Wkrótce minie dziesiąta rocznica śmierci pułkownika
Ryszarda Kuklińskiego (14.02.2004), człowieka, o którym dyrektor CIA William
Casey powiedział: „Nikt na świecie, w
ciągu ostatnich 40 lat, nie zaszkodził komunizmowi tak jak ten Polak. To on przyczynił
się do utrzymania pokoju”.
Wspominając postać polskiego bohatera, chciałbym przypomnieć
fragmenty kilku tekstów, opublikowanych przed laty pod wspólnym tytułem „Skazany
przez III RP. Rzecz o Pułkowniku”.
Państwo, które mieni się wolnym i niepodległym wielokrotnie
skazywało Ryszarda Kuklińskiego. Nie tylko w sensie prawnym, jak w roku 1995,
gdy ścigano pułkownika za zdradę PRL, czy rok później, gdy rozesłano za nim
listy gończe. Zaocznym wyrokiem tego państwa i jego „elit”, pułkownik Kukliński
został skazany na zapomnienie, a prawda o jego czynach, na zafałszowanie.
Od roku 1997, gdy po raz pierwszy NSZZ Solidarność
wystąpiła do władz o nadanie pułkownikowi najwyższego odznaczenia państwowego i
awansowanie na stopień generała, III RP konsekwentnie odmawia uhonorowania
polskiego bohatera. Jeśli już wspomina się o nim – to w sposób wyznaczony esbeckimi
dyrektywami Zespołu Analiz MSW z roku 1987, lub słowami takich świadków, jak
Stanisław Koziej, dla którego Ryszard Kukliński „dopuścił się czynu trudnego do zaakceptowania dla ludzi w mundurach,
tzn. służby dla obcego państwa”.
Wraz z odziedziczoną po PRL-u propagandą, do dziś powielane
są łgarstwa o „zdradzie Kuklińskiego”, a jego postać uznaje się za „kontrowersyjną”
i „niejednoznaczną”. Ta niewolnicza mentalność nie dopuszcza myśli, że sprzeciw
wobec okupanta nie może być aktem zdrady, zaś wiernopoddańcza służba w armii
zarządzanej przez okupanta, nigdy nie będzie powodem do chwały.
Refleksja nad minionym ćwierćwieczem
skłania do konkluzji, że dobrze się stało, iż państwo zakorzenione w spuściźnie
komunizmu nie oddało honorów polskiemu bohaterowi.
To sprawia, że w sposób naturalny, pułkownik
Ryszard Jerzy Kukliński jest dla Polaków prawdziwym bohaterem. Dla tych zaś,
którzy stworzyli to państwo i mienią się jego elitą – niech pozostanie zdrajcą.
1.
Są w najnowszej historii Polski postaci, których
III RP nigdy nie uzna za heroiczne i nie przydzieli im miejsca w panteonie
narodowych bohaterów. Niezależnie – kto i w jakiej konfiguracji rządzi państwem
– te postaci pozostaną w cieniu, a ich czyny będą skazane na zapomnienie.
Dzieje się tak, bo twór zbudowany na sojuszu zdrajców
z katami musi bać się każdej, autentycznej wielkości. Nadto obnaża ona nędzę
tych, którzy zafundowali Polakom namiastkę niepodległości.
Stosunek III RP do pułkownika Ryszarda
Kuklińskiego dowodzi, że państwo to jest bezpośrednim sukcesorem PRL-u i podobnie,
jak w sprawie „mordu założycielskiego” na księdzu Jerzym istnieje haniebna „zmowa
elit”, tak w przypadku pułkownika Kuklińskiego mamy do czynienia z fundamentalnym
i systemowym zafałszowaniem. […]
Gdybyśmy chcieli dociec przyczyn tego zachowania, należałoby
wskazać kilka istotnych przesłanek. Najważniejsza z nich to ta, iż działalność Kuklińskiego
dowiodła zaprzaństwa komunistycznych namiestników i pozwoliła zrozumieć, czym
naprawdę był twór zwany „ludowym wojskiem” i państwo zwane PRL-em. […]
„Jedna z
naczelnych zasad naszej doktryny operacyjnej stał się pogląd, że broń jądrowo
–rakietowa jest obecnie głównym środkiem rozwiązywania zadań... W przyszłej
wojnie światowej walka toczyć się będzie w sensie politycznym o istnienie lub
nieistnienie jednego ze światowych systemów społecznych...”.
