Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

niedziela, 29 czerwca 2008

ZEMSTA NA POLSCE

Gdyby zapytać zwolenników Platformy czy zależy im na tym, by Polska była krajem słabym i skorumpowanym, w którym rządzący politycy będą jedynie wykonawcami woli ukrytych mocodawców, krajem rządzonym metodami służb specjalnych, zależnym od woli obcych agentur – zapewne odpowiedzieliby przecząco. Ci sami ludzie, zareagowaliby oburzeniem na zarzut, że wspierają władzę sowieckiej agentury nad Polską i rządy esbeckich, przestępczych układów. A jednak nie sposób inaczej ocenić tej części społeczeństwa, która ulegając manipulacjom i dezinformacji mediów obdarza zaufaniem rząd, reaktywujący najbardziej szkodliwy dla Polski mafijno-agenturalny układ - jak rzeszą ludzi, których nie obchodzi dobro własnego kraju i społeczności.

Jeśli ktoś czuje się oburzony takim stawianiem sprawy – niech świadomie, we własnym sumieniu oceni, czy ma dość wiedzy historycznej i politycznej świadomości, by zrozumieć obecne działania tego rządu? Czy zdaje sobie sprawę z konsekwencji rozwiązań prawnych, przyjętych wobec zlikwidowanych Wojskowych Służb Informacyjnych, czy wie, czym była w III RP ta formacja, jaką rolę spełniała – a wreszcie, czy wie, kim są ludzie, wywodzący się ze środowiska wojskowych służb komunistycznych, stanowiący elitę tej formacji?

Jeśli dysponuje taką wiedzą i ma dość odwagi intelektualnej – niech przyzna, że godzi się świadomie na Polskę rządzoną przez komunistyczną agenturę, na przestępczy, bo wyłączony z państwowego nadzoru układ mafijno – esbecki, na niszczenie i grabież polskiej gospodarki, na władzę ludzi o mentalności sowieckich sługusów. Jeśli godzi się ze strachu – jest tchórzem. Jeśli z wyrachowania i dla własnych interesów – jest kanalią. Jeśli czyni tak z niewiedzy, z głupoty i umysłowego lenistwa – jest idiotą, szkodliwym dla siebie i innych.

Przestańmy oszukiwać samych siebie, że żyjemy w społeczeństwie dojrzałym, mądrym i demokratycznym, które kształtuje swoje wybory w sposób racjonalny. Nie mamy nic wspólnego z takim wzorcem. Zaledwie niewielki procent ludzi wypowiadających się na tematy polityczne, ma poglądy ukształtowane jako wynik własnych, świadomych wyborów. Większość bezmyślnie i bezrefleksyjnie powtarza opinie zasłyszane, popularne. Nikt przez ostatnie 18 lat nie podjął trudu edukacji politycznej Polaków, nikt nie nauczył nas postaw obywatelskich, odpowiedzialności za wybór, za słowo. Historia własnego kraju; wiedza o zbrodniczym systemie komunizmu, o mechanizmach rządzących PRL- em, o zdradzie i hańbie narodowej – to nadal biała karta w świadomości milionów moich rodaków.

Karta, którą od wielu lat wykorzystują środowiska wywodzące swoje pochodzenie z komunistycznej przeszłości, wszelkiej maści „fachowcy”, „specjaliści”, „biznesmeni”, którzy po sytych latach niszczenia własnego społeczeństwa, dziś nadal korzystają z przywilejów wolnej Polski. I nadal ją niszczą – tym razem za społecznym, rzekomo demokratycznym przyzwoleniem.

Proste, elementarne prawdy są dla wielu dobrem niedostępnym. Gdyby, bowiem zapytać zwolenników tego rządu czy uznają za możliwe, by ludzie, którzy zdradzali swój naród w czasach komunizmu, służąc sowieckiemu hegemonowi, mogą dobrze służyć wolnej i niepodległej Polsce – usłyszymy „poprawny” bełkot o niezgodzie na zbiorową odpowiedzialność, prawach człowieka, zmianach mentalności itp. argumenty, niemające nic wspólnego z wiedzą o czasach PRL-u, o ludzkiej kondycji, doświadczeniu życiowym.

Wielkim, historycznym „zwycięstwem” komunizmu, było zaszczepienie w świadomości Polaków przekonania, jakoby okres PRL był czasem normalnej (choć ograniczonej) państwowości, a ludzie, służący temu systemowi – służyli Polsce. Być może na tym zwycięskim kłamstwie, opiera się społeczne przyzwolenie na obecność w życiu wolnej Polski ludzi i struktur z czasów naszej największej hańby. Obojętności, jaką wykazują Polacy na swobodną działalność całej rzeszy beneficjentów komunizmu, pospolitych zdrajców, przestępców i cwaniaków, nie da się niczym usprawiedliwić. Nawet niewiedzą. Tym bardziej, że nie jest to niewiedza niezawiniona. Kto chce poznać - czym była Polska Ludowa i kim byli ludzie jej służący, może tę wiedzę uzyskać - choćby korzystając z bezcennej działalności IPN –u, z setek publikacji opisujących ten okres. Kto zaś odrzuca wiedzę naukową i rzetelne, obiektywne poznanie rzeczywistości, opierając swój pogląd na przesłankach i sympatiach politycznych - lub co gorsza, kierując się opiniami samych zainteresowanych, popełnia grzech zaniechania i ignorancji. Ludzie dojrzali i świadomi, ponoszą odpowiedzialność za swoje słowa i wybory.

Nic nie tłumaczy poglądów osób twierdzących, jakoby likwidacja wojskowych służb i ujawnienie przestępczego środowiska WSI była dla Polski złem. W zdecydowanej większość twierdzą tak osoby, które nigdy nie zdobyły się na zdobycie rzetelnej wiedzy na ten temat. Niczym bezmyślne „przekaźniki” powtarzają zasłyszane slogany i hasła – niemające związku z faktami. Pozbawione podstaw, nacechowane emocjami zarzuty jakie wysuwa się przy tej okazji wobec ludzi, broniących Polski przed komunistyczną mafią, wystawiają jak najgorsze świadectwo ich autorom. Gdy czytam wypowiedzi tych „krytyków”, odnoszę wrażenie, że zachowują się niczym ślepcy.

Pisząc od wielu miesięcy na ten temat, miałem ostatnio okazję prześledzić wszystkie wypowiedzi „obrońców WSI”. Tych „profesjonalnych” i tych amatorów. Nie znalazłem ani jednego rzeczowego argumentu, ani jednej wypowiedzi, opartej na faktycznej wiedzy o działalności wojskowych służb, ani jednego, w którym emocje polityczne nie mieszałaby zmysłów.

A jednak większość zwolenników tego rządu nie chce nawet przyjąć do świadomości, że przeprowadzany obecnie proces reaktywacji i rehabilitacji środowiska WSI uczyni wkrótce z Polski państwo mafijne, oparte na nieformalnych układach i strukturach, w którym kierunek rozwoju będzie determinowany przez ludzi komunistycznych służb, a politycy staną się zakładnikami i marionetkami w ich rękach. Kto poniesie odpowiedzialność za tę sytuację?

Niech ludzie twierdzący inaczej, odpowiedzą sobie na proste pytania lub odważnie przemyślą oczywiste fakty.

Dlaczego, z jakiej przyczyny ten rząd przywiązuje tak wielką wagę do spraw Wojskowych Służb Informacyjnych; dlaczego ta właśnie, a nie żadna inna stała się priorytetem działań ministra obrony, premiera, szefów służb? Z jakich powodów politycy, którzy w poprzedniej kadencji sejmu poparli rozwiązanie WSI, po zdobyciu władzy dążą do przywrócenia status quo, krytykując decyzję, której sami byli autorami? Dlaczego od chwili wygranych wyborów, wszystkie wypowiedzi tych polityków uległy nagłej metamorfozie i stali się gorliwymi piewcami zasług ludzi WSI? A wreszcie - dlaczego nikt z wyznawców tego rządu, nie próbuje dociec - jakie związki łączą, jednego z najważniejszych polityków Platformy Bronisława Komorowskiego z wojskowymi służbami? A są to związki zażyłe i wieloletnie.

Jeśli zwolennicy tego rządu nie potrafią udzielić uczciwych odpowiedzi na te pytania – niech, chociaż mają tyle przyzwoitości, by nie być „użytecznymi narzędziami” w rękach politycznych arcyłgarzy. I niech milczą - skoro nie stać ich odwagę.

sobota, 28 czerwca 2008

WSI – NA DRODZE DO PRL

Wychwalany przez wyznawców III RP „obrońca demokracji”, ich „opoka porządku prawnego” - Trybunał Konstytucyjny zadał swoim piewcom cios zdradziecki. Nie dość, że orzekł, iż ustawy o powołaniu oddzielnych służb wywiadu i kontrwywiadu wojskowego są zgodne z konstytucją, to jeszcze stwierdził, że przy likwidacji WSI nie złamano żadnych zasad konstytucyjnych. Jakby tego było mało, okazało się, że nawet prezydent RP nie popełnił przestępstwa, publikując Raport z weryfikacji WSI.

Podczas rozprawy przed Trybunałem, przepadły zarzuty posłów partii komunistycznej i grupy dzielnych zuchów z WSI, którzy twierdzili, jakoby rząd PIS-u złamał konstytucję w kilkunastu miejscach i winien był niemal zdrady stanu.

Trybunał nie podzielił światłych opinii posła Kalisza i Zemke, choć wspierała je dzielnie, zatroskana o los sowieckiej agentury Helsińska Fundacja Praw Człowieka.

Nie spodziewam się, by wszelkiej maści „prawnicze autorytety” tak chętnie i zajadle gardłujący od dwóch lat o łamaniu konstytucji i bezprawiu „ludzi Macierewicza „, zechciały wyrazić swoją opinię obecnie – gdy wiadomo już, że pletli pospolite bzdury, z niewiedzy lub z inspiracji.

Natomiast, jak należało się spodziewać, głos natychmiast zabrał człowiek, który dawno już powinien zamilknąć, jeśli nie z poczucia honoru, o który trudno go podejrzewać, to choćby po to, by dłużej nie ośmieszać wojskowego munduru.

„Ja uważam, że każda opinia tak zacnego organu jak Trybunał Konstytucyjny jest cenna. Cenna jest również dla nas, dla żołnierzy, którzy w ten sposób mają jednoznaczne potwierdzenie, że działania, które były prowadzone przez WSI były zgodne z konstytucją” – orzekł Marek Dukaczewski, któremu najwyraźniej wściekłość po usłyszeniu werdyktu Trybunału pomieszała zmysły.

Wypowiedzi pozostałych ofiar własnej zaciekłości, nie warto cytować, ze względu na dobro czytelników. Kto przejawia skłonności masochistyczne, zapozna się z pewnością sam z opiniami posła Zemke.

Co dalej – chciałoby się zapytać? Czy „obrońcy demokracji i praw człowieka”, piewcy „honoru” żołnierskiego i pozostałe „patriotyczne” gremia III RP, zwrócą uwagę na orzeczenie Trybunału? Niekoniecznie. Prawo dla ludzi z tego środowiska jest dobre o tyle, o ile pasuje do ich poglądów i uwzględnia ich interesy. Tym razem nie pasuje i nie uwzględnia.

Myliłby się bowiem ten, kto sądziłby, że werdykt Trybunału zmieni bieg spraw i przypieczętuje rozpad WSI. Taka drobnostka nie może przecież przeszkodzić partii przyjaciół gen. Dukaczewskiego, w spłacie powyborczych zobowiązań. Czujności dzielnych posłów PO i PSL ( o partii komunistycznej nie wspominając) zawdzięczają zuchy z WSI nowelizację ustaw o SKW i SW, którą dzisiejszej nocy uchwalił sejm III RP. Gdybym wierzył w nadprzyrodzone zdolności tego rządu, podejrzewałbym, że musiał antycypować orzeczenie Trybunału, bo pośpiech i czas uchwalenia ustawy dziwnie zbiegł się z dzisiejszym werdyktem. Inną przesłanką, która wskazywałaby na profetyczne zdolności pana Klicha i spółki może być i ta okoliczność, że tekst nowelizacji sporządzono już ponad dwa miesiące temu, w przedziwny sposób przewidując, że Komisja Weryfikacyjna nie zdąży skończyć swojej pracy. O tym jak skutecznie „pomagano” Komisji, by nie zakończyła weryfikacji pisałem wielokrotnie.

