Jeśli wybierasz się w podróż niech będzie to
podróż długa, wędrowanie pozornie bez celu, błądzenie po
omacku, żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał
szorstkość ziemi i abyś całą skórą zmierzył się ze światem.
To nie
może być podróż, jaką odbywasz podczas oglądania telewizji.
Żadna jarmarczna apokalipsa.
Nie taka, którą mali demiurdzy wiodą beczące stado dwunogów. I niepodobna do wycieczki, obiecanej przez zbieraczy dusz i pieniędzy.
Żyliśmy w czasach, które zaiste były opowieścią idioty, pełną hałasu i zbrodni.
Nie pytaj więc -czy podróż z tych czasów może być krótsza?
Zaprzyjaźń się z Grekiem z Efezu, Żydem z Aleksandrii, na nowo ucz się świata jak joński filozof. Nie po to, byś posiadł ich wiedzę, ale może wtedy ojczyzna wyda ci się małą kołyską, łódką przywiązaną do gałęzi włosem matki.
Powtarzaj - którzy o świcie wypłynęli ale już nigdy nie powrócą na fali ślad swój zostawili.
Nie skarż się - myśmy nie chcieli berka, nie chcieliśmy ciuciubabki, dość mieliśmy starszych panów...
Pamiętaj – nie będzie wielkiego pojednania, gdy język waha się między wybitymi zębami a wyznaniem.
Złóż je - darem ostatniej modlitwy: oto żyję w różnych czasach, nieistniejący, boleśnie nieruchomy i boleśnie ruchliwy i nie wiem zaiste, co mi jest dane, a co odjęte
na zawsze
Na początek wystarczy, że nic się nie zmieni. Przejdą noce Zatrzaśnie dzień, jak szczęka wilcza.
I jeszcze ciszej będziesz milczał.
Długo i uparcie. Gdy za długo - z pogardą.
Przynależną sytym i głupcom „mądrości etapu”. Przypisaną rozsądnym, którzy dawno ogłosili, że można współżyć z potworem, należy tylko unikać gwałtownych ruchów, gwałtownej mowy.
Zachowaj pogardę dla ocalałych aby żyć, gdy świadectwem ich ocalenia stają się „zdobycze demokracji”, debaty i polemiki.
Jedni i drudzy mają rację - chrzczonych z wody, chrzczonych z ognia, pogodzi nicość lub miłosierdzie.
Miej ją w dostatku dla weteranów czterdziestodniowych potopów, którzy widzieli śmierć gór i zbawienie myszy.
Dla karzełków naszych czasów gwiazdek zetlałych wieczorów artystów z kozią stopą którzy przedrzeźniają demiurga.
Nie ma ceny, za którą po imieniu nazwaliby bękartów zaludniających nasz skrawek ziemi.
Nie zrobią tego nawet, gdy opadnie groza, pogasną reflektory i odkryjemy że jesteśmy na śmietniku w bardzo dziwnych pozach, jedni z wyciągniętą szyją, drudzy z otwartymi ustami z których sączyła się jeszcze ojczyzna.
Ich parciana logika –nie mieliśmy dokąd odejść, zostaliśmy na śmietniku, zrobiliśmy porządek, kości i blachę oddaliśmy do archiwum – niech cię przeraża.
To konieczne, byś nie zwariował.
Nie wybaczaj ornamentatorom, ozdabiaczom i sztukatorom, twórcom aniołków fruwających, którzy robią wstążki a na wstążkach napisy krzepiące.
Dzięki nim są już takie słowa kolory i rytmy co się śmieją i płaczą jak żywe.
A gdyby kazali, nie słuchaj ich śpiewu - my się o to sztukatorzy nie martwimy, my jesteśmy partią życia i radości...
Więc jeśli będzie podróż niech będzie to podróż długa, powtórka świata elementarna podróż rozmowa z żywiołami, pytanie bez odpowiedzi, pakt wymuszony po walce. Raczej narodowy dramat i zasłużone przekleństwo, niż czterdziestoletnia włóczęga po pustyni, po której zawsze następuje zbawienie.
Nikt ci nie gwarantuje, że zakończy się w nowym domu, skoro tylu przed nami zawiodła tylko do wrót doliny.
Więc jeśli będzie podróż – to odwrotem od narodowej zdrady i zmarnotrawienia ofiary życia. Niczym krzyk matek od których odłączają dzieci gdyż jak się okazuje będziemy zbawieni pojedynczo.
Bez nadziei na wspólnotę i litość aniołów stróżów.
Bez wiary w naszą mądrość, a nawet w to, że do miejsca urodzenia dopiszą nam polskość.
jak pyknięcie świecy
jak zsuniecie się peruki na ziemię
jak krótką podróż pierścionka po gładkim stole
Z jedyną, nieokiełznaną pewnością, że w walce z potworem, nie będzie ocalenia życia na niby.
Gdyby Pan Cogito wyruszył w długi marsz - to tylko z tymi, których spotka los straszny płomień i lament bowiem przyjąwszy chrzest ziemi zbyt mężni byli w niepewności.
Mistrzowi
Bardzo dziękuję i pozdrawiam serdecznie. CT
OdpowiedzUsuń