naszej obronie i nadal będzie przyzwalał na obrażanie nas przez obcych, trzeba zacząć traktować ich tak, jak na to zasługują.
I pamiętać o takim traktowaniu, gdy politycy PiS będą „mobilizować" Polaków przed kolejną farsą wyborczą i żebrać o głosy, oddawane na pełne kieszenie cwaniaków.
Trzeba ich wtedy zapytać – co zrobiliście, żebyśmy nie musieli oglądać nienawistnych gęb Obcych, nie musieli słuchać ich głosu i znosić ich obelg? Co zrobiliście, żeby takie kreatury zniknęły z życia Polaków i nie obrażały nas swoją obecnością?
Pozdrawiam Panią
Panie Aleksandrze,
UsuńJest gorzej niż myślałam. Nie tylko rząd, ale i w znacznym stopniu "światły elektorat PiS" tak się zapętlił w zastawionych wnykach, że chyba się z nich nie wyswobodzi. Wczoraj, rozżalona do żywego, dyskutowałam o esbeckich demonstracjach z osobą godną najwyższego szacunku, która nb była internowana. I wie Pan, co usłyszałam? "Ależ, co ty za głupstwa opowiadasz, przecież to jest prowokacja i oni tylko czekają na interwencję". A kiedy zapytałam: "no dobrze, a gdybym walnęła któregoś w łeb kamieniem, pewnie by mnie od razu skuli i zamknęli jak pana Miernika? - usłyszałam: "oczywiście że tak, takie są prawa demokracji".
I co Pan zrobisz? Nic Pan nie zrobisz! :)
Mimo wszystko uważam, że gdyby ludzi z kamieniami było - powiedzmy - dziesięć tysięcy, to chyba by nas wszystkich nie pozamykali? Poza tym esbeckie tchórze żerujące na "demokratycznej" bezsilnej władzy nosa by wtedy na ulicę nie wytknęły.
Pozdrawiam serdecznie
Wszystkie serwisy, nagłośniły słowa Putina skierowane faktycznie do gawnojedów: „Rosja potrzebuje przyjaciół, ale nie dopuści, by lekceważono jej interesy.”
OdpowiedzUsuńTa operacja jest logiczna i spójna. Wszyscy chcą być przyjaciółmi bandyckiej Rosji.
Jeszcze obrazek z pierwszym emisariuszem w białej czapce wysyłanym na front nowej ofensywy.
KLIK
Panie Marcinie,
UsuńNajpierw zdjęcie: KLIK
Czy naprawdę pokłada Pan nadzieję w tym szemranym hochsztaplerze w różowej koszuli?
Przecież to tylko "Sowa de Lux"? "Redaktorom" się nie dziwię, ale żeby Pan?
Panienki, modelki, Fibakowe agencje towarzyskie dla celebrytów i hotelarzy - to jego naturalne środowisko. Gdzie mu się pchać do polityki? Putin go na kawałku chleba rozsmaruje. Zresztą sam się już (ochotniczo?) rozsmarował.
Jako kontrapunkt do Pańskiej sali tronowej :) dam swoje ulubione zdjęcie "średniego" (2011) Putina, które roboczo nazywam "Dresy Rządzą":
KLIK
Dorzucę "wczesnego":
KLIK
Fajne są też tutaj: http://niezalezna.pl/52761-putin-gdy-byl-szpiegiem-kgb-archiwalne-zapomniane-zdjecia
Potem dopiero zaczęło się "wizerunkowanie" cara. Pierwsze próby były dość żałosne, choć zachodni idioci i tak byli zachwyceni:
https://www.youtube.com/watch?v=IV4IjHz2yIo
Ale obecnie jest już z górki, pewnie Trump też coś ociekającego złotem sobie zafunduje. Teraz nie musi ze swoich.
Marcin Ís,
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonany, czy w przypadku Franciszka powinniśmy mówić o niewiedzy, czy o świadomym działaniu. Moim zdaniem, argentyński kardynał-jezuita jest bowiem „przesiąknięty” tzw. teologią wyzwolenia i w fundamentalnych sprawach dotyczących doktryny Kościoła dokonuje celowych „manewrów” w tym kierunku.
Jakkolwiek wielu zapewnia, że owa teologia „ma różne oblicza”, to jej „ojcowie”- Gustavo Gutierrez i Leonardo Boff głosili czysto marksistowskie brednie, okraszone pseudo teologiczną podbudową. Wpływy tej teologii były na tyle groźne, że w roku 1983 r. Kongregacja Nauki Wiary wydała instrukcję „Libertatis nuntius” na temat "pewnych aspektów teologii wyzwolenia". Przygotował ją kard. Joseph Ratzinger, ówczesny prefekt Kongregacji, na prośbę Jana Pawła II.
Kilka lat później zmieniono jednak twarde brzmienie tej instrukcji. Tłumaczono to tym, że Kościół nie chciał dopuścić do całkowitego potępienia teologii wyzwolenia i związanych z nią licznych ruchów społecznych.
Nad zmianą nastawienia Kościoła pracował m.in. jezuita Jorge Mario Bergoglio, wówczas rektor seminarium w San Miguel, a wcześniej prowincjał Jezuitów w Argentynie. Należał on do grupy duchownych, która zajmowała się tzw. pozytywną teologią wyzwolenia i doprowadziła do sporządzenia drugiej, znacznie złagodzonej instrukcji.
Przed trzema laty watykanista Andrea Tornielli pisał: „Wraz z rozpoczęciem pontyfikatu papieża Franciszka, pojednanie między Watykanem a teologią wyzwolenia zostało zakończone. Chociaż jest to papież, który nigdy nie był zafascynowany ideologiami i intelektualnym podejściem przyjętym przez pewien nurt teologii zainspirowanej marksizmem, w swoim czasie arcybiskup Bergoglio regularnie bez towarzystwa odwiedzał slumsy Buenos Aires a teraz mówi o „ubogim Kościele ubogich”.
Moim zdaniem, owa teologia wyzwolenia, była w Kościele takim samym narzędziem destrukcji, jak teoria konwergencji w polityce światowej.
Dzięki Franciszkowi, ta destrukcja dominuje dziś w moim Kościele.
Bez większego echa przeszedł wywiad, udzielony przez Franciszka dziennikowi "La Repubblica" przed kilkoma tygodniami. Eugenio Scalfari zapytał tam – „czy przedstawiając wizję społeczeństwa opartego na równości, Franciszek myśli o marksistowskim wzorze.” Ten zaś odparł, że wiele razy mówiono już o nim, że jest komunistą i dodał:
"A moja odpowiedź jest zawsze taka, że ostatecznie to komuniści myślą jak chrześcijanie. Chrystus mówił o społeczeństwie, w którym to ubodzy, słabi, wykluczeni mają decydować. Nie demagodzy, nie nicponie, ale lud, biedni, którzy mają wiarę w Boga. To im musimy pomóc, by osiągnąć równość i wolność".
http://gosc.pl/doc/3545476.Papiez-mowia-ze-jestem-komunista-ale-to-komunisci-mysla-jak
cdn
Nie sądzę, by nawet największy głupiec w purpurze, mógł z powodu swojej niewiedzy na temat komunizmu, zdobyć się na słowa tak obelżywe dla milionów chrześcijan pomordowanych przez komunistyczne reżimy – „ostatecznie to komuniści myślą jak chrześcijanie”.
UsuńGdybym nawet nic więcej nie wiedział o tym człowieku i nie znał innych jego wypowiedzi, ta jedna wystarczy, bym nigdy nie powiedział o nim „mój papież”.
To bardzo niebezpieczna postać, która usilnie próbuje zepchnąć mój Kościół w otchłań „czasów ostatecznych”.
Cechą, która wyróżnia komunizm od wszelkich innych przejawów zła, jest jego mimikra i zdolność przystosowania do nowych czasów.
Proszę zwrócić uwagę, że zbrodnie „rewolucjonistów” francuskich, skończyły się wraz z dyktaturą jakobinów, zapaścią ekonomiczną i nadejściem rządów Napoleona. Nikt później, nie próbował już usprawiedliwiać bandytyzmu we Francji „ideami rewolucyjnymi”.
Hitleryzm także umarł wraz ze swoim założycielem i nie ma szans na odrodzenie pod inną nazwą.
Nawet muzułmański dżihad i zezwierzęcenie islamskich terrorystów, nie przeżyje kilku pokoleń, bo nie znajdzie nowej „ideowej” sukcesji.
Komunizm może trwać, bo nigdy nie był i nie jest tym, za co się podaje lub za co uważają go inni. Nie posiada żadnej ideologii ani doktryny, ale doskonale potrafi czerpać z każdej myśli ludzkiej i budować z niej swoją strukturalną osłonę. Przypomina pasożyta, który czerpie siły z organizmu żywiciela i potrafi przeżyć w każdym organizmie istniejącym na ziemi.
Tu też ujawnia się najgłębszy związek zła i komunizmu. Zło jest nicością, która nie posiada żadnej właściwości bytu. W znaczeniu ontologicznym - jest jego zaprzeczeniem. W filozofii klasycznej mówi się zatem, że zło nie ma bytowej konsystencji i jest po prostu brakiem dobra.
Dokładnie ten sam „stan bytowania” dotyczy komunizmu, który nie posiada (jak byśmy to dziś nazwali), żadnych właściwości zewnętrznych. Jest nicością, którą człowiek zapełnił jakąś myślą, formą i kształtem, by oszukać innych ludzi i osiągnąć swoje zbrodnicze cele.
Ta cecha decyduje o trwałości komunistycznej sukcesji i sprawia, że może on realizować swój plan pod różnymi barwami i flagami.
AŚ
OdpowiedzUsuńWidzę, że już Pan to zatweetował, ale i tak dam link, bo pięknie Pan Gwiazda powiedział:
http://wpolityce.pl/polityka/318125-andrzej-gwiazda-o-protescie-opozycji-zaplanowanym-na-13-grudnia-swolocz-oni-ujawniaja-swoje-rzeczywiste-poglady-nasz-wywiad
Skuteczność wizerunkowa władzy PiS wydaje się ostatnio być ograniczana nie tylko przez coraz wścieklejsze (przykładów chyba nie trzeba podawać) ataki postkomuny sprzymierzonej z lewactwem, jakby ich zwać, ale także przez samo … PiS.