Taką zasadę głosiła „Doktryna Obronna Polskiej
Rzeczypospolitej Ludowej”, a faktycznie doktryna wojenna Układu Warszawskiego,
zawarta w dokumencie przeznaczonym jedynie dla wąskiej grupy generałów. […]
Szczegóły planów nuklearyzacji Polski znalazły się
wśród materiałów, które dostarczył Amerykanom pułkownik Ryszard Kukliński. Jako
szef Oddziału Planowania Obronno-Startegicznego w Sztabie Generalnym LWP,
Kukliński miał wgląd w strategiczne plany Układu Warszawskiego. Znał dyslokację
wojsk i trasy ich przemarszu, przez jego ręce przechodziło setki tajnych
dokumentów. Dariusz Jabłoński – twórca filmu „Gry wojenne” przypominał, że w 1979
roku wszystkie kraje Układu Warszawskiego przyjęły statut na wypadek wojny.
Dokument ten stanowił, że w wypadku konfliktu zbrojnego dowództwo przechodzi w
ręce szefa Zjednoczonych Sił Zbrojnych, którym był trzeci wiceminister obrony
narodowej ZSRR.
„Polskim” frontem działań wojennych miała stać się
Dania i niemiecki Hanower. W myśl planów sowieckich, generałowie LWP dostaliby
koperty z Moskwy i zostali zmuszeni do wykonywania sowieckich rozkazów. Połowa
polskiej armii zostałaby w pierwszym rzucie skierowana na świetnie uzbrojone
Niemcy Zachodnie i Danię. Ponieważ znajdowały się tam m.in. pasy min jądrowych
– straty byłyby kolosalne. Druga połowa zginęłaby na terenie kraju w odwetowych
nuklearnych atakach amerykańskich, próbując osłonić drugi rzut Armii Czerwonej
przechodzącej przez Polskę. […]
Sowieci zakładali, że przez Polskę ruszy na zachód
masa wojsk i sprzętu – blisko milion pojazdów i ponad dwa miliony ludzi. Wojska
sowieckie miały pójść 26 wytyczonymi trasami. Zatrzymanie tego natarcia
musiałoby nastąpić na obszarze naszego kraju, w miejscu powstawania zatorów,
podczas postojów i przepraw mostowych. Celem amerykańskich ataków nuklearnych stałyby
się zatem miasta położone nad Wisłą i Odrą - Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław.
[…]
Jest oczywiste, że założenia sowieckiej doktryny
skazywały nasz kraj na całkowitą zagładę. To zaś oznacza, że najwyżsi dowódcy „ludowej
armii” z pełną świadomością akceptowali fizyczną eksterminację Polaków i w imię
„obrony przyjaźni ze Związkiem Radzieckim” godzili się na uśmiercenie milionów
rodaków.
Ujawniony przez płk. Kuklińskiego dokument
„Doktryny Obronnej PRL” potwierdzał taką tezę:
„Doktryna
operacyjna polskich sił zbrojnych jest podporządkowana ogólnej doktrynie
strategicznej socjalizmu. Nie negując znaczenia obrony, oddajemy priorytet
działaniom zaczepnym. Operacyjne zadania Polski w ramach Sił Zbrojnych Układu
Warszawskiego przewidują, że po wybuchu konfliktu zbrojnego Wojska Polskie mają
rozwinąć operację zaczepną na północnonadmorskim kierunku operacyjnym,
operacyjnym, na głębokości 500 do 800 km, w pasie 200 do 250 km, w tempie 60 do
80 kilometrów na dobę. [...]