Co przygotował nam ten rząd ? W uzasadnieniu ustawy czytamy:

„Brak stanowiska Komisji Weryfikacyjnej nie będzie miał wpływu na mianowanie, wyznaczenie lub zatrudnienie w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego.

Projektowane przepisy generalnie otworzą drogę żołnierzom zawodowym zniesionych Wojskowych Służbach Informacyjnych do „zagospodarowania ich” niezależnie od faktu czy Komisja Weryfikacyjna wyda, czy też nie, swoje stanowisko.”

Prosto, krótko i jednoznacznie.

Przyjęcie tej nowelizacji oznacza faktyczny koniec weryfikacji żołnierzy WSI i powrót ludzi skorumpowanych i skompromitowanych agenturalną służalczością wobec Moskwy. Mając w głębokim poważaniu opinię milionów Polaków, żądających rozbicia postsowieckiej nomenklatury i głos Trybunału Konstytucyjnego, którego werdykt zadał cios oszczerczym i kłamliwym „argumentom” obrońców WSI – posłowie, działając pod osłoną nocy, postanowili przywrócić władzę ludziom wojskowych służb. Przyjęta nowelizacja doprowadzi do sytuacji, w której przedstawiciele prezydenta nie będą uczestniczyć w weryfikacji oświadczeń złożonych przez funkcjonariuszy WSI. Dokumenty będą kontrolować ludzie wskazani przez MON. Jak będzie wyglądała taka „weryfikacja” można się domyślać, mając świadomość, że szefem kadr MON jest Janusz Bojarski – były szef WSI.

Główny cel - priorytet tego rządu wydaje się osiągnięty. Bezczelna buta i jawne łamanie uprawnień poselskich przez głównego obrońcę WSI – Bronisława Komorowskiego, nie pozwala posłom opozycji na podjęcie skutecznych działań blokujących te szkodliwe rozwiązania.

Opinia publiczna, którą niewiele zdaje się obchodzić bezpieczeństwo własnego państwa, nadal przyjmuje za „dobrą monetę” brednie, jakie serwuje nam codziennie medialna propaganda. Według niej, celem nowelizacji ustawy miało być „unormowanie kwestii weryfikacji żołnierzy zawodowych zniesionych Wojskowych Służb Informacyjnych, gdyż utrzymywanie w niepewności żołnierzy realizujących zadania na rzecz Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego jest niezgodne ze standardami państwa prawa.”

Hipokryzja tej argumentacji zdaje się szczególnie widoczna obecnie. Faktyczna reaktywacja układu WSI, następuje w sytuacji, gdy o zgodności z prawem wszystkich przepisów likwidujących tę formację orzekł Trybunał Konstytucyjny. Gdyby ten rząd miał na względzie dbałość o przestrzeganie prawa i troskę o żołnierzy, wystarczyło proste i oczywiste rozwiązanie – przedłużenie o dwa miesiące prac Komisji Weryfikacyjnej. Nie zrobiono tego, słusznie przewidując, że rzetelna praca członków komisji uniemożliwi powrót do służby ludziom groźnych dla bezpieczeństwa państwa. Ich obecność w strukturach armii zdaje się jednak konieczna dla zapewnienia trwałości układu III RP.

Nie w naszym – Polaków interesie ten rząd przywraca władzę ludzi z postkomunistycznych służb wojskowych. Czyni to wbrew woli ogromnej części społeczeństwa i wbrew interesom państwa – dla własnych, partykularnych korzyści. Ustawa przyjęta przez sejm III RP jest aktem głębokiej pogardy dla prawa i własnego społeczeństwa.

Jeżeli za kilka lat będziemy świadkami kolejnej „wielkiej afery” III RP, jeśli państwo polskie zostanie pozbawione należytej ochrony, pojawią się nowe ogniska korupcji i przestępczości – warto pamiętać, komu będziemy zawdzięczać Polskę w objęciach WSI.

piątek, 27 czerwca 2008

LIST W SPRAWIE BORUSEWICZA

"Co wtedy robiliście" – pytał niedawno Bogdan Borusewicz, występując jako rzecznik Lecha Wałęsy. 
- "Miałem doświadczenie, bo przecież usunąłem wielu agentów z tego środowiska i gdyby Wałęsa powiedział coś takiego to by kompletnie go pogrążyło. Mówię to, by uzmysłowić wszystkim tym, którzy twierdzą, że są jakieś taśmy prawdy, by zapytać się, że jeżeli tak było to co oni wtedy robili" - dodał marszałek Senatu. 
Sprawa nagrania, w którym Wałęsa przyznaje się do współpracy z SB, najmocniej dziś podzieliła Bogdana Borusewicza z dawnymi kolegami. Jak wiele spraw z naszej najnowszej historii, być może i ta doczeka się kiedyś rozstrzygnięcia.
List, który poniżej publikuję, Joanna i Andrzej Gwiazdowie napisali w roku 2005 i skierowali do Kolegium IPN, gdy Bogdan Borusewicz rozważał możliwość kandydowania na stanowisko prezesa Instytutu. Ponieważ od kilku dni media w sposób szczególny nagłaśniają stanowisko Borusewicza i negują świadectwo Gwiazdów i Krzysztofa Wyszkowskiego, byłoby właściwe zrównoważyć ten stan i przypomnieć, co mówi druga strona.


Gdańsk, 12.07.2005

Joanna i Andrzej Gwiazda

Do Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej
Informację o zamiarze Bogdana Borusewicza ubiegania się o stanowisko prezesa IPN przyjęliśmy ze zdumieniem i najwyższym niepokojem.
Naszym zdaniem B. Borusewicz jest wyjątkowo nieodpowiednim kandydatem i to z wielu powodów. Przez cały okres naszej znajomości, to jest od 1977 roku, Borusewicz postępował nielojalnie, prowadził podwójne gry ze szkodą dla opozycyjnej działalności. W realizacji swoich prywatnych lub, co gorzej, nieznanych grupowych celów nie cofał się przed kłamstwem i rzucaniem najcięższych oskarżeń na swoich współpracowników. Szczególnie niebezpieczną cechą Borusewicza, dyskwalifikującą go jako pracownika IPN, jest skłonność do przejmowania i ukrywania ważnych dokumentów.
Uważamy, że Bogdan Borusewicz na stanowisku prezesa byłby gwarantem nierzetelności IPN, gwarantem naginania prawdy do własnych potrzeb.
Uzasadnienie
Nierzetelność, podobnie jak rolę agenta, w wielu przypadkach można wykazać tylko poprzez ciąg faktów, z których każdy z osobna można wytłumaczyć zbiegiem okoliczności lub jakimiś szczególnymi przyczynami.
Bogdana Borusewicza poznaliśmy w 1977 roku. Był ważnym uczestnikiem gdańskiej opozycji ze względu na członkostwo w KOR. W grupie WZZ Wybrzeża był jedynym niepracującym, co oznaczało nie tylko wolny czas. Po "zgubieniu ogona" pozwalało też długo działać swobodnie, a także wyjeżdżać do odległych miejscowości. Gdy bezpiece udało się w Komitecie Założycielskim WZZ umieścić agenta Edwina Myszka, Borusewicz tak się nim zachwycił, że spotkania WZZ traktował już tylko jako okazję do rozmowy z Myszkiem, starał się spotkanie jak najszybciej skończyć, aby wyjść i bez świadków omówić wspólne sprawy. Być może przyczyną był brak zaufania do nas. Koledzy powiedzieli nam, że Borusewicz podejrzewa nas o współpracę z SB, ponieważ na działalność WZZ przeznaczaliśmy jedną pensję. Nam zarzucał nieumiejętność ułożenia sobie dobrych stosunków z kierownictwem w zakładzie pracy, ponieważ nie potrafimy, tak jak Myszk, otrzymać, kiedy trzeba, zwolnienie lekarskie, urlop, a nawet samochód na przywiezienie z Warszawy powielacza, który oczywiście nigdy do nas nie dotarł.
Borusewicz powiedział nam, że otrzymuje informacje od sprzyjającego opozycji oficera SB. Jednak wszystkie informacje, jakie Borusewicz nam przekazał rzekomo z tego źródła, były fałszywe. Np. Borusewicz uparcie twierdził, że w zakładach pracy SB nie werbuje tajnych współpracowników, że wystarczy nadzór etatowego "opiekuna" z komendy. Po jednym z zatrzymań na 48 godzin Borusewicz chciał nam dać numer telefonu jakiegoś majora SB, który obiecał mu pomoc w przypadku większych kłopotów i upoważnił go do przekazania tego numeru również nam. Wymogliśmy na nim wówczas obietnicę, że nigdy z tego telefonu nie skorzysta.
Już w okresie, kiedy działalność WZZ rozwinęła się na większą skalę, wciąż spotykaliśmy grupy robotników i studentów, którym Borusewicz zakazywał kontaktów z WZZ pod pozorem przestrzegania zasad konspiracji. Może dlatego cieszył się opinią doskonałego konspiratora, chociaż przy przekazywaniu ulotek, gazetek albo klisz do druku wpadki trafiały się bardzo często.
WZZ były jedyną grupą na Wybrzeżu, która oprócz refundacji niewielkich zasiłków dla wyrzuconych z pracy (w późniejszym okresie, kiedy mieliśmy już równocześnie 14 spraw w Komisji Rozjemczej i Sądzie Pracy) nie otrzymała nigdy pomocy z KOR. Wobec stałego braku materiałów poligraficznych za własne dolary, przy pomocy znajomego marynarza sprowadziliśmy z Zachodu pakiet matryc do powielacza. Matryce te ukryliśmy w trzech miejscach, uprawniając Borusewicza do skorzystania z nich w przypadku naszego uwięzienia. Kiedy matryce były potrzebne, okazało się, że wszystkie nasze schowki są puste. Borusewicz zabrał je następnego dnia po przedstawieniu go gospodarzom naszych konspiracyjnych mieszkań.
WZZ otrzymywały z Warszawy za darmo znaczne ilości "Robotnika". Natomiast, mimo wielkiego zainteresowania, nie mieliśmy dostępu do innych wydawnictw i książek. W odpowiedzi na monity "koledzy" z KOR stawiali coraz to nowe wymagania, a gdy zorganizowaliśmy w Warszawie własne lokale ("skrzynki"), łączników, transport i zapewnili płatność z góry - dostawy okazały się niemożliwe. Mogliśmy rozprowadzać tylko książki, które nie znalazły nabywców w RMP. Dopiero w 1982 roku w obozie internowanych w Białołęce koledzy z Warszawy przyznali, że Borusewicz stanowczo sprzeciwił się sprzedawaniu jakichkolwiek wydawnictw WZZ-tom.
Po dyskusyjnym spotkaniu WZZ, na którym Lech Wałęsa opowiadał, jak w 1970 roku pomagał SB identyfikować uczestników grudniowej rewolty, Borusewicz pożyczył od nas taśmę magnetofonową , na której (za zgodą uczestników) nagrane było całe spotkanie. Borusewicz nie wierzył, że Wałęsa mógł się przyznać, chciał taśmę odsłuchać, zrobić kopię i oddać. Nie oddał mimo licznych monitów, dzięki czemu może do tej pory wierzyć w niezłomność Wodza, a my mogliśmy tylko gołosłownie oskarżać Wałęsę.
Mimo to, wciąż staraliśmy się być wobec Borusewicza lojalni, tłumacząc jego "dziwactwa" kompleksami, małym wzrostem, nieporadnością organizacyjną, a także brakiem jakichkolwiek osobistych doświadczeń w pracy zawodowej. Byliśmy lojalni, ale wobec nielojalności z jego strony budowaliśmy własną sieć komunikacji. W książce Janiny Jankowskiej "Portrety niedokończone" w wywiadzie z Borusewiczem ze zdumieniem przeczytałem, że Gwiazda nic nie wiedział o przygotowaniach do strajku (w 1980 roku). Borusewicz starał się zataić przed nami te przygotowania, ale na szczęście wiedziałem nawet, w którym mieszkaniu zamierzał ukryć Wałęsę oczekującego na rozwój strajku. Później pracownik Elmoru - Strój, były ubek, wskazał mi to mieszkanie, jako operacyjne mieszkanie SB.
Gdy wyszedłem z więzienia w 1985 roku, wielu kolegów z Solidarności przepraszało mnie, że nie mogą się ze mną kontaktować, ponieważ Borusewicz kategorycznie im tego zakazał. Borusewicz przeprowadził w tym czasie najbardziej spektakularną akcję dezintegrującą środowisko opozycji - ogłosił, że Marek Kubasiewicz jest agentem SB. Według zgodnych relacji ludzi związanych z RKK, Kubasiewicz był organizatorem i kierownikiem sieci kolportażu, uczestniczył w zebraniach RKK, znał wszystkie drukarnie, redakcje, kolporterów i tzw. skrzynki, czyli miejsca przekazywania materiałów i wydrukowanych pism. Po "zdemaskowaniu" agenta nie nastąpiła żadna wpadka ani w sieci RKK, ani w ugrupowaniach niezależnych. Gdyby rzeczywiście M. Kubasiewicz był agentem to, uwzględniając pełne zaufanie RKK do dwóch ujawnionych już agentów: Molkego, Cholewy i innych jeszcze nieujawnionych oraz spotkania Bogdana Lisa z pułkownikiem Ulanowskim, SB być może oszczędziłaby RKK, ale z całą pewnością uderzyłaby w niezależne ugrupowania, które RKK bardzo wyraźnie choć nieoficjalnie zwalczała. Ludzie związani z RKK sądzą, że bezpośrednim powodem oskarżenia M. Kubasiewicza było wykrycie, że traktował on sieć kolportażu jako otwartą i kolportował również pisma ugrupowań nie podporządkowanych RKK (między innymi "Skorpiona" i "Poza Układem", pisma mojej żony).
Gdy wyszedłem z więzienia, "osądzenie" Marka Kubasiewicza już się dokonało. Borusewicz, jako uzasadnienie oskarżenia, podawał ludziom rozmaite dowody, dostosowane do środowiska, w którym miały być przekonujące. W sumie zebrałem 16 takich "dowodów". Część z nich nawzajem się wykluczała, część była sprzeczna ze względu na czas i miejsce, część oparta na zdarzeniach, które nie miały miejsca, a jeszcze inne wprost wykluczały agenturalność Marka Kubasiewicza. Ci wszyscy, którzy nie uznali tych oskarżeń za prawdziwe, zostali wykluczeni z wszelkiej współpracy z RKK. Objęło to Ewę Kubasiewicz, Magdę i Marka Czachorów, moją żonę, mnie i szereg innych osób. W stanie wojennym Borusewicz oskarżył o współpracę z SB Bożenę Ptak-Kasprzyk, członka Zarządu Regionu. O oskarżaniu nas w okresie WZZ wspomniałem wyżej. Oskarżenia rzucane przez Borusewicza były często niejednoznaczne, np. agentem jest jeden z dwóch Andrzejów z Elmoru (A. Gwiazda, A. Bulc), jeden z dwóch Jacków z PLO (J. Jaruchowski, J. Cegielski). Tego typu niedopowiedziane oskarżenia w szczególny sposób trwale dezintegrowały środowisko, ponieważ nigdy nie zostały rozstrzygnięte ani wycofane. Pomijam inne oskarżenia, rzucane na ludzi nieznanych mi osobiście. O bezpodstawności tych oskarżeń mogę sądzić tylko na podstawie skutków - ujawnienie domniemanego agenta nie wywoływało dekonspiracji grupy, w skład której wchodził.
Podobny charakter miały działania Borusewicza w dziedzinie poligrafii. Np. Borusewicz polecił Andrzejowi Kołodziejowi, aby zabrał Karolowi Krementowskiemu powielacz, ponieważ "Walentynowicz lub Gwiazdowa będą coś na nim drukować". Rzeczywiście Gwiazdowa drukowała, a powielacz był prywatną własnością Krementowskiego (ściśle mówiąc został ukradziony z POP PZPR w Unimorze). Jak twierdził A. Kołodziej, jego jedynym zajęciem w czasie ukrywania się było okresowe przewożenie dużych ilości powielaczy z jednego magazynu do innego. Rozmawiałem z delegacją norweskich związkowców, którzy dostarczyli w stanie wojennym do Gdańska 70 kserokopiarek - pytali, jak je wykorzystaliśmy. Sprawdziłem - żadne z gdańskich lub okolicznych ugrupowań, również struktury RKK nigdy tych kopiarek nie otrzymały. Podobnie było z innym sprzętem - Borusewicz magazynował powielacze i offsety, a tzw. podziemie drukowało za pomocą ręcznych wałków i rakli. Wiem tylko o jednym powielaczu przekazanym dla "Robotnika Lęborskiego" wydawanego przez Marka Balickiego przez dłuższy czas w skutecznej konspiracji. Pierwsza próba użycia powielacza skończyła się wejściem SB i aresztowaniem redakcji - drukarni. Ekipa z pelengatorami wykryła miejsce (w powielaczu zainstalowany był nadajnik). Znany mi jest jeszcze los kilkunastu offsetów, które wpadły pod koniec stanu wojennego w transporcie z Gdańska do Elbląga.
Być może, gdyby takie postępowanie było wynikiem nie złej woli, lecz indolencji organizacyjnej, nieporadności politycznej i atrofii moralnej, byłoby to podstawą do wybaczenia, lecz z pewnością nie jest podstawą do powierzenia kierownictwa jednej z najważniejszych instytucji w Polsce.
Wiele osób z regionu gdańskiego nosi się z zamiarem zgłoszenia protestów do kandydatury Bogdana Borusewicza. Naświetlą one te fakty, które znamy tylko z relacji świadków, więc nie chcemy ich tu podawać. Anna Walentynowicz ma zamiar przekazać dowody, że B. Borusewicz przetrzymuje na prywatny użytek materiały z archiwów SB.
Mamy nadzieję, że Kolegium odrzuci kandydaturę Bogdana Borusewicza i uchroni IPN od kompromitacji.
Joanna i Andrzej Gwiazda

