„Przesłanie” Bronisława Komorowskiego dołączone do
śpiewnika uczestników tegorocznego Orszaku Trzech Króli w Warszawie można uznać
za kolejne signum temporis lub dostrzec w tym incydencie żenujący przykład
serwilizmu niektórych środowisk.
Podobnym, choć znacznie donioślejszym epizodem, był
wyjątkowy w historii polskiego Kościoła list Prezydium Konferencji Episkopatu
Polski z 5 lipca 2010 roku. W tym czołobitnym homagium polscy biskupi
gratulowali Bronisławowi Komorowskiemu objęcia najwyższej godności w państwie i
pisali do następcy Lecha Kaczyńskiego - „Wyrażając
uznanie dla odniesionego sukcesu, pragniemy życzyć, aby podjęta
odpowiedzialność owocowała działaniami realizowanymi w duchu najwyższych
wartości. Niech dobry Bóg daje Panu
Prezydentowi potrzebne siły i konieczne łaski dla owocnego wypełnienia tego
zaszczytnego zadania. Polecamy Bogu osobę Pana Prezydenta, Jego Rodzinę i
wszystkich współpracowników, życząc obfitości Bożych darów na lata szczególnej
odpowiedzialności za Ojczyznę i wszystkich jej obywateli.”
Takiej życzliwości hierarchów nigdy nie
doświadczył poprzednik Komorowskiego ani inni prezydenci III RP. W moim
odczuciu - list ten nawiązywał do obcej Polakom tradycji wystąpień patriarchów
moskiewskich, ślących hołdownicze adresy do Stalina, Breżniewa i Putina. W tragicznej,
posmoleńskiej rzeczywistości, był aktem wyjątkowo haniebnym.
Kilka lat wcześniej,
dobrym obyczajem polskich hierarchów były listy KEP, wydawane przed wyborami
parlamentarnymi. W roku 2005 biskupi mieli odwagę wskazać wprost, że „zgodnie z zasadami Ewangelii, nauczaniem
Kościoła i głosem sumienia wybieramy kandydatów, którzy: respektują
nienaruszalną wartość życia każdej osoby ludzkiej od poczęcia do naturalnej
śmierci; bronią świętości rodziny i małżeństwa jako trwałego związku kobiety i
mężczyzny; stawiają wyżej dobro wspólne, niż osobiste korzyści czy interesy
partyjne; w prowadzeniu kampanii wyborczej nie traktowali instrumentalnie swych
związków z Kościołem; dają konsekwentnie świadectwo osobistej kultury i
odpowiedzialności naznaczonej szacunkiem wobec każdej osoby.”
Dwa lata później, w roku 2007 apelowali o „odpowiedzialność
za dobro wspólne”, a powołując się na nauczanie Jana Pawła II wskazywali, że „ważnymi
kryteriami w dokonaniu właściwego, a tym samym odpowiedzialnego wyboru, powinny
być prawość moralna kandydata do parlamentu, jego kompetencje w dziedzinie
życia politycznego i obywatelskiego, zaświadczone dotychczasową działalnością
publiczną, świadectwo życia w rodzinie oraz małej ojczyźnie. Liczą się także
takie cechy osobowości, jak wyrazista tożsamość, szacunek dla każdego
człowieka, postawa dialogu i umiejętność współpracy z innymi, zdolność
roztropnego rozwiązywania konfliktów, miłość do Ojczyzny oraz traktowanie
władzy jako służby. Wybór takich kandydatów daje większą szansę na integralny i
solidarny rozwój naszej Ojczyzny.”
Podczas kolejnych i bodaj najważniejszych dla
Polski wyborów roku 2011, gdy tak wielu potrzebowało głosu przewodników i pasterzy
- towarzyszyło nam milczenie hierarchów.
Towarzyszy ono dziś tak dramatycznym zjawiskom, jak
bezrobocie i totalny upadek godności pracy. Hierarchowie naszego Kościoła wykazywali zaangażowanie
w tych sprawach jeszcze w roku 2001, gdy powstał głośny List społeczny Konferencji Episkopatu
Polski – „W trosce o nową kulturę życia i pracy”. Zawarto w nim niezwykle mocną
diagnozę ówczesnej sytuacji społeczno – politycznej. Biskupi pisali – „Elity polityczne i gospodarcze nie były w
stanie wypracować spójnej i długofalowej strategii wychodzenia z kryzysu, do
jakiego doprowadziły rządy realnego socjalizmu. Nałożyły się na to niedomagania
moralne wielu przedstawicieli władzy - niezależnie od wyznawanej ideologii i
przynależności partyjnej. Korupcja występująca na wszystkich szczeblach władz
oraz chęć szybkiej poprawy statusu społecznego - nawet kosztem dobra wspólnego
i narastająca przestępczość dopełniły czarę goryczy. […]Wypaczona została w ten
sposób prawdziwa wizja polityki, która jest wymagającą formą miłości bliźniego
i której ostateczną racją jest zaangażowanie na rzecz wspólnego dobra. […] Na
te braki w rozumieniu i realizowaniu polityki nałożyło się postępujące upolitycznienie
życia gospodarczego, dokonujące się w atmosferze walki o strefy wpływu w
gospodarce i wykorzystywania państwa do realizacji interesów grupowych.
Praktykom tym w nikłym jedynie stopniu przeciwstawiły się media, służące często
kontrolującym je grupom.[…] Brak poczucia bezpieczeństwa, towarzysząca mu
korupcja władz publicznych i mnożenie się niewłaściwych źródeł wzbogacenia i
łatwych zysków opartych na działaniach nielegalnych czy po prostu spekulacji,
jest dla rozwoju i dla porządku gospodarczego jedną z głównych przeszkód”.
Dwa lata później, obradujący na Jasnej Górze biskupi
uznali bezrobocie za jeden z najbardziej palących problemów współczesnej
Polski.
Obecnie, gdy problem ten dotyczy ponad 13 procent
Polaków, a wśród ludzi młodych sięga 27 procent, gdy tysiące naszych rodaków
musi opuszczać kraj w pogoni za pracą, a ponad 2 miliony skazanych jest na rejestracje
w urzędach bezrobocia – nie usłyszymy ze strony KEP żadnej znaczącej diagnozy, tym
bardziej, słów upomnienia pod adresem rządzących.
Wskazując na niektóre ze
szczególnych znaków, nie sposób zapomnieć o najważniejszym z nich. Wówczas, gdy
polscy biskupi gratulowali wyboru Bronisławowi Komorowskiemu, a opluwanych i
bitych przez motłoch obrońców krzyża nazywali „fanatyczną sektą” i ludźmi
„zadymionymi PiS-em”, trwały już zaawansowane rozmowy Episkopatu z rosyjską
Cerkwią na temat „pojednania polsko-rosyjskiego”. Podczas wizyty metropolity Hilariona, w
czerwcu 2010 dyskutowano zaś o projekcie wspólnego dokumentu - "listu o pojednaniu polsko-rosyjskim, roli
Kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej oraz wzajemnym przebaczeniu".
Idea „pojednania” znalazła zresztą
wymiar konkretny, gdy kilka miesięcy później rządowa instytucja powołana dla
zadekretowania „przyjaźni polsko-rosyjskiej” - Centrum Polsko-Rosyjskiego
Dialogu i Porozumienia, otrzymała wygodną siedzibę w warszawskim biurowcu
Centrum Jasna. Właścicielem tego luksusowego budynku jest Archidiecezja
Warszawska.
Wszyscy wiemy, że 17 sierpnia
2012 roku na Zamku Królewskim w Warszawie patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl -
Gundiajew oraz przewodniczący KEP abp Józef Michalik podpisali „Wspólne Przesłanie
do Narodów Polski i Rosji”. Kilka dni wcześniej abp Michalik komentując „sugestie niektórych polskich środowisk
obwiniających władze Rosji za katastrofę smoleńską” orzekł - "człowiek
mądry w takiej sytuacji opiera się na faktach a nie na teoriach, zaś człowiek
sumienia rozważa każde słowo i troszczy się, aby nie naruszało prawdy. Żeby o kimkolwiek,
największym nawet wrogu, powiedzieć tak mocne słowa, trzeba znać fakty, mieć
pewność. Tymczasem tej pewności nie ma. Dlatego ci, którzy posługują się takimi
teoriami i hasłami robią sobie i tragedii smoleńskiej największą szkodę!"