Trzeba
przewidywać, że przeciwnik będzie dążył do wykonania strategicznych barier
jądrowych. Za przypuszczalne obiekty uderzeń jądrowych należy, wydaje się,
uznać: Śląski Okręg Przemysłowy, Warszawę, rejon Trójmiasta, Łódź oraz Poznań,
Szczecin, Wrocław, Kraków. Uderzenia na komunikację najbardziej prawdopodobne w
rejonie granicy polsko-radzieckiej. Dokładna prognoza skali uderzeń jest
trudna. Jeżeli jednak przyjąć dla pierwszych dni wojny przybliżoną liczbę 50 do
60 uderzeń jądrowych o ogólnej mocy 25 do 30 megaton, to straty spowodowane
tymi uderzeniami miałyby wynieść milion dwieście, do 2 milionów ludzi, a bardzo
rozległy obszar kraju uległby skażeniu promieniotwórczemu.”
Plany sowieckie przewidywały, że uderzenia atomowe
spowodują straty do 50 proc. w dywizjach pierwszego rzutu strategicznego sił
Układu Warszawskiego- czyli głównie wśród polskich żołnierzy.
Ważne informacje dotyczące doktryny ZSRR i roli
LWP ujawnił przed kilkoma laty Józef Szaniawski – pełnomocnik pułkownika
Kuklińskiego. Przypomniał wówczas, że „ludowe wojsko” miało wystawić do ataku
na Zachód dwie armie - pancerną i zmechanizowaną. Wspierać je miały tak zwane
ABROT, czyli Armijne Brygady Rakiet Operacyjno- Taktycznych oraz myśliwce
bombardujące. Od 1964 r. Polska dysponowała odrzutowcami Su-7, zgrupowanymi w
Bydgoszczy, które zakupiono specjalnie z myślą o atakach jądrowych. ARBOT-y
uzbrojone w rakiety R-170, a potem R-7 i R-300 oraz 5. pułk lotniczy z
Bydgoszczy, wyposażony w samoloty Su-7 teoretycznie powinny otrzymać od Rosjan
głowice atomowe i bomby nuklearne na wypadek wojny. Polaków jednak nigdy nie
dopuszczono do ćwiczeń z prawdziwą bronią jądrową, a wojsko trenowało jedynie
na atrapach. Procedura przekazania głowic i bomb była jedną z najściślej
strzeżonych w PRL tajemnic. Sekrety nukleryzacji Polski znajdowały się w
zalakowanych kopertach przechowywanych w sejfach kolejnych pierwszych
sekretarzy PZPR i były opatrzone inskrypcją: „Otworzyć w przypadku wojny”.
Koperty te zniszczono w 1989 r. na rozkaz gen. Jaruzelskiego.
Gdy tzw. wymiar sprawiedliwości III RP roztrząsa rzekomo
sporną kwestię odpowiedzialności Jaruzelskiego za wprowadzenie stanu wojennego,
całkowicie pomijany jest fakt, że ten człowiek i podległe mu dowództwo „ludowego
wojska” – w imię okupacyjnej „doktryny strategicznej socjalizmu” wyrażało zgodę
na zagładę własnego społeczeństwa i uczynienie z polskiej armii „mięsa
armatniego”. […]
Z tej perspektywy - nienawiść wyższej kadry
dowódczej LWP do pułkownika Kuklińskiego, staje się całkowicie zrozumiała. Czyn
pułkownika w sposób oczywisty obnażał rolę sowieckich zdrajców, skazujących rodaków
na zagładę. […]
III RP, czyniąc z Kiszczak i Jaruzelskiego „ludzi
honoru” musiała zatem wypracować cały system tez propagandowych, by
zniekształcić i zakłamać prawdę o dokonaniach pułkownika Kuklińskiego. Kłamstwa
na jego temat, powtarzane wielokrotnie przez „autorytety” tego państwa, mają
swoje źródło w retoryce komunistycznej i były inspirowane przez ludzi policji
politycznej PRL. W zasobie archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji,
zespole akt byłego rzecznika prasowego URM Jerzego Urbana (sygnatura URM BPR
403) zachowały się dokumenty wskazujące na tę propagandową sukcesję. Dotyczą
one koncepcji „propagandowego przeciwdziałania” na wywiad Ryszarda Kuklińskiego
udzielony paryskiej „Kulturze” w kwietniu 1987 r., zatytułowany „Wojna z
narodem widziana od środka”.