OdpowiedzUsuńCzym tłumaczyć naiwne relacjonowanie w TVP, niemal reklamowanie szczegółów ataków i różnych świństw, które t.zw. „opozycja” wycina PiSowi. Telewizja „publiczna” wręcz lubuje się w namolnym pokazywaniu długaśnych relacji z kolejnych agresji „opozycji”.
Dla porządku dziennikarskiego wystarczyłoby takie sprawy chłodno odnotować, ale nie rozpamiętywać i konsumować, i to w szczegółach. Często wydaje mi się, że TVP zbyt gorliwie i przesadnie promuje socjotechnikę przeciwnika.
Czy to tylko moje odosobnione wrażenie ?
To oczywiście słuszne wrażenie. Ale należy postawić pytanie: dlaczego tak się dzieje?
UsuńOdpowiedzi na nie znajdzie Pan w samym tekście jak i w komentarzach, choćby tym autorstwa Gospodarza poniżej.
hnery5,
UsuńBynajmniej, nie jest to ograniczanie „skuteczności wizerunkowej władzy PiS”, ale świadoma i celowa robota, prowadzona przez sprawdzony aparat partyjny.
PiS wiedział co robi posyłając Kurskiego do TVP i werbując „niezależnych dziennikarzy” stanowiskami i apanażami. Zapewnił tym sobie ścisłą osłonę pijarowską, która umożliwia na oszukiwanie wyborców i czerpanie profitów z „bycia” władzą.
Ciągłe nagłaśnianie działań tzw. opozycji oraz epatowanie odbiorcy wrzaskiem antypolskiej hołoty, ma głęboki sens.
Wywołuje wrażenie wielkiego natężenia antyrządowych akcji i służy mobilizacji elektoratu wokół „słusznej linii naszej partii”.
Ale chodzi też o coś więcej.
Taki przekaz pozwala kreować wizerunek PiS, jako „oblężonej twierdzy”, grupy poddawanej rozmaitym naciskom i ograniczeniom, która wciąż musi toczyć nierówną walkę z niezwykle groźnym przeciwnikiem i nie może w spokoju pracować dla dobra Polaków.
A skoro przeciwnik jest tak groźny i aktywny, zaś przeszkody tak wielkie (wiemy przecież – TK,UE, sądy itd.) jakże można stawiać tym biednym politykom PiS wymagania lub żądać od nich przywrócenia prawa i sprawiedliwości?
Wiadomo, że najpierw muszą pokonać ogromne utrudnienia i przejść etapy "niesprzyjających okoliczności" (ŚDM, szczyt NATO, kadencja prezesa TK, prezydentura Obamy itd) a to wymaga czasu, cierpliwości i zaufania ze strony wyborców.
Atakowany takim przekazem obywatel chętnie zapomni, że PiS nie jest już w opozycji, bo dzięki nam dostał wszystkie (podkreślam) narzędzia władzy, posiada dowolne służby ochrony państwa, ma dyspozycyjne organy i instytucje oraz – co najważniejsze – poparcie wielu milionów Polaków. Taki wyborca woli jednak widzieć w partii pana Kaczyńskiego uciemiężone, biedne ofiary, które, choćby nie wiem jak chciały zrobić w III RP porządek - nie mogą.
Widzi zaś tym chętniej, bo taki obraz już mu zaszczepiono w latach ubiegłych.
Kreowanie tej fałszywej wizji ma oczywisty cel.
Pozwala zdjąć z PiS odpowiedzialność za już stracone miesiące, ale też daje „abonament” na dalsze nieróbstwo, zaprzaństwo i prywatę. Gwarantuje „święty spokój” i nieliczenie się z wolą Polaków.
Wytrąca krytykę ze strony nazbyt świadomych wyborców, a tych, o mentalności religijnych wyznawców, uzbraja w „niepodważalne” argumenty.
W ten sposób PiS bez problemu prześliźnie się do następnych tzw. wyborów i tryumfalnie obwieści – robiliśmy co mogliśmy, ale przeciwnik był silny i mocno przeszkadzał, Ścios sypał piach w tryby, a wyborcy nie dorośli do strategii pana prezesa.
Panie Zaścianku,
UsuńWykazał się Pan wręcz profetyczną intuicją, bo mój komentarz, zamieszczony 2 minuty po Pańskiej uwadze, zawiera właśnie odpowiedź na refleksje Pana hnery5 :)
Panie Aleksandrze,
UsuńSam jestem zaskoczony tymi nowymi przymiotami:))
Ale na poważnie! Przepraszam. Nie powinienem "wcinać" się przed Gospodarzem.
Może trochę niech mnie usprawiedliwi to, iż wrażenie o którym napisał p. "henry" pokrywa się z odczuciem dysonansu poznawczego, który formułowali ostatnio moi rozmówcy. Tam też polecałem dyskusje na tym blogu.
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńNie na próżno PiS i pozostałe partie systemowe uprawiają mitologię demokracji. To jest świadome zafałszowanie rzeczywistości III RP, bo efekty owej mitologii służą umacnianiu władzy magdalenkowych szalbierzy.
Wart dostrzeżenia jest również motyw „prowokacji” – zaszczepiony Polakom już w latach 80, poprzez retorykę rozmaitych kapusiów i „koncesjonowanych opozycjonistów”. Ta retoryka stanowiła szczególnie groźną broń w czasach przygotowań do „okrągłego stołu”, gdy ustawieni przez swoich oficerów prowadzących „reprezentanci narodu”, wykazywali się służbową rozwagą i roztropnością i każdą próbę dobicia komunistycznych bandytów kwalifikowali jako „prowokację”.
Tak wyhodowano społeczeństwo zniewolonych mazgai, którzy zamykają oczy na każdą hańbę i nieprawość.
Treść cytowanej przez Panią rozmowy doskonale pokazuje, jakie spustoszenie w umysłach Polaków poczyniła ta mitologia.
Pani rozmówca chętnie przyznaje prawa demokracji zgrai esbeków i ich seksotom, ale do głowy mu nie przyjdzie, że prawdziwa demokracja dotyczy przede wszystkim praw suwerena, a te ma on święte prawo egzekwować stawiając wymagania wybranym przez siebie politykom.
Jeśli zatem wybrałem polityka, bo obiecywał mi „walkę z patologiami” i rozprawę z komunistyczną mafią, a miał przy tym gębę pełną patriotycznych frazesów – mam prawo od niego wymagać, by:
-nie prowadził żadnych negocjacji z esbekami (projekt ustawy dezub. był „konsultowany” z esbeckimi organizacjami),
-odebrał im wszystkie świadczenia pieniężne (nie ma żadnego powodu, by Polacy płacili swoim ciemiężycielom choćby złotówkę),
- zabronił organizowania lub spacyfikował jakiekolwiek „manifestacje” esbeków,
- zadbał o bezpieczeństwo Polaków i nie udawał, że wzywanie żołnierzy i policjantów do "wypowiedzenia posłuszeństwa władzy” nie jest podżeganiem do buntu.
Na tym polega prawo demokracji w normalnym państwie. Płacę temu politykowi i wymagam, by zadbał o moje interesy i moje bezpieczeństwo.
Mam w głębokim poważaniu wyimaginowane „prawa opozycji”, „zasady demokracji” itp. brednie, bo przez ostatnie osiem lat były one wyłącznie pożywką dla najgorszych nadużyć i patologii, a dziś służą byłym reżimowcom do uniknięcia odpowiedzialności. Jeśli minione lata nie przekonały Polaków, że „demokracja III RP” jest fikcją, to tylko tych, którzy nawet pod ruskim butem sławiliby prawa i wolności.
Opinia Pani rozmówcy, jakoby interwencja państwa podjęta wobec zorganizowanej bandy nawołującej do obalenia władzy, miała być „niedemokratyczna”, jest objawem skrajnej głupoty i nieodpowiedzialności.
Niedemokratyczne jest przyzwalanie, by opluwano i gnojono mój kraj.
Niedemokratyczne jest pokazywanie fizjonomii putinowskich marionetek w „wolnych mediach” i „narodowych” tv.
Niedemokratyczna jest zgoda na działalność politycznej agentury wpływu, obcych ośrodków propagandy i zgrai antypolskich dywersantów.
Ale takiej demokracji, w której obywatel ma prawo żyć w spokoju i nie być zagrożonym agresją Obcych – Pani rozmówca i wyborcy PiS nie znają.
Nie znają też takiej demokracji, która nakłada na polityka obowiązek robienia tego, do czego został wybrany. Nie zaś - realizowania cudownych strategii prezesa, schlebiania eurołajdakom, nabijania sobie kabzy i oszukiwania wyborców.
Pozdrawiam serdecznie
Mocne!
UsuńAle nie odważyłabym się powtórzyć tego słowo w słowo komuś, kogo szanuję. W ostateczności - użyłabym "omówień" :))
Pozdrawiam serdecznie
@hnery
OdpowiedzUsuńPańskie wrażenie nie jest odosobnione. Mam podobne, choć programy TV znam głównie z migawek w internecie. :)
Jednak w przeciwieństwie do Pana Aleksandra uważam, że łatwo się na takiej strategii "przejechać". Jak długo można wytrzymywać jęki słabeuszy? Znużony elektorat może w końcu przestać współczuć i się rozczulać, a zawiedzionym strategom pozostanie wówczas tylko zawodzenie Chryzostoma Cherlawego z "Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa":
- Dlaczego nas nikt nie żałuje?
- Dlaczego nas nikt nie żałuje!!!