linki:

czwartek, 26 czerwca 2008

ARCHIPELAG PRL

„Polacy po dwunastu latach kontaktu z Wałęsą nie są w stanie osądzić, czy jest on bohaterem, łajdakiem czy błaznem. Dzieje się tak dlatego, że niewielu Polaków odważyło się zagłębić w przeszłość. Pozwolono, by motywy postępowania Wałęsy w latach kryzysu – 1970, 1980, 1982 i 1989 – pozostały tajemnicą, jego wybór przyjaciół i wrogów traktowano po prostu jako przejaw ekscentryzmu bądź kaprysu. Przedstawienie Wałęsy jako tajnego agenta było niemal z pewnością niewłaściwe, ale nasuwało wątpliwości: dlaczego Wałęsa zachowywał się tak dziwnie, czasem z błyskiem geniuszu, a czasem bardzo nieudolnie, szczególnie w ważnych sprawach politycznych? Życie Wałęsy dostarcza klucza do zrozumienia upadku komunizmu na Wschodzie i może pomóc w rozwikłaniu zagadek postkomunistycznego świata – jego uśpionej przemocy, jego najgłębszych lęków. Lecz do tej pory życie Wałęsy badali jedynie hagiografowie lub skwaszeni dworacy.” – ten cytat, pochodzący z książki „ Nagi prezydent. Życie polityczne Lecha Wałęsy” Rogera Boyesa z roku1994, doskonale oddaje atmosferę, w jakiej Wałęsa i jemu podobni, funkcjonowali w III RP i zawiera smutną prawdę o kondycji naszego społeczeństwa. Które woli nie wiedzieć.

Lektura książki o Wałęsie - najważniejszej książki ostatniej dekady, była dla mnie doświadczeniem wstrząsającym. Nawet nie z powodu potwierdzenia wiedzy o agenturalnej przeszłości Wałęsy – o czym wiedział każdy, kto wiedzieć zechciał, lecz przerażającego obrazu Polski, jaki wyłania się z kart książki IPN- owskich historyków.

Opis mechanizmów funkcjonujących w latach PRL –u, nawet zdecydowanego przeciwnika spiskowej teorii dziejów skłoniłby do rewizji przekonań. Zdarzenia, które w oficjalnej wersji historycznej miały być efektem naturalnych, spontanicznych procesów, jawią się jako w pełni sterowane i kontrolowane operacje komunistycznych służb.

Ogromną zasługą książki Cenckiewicza i Gontarczyka jest ukazanie tajnych mechanizmów, mających bezpośredni wpływ na rzeczywistość lat 70 i 80 tych. Po publikacji tej książki, zasadnym i fundamentalnym staje się pytanie – na ile powstanie „Solidarności” i zdarzenia z lat następnych były efektem społecznego sprzeciwu wobec reżimu komunistycznego, na ile zaś stanowiły dramatyczny spektakl, w którym scenariusz pisali sami komuniści?

Przedstawiam poniżej dwa dokumenty Służby Bezpieczeństwa z gorącego okresu roku 1981. Znajdują się na stronach 352-353 książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii". Pokazują, że Lech Wałęsa był nie tylko rozpracowywany (sprawa operacyjnego rozpracowania kryptonim »Bolek«), ale również „ochraniany”przez SB. Z jednej strony Służba Bezpieczeństwa prowadziła grę mającą na celu zachowanie Wałęsy na stanowisku przewodniczącego Krajowej Komisji Porozumiewawczej (później Komisji Krajowej) NSZZ „Solidarność”, z drugiej dążyła do osłabienia jego pozycji w związku.

Obraz, jaki wyłania się z treści tych dokumentów, powinien skłonić do głębokiej refleksji…

1981 luty 21, Warszawa
– Plan działań przygotowany przez Departament III „A” MSW w razie pozbawienia Lecha Wałęsy funkcji przewodniczącego KKP NSZZ „Solidarność”1


Warszawa, dnia 21 II 1981 r.

TAJNE SPEC[jalnego] ZNACZENIA

KONCEPCJA przygotowania i realizacji działań na przypadek wykonania zamiaru eliminacji Lecha Wałęsy z przewodniczącego KKP NSZZ „Solidarność” przez KSS KOR i elementy ekstremistyczne.

1. Analiza zjawisk występujących ostatnio w niektórych ogniwach „Solidarności”, a głównie na forum Krajowej Komisji Porozumiewawczej wskazuje, że:

1.1. KSS KOR przejawia zamiary zdjęcia bądź doprowadzenia do rezygnacji Lecha Wałęsy ze stanowiska przewodniczącego KKP, jako „zbyt ugodowego wobec rządu”;

1.2. J[acek] Kuroń przygotowuje klimat do obsadzenia stanowiska przewodniczącego KKP przez osobę oddaną KSS KOR-owi. Realne przesłanki wskazują, że J[acek] Kuroń typuje na to stanowisko Zbigniewa Bujaka , przewodniczącego MKZ Regionu „Mazowsze”.

2. Aktualne rozpoznanie wskazuje, że przeciwko L[echowi] Wałęsie opowiedzą się (na forum KKP i w terenie) przewodniczący następujących MKZ: Bujak („Mazowsze”), [Jan] Rulewski (Bydgoszcz), [Eligiusz] Naszkowski (Piła), [Andrzej] Sobieraj (Radom), [Andrzej] Słowik (Łódź) oraz osoby związane z KOR (tylko na forum KKP – ich MKZ-y mogą reprezentować linię obrony Wałęsy): [Lech] Dymarski (Poznań), [Karol] Modzelewski (Wrocław), [Tadeusz] Jedynak (Jastrzębie), a także eksperci i doradcy związani z KSS KOR we wszystkich ogniwach.