Miały one dostarczyć Urbanowi argumentów służących
zdezawuowaniu Kuklińskiego i przedstawionej przez niego wersji wydarzeń.
Pierwszy z dokumentów został sporządzony w
Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, drugi w Głównym Zarządzie Politycznym LWP. Zaprezentował
je Grzegorz Majchrzak w publikacji „Zneutralizować Kuklińskiego”, zamieszczonej
w Biuletynie IPN nr.3(38) z marca 2004 r.
Dokument pierwszy, pochodzący z Zespołu Analiz MSW
nosił datę 14.04.1987 r. i zawierał m.in. tezy związane z planowanym przez
komunistów „porozumieniem narodowym”. Już wówczas zdawano sobie sprawę, jakie
zagrożenie dla planów „transformacji ustrojowej” niosły wypowiedzi Kuklińskiego,
w których ujawniał rolę sowieckich namiestników wystrojonych w polskie mundury.
Analitycy z SB zatytułowali ten dokument „Notatka
dot. argumentów i tez kontrpropagandowych wobec wywiadu R. Kuklińskiego dla „Kultury”.
Czytamy tam m.in.:
„1.
Podstawowym pytaniem w związku z ukazaniem się wywiadu Kuklińskiego w
„Kulturze”
jest pytanie
– dlaczego akurat teraz? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Oto przesłanki dla
wypracowania takiej odpowiedzi:
– tekst jest
wymierzony personalnie przeciw tow. gen. armii Wojciechowi Jaruzelskiemu;
– drugi cel
dywersyjny – to odnowienie i nasilenie nastrojów antyradzieckich w sytuacji
oczywistego i powszechnie komentowanego zbliżenia Polski i ZSRR w trakcie
przeprowadzania wewnętrznych reform;
– wyprzedza
i utrudnia otwarcie w publicystyce i historycznych pracach naukowych i
popularyzatorskich tzw. trudnych tematów dot. wspólnej historii Polski i ZSRR –
co przygotowywano;
– pojawia
się tuż po „spektaklu amerykańskim” przeznaczonym dla opinii międzynarodowej i
własnych wyborców, jakim było zniesienie restrykcji;
– stwarza
przeciwwagę, odnawia negatywne emocje za granicą wobec polskich władz w
sytuacji prowadzonej z powodzeniem ofensywy dyplomatycznej dla przebicia
sztucznej izolacji naszego kraju;
– pojawia
się przed wizytą papieża, w kontekście jego pobytu m.in. w Chile i stwarza
oczekiwania oraz psychologiczną presję na odnowienie problemu „Solidarności” i
jej „spacyfikowania” podczas pobytu papieża w Polsce;
– uderza w
procesy polaryzacji politycznej tzw. opozycji, a zwłaszcza [w] takie próby
rozszerzenia praktyki porozumienia narodowego jak utworzenie Rady
Konsultacyjnej oraz efekty polityczno-psychologiczne, zwolnienia tzw. więźniów
politycznych;
– pojawia się
w trakcie podjęcia w Polsce próby radykalnej efektywizacji gospodarki, co daje
jedyną szansę trwałej stabilizacji wewnętrznej i umocnienia socjalizmu.”