Pozdrawiam :)
No proszę, widzę że moje komentarze zniknęły zapewne jako robota wrażego ''ruskiego trolla'' a i ten również dozna ''anihilacji'', mimo wszystko zaryzykuję - dowodzi to iż toleruje Pan jedynie obrzydliwe lizusostwo jak w przypadku Urszuli nie przypadkiem Domyślnej i nie jest w stanie wyciągnąć logicznych wniosków nawet z własnych tez bowiem jeśli nie dostrzega Pan oczywistego absurdu podejmowania tak ambitnych przedsięwzięć przez państwo przeżarte rozmaitymi agenturami i pełne apatrydów jak sam pisze to nie mam słów ni pytań, przecież bawić się w budowanie ''światowej koalicji antyrosyjskiej'' poprzez pełen klonów Rotfelda MSZ to jak wyprawiać na Moskwę pod wodzą Jaruzelskiego:))) W pańskim rozumowaniu tkwi jeden za to zasadniczy błąd : jest Pan ślepy na absolutnie fundamentalny fakt iż Polska nie jest podmiotem a przedmiotem polityki międzynarodowej to zaś oznacza iż żadna z sił politycznych nad Wisłą ni polityków nie są suwerenni w swych decyzjach ani też masy Polaków podmiotowe - to nie kwestia więc kundlizmu elit jak i zwykłych ludzi, owszem to także ale nade wszystko obiektywnych uwarunkowań jak nasza pozycja będąca efektem globalnego układu sił gdzie nie oszukujmy się odgrywamy co najwyżej drugorzędną i bierną raczej rolę, nie stanowi to rzecz jasna usprawiedliwienia dla pochylania łba sposobem na mameluka jak dotąd tyle że może wpierw posprzątajmy gnój na własnym podwórku bo gdziekolwiek się nie dotknąć czy to prawo, wojsko, samorządy etc. tam wybija szambo a później dopiero snujmy ambitne plany, czy zbraknie nam czasu, środków i determinacji to już insza inszość, w każdym razie należy podjąć próbę nie mając złudzeń, że ewentualna sanacja stosunków panujących w kraju będzie możliwa jedynie w wyznaczonych z góry ramach, mimo to szansa uzyskania nawet tak dalece ułomnej namiastki jakiejś podmiotowości jest warta ryzyka bo zwyczajnie w tym postPRLowskim syfie nie da się już żyć i normalnie funkcjonować. Cóż, wnioskuję iż nie można liczyć u Pana na cień choćby krytycznej samorefleksji stąd nie pozostaje mi nic innego jak życzyć dalszego oby miłego orbitowania w alternatywnej rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńPo kolei:
Usuń1. Nie jest pan ruskim trollem, tylko polskim chamem. Ludzi cywilizowanych obowiązują określone formy grzecznościowe.
2. Ktoś, kogo stać jedynie na bluzgi nigdy nie pojmie, że można także odczuwać życzliwość, sympatię, szacunek, podziw dla czyjejś wiedzy i nawet to okazywać, a niekoniecznie być przez to "obrzydliwym lizusem".
3. W polskim internecie (w przeciwieństwie do angielskiego, czy francuskiego) grasuje szczególnie wielu podobnych panu nienawistników, zatykających się własną bezsilną wściekłością.
4. Pańskie (rzekome) argumenty anty-ściosowe są niezborne, chaotyczne i nielogiczne. Dowodzą przy tym, że czyta pan Autora nieuważnie, albo okazjonalnie. Gdyby było inaczej nie przypisywałby pan AŚ idiotyzmów, które powstały w pańskim umyśle.
5. Postuluje pan "sprzątanie" III RP (żeby "nie wybijało szambo") nie precyzując, kto miałby tego dokonać. Jeżeli liczy Pan na którąś ze zmian Okrągłego Stołu (także obecną - "dobrą"), wykazuje Pan naiwność ocierającą się o głupotę.
A helmudowi Chehelmut6 grudnia 2016 11:33 mogę odpisać tylko, że czytając jego "kilometrowe zdania" - z nieznaczną tylko przesadą - gorzej czułam się podczas słuchania tego ruska
UsuńPanie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńBardzo Pana proszę o nieusuwanie komentarza @Chehelmuta.
Zamierzam mu odpowiedzieć.
Pozdrawiam
Pani Urszulo,
UsuńStaram się zrozumieć powody, dla których udzieliła Pani odpowiedzi, ale zdecydowanie ich nie podzielam i informuję, że to była jedyna i ostatnia taka sytuacja.
Od dziewięciu lat nie zdarzyło się na tym blogu, bym podjął rozmowę z chamem lub idiotą. I zapewniam, że się nie zdarzy.
Czy się to komu podoba, czy nie.
W moim kręgu kulturowym, praktykowana była tylko jedna reakcja na impertynencje chama - danie mu po pysku i wyrzucenie za drzwi.
Podobnie postępuję z tymi, którzy włażą tu w buciorach własnej głupoty i nie mając zdolności przeczytania i zrozumienia tekstu, silą się na bezczelne uwagi.
Cham jest fatalnym indywiduum, ale cham aspirujący do inteligencji, to już koszmar.
Uprzejmie proszę o całkowite ignorowanie chamów. Będą stąd wyrzucani.
Słowo jeszcze o naszych wrażeniach odnośnie „strategii” PiS.
Jeśli uważa Pani, że na odgrywaniu roli ofiary, można się „przejechać”, to przypomnę, że partia pana Kaczyńskiego bazuje na tej inscenizacji co najmniej od 2007 roku, tj. od czasu, gdy prezes tej partii popełnił koszmarny błąd i w imię „demokracji III RP” popełnił polityczne samobójstwo.
Efektem tego kroku było nieszczęście ośmiu lat rządów sukcesorów komuny i ogromne upodlenie Polaków. Ale – kto dziś o tym pamięta? Myślę, że PiS dostrzegł wówczas, że gra na emocjach jest doskonałym sposobem na utrzymanie elektoratu i usprawiedliwienie wszelkich błędów i zaniechań. Proszę zauważyć - gdyby nasi rodacy nie dali się wciąż nabierać na „zawodzenie Chryzostoma Cherlawego” (świetne określenie!), jak inaczej PiS dotrwałby do 2015 roku?
Był przecież kompletnie nieudolną i nieskuteczną opozycją, która przez osiem lat nie wygrała żadnej batalii politycznej, a swoją aktywność ograniczała do „demokracji parlamentarnej”.
Elektorat nigdy nie znudzi się „zawodzeniem” PiS-u, bo został nauczony, że taka postawa jest synonimem prawdziwej „walki” i patriotyzmu. PiS „oblężony” i nieustannie atakowany, jest wyśmienitym symbolem uciemiężonej Ojczyzny, która musi znosić razy zadawane przez wroga. Jest w tym rys owej pustej martyrologii, wynikający z traktowania patriotyzmu jako domeny uczuć i emocji. Pisałem o tym w poprzednim tekście.
Gdyby Polacy wiedzieli, że patriotyzm jest nade wszystko powinnością rozumu i nakazem praktycznych działań, nie daliby się nabierać na retorykę, za którą nie stoją żadne działania i decyzje polityczne.
Wówczas, zamiast oklaskiwania oracji pana prezydenta i zachwytów nad ostentacyjną religijnością, domagaliby się od niego publikacji Aneksu i zaangażowania w sprawę Zbrodni Założycielskiej III RP. Bo to są realne wymiary patriotyzmu, od których zależy los Polaków.
Zamiast euforii z powodu nieskładnych wystąpień pana Kaczyńskiego i potakiwania głupawym wypowiedziom jego kolegów, żądaliby od nich rozprawy z esbecko-agenturalną bandą, stosowania aresztów wobec zdrajców, likwidacji pokomunistycznych tworów (TK) i zapewnienia Polakom choćby minimum bezpieczeństwa.
Bo takie są realne wymiary patriotyzmu, które służą polskim interesom.
Zamiast podziwu dla Żołnierzy Niezłomnych i nic nie kosztującej admiracji dla bohaterów walki z komuną, Polacy musieliby wówczas przyjąć ich postawę wobec komunizmu, odrzucić „koncyliację” i „porozumienia” z wrogiem i podjąć z nim ostateczną walkę.
Tymczasem gra na emocjach i epatowanie ornamentyką patriotyczną, stanowią dziś jedyną wykładnię „prawdziwego patriotyzmu” i naszym rodakom nawet w głowie nie powstanie, że taka postawa prowadzi do narodowej agonii.
PiS całkiem świadomie bazuje na tym ułomnym „modelu patriotycznym”, bo pozwala on unikać pytań o fakty i decyzje polityczne i zadowala ambicje Polaków werbalnym kuglarstwem.
A skoro obie strony – wyborcy i wybrańcy, doskonale czują się w tym „teatrze cieni” i nikt od nich niczego nie wymaga, po co mieliby to zmieniać?
Proszę więc nie wierzyć, że „znużony elektorat może w końcu przestać współczuć i się rozczulać”.
Nie przestanie, bo musiałby wówczas dojrzeć rzeczywistość III RP.
I nadto się przerazić.
Pozdrawiam Panią
Witam.
OdpowiedzUsuńI mogę tylko czytać Pański wpis z frasobliwą miną, że znajomość (zdanie egzaminu z jej zawartości) Pańskiej książki „Antykomunizm – broń utracona”, nie jest wymagana np. przy składaniu „papierów” do szkoły średniej lub przy wniosku o dowód osobisty/ matura (zdecydowanie za późno!). Ocena negatywna, równoznaczna byłaby z nieotrzymaniem stosownych dokumentów. W przypadku braku dowodu osobistego, pozbawienie wszelkich praw obywatelskich (jak najgorszy kryminalista. O!). Bo każdy człowiek, który jest wybrakowany w "tej" tematyce, odpowiada za wszelkie zło na tym świecie, a już w mojej Ojczyźnie z całą pewnością.
Pozdrawiam.
Pani Halko,
UsuńByłoby miło stać się "klasykiem" i mieć (choćby pośmiertny) wpływ na "substancję narodu", ale obawiam się, że tak nienależna nobilitacja zostałaby odebrana niczym klątwa "Czerwonej książeczki" przewodniczącego Mao :)
Bo choć wielu jest "wybrakowanych w tej tematyce", to lepiej dla ludzi, gdy sami dorastają do pewnych wniosków i refleksji. Odgórnie narzucane, wywołują wstręt i odruch buntu.
Przyznam natomiast, że miałem zamiar kontynuowania tematyki "Antykomunizm - broń utracona", w publikacji noszącej tytuł "Nudis verbis". Polscy wydawcy z tzw. oficyn patriotycznych, wykazują jednak godną podziwu czujność i dbałość o "czystość przekazu" i od roku nie znalazł się nikt, kto zechciałby wydać taką książkę.