3. W obronie Wałęsy opowiedzą się czynnie:

3.1. MKZ w: Bielsku-Białej, Bytomiu, Katowicach, Wałbrzychu, Lublinie, Szczecinie, Krośnie, Rzeszowie i tzw. mniejsze;

3.2. Episkopat Kościoła katolickiego i eksperci ze stowarzyszeń chrześcijańskich;

3.3. Chłopi – w rezultacie udziału Wałęsy w końcowej fazie pertraktacji strajkujących w Rzeszowie i Ustrzykach z rządem.

4. W razie zaistnienia przewidywanej sytuacji planuje się podjęcie szeregu działań obronnych i ofensywnych.

4.1. Polska Agencja Prasowa winna opublikować oświadczenie zawierające tło i przyczyny odsunięcia Lecha Wałęsy ze stanowiska przewodniczącego KKP przez KSS KOR i elementy ekstremistyczne w „Solidarności”. Projekt oświadczenia winien być opracowany w Zespole Propagandy KC PZPR z wyprzedzeniem;

4.2. Wskazanym byłoby oświadczenie Episkopatu broniące Lecha Wałęsy. Rolę inspirującą winien przejąć Dep[artament] IV MSW;

4.3. Wskazanym jest natychmiastowe spotkanie się z L[echem] Wałęsą przez członka rządu (wicepremiera [Mieczysława F.] Rakowskiego albo ministra [Stanisława] Cioska) i opublikowanie komunikatu rzecznika prasowego rządu, w treści którego wyrażony byłby szczery żal z powodu odejścia L[echa] Wałęsy ze stanowiska przewodniczącego Krajowej Komisji Porozumiewawczej;

4.4. Wyprzedzająco opracować treść ulotki w obronie Wałęsy, a przeciwko KSS KOR. Zawierać ona winna:

– sylwetkę Wałęsy,

odpowiedź na pytanie, dlaczego KOR wykańcza go,

akcentować powiązania KSS KOR z zachodnimi ośrodkami dywersyjnymi,

ewentualnie, kto występował i głosował przeciwko Wałęsie.

Treść ulotki opracują: Wydz[iał] I i III Dep[artamentu] III-A i Wydz[iał] IX Dep[artamentu] III MSW.

Ulotki winny być rozkolportowane w miejscach publicznych miast wojewódzkich i w dużych zakładach pracy, siłami własnymi SB, po zdjęciu Wałęsy.

4.5. Wszystkie piony operacyjne uruchomią w trybie natychmiastowym sieć osobowych źródeł informacji, zlecając im zadanie wywołania i podtrzymania w miejscach pracy dyskusji na temat odwołania Wałęsy oraz inspirowania innych osób do zadawania pytań działaczom „Solidarności” – kto i w czyim interesie doprowadził do zdjęcia wymienionego oraz żądanie przywrócenia Wałęsie władzy.

4.5.1. Wytypowana sieć winna w trakcie dyskusji wskazywać na KSS KOR i osobiście J[acka] Kuronia jako sprawców „wykończenia” Wałęsy.

4.5.2. Zmasowane działania poprzez osobowe źródła informacji i w drodze ulotkowej winny wywołać powstanie „powszechnej obrony” Wałęsy i potępienie KSS KOR.

4.6. Inspirowanie środków masowego przekazu.

4.6.1. Wytypowani uprzednio redaktorzy telewizji i radia winni przeprowadzać wywiady z robotnikami dużych zakładów przemysłowych, opowiadających się za powrotem L[echa] Wałęsy i natychmiast je publikować;

4.6.2. Dep[artament] II w zakresie możliwości inspirował będzie korespondentów zachodnich do obrony Wałęsy i wskazywania na KSS KOR jako sprawcę „przewrotu” w „Solidarności”;

4.6.3. Dep[artament] I spowoduje nadsyłanie z krajów zachodnich, o[d] licznej Polonii, listów w obronie Wałęsy, kierowanych do MKZ dużych zakładów pracy i KKP;

4.6.4. MSZ poprzez swoich pracowników w kraju i za granicą winno podczas spotkań ze swoimi partnerami z państw zachodnich odpowiednio naświetlać fakt usunięcia Wałęsy.

5. Następnym etapem działalności winien być generalny atak na przeciwników Wałęsy – doprowadzenie do ich kompromitacji, izolacji i odsunięcie od wpływów w „Solidarności”. W tym celu należy użyć sieci TW oraz inspirować ogniwa „Solidarności” i działaczy w dużych zakładach przemysłowych, które poprzednio występowały w obronie Wałęsy.

OPRACOWANO

w Wydz[iale] III Dep[artamentu] III-A [MSW]

Źródło: IPN 0236/277, t. 2, k. 208–211, oryginał, mps.

******************

1981 marzec 26, Warszawa – Prognoza rozwoju sytuacji w KKP NSZZ „Solidarność” oraz plan ochrony Lecha Wałęsy przygotowany przez Departament III „A” MSW w razie próby zamachu na jego życie.


Warszawa.26 marca 1981 roku.

TAJNE SPEC[jalnego] ZNACZENIA

Egz. nr 3

PROGNOZY rozwoju sytuacji w KKP na najbliższe dni i wynikające z nich wnioski .

W związku z zaistniałą sytuacją polityczno-operacyjną należy się spodziewać poważnego rozłamu w KKP i kierowniczych ogniwach NSZZ „Solidarność”. Wynika to z faktu, że:

MKZ Bydgoszcz, sterowany przez J[ana] RULEWSKIEGO, dąży za wszelką cenę do niedopuszczenia do żadnych ustępstw „Solidarności” wobec rządu. Zgodnie z wytycznymi RULEWSKIEGO, MKZ Bydgoszcz zmierzać będzie do utworzenia wspólnego frontu ze Zbigniewem BUJAKIEM i MKZ regionu Mazowsze. Koalicja ta w przypadku załamania się WAŁĘSY i kompromisowego stanowiska w rozmowach z rządem zamierza odsunąć go od kierowania „Solidarnością” i ogłosić zdrajcą.

Popiera to Jacek KUROŃ, który stojąc z boku, realizuje własne cele polityczne.

Ze strony ekspertów katolickich i Episkopatu czynione są naciski na wzajemny kompromis, celem załagodzenia napiętej sytuacji. W tym duchu może ponownie wystąpić kard. [Stefan] WYSZYŃSKI do wiernych, opowiadając się przeciwko strajkowi generalnemu.

Należy przypuszczać, że w tej sytuacji Lech WAŁĘSA, nie chcąc narazić się żadnej stronie, będzie lawirował i podejmował pociągnięcia demonstracyjne. Mimo to należy spodziewać się usunięcia WAŁĘSY z funkcji w kierownictwie „Solidarności”.

Należy przyjąć następujące warianty zachowania się L[echa] WAŁĘSY:

I. W przypadku jego usunięcia odwoła się on do szeregowych członków „Solidarności”,

by opowiedzieli się po jego stronie poprzez :

do jego świadomości doprowadzone zostało poprzez jego brata [Stanisława Wałęsę] podczas pobytu w Bydgoszczy, że „sprawa bydgoska” była prowokacją przeciwko niemu ze strony RULEWSKIEGO. Upewnił się w tym po demonstracyjnym zachowaniu się przedstawicieli MKZ Bydgoszcz;

uświadomił sobie, że [Andrzej] ROZPŁOCHOWSKI3 z Katowic usiłuje stworzyć makroregion, aby mu się skuteczniej przeciwstawić;

zdaje sobie sprawę, co zademonstrował w Bydgoszczy, że KUROŃ i MODZELEWSKI wbijają klin między niego i „Solidarność” i że chcą go pozbawić pełnionych funkcji. Powstrzymuje się z ich wydaleniem jedynie ze względu na dużą pomoc finansową i organizacyjną przy tworzeniu „Solidarności”.

W przypadku tym WAŁĘSIE należy udostępnić natychmiast wszystkie środki masowego przekazu (radio, tv, prasa) do ujawnienia przyczyn wydalenia [go] z kierownictwa „Solidarności”. Należy przypuszczać, że pod wpływem emocji będzie krytykował władzę, ale przede wszystkim wzbudzi nieufność i skompromituje działaczy o ekstremalnych tendencjach.

II. WAŁĘSA dobrowolnie zrezygnuje z funkcji przewodniczącego pod naciskiem skrajnych działaczy NSZZ „Solidarność”. W tym przypadku uruchomiony zostanie zaktualizowany plan ochrony L[echa] WAŁĘSY w NSZZ „Solidarność”.

III. Elementy ekstremalne mogą zdecydować się na fizyczne unicestwienie (zamach) L[echa] WAŁĘSY w okolicznościach sprzyjających obciążeniem za zamach SB lub MO. Sprzyja temu aktualna nagonka na organa MSW oraz rozpowszechniona sprawa RULEWSKIEGO.

Ewentualne fizyczne unicestwienie WAŁĘSY może nastąpić w następujących okolicznościach:

podczas konsumowania posiłku;

podczas pobytu w miejscach publicznych;

podczas kontaktów z innymi osobami np. M. DUCHNIEWSKĄ

podczas przejazdu do innych miejscowości w kraju;

w pokoju hotelowym lub w mieszkaniu własnym.

Należy przewidzieć użycie do tego celu wszelkich dostępnych środków toksycznych, broni palnej lub innych niebezpiecznych narzędzi.

W związku z powyższym celowym jest:

1. Wzmożenie rozpoznania operacyjnego wszystkich środowisk mogących podjąć się zamachu, a szczególnie:

woj. bydgoskie – J[an] RULEWSKI

woj. katowickie – A[ndrzej] ROZPŁOCHOWSKI

woj. gdańskie – A[ndrzej] KOŁODZIEJ

bądź reprezentanci RMP

woj. warszawskie – KOR lub przedstawiciele MKZ Regionu Mazowsze.

2. Wzmocnienie przez Biuro „B” MSW niejawnej obserwacji zewnętrznej L[echa] WAŁĘSY, a zwłaszcza w ogólnodostępnych miejscach jego pobytu.

3. Rozważenie możliwości i celowość przeprowadzenia rozmowy przez czynniki rządowe i zaproponowanie mu ochrony osobistej, choć byłoby to niekorzystne dla wariantu I i II.


Wykon[ano] w 3 egz.

egz. nr 1 – kier[ownictwo]

egz. nr 2 – spr[awa] ob[iektowa] „Aktywni”7

egz. nr 3 – kier[ownictwo] Wydz[iału] [III] Dep[artamentu] III-A [MSW].

Źródło: IPN 0236/277, t. 2, k. 233–235, oryginał, mps.

*****************

Kto pamięta rok 1981, ten wie, że „karnawał Solidarności” był czasem, gdy na krótką chwilę mogliśmy poczuć się wolni. Te 16 miesięcy Polacy okupili później wieloma ofiarami i latami komunistycznego terroru.

Mamy bezwzględne prawo wiedzieć – czy byliśmy wówczas uczestnikami wolnościowego zrywu czy stanowiliśmy tylko „użyteczne tło” dla rozgrywek wewnątrz systemu komunistycznego? Czy ludzie, których III RP namaściła na „przywódców” reprezentowali naród, czy interesy esbeckich mocodawców?

A wreszcie - czy państwo w którym dziś żyjemy, stworzone na mocy paktu z komunistami, nadal jest areną, na której mechanizmy rządzące polityką i gospodarką są wyłącznym i tajnym dominium służb specjalnych i postkomunistycznych grup interesów?

Po książce Cenckiewicza i Gontarczyka, nie da się dłużej zamilczać tych najważniejszych w naszej historii pytań. Nawet, jeśli większość społeczeństwa woli „nie wiedzieć”, obowiązkiem pozostałych jest pytać.

Z wolą czy bez woli rządzących „elit”, znajdziemy odpowiedź.

środa, 25 czerwca 2008

WIEDZA GROŹNIEJSZA OD KULI

Do zakończenia prac Komisji Weryfikacyjne WSI pozostało jeszcze 6 dni. Najwyraźniej jednak zuchy z WSI muszą niecierpliwie „przerabiać nogami”, bo szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego ppłk. Janusz Nosek wyrwał się dziś z bezprecedensowym komunikatem:

W związku z zakończeniem - z dniem 30 czerwca 2008 r. - działalności Komisji Weryfikacyjnej WSI, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego podjął decyzję o zamknięciu Kancelarii Tajnej nr 10, utworzonej z wyłącznym przeznaczeniem do obsługi Komisji Weryfikacyjnej.