Fakt, że to właśnie wydarzenie – całkowicie zlekceważone
i pominięte w dorocznych raportach Patriarchatu moskiewskiego - rzecznik
Episkopatu Polski ma czelność nazywać dziś „najważniejszym wydarzeniem 2012
roku”, dowodzi nie tylko rażącej asymetrii stosunków polsko-rosyjskich oraz mentalności
autora wypowiedzi, ale pokazuje realną skalę zniewolenia niektórych hierarchów
i ogrom problemu przed którym wkrótce staniemy.
W jednym z wielu tekstów poświęconych owemu „pojednaniu”,
napisałem: „Nie ma dziś sprawy
ważniejszej dla Polaków, jak głośne wykrzyczenie sprzeciwu wobec tego
fałszywego aktu. Nie da się bowiem walczyć o prawdę bez wsparcia przywódców
polskiego Kościoła i nie da się zachować polskości bez jej najważniejszego
gwaranta. „Pojednanie” podpisane przez Kościół z wysłannikiem Putina - skazuje
nas na przerażającą samotność. Tak wielką, jak zagrożenie, przed którym dziś
stoimy.”
Każdy dzień upływający od haniebnej daty 17
sierpnia utwierdza mnie w przekonaniu, że za to tchórzliwe milczenie w obliczu historycznego
zaprzaństwa, wobec haniebnej transakcji, której przedmiotem stała się
przyszłość Polaków – zapłacą nie tylko moi rodacy, czasem nieświadomi nawet istnienia
problemu, ale cenę najwyższą zapłaci polski Kościół, zapłacimy wszyscy.
Gdy wokół dzieją się
rzeczy niespotykane w naszych najnowszych dziejach; zbezczeszczenie Obrazu
Jasnogórskiego, ataki na żłóbki bożonarodzeniowe, profanacje miejsc kultu i cmentarzy,
trzeba zadać pytanie – dlaczego właśnie teraz nastąpił zmasowany atak zła, jaką
drogą znalazło ono dojście do ludzkich serc i sumień? Gdy obecny reżim lekceważy miliony polskich
katolików i odmawia im prawa do istnienia katolickich rozgłośni, gdy traktuje
biskupów jak politycznych cenzorów, nakazując im zwalczać „mowę nienawiści”, a wokół
finansowania Kościoła prowadzi brudną grę, pełną gróźb i szantaży, trzeba pytać
- jak mogło dojść do takich sytuacji i
czy winę za nie – jak chcą hierarchowie - ponoszą zewnętrzni „wrogowie Kościoła” i
nienazwane „struktury zła” ?
Zło nie należy do istoty mojego Kościoła, nie leży
w jego naturze, lecz ma swoje źródło w niewierności wobec Ewangelii i
przekraczaniu tego, co jest misją Kościoła i jego posłannictwem. Jeśli zło uderza,
jeśli rozzuchwala się i panoszy – pochodzi zawsze z naszego wiarołomstwa, z zaniechań
ludzi Kościoła, z zaprzaństwa biskupów, tchórzostwa osób świeckich i duchownych.
Nie trzeba wskazywać eschatologicznego wymiaru tych
zdarzeń ani sięgać do skarbnicy teologii,
by zrozumieć, gdzie nastąpiło najgłębsze pęknięcie i jaką drogą wdziera się zło.
Jeden z dawnych tekstów zatytułował Pan "Droga do Cerkwi" - http://bezdekretu.blogspot.com/2011/04/droga-do-cerkwi.html
OdpowiedzUsuńCzy czczenie Komorowskiego w śpiewnikach kościelnych nie jest dowodem, że KK w Polsce już doszedł do celu tej drogi?
Pozdrawiam,
Paweł Chojecki
PS
Gdy znalazłem na pańskim Twitterze info o śpiewniku, byłem przekonany, że napisze Pan tekst w powyższym duchu. Cieszę się, że tak szybko.
Szanowny Pastorze
UsuńProszę nie uogólniać. Chyba zapomniał Pan, że KK to nie tylko KEP.
Wykluczony
Ciało podąża tam, gdzie kieruje głowa. Głowa zdecydowała; teraz, cytując Gospodarza, trwa już tylko "oswajanie" wiernych".
UsuńPozdrawiam,
Paweł Chojecki
Panie Pastorze
UsuńZapomniał Pan, że głową JEDYNEGO, ŚWIĘTEGO, POWSZECHNEGO I APOSTOLSKIEGO Kościoła Katolickiego jest JEZUS CHRYSTUS i raczej w tym kierunku podąża i podążać będzie LUD BOŻY.
Wykluczony
Czym więc jest episkopat, jeśli nie głową polskiego kościoła katolickiego?
UsuńCo do roli Jezusa Chrystusa zalecałbym większą powściągliwość i opieranie się na faktach, nie życzeniach.
Pozdrawiam,
Paweł Chojecki
Proponuję zajrzeć wnikliwiej do Pisma Świętego oraz zaczerpnąć z depozytu Świętej Tradycji Apostolskiej. Wyznając powyższe nie opieram się na życzeniach lecz na wierze przekazywanej od 2 tys. lat. Mówienie o "roli" Jezusa Chrystusa, BOGA-CZŁOWIEKA nie zależy zaś od ludzkiego rozumowania i nie jest przedmiotem jakiejkolwiek dyskusji. Wszystko zostało już dokonane, a do Nas należy to przyjąć z wiarą oraz zgodnie w powyższym czyli Pismem Świętym i Tradycją Kościoła Katolickiego.
UsuńCo do episkopatu, cóż..? Wysoka Rada Uczonych w Piśmie.
Wykluczony
Wprowadza Pan automatyzm pojęciowy: Kościół Jezusa Chrystusa = Kościół rzymsko-katolicki. Tego nie robią nawet współcześni papieże, którzy np. uważają Kościół prawosławny za siostrzany. Stawia się Pan wyżej niż kolegium swoich biskupów nazywając ich pogardliwie "Wysoką Radą Uczonych w Piśmie". Czy odrzuca Pan również nauczanie swojego papieża?
UsuńWybaczy Pan, że nie będę dłużej kontynuował tej dyskusji, ponieważ nie dotyczy ona głównego tematu i nie chciałbym nadużywać gościnności Gospodarza.
Pozdrawiam,
Paweł Chojecki
Zgadzam się z Panem i już wielokrotnie o tym pisałem, jednakże proszę zwrócić uwagę na dzisiejsze przemówienie papieża:
OdpowiedzUsuń"W świecie, w którym jest coraz mniej ograniczeń, budowanie pokoju przez dialog nie jest wyborem, lecz koniecznością! W tej perspektywie podpisane w sierpniu ubiegłego roku przez przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i Patriarchę Moskiewskiego Wspólne Przesłanie do Narodów Polski i Rosji jest mocnym znakiem danym przez wierzących na rzecz wspierania relacji między narodami rosyjskim i polskim – stwierdził Benedykt XVI."
Widocznie papież widzi w tym jednak pewnego rodzaju zasiew dobra :-) Ale mniejsza z tym.
Podpisane pojednanie nie było jednakże najgorszym działaniem KEP w mijającym 2012 r. Było zdarzenie po tysiąckroć bardziej zgubne dla Polski i Polaków. Chodzi o List Episkopatu Polski na Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata z dnia 13.11.2012 - O KRÓLOWANIU JEZUSA CHRYSTUSA,a w szczególności fragment "Nie trzeba więc Chrystusa ogłaszać Królem, wprowadzać Go na tron".
