W przededniu wydarzenia, które wytyczyło nowy obszar naszego
zniewolenia i winno być nazywane zbrodnią przeciwko narodowi
polskiemu, publikuję fragment mojej
najnowszej książki „NUDIS VERBIS-OBALIĆ
III RP”.
Gdy obecne władze tego państwa –
strojąc się w szaty
„patriotycznej prawicy”, będą
„świętować” i „upamiętniać” pakt bandytów ze zdrajcami
- trzeba pamiętać, że ów
„okrągły stół” był
największym
nieszczęściem, jakie dotknęło nas
w latach 80. ubiegłego wieku.
W odróżnieniu od innych państw Bloku Wschodniego, w PRL istniała
bowiem tzw. ”opozycja demokratyczna”, a w jej szeregach, grupa
komunistycznych schizmatyków (zwana dawnej „komandosami”),
koncesjonowanych „katolików” oraz pospolitych kapusiów i
donosicieli. Spośród tych osób, namiestnicy sowieckiego okupanta
wyznaczyli swoistą „reprezentację narodową” i siadając z nią
do ”okrągłego stołu” podjęli wielowątkową grę, obliczoną
na stworzenie nowej formuły zniewolenia i legalizacji sukcesji
komunistycznej.
Polacy mieli uwierzyć, że koncesjonowana grupa „reprezentantów”
- wybrana przez szefa służb okupacyjnych, obaliła zbrodniczy reżim
i przy pomocy „procesów demokratycznych” wywalczyła autentyczną
niepodległość.
Operacja obcych służb zakończyła się powodzeniem, a jej finalnym
efektem stała się „III Rzeczpospolita” - nazwana w dokumentach
SB „państwem socjalistycznym nowego typu”.
Jeśli pamiętać, że II Rzeczpospolita wyłoniła się po latach
wojny światowej, wymagała tysięcy ofiar i wielkiej daniny polskiej
krwi, to ceną owej III RP (numeracja jest elementem fałszerstwa)
był alkohol przelewany w Magdalence i zakulisowe ustalenia między
esbekami i ich agenturą.
Zaiste - wartość tego państwa odpowiada zapłaconej cenie.
By dokończyć dzieła zniewolenia, zmuszono nas do utworzenia
sztucznej wspólnoty i narzucono przekonanie, jakoby była ona
państwem wolnym i niepodległym.
Ta wiara, zaszczepiana kolejnym pokoleniom, jako dogmat historyczny,
ma wymiar gigantycznego, antypolskiego kłamstwa i jest mitem
sankcjonującym sukcesję PRL.
W rzeczywistości bowiem, to komuniści i ich spadkobiercy stworzyli
groźną hybrydę niby-państwowości i obrócili w ruinę nasze
marzenia o Niepodległej.
***
Wielu historyków podkreślało, że przygotowania do inscenizacji
„okrągłego stołu” trwały co najmniej od połowy lat 80. W
zakres tych przygotowań wpisują się m.in. konkretne decyzje i
działania, by wymienić tylko niektóre po stronie „opozycji
demokratycznej”: ustalenia J.Kuronia i L.Wałesy z ludźmi SB (tu:
rozmowy Kuronia z mjr. Lesiakiem i płk Królem z roku 1985,
prowadzone w konwencji „negocjacji politycznych”), wystąpienie
luminarzy „opozycji demokratycznej” z października 1986 o
zniesienie przez USA sankcji gospodarczych wobec PRL, projekt „paktu
antykryzysowego” Geremka z grudnia 1987 i list Geremka z roku 1988,
adresowany do Gorbaczowa (pod uwagę George’a Sorosa), wizyty
Michnika w Moskwie i wiele innych.
Logikę tych działań, można sprowadzić do refleksji, jaką
A.Michnik zawarł w wydanej w roku 1985 książce "Takie
czasy"(pisanej w warunkach więziennych). Znalazła się tam
propozycja kompromisu z rządem PRL i Moskwą: "Solidarność
powinna odrzucić filozofie "wszystko albo nic". [...] Dla
komunistów może to być droga do uzyskania legitymacji, dla nas zaś
droga do godziwego życia”.
Wiedza, jaką posiadamy dziś na temat kontaktów owej „opozycji
demokratycznej” z namiestnikami Moskwy, pozwala utrzymywać, że
proces „transformacji ustrojowej” został precyzyjnie zaplanowany
i obejmował szereg wielowątkowych gier operacyjnych, rozpisanych na
poszczególne postaci i środowiska.
Wyraźnie widać to po decyzjach związanych z realizacją
długofalowej strategii komunistycznej.