W celu zapewnienia zgodnego z prawem obiegu dokumentów niejawnych, szef SKW zwrócił się dwoma pismami do przewodniczącego Komisji Weryfikacyjnej z prośbą o wyegzekwowanie od członków komisji, a także od osób z nią współpracujących, zwrotu materiałów niejawnych związanych z działalnością komisji. W tej samej sprawie Minister Obrony Narodowej wystosował pismo do szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Jednocześnie informuję, że - zgodnie z obowiązującymi przepisami - wszelkie dokumenty niejawne, które do 30 czerwca 2008 r. nie zostaną zwrócone do Kancelarii Tajnej nr 10 i pozostawać będą w pomieszczeniach Biura Bezpieczeństwa Narodowego, użyczonych Komisji Weryfikacyjnej WSI, znajdą się w odpowiedzialności ustawowej Pełnomocnika Szefa BBN ds. Ochrony Informacji Niejawnych. Dysponowanie tymi dokumentami po 30 czerwca 2008 r. przez obecnych członków Komisji Weryfikacyjnej, nie będzie miało podstaw prawnych, a ich przetwarzanie, gromadzenie, przekazywanie lub udostępnianie stanowić będzie rażące naruszenie ustawy o ochronie informacji niejawnych.”

Z komunikatu wynika, że szef SKW postanowił zadziałać profilaktycznie i ustrzec członków Komisji od popełnienia przestępstwa. Nie słyszałem jednak w III RP o przypadku, by szef służby specjalnej zwracał się do ustawowego organu państwa, z pouczeniem i instrukcją o konieczności stosowania prawa. Nie sądzę też, by premier Jan Olszewski był człowiekiem, którego niejaki pan Nosek musiałby instruować o potrzebie przestrzeganiu prawa. Przez cały okres rządowych szykan i prześladowania Komisji Weryfikacyjnej, dzielne służby pana Noska nie znalazły żadnego dowodu na łamanie prawa przez członków Komisji – a jestem przekonany, że ten cel był najważniejszym zadaniem kontrwywiadu wojskowego w ciągu ostatniego półrocza. Po co zatem ta manifestacja?

Ano po to, by dołożyć jeszcze jeden element do prowadzonej od wielu miesięcy kombinacji operacyjnej, która miała wykazać, jakoby Komisja była miejscem poważnych nadużyć i przecieków. Ostrzeżenie skierowane do członków Komisji i osób z nią współpracujących ma sugerować, że są to ludzie niewiarygodni, których należy pouczać o konieczności zwrotu tajnych dokumentów. Wyraźne ostrzeżenie, zawarte w ostatnim zdaniu komunikatu nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z prowokacyjną retoryką.

Tak też komunikat ma zostać odebrany przez media i opinię publiczną. Kto bowiem zaprzątałby sobie głowę faktem, że nigdy nie wskazano na jakikolwiek przypadek przecieku informacji z Komisji, pomimo zaangażowania wszystkich tajnych i jawnych służb III RP? Niedawna akcja ABW, tak skutecznie „rozegrana” przez sterowalne media, była przecież działaniem, o którym Antoni Macierewicza mówił już w grudniu ubiegłego roku.

W wywiadzie dla Rzeczpospolitej, przeprowadzonym przez Małgorzatę Subotić w dn.4 grudnia 2007r. Macierewicza przewidział rozwój wydarzeń:

„Skandalem jest przyjęcie do kontrwywiadu ludzi przygotowujących w 2002 r. zatrzymanie Modrzejewskiego, takich jak Zbigniew (nomen omen) Lichocki.

- Dlaczego miałby to być skandal?

- Teraz ma szukać haków przeciwko mnie i moim współpracownikom, którzy stworzyli od podstaw pierwszą niekomunistyczną, nowoczesną i sprawną służbę specjalną w RP.”

Kto jednak przejmowałby się faktami, a tym bardziej słowami Macierewicza, skoro gotowe rozwiązania wszystkich sytuacji podają rządowe media.

Warto dodać, że Zbigniew Lichocki jest dyrektorem Biura Prawnego Służby Kontrwywiadu Wojskowego i to on właśnie przygotowywał nowelizację ustaw o SKW, pozwalającą na bezproblemowy powrót zuchów z WSI do służby. Przez ostatnie miesiące rząd Tuska robił wszystko, co w jego mocy, by sparaliżować prace Komisji i uniemożliwić przeprowadzenie weryfikacji. Gdy to się powiodło, minister Obrony Narodowej, na posiedzeniu rządu w dniu 23 maja br. przedłożył projekt zmiany ustaw o SKW i SW oraz ustawy o służbie funkcjonariuszy Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służby Wywiadu Wojskowego, przygotowany pod kierunkiem Zbigniewa Lichockiego.

W komunikacie rządowym czytamy: „W projekcie nowelizacji ustawy zaproponowano doprecyzowanie przepisu dotyczącego kwestii zapoznawania się podmiotu dokonującego przyjęcia ze sporządzonym stanowiskiem Komisji Weryfikacyjnej. Brak takiego stanowiska nie będzie miał wpływu na mianowanie, wyznaczanie lub zatrudnianie funkcjonariuszy w Służbie Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) oraz w Służbie Wywiadu Wojskowego (SWW). Dzięki temu żołnierze zawodowi zniesionych Służb Informacyjnych, którzy dobrowolnie poddali się weryfikacji, będą mieli „otwartą drogę” do służby niezależnie od tego, czy Komisja Weryfikacyjna wyda czy nie wyda stanowiska w ich sprawie. Ci natomiast, którzy weryfikacji się nie poddali, w dalszym ciągu nie będą mogli pełnić służby w SKW, SWW i innych instytucjach wojskowych”

W praktyce, jak już o tym pisałem, oznacza to możliwość powrotu do służby wojskowej wszystkich nie zweryfikowanych dotąd żołnierzy byłych WSI.

Dzisiejszy komunikat szefa SKW jest również bez wątpienia, wyrazem obaw całego środowiska związanego z WSI. Ludzie ci mają świadomość, że wiedza członków Komisji Weryfikacyjnej, będzie odtąd stanowić najgroźniejszą broń przeciwko zamiarom „panów oficerów”. Cokolwiek zaplanują do przeprowadzenia w najbliższej przyszłości, będzie obserwowane i analizowane przez ludzi, znających mechanizmy działań tej służby.

Ta mała grupa osób, pracująca od wielu miesięcy pod ogromną presją, inwigilowana, zastraszana i obrażana, jest być może jedyną gwarancją, że nie powtórzy się okres, gdy agentura WSI chciała kierować polskim życiem politycznym i społecznym. Ich rzetelnej pracy polskie społeczeństwo będzie zawdzięczać rzecz, o której obecnie zdaje się nie mieć pojęcia.

W każdej chwili, wiedza zdobyta przez członków Komisji może okazać się skuteczną zaporą, przeciwko zakusom środowiska WSI. Tej wiedzy nie da się już spacyfikować ani zakrzyczeć. Stała się faktem.

Dla zuchów z WSI musi być to iście traumatycznym przeżyciem…

Źródła:

http://www.mon.gov.pl/pl/artykul/5204

http://www.rp.pl/artykul/74068.html

http://www.kprm.gov.pl/s.php?doc=1392

http://64.233.183.104/search?q=cache:nycU4N8df1MJ:www.biuletyn.mon.gov.pl/pliki/File/Program_prac_legislacyjnych_MON/Plan_prac_legislacyjnych_MON_na_2008_r._1.doc+Zbigniew+Lichocki&hl=pl&ct=clnk&cd=2&gl=pl&client=firefox-a

FUNDACJA OBRONY REPRESJONOWANYCH

wtorek, 24 czerwca 2008

TEST OBYWATELSKI

Historii nie sposób zmienić. Nawet ta, z pozoru najbanalniejsza z prawd, okazuje się w III RP względna. Bo można przecież historię zafałszować, a gdy to okaże się niewystarczające – zakazać jej poznania. Choć nie ma podobno narodu bez kultywowania pamięci o przodkach i czynach, które uznajemy za chwalebne, to nie ma go również bez pamięci o zaprzaństwie, zdradzie i zbrodniach, jakich dopuszczali się przedstawiciele tego narodu.

Dla każdej kanalii, która w swoim życiorysie ma zdarzenia hańbiące, pamięć i historia będzie przekleństwem, przed którym nic go nie uchroni. Oni to wiedzą. Nikt, więc nie powinien być zaskoczony, że od dawna planowano zniszczenie IPN –u, słusznie upatrując w tej instytucji śmiertelne zagrożenie.

Instytut Pamięci Narodowej, ponieważ nie gwarantuje nieprzeprowadzania dzikiej lustracji, skompromitował się, a ostatnie dni to jeszcze bardziej pokazały. Powinien przestać istnieć. I to jest stanowisko Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

My do obrońców IPN-u należeć nie będziemy - powiedział przewodniczący KP SLD, Jerzy Szmajdziński, w radiowych "Sygnałach Dnia".14.05.2007r.

„- Jeśli IPN na polityczne zlecenie szuka "papierów" na niewygodnych sędziów i przykłada rękę do szkalowania ludzi, to staje się karykaturą idei, z której się zrodził, oświadczył senator Platformy Obywatelskiej i dodał, że należałoby chyba zlikwidować tę instytucję i pomyśleć o nowej ustawie.- powiedział Stefan Niesiołowski 12 maja 2007r.

„SLD proponuje zlikwidowanie IPN i przeniesienie dokumentów do państwowego archiwum. Takie rozwiązanie byłoby - zdaniem przewodniczącego Wojciecha Olejniczaka - oszczędne i zarazem zapewniłoby odpowiedni nadzór nad zasobami.” .

Do konfrontacji przeciwników i zwolenników wyboru szefa krakowskiego oddziału IPN na prezesa doszło już wczoraj, podczas spotkania Konwentu Seniorów z przewodniczącym Kolegium IPN Andrzejem Grajewskim. Przedstawiciele SLD i Samoobrony wystąpili o przełożenie głosowania i zamówienie dodatkowych ekspertyz prawnych w sprawie Andrzeja Przewoźnika. SLD i Samoobrona chciały więc wiedzieć, czy w tej sytuacji konkurs może być powtórzony. Ku zaskoczeniu wszystkich za zamówieniem ekspertyz opowiedział się też wicemarszałek Sejmu Bronisław Komorowski z PO, choć w Klubie Platformy obowiązuje dyscyplina w głosowaniu za Kurtyką. - Byłem tym zdziwiony, bo Komorowski sam wcześniej mówił, że jego klub nie widzi takiej potrzeby - mówi Marek Sawicki z PSL. Komorowski przyznał w rozmowie z "Rz", że w sprawie prezesa IPN ma inne zdanie niż klub. Dodał jednak, że podporządkuje się dyscyplinie. Rzeczpospolita 9.12.2005 r.,

- Obecna sytuacja skłania nas do tego, by myśleć o zmianie ustawy o IPN, tak, by instytut zajął się swoją pracą, a nie polityką - stwierdził poseł PO Dolniak – 23.06.2008r.

„Powinniśmy usiąść i porozmawiać, ale na razie nie widzę potrzeby, żeby odchodzić od naszego postulatu likwidacji Instytutu - powiedział szef klubu Lewica Wojciech Olejniczak.

Można cytować wiele jeszcze wypowiedzi ludzi PO i partii komunistycznej, z których jednoznacznie wynika, że zamiarem tych formacji była likwidacja IPN lub znaczące ograniczenie roli Instytutu. Tylko, po co? Nie wierzę, by ta prawda, o wspólnocie interesów Platformy z komunistami, zrobiła jakiekolwiek wrażenie na wyborcach tej partii, a przedstawianie faktów lub argumentów rozumowych wobec tej części społeczeństwa uznaję za stratę czasu. Dla wyznawcy partii Tuska byłoby zapewne bez znaczenia, gdyby wszedł w sojusz z partią zawodowych zabójców – cóż dopiero, gdy mowa o ucywilizowanych z grubsza komunistach.