Zdanie może wyrwane z kontekstu, dlatego warto przeczytać cały lis, jak również zdanie niektórych księży np. x Zalewskiego czy Małkowskiego, odnośnie wymowy i wagi tegoż aktu.
Na koniec może przywołany już x. Małkowski i kego ostatni komentarz:
"Życzenia w Nowym Roku Pańskim 2013 łączymy z życzeniami i pragnieniami Jezusa i Jego Matki. Jezus chce być Królem Polski, bo pragnie, żeby Polska żyła i była wywyższona w potędze i świętości. Na razie nasza ojczyzna jest poniżona i zagrożona w swoim bycie i rozwoju. W czasie ciemności i próby liczymy na opiekę i wstawiennictwo Maryi Królowej Polski tak boleśnie znieważonej niedawno w Jasnogórskim wizerunku. Powtarzające się bluźnierstwa, profanacje i świętokradztwa są znakiem duchowej i fizycznej walki, której celem jest odebranie władzy nad nami Bogu i Jego prawu w duchu wołania:” Nie mamy króla poza cezarem” i “Nie chcemy, aby Chrystus królował”. Kto więc chce objąć nad nami władzę w wyniku detronizacji Jezusa i Maryi?".
I już zupełnie na koniec:
"W piątek 28 grudnia w Jarosławiu w kościele Dominikanów spadły nagle dwie korony w czcigodnej figurze Piety z głów Bolesnej Matki i Jej umęczonego Syna. Fizycznie niewytłumaczalny upadek obu koron jednocześnie...()".
Niech ten znak, o ile oczywiście nie jest za późno na opamiętanie się, niech będzie przestrogą.
http://niezalezna.pl/36887-najwazniejsze-przemowienie-papieza-benedykt-xvi-o-polityce
http://www.episkopat.pl/?a=dokumentyKEP&doc=20121113_0
http://wirtualnapolonia.com/2013/01/05/ks-stanislaw-malkowski-polska-powstanie-by-zyc/
Wykluczony
Paweł Chojecki,
OdpowiedzUsuńMyślę, że tak szybko to nie postępuje, ale polscy hierarchowie poczynili na tej drodze kilka znaczących kroków.
Sprawę śpiewnika(przemilczaną przez "nasze" środowiska)nazwałbym sposobem na "oswajanie" wiernych.
Pozdrawiam Pana
Wykluczony,
OdpowiedzUsuńPowiedziałbym, że w sprawie owego "pojednania" Benedykt XVI widzi raczej to, co zostało mu przedstawione i zrelacjonowane przez polskich hierarchów. Mamy też do czynienia z całkowicie inną perspektywą, odmienną od tej, w jakiej relacje z putinowską Rosją powinni postrzegać Polacy.
Nie można się do końca zgodzić z tym twierdzeniem. Ograniczałoby to papieża jedynie do sterowanej kukiełki. A to z kolei nie pasuje to światłego i bystrego postrzegania i rozumienia przez papieża aktualnej sytuacji w świecie, a tym bardziej w Polsce. Nie trzeba chyba przypominać bliskiej znajomości papieża i jego błogosławionego poprzednika lub chociażby symbolicznej pierwszej wizyty zagranicznej. Bardziej byłby skłonny twierdzić, że Benedykt XVI na tyle orientuje się w sytuacji Polski(ostatnio chociażby RM), że podobnie jak USA w sprawie Smoleńska, doskonale zdaje sobie sprawę z kim ma do czynienia.
UsuńWykluczony
Wykluczony,
UsuńPodtrzymuję swoją opinię, bo choć w kwestii tego, co Benedykt XVI wie o realiach III RP jesteśmy zdani na domysły, przesłanka decydująca o poprawności mojego twierdzenia wynika z zasadniczej różnicy wymiarów religijnego i politycznego owego aktu "pojednania".
Papież ocenia to wydarzenie w perspektywie celów Kościoła Powszechnego i intencji zbliżenia z prawosławiem. W naszych, posmoleńskich realiach jest ono wydarzeniem wyłącznie o znaczeniu politycznym, mającym zagrodzić drogę do prawdy o Smoleńsku, podporządkowanym doraźnym celom strategii płk Putina.
Benedykt XVI może być dobrym papieżem, wytrawnym teologiem, człowiekiem wielkiej wiary i świętości, jednak żadna z tych cech nie przesądza o tym, by stał się politykiem lub znawcą rosyjskiej strategii podstępu i dezinformacji.
Wie Pan doskonale, że papież może ocenić ją tylko w tym jednym wymiarze.
UsuńMoże również skończyć stwierdzeniem, iż Bóg tak chciał.
Ale chyba sam Pan przyzna, że nie trzeba być wytrawnym politykiem i znawcą rosyjskiej strategii podstępu, aby nie wiedzieć, jaka była i jest Rosja. Bo przecież mowa o Kirylu i moskiewskiej odmianie prawosławia.
Jaki cel ma papież, chcąc przetoczyć moskiewski zabobon przez Polskę?
Wie Pan, że rola Rosji jest wielką tajemnica Fatimy. Wymiar polityczny tego haniebnego aktu jest oczywisty. Warto wrócić do mickiewiczowskiego mesjanizmu Polski.
Zaryzykuję jednak i powiem, że wymiar eschatologiczny tego pojednania może nie do końca być taki oczywisty.
Wykluczony
Po przeczytaniu tekstu nasuwa się wniosek,że niektóre środowiska zmierzają już nie do standardów rosyjskich,ale północnokoreańskich.
OdpowiedzUsuńMoże wkrótce ustanowiony zostanie tytuł..'nasz najukochańszy wódz'...
Bardziej to straszne,niż śmieszne.
Pozdrwiam
Barbara L.
Barbara L.
UsuńO śmieszności trudno tu mówić. Nawet podczas lektury "przesłania" lokatora Belwederu.
Pozdrawiam Panią
Ważne zdanie Autora o tym, że w stosunku do L. Kaczyńskiego nie było śladu tego entuzjazmu. Widać, że nie należy liczyć na prostą zasadę: kto pomaga Kościołowi w polityce, ten może liczyć na jego wsparcie i wdzięczność. Niedługo może Marka Jurka KEP uzna za szaleńca, bo wystąpił z PiSu wiadomo, dlaczego. Ale i Kaczyński był przecież z punktu widzenia Kościoła niebem w porównaniu do swoich następców (a nie jestem fanem Kaczyńskich). A oto efekty, m. in. opisane tym artykule.
OdpowiedzUsuńObowiązuje więc raczej zasada: kto trzyma Kościół w niepewności i napięciu, a zwłaszcza ma dostęp do teczek i potrafi napuszczać media i motłoch na Kościół a w szczególności jego finanse, ten dopiero uzyskuje efekt właściwy. Sponiewierani hierarchowie to przymilni hierarchowie. Trzeba o tym pamiętać.
W dodatku chodzi chyba nie tylko o strach, ale i o kompleksy wielu tych tzw. hierarchów, którzy chcą znaleźć się po "modnej" stronie, a może sami uważają katolików za motłoch? Trudno oprzeć się temu wrażeniu. Ksiądz Sowa bliższy sercom przewielebnych? kto wie. Przynajmniej sporej części. Wystarczająco sporej, by narzucić swój ton reszcie.
pozdrawiam
Mocny102
Mocny102,
UsuńJa bym tak tego nie postrzegał. To nie tylko strach i nie mentalność niewolnicza otworzyła drogę do zła. Wielu z hierarchów to ludzie pyszni, zapatrzeni w korzyści doczesne, kierujący się racjami "politycznymi" lub ekonomicznymi. W tekście "KOMBINACJA OPERACYJNA POJEDNANIE" przedstawiłem tę właśnie motywację związaną z zasadami finansowania Kościoła.
Nie sposób tych ludzi nazwać pasterzami, bo sami rozpraszają powierzoną im owczarnię. Tak, ja czyni to abp Michalik nazywając przeciwników farsy "pojednania" z agentem KGB - "marginalnymi środowiskami, krańcowo narodowymi, politycznymi". Nazywając nas "marginesem".