Początek tego procesu wyznacza decyzja z roku 1981 - o powierzeniu
nadzoru nad ministerstwem spraw wewnętrznych Czesławowi Kiszczakowi
– oficerowi Informacji Wojskowej, szefowi WSW i II Zarządu Sztabu
Generalnego. Człowiekowi Moskwy – najwierniejszemu z wiernych.
Z pewnością, ta nominacja niosła zapowiedź siłowej rozprawy z
„Solidarnością”, ale jej głębszy sens wynikał z realizacji
planu sowieckiego.
Zadanie Kiszczaka polegało bowiem na skonsolidowaniu wszystkich –
wojskowych i cywilnych formacji policji politycznej PRL do walki ze
społeczeństwem oraz na rozbudowie sieci agenturalnej. Jeszcze jako
szef służb wojskowych, w listopadzie 1980 r. Kiszczak wydał
"Wytyczne do planowania działalności WSW na rok 1981",
w których nakazał rozbudowę agentury, zarówno w objętych
kontrolą WSW jednostkach, wśród żołnierzy i ich rodzin, ale też
w obiektach i zakładach przemysłowych.
Według koncepcji przedstawionej przez Golicyna w książce „Nowe
kłamstwa w miejsce starych, komunistyczna strategia podstępu i
dezinformacji”, ścisła integracja służb oraz rozbudowa
sieci agenturalnej, wytyczały pierwszy etap przygotowań do
„transformacji ustrojowej”. W myśl strategii sowieckiej tylko
skonsolidowane, „odnowione” służby policyjne, były zdolne
podjąć zadanie praktycznej realizacji planów związanych z
„pierestrojką” oraz „polskiego eksperymentu” - „drogi do
demokracji”.
Od roku 1981 r. wzrost liczebności tajnych współpracowników miał
charakter wręcz lawinowy i sięgał blisko 30 proc. rocznie.
Dynamika wzrostu z początku lat 80- tych, była porównywalna z
pierwszą połową lat 50 -tych ubiegłego wieku. Znamienny był
najszybszy wzrost liczby tajnych współpracowników w roku 1982 oraz
po zniesieniu stanu wojennego.
W rekordowym, 1984 r. liczba pozyskanych tajnych współpracowników
w całym kraju (18 756) była ponad trzykrotnie większa niż liczba
wyeliminowanych (5442). Gwałtowny wzrost agentury nie wynikał
wyłącznie z poczucia zagrożenia władz komunistycznych przez
konspiracyjne struktury „Solidarności”, ale z celowej polityki
kierownictwa resortu spraw wewnętrznych.
Kiszczak forsował rozwój sieci agenturalnej, jako podstawowej
metody kontroli społeczeństwa. Liczba spraw operacyjnych pod koniec
1984 r. osiągnęła poziom 24 343, tj. zbliżony do stanu z roku
1956 (24 170). W latach 1986–1988 odnotowano dalszy, choć już
słabszy wzrost ogólnej liczby TW w pionach operacyjnych SB. Według
dostępnych danych cząstkowych oraz wykonanych na ich podstawie
szacunków, najwyższy w historii PRL wzrost liczebności tajnych
współpracowników nastąpił pod koniec 1988 r., gdy ich liczba
sięgnęła niemal 100 tys.
Było to więcej niż w szczytowym okresie tzw. „epoki
stalinowskiej”. Jeśliby doliczyć do tej liczby kontakty
operacyjne (około 15 tys. w roku 1985), służbowe oraz tzw. lokale
kontaktowe, to ogólna ilość osobowych źródeł informacji
znacznie przekraczała 100 tys. Dane te należałoby jeszcze
uzupełnić o agenturę służb wojskowych. Raport z Weryfikacji WSI
wskazywał na blisko 10 tysięcy współpracowników tych służb w
roku 1990.
Wszystkie instrukcje operacyjne z tego okresu kładły szczególny
nacisk na pozyskiwanie TW i ustanawiały wyśrubowane limity
werbunkowe.
Istnieje więc uzasadnione pytanie - o związek rozbudowy sieci
agenturalnej z celami komunistycznej strategii podstępu i
dezinformacji oraz drogą do budowania podwalin III RP.
Nie ma wątpliwości, że związek taki istnieje, bo ogromna rzesza
pozyskanej wówczas agentury miała decydujący udział w procesie
„transformacji ustrojowej”, a następnie – w charakterze
polityków, biznesmenów, sędziów, dziennikarzy itp.”elity”,
umacniała sukcesję komunistyczną. Jeśli do dziś, na różnych
stanowiskach odkrywamy kapusiów i współpracowników bezpieki,
oznacza to, że Kiszczak dobrze wykonał powierzoną mu robotę.
O wielowątkowych przygotowaniach do „okrągłego stołu”
świadczy też tzw.„afera FOZ”, podczas której ludzie służ
wojskowych zapewnili sobie środki z kradzieży resztek majątku PRL
i zbudowali podstawy swojej „stabilizacji finansowej”.
Przypominam o tych okolicznościach i przedstawiam konkretne dane, by
tym mocniej podkreślić, że budowa III RP wymagała angażowania
ogromnych środków oraz działań wykraczających poza obszar
procesów politycznych.
To nadzwyczaj ważna konkluzja, której doniosłość podważa
wszelkie projekty związane z wizją „demokratycznych zmian” i
ma kolosalne znaczenie dla wytyczenia właściwej strategii.
Jeśli „transformacja ustrojowa” była procesem rozpisanym na
lata i wymagała wdrożenia złożonych kombinacji operacyjnych oraz
angażowania gigantyczny środków, jeśli to państwo zbudowano na
fundamencie sowieckiej strategii, przy udziale agentury i policji
politycznej, metodą zdrady, szantażu, zabójstw i kłamstw, jak
można przypuszczać, że ten patologiczny „stan posiadania”
upadnie pod naporem procesów demokracji ?
Niedorzeczna jest myśl, jakoby „zdobycze” tej sukcesji –
materialne, polityczne i strategiczne, w wymiarze korzyści
osobistych oraz globalnych celów komunistycznej strategii podstępu
i dezinformacji, można było odebrać mocą karty wyborczej i
legalnych mechanizmów demokratycznych.
Takie wizje – powszechne przecież w „środowisku patriotycznym”
III RP i nachalne rozgrywane m.in. przez partię Kaczyńskiego, nie
znajdują uzasadnienia w rzetelnej refleksji historycznej i wiedzy o
świecie współczesnym.
Są sprzeczne z elementarną logiką, bo proponując środki
kompletnie nieadekwatne do celu, ignorują prawdę materialną i
historyczną.
Wiara, iż III RP można obalić, tworząc tu jakieś partyjki i
podejmując gry
w ramach „demokracji parlamentarnej”, jest sprzeczna z wiedzą na
temat komunizmu, znajomością metod bezpieki i prawdą o genezie
tego państwa.
To, co powstało na fundamencie siły, bezprawia i zbrodni, nie da
się pokonać na drodze „konsensusu” i „pokojowych przemian”.
Nie po to przeprowadzono wiele skomplikowanych operacji, dokonano
licznych zabójstw (zbrodnia założycielska) i zaangażowano tysiące
agentów, by efekt tych działań został anulowany z woli
wyborców.
Jeśli spojrzymy na konflikty rozgrywane w świecie współczesnym,
na próby obalenia różnych reżimów i tyranii, nie znajdziemy
sytuacji, w której dokonano tego metodą proponowaną przez
mitologów demokracji.
Wprawdzie sukcesja komunistyczna nie musi – wzorem PRL-u – sięgać
po przemoc i terror, a wpływy okupanta zostały rozłożone na siłę
agentury i dezinformacji, wprawdzie tyranię maskuje się tu dyktatem
tzw. „sądów”, partii i tajną akcją służb, a rolę ośrodków
propagandy przejęły „wolne media” - w niczym nie zmienia to
faktu, że sukcesja komunistyczna czerpie trwałość z metod obcych
i wrogich demokracji.
Jeśli ktoś ma świadomość – jak powstawała III RP, jak
budowano jej polityczne podstawy, kreowano „autorytety” i
fałszowano wybory, jeśli widział zaprzaństwo ówczesnych „elit”
i dostrzegał zamysł oszukania Polaków – jakże może dziś
twierdzić, że konstrukcję tego państwa można obalić przy pomocy
demokratycznych mitów?
Jest w takiej diagnozie ogromny zamęt intelektualny, jest
pospolite tchórzostwo – a jeśli bywa głoszona intencjonalnie, z
zamiarem własnych korzyści – draństwo i hańba.
Odporność tej sukcesji na zmiany wprowadzane metodami demokracji,
nie wynika bynajmniej z siły komunistycznego bękarta. Każda
kolejna hybryda jest bowiem słabsza od organizmu rodzicielskiego, a
to oznacza, że III RP nie posiada równie mocnego fundamentu jak
PRL.
Dynamika tej odporności ma natomiast podstawy w naszym stosunku do
magdalenkowego tworu: w wierze, że jest państwem prawa i demokracji
oraz przeświadczeniu, iż tylko formuła demokratyczna zapewnia
efektywność i legalność działań.
To przeświadczenie i ta wiara, zaszczepione nam terroryzmem
semantycznym „ojców założycieli” i umacniane codziennie przez
„elity” obecnego państwa, stanowi najskuteczniejszą barierę i
chroni III RP przed upadkiem.
Rzecz nie polega bowiem na nadzwyczajnej sile środowisk
zarządzających tym państwem, na wszechmocy środowiska byłej
„wojskówki” i sprawności agentury, lecz na naszej
nieprzemijającej słabości i uleganiu mitologii. To nie figura
retoryczna.
Każdy, kto poważnie traktuje swoją robotę, nim podejmie nowe
zadanie, dokonuje analizy sytuacyjnej, oblicza koszty, zbiera
potrzebne narzędzia, szacuje środki.
Tam, gdzie analiza wykazuje wielki stopień trudności, komplikacji i
ryzyka, gdzie można spodziewać się „oporu materii”, ogromnej
pracy i kosztów, robotę wykona tylko mistrz i najwyższej klasy
fachowiec.
Tam zaś, gdzie jest ona zaledwie rutyną i pozwala wykonać dzieło
nędznymi narzędziami, przy użyciu skromnych środków, otwiera się
pole dla zwykłych rzemieślników i „złotych rączek”.
Linia obrony sukcesji komunistycznej nie wymaga dziś nawet połowy
zasobów, jakich użyto w okresie „transformacji ustrojowej”. Nie
wymaga też „mistrzowskiej ręki”, a ci, którzy zarządzają tym
państwem w „klubach miłośników cygar”, są zaledwie sprawnymi
wyrobnikami.
Stworzono funkcjonalne, wydajne perpetuum mobile, którego
siłę napędową stanowią rozliczne mity i pseudo-demokratyczna
samodyscyplina Polaków.
Jest oczywiste, że tak działający system nigdy nie dopuści do
udziału w życiu publicznym ludzi o poglądach sprzecznych z
dogmatyką III RP. Zepchnie ich na margines, odizoluje i skaże na
wykluczenie. Taką praktykę zastosowano już w latach 1988-1991,
dokonują „oczyszczenia” przestrzeni politycznej z osób i
środowisk przeciwnych paktom „okrągłego stołu”.
Logika tej operacji wynikała bezpośrednio ze strategii
komunistycznej lat 1944-56, gdy w ramach instalowania okupacji
sowieckiej, likwidowano i zwalczano każdy przejaw polskości,
rugując z życia publicznego przeciwników obcego tworu.
Struktura polityczna III RP, w której brak jakiejkolwiek partii lub
siły, dążącej do obalenia magdalenkowego porządku, jest
widocznym dowodem skuteczności „moderacji”, dokonanej na
przełomie lat 90.
Żadna partia i środowisko otwarcie głoszące postulat obalenia III
RP i rozprawy z dziedzictwem komunizmu, nie wejdzie w obecny układ
polityczny, nie znajdzie dostępu do środków przekazu i źródeł
finansowania.
Przeszkodą jest nie tylko zasada konstytucyjna, rozstrzygająca o
kształcie ustrojowym tego państwa, zawarta w art.2 konstytucji:
„Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym,
urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”,
a nawiązująca wprost do równie fałszywej normy art. 1.1. tzw.
„konstytucji PRL”- „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest
państwem demokracji ludowej”,
ale cała organizacja życia politycznego – z jego narzędziami
instytucjonalnym oraz niepodważalnym dogmatem, jakoby tylko
demokracja mogła organizować polską państwowość.
Nietrudno dostrzec tu zasadniczą
różnicę z zasadami ustrojowymi II Rzeczpospolitej, w których nie
narzucano Polakom „jedynie słusznej” formuły demokratycznej i
nie rozstrzygano o kształcie ustrojowym. Ostatnia konstytucja wolnej
Polski, z 23 kwietnia 1935 r. stanowiła w art.1:
1. Państwo Polskie jest wspólnem dobrem wszystkich obywateli.
2. Wskrzeszone walką i ofiarą najlepszych swoich synów ma być
przekazywane w spadku dziejowym z pokolenia w pokolenie.
3. Każde pokolenie obowiązane jest wysiłkiem własnym wzmóc
siłę i powagę Państwa.
4. Za spełnienie tego obowiązku odpowiada przed potomnością
swoim honorem i swojem imieniem.