Po próbach zniszczenia wolności mediów, po reaktywacji układu agentury sowieckiej – ludzie ci planują kolejny zamach - na najnowszą historię Polaków. To działanie w pełni świadome i zaplanowane, którego wzorce czerpano z okresu największego zniewolenia .

Platforma Obywatelska w sprawach IPN-u, lustracji czy prawa do wglądu do akt bezpieki, postępowała identycznie jak partia komunistyczna w okresie powojennym. By oszukać naród komuniści nie wahali się przed żadnym kłamstwem, uznając, że cel uświęca środki.

Podobnie partia Tuska, jeszcze przed trzema laty zapewniała Polaków, że chce otwarcia archiwów IPN –u:

Według Platformy, z "teczek" osób wywierających wpływ na życie publiczne powinna zostać zdjęta klauzula tajności tak, by każdy obywatel mógł mieć do nich dostęp. Ponadto, zdaniem PO, dostępne powinny być również dane o agenturze z lat 1983-1990, które w tej chwili są tajne. Platforma uważa też, że potrzebne jest ustanowienie takich przepisów i procedur, które uczyniłyby realnym powszechny, nieograniczony i szybki dostęp do materiałów IPN. Rokita powiedział, że jeśli IPN przygotowałby projekt spełniający te postulaty, to posłowie Platformy są gotowi złożyć go w Sejmie. Serwis PAP 22.01.2005 r.

Po ujawnieniu „listy Wildsteina” irytacja w wypowiedzi Komorowskiego świadczy o zmianie „koncepcji” Platformy:

„Co to znaczy potępienie akcji Wildsteina? To, że można potępić Instytut Pamięci Narodowej. Dopuścił do tego, że te wyciekłe listy, bo przecież to była istota sprawy, że IPN tak wymieszał listy agentów, kandydatów na agentów i funkcjonariuszy SB. W ten sposób ochronił agentów, chronił siebie przed zarzutem, że tworzy listę bez umocowania ustawowego byłych agentów, no więc tu było pytanie o IPN, a nie o Bronka Wildsteina. Nie jest on dla mnie, żadnym bohaterem, uważam, że wywołał burzę, która szkodzi problemom lustracyjnym, ale też nie wolno na nim wieszać psów, że zrobił coś niegodziwego. Problem leżał w Instytucie Pamięci Narodowej, w chęci ukrycia listy agentów poprzez wymieszanie jej z byłymi funkcjonariuszami SB i kandydatami na agentów. Tok Fm 18.03.2005 r .

Dwa lata później Komorowski, pytany w Poranku Radia Tok Fm przez Igora Janke - Zaraz, ale byliście za pełnym otwarciem archiwów IPN? Odpowiada bez wahania:

Nie, byliśmy za ułatwieniem dostępu do archiwów IPN. To nie chodzi o to, żeby każdy z ulicy mógł pójść do IPN i zajrzeć w cudzą teczkę, tylko chodzi o to, żeby dziennikarz lub historyk mógł mieć ułatwiony pełny dostęp do dokumentów, jeśli zajmuje się jakimiś sprawami, które wymagają zbadania archiwów IPN-u. Tu nie chodzi o to, żeby każdy mógł zajrzeć w cudzą teczkę”

Naciskany przez Janke - Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu? odpowiada - Co to znaczy otwarcie? Właśnie tak jak dzisiaj IPN jest otwarte, tak jak każde inne archiwum publiczne państwowe. Jest otwarte na badania”.

Jeśli ktoś byłby zaskoczony taką strategią działania, najwyraźniej nie zrozumiał jeszcze, na czym polega „fenomen” tej partii. Zbiorowisko politycznych nieudaczników, bez zasad i charakteru, może liczyć wyłącznie na słabą pamięć i brak świadomości polskiego społeczeństwa. Nie bezpodstawnie. Ponieważ Platforma zastała założona m.in. przez agenta komunistycznych służb – Olechowskiego i ma w swoich szeregach wiele postaci o wyraźnych inklinacjach agenturalnych, nie może dziwić postępująca „ewolucja” tej formacji. Jako zaplecze polityczne wszelkiej maści zuchów z WSI i agentów bezpieki, partia musi wypełniać swoje powyborcze zobowiązania.

Można, zatem powiedzieć, że niezależnie od obecnej sytuacji, związanej z publikacją książki o Wałęsie, należało się spodziewać, że nastąpi zamach na podstawowe zdobycze wolnej Polski.

Chcąc zachować rozsądek w czasach najazdu Hunów, trzeba zastanowić się; jak przeciwdziałać barbarzyństwu ludzi, działających dziś w obronie własnych zafajdanych życiorysów i nie dopuścić do zniszczenia instytucji najważniejszej dla zachowania polskiej pamięci narodowej?

Zamiast złorzeczyć lub „rozdzierać szaty”, powinniśmy przygotować się do zdecydowanych, racjonalnych działań. Czasu pozostało niewiele, gdyż komuniści wspólnie z ludźmi PO zawiązali już dawno koalicję „ponad podziałami”. Wspólnota interesów i „trefnych” życiorysów stanowi potężny czynnik integrujący, tym mocniejszy, że oparty na strachu przed ujawnieniem historycznej prawdy. Ich przerażenie i zajadłość, z jaką atakują IPN świadczy, że nie cofną się przed niczym, by ograniczyć wolność badawczą, zamknąć archiwa lub zredukować personel tej instytucji.

Jakiekolwiek „zabiegi” przy ustawie o IPN, powinny być odbierane jako zamach na naszą wolność i elementarne prawa obywatelskie. Należałoby oczekiwać, że ludzie mający świadomość powagi sytuacji, zdobędą się na mocny i zdecydowany protest. Dziś i natychmiast. To może być najważniejszy test naszej obywatelskiej dojrzałości .Proponuję podjęcie poważnej i rzeczowej debaty: – jak każdy z nas, w miarę swoich możliwości może przeciwstawić się tym planom - jakie działania możemy podjąć wspólnie - co zrobić, by nie dopuścić do zaboru narodowej pamięci?

Źródła:

http://www.sld.org.pl/index.php?view=1&art_id=12646&pid=18&ret_id=34&rsid=0

http://fakty.interia.pl/kraj/news/niesiolowski-trzeba-zlikwidowac-ipn,909040

http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci/artykul/sld;chce;zlikwidowac;ipn,251,0,240891.htm

http://www.ipn.gov.pl/portal.php?serwis=pl&dzial=18&id=2864&search=590

http://wiadomosci.onet.pl/1774831,11,item.html

http://www.tvn24.pl/0,1554724,0,1,wiadomosc.html

http://www.po.org.pl/aktualnosci/po-w-mediach/art18,bronislaw-komorowsk

niedziela, 22 czerwca 2008

DRUGA MISJA

Niezależnie od ilości i wagi dokumentów czy świadectw, Lech Wałęsa będzie już zawsze twierdził, że nie ma nic wspólnego z TW „Bolek”. Konsekwentnie i do końca.

Po raz pierwszy byliśmy świadkami takiego zachowania w roku 1992, obecna postawa jest jedynie logiczną konsekwencją tamtego wyboru. I choć agenturalna przeszłość Wałęsy, opisana w książce historyków IPN-u, długo jeszcze będzie zaprzątać uwagę Polaków, w niczym już, nie zmieni to sytuacji samego bohatera książki. Ci, który wiedzą lub wierzą, że był on agentem SB, jak i ci, przeczący tej prawdzie, mogą przekonywać tylko samych siebie. Dla Wałęsy, on sam jest „ikoną Solidarności” i kryształowym mężem stanu.

Przez najbliższe miesiące powstaną teksty, których autorzy w zależności od swojej pozycji w świecie III RP, będą potępiać, protestować lub usprawiedliwiać zachowania byłego prezydenta. Głosy oskarżeń zetrą z pochwalnymi hymnami, święte oburzenie z zaciekłą obroną. Cokolwiek stanie się w najbliższej przyszłości – jednego możemy być pewni; podziały w polskim społeczeństwie pogłębią się, postawy zradykalizują.

Front „obrońców godności Lecha Wałęsy” zetrze się w śmiertelnym boju z hufcami rzeczników prawdy, strażnicy „pamięci koncesjonowanej” stoczą walkę z orędownikami prawa do historii. Ofiary padną po obu stronach. Skrzywdzonymi będziemy wszyscy.

Tej „roli życia” stoczniowca z Gdańska, nikt z esbeckich strategów nie mógł napisać. „Instrukcja o pracy operacyjnej Służby Bezpieczeństwa resortu spraw wewnętrznych” z lutego 1970 r. traktowała tajnych współpracowników jako osoby „ wykonujące zadania w zakresie zapobiegania, rozpoznania i wykrywania wrogiej działalności”. Po 38 latach jeden z zwerbowanych agentów odgrywa w polskim społeczeństwie rolę, jakiej nigdy nie zapisano oficjalnie w instrukcjach SB.

Dzielić Polaków, by tym łatwiej nimi rządzić - było zawsze priorytetem działań komunistycznych strategów. To z tego powodu każdy agent, każdy życiorys skażony agenturalną przeszłością, stanowi dla społeczeństwa śmiertelne zagrożenie. Jest niczym komórka nowotworowa, działająca z niszczącą mocą dzielenia organizmu na zdrowe i chore części.

Nie interesuje mnie przyszłość Lecha Wałęsy. W czasach „Solidarności” zapisał w historii Polski ważną, budującą kartę. W wolnej Polsce tę kartę zdewaluował tak mocno, że trudno byłoby znaleźć w III RP postać równie szkodliwą i negatywną.

Interesuje mnie przyszłość mojego kraju, w którym ludzie załganych życiorysów chcą dalej dzielić, by rządzić, traktując własny naród z pogardą.

Przed wielu laty, pewien człowiek, tak pisał o postawach ludzi ówczesnej opozycji:

„Zaangażowanie w politykę w systemie totalitarnej dyktatury jest zawsze wypadową dwóch motywacji ludzkich, zawsze oscyluje między świadectwem moralnym, a kalkulacją polityczną. Jeśli gubi się jeden z tych motywów, staje się albo nieskuteczną moralistyką, albo niemoralną manipulacją.(…)Politique d’abord! Ale dlatego właśnie sądzę, że podziemiu potrzebni są również ludzie, dla których większą wartością niż polityczna skuteczność jest moralne świadectwo i nie traktują podziemia jako wylęgarni pretendentów do przyszłej elity władzy; ludzie, którzy rozumieją, że ich polityczne zaangażowanie skończy się w „normalnych czasach”, kiedy podziemie już nie będzie potrzebne, i którzy wiedzą, że te „normalne czasy „ wymagają zwykle innych cnót, innych charakterów, innych umiejętności. (…) Nie można dążyć do życia w prawdzie poprzez kłamstwo, nie można zmierzać ku wolności poprzez stosowanie przemocy, nie można być normalnym w nienormalny sposób”– Adam Michnik - „Listy z Białołęki”

Łatwiej było napisać te słowa, niż zastosować je we własnym życiu. I Wałęsa i Michnik , jak wielu innych zaangażowanych w walkę z komunizmem, nie zdali egzaminu „normalnych czasów”, a próbując wedrzeć się w wolną Polskę z bagażem załganych życiorysów i chorych ambicji - zatruli skutecznie życie pokolenia III RP. Być może tak dalece, że jak uczy Księga Wyjścia, potrzeba będzie dziesiątków lat, by przemierzyć tę pustynię.

Pewna definicja „ironii losu” określa ją jako niezgodność zjawisk z oczekiwaniami, zaburzenie świata w strukturze skutków i przyczyny. Czy nie jest tak, że oni wszyscy – „wybrańcy narodu” - ponieśli już karę najwyższą, jaką może ponieść człowiek walczący z systemem kłamstwa i zniewolenia? Musieli przecież kłamać.

Wówczas, gdy Polacy uzyskali prawo do wyrażania własnych opinii, gdy runął mur cenzury i wolność słowa przestała być marzeniem – oni musieli kłamać. Nie doświadczyli tego daru, z którego mógł korzystać każdy pisarz, dziennikarz czy polityk. Z własnej woli, z wyboru „misji” lub pospolitej prywaty, do której nie mieli ani „charakterów” ani „umiejętności” – musieli kłamać. By tworzyć nowe mity, by zostać „kimś”, uzyskać „coś” – musieli kłamać.