Zakładam, że jest to wina autora, który po dojściu do władzy jedynej partii patriotycznej, nie potrafi już podążać z "duchem czasów" i ta świadomość znakomicie temperuje moje marzenia o byciu "klasykiem" :)
Pozdrawiam Panią
Panie Aleksandrze,
UsuńA propos „substancji narodu” – jestem pewien, że nie da jej się wykształcić bez solidnej podbudowy wynikającej ze znajomości historii i kultury Polski. Jeśli chcę nabyć właściwości człowieka mogącego stanąć tam gdzie MY (a w opozycji do ONYCH) muszę zgłębiać pamięć polskich dziejów i kultywować polską kulturę i obyczajowość. Sądzę, że jest to warunek konieczny, choć nie jedyny do tego, aby ów cel osiągnąć. I tu staję przed problemem, jak mniemam wspólnym dla wielu, jak ja, z pokolenia wczesnych lat osiemdziesiątych wychowanych w rodzinach, w których wartości te w najmniejszej mierze nie były podtrzymywane i przekazywane. Osoby takie potrzebują źródeł, z których mogłyby zaczerpnąć wiedzy o historii Polski, inspiracji i zachęty do bycia Polakami oraz trwania w polskości. Cóż jednak gdy tak wiele z nich jest zatrutych i wypaczających prawdę? Czy w trosce o średnie i młode pokolenia swoich czytelników szacowny Autor dałby się namówić na wskazanie choćby tych najważniejszych pozycji bądź autorów, do których nie sięgnąć byłoby śmiertelnym grzechem zaniechania w marszu ku polskiej tożsamości?
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńOkazuje się, że i w III RP nie można być bezpartyjnym bez ponoszenia konsekwencji. "System" made in USSR nie toleruje wolnych strzelców. - to odnośnie "patriotycznych oficyn".
Zresztą niedługo odmówi się nam także przynależności do Kościoła, bo "ważny" będzie tylko ten Franciszkowy (i.e. Cyrylowo - Franciszkowy), a odszczepieńcy będą piętnowani i zwalczani. Proszę popatrzeć jak bohaterski Pinior sypie ich przyszłą strategię (alternatywnie - GW ją sypie "piniorem"): https://dorzeczy.pl/kraj/15998/GW-To-Kosciol-uformowal-chamow-Pinior-W-duzej-mierze-tak.html
Teraz dopiero widzę, że istotnie, nie do końca zrozumiałam poprzedni wpis. Jedno zdanie z Pańskiej odpowiedzi pozwoliło mi to sobie uświadomić:
PiS „oblężony” i nieustannie atakowany, jest wyśmienitym symbolem uciemiężonej Ojczyzny, która musi znosić razy zadawane przez wroga. Jest w tym rys owej pustej martyrologii, wynikający z traktowania patriotyzmu jako domeny uczuć i emocji.
Od roku przerabiamy ten potiomkinowski patriotyzm polegający na bezustannym ględzeniu, grupach rekonstrukcyjnych, beznadziejnych, zakłamanych filmach typu "Wołyń", dętych ceremonijach, patriotycznych pochówkach itp. O literaturze pięknej w ogóle nie wspominam, bo w III RP przestała występować. Chyba że ktoś uważa za takową wytwory pani Cherezińskiej, usilnie lansowanej przez "autorytety" PiS. Za parę dni będzie "miesięcznica", po niej - rocznica 13 XII 1981 i aż nie chce mi się pisać, co nas czeka, bo to się staje nie do zniesienia.
O patriotyzmie przejawianym w czynach powoli się zapomina, niedługo niepoprawne politycznie będzie samo wspominanie, że kiedyś wygrywaliśmy nawet z przeważającym wrogiem, w beznadziejnych na pozór sytuacjach. Ech!
Pozdrawiam serdecznie
@UD
OdpowiedzUsuń„Nadzieja” jest w cudzysłowie ale i tak podtrzymuję, również wbrew opinii Gospodarza.
Pani (ja też) pokładała nadzieje w Dudzie… Zaryzykuję: wg mnie Duda jest bardziej zakłamany niż Trump.
Kim jest Trump i dlaczego wygrał to mniej więcej wiadomo. Wielu zagłosowało na niego na zasadzie „na złość babci Clinton odmrożę sobie uszy.” Kim jest Duda to ja do dzisiaj nie wiem. Głupi czy zdrajca?
Trump nie jest lewakiem a tym bardziej komunistą. On jest prawdopodobnie złym człowiekiem ale w takim tradycyjnym stylu: kłamie, kradnie, cudzołoży, może ma czyjąś śmierć na sumieniu ale to jest takie „proste” zło, nastawione na własny zysk, i które nie udaje dobra. Nie pozuje też na mędrca ani intelektualistę. Nie doszedł do bogactwa i władzy przez gabinety, urzędy i stanowiska.
Chętnie Pani zapomniała, że Trumpa poparł Clint Eastwood bo miał dość „ciot i mięczaków”.
Jakby to powiedzieć… Co reprezentuje sobą PiS? Gdzie oni się sytuują? Kim jest Duda? Jak odpowiedzieć na te pytania w kontekście wypowiedzi Eastwooda? Przecież PiS to impotenci. To obelżywe ale jedyne adekwatne określenie. O Trumpie nie da się tego powiedzieć. Co ciekawe, o Putinie, i owszem. Ten KGBista nie dałby rady na wolnym rynku bez armii za plecami, która go obroni – on musi mieć armię w wielkich czapkach, z wielkimi rakietami i lufami – typowa mania wielkości małego gnojka.
I na koniec. Trump zmanipulowany i ograny przez Putina straci wszystkie swoje ewentualne zalety. Ameryka przyjacielem Rosji Sowieckiej i szanująca jej interesy to będzie porażka Trumpa.
Ale wszyscy prezydenci po Reaganie uprawiali z Rosją „business as usual” (czego najlepszym dowodem jest pozycja Polski) i Trump nie będzie wyjątkiem ale liczę trochę na pewne ambicje rywalizacji u tego gracza. Wtedy mogłaby się pojawić szansa dla widzów takich jak Polska.
P.S.1. Ja lubię tę przeróbkę trójki kamradów:
KLIK (Jakby się nie wyświetliło to trzeba chyba odświeżyć)
P.S.2. Polityka polega też na tym, że w tym złym PiSie jest Macierewicz. Jest tam bo jest dobrym politykiem. I tylko dlatego.
Ad. PS. 2.
UsuńWłaśnie się nad tym zastanawiam. Kiedyś potwierdziłabym bez wahania, ale dziś...?
Aleksander Ścios,
OdpowiedzUsuńPańskie uwagi przedstawione w dyskusji z komentatorami, a odnoszące się do modus operandi PiSu są bardzo celne i uważam, że nawet zbyt łagodne: bo defraudacja kapitału zaufania publicznego wobec zmieniającej się na niekorzyść Polski sytuacji międzynarodowej może stać się czymś więcej niż przyczyną wzmacniania krajowej zgnilizny, może mianowicie stać się przyczyną potężnych zewnętrznych ciosów w państwo i Naród.
Ale odnośnie społeczeństwa, to odnoszę wrażenie, że nie jest tak źle. Sekta wyznawców jest rzeczywiście stabilna i liczna, ale niemała jest też część ludzi, którzy widzą, to o czym Pan pisze, choć być może nie wszyscy syntetyzują te zjawiska tak sprawnie, jak Pan. Problemem dla tych ludzi jest mało obiecująca strona ,,na prawo od PiSu", która - choć ma pewne plusy - nie sprawia wrażenia, żeby mogła stać się realnym i odpowiednio wiarygodnym pretendentem do usunięcia monopolu Kaczyńskiego. Jestem przy tym przekonany, że ten monopol jest już dzisiaj do przełamania - nawet biorąc pod uwagę przewagę środków po stronie rządu. Politycy PiSu są to bowiem straszne słabiaki - zarówno centralnie, jak i lokalnie. Jarosław Kaczyński nie pozostaje poza zakresem tej oceny.
Mam osobiście nadzieję, że potężne pobudzenie patriotyczne młodzieży zacznie w końcu przynosić nowych liderów na polską scenę polityczną. Wydaje mi się, że dopóki to nie nastąpi, robota merytoryczna, polagająca na obiektywnej i w konsekwencji niestety negatywnej - recenzji rządu, wcale nie jest wołaniem na puszczy. Nawet jeśli autorów takich jak Pan, kierujących się w swojej pracy imperatywem obiektywnego oceniania rzeczywistości - będzie się ,,wybuczać" czy zamilczać.
Wyjątkowo ohydnie odczuwam jednak żałosne przepychanki słowne, które uprawiają m. in. wobec Pana dziennikarze tzw. ,,niezależni". Odnoszę wrażenie, że to środowisko jest dzisiaj już tylko klonem intelektualno-etycznym UD.
Róbmy więc - wszyscy którzy chcemy obalenia okrągłego stołu wraz z jego gwarantami, choćby i panem Kaczyńskim - swoją robotę. Historia jeszcze się nie skończyła.
Pozdrawiam Pana i czekam z ciekawością na kolejne teksty, zwłaszcza te o polskich stosunkach wewnętrznych, bo wydaje mi się, że własne podwórko jest punktem wyjścia także do poprawienia sytuacji międzynarodowej.
Chciałem na koniec zauważyć, że do Pańskiej publicystyki przyciągnęła mnie ładne już lata temu Pańska analiza sprawy Olewników (Kregi piekła...). Jako najbardziej medialna, stałą się ona chyba symbolem łotrowskiej kondycji państwa polskiego w ostatnich - powiedzmy - 10 latach. Pytam zatem: jakież to wraże siły nie pozwalają panom Kaczyńskiemu i Ziobrze na wyjaśnienie tej mega-afery kryminalno-finansowej? Może muszą czekać, aż powiedzmy Monika Olejnik zechce ich w tej sprawie zaprosić do studio, a skoro nie zaprasza, to wszyscy widzimy, że mają związane ręce?
Pozdrawiam Pana
Wojciech Miara,
OdpowiedzUsuńDziękuję Panu za te interesujące uwagi i spróbuję odnieść się do dwóch kwestii.
Uważam, że ocena kondycji i zachowań elektoratu PiS (w ocenie samej partii jesteśmy raczej zgodni), nie musi zależeć od indywidualnych odczuć lub naszych wyobrażeń. Wydarzenia i fakty stanowią podstawę formułowania prawidłowych wniosków, a analiza powinna czerpać z wiedzy empirycznej.
To niezwykle trudne zadanie, bo większość ludzi, w sposób naturalny „przywiązuje się” do swoich odczuć i ocen opartych na emocjach i niechętnie dokonuje weryfikacji.