Z oczywistych względów, tak
skonstruowana ustawa zasadnicza, nie mogła być źródłem prawa dla
sukcesji komunistycznej. Brak odniesienia do „demokracji” -
sprawdzonej i użytecznej w procesie legalizacji okupacji sowieckiej,
niósłby katastrofalne skutki dla III RP:
- groził rozliczeniem zbrodni i
zbrodniarzy komunistycznych oraz wykluczeniem ich ze wspólnoty
narodowej,
- kształtował zasady prawne według
interesu narodowego, a nie dobra beneficjentów sukcesji,
- uniemożliwiał wpływ na system
polityczny, obsadę stanowisk i strukturę instytucji państwa,
- podważał gwarancje zachowania
władzy „ojców założycieli”,
- pozbawiał narzędzi indoktrynacji
i zarządzania „masami”.
Tylko mit demokracji, z jego
nieodłącznymi elementami: fikcyjną „władzą suwerena”,
„pluralizmem politycznym”, „parlamentaryzmem”, „wyborami
powszechnymi”, zasadą „poszanowania praw obywatelskich”,
istnienia „opozycji” itp. kanonami, mógł zapewnić trwałość
władzy sukcesorów komunizmu. To dostateczny powód, by owa
„demokracja” stała się dogmatem III RP i ograniczała nas w
dążeniach niepodległościowych.
Ograniczenie to sięga tak daleko,
że nie potrafimy już dostrzegać innych dróg, niż ta, na którą
wprowadzili nas założyciele tego państwa.
Przeświadczenie, że wystarczy powołać nową partię i wejść z
nią w obieg systemu III RP, jest dziś równie powszechne, jak wiara
w możliwość pokonania „patologii” na drodze „przemian
politycznych”.
Problem z odbiorem
proponowanej w tej książce optyki, dotyczy przezwyciężenia
naturalnych skłonności naszej percepcji i sprowadza się do
odrzucenia zmodyfikowanej „nowej świadomości”.
W czasach okupacji sowieckiej,
świadomość ta prowadziła do uznania PRL-u za państwo polskie i
„oswojenia” nas z obcym tworem komunizmu.
III RP uczyniła z niej broń
stokroć groźniejszą, bo powstały w Magdalence projekt „państwa
socjalistycznego nowego typu”
(nazwa IIIRP w dokumentach
SB) kazała uznawać za
Niepodległą, zaś rządzące nim mechanizmy, określić mianem
prawa i demokracji.
Tak dalece przekonano nas o
istnieniu tych wartości, że klasyczne simulacrum
– pozorujące zaledwie stan rzeczywisty, okryte zasłoną zdrady,
kłamstwa, a nawet zbrodni, zaczęliśmy postrzegać jako domenę
wolnej państwowości. Wystarczyła falsyfikacja języka i podważenie
podstawowych pojęć, by oszukać nas i wykorzystać nasze marzenia o
Niepodległej.
U podstaw tej mistyfikacji leży
strach przed zdefiniowaniem PRL-u, komunizmu i jego sukcesorów.
Gdyby taka definicja powstała i została przyjęta - z całą
konsekwencją, nikt zdrowy na umyśle nie mógłby utrzymywać, że
twór powołany w Magdalence jest wolną i niepodległą
Rzeczpospolitą.
Jest tu ten sam rodzaj „zaczadzenia
bolszewickim fetorem”, o
którym mówił Zbigniew Herbert w trakcie rozmowy z Jackiem
Trznadlem: „Na początku była mała grupka agentów,
którzy uczepili się intelektualistów, a intelektualiści odegrali
na cześć „nowego” symfonię patetyczną... To było małe,
głupie, nędzne, zakłamane”.
Robić z tego „małego, głupiego, nędznego i zakłamanego”
wolną Rzeczpospolitą – jest więcej niż zbrodnią.
Panie Aleksandrze mam pytanie czy nie planuje pan wydać w formie książkowej swoich artykułów z pańskiego bloga, obecna rzeczywistość, którą pan opisuje jest porażająca, niestety większość Polaków nie widzi lub nie chce jej widzieć, a to się na pewno źle skończy. Gdyby zamknięto możliwość czytania tego bloga zostałby w formie książek.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dziękuję
Anna p.
Pani Anno,
UsuńBedąc blisko tematu książek Pana Aleksandra powiem tak.
Niezależnie od zapisu na Autora każdy wydawca musi mieć zysk.
Pan Aleksander wprawdzie nie łudził się nigdy, że jego książki będą konkurowały z "sensacjami polityczno-obyczajowymi", a i ostatni wydawca nia miał co do tego złudzeń, ale z przykrością stwierdzam, że etap "Długiego marszu" związany z promocją - szczególnie - drugiej książki "Obalić IIIRP" nie rokuje nadziei na przyszła współpracę i pozostanie nam powielacz w kuchni i odbudowanie struktur sprzedaży z czasów komuny.
Jeżeli my nie jesteśmy w stanie "sprzedać" Jego kisążek to nikt tego nie dokona, bo takie a nie inne są warunki. My musimy zastąpić spotkania aurtorskie, twarz w mediach, wywiady w prasie...