Czy można wyobrazić sobie sytuację bardziej diaboliczną, niż ta, gdy „zdobywcy miasta”, muszą pozostać poza jego bramami i nie mogą korzystać z tego, co stało się udziałem całej społeczności?

Konspiracyjny „Tygodnik Mazowsze” miał pod winietą hasło: „Solidarność” nie da się podzielić ani zniszczyć.” Wszyscy wiedzieliśmy, co ono oznacza, kto i dlaczego chce nas dzielić. Mieliśmy świadomość, dlaczego podziały niosły zniszczenie. Czy wiemy to dzisiaj?

Czy potrafimy uświadomić sobie, że każdy „załgany życiorys” podzieli nas zgodnie z nienapisaną instrukcją komunistycznej bezpieki?

Wówczas, w czasach „Solidarności”, inicjatywy wrogie wobec Wałęsy powszechnie traktowano jako prowadzące do podziałów. I słusznie, bo jedyna nasza siła polegała na wspólnocie i jedności. Dziś, taka retoryka, stosowana chętnie przez obrońców „honoru Wałęsy” brzmi fałszywie. Ten, który ją dziś stosuje, zapomniał, że opisał ten mechanizm przed laty – „Nie można dążyć do życia w prawdzie poprzez kłamstwo, nie można zmierzać ku wolności poprzez stosowanie przemocy, nie można być normalnym w nienormalny sposób”.

Tajny współpracownik „Bolek” ma do wykonania drugą, może najważniejszą misję. Ma dzielić, by rządzić. W imię obrony interesów samozwańczej „elity”, władców naszej pamięci – ma nas podzielić tak skutecznie, by przez najbliższe lata nic tych podziałów nie mogło zabliźnić. I dotąd będzie rządził, póki na taki podział pozwolimy.

FUNDACJA OBRONY REPRESJONOWANYCH

piątek, 20 czerwca 2008

PYTAJCIE KOMOROWSKIEGO !

Pan Komorowski Bronisław – działający obecnie na odcinku „marszałek Sejmu RP”, raczył wypowiedzieć się dla mediów ustami swojego rzecznika. Jak każdy z „nieśmiertelnych” ,pan Komorowski nie zniża się do osobistych kontaktów z dziennikarzami, a tym bardziej unika bezpośrednich kontaktów z pospólstwem.

Rzecznik pana marszałka poinformował zatem, że „ Płk L. był interesantem w biurze poselskim”, a „ podczas spotkania Aleksander L. miał zasugerować, że dzięki swoim znajomościom może zdobyć aneks do tajnego raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Po tym spotkaniu Bronisław Komorowski zawiadomił o sprawie odpowiednie służby.”

Więcej informacji na temat spotkania Komorowskiego z Aleksandrem Lichockim, rzecznik nie chciał przekazać, wychodząc ze słusznego założenie, że to i tak nazbyt wiele dla wścibskiej gawiedzi.

Problem w tym, że rzecznik Komorowskiego – jak należy przypuszczać, na polecenie samego marszałka, traktuje nas jak zgraję idiotów, których można uraczyć każdym kłamstwem. Ponieważ pytanie niejakiego Jerzego Smolińskiego, pełniącego funkcję przekaźnika informacji, byłoby pozbawione sensu – proponuję szczególnie dociekliwym a wręcz upierdliwym jednostkom, niedostosowanym do wymogów III RP wysłanie do Komorowskiego Bronisława listu z kilkoma pytaniami.

Propozycję kieruję do tych niepoprawnych idealistów, którzy po 18 latach funkcjonowania tworu zwanego „układem okrągłego stołu” mają czelność stawiania trudnych pytań „wybrańcom narodu”, „autorytetom” i „niekwestionowanym przywódcom”, a nawet domagania się od nich odpowiedzi. Ta grupa społeczna, zwana w zależności od okresu historycznego „bandytami”, „warchołami”, „ekstremistami” lub „oszołomami” posiada tę fatalną cechę, że domaga się jawności życia politycznego, równości wobec prawa, a nawet elementarnej sprawiedliwości. Ma również czelność korzystać ze swoich uprawnień obywatelskich, zawartych w Konstytucji.

Tak się składa, że pan Komorowski nie chciał być w III RP jednym z milionów bezimiennych zjadaczy chleba, lecz pretendował do grupy osób publicznych, tzw. polityków. W związku z powyższym, wszystko, co dotyczy politycznego życiorysu Komorowskiego Bronisława jest w równej mierze jego jak i społeczną własnością, a obowiązkiem tego pana jest zaspokojenie ciekawości ludzi, których ma honor reprezentować. Ta prawda – z pozoru tylko oczywista, jest prostą konsekwencją stosowania zasad demokracji, na które to zasady pan Komorowski nader chętnie się powołuje. Fatalnym „zbiegiem okoliczności” życiorys marszałka Sejmu jest od wielu lat związany z grupą ludzi, nazywanych „oficerami” Wojskowych Służb Informacyjnych.

Przed dwoma laty, państwo polskie zdecydowało o rozwiązaniu tej formacji, której rodowód sięga zbrodniczego i antypolskiego Głównego Zarządu Informacji - powierzając to zadanie urzędnikom państwowym oraz stanowiąc odpowiednie prawo, uchwalone następnie przez Sejm Rzeczpospolitej.

Oficjalny dokument na ten temat procesu likwidacji WSI – opublikowany w Monitorze Polskim Nr 11, poz. 110 o nazwie „ Raport o działaniach żołnierzy i pracowników WSI” stał się dokumentem urzędowym. Raport podany został do publicznej wiadomości, na mocy postanowienia Prezydenta RP z dnia 16 lutego 2007 r. Przypomnienie to jest konieczne, szczególnie dla tych „miłośników prawa i demokracji”, którzy traktują oficjalny dokument państwowy jak prywatne notatki ministra Macierewicza. Na tej samej zasadzie, każda inna ustawa sejmowa lub zarządzenie prezydenta RP, powinno być przez nich traktowane jako wyraz prywatnych opinii posłów lub urzędników państwowych.

W Raporcie zawarto szczegółowy opis setek przestępstw i nieprawidłowości, jakie miały miejsce w WSI, na przestrzeni 15 lat istnienia tej formacji w III RP. Dokument wymienia wiele nazwisk żołnierzy WSI, polityków, dziennikarzy i innych osób publicznych oraz wskazuje na stopień ich odpowiedzialności wobec prawa. Warto przypomnieć wszystkim zagorzałym krytykom tego dokumentu, a szczególnie tym, którzy nie przeczytali nawet jednej jego strony, że do chwili obecnej żaden inny dokument urzędowy, tej samej rangi, nie podważył ustaleń Raportu.

Jak już napisałem – życiorys pana Komorowskiego jest związany z tajnymi służbami wojskowymi od co najmniej kilkunastu lat, a jego nazwisko pojawia się na wielu stronach Raportu. Antoni Macierewicza określił ten rodzaj znajomości w przejrzysty sposób:

- Marszałek Komorowski przez lata chronił ludzi z WSI i powinien za to ponieść odpowiedzialność.

Śmiem uważać podobnie i jak sądzę, znajdzie się jeszcze kilka osób, wyrażających taką opinię. Wbrew intencjom Komorowskiego – jego znajomość z „oficerami” WSI nie jest jego prywatną sprawą i nigdy być nie może. Zarzuty, jakie ciążą na A.Lichockim i dziesiątkach innych ludzi z WSI, pozwalają twierdzić, że mamy do czynienia z organizacją groźną dla bezpieczeństwa Polski, której członkowie, gdybyśmy żyli w państwie prawa, znaleźliby swoje miejsce za kratami.

Obowiązkiem pana Komorowskiego, skoro ma ambicje bycia osobą publiczną – jest szczegółowe wyjaśnienie charakteru jego kontaktów z ludźmi, podejrzanymi o przestępstwa przeciwko państwu polskiemu. W żaden sposób - ani bufonada, ani chamstwo tego pana, nie mogą uchronić go od konfrontacji z pytaniami, dotyczącymi tych kontaktów. Mamy oczywiste prawo wiedzieć – kto reprezentuje naród jako marszałek Sejmu, kim jest ten człowiek i jaka była jego rola w związku z działalnością WSI.

Proponuję, zatem, by na adresy biur poselskich Komorowskiego, dociekliwi wyborcy zechcieli wysłać następujące pytania:

1. Skąd pochodziły środki, w kwocie 240 tys. DM, jakie zainwestował w tzw „bank Palucha"?

2. Czy odzyskał te pieniądze, dzięki pomocy, udzielonej przez oficerów WSI?

3. Czy w związku z tą pomocą, zaciągnął wobec WSI jakiekolwiek zobowiązania?

4. Co łączy go z pułkownikiem Aleksandrem Lichockim - byłym szef Zarządu I Szefostwa WSW i od kiedy datuje się ta znajomość?

5.Jaki jest związek płk. Lichockiego, ze zdarzeniem z roku 2004, gdy syn marszałka Komorowskiego został potrącony przez samochód jednego najbogatszych Polaków, który jechał w obstawie dwóch lancii BOR z pokazu Ferrari w hotelu Victoria i z jakich powodów zatuszowano to zdarzenie ?

6. Kiedy i jakie „odpowiednie służby” powiadomił Komorowski, po propozycji korupcyjnej Lichockiego?

Przypomnę, że o kontaktach Komorowskiego z WSI i jego wieloletniej, zażyłej przyjaźni z Lichockim pisałem w tekstach PYTANIA PRZED ANEKSEM oraz CZY PUŁKOWNIK ROZKAZUJE MARSZAŁKOWI? , zadając za każdym razem powyższe pytania.

Adresy biur poselskich B.Komorowskiego:

00-325 Warszawa
ul. Krakowskie Przedmieście 6
Tel.: (22) 621-84-96
Fax.: (22) 621-76-54
e-mail: biuro@bronislawkomorowski.pl
05-100 Nowy Dwór Mazowiecki
ul. Targowa 8
Tel.: (22) 775-30-27
Fax.: (22) 775-30-27
e-mail: jadwiga.zakrzewska@neostrada.pl
05-120 Legionowo
ul. Piłsudskiego 33 m. 307
Tel.: (22) 784-10-00
Fax.: (22) 784-10-00
e-mail: durka.biuro@tlen.pl
adres sejmowy: Bronislaw.Komorowski@sejm.pl

Źródła:

http://www.tvn24.pl/0,1526425,wiadomosc.html

http://www.wprost.pl/ar/131755/Pulkownik-WSI-u-marszalka-Sejmu/

http://www.rp.pl/artykul/150652.html

http://www.raport-wsi.info/Komorowski%20.html

FUNDACJA OBRONY REPRESJONOWANYCH

czwartek, 19 czerwca 2008

AFGAŃSKA MISJA POD DYKTANDO SB

„W jednym z najważniejszych dowództw NATO odpowiedzialnych za operację afgańską pracował oficer WSI. Był oficerem zajmującym się wymianą informacji wywiadowczych. I ten człowiek z przyczyn, które się określa „ze względu na potrzeby sił zbrojnych”, został wezwany do kraju w trybie pilnym. Dwa tygodnie przed wydarzeniami w Nangar Khel! Prawdopodobnie został wezwany, dlatego, że nosił brązowe buty albo, że pracował w WSI. Gdyż już tam, do dowództwa, nie wrócił. A był tam niezwykle wysoko oceniany. Chciano mu nawet dać stanowisko, którego do tej pory nikt spoza bardzo wąskiego grona osób w NATO nie zajmował. Bo był tak dobry.(…) Gdyby ten oficer był na miejscu w dowództwie, przynajmniej mielibyśmy pełną, rzetelną wiedzę na temat tego, co się wydarzyło w Nangar Khel, jakie są oceny innych służb.”