Ta wypowiedź dobitnie świadczy, że akt podpisany przez Michalika ma tylko wymiar polityczny i broniąc go, hierarcha Kościoła musi stosować grę na podziały i wykluczenia, grę według norm politycznych.To nie są słowa pasterza Kościoła lecz słowa zadufanego polityka, który dla obrony swojego "programu" sięga po broń ideologiczną.
Pozdrawiam
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńPyta Pan "dlaczego właśnie teraz nastąpił zmasowany atak zła, jaką drogą znalazło ono dojście do ludzkich serc i sumień?"
W moim mniemaniu punktem przelomowym bylo zaakceptowanie przez spoleczenstwo lustracji jako wystarczajacego sposobu rozliczenia haniebnej przeszlosci. Spoleczenstwo rozumiane jest tutaj jako bezosobowa wypadkowa ludzkiej mierzwy zdolna do podtrzymywania lub odrzucania pojawiajacych sie trendow. Owo spoleczenstwo uznalo, ze wystarczy napietnowac i rozliczyc kolaborantow (TW) zapewniajac rownoczesnie nietykalnosc zarzadcom systemu (PZPR) i ich zbrojnemu ramieniu (Bezpieka cywilna i wojskowa). W ten sposob owo spoleczenstwo wyrzeklo sie raz na zawsze i definitywnie woli walki ze zlem w jakiejkolwiek postaci. Cyrograf oparty nie na akcie kupna - sprzedazy, ale na akcie bezwarunkowej kapitulacji wzmocnionym obowiazkiem wyszydzania i lzenia tych wszystkich jednostkowych nieszczesnikow, ktorym walki za zlem zachcialoby sie probowac.
Ten w duzej mierze nieuswiadomiony cyrograf umozliwil powrot rzadow komuny (SLD, Miller z Pabianic i Kwasniewski z Sitwy), otworzyl jeszcze szerzej drzwi Niesiolowskim, Pieronkom, Michnikom, Zycinskim, Kulczykom, Solarzom i Dukaczewskim, wprowadzil na scene Palikotow i Cybow, umozliwil zbrodnie smolenską, oraz po dzis dzien utrzymuje w wybornej kondycji wszelkiego rodzaju prostytutki i alfonsow administracyjnych, prokuratorskich, sedziowskich i redaktorsko-medialnych.
W tym ujeciu KEP jawi sie jako zbior pospolitych koniunkturalistow usilujacych dostosowac sie do zaistnialej "sytuacji"
Pozdrawiam serdecznie
...koniunkturalizm graniczący z bałwochwalstwem.
UsuńJuż się zmierzcha...a uciskany Lud Boży prosi...
http://www.youtube.com/watch?v=sSpf-nmEhNc
Pozdrawiam serdecznie
Barbara L.
Drogi Panie,
UsuńGdzie i kiedy społeczeństwo - rozumiem, że ma Pan na myśli większość populacji żyjącej pomiędzy Bugiem a Odrą - zaakceptowało lustrację jako "wystarczający sposób rozliczenia haniebnej przeszłości"??!! Było i jest dokładnie odwrotnie - owo społeczeństwo przyjęło i przyjmuje w swej masie, że Jaruzel i Wałęsa są bohaterami narodowymi, a szczytem przedsiębiorczości, dostosowania i kariery za pierwszej komuny było podpisanie cyrografu, czy to przez współpracę z aparatem represji, czy to przez wstąpienie w szeregi kompartii.
Stwierdziwszy powyższe, zgadzam się z Panem, że "lustracja" rozumiana jako ujawnienie i napiętnowanie kolaboracji z czerwonymi, bez sankcji karnych, jest i była niczym.
Panie Jaszczurze,
UsuńW Polsce nie było żadnej lustracji.Była tylko jej niezrealizowana zapowiedź.Zbyt wielu było 'umoczonych',aby rzucic kamieniem w nierządnicę.
(Niech mi wybaczy Maria Magdalena)
Pozdrawiam
Barbara L.
Panie Jaszczurze,
UsuńMoze powinienem napisac, ze ludnosc w zaden sposob nie sprzeciwila sie propagandowej tezie mowiacej, ze lustracja to wystarczajace rozliczenie przeszlosci i od tego czasu zadne zlo nie budzilo juz w masie najmniejszego sprzeciwu.
Zdaje sobie sprawe, ze podpisywanie cyrografu nie bylo aktem jednorazowym, rozpoczelo sie wraz z komuną, jednakze w PRLu cyrografy byly indywidualne: zapisz sie za stanowisko, mieszkanie, talon i przypominaly transakcje handlowe. Cyrograf zwiazany z lustracją byl inny, byl powszechny, masowy. Absolutnie wszyscy nabrali wody w usta, wszyscy byli odwroceni i nikt niczego nie otrzymal w zamian.
Dlatego wlasnie brak reakcji na koncepcje lustracji uwazam za punkt przelomowy w 3RP.
Pozdrawiam
PS
Nie bardzo rozumiem "było i jest dokładnie odwrotnie". W moim opisie mierzwa zgadza sie na nietykalnosc zarzadcow systemu (PZPR) - w tym Jaruzelskiego. Walesa to idol tlumu, ktory okazal sie nomenklaturszczykiem - oba wcielenia dają immunitet.
Drodzy Państwo,
UsuńPrzepraszam, że zasłaniam się umieszczoną poniżej odpowiedzią Autora blogu, ale ona wyjaśnia wszystko w tej materii, o której tu dyskutujemy. Przy czym punktem wyjścia jest to, o czym wspomniała Pani Barbara eL.
Panie VII LO - W moim opisie mierzwa zgadza sie na nietykalnosc zarzadcow systemu (PZPR) - w tym Jaruzelskiego. Walesa to idol tlumu, ktory okazal sie nomenklaturszczykiem - oba wcielenia dają immunitet. Czyli chodzi nam o to samo, być może się gdzieś "minęliśmy".
Pozdrawiam
Jest mi przykro, niełatwo, że taki wątek powstał.
OdpowiedzUsuńNajmniejsza w tym wina Autora, który przecież znów przytacza tylko fakty.
Nie wiem co powinnismy zrobić, jakiegoś nowego koscioła, jakiejś kontestacji na wzór austryjacki czy niemiecki - nie wyobrazam sobie.
To nasz Kosciół.
Pan Terlikowski przy okazji polsko-kgbowskiego posłania radził by jeśli ono się komus nie podobało to niech odejdzie, by pieknemu posłaniu (chyba) nie szkodzić. Takim uwagom trzeba przeciwstawić.... milczenie.
Ale póki nie jesteśmy wypisani z miejsca z którego ani nam w głowie się "wypisać" to przypominanie o faktach jest bezcenne. Przynajmniej póki fakty nie okaża sie tak samo bez znaczenia jak owe "posłanie" - nie warte uwagi w żadnej z rosyjskich cerkwi.
MM (n)
@ Nurni
UsuńNie wiem co powinnismy zrobić, jakiegoś nowego koscioła, jakiejś kontestacji na wzór austryjacki czy niemiecki - nie wyobrazam sobie.
To nasz Kosciół.
Polecam zatem dwa, -stety/niestety bardzo ostre teksty, które starają się wyjaśnić kondycję Kościoła już na poziomie globalnym:
Wpis Triariusa, oparty na analizach i prognozach historiozofa Oswalda Spenglera: http://bez-owijania.blogspot.com/2013/01/druga-religijnosc-ante-portas-i-inne.html
Wywiad z Tomaszem Szczepańskim vel Barnimem Regalicą z Frondy, z połowy l. 90: http://niniwa2.cba.pl/regalica.htm
viilo,
OdpowiedzUsuńW kwestii tzw. rozliczenia przeszłości, od lat reprezentuję pogląd, że jedyna forma przeprowadzenia tego procesu,historycznie i moralnie zasadna, polegałaby na sięgnięciu po opcję norweską i potraktowanie wszystkich członków i spadkobierców komunizmu w taki sposób, jak Norwedzy potraktowali partię Quislinga, jej media, elity i "duchowych" przywódców.