Nie znam drugiego tak pracowitego i zdeterminowanego Człowieka, ale co kiedy On swoją pracę świetnie wykona i... ściana niemożności.
Być może mnie zbeszta, bo to też Człowiek niezwykłej skromności i honoru który za niemęskie uważa narzekanie. On mierzy się z trudnościami a nie podnosi ich i tylko dlatego ciagle mamy zaszczyt obcować z jego intelektem i efektami pracy w niezwykle trudnych warunkach.
Czy pani widzi "rosnącą" z dnia na dzień liczbę komentarzy na tym blogu?
Jedynie na TT po pewnym spadku wzrasta ilość obserwujących.
To efekt częstszych RT i cytowań.
Ilu "Ściosów" przybyło na TT?
Osobiście widuję kilka osób.
Może uruchomić jakieś konto "rodzinne Ściosów". Policzylibyśmy się :-)
Pozdrawiam
Anna P,
UsuńSerdecznie Pani dziękuję za tak wyrażoną troskę.
Nie tylko planuję wydawać teksty w formie książkowej, ale robię to od wielu lat. Te 10 książek widocznych na blogu, w dużej mierze zawiera treści publikowane na bezdekretu. Liczę więc, że zostaną zachowane.
Sam zaś blog znajduje się na serwerze amerykańskim, co wprawdzie nie chroni go przed „zniknięciem”,ale może nieco utrudnić zakusy cenzorów. Z kolei, „propozycje nie do odrzucenia” dotyczące likwidacji bloga (jakie wielokrotnie otrzymywałem) traktuję z należytym dystansem. Wobec autorów i ich możliwości „perswazji”.
Pan Mirosław (rodakvision) trafnie przedstawił „problematykę wydawniczą” i obawiam się, że w najbliższym okresie nie powinienem liczyć na znalezienie wydawcy chętnego do promowania takich treści.
Dziękuję Pani i pozdrawiam
rodakvision - Panie Mirosławie,
UsuńJeśli napiszę, że bardzo Panu dziękuję, będzie to tylko nieudolna forma odpowiedzi.
Ale Pan i ja wiemy, że więcej nie sposób napisać.
Ściskam prawicę.
Panie Aleksandrze Scios!
OdpowiedzUsuńKochamy Pana bardzo - Ja i moja Zona.
Czolem Wielkiej Polsce!
Jeżeli autorowi nie zależałoby tantiemach z wydań papierowych można przecież udostępnić w sieci wydania książek w formie e-book.
OdpowiedzUsuńPŁK RYSZARD KUKLIŃSKI 1930-2004
OdpowiedzUsuń„Nikt na świecie, w ciągu ostatnich 40 lat, nie zaszkodził komunizmowi tak jak ten Polak. To on przyczynił się do utrzymania pokoju”.
CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM!
Lektura obowiązkowa: A Ścios - artykuły spod tagu "pułkownik Kukliński".
https://bezdekretu.blogspot.com/search/label/pu%C5%82kownik%20Kukli%C5%84ski
Pozdrowienia dla Autora i komentujących
Witam.
OdpowiedzUsuńNa własny użytek kopiowałam wszystkie (chyba nie pominęłam żadnego) wpisy z bezdekretu i skompletowałam sobie - teraz już - w 16 tomów.
Parzę na półkę. Tylko siedem pierwszych tomów to ze dwie ryzy! :-).
zamieściłam to na chomiku.
https://chomikuj.pl/halka76/BEZDEKRETU+-Aleksander+*c5*9aCIOS
Pozdrawiam
Pani Halko,
UsuńPani wytycza trudne, ale fantastyczne szlaki dla Maszerujących w #MarszPrzeciwMitom. Jak wspaniale Pani uzupełnia zawarte tutaj propozycje działań: http://www.rodaknet.com/rp_aktualnosci_2017_dlugi_marsz_przeciwko_mitom_start.html
Co jakiś czas czytam pojawiające się pytania co robić?
Co chcesz Bracie Polaku byleby dla Polski i w kierunku marszu do Niepodległej.
Tak jest Pani Halko - idziemy. To jest nasz wybór!
Szacunek i ukłony
Jeszcze tylko mała sugestia dla Polaków odwiedzających to miejsce.
UsuńNiewątpliwie Ludzi ponadprzeciętnej miary. Prośba właściwie.
Jak sięgniecie Państwo po link podany przez Panią Halkę i stwierdzicie, że warto te "Roczniki Bezdekretu" ściągnąć, to może ten ogrom pracy Pana Aleksandra będzie dostatecznym i przekonującym argumentem za tym by wesprzeć dowolną darowizną ich Autora.