Przed tygodniem we wpisie MISJA "BRĄZOWYCH BUTÓW" napisałem, że wkrótce sprawa ostrzelania afgańskiej wioski Nangar Khel, będzie interpretowana jako efekt zdrady, dokonanej przez Antoniego Macierewicza. Taką opinię zaprezentował w wywiadzie dla 20 numeru tygodnika „Przegląd” Marek Dukaczewski i jak należało się spodziewać, stanie się ona wkrótce wiążąca dla polskiego rządu i sądu.

Dzisiejsze doniesienia RMF potwierdzają w pełni moje przypuszczenia. Dowiadujemy się, że Antoni Macierewicz i prezydent Lech Kaczyński są oskarżani przez Dukaczewskiego i 21 innych zuchów z WSI o najcięższe przestępstwo. Doniesienie w tej sprawie jest przedmiotem postępowania, prowadzonego przez prokuraturę.

Z zawiadomienia dzielnych zuchów wynika, jakoby Macierewicz miał zdradzić szczegółów operacji prowadzonych przez wojskowy wywiad, a tym samym narazić życie polskich żołnierzy. Zainteresowanych odsyłam do rozdziału 12. Raportu z weryfikacji WSI, gdzie na str. 151-160 znajduje się opis tzw. operacji ZEN.

Cytat z początku mojego wpisu, to słowa Marka Dukaczewskiego, wypowiedziane w wywiadzie dla „Przeglądu”. Nie wiemy, o kim mówi Dukaczewski, znamy za to innego „fachowca” z nadania WSI, który faktycznie kierował polską misją w Afganistanie. Chodzi o płk. Aleksandra Makowskiego – byłego ubeka, w latach 1972-1990 funkcjonariusza Departamentu I MSW. To o tę postać „walczą” dziś towarzysze z WSI, wespół z politykami Platformy.

Zdrada Macierewicza miałaby polegać na ujawnieniu w Raporcie roli, jaką Makowski spełniał w Afganistanie.

Kim był ten człowiek? Jego dokładne dossier zawiera aneks 24 do Raportu, w którym możemy przeczytać, jaką rolę spełniał Makowski w czasach PRL.

Jako „naczelnik Wydziału XI Departamentu I MSW (powstał w styczniu 1978 r.) - przeznaczony był do walki z „dywersją ideologiczną”, po wprowadzeniu stanu wojennego zyskał nową formułę (był jakby jednocześnie wywiadem i kontrwywiadem) stając się, obok Biura Studiów MSW, „okrętem flagowym” MSW. W latach 80-tych Wydział XI Dep. I MSW prowadził działania na terenie państw zachodnich (głównie Europa Zachodnia, Skandynawia i USA) oraz kraju (zwłaszcza w Warszawie, Gdańsku, Wrocławiu, Szczecinie i Poznaniu). Makowski osobiście nadzorował sprawy : rozpracowanie Biura Brukselskiego „Solidarności”, rozpracowanie TKK i kanałów przerzutu sprzętu i pieniędzy, kontroli nad informatycznym system łączności pomiędzy częścią TKK (grupa Jacka Merkla) a Brukselą (Jerzym Milewskim), a od 1987 r. prowadził dialog operacyjny z Jackiem Merklem, który odpowiadał za finanse i łączność TKK z Brukselą.

Makowski miał na „kontakcie” „ Grażynę Trzosowską TW ps. „Sara Virtanen”, działaczkę RMP i „S” z Gdańska, którą w 1982 r. Wydział III KW MO w Gdańsku pozyskał do współpracy, a która okazała się tzw. źródłem manewrowym, docierając szybko i zyskując sympatię Jacka Kuronia, Adama Michnika a przede wszystkim Janusza Onyszkiewicza. W 1988 r. została wysłana do Kanady; znał kulisy i sumy przekazywanych pieniędzy przez Ambasadę USA w Warszawie Bronisławowi Geremkowi, Jackowi Kuroniowi i Januszowi Onyszkiewiczowi; na przełomie 1984/1985 był zaangażowany (choć sam w nich nie uczestniczył) w organizacje spotkań i rozmów Jacka Kuronia z gen. Kiszczakiem w MSW przy ul. Rakowieckiej. „ (…) „1987/1988 zaangażował się w projekt „okrągłego stołu”, co polegać miało na eliminacji „radykalnych” działaczy podziemia z tzw. głównego nurtu opozycji. Działania operacyjne Wydziału XI zmierzały w takim kierunku, by stało się rękoma znanych i szanowanych działaczy podziemia”

Postać znana w III RP - 1990-1995 pracownik Inter Comerce , 1995-1998 pracownik spółki Impart , 1998-2000 pracownik Inter Comerce, od 2000 r. współwłaściciel i pracownik Konsalnet S.A. itd.

Temu właśnie człowiekowi wywiad wojskowy powierzył zadanie zorganizowania osłony wywiadowczej obecności polskiej w Afganistanie, a w miarę upływu czasu to on właśnie w coraz większym stopniu decydował o przedsięwzięciach wywiadu w sprawach związanych z misją. Raport traktuje Makowskiego jako pospolitego hosztaplera i oszusta, którego rzekoma działalność wywiadowcza w Afganistanie, była jedynie przykryciem do zupełnie innych działań, mających na celu odniesienie osobistych korzyści przez niego i związanych z nim ludzi.

Opinię, wyrażaną wielokrotnie przez szefa UOP Zbigniewa Siemiątkowskiego, że „Makowski jest osobą niewiarygodną, konfabulantem, osobnikiem ukrywającym rzeczywiste intencje i dążenia” ignorował szef WSI Dukaczewski i ówczesny minister obrony Radosław Sikorski.

„ Jako szef Urzędu Ochrony Państwa byłem wewnętrznie przekonany, że trzeba postępować bardzo ostrożnie, bo mamy do czynienia z najważniejszą sprawą z punktu widzenia bezpieczeństwa naszego kraju i naszych sojuszników (...). Przekazywałem swoje wątpliwości odnośnie Makowskiego ministrowi Szmajdzińskiemu i szefowi WSI. (...) Nasza weryfikacja osoby Makowskiego, jego informacji i możliwości operacyjnych nie wypadła dla niego dobrze. Dlatego on poszedł ze swoimi pomysłami do WSI. My zakładaliśmy, że Makowski może być konfabulantem, a jego źródła mogą być inspirowane – zeznał przed komisją weryfikacyjną Siemiątkowski.”

O szkodliwej działalności Makowskiego ostrzegali polskie władze sojusznicy – „Amerykanie ostrzegają przed kontaktami z Aleksandrem Makowskim, którego uznają za bardzo niebezpieczną postać, która w okresie zimnej wojny wyrządziła Stanom Zjednoczonym wiele szkód”.

Tymczasem WSI fałszowało dokumentację operacyjną, poprzez zaklejenie danych personalnych Makowskiego, jak i poprzez opisanie go jako źródła, którym w istocie nie był. Podczas przesłuchania przed Komisją Weryfikacyjną Dukaczewski zeznał, że Makowski był „osobą pośredniczącą”, „kontaktem ze źródłem”, „kontaktem” – choć żadne instrukcje operacyjne nie znają takiej kategorii współpracy. Nigdy też nie sprawdzono skąd Makowski czerpał swoje informacje, kto był ich źródłem. Jeśli Dukaczewski, opowiadając banialuki w „Przeglądzie” miał na myśli właśnie Makowskiego, to mówiąc o „oficerze zajmującym się wymianą informacji wywiadowczych”, kłamałby po raz kolejny.

Przekazywane przez Makowskiego informacje okazywały się ogólnikowe, powierzchowne i niewiarygodne, na co „ wielokrotnie zwracali uwagę oficerowie wywiadu – płk Hermel i płk Szlenk”. Mimo tego, w oparciu m.in. o rzekome meldunki Makowskiego i jego źródeł Dukaczewski zimą 2005 r. sugerował władzom państwowym wprowadzenie w całym państwie nadzwyczajnych środków, mających ochronić przed zamachem terrorystycznym. Jak wielokrotnie podkreśla się w Raporcie, największym zagrożeniem, wynikającym z działalności Makowskiego było celowe wprowadzanie w błąd organów państwa, w tym prezydenta.

Zwykle, jeśli nie wiadomo, o co chodzi, okazuje się, że chodzi o pieniądze.

Koncepcja osłony wywiadowczej, jaką forsował Makowski miała polegać na stworzeniu firmy handlowej (lub sieci firm), które zaopatrywałyby wojska w Afganistanie. Firmy te miałyby stanowić z jednej strony bazę dla działań rozpoznawczo-wywiadowczych, z drugiej , miały „zaspokajać potrzeby finansowe współpracujących z polskimi wojskami środowisk w Afganistanie” . Udziały w tej działalności miał mieć Makowski, a nie można wykluczyć, że także inni właściciele Konsalnetu. W każdym razie inny współwłaściciel i założyciel Konsalnetu - Wiesław Bednarz - już w lutym 2002 r., a więc na samym początku operacji w Afganistanie wziął wraz z Makowskim i min. Szmajdzińskim udział w podróży do tego kraju.

W rzeczywistości, Makowskiemu i wspierających go ludziom chodziło o wykorzystanie polskiej misji wojskowej w Afganistanie do prowadzenia interesów z tubylcami, pod przykryciem działań wywiadowczych. Interesy za państwowe pieniądze – to przecież ulubiony temat działalności zuchów z WSI. Z chwilą, gdy dzięki publikacji Raportu „spalono” intratny biznes „kręcony” wspólnie z byłymi ubekami, wściekłość środowiska musiała znaleźć ujście.

Rządy Platformy i reaktywacja WSI doprowadziły dziś do sytuacji, w której ubecy i kryjący ich działalność panowie „oficerowie” byłych służb wojskowych nie wahają się oskarżać prezydenta i ministra rządu RP o zdradę. Jeszcze bardziej bezczelny jest zarzut Dukaczewskiego, który twierdzi, jakoby ujawnienie w Raporcie informacji o „operacji ZEN”, naraziło życie polskich żołnierzy. Nie usłyszeliśmy ani jednego argumentu, który uzasadniałby taki zarzut.

Można by nawet pomyśleć, że byłego szefa WSI szczerze interesował los polskich żołnierzy i troska o ich bezpieczeństwo. Znając jednak opis działalności Aleksandra Makowskiego, trudno nie mieć podejrzeń, że troska pana generała ma podłoże czysto materialne, a zarzuty, jakie obecnie formułuje są prymitywnym aktem zemsty człowieka, któremu odebrano wadzę i ogromne źródła dochodów. Cynizm Dukaczewskiego jest tym mocniej widoczny, że dla obrony własnych interesów, posługuje się rzeczywistą tragedią z Nangar Khel i rozgrywa emocje, towarzyszące tej sprawie.

Może najbardziej widocznym źródłem „inspiracji” Dukaczewskiego i 21 innych zuchów z WSI jest dokument o nazwie „Opinia zespołu ekspertów Platformy Obywatelskiej do publikacji Raportu o działaniach żołnierzy i pracowników WSI” , sporządzony „ pod redakcją posła Marka Biernackiego” z 27 marca 2007 r. Tezy tego dokumenty, a w szczególności dotyczące rozdziału o operacji „ZEN” są identyczne z zarzutami jakie formułuje dziś pod adresem prezydenta i ministra Macierewicza środowisko WSI.

Ponieważ nigdy opinia publiczna, nie dowiedziała się, kim byli owi tajemniczy „eksperci” Platformy, można przypuszczać, że zespół tworzyli ci sami ludzie, których podpisy widnieją pod zawiadomieniem do prokuratury, o rzekomych przestępstwach Kaczyńskiego i Macierewicza. Odwaga zuchów z WSI i ich politycznych „patronów” z PO nie sięga tak daleko, by powiedzieć o tym społeczeństwu.

Źródła:

http://www.rmf.fm/fakty/?id=138745

http://www.dziennik.pl/polityka/article21524/Misje_w_Afganistanie_przygotowywal_hochsztapler_.html

http://www.raport-wsi.info/%20Makowski.html

http://www.rmf.fm/fakty/?id=114741

http://www.prawy.pl/?dz=nowosci&id=22290&subdz=

http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=wywiad&name=299

http://www.polityka.pl/polityka/redir.jsp?place=galleryStats&id=54783.

FUNDACJA OBRONY REPRESJONOWANYCH