Wszystko
wskazuje na to, że Zachód nie wypracował jeszcze zwartej i jednolitej koncepcji
reakcji na zmiany zachodzące w ZSRR oraz w Polsce, że wciąż trwa „okres
przejściowy” – sondaże, wzajemne oglądanie się na siebie zachodnich partnerów,
coraz bardziej pogłębiane drobiazgowe analizowanie stanu i perspektyw
gospodarczych przy różnych wariantach rozwiązań wewnętrznych. Na tym tle
doskonale widać walkę „realistów” oraz kół „radykalnych” i nieprzejednanych, wykazujących
zaślepione i odporne na wszelką ewolucję, zacietrzewione antypolskie stanowisko
„Specjaliści” z SB zaproponowali
również „kilka dalszych tez i chwytów
kontrpropagandowych, mogących posłużyć w kampanii na tle wywiadu Kuklińskiego”.
Znalazły się tam twierdzenia o „teczce agenta CIA” oraz wiele innych kłamstw,
powielanych następnie w III RP:
„Część
danych wzięto z „teczki agenta” prowadzonej pewnie gdzieś w rezydenturze CIA, a
w tym ze szczegółowego życiorysu, który musiał napisać dla swych pryncypałów,
łącznie z takimi detalami, jak to gdzie i z kim chodził do szkoły podstawowej,
ulice, na których [sic!] kolejno
mieszkał, charakterystyka znajomych, współpracowników, sąsiadów...
-Megalomania
i besserwiserstwo K[uklińskiego] są wręcz odrażające: on się zorientował, że
akcja [wojsk] U[kładu] W[arszawskiego] w Czechosłowacji to „inwazja”, on
wiedział, że jest to sprzeczne z interesem narodu polskiego, on chciał „ostrzec
świat”! – tyle że „było to trudne w jego sytuacji.
- Zdrajca
Kukliński ironizuje przy tym i naśmiewa się z faktu, że polscy wojskowi byli
dumni, iż w operacji 1968 roku obyło się bez strat, że pod gąsienicami
polskiego czołgu zginęło jedno czechosłowackie [sic!] dziecko – i to przez
absolutny przypadek, że polscy żołnierze spełniali najlepiej pojmowany
obowiązek, pamiętając o tym, że są w zaprzyjaźnionym kraju, aby go chronić, a
nie pacyfikować.
- Rzekomy
„ideowiec”, zbawca Polski, superszpieg Kukliński ubolewa, że w 1970 roku nie
było nikogo, kto odmówiłby wykonania rozkazu strzelania na Wybrzeżu. Wylewając
te krokodyle łzy dziś, gdy partia ma obiektywną ocenę konfliktu 1970 roku, gdy
oficjalnie składa się kwiaty przy pomniku poległych w Gdańsku – Kukliński się
budzi ze swym dość cuchnącym morale. [...]
- W 1980
roku Kukliński „po prostu powiedział NIE” – cóż za „skromność” i „bohaterstwo”.
Pozostaje
pytanie – za ile $ i komu powiedział to swoje prywatne, cichutkie „TAK”?
- Kłamstwem
jest stwierdzenie Kuklińskiego, że „od początku kryzysu Związek Radziecki zajął
publicznie stanowisko, że to, co dzieje się w Polsce, jest kontrrewolucją”.
Liczy on na niewiedzę i niepamięć. Nawet znany, zdecydowany w tonie list KC
KPZR nie zawiera takich ocen globalnych – wprost przeciwnie, podkreśla
konieczność uporządkowania spraw w Polsce w w[edłu]g koncepcji polskich
komunistów i samodzielnie, ostrzega przed próbami ingerencji w polskie sprawy
wewnętrzne
- Kukliński
twierdzi, że gdyby polscy przywódcy powiedzieli w 1980 roku Rosjanom „NIE” to
wtedy „Solidarność” zmieniłaby front i zajęła się „obroną suwerenności”.