Pani Halce raz jeszcze wyrazy podziwu i podziękowania i prośba o zgodę na umieszczenie "Roczników" na stronie RODAKA.
Z góry dziękuję pozdrawiając wszytkich prawych Gości tego Bloga
Mirosław Rymar
To "Vademecum skauta" musi mieć podczas marszu każdy, kto zdecydował się/ zdecyduje się maszerować.
UsuńPS.
Piszę do Pana, mając na głowie swój bajerancki kapelusz (machając do Pana) i okulary przeciwsłoneczne. Przywdziałam się tak jeszcze dlatego, bo jeden gnojek opisał mnie na fejsie, że chodząc przez wichę cytuję tego tłuka teraz dokładnie "kambojskim kapeluszu i ciemnych okularach", uznał to za taką hańbę dla wsi, że przebiłam tym w jego odczuciu jego braciszka, który odstawiał u Drzyzgi opowieści nt swoich fantazji erotycznych, wcale nie z domniemanej pzeszłości ;)
Szanowni Panowie: P. Aleksandrze i P. Mirosławie.
UsuńJestem nieco w konfuzji.
Kiedy przez lata tak nieskrępowanie "targałam" sobie z Pańskiego bloga tę "wiedzę tajemną":
- doskonałe analizy świata geopolityki,
- rozwikłane, mroczne tajemnice prawdziwej, powojennej historii Polski,
- strategiczne plany, jak rozgrywać bydlaków,
Tak lajtowo nazwałam Pańskie MONUMENTALNE DZIEŁO Vademecum skauta - proszę mi nie mieć tego za złe.
I kiedy zamieściłam "je" na chomiku, to do głowy mi nie przyszło, by pytać Pana o zgodę... Po prostu zamieściłam, by może jeszcze tą drogą dotrzeć do Polaków.
Zatem jeśli chodzi o moją zgodę (ależ się porobiło;)) na umieszczenie "Roczników" z mojego chomika na "stronie RODAKA'a, to jak najbardziej się zgadzam. I mam niewypowiedzianą radość, że mogę tym drobnym czynem, dołożyć się do ogromu pracy, którą na codzień obaj Panowie wykonujecie. A wszystko po to, by Polska stała się Niepodległa i nasza!!!
Pozdrawiam wszystkich Polaków i Rodaków.
PS.
Jestem pewna, że większość stałych czytelników kopiuje wpisy z tego bloga, wiedzeni intuicją, instynktem, przenikliwością, powinnością... Chociażby ten człowiek, co wpisy z Bezdekretu przerobił na pliki mp3 (część z nich jest również na moim chomiku) i można je sobie słuchać do woli, jadąc choćby autkiem :)
Ps2
Eh byłoby super gdyby te tomy miały jeszcze indeksowanie - tagi jak na Bezdekretu.
Pani Halko,
UsuńTen ogrom pracy wart jest wsparcia Aleksandra Ściosa WARTO PRZECZYTAĆ - GRAFIKAWARTO PRZECZYTAĆ - GRAFIKAWARTO PRZECZYTAĆ - GRAFIKA
"ROCZNIKI BEZDEKRETU", czyli "Vademecum skauta" zgomadzone przez Panią Halkę Ścios
Tutaj znajdziecie Państwo wszystkie teksty Aleksandra Ściosa wraz z komentarzami, które ukazały się na Jego blogu BEZDEKRETU.
Ściągaj i wspieraj Autora na którego w IIIRP "tej zmiany" jest totalny zapis. http://www.rodaknet.com/rp_aktualnosci_2017_dlugi_marsz_przeciwko_mitom_roczniki_bezdekretu.html
Raz jeszcze w imienu Maszerujacych i wszystkich Odwiedzających to niezwykłe Miejsce serdecznie dziękuję i chylę kapelusza :-)
Ps
Obiecuję nie odzywać się już pod tym tekstem.
Sir Alexander & All
OdpowiedzUsuńA może zamiast się złościć spróbujmy tak? - U mnie działa! :-)
Iweta, Lizeta, Mizeta, Żaneta, ŻORŻŻŻETA... => KLIK
Pozdrowienia miłe
ALBO TAK?
OdpowiedzUsuń=> KLIK! :))
PS. Specjalne pozdrowienia dla pana Marcina Is. :-))
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńŚledząc pańskie teksty od kilku lat trafiam na pewną niekonsekwencję.
Pisze Pan: „Jeśli ktoś ma świadomość – jak powstawała III RP, jak budowano jej polityczne podstawy, kreowano „autorytety” i fałszowano wybory, jeśli widział zaprzaństwo ówczesnych „elit” i dostrzegał zamysł oszukania Polaków – jakże może dziś twierdzić, że konstrukcję tego państwa można obalić przy pomocy demokratycznych mitów?
Jest w takiej diagnozie ogromny zamęt intelektualny, jest pospolite tchórzostwo – a jeśli bywa głoszona intencjonalnie, z zamiarem własnych korzyści – draństwo i hańba.”
W innym tekście pisze Pan natomiast: „wydarzenia z roku 2005 i wybór Lecha Kaczyńskiego na prezydenta, należałoby uznać za klasyczny błąd systemowy.”
Jednak, aby ten błąd mógł się wydarzyć, Lech Kaczyński musiał wystartować do wyborów. Czy był wówczas „zhańbionym draniem”, czy „pospolitym tchórzem”? Czy Lech Kaczyńskie nie miał świadomości jak powstała IIIRP? Przecież był obecny w Magdalence jak i w obradach okrągłostołowych, a więc nie tylko wiedział, ale czynnie budował polityczne podstawy „państwa socjalistycznego nowego typu”, kreował „autorytety”, przyłożył się do sfałszowanych wyborów, itd.
W tym kontekście należy uznać, że Lech Kaczyński był jedynie „rewizjonistą”, którego działanie zaczęło być „poważną przeszkodą dla strategii komunistycznej i strategicznego programu dezinformacji”. Logiczną konsekwencją takiego założenia jest stwierdzenie, że da się w IIIRP zdobyć stanowisko w drodze wyborów. Inną sprawą jest skuteczne wykorzystanie tego stanowiska przeciwko systemowi, a więc zdobycie władzy. Stratedzy układu doskonale to rozumieją i prezydentura Komorowskiego była im zapewne potrzebna, by w system wbudować coś, co można nazwać mechanizmem „samoregulacji”(a może poczekać na obowiązywanie traktatu lizbońskiego?). Być może spokojne na Kremlu przyjęcie wygranej pana Dudy w wyborach prezydenckich nie miało nic wspólnego z osobą PAD, a było obrazem wiary w skuteczność owej „samoregulacji”, której efekt zobaczyliśmy w wetach prezydenta. Pytaniem otwartym pozostaje, co stanowi tę „samoregulację”, że zdeterminowała ona nie tylko postawę prezydenta, ale spowodowała całkowitą kapitulację PiS i wprowadzenie na scenę Morawieckiego (z wszystkimi innymi zmianami w rządzie)? Pewną wskazówkę daje nam fakt ustania szeregu dziwnych „wypadków”, kolizji itp. po zmianie rządu. Jeżeli do korekty zachowań potrzebne były akty terroru, system nie jest idealny. Inną wskazówkę znajdziemy w książce A. Golicyna. Pisał on, że do fazy finałowej będzie mogło dojść, gdy Europa będzie już wystarczająco socjalistyczna i jeżeli tak jest, to rolę bezpiecznika może odgrywać TSUE, a groźba europejskich sankcji jest gwarantem wykonywania jego wyroków. Polska gospodarka jest w takim stopniu uzależniona od unijnych dotacji i decyzji politycznych zapadających w Brukseli, że uświadomienie J. Kaczyńskiemu efektów takich sankcji z zademonstrowaniem w grudniu 2016 drogi pozbawienia go rządu, mogło wystarczyć do utrącenia ze stanowiska MON jedynej osoby zagrażającej komunistycznej strategii poprzez niedopuszczenie do wypchnięcia z Europy NATO.
Konkluzja z powyższego jest taka, że o ile jesteśmy w stanie zdobyć władzę w drodze wyborów, to samo zdobycie władzy byłoby dopiero początkiem. Wolność musimy okupić i ceną w dzisiejszym świecie nie musi być krew, może być pot. Pot z pracy, której efekty zjadać będą inni. Próba wyemancypowania, uzyskania realnej niepodległości z całą pewnością spotka się z zaciekłym atakiem wszystkich środowisk, które korzystają na obecnej sytuacji, a więc międzynarodowy biznes, świat finansów i oczywiście zarządzana przez Niemcy UE. Oznacza to, że pierwsze miesiące przyniosą gwałtowne i całkowite załamanie gospodarki. Zamieszki na ulicach i pauperyzację społeczeństwa. Nietrudno sobie wyobrazić, że rząd, który do tego doprowadzi, musi dysponować niebotycznym poparciem i zaufaniem, aby przetrwać. PiS takiego poparcia nie ma i nigdy miał nie będzie.
Z wyrazami szacunku
OdpowiedzUsuńPanie Aleksandrze, urlop, czy mamy zacząć się martwić?