Przypomnę, że w Norwegii przeprowadzono krótki proces: czołowych faszystów (Quisling,jego “komitet centralny” i “biuro polityczne”), postawiono pod ścianę. Niższy szczebel poszedł do więzienia. Resztę towarzystwa rozpędzono na cztery wiatry, łącznie z dziennikarzami i rozmaitymi literatami-moralistami, specjalistami od pouczania społeczeństwa jak ma postępować. Środki masowego przekazu i wszystkie wydawnictwa zostały im odebrane. Sprawę załatwiono w przeciągu roku.
Oczywiście, w III RP ani żadnej jej hybrydzie taki proces nie będzie możliwy, skoro państwo to stworzono dla beneficjantów komunizmu i ich sukcesorów.
W państwie tym, również lustracja była fikcją, ponieważ przez wiele lat jakimkolwiek ułomnym formom lustracji towarzyszyła zmasowana akcja propagandowa. Wmówiono Polakom, że donosicielstwo, zdrada i kolaboracja z okupantem są w istocie moralnie obojętne i nie powinny wykluczać takich osobników ze wspólnoty narodu. W ramach tej samej akcji przekonano Polaków, że pospolici zbrodniarze i sprzedajne łobuzy zasługują na miano "ludzi honoru".
Przypomnę jedynie, że lustracja w Kościele była całkowitą fikcją (natychmiast zresztą została zablokowana)i do dziś w polskim episkopacie i na wielu eksponowanych stanowiskach znajdują się ludzie obarczeni grzechem zdrady i donosicielstwa.
Pozdrawiam serdecznie
UsuńA MIMO TO - po 70 latach - dochowali się i Breivika - i "młodych socjalistów" z Wyspy! Kierowanych przez starych komunistów.
Na to chyba nie ma sposobu, Panie Aleksandrze. Chyba, żeby - jak w starym dowcipie - RUSKIE WYLECIAŁY NA KSIĘŻYC. WSZYSTKIE !!! :)
MM,Nurni -
OdpowiedzUsuńMamy prawo zabierać głos w takich sprawach, bo jest to nasz Kościół i nasza powinność.
Konstytucja Dogmatyczna o Kościele stwierdza wyraźnie - "Ludzie świeccy,(…)stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i autorytetu mają możność, a niekiedy nawet obowiązek ujawniania swojego zdania w sprawach, które dotyczą dobra Kościoła". (KK 37)
Choćby dlatego napisałem, że słowa abp. Michalika, który krytyków "pojednania" z agentem KGB nazwał "marginesem", są słowami polityka, koniunkturalisty i człowieka owładniętego ogromną pychą - nigdy zaś słowami pasterza Kościoła.
Tacy zaś moraliści jak p.Terlikowski i wielu podobnych mu "prawdziwych katolików", którzy przemilczeli haniebny akt "pojednania" lub próbowali zamknąć usta krytykom - stoją dziś w awangardzie skarżących się na "ataki na Kościół". Zastanawiam się, czy kiedykolwiek stać ich będzie na odważną refleksję i rozpoczęcie jej od wejrzenia w grzech ludzi Kościoła.
Takim postaciom trzeba również przypominać, że nie wolno pobłażać bestii i być zdziwionym, że zaatakowała.
Pozdrawiam
MM,Nurni -
OdpowiedzUsuńJeśli zaś chodzi o fakty, to przypomnę, że mój tekst "POJEDNANIE Z CERKWIĄ PUTINA" opublikowany w Gazecie Polskiej wywołał wściekłe reakcje różnej maści "obrońców" Kościoła. Ich podstawowy zarzut dotyczył zaś tego, że zwróciłem uwagę na fakty, m.in. na to, że akt "pojednania" podpisał ze strony Rosji wieloletni agent KGB (a zdaniem niektórych - funkcjonariusz Dep.IV KGB) o pseudonimie „Michajłow”, ze strony polskiej zaś tajny współpracownik SB (jak wynika z akt IPN)o pseudonimie „Zefir”.
http://bezdekretu.blogspot.com/2012/08/pojednanie-z-cerkwia-putina.html?utm_source=BP_recent
Tych faktów, jak i wielu innych przedstawionych w szeregu tekstów (m.in. o roli Tomasza Turowskiego w procesie "pojednania") nikt nie próbował kwestionować. Zarzut podstawowy polegał na tym, że w ogóle o nich napisałem.
Myślę, że ta okoliczność świadczy nie tylko o lęku ludzi wspierających owo "pojednanie" ale doskonale oddaje istotę "polskich sporów".
Panie Aleksandrze. Raz już cytowałem fragment z książki "Archiwum Mitrochina".
OdpowiedzUsuńWszystko to co obecnie dzieje się w naszej Ojczyźnie tylko potwierdza to co zostało zawarte w tej książce na str 916.
"Kościół Katolicki nie stanowi obecnie zagrożenia dla PZPR- objaśniał Kiszczak. (Andropowowi przed wprowadzeniem stanu wojennego). Milewski włożył wiele wysiłku a agenturalną penetrację kościoła i SB jest obecnie dobrze poinformowana o nastrojach panujących wewnątrz i o zamiarach Kościoła. " Na siedemdziesięciu biskupów dobre kontakty utrzymujemy z pięćdziesięcioma. Daje to nam możliwość wywierania wpływu na politykę Kościoła katolickiego i zapobiegania niepożądanym działaniom. Niedawna śmierć osiemdziesięcioletniego Prymasa, Kardynała Wyszyńskiego sojusznika "Solidarności" i od lat odważnego obrońcy swobód religijnych została w SB przyjęta z wielką ulgą i prawdopodobnie z równą ulgą w KGB.
Nowy Prymas((kardynał Józef) Glemp nie jest tak antysowiecko nastawiony jak jego poprzednik .... "
Zestawiłem to sobie z wywiadem Antoniego Krauze , z niedawno zmarłym biskupem Tokarczukiem.
Tutaj nie ma pomyłki.
Aleksander Ścios :
OdpowiedzUsuń"Benedykt XVI może być dobrym papieżem, wytrawnym teologiem, człowiekiem wielkiej wiary i świętości, jednak żadna z tych cech nie przesądza o tym, by stał się politykiem lub znawcą rosyjskiej strategii podstępu i dezinformacji."
http://www.portal.arcana.pl/O-rzadzeniu-j-e-ks-arcybiskup-ignacy-tokarczuk-w-rozmowie-z-janem-musialem,3476.html
Wywiad jest obszerny , Cytuję nie po kolei .
Śp.Abp Ignacy Tokarczuk :
/– Jeśli jednak górę biorą pobudki niskie, to któż postawi tamę deprawacji na szczytach władzy?