Kukliński jest więc w dalszym ciągu prymitywnym prowokatorem i dowodzi, że
istotnie chodziło mu o powtórzenie scenariusza czechosłowackiego, który wiązał
się z próbą wystąpienia z U[kładu] W[arszawskiego] i RWPG i świadomego
naruszenia w ten sposób równowagi sił w Europie. Po drugie – Kukliński opluwa i
szkaluje „Solidarność”, która jako całość nigdy nie dałaby się wciągnąć w tak
samobójcze dla narodu poczynania. Najprostszy fizyczny robotnik – członek „S”
był politycznie mądrzejszy od ekspułkownika.”
Drugi z dokumentów,
nazwany „Koncepcją zdyskontowania
publikacji R. Kuklińskiego w czasie konferencji prasowej” zawierał stwierdzenia,
które do chwili obecnej są stosowane w publikacjach i dyskusjach na temat
Kuklińskiego […]
Postać pułkownika miała być przedstawiana według
następującego wzorca:
„Kukliński
jest amerykańskim szpiegiem, zdrajcą narodu skazanym prawomocnym wyrokiem na
karę śmierci. Z agentem obcego państwa pozbawionym praw obywatelskich. nie
uchodzi dyskutować nie tylko przedstawicielowi rządu, ale nawet prawemu
obywatelowi naszego państwa,
– w
odniesieniu do treści materiału można a priori stwierdzić, iż amerykańscy
mocodawcy szpiega Kuklińskiego spreparowali materiał w celu siania dywersji i
destrukcji wśród społeczeństwa w okresie postępującej stabilizacji w Polsce. W
takich okolicznościach szersze ustosunkowywanie się do materiału jawnie
wrogiego wobec Polski jest bezprzedmiotowe.”
CDN…
Pan Wojciech Jaruzelski (przy tej okazji pozdrawiam serdecznie wszystkich którzy nie wprowadzają zamieszania i nie tytułują Jaruzelskiego jakimkolwiek tam stopniem wojskowym) w chwili jakiegoś wzburzenia oznajmił że jeśli Kukliński miałby być bohaterem to tacy jak Jaruzelski muszą być uznani za zdrajców.
OdpowiedzUsuńPan Jaruzelski pozwolił sobie na tę szczerość (gdyż to był akurat jego naprawdę logiczny wywód) w warunkach III RP. Ustanowionego przez Rosjan zbrodniarza poirytowało iż pan pułkownik Kukliński może być postrzegany inaczej niż jako zdrajca.
Mam nadzieje że nawet jeśli schorowany Jaruzelski (pogorszyło się p Jaruzelskiemu w miejscu całkiem łatwym do identyfikacji - proces grudnia 1970) zatem mam nadzieje że nawet jesli zbrodniarz wyciągnie kiedyś nogi to nie będziemy otwierać żadnego szampana. To przecież jakieś naruszenie porządku rzeczy gdy kat umiera sobie w łóżku.
Trzeba przypominać postać Ryszarda Kuklińskiego.
Diagnoza p Jaruzelskiego jest tym razem bardzo celna.
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńTo bardzo przygnębiający wpis.
I bardzo poruszający komentarz Mariusza Molika.
Naruszenie porządku rzeczy...
Nad bohaterem, jakich niewielu zapewne szukać w historii odbywa się - wciąż, niestety, - sąd hien, zaprzańców i pospolitych kanalii. Bo nawet miana zdrajców niegodni są "sędziowie" pułkownika Kuklińskiego.
Pozostaje westchnąć z żalu (i tęsknoty) za najdzielniejszym z dzielnych...
Byli chłopcy, byli, ale się mineli,
I my się miniemy po malućkiej chwili
UsuńPlugastw urbanowych czytać nie będę. Nawet "dydaktycznie". Przepraszam.
Profesor Bufetowa HGW zlikwidowala Izba Pamieci plk. Kuklinskiego w Warszawie
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=up45GvD65dg
za ktora placil z wlasnej kieszeni jego przyjaciel prof. Szaniawski. Po prostu podniosla czynsz 5 razy.