Ponieważ upłynął rok od objęcia władzy przez PiS, można pokusić się o próbę konfrontacji z faktami.
Zwolennik rządu musiałby zatem zadać sobie pytania – jakie wydarzenia i konkretne decyzje polityczne można określić mianem przełomowych i zaliczyć je do procesu „odzyskiwania” Polski? Które obszary życia publicznego, zainfekowane przez ośmioletnią zapaść rządów PO-PSL (media, służby, sądy, biznes itd.) zostały już „odzyskane” lub, poprzez decyzje nowej władzy, przywrócone Polakom?
Właściwe zrozumienie tego pytania, z góry wyklucza możliwość powiewania sztandarem „programu 500+”, realizowanego, o czym wyborcy chętnie zapominają, z naszych pieniędzy i bynajmniej nie najważniejszego.
Po tym ,co wydarzyło się w III RP przez ostatnie lata, nie można utrzymywać, że rozdawnictwo pieniędzy należy do priorytetów walki z patologiami.
Nawet dla ludzi kompletnie nieznających zasad strategii politycznych, musi być oczywiste, że nie da się przeprowadzić (choćby najszczytniejszych) planów, jeśli wpierw nie usunie się źródła choroby, w tym zasadzek pozostawionych przez wroga i nie zapewni bezpieczeństwa dobrym przedsięwzięciom. Z tego powodu, nie ekonomia i populistyczne rozdawnictwo muszą być najważniejsze w kraju zrujnowanym przez wroga, lecz walka z wewnętrznym przeciwnikiem, oczyszczenie służb i instytucji państwowych, rozliczenie setek afer i zbrodni.
Jeśli to nie nastąpi – wszystko inne będzie fałszem i demagogią.
Niedawna hucpa propagandowa pt. konferencja „Dobry Rok” pokazała, że partia pana Kaczyńskiego nie może wskazać żadnych decyzji i rozstrzygnięć, które odpowiadałyby takiej definicji „odzyskania” Polski. Absolutnym wyjątkiem, co chcę mocno podkreślić, jest ocena działań szefa MON, choć i tu kontry ze strony środowiska Belwederu, poważnie ograniczyły możliwość dokonania głębszych zmian w Siłach Zbrojnych.
Jeśli moja argumentacja jest prawidłowa, zaś wyborca PiS poważnie traktuje siebie i sprawy polskie, musi pojawić się refleksja nad dotychczasowym dorobkiem „dobrej zmiany”. Czy taka refleksja pojawiła po roku rządów?
Z pewnością, nie.
Nie znam ani jednego aktu zniecierpliwienia elektoratu PiS (tzw. sondaże wkładam między bajki) i nie słyszałem o objawach niezadowolenia społecznego z powodu tempa i zakresu „dobrych zmian”. Wprawdzie nie jesteśmy żadnym „społeczeństwem obywatelskim”, ale nawet „kołek w płocie” chciałby po ośmiu latach upokorzeń i łgarstw doświadczyć czegoś pozytywnego i budującego, a jeśli tego nie doświadcza – wyrazić swoją krytykę. Tu jednak panuje cisza.
Kwerenda (zawsze przykra) po portalach „wolnych mediów”, pozwala za to dostrzec bezmiar głupoty, wodolejstwa i tchórzostwa, ale też wzmożonej pracy ruskiej agentury, która w każdym miejscu i czasie ochoczo bełkocze o „uzależnieniu od Ameryki” lub „zagrożeniach żydowskich”. Jest przez te media chętnie nagłaśniana, bo łatwo przykrywa rzeczywiste problemy i zagrożenia.
cdn
Również inny, ograniczony do Twittera, wycinek realiów III RP, nie pozostawia złudzeń. Po krytycznych komentarzach na temat PiS zwykle zapada cisza lub (w najlepszym wypadku) pojawiają się pouczenia o konieczności cierpliwego czekania.
UsuńNie bardzo zatem wiem, na czym opierać przekonanie, że „nie jest tak źle” z tym elektoratem. Nie chcę oczywiście odnosić się do osobistych doświadczeń, ale zapewniam, że również z takich rozmów i dyskusji wyłania się fatalny obraz.
Proszę zauważyć, że jeśli (już) wyborcy PiS zdają sobie sprawę z wagi takich tematów, jak: zbrodnia na księdzu Jerzym, ujawnienie Aneksu, rozliczenie B. Komorowskiego czy walka z ośrodkami wrogiej propagandy i agenturą polityczną lub domyślają się, że brak tych tematów w przestrzeni publicznej (panuje tu ostra cenzura) jest wyrazem kunktatorstwa PiS, to ponad tą świadomością góruje przeświadczenie, że nie wolno krytykować partii rządzącej i nie można domagać się podjęcia radykalnych zmian.
To dopiero pokazuje stopień otumanienia wielu osób.
Podobne stanowisko jest najczęściej uzasadniane w sposób niebywale płytki i rażąco fałszywy i sprowadza się do argumentacji: jest zbyt wcześnie na podejmowanie tak „kontrowersyjnych” spraw, należy czekać do lepszej koniunktury, nie wolno mnożyć konfliktów, krytyka byłaby szkodliwa dla PiS i służyła osłabieniu tej partii.
Brak oddziaływania społecznego na partię rządzącą, jest z pewnością zjawiskiem powszechnym w III RP. Tak skonstruowano ten system, by istniał tylko jeden „ciąg komunikacyjny” – władza-społeczeństwo. Relacja odwrotna jest kompletnie nieznana i niepraktykowana.
Dziś jest to jednak zjawisko wyjątkowo groźne. Ludzie, którzy „chcieliby więcej” i mają świadomość, że PiS nie spełnia ich oczekiwań i jest słabą i nieudolną władzą, nie znajdują żadnej sensownej alternatywy. Pozostaje im samotne „wołanie na puszczy” lub zwrot w stronę niszowych partyjek i środowisk zagarniętych przez agenturę i ludzi bezpieki. Ale i tam nie znajdą alternatywy, bo w większości są to partie systemowe, a poziom intelektualny ich liderów i „zakres programowy” może odrzucić nawet średnio inteligentnego wyborcę.
Obawiam się, że taka sytuacja musi doprowadzić do próby „skanalizowania” tej części elektoratu PiS. To kwestia roku czy dwóch, jak pojawią się ludzie, którzy spróbują „zagospodarować” rzesze niezadowolonych i zaproponują im kolejną, fałszywą alternatywę.
Nie wykluczam, że będzie ona powiązana z procesem „integracji konserwatywnej” nadzorowanym przez Moskwę i posłuży do wykreowania „nowych rozdań” na scenie politycznej III RP. Rosjanie, którzy od dziesięcioleci praktykują takie gry, nie sięgną już po skompromitowanych lewaków lub bezużytecznych wspólników z PO, lecz postawią na osoby o „prawicowym odchyleniu”.
Wspomniał Pan o publikacji „Kręgi piekła”, dotyczącej zamordowania Krzysztofa Olewnika. To rzeczywiście jedna z tych spraw, które nie mogą być wyjaśnione przez rządy III RP. PiS nie jest tu wyjątkiem. Ta sprawa dotyka bowiem środowisk politycznych, traktowanych dziś jako „opozycja” oraz policji i służb specjalnych. A to oznacza, że jej rozwiązanie i wskazanie prawdziwych mocodawców porwania i zabójstwa, uczyniłoby „wyłom” w murze mafijnych powiązań triumwiratu III RP.
Podobne znaczenia mają wszystkie inne tematy odrzucane i przemilczane przez PiS: afera marszałkowa i sprawa powiązań Komorowskiego z rosyjskimi służbami (zeznania Winiarskiego), Zbrodnia Założycielska, za którą stoją ludzie „wojskówki”, czy nawet sfingowane samobójstwo Leppera, który stał się nazbyt niewygodny.
Takich spraw nie wolno ruszać i PiS o tym doskonale wie.
Póki trwa III RP nie zostaną wyjaśnione.
Pozdrawiam Pana
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńObserwuję ten „potiomkinowski patriotyzm” (kolejne celne określenie) z rosnącym niesmakiem. Jest w nim tyle pokładów fałszu i niekonsekwencji, że trudno uwierzyć, by nie zostały dostrzeżone i odrzucone.
Najnowszy przykład – hucpy z byłym peerelowskim prokuratorem, a dziś prominentnym politykiem PiS, jest najlepszą ilustracją tego ponurego zjawiska. Ci sami ludzie, którzy niezwykle krytycznie oceniają rolę funkcjonariuszy systemu okupacyjnego, bez najmniejszego problemu rozgrzeszają człowieka, który był dobrowolnym narzędziem tego systemu, a dziś okłamuje wyborców i stroi się w szaty „pokrzywdzonego”.
Taki relatywizm jest możliwy tylko w środowisku, które traktuje patriotyzm jako sferę uczuć i emocji i nie chce przyjąć, że wymaga on monolitu postaw i czynów. Dlatego nigdy nie zrozumiem, jak można czcić pamięć Żołnierzy Niezłomnych i honorować ofiary komunistycznych zbrodni, a jednocześnie akceptować obecność postaci tego reżimu w życiu publicznym, a nawet kreować ich na „twarz przemian” PiS-u.
Przyzwolenie na agresję esbeków i ich agentury, również wynika z tej patologicznej postawy.
Wyborcy PiS nie rozumieją, że dzięki słabości i głupocie tej partii, po raz pierwszy od 30 lat obchody 13 Grudnia będą splugawione przez „manifestacje” esbeckiej hołoty. To bolesny policzek dla ludzi, którzy ten dzień przeżyli na własnej skórze i hańba dla rządu, który pozwala na taką arogancję Obcych.
Okazuje się jednak, że dla większości tych wyborców ważniejsze jest dobre samopoczucie pana prezesa i jego pretorianów niż pamięć o pomordowanych i szacunek dla ofiar. Tylko tak można wytłumaczyć tchórzliwe milczenie wobec hańby, której dopuszcza się PiS.
W tym kontekście, warto też zwrócić uwagę na antyspołeczne, a wręcz antypolskie działania żurnalistów „wolnych mediów”.
Wielokrotnie pisałem, że są one dziś głównym rezonatorem wrogiej propagandy i wykonują wyśmienitą robotę na rzecz Onych. Nie ma przecież takich słów i wystąpień rozmaitych idiotów i kanalii, które nie byłyby natychmiast propagowane w mediach Kurskiego, Karnowskiego czy Sakiewicza. Nagłaśnia się tam wszystko, co wyjdzie ze strony jakiś KOD-ów, esbeków i reżimowców z PO. Ich przekaz zajmuje ponad 90 procent miejsca i jest nachalnie narzucany odbiorcy.
Łatwo sobie wyobrazić, że gdyby nie ta robota „wolnych mediów”, Polacy gotowi by zapomnieć nazwisk wybitnych „opozycjonistów” i nie mieliby pojęcia, kim są różne postaci. Tylko dzięki owym „niezależnym”, do polskich domów trafia bełkot Schetyny, Kijowskiego, Mazguły itp.
Niestety, nikt nie zadaje pytania – dlaczego tak się dzieje i czemu po ośmiu latach wysłuchiwania antypolskich łgarstw, nadal jesteśmy na nie skazani?
Czy na tym polega rola „narodowych mediów”? Czy chodzi tu o jakiś „pluralizm”, pokazanie negatywnego oblicza „opozycji”, uświadamianie odbiorcy, z kim ma do czynienia? Z całą pewnością – nie.
Nawet prymitywy zatrudnione w tych mediach nie mogą utrzymywać, że po tym, co widzieliśmy w ostatnich latach, Polakom trzeba jeszcze pokazywać prawdziwą gębę „opozycji”. Bo dla tych, którzy jej jeszcze nie znają, pozostaje tylko lobotomia.
W odpowiedzi udzielonej panu hnery5 przedstawiłem swoją opinię na temat przyczyn tego zjawiska. Ciągłe nagłaśnianie działań tzw. opozycji oraz epatowanie odbiorcy wrzaskiem antypolskiej hołoty, ma służyć budowaniu fałszywego wizerunku partii rządzącej – jako środowiska oblężonego, krzywdzonego i zewsząd atakowanego. Ta wizja ma usprawnić „mobilizację” elektoratu i sprawić, że nie będzie on wysuwał jakichkolwiek roszczeń wobec władzy. A to oznacza, że wszystkie przekaźniki rządowe, pracują wyłącznie na rzecz propagandy partyjnej i mają gdzieś prawdziwy interes społeczny.
Pozdrawiam serdecznie
"A może to już nie Polska"?
OdpowiedzUsuńMija uchwalony przez Parlament III RP Rok Sienkiewiczowski. Pomimo szumnych zapowiedzi ministra kultury obchodów na skalę państwową nie zauważyłam. We wrześniu pan prezydent (wraz z małżonką) odczytał fragment "Quo Vadis". Nie powstało żadne dzieło (literackie, filmowe, teatralne, plastyczne, itp), które przywoływałoby szlachetną postać największego polskiego pisarza.
Chciałabym wobec tego przypomnieć choćby ten wzruszający epizod:
"W 1889 r. Henryk Sienkiewicz otrzymał od nieznajomego ofiarodawcy 15.000 rubli wraz z liścikiem: „Michał Wołodyjowski – Henrykowi Sienkiewiczowi” i dopiskiem: „Nic to”. Pisarz nie przyjął pieniędzy tłumacząc, iż „w Polsce jest tysiąc pilniejszych potrzeb do zaspokojenia”. Z tego - tzw. „daru Wołodyjowskiego” - utworzył przy Akademii Umiejętności w Krakowie stypendium imienia Marii Sienkiewiczowej z Szetkiewiczów.
W ten sposób pisarz mógł pomóc wielu artystom chorym na gruźlicę: literatom, malarzom, rzeźbiarzom i muzykom oraz ich rodzinom, których nie zawsze było stać na kosztowne zagraniczne kuracje. Korzystali z tej pomocy między innymi Maria Konopnicka, Stanisław Przybyszewski, Stanisław Wyspiański, Stanisław Witkiewicz i jako ostatni, Kazimierz Przerwa-Tetmajer." /link/
***
UsuńLudzkimi umysłami bez reszty zawładnęła tzw. "(geo)polityka". Nachalnie propagowana, sącząca się ze wszystkich źródeł. Obchodzi się już nie tylko rocznice, ale i miesięcznice ZS (nowa świecka tradycja) i pojedynkuje - najchętniej na Twitterze - z żałosnymi postaciami, ustawionymi w charakterze przeciwników Partii i Rządu.
Wstydliwym milczeniem pomijany jest fakt, że minął rok bez najmniejszych postępów w śledztwie smoleńskim, pomimo posiadania przez PiS wszystkich atrybutów władzy i niezbędnych narzędzi. W zw. z tym - czy nadal obowiązuje raport MAK-Miller?
Domagający się pieniędzy IPN /link/ przez rok nie odważył się potwierdzić, że podpisy TW Bolka to podpisy TW Bolka. Aktualnie, z winy grafologów (!)
Prowadzone nieudolnie (markowane?) śledztwo IPN ws. mordu na bł. ks. Jerzym odhaczono grubą kreską zapomnienia (nawiasem: wiki podaje, że prokuratorzy IPN zarabiają ok. 15 000 miesięcznie!) - za to rząd i posłowie odznaczyli się wzajemnie Medalem "Zło dobrem zwyciężaj" /link/. Prokuratora Witkowskiego i księdza Małkowskiego nie ma rzecz jasna na liście odznaczonych. Jest za to na niej nadpremier M. M i v/min MON.
Na koniec tytuł - miara naszego upadku:
Z całej Polski przyjadą, aby stanąć naprzeciwko kodziarzom, esbekom i zomowcom.
Poprawiam link o IPN:
Usuńhttp://wpolityce.pl/polityka/318963-ustawodawcy-klopoty-pamiecia-tworczy-zapal-jakiejs-czesci-poslow-nie-zna-granic-takze-granic-elementarnego-rozsadku
Urszulo, ad linkowanego newsa o kontrdemonstracji przeciw kodziarzom i ich towarzyszom z bezpieczeństwa.
UsuńPobieżnie przejrzałem newsa, i już jedno stwierdzenie tam zawarte mówi wszystko. "Sprzeciwiamy się, ale nie chcemy konfrontacji" czy coś w ten deseń... Polskie, jakże szlachetne tradycje "konfrontacji bez konfrontacji", "walki bez walki", "rewolucji bez rewolucji"... Przy takim podejściu komuna może teoretycznie, w swoich coraz to nowych mutacjach, trwać wiecznie. A na pewno będzie w dobrej kondycji obchodzić swoje stulecie.
PS, "w temacie" i jak najbardziej "na czasie" - polecam książkę "Punkt Lagrange'a" Jacka Szczyrby: http://jaszczur09.blogspot.com/2016/10/punkt-lagrangea-jacka-szczyrby.html
"Samoograniczająca się rewolucja" Mme Staniszkis? I jej podobne współczesne pieprzenie wieprza typu: "nie dajmy się sprowokować, oni tylko na to czekają"? A zamiast policji z bronią gładkolufową i armatkami wodnymi - zwożeni autokarami leciwi członkowie Sakiewiczowych grup patriotycznego odporu z "terenowych" KGP, bo warszawskich jakoś zawsze przymało? - Nuda, Jaszczurze, przerabiana do bólu od lat.
UsuńPozdrawiam i czekam na zapowiadany "Na marginesie" tekst o prawicowym NEP-ie. :)
PS. Polecaną książkę Jacka Szczyrby z pewnością nabędę. Zachęcił mnie dodatkowo obszerny fragment /link/ przytaczany na stronie księgarni. - Świetnie się czyta!
@Urszula Domyslna
UsuńDziekuje. Fragment przeczytano, ksiazke zamowiono. Jak ktos tak pisze o Golitsynie, to znaczy ze cos rozumie.
Panie Jasiu,
UsuńA mnie ją obiecano pod choinkę, z wielką ulgą, że nie taka droga, jak "Świat Chrystusa" prof. Roszkowskiego /link/, którą sobie wcześniej zamówiłam. Mam tylko nadzieje, że rodzina się szarpnie na coś więcej, bo nie samymi książkami kobieta żyje. :))
Pozdrawiam serdecznie
Aleksander Ścios
OdpowiedzUsuńNigdy jeszcze wszystkie patriotyczne media + niemniej patriotyczna blogosfera nie demonstrowały takiej wścieklizny jak obecnie "w temacie" elekta Trumpa. Podobnej jednomyślności w ogóle sobie nie przypominam. W myśl wielokrotnie potwierdzonej teorii spiskowej natychmiast rozglądam się za centralnym ośrodkiem dyspozycyjnym, bo podobne reakcje stadne są na ogół inspirowane. Czy mam rację?
Pozdrawiam serdecznie
Szanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńUprzedził mnie Pan. :) Bo akurat również przymierzałem się do tekstu o "prawicowym NEP-ie" (parafrazując Mackiewicza) tow. płk Putina.
Chyba nie będzie miał mi pan za złe, jeśli ten tekst się ukaże i problem zostanie ukazany niejako z innej "mańki". Z Pańskimi cytatami - oczywiście z podaniem źródła.
Pozdrawiam
Panie Jaszczurze,
UsuńZ wielkim zainteresowaniem będę wyglądał Pańskiego tekstu i cieszę się, że również Pan zechciał dostrzec ten arcyważny temat.
Pozdrawiam
W takim razie zapraszam i pozdrawiam: http://jaszczur09.blogspot.com/2016/12/nowa-dezinformacja-w-miejsce-starej-1.html
UsuńPani Urszulo,
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy w kontekście „tematu Trumpa”, w ogóle jest sens przedstawiania argumentów merytorycznych. Po pierwsze – nikogo one specjalnie nie interesują, po drugie zaś, druga strona nie posługuje się żadną argumentacją, zatem używanie ich w jakiejkolwiek polemice jest walką z wiatrakami.
Jednak zadała Pani ciekawe pytanie o ten „centralny ośrodek dyspozycyjny”. Ponieważ w III RP nie istnieje wolna opinia publiczna, a każde z mediów wykonuje robotę na rzecz określonej partii lub innego decydenta, można pokusić się nawet o stwierdzenie, że ośrodek ten jest zbliżony do partyjnych przekaźników.
Sądzę jednak, że w przypadku Trumpa mechanizm jest znacznie prostszy i oparty na emocjach. Zadziałała tu magia najprostszych skojarzeń – „konserwatysta”, „prawicowiec” itp. Duże znaczenie ma żywa niechęć do H.Clinton i środowisk lewackich. Najważniejszym czynnikiem jest jednak interes partyjny ugrupowania pana Kaczyńskiego, a tylko tym kierują się tzw. wolne media i „niezależni” żurnaliści.
Ponieważ PiS jest partią klientelistyczną i populistyczną, chce widzieć w Trumpie głównego „patrona”, a jego wygraną przedstawia jako efekt historycznej „rewolucji konserwatywnej”. Na podobnej zasadzie budowany jest mit Orbana, którego przedstawia się nam, jako sprzymierzeńca polskich interesów.
PiS może to robić, bo nie podlega żadnej krytyce ze strony elektoratu i nie zostanie zmuszony do konfrontacji z faktami. Obalenie obu „konserwatywnych” mitów jest bowiem niezwykle łatwe – pod warunkiem, że w miejsce bezmyślnej wiary, postawimy racjonalne argumenty.
W przypadku Trumpa, dość pytać o jego ewidentne fascynację Rosją, otaczanie się „przyjaciółmi Putina” i ludźmi podejrzewanymi o kontakty agenturalne (wysłannik do Moskwy Carter Paige) oraz nominacje oparte na dwóch filarach – zażyłości z Putinem (sekr.stanu R.Tillerson – kawaler „Orderu Przyjaźni”, który wzbogacił się na ruskich kontraktach) oraz zależności od Goldman Sachs (Bannon, Mnuchin,Gary Cohn). Oba filary, mają bezpośredni związek z prywatnymi interesami Trumpa i jego układami biznesowymi z Goldman Sachs i G.Sorosem.
Tu dwa ciekawe teksty:
http://thefreethoughtproject.com/anti-establishment-trump-goldman-sachs-soros/
http://time.com/4595902/donald-trump-goldman-sachs/?iid=sr-link1
UsuńW efekcie, Trump zbudował pierwszą w USA prywatną administrację bankiersko – agenturalną, która ma posłużyć do wzbogacenia kilku światowych cwaniaków.
Natomiast w przypadku Orbana, PiS nigdy nie zmierzy się z pytaniem – jak pogodzić jego rolę „sojusznika” ze wsparciem antypolskiego projektu Nord Stream2 i działaniami Węgier na rynku energetycznym, propagowaniem rosyjsko-niemieckiego pomysłu „europejskiej armii” czy nawoływaniem do „ocieplenia” stosunków z Putinem i prorosyjskimi wypowiedziami w związku z wojną na Ukrainie?
A ponieważ cała polityka PiS opiera się na prymacie demagogii nad realizmem, jeszcze przed wyborem Trumpa narzucono odbiorcy stały i głęboko fałszywy schemat. Nie tylko nie uwzględnia on podstawowych faktów (życiorys Trumpa, jego polityczna ignorancja, brak jakichkolwiek trwałych zasad, kierowanie się prywatą i niskimi pobudkami, wrodzone prostactwo, koniunkturalizm i zależność od wielkich korporacji) ale kompletnie ignoruje szereg ważnych wypowiedzi prezydenta-elekta oraz pomija sens dokonanych już wyborów i nominacji. Łatwo to robić, bo na forach „wolnych mediów” stosuje się solidną cenzurę i umiejętnie odsiewa informacje mogące zaszkodzić wizerunkowi Trumpa. Jak np. sprawę raportu CIA, przedstawianego niczym dziennikarska publikacja "Washington Post", liczne wypowiedzi Trumpa na ten temat, reakcja ludzi służb i polityków amerykańskich.
Gdy pewnych rzeczy nie da się już zamilczeć, robi się wywiad z M. Tyrmandem, którego główna właściwość zdaje się polegać na posiadaniu nazwiska swego znanego ojca oraz beznadziejnym wazeliniarstwie wobec Trumpa. Argument użyty przez tego pana w ostatnim z wywiadów – „nie należy zbytnio upraszczać”, powinien przejść do skarbnicy medialnych mądrości, zaś nazwanie ONZ-owskiej kukiełki - Johna Boltona, „klasycznym waszyngtońskim jastrzębiem”, do annałów prymitywnej propagandy.
Sprawa traktowania wyboru Trumpa, ma jednak poważniejszy kontekst.
To, co widzimy przekreśla polskie szanse na prowadzenie mądrej (pragmatycznej) polityki wobec USA i skazuje nas (w myśl wszelkich dogmatów III RP) na rolę petenta. Żaden polityk amerykański, a tym bardziej wyrachowany gracz biznesowy, nie może cenić partnera, który wykazuje bezmierny serwilizm, zależność i słabość, który nie prowadzi samodzielnej polityki i a priori deklaruje bezwzględną „przyjaźń”, nie znając jej ceny i warunków. Nie szanuje się też partnera, który sam nie stawia twardych wymagań i nie przedstawia sobą żadnej „wartości biznesowej”- silnego kapitału, koneksji i możliwości.
Zagrożenie płynie też stąd, że ponieważ PiS i media partyjne weszły już w rolę chwalców i klakierów Trumpa – nigdy się z niej nie wycofają.
Dla partii, która wpatruje się wyłącznie w tzw. sondaże i uprawia tanią demagogię, byłoby to zabójcze. Będą więc brnęli w opowieści o wspaniałych relacjach polsko-amerykańskich i ignorowali ruskie geszefty swojego ulubieńca.
Myślę, że przyjdzie to tym łatwiej, że w przyszłym roku czeka nas nie tylko „ofensywa konserwatywna” nadzorowana przez Moskwę, ale zwrot w relacjach polsko-rosyjskich. Wielu partyjnych mędrców wyobraża sobie, że „normalizacja” kontaktów z putinowską zgrają, zwiększy powodzenie owej ofensywy, ale też scementuje przyjaźń z Trumpem i Orbanem.
Pozdrawiam serdecznie
Panie Aleksandrze, rety!
OdpowiedzUsuńRedaktor Skwieciński przejrzał na oczy? Wprawdzie widzę tam wyraźne drugie dno, ale z obowiązku kronikarskiego odnotowuję. :)
http://wpolityce.pl/polityka/319264-i-co-teraz-misiowie-puszysci-po-nominacji-dla-tillersona-trudno-doprawdy-wyobrazic-sobie-kandydata-z-silniejszymi-zwiazkami-z-kremlem
Pozdrawiam serdecznie
Pani Urszulo,
UsuńRed.Skwieciński, uczestnik wielu dyskusji w TPPR-bis, czyli Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, z pewnością wie, co oznaczają "silniejsze związki z Kremlem". Uznajmy więc ten głos za miarodajny.
Gdy czytam wazeliniarskie laurki "niezależnych" żurnalistów na temat Trumpa, zastanawiam się - co ci biedni ludzie napiszą za pół roku, za rok, gdy będzie już pewne dokąd zmierza prezydentura kremlowskiej marionetki? Czy i jak potrafią wówczas wycofać się z dzisiejszych opinii i wytłumaczą czytelnikom skalę własnej głupoty?
Znając jednak specyfikę tego środowiska i klientelę "wolnych mediów", przypuszczam, że nigdy nie zostaną postawieni przed takim dylematem.
Pozdrawiam serdecznie
Panie Wood,
OdpowiedzUsuńProszę wybaczyć spóźnioną odpowiedź, ale dopiero dziś dostrzegłem Pański komentarz i zawarte w nim pytanie.
Przyznam jednak, że pytanie o książki i autorów, „do których nie sięgnąć byłoby śmiertelnym grzechem zaniechania”, sprawia mi niemałą trudność.
Z trzech powodów.
Po pierwsze, sytuuje pytanego w roli mędrca-autorytetu, od którego mamy prawo oczekiwać życiowych porad i etycznych drogowskazów. Ponieważ taka rola wiąże się zwykle ze znacznym stopniem stetryczenia owego autorytetu,(a często i gorszych przypadłości) chętnie odstąpię ją godniejszym i …starszym ode mnie :)
Po wtóre, wymaga od pytanego dużego dystansu od własnych upodobań i subiektywnych ocen oraz wskazania takich dzieł i autorów, którzy sięgają ideałów klasyki. Z tym zaś, wiąże się trudność trzecia.
To, o co Pan pyta dotyczy bowiem całej formacji człowieka – począwszy do wczesnych lat dziecięcych, a na wieku podeszłych skończywszy.
I tu jest kłopot, bo jak w formule takiego pytania zmieścić sugestię o konieczności zaczytywania się w polskich bajkach, klechdach i legendach, „połykania” książek Juliusza Verne i kolejnych „Tomków”, fascynacji „Potopem”, „Krzyżowcami” i „Królem trędowatych”, czytywania nudnych lektur z wyprzedzenie o kilka lat i obowiązkowego zasypiania nad urzekającym Słowackim czy niezrozumiałym, ale ekscytującym Norwidem?
Czy bez przejścia takiej (lub podobnej) drogi, uda się w wieku dorosłym „zgłębiać pamięć polskich dziejów” – nie wiem.
Moje pokolenie, jeszcze miało to szczęście, że książkę traktowało jak przyjaciela. Kolejne pokolenia, nie znają już smaku tej przyjaźni.
Rozumiem jednak, że Pańska prośba dotyczy wskazania źródeł uniwersalnych - treści, które trzeba przyswoić, by poczuć dumę z polskich dziejów i polskiej kultury.
Pozwolę sobie zamieścić listę tych książek i autorów (kolejność przypadkowa), które – moim zdaniem, spełniają takie kryterium:
- prace Mariana Zdziechowskiego, w szczególności – „Od Petersburga do Leningrada”,
- „Szkice o nacjonalizmie i katolicyzmie polskim” – ojca Józefa M.Bocheńskiego,
- „Historia powszechna” - Franza Josefa Holzwartha (rzecz monumentalna, a kiedyś obowiązkowa),
- „Między Niemcami a Rosją” - Adolfa Marii Bocheńskiego,
- „Wskrzeszenie Państwa Polskiego” - Michała Bobrzyńskiego,
- Józefa Mackiewicza – wszystko co napisał, bo jest największy,
- „Dziennik pisany nocą” i "Inny świat"- Gustawa Herlinga-Grudzińskiego,
- „Bolszewizm” - Adama Krzyżanowskiego
- „Rok 1920” - Józefa Piłsudskiego
- „Cywilizacja komunizmu” – Leopolda Tyrmanda
Z rzeczy nowszych, na pewno warto sięgnąć po:
„Historię polityczną Polski 1935 – 1945” – Pawła Wieczorkiewicza, „Długie ramię Moskwy” - Sławomira Cenckiewicza, „W obronie niepodległości. Antykomunizm w II Rzeczypospolitej” – pod red. Jacka Kloczkowskiego i Filipa Musiała, „Z dziejów agonii i podboju. Prace zebrane z zakresu najnowszej historii Polski” - Janusza Kurtyki, „Harcerska droga do Niepodległości. Od "Czarnej Jedynki" do Komitetu Robotników” - Justyny Błażejowskiej czy „Nowe kłamstwa w miejsce starych. Komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji” -Anatolija Golicyna. Jeśli ktoś ma ochotę wejść głębiej w tematykę rosyjską (choć nie tylko) polecam „Konia trojańskiego” Jeffreya Richarda Nyquista i jego „Origins of the Fourth World War”.
Jak Pan widzi – są tu rzeczy stare, a dziś zapomniane oraz nowe, ale raczej niepopularne.
Nie podejmę się natomiast wskazania jakiejkolwiek książki, która wiernie i w prawdzie przedstawiałaby najnowsze dzieje PRL i okresu tzw. transformacji ustrojowej. Moim zdaniem, taka książka jeszcze nie powstała, co zresztą pokazuje, w jak zakłamanej i tragicznej rzeczywistości przychodzi nam szukać polskiej drogi do wolności.
Pozdrawiam Pana
AŚ i Pan Wood
OdpowiedzUsuńProste i dobre to było pytanie. I ja bardzo dziękuję za tę odpowiedź!
Przy okazji dodam, że łącznie ok. 16 lat na 30 studiowałam - od początku lat 70-tych do końca 90-tych (z przerwą na wychowywanie dzieci) humanistykę różną na uczelniach warszawskich, najpierw świecką, potem w wydaniu kościelnym, ale zawsze u znanych profesorów i tylko raz, i tylko jedna pozycja z ww. była na liście lektur obowiązkowych:"Inny świat" Herlinga-Grudzińskiego.
Resztę z tej listy,skądinąd podstawowej i Pan tutaj, i inne osoby, które czytuję - odkąd mamy Internet - cytują i wymieniają.To sobie mocno uświadomiłam, ten Internet, co to katechetki niegdyś mawiały, że "diabelskim jest wynalazkiem".
A młodym coraz bardziej szkoda czasu na studia - ani z tego pracy, ani wiedzy nie ma sensownej. A szkoda, atmosfera uczelni to coś równie ważnego jak te dziecięce lektury, w swoim czasie jedno i drugie wydaje mi się niezastąpione.Tylko że teraz zabraniają - w szkole średniej -wykładać i być mistrzem, trzeba "aktywizować" i "pilnować", żeby młodzież na przerwie nie wyskoczyła po bułkę do sklepu, bo węglowodany niezdrowe.
Pozdrawiam serdecznie
J.M-K
PS
A przed świętami posłowie tzw. "opozycji" chuliganią w Sejmie aż miło. Czemu miło? Bo może wreszcie cierpliwość Prezesa się skończy. Wczoraj rozmawiał z Rudolfem (też świąteczne imię!) Gulianim, który ogarnął jako tako Nowy Jork. To niezły przykład - jak sobie radzić z przestępczością zorganizowaną...
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za te rekomendacje. Choć nie aspiruje Pan do roli autorytetu to myślę, że mimo woli, stał się nim Pan dla wielu z odwiedzjących to miejsce osób :)
Pozdrawiam serdecznie
http://wpolityce.pl/polityka/319762-blaszczak-to-byla-proba-drugiej-nocnej-zmiany-oceniam-to-wczorajsze-wydarzenie-jako-nielegalna-probe-przejecia-wladzy
OdpowiedzUsuńObowiązek zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa
Zgodnie z treścią przepisu art. 304 § 1 Kodeksu postępowania karnego, każdy dowiedziawszy się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu ma społeczny obowiązek zawiadomić o tym prokuratora lub policję.
Żeby uświadomić sobie bezmiar impotencji PiSu, wystarczy wyobrazić sobie, że Erdogan po próbie puczu w Turcji postępuje tak, jak pan Kaczyński i jego totumfaccy - zarzuca swoim wrogom gwałcenie demokracji i składa oświadczenia zamiast działać. Daleko by zajechał!
OdpowiedzUsuńA tu jeszcze pan Kaczyński oświadcza, że lider opozycji powinien mieć status wicepremiera:
http://xstart.pl/104488809/kaczynski-dla-quot;rzquot;-lider-opozycji-powinien-miec-taki-status-jak-wicepremier
Czuję się, jakby mi właśnie napluł w pysk. Nie wiem, jak inni, ale ja nie głosowałem na pana Kaczyńskiego po to, żeby teraz windował na pozycję wicepremiera jakieś szemrane typy, z którymi powinien dyskutować tylko prokurator.
NO TO SIĘ DOCZEKALI!
OdpowiedzUsuńPrezes PiS zrównany przez naszego-pana-prezydenta z "liderami partii opozycyjnych", czyli tzw. trzecim pokoleniem UB.
Za TVR:
Zgodnie z wczorajszym oświadczeniem, Prezydent Andrzej Duda jest gotowy do serii spotkań z liderami partii opozycyjnych oraz prezesem Prawa i Sprawiedliwości. "Jako głowa państwa jestem gotów do mediacji w tej sprawie” – pisał prezydent.
Prezydent spotkał się już z szefem .Nowoczesnej Ryszardem Petru. Jak przekazał Marek Magierowski, na dziś planowane są także trzy kolejne spotkania: z szefem Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, liderem Kukiz'15 Pawłem Kukizem i szefem Platformy Obywatelskiej Grzegorzem Schetyną.
– Zaprosił na razie szefów partii opozycyjnych do Pałacu Prezydenckiego, na pewno spotka się także, tylko nie wiem jeszcze w jakim terminie, z szefem PiS – mówił Magierowski w rozmowie z TVN24.
____________________________________________________________
I po co było mamić naród i szermować UW-olską d...kracją, panie Kaczyński?
Ja myślę, pani Urszulo, że to nie takie proste.
UsuńWygląda mi na to, że PAD - w porozumieniu z JK i żeby chronić damę BS oraz jej rząd - chwilowo wytraca im impet, bo to była i jest przestępczość zorganizowana. Nawet w Internecie są na to dowody. I co teraz? Praworządny demokrata JK woli tak, niż dopuścić do rozruchów, bo cokolwiek innego zrobi - zgodnie z prawem zresztą, da im wreszcie pretekst, żeby pokazali swoją prawdziwą siłę - tzn. nie swoją, tylko tę, która za nimi stoi. Kłamców Oszukujących Durniów jest wprawdzie niewielu, ale mają za sobą agenturę wszelką i tych, co zarobili i się ustawili na dobrych posadach w poprzednim rozdaniu, a 20% poparcia dla PO to ich zaplecze. Elektorat PIS może sobie tylko pogadać, zresztą teraz robi zakupy i lepi pierożki - i KK będzie ich pacyfikował nabożnie przy opłatkach. A reszta jest rozbita na skłócone grupki. Nic tylko modlić się o cud, czyli o rozum natchniony - co na jedno wychodzi.
Ja tam się nie znam za bardzo na polityce, tak na babski rozum kombinuję bo mądrzejsi milczą.
Pozdrawiam serdecznie!
Wg mnie wygląda to tak: pan Kaczyński sam, czy też został do tego zmuszony, sprowokował, dał pretekst ( w końcu nie darmo nazywany jest "mistrzem intrygi") tzw. "opozycji" do tej zadymy, by po wielkim szumie, dogadać się (ustąpić) z nią i z błogosławieństwem pana prezydenta próbować "zasypać rowy". Jednym słowem - kompromis. A do "swojego" zawiedzionego elektoratu zawsze będzie mógł powiedzieć: "przecież robiłem co mogłem, no ale widzieliście jaki był opór..."
OdpowiedzUsuńJednym zdaniem: cała ta sytuacja wygląda na z góry przygotowany scenariusz, by wszystko w Polsce wróciło na dawne tory, zachowując tylko pozory "dobrej zmiany".
Wciąż nie wiem, kto rządzi moim krajem?
A tacy byli ostrożni, pan Kaczyński zarzekał się, że "nie będzie zemsty", biegali do tefałenów i innych szczujni jak do spowiedzi... Prezes chce "zrównać" status liderów "opozycji" z w-ce premierami (być może z myślą o sobie), obchodzili się z Onymi, jak "matka z łobuzem". No i wszystko na nic! Aż mi "ich" szkoda!
OdpowiedzUsuńA tak naprawdę: przepraszam, ale rzygać się chce!
A tak naprawdę: przepraszam, ale rzygać się chce
OdpowiedzUsuńimpotencja wolitywno-intelektualna albo ... mega-przekręt SAMYCH SWOICH !!
do Kazimierz B., bardzo Pana przepraszam, ale Pańskie uwagi przyprawiają o to co Pan sugeruje. Czy to tak trudno się przyznać, że obecna sytuacja w Polsce przerosła Pańską i niektórych tutaj, wyobraźnię? Te Wasze projekcje, że Kaczyński zaplanował sobie ten syf, by na jego gruzach pogodzić się i ułożyć z nomenklaturową bezpieką są więcej niż śmieszne. Nie będę rozwijał. Poczekam, bo to co się jeszcze wydarzy na 100% potwierdzi Wasze "mądrości".
OdpowiedzUsuń@ Marek Aureliusz
UsuńProszę wybaczyć, ale jako wyborca pana Kaczyńskiego, czy jak kto woli PiSu, mam prawo do własnych ocen.
I jeszcze jedno (to już nie do Pana Marka Aureliusza).
W końcu pan Kaczyński wiedział na co porywa się dążąc do przejęcia władzy i rozbudzając nadzieje Polaków.
Chyba, że jest to kolejny "wentyl bezpieczeństwa" dla faktycznie rządzących Polską.
Myślę, że niezależnie kto będzie rządził w Polsce nie będzie suweren uważał Rosję za swojego wroga.
OdpowiedzUsuń