– Jakiś wstrząs, proporcjonalny do skali wynaturzeń, przyjdzie. Historia uczy, że taka jest kolej rzeczy. Powrót do dobrej tradycji może ten sprawdzian historyczny opóźnić, albo nawet całkiem odsunąć. Musi się przede wszystkim wrócić do poważnego traktowania prawa, bo przed całą ludzkością stają, rosną problemy wynikające z instrumentalnego traktowania prawa. To wina rządów i organizacji międzynarodowych, że do takiego traktowania prawa dopuściły – zerwania z prawem naturalnym, Bożym prawem. Malraux, współczesny intelektualista, kontestator tradycji nie tylko na swój, ale też publiczny użytek, bo minister kultury w rządzie francuskim – pod koniec życia ocknął się i wypowiedział to słynne zdanie, że wiek XXI albo wróci do Boga, albo go (a więc i przyszłości dla świata) nie będzie./
/– Miałem okazję przed jakimś czasem rozmawiać z jednym biskupem francuskim. Chciał on nas przekonywać do uznania walorów lewicowości, to znaczy „linii postępowej” w polityce społecznej. Tak, tę lewicowość relatywną wygodnie było tolerować, bo pozwalało to uniknąć dyskomfortu sprzeciwu. Nawet w Watykanie (który to był rok? – siedemdziesiąty czwarty, piąty?) takie było nastawienie, że niektórzy gotowi byli przepraszać za to, że istniejemy. Jakiś kompleks niższości wobec tych intelektualnych ośrodków świeckich był podskórnie. A wiara tych intelektualistów w lewicowość, skąd się brała? Moskwa zapraszała ich, gościła suto, wynagradzała – to chwalili, tym bardziej że byli to w większości ludzie bez zasad. Jak się który odwdzięczył prawdą o sowieckiej rzeczywistości, to stawał się ostatnim odstępcą. Tak się niektórzy tam wysubtelnili w rozróżnianiu odcieni pojęć, idei, że nie mogli (wielu nie może nadal) znieść widoku prostego kontrastu białe – czarne./
/Prymas Wyszyński nie przewidywał rychłego upadku komunizmu. Jeszcze gotów był układać się z komunistami – ja byłem coraz głębiej przekonany, że upadek nastąpi wnet, bo kłamstwo ma krótkie nogi i daleko nie ujdzie. Brałem to przekonanie jeszcze ze swoich studiów socjologicznych i z doświadczenia, które tę wiedzę weryfikowało. I potwierdzało! Nawiasem mówiąc, kiedy tutaj przyszedłem, to niektórzy starsi księża powątpiewali w możliwości „profesorzyny”, co to żadnego prawie doświadczenia w kierowaniu strukturami kościelnymi nie miał. Jakoś się te racje nie wykluczyły./
P.S.
Cytuję ostatnio arcybiskupa I. Tokarczuka .
Jednak On też nie był nieomylny .
Nie przewidział postawy pod koniec jego życia Zbigniewa Brzezińskiego
/– Weźmy – Brzeziński. Rozmawialiśmy kilka razy; ostatnio w ubiegłym roku. Zasięgałem jego opinii, bo co do różnych możliwości rozwoju sytuacji w Rosji były rozbieżne zdania także w episkopacie. Jest miarodajnym opiniodawcą, jego opinie opierają się na wiedzy o faktach i o analizy, robione ze znajomością rzeczy. Jego opinie pokrywały się w części z moimi przewidywaniami i późniejszym rozwojem sytuacji. To jest polityk. Tu panu powiem – myślę, że nie będą mieli mi tego za złe Autorzy pewnego listu – że zwróciła się do mnie grupa profesorów Uniwersytetu Warszawskiego, żebym przekazał Brzezińskiemu prośbę, aby kandydował w wyborach prezydenckich pięć lat temu. Reprezentatywna grupa – senat uczelni./
`
OdpowiedzUsuńI.
„W roku 2005 biskupi mieli odwagę wskazać wprost”
„W roku 2007 apelowali o „odpowiedzialność za dobro wspólne”
W kwietniu 2010 nad trumną zamordowanego Prezydenta nie pocieszają narodu, nie prostują mu ścieżek, nie wytyczają celów, tylko nakazują pojednanie z katem – bez skruchy i wyznania win z jego strony.
W lipcu 2010 wygłaszają mowę poddańczą nowemu prezydentowi, choć ten nawet nie udaje szacunku dla ludzi Kościoła. Niedługo po "homagium", w prostacki, arogancki sposób oddala kandydata na biskupa polowego, ks. Żarskiego, za jego odważną, godną i szlachetną postawę wobec "władcy".
Panie Aleksandrze, to byli CI SAMI LUDZIE! CI SAMI BISKUPI, co w 2005!!!
Mam dylemat. I pytanie: co sprawiło, że zachowali się tak, jakby ich coś odmieniło? Strach?
Tylko strach? Co ich zmieniło? Jeżeli teraz boją się "teczek” - swojej przeszłości, to przecież w równym stopniu powinni się ich bać wówczas?
Kwiecień - 2010? Ale wiemy - od Pana, że porozumienia zaczęto szukać już w 2009 (i wcześniej), wtedy powstają te .... komisje TPPR. Dlaczego zaczęli się "porozumiewać"? Czy może sprawiła to jednak fałszywa wizja Watykanu, podobna tej, podczas SW II, o konieczności pogodzenia się z komunizmem, w imię tzw. "drugiego płuca"?
Może zeświecczenie zachodu powoduje chęć oparcia się w misji ewangelizacyjnej na "świętej Rusi"? Którą tak udatnie skonstruował w ostatnich latach KGB-Putin i jego KGB-patriarcha – agent Michajłow?
W śpiewniku z kolędami są nie tylko słowa Komorowskiego. One towarzyszą słowom Benedykta XVI, którego "polityka wschodnia" jest, moim zdaniem, jedną z głównych przyczyn nieszczęścia!
Bo czuję się tak, jakby Polska została - po śmierci JP II - złożona w ofierze przez Watykan dla złudnego celu połączenia chrześcijaństwa zachodu z chrześcijaństwem wschodu!
Złudnego - bo tam, w Sowietach jest cerkiew potiomkinowska, atrapa, tam nie ma chrześcijaństwa, bo je zrównano z ziemią, a to "w budowie” - jest KGB-owskiego rodu!
Nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale wydaje mi się, ze pierwszym zagranicznym gościem Benedykta, po wyborze na papieża, był Cyryl - i papież wypowiadał się o nim niemal z miłością. Nikt nie przekona mnie, że nie wiedział, że rozmawia z człowiekiem Putina i KGB.
A może, dla Kościoła Powszechnego, Lech Kaczyński - ze swym szczerym, patriotycznym katolicyzmem, z wolą przynależenia do "czystego" Kościoła, był równie dużą zawadą jak dla UE, broniąc interesów polskiego państwa, i - o ironio! polskiego kościoła?
Mimo to nie był hołubiony ani przez purpuratów polskich, ani - jak mi się wydaje - przez B-XVI. To przecież Benedykt, w 2006, w katedrze św Jana, podczas spotkania z duchowieństwem, dał wyraźny sygnał, że nie życzy sobie dalszej lustracji w kościele? Może jednak przymus ustąpienia w sprawie bpa Wielgusa (w świetle wyczynów Nycza czasem zastanawiam się, czy było warto?) - podrażnił jego... aż nie wiem, jak to ująć? Dumę? A zirytowało podważanie decyzji?
Pisze pan, że fakt uznania przez KEP pojednania z Rosją za najważniejsze wydarzenie 2012 jest czymś niepojętym. ALE TAK SAMO OCENIŁ JE BENEDYKT, o czym z dumą (ale i z pewnym zdziwieniem), donosiła wczoraj odwieczna ambasadorka przy Watykanie, Hanna Suchocka.
...
`
OdpowiedzUsuńII.
Wypowiedź abp Michalika – ta o "marginesie" jest po prostu skandaliczna! Swoją drogą, ciekawe, czy hierarcha zastanowił się nad tym, kto stanie w obronie Kościoła (i Episkopatu) w chwili, gdy się rozpocznie prawdziwa walka z kościołem, na modłę stalinowską. Albo zaprowadzanie tu porządków Cyrylowych (cerkiewnych)? Czy nie ten "margines" właśnie?
Bo to, co teraz obserwujemy, te brudne gry rządu i świętokradcze działania esbeckiego motłochu - to przecież, nie oszukujmy się - zaledwie "podgotowka" do tego, co nas i Kościół czeka. To też jest dla mnie niepojęte!
Wiem, że rząd mojego państwa rządzi przeciwko obywatelom Polski, przedkładając interesy własnej watahy nad dobro kraju, z którym związków nie odczuwa - formują go przecież wyzuci z pojęcia ojczyzny apatrydzi i ludzie sowieccy. To wiem od dawna, nic mnie ci ludzie nie obchodzą i spodziewam się po nich wszystkiego najgorszego!
Ale żeby przeciw narodowi – i to tej jego części, która broni wiary, krzyża i kościoła, występowali najwyżsi dostojnicy z KEP i ich "kapciowi"? Tego w dziejach Polski jeszcze nie było! I ma Pan rację. Skończy się tak, że znów jakiś Miller – jak ten z czasów szwedzkiego potopu – zechce "przetrząsnąć mnichom mieszka". Może skasują klasztory i wezmą się za własność kościelną? Kto im zabroni? Watykan? Przecież wygląda na to, że ten został "oswojony"? W końcu działał tam i działa od lat, niejeden Turowski?
I uwaga! Zawsze byłam za lustracją ale zawsze uważałam, że powinna ją wyprzedzić dekomunizacja, a skoro jej nie było, to może należało dać sobie z nią spokój. Bo jakże to? Rozliczać będziemy do końca świata współpracowników, nędznych kapusiów, a zostawiamy ich oficerów prowadzących? Tych, którzy rzeczywiście decydowali, którzy zabijali, torturowali, gnoili, kradli, budowali post-esbeckie kariery i teraz w glorii "Victoribus" powracają, żeby zadać nam ostateczny cios?
Coś tu jest nie tak... Ja wiem, nie można było wszystkiego od razu, ale może należało zacząć od "prowadzących"?! TW, wyzwoleni od szantażu, być może staliby się przyzwoitymi ludźmi? Dlaczego nie opublikowano wszystkich teczek w internecie, jak zrobili Czesi? A rozwiązane WSI nie zostały (i teraz już nie zostaną) ukarane?
Uważam, że wysiłki IPN, i "naszych" rządów powinny się skupiać, nie tyle na rozmaitych listach Wildsteina, co na eliminacji - na drodze konstytucyjnego zakazu, z pozbawieniem praw publicznych włącznie, pełnienia jakichkolwiek funkcji (dowolnego szczebla) - przez aparat PZPR oraz ludzi służb specjalnych odziedziczonych po PRL.
To samo powinien uczynić kościół ze swoimi agentami.
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńpowyżej to były luźne, nieuporządkowane myśli, przepraszam.
Po prostu mam ich za dużo i zbyt smutnych, jak na komentarz.
Ale wiem też - i tym chciałam się z Panem podzielić, że Pan Bóg pisze prosto i po liniach krzywych.
Niedawno usłyszałam od bardzo mądrego człowieka, że ważniejsze od wiary w Boga jest... uwierzenie Bogu. Zaufanie Mu. Dlatego myślę, że nawet przy pomocy złych, niegodnych przewodników, Bóg poprowadzi nas prosto!
A tych zbłąkanych przewodników, może powinniśmy, - o ile nie przekroczyli granicy, poza którą NIC - jednak jakoś nawracać??! Tak jest! MY - ICH. Może to jest nasze zadanie? I nasza szansa?
Wiem, że to naiwne, co napisałam, ale mimo to za chwilę wcisnę "opublikuj".
Pozdrawiam Pana szczególnie serdecznie,
bo wiem, że i Panu niełatwo pisać o tych sprawach.
"Patrzcie, jak serce wesołe - gdy pęknie!"
Prawda?
MY - ICH Pani Urszulo? MY ZA NICH ;-) Droga jest wąska.
UsuńWykluczony
Nie bardzo rozumiem Pańskie intencje.
UsuńJeżeli "MY ZA NICH" oznacza modlitwę, wówczas zgoda,
zresztą i tak co niedziela modlimy się w intencji pasterzy
i Kościoła.
Natomiast jeżeli ma Pan na myśli jakieś sekciarstwo,
w rodzaju Grzechyni, to ta droga nie dla mnie.
Gorszy czy lepszy: jest tylko jeden Kościół!
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za te refleksje. Jeśli pyta Pani - co sprawiło, że biskupi zachowali się tak, jakby ich coś odmieniło, znajduję jedną zasadniczą odpowiedź - śmierć Jana Pawła II. To polski papież był drogowskazem i siłą naszego episkopatu, przewodnikiem polskich biskupów i duchowym ojcem narodu.
Przez lata komunizmu, taką rolę - w odniesieniu do biskupów i nas wszystkich, spełniał kardynał Stefan Wyszyński.
Śmiem postawić tezę, że wszelkie złe rzeczy, jakie dostrzegamy w działaniach niektórych hierarchów - sianie zgorszenia, koniunkturalizm, serwilizm wobec rządzących i obojętność na los Polaków, zaistniały dlatego, że polskiemu Kościołowi zabrakło mocnych, duchowych przewodników. Ci zaś, którzy tworzą dzisiejszy episkopat są zdominowani przez ludzi słabych acz ogarniętych rządzą władzy i pychą.
Gdym zaś miał ocenić postawę Benedykta XVI wobec aktu "pojednania", sięgnąłbym po odleglejszą perspektywę.
Są ma moim blogu linki do wywiadu dr Sławomira Cenckiewicza, w którym ten doskonały historyk mówi o czasach II Soboru Watykańskiego oraz wpływach Sowietów na decyzje soborowe czy postawy poszczególnych hierarchów. Gorąco polecam lekturę tego wywiadu, bo pozwala ona zrozumieć, że kremlowski reżim traktuje ekumenizm i związane z nim działania rosyjskiej Cerkwi, w kategoriach oręża, które zostanie wykorzystane w planach zniewolenia świata.
Próbując spojrzeć z tej perspektywy na obecną postawę Benedykta XVI oraz ocenić radość polskich biskupów z podpisania orędzia z Gundiajewem, warto zacytował znamienne słowa Sławomira Cenckiewicza:
"Ekumeniczne złudzenia Jana XXIII postanowiła wykorzystać Moskwa, która szybko sformułowała warunki stawiające Stolicę Apostolską pod ścianą. Kreml przemówił przez agenta KGB o ps. „Adamant” czyli arcybiskupa Nikodema (Borysa Rotowa) – przewodniczącego Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego, który orzekł, że warunkiem uczestnictwa sowieckich prawosławnych w Soborze jest milczenie Kościoła katolickiego na temat komunizmu. Takie są też kulisy późniejszej tak zwanej umowy w Metz z września 1962 r. i soborowego milczenia o komunizmie."
Myślę, że za kilka,może kilkanaście lat my również dowiemy się, jakie warunki musiał spełnić nasz Kościół, by doszło do podpisania owego "wspólnego orędzia".
Pozdrawiam Panią serdecznie
Panie Aleksandrze,
UsuńDziękuję za odpowiedź, która wyjaśniła mi pewne rzeczy, a pewne intuicje - potwierdziła.
Istotnie, upadek zaczął się po śmierci Jana Pawła II, dopóki on żył nie było takiego zgorszenia! Czy wyobraża Pan sobie, że On pozwoliłby komukolwiek nazwać kilka mln wiernych "marginesem"? I kłaniałby się jakiemuś kagebiście, udającemu patriarchę?
Benedykt najwyraźniej traci orientację. Zresztą to obecnie bardzo wiekowy człowiek, i pewnie zmuszony w znacznym zakresie polegać na zdaniu współpracowników... a jacy oni są, pokazała ostatnia sprawa z dokumentami watykańskimi...
JP II znający doskonale realia i historię swojej Ojczyzny i jej cierpienia na skutek komunistycznej okupacji po II WŚ - na pewno nie poszedłby na podobne ustępstwa kosztem Kościoła i Polski.
Doskonały artykuł Cenckiewicza (w 2 częściach na Polonia Christiana = PCh24.pl - nb bardzo dobry, nowy portal) znam od dawna. I między innymi dlatego pozwoliłam sobie na sugestię dotyczącą B-XVI, bo dostrzegam wyraźne analogie. Jeżeli Pan, dodatkowo, pisze, "Gdym zaś miał ocenić postawę Benedykta XVI wobec aktu "pojednania", sięgnąłbym po odleglejszą perspektywę. ", no to już mniej więcej wszystko rozumiem.
Pozdrawiam serdecznie
PS. Czytałam Pański "artykuł tygodnia" w GP. Pewnie jutro da go Pan na blog?
Ale już teraz napiszę, że świetny, I WSZYSTKO WYJAŚNIAJĄCY, dlatego zapytam redakcję Gazety Polskiej, a zwłaszcza portalu Niezależna.pl:
Czy nie można było tak od razu, Panowie? Poprosić o komentarz eksperta, tym łatwiej, że pisującego do GP? Aleksandra Ściosa, a nie jakichś niedoinformowanych i nie znających się na tematyce służb - amatorów? Nawet jeżeli "zasiadają" tu i ówdzie! Uniknięto by przez to zbędnego szumu informacyjnego!!!
Ale jak widać... na układy nie ma rady. :)
Nie spodziewałam się, że i Pan przyłączy się do "uderz w pasterza". I nie wierzę, że liczy Pan na to, że "rozproszą się owce", ale... no widocznie jakoś to się Panu zgadza.
OdpowiedzUsuńLikwiduję u siebie link do tej strony, niemniej podtrzymuję deklarację codziennego 'Ojcze nasz' w Pana intencji - chyba że Pan sobie tego nie życzy.
Nie wątpię, że nie poczyta mi Pan za złe szczerości.
Pozdrawiam
Anna,
OdpowiedzUsuńZa pamięć w modlitwie - z serca dziękuję i bardzo żałuję, że nie zechciała Pani zrozumieć tego tekstu i moich intencji.
Pozdrawiam
Witam , Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńjak widać, mają uszy , a nie słuchają , mają oczy, a nie widzą ...
Jak pisał Poeta :
"O! nie skończona jeszcze Dziejów praca, Nie-prze-palony jeszcze glob ,SUMIENIEM!
Panie Aleksandrze! Bardzo serdecznie dziękuję, czytam zawsze, zawsze linkuję, również niektóre komentarze. Dobrze, że jest Pan , który pamięta słowa Poety "Odpowiednie rzeczy dać- słowo!"
Pozdrawiam
Lenek
Ks. Isakowicz Zaleski na Niezależna.pl
OdpowiedzUsuńGdyby dzisiaj prymasem i przewodniczącym Episkopatu Polski był ktoś o sile duchowej abp. Tokarczuka, to inaczej toczyłyby się dzieje Kościoła polskiego.
Na jego pogrzebie zabrakło prezydenta RP, premiera i marszałek Sejmu, a przecież chowano nie tylko arcybiskupa katolickiego, ale i wielkiego patriotę, kawalera Orderu Orła Białego. No cóż, obecne władze niewiele widzą poza warszawskimi rogatkami i czubkiem własnego nosa. Przy tej okazji pozwolę sobie na refleksję: gdyby dzisiaj prymasem i przewodniczącym Episkopatu Polski był ktoś o sile duchowej abp. Tokarczuka, to inaczej toczyłyby się dzieje Kościoła polskiego.
http://niezalezna.pl/36988-ostatni-biskup-kresowy
ŁZA SIĘ W OKU KRĘCI...
OdpowiedzUsuńZ "Naszego Dziennika" - o arcybiskupie Tokarczuku:
Nie mogę postąpić wbrew sumieniu
[...]
Inwigilowany nieustannie i poddawany naciskom przez komunistów, protestował głośno i publicznie. Gdy w budynkach kurii i domu biskupiego księża odkryli system podsłuchów ukryty za grzejnikami, ks. abp Tokarczuk zażądał od władz przeprosin. Nie doczekawszy się ich, wysłał komplet aparatury do Watykanu.
Pod koniec lat 70., kiedy Papież Paweł VI był już ciężko chory, a Prymas Stefan Wyszyński przeszedł ciężką operację, wierny syn polskiego Kościoła został postawiony przed poważną próbą – trudniejszą dla duchownego pod względem moralnym niż stawianie oporu komunistom w PRL.
„To mnie zwolnijcie”
Podczas wizyty w Watykanie spotkał się z nieżyjącym już ks. abp. Luigim Poggim z Sekretariatu Stanu i z ust dostojnika usłyszał, że jego złe stosunki z partią przeszkadzają planom Stolicy Apostolskiej w polityce wschodniej z charakterystyczną dla niej wówczas ostrożnością i wiarą w możliwość osiągnięcia ustępstw ze strony Kremla metodą małych kroków. Ksiądz Poggi, od 1973 roku wysłannik z nadzwyczajnymi pełnomocnictwami do przywrócenia relacji z państwami bloku moskiewskiego, a od 1975 roku szef delegacji Watykanu do stałych kontaktów roboczych z Polską, usiłował przekonać biskupa przemyskiego do złagodzenia linii postępowania wobec partii. Cóż mogło to znaczyć w ówczesnych warunkach? Opuszczenie wiernych, pozostawienie ich bez świątyń?
„To był moment w moim duszpasterstwie czy moim biskupstwie najtrudniejszy, bo człowiek ma szacunek dla Pana Boga, wie, kim jest Papież, wie, czym jest Kościół, ale z drugiej strony wie, czym jest prawda, czym jest sumienie, wie, czym jest znajomość rzeczy, sytuacji – wspominał to wydarzenie dziesięć lat temu ks. abp Tokarczuk. – Powiedziałem: ja tego nie mogę zrobić. Uważacie, że szkodzę, to mnie zwolnijcie. Ale ja się na ustępstwa nie zgodzę. Zmienić się nie mogę, bo to nie jest awanturnictwo; ja nikogo nie atakuję, ja tylko się bronię, kiedy władze, partia atakuje nas – społeczeństwo, Kościół”.
Ksiądz Luigi Poggi podjął wspólnie ze swoim przełożonym ks. abp. Agostino Casarolim jeszcze jedną próbę wywarcia nacisku na ks. abp. Tokarczuka. A ten powtórzył: „Sumienie jest dla mnie dyrektywą. Uważam, że sumienie moje jest zorientowane, nie wypaczone, oświecone, dlatego nie mogę wbrew swojemu sumieniu postąpić. Uważacie, że szkodzę – zwolnijcie mnie”. Stracił do reszty cierpliwość, gdy obaj purpuraci postanowili odesłać go na rozmowę do sekretarza stanu ks. kard. Jean-Marie Villota. „Miałem już dość tego gadania. Powiedziałem: A co on będzie mi mówił? – To, co my – usłyszałem. – To wy powiedzcie mu to, co ja mówię – powiedziałem. I poszedłem”.
Doczekał się chwili, gdy ks. Poggi odwiedził Przemyśl za pontyfikatu Jana Pawła II i przeprosił go za tamtą rozmowę: „Ksiądz miał rację, ksiądz wiedział to, czego myśmy nie wiedzieli” – powiedział przemyskiemu arcybiskupowi.
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńZamieściłem już tekst artykułu z GP. Późnym wieczorem znalazł się na niezalezna.pl, ale dziś trudno go już odnaleźć.
W związku z opowieściami rozpowszechnianymi na tym portalu - o "wojnie Tuska z Bondarykiem" czy propaństwowych ciągotach szefa ABW, byłoby dobrze, gdyby autorzy tych "analiz" zastanowili się nad konsekwencjami wynikającymi z przyjęcia podobnych tez.Próba czynienia "ofiary" z szefa ABW jest co najmniej rzeczą dalece kontrowersyjną. O innych konsekwencjach przemilczę.
Pozdrawiam Panią
Urszula Domyślna
OdpowiedzUsuń"ŁZA SIĘ W OKU KRĘCI..."
Śp. Ignacy Tokarczuk w mojej młodości ,też miał bardzo duży wpływ na rozwój mojej osobowości .
Dlatego ,też od Jego śmierci cytuję Go często .
P.S.
/Z "Naszego Dziennika" - o arcybiskupie Tokarczuku:
Nie mogę postąpić wbrew sumieniu/