Cale szczescie ostaly sie na youtube wyklady prof. Szaniawskiego, ktorego juz z nami nie ma:
http://www.youtube.com/watch?v=d3-Ny9UcPz4
http://www.youtube.com/watch?v=lot4w9frMqY
Czekam na "Jack Strong" kiedy pojawi sie na DVD.
Jasiu z Hameryki
Witam.
OdpowiedzUsuńNajpierw podziękuję Panu za ten wpis o bohaterze Polski!
Od kilku sobót na TVP Polonia ok. 16:00 emitowane były w odcinkach „Gry wojenne”. I tak mam trochę na świeżo temat. „Hadko słuchać” w jak swobodny, bezstresowy, niezmącony, kompletnie niezagrożony, i mimo wszystko pogardliwy sposób wypowiadają się w tym filmie, o płk. Kulińskim tacy osobnicy jak: Jaruzelski, Kiszczak, Rakowski, Urban.
Po wysłuchaniu i obejrzeniu do końca, przed czym Polska, ale i świat został uratowany to można tylko dziękować Bogu, że dał nam płk. Kuklińskiego.
Analizowałam sobie również tak wizualnie postać płk. Kuklińskiego. Zupełnie odstaje od wizerunku herosów, jakimi szpikują nas i, do oglądania których przyzwyczaili nas producenci z Hollywood ‘u. Ale przecież sowieckie sługusy dały się wywieść w pole bynajmniej nie dlatego, że biceps Kuklińskiego nie miał w obwodzie nawet tyle, co talia najbardziej zabiedzonej modelki.
W ogóle jak te wszystkie szuje bałamutne, chcąc płk. Kulińskiego ukazać, jako zdrajcę „niechcący” – przepraszam musze to napisać – szczają na swoje nogawice?
Weźmy tu wypowiedz tego oto człowieka.
W bodaj piątej części „Gier…” Wałęsa powiedział, że wszystko zależało od czasów. Naturalnie mówił o sobie, jako o bohaterze, tym od obalenia komuny, który żył w nieco innych czasach. Tak jakby Kukliński żył gdzieś tam za czasów Lutra, a Wałęsa współcześnie i na końcu wypalił: „Uważam go (Kulińskiego) za bohatera, ale tylko określonych czasów. Ja (Wałęsa) nie byłbym prawdopodobnie w stanie zrobić tego, co on zrobił, a on (Kuliński) nie byłby w stanie zrobić tego, co ja zrobiłem”. Jeśli przyjąć, ze Wałęsa jest TW Bolek, a Kuliński jest prawdziwym polskim patriotą – bohaterem, to jakże tu Wałęsie nie przyznać racji!? Rzeczywiście Kuliński nie byłby zdolny do takiej podłości, oszustwa i tchórzostwa wobec polskiego narodu. W tym wypadku nie można mówić o prawdopodobieństwie ale o 100% pewności.
Albo tego Kozieja: „dopuścił się (Kukliński) czynu trudnego do zaakceptowania dla ludzi w mundurach, tzn. służby dla obcego państwa”.
Znowu, gdy ustawimy na właściwych miejscach zdrajcę (ludzi w mundurach) i bohatera (płk., Kulińskiego) to rzeczywiście nasz bohater (a ich zdrajca) tak im zrobił koło pióra, że doprawdy trudno się im dziwić, że nie mogą tego łagodnie mówiąc zaakceptować.
Co do SB’eckich specjalistów od Koncepcji zdyskontowania R. Kuklińskiego… prymitywne homosovieticusy!
Tak jak Pan napisał, że dobrze się stało, że żadnemu zaprzańcowi, zdrajcy, rabowi, najemnikowi czy użytecznemu idiocie nie przyszło do łba zrehabilitowanie płk. Kulińskiego, bo ciężko by to było odkręcić potem ludziom w czaszkach. A tak sprawa jest jasna.
W ogóle podział na bohatera i zdrajcę jest ewidentny, tak nie do zatarcia czy zaciemnienia, że to rzadko się zdarza w historii Polski, a co dopiero świata.
Dziękuję, pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy.