Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

wtorek, 31 lipca 2012

AMERYKAŃSKI SEN

Wizyta w Polsce republikańskiego kandydata Mitta Romneya powinna nam uświadomić, że o poważnej polityce decydują przede wszystkim fakty, nie zaś werbalne deklaracje i retoryczne kuglarstwo. Dlatego rzeczywiste intencje nowej (ewentualnie) administracji USA warto oceniać na podstawie przebiegu wizyty Romneya, nie zaś poprzez pryzmat naszych oczekiwań.
Zakładam, że były gubernator stanu Massachusetts nie jest politycznym ignorantem, a jego sztab wyborczy zna doskonale sytuację istniejącą w III RP.  Należy więc przypuszczać, że decyzja o przyjęciu zaproszenia od Wałęsy oraz spotkanie z Tuskiem i Sikorskim świadczą o świadomym wyborze i niezależnie od charakteru tych spotkań, wskazują na intencje kandydata partii republikańskiej. 
Szczerze żałuję, że w ocenie tych intencji zabraknie dziś głosu śp. Jacka Kwiecińskiego – najlepszego w Polsce amerykanisty. Jego znajomość polityki USA w połączeniu ze zdolnością głoszenia niepoprawnych i bezkompromisowych opinii, miałaby wagę trzeźwiącego prysznicu.  Tym mocniej potrzebnego, że stanowiska polityków opozycji i niezależnych publicystów wskazują raczej na projekcję życzeń i mają niewiele wspólnego z realiami.
O nich powinniśmy wnioskować na podstawie faktu, że Mitt Romney nie spotka się z przedstawicielami PiS-u i nic nie wiadomo, by w ogóle miał zamiar wyrazić zainteresowanie tragedią smoleńską lub wykonać jakikolwiek „gest pamięci”. „Namawianie” zaś amerykańskiego polityka do „oddania hołdu Lechowi Kaczyńskiemu” będzie nie tylko bezskuteczne ale pozbawione znaczenia. W tym obszarze polityka rządzi się całkowicie innymi prawami i w miejsce pustych gestów preferuje twardy realizm.
Gdy w maju br. minister Anna Fotyga, i Antoni Macierewicz spotkali się z czołowymi przedstawicielami waszyngtońskiego International Republic Institute (Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego) nazywanego zapleczem intelektualnym partii republikańskiej, usłyszeli z ust Daniela W. Fiska – wiceprezydenta Instytutu ds. polityki i strategicznego planowania deklarację, iż „istnieje wielka potrzeba wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej katastrofy” oraz zapewnienie, że wygrana Romneya oznaczałaby całkowity zwrot w dotychczasowej polityce zagranicznej USA względem Polski i Europy. Czy polityków opozycji wprowadzono wówczas w błąd lub zbyto pustymi deklaracjami? Z pewnością nie.
Dziś dla oceny intencji pana Romneya i jego znajomości realiów powinno nam wystarczyć, że przybywa do Polski na zaproszenie Wałęsy i spotyka z ludźmi z grupy rządzącej. Myślę, że jest to nie tylko wyraz propagandowej kurtuazji czy wyczucia „demokratycznego legalizmu” kandydata republikanów. Romney zdaje się sugerować, że postrzega nasz kraj jako normalną demokrację, ale o jego stosunku do spraw polskich decyduje postawa grupy rządzącej. Deklaracja o potrzebie wyjaśnienia tragedii smoleńskiej czy zmianie polityki wobec naszego kraju będzie więc o tyle skuteczna, o ile natrafi na akceptację polskiego rządu. W przypadku tej grupy rządzącej i priorytetów politycznych rosyjskiego konia trojańskiego - sytuacja jest oczywista. Ewentualna zmiana administracji amerykańskiej pozostanie bez wpływu na sprawy polskie jeśli kierunki naszej polityki zagranicznej będą wyznaczane przez stronników Ławrowa, a o przyszłości Polski decydują „eksperci” z otoczenia Bronisława Komorowskiego. Wiara w moc republikańskich deklaracji jest uzasadniona tylko wówczas, gdy sami potrafimy uwolnić Polskę od tego towarzystwa i utworzyć rząd, dla którego Ameryka  stanie się głównym sojusznikiem. Co ważniejsze - rząd na tyle silny, by poradził sobie z prawdą o tragedii smoleńskiej. Oczekiwanie, że jakakolwiek administracja USA posiadając wiedzę o stanie służb III RP i postaciach polskiej polityki, pomoże w wyjaśnieniu tej tajemnicy– jest więcej niż naiwnością.  
Realna postawa Ameryki jest bowiem szczególnie widoczna w kontekście Smoleńska i zmiana na Kapitolu nie będzie miała na nią wpływu. O tym decyduje przede wszystkim interes USA i wyniki globalnych gier na poziomie służb specjalnych.
Jeśli służby amerykańskie posiadają pełną wiedzę na temat przyczyn katastrofy, nie ujawnią jej w sytuacji, gdy władza w Polsce należy do przedstawicieli „partii rosyjskiej”. Nie tylko dlatego, że ustalenie prawdziwego przebiegu zdarzeń z 10 kwietnia mogłoby zasadniczo zmienić układ sił w Europie oraz wywołać konflikty, których wiele państw chciałoby uniknąć. Również nie dlatego, że wiedza na ten temat zaszkodziłaby stosunkom z putinowską Rosją i miała wpływ na relacje wewnątrz NATO.
Otóż informacje zgromadzone przez służby stanowią niezwykle cenną kartę przetargową i mogą być wykorzystane w przyszłości - również w ramach kontaktów wywiadowczych. Są niezwykle korzystnym dla interesów Ameryki narzędziem nacisku, którego użycie może zmusić służby rosyjskie do określonych zachowań lub wpłynąć na decyzje Kremla. Takiej broni służby specjalne nie pozbywają się „za darmo”, a już z pewnością nie ze względu na sympatie lub antypatie polityczne.
Ponieważ III RP, jej „elity” i formacje, nie są dziś dla USA żadnymi partnerami, a przekazana im wiedza byłaby przydatna wyłącznie dla decydentów kremlowskich – nie sposób spodziewać się jakiejkolwiek reakcji.
Nawet gdyby taka możliwość była brana pod uwagę w pierwszych dniach po katastrofie, to każdy kolejny dzień musiał upewniać Amerykanów, że państwo polskie i jego służby podjęły decyzję o całkowitej kapitulacji i nie chcą wyjaśnienia przyczyn katastrofy.. Rezygnacja z samodzielnego śledztwa, oddanie pola Rosji, brak reakcji w ramach współpracy z NATO – stanowiły dla wywiadu amerykańskiego dostatecznie mocną przesłankę by zaniechać angażowania się w sprawę Smoleńska. Musiano również odnotować wspólną grę polskiej i rosyjskiej administracji na rozdzielenie wizyt premiera i prezydenta w Katyniu. To dość, by wnioski wynikające z tych obserwacji zdecydowały o powściągliwej reakcji. Wiemy wprawdzie, że już 13 kwietnia 2010 roku przedstawiciele USA i NATO proponowali polskim śledczym pomoc, jednak odrzucenie tych ofert przez rząd Donalda Tuska musiało utwierdzić analityków, że wspólna moskiewsko-warszawska gra toczy się nadal.  
Warto zatem przyjąć, że wobec rzeczywistej postawy władz III RP – ujawnianie tajnych materiałów wywiadowczych byłoby dalece niewskazane, a w perspektywie globalnych interesów USA – całkowicie bezzasadne.
Dla Amerykanów, sprawy polskie staną się ważne tylko wtedy, gdy będziemy pewnym i niezastąpionym partnerem, nie zaś wówczas, gdy jesteśmy kłopotliwym ciężarem.

Wszystkim zaś zwolennikom  „namawiania” Romneya do zainteresowania sprawą Smoleńska lub skłonienia go do spotkania z przedstawicielami opozycji, trzeba przypomnieć, że „polityki nie robi się wstecz”. PiS i pozostałe środowiska patriotyczne wyraźnie przegapiły przyjazd amerykańskiego polityka i próba naprawienia tych zaniedbań poprzez organizowanie spektakularnych akcji, będzie wyłącznie żenującym i nieskutecznym spektaklem. Zamiast tego rodzaju zabaw opozycja powinna od dawna uświadamiać republikanom, że jej politycy mogą być atrakcyjnymi partnerami, a  - wobec prawdy o relacjach polsko-rosyjskich - spotykanie się z Tuskiem i Sikorskim ma dziś takie samo znaczenie jak spotkanie z Łukaszenką

30 komentarzy:

  1. dwa cytaty:
    "Zakładam, że były gubernator stanu Massachusetts nie jest politycznym ignorantem, a jego sztab wyborczy zna doskonale sytuację istniejącą w III RP. "


    "(...)opozycja powinna od dawna uświadamiać republikanom, że (...) - wobec prawdy o relacjach polsko-rosyjskich - spotykanie się z Tuskiem i Sikorskim ma dziś takie samo znaczenie jak spotkanie z Łukaszenką."


    od dawna zastanawia mnie, czy Romney tak z głupoty, czy z wyrachowania gada z Bolkiem?
    ale, jw. Pan również nie jest pewien...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @xpost - Pan w ogóle nie zrozumiał przekazu autora.
      @autor - zgoda w 100%. Od momentu kiedy usłyszałem od wizytach ministrów Macierewicza i Fotygi w USA w sprawie Smoleńska, sam byłem sceptyczny że uzyskają coś "twardego". Oczywiście nie znaczy to, że wizyty nie były pożyteczne. Były, jednak tylko w wymiarze wzajemnych stosunków w nieskreślonej bliżej przyszłości, czyli jak słusznie twierdzi autor - po posprzątaniu na własnym podwórku, co jednak może długo nie nastąpić, ponieważ:
      - to nie lata 80-te, kiedy tamci mieli 2 kanały TV i Trybunę Ludu, sytuacja propagandowa była dużo bardziej czytelna dla ogółu społeczeństwa, kiedy nie było tak wyrafinowanych technik socjotechnicznych wspartych wszechobecną technologią;
      - wtedy oni mieli tylko sikawki, pały gumowe i ostrą broń z użyciem której musieli się bardzo liczyć bo to ostateczność. Teraz mają choćby komórki które każdy nosi w kieszeni, internet i Bondaryka, wreszcie różne LRAD-y itp.
      - wtedy większość ludzi miało niewiele do stracenia, teraz większość jest przyzwyczajona na do życia we „frankowych” luksusach i będzie unikało wychylania się żeby tego nie stracić. Idę o zakład, że żadnych większych protestów nie będzie nawet jak większości zabraknie w przysłowiowej misce. Większość pokornie przyjmie postawę obywatela Korei Północnej, co już jest teraz mocno widoczne w kaście lemingowej. Co najwyżej wyjdzie 2-5 tysięczna grupa najbardziej zdeterminowanych osób, które następnie w ciągu 2-3 godzin dostanie po uszach mikrofalą że im się zadymi, i na tym się skończy całe chłopskie ruszenie.
      Sytuacja więc jest arcy-patowa. Sami nic nie zmienimy, więc właściwie jesteśmy skazani na ruchy na szczytach świata, ale tutaj z kolej patrz pkt. 1, czyli logiczny brak chęci USA do zaangażowania się dopóty, dopóki rządzą nami ci co rządzą. Wybory tego również nie zmienią, bo jak wiemy, wyborami w PL zajęli się już doradcy, którzy ostatnio liczyli głosy w Rosji.
      Moim zdaniem, jedyna nadzieja w tym, że rypnie coś mocnego, co mocno zaostrzy kurs USA wobec Putina i na czoło wysuną się inne priorytety niż zwyczajowe gry na globalistycznej szachownicy. Coś, co spowoduje, że obojętnie jaki prezydent USA (oczywiście to przenośnia, bo chodzi grupę która będzie za nim stała) powie Rosji SZACH MAT. No i wtedy to się wszystko zmieni, ale nie wcześniej. Co to może być za tąpnięcie? Na jakim tle? Zbyt mocne posunięcie Putina w obliczu zaciskania się pętli z powodu rosnącej konkurencji w produkcji energii za sprawą nowych technologii i odkryć?

      Usuń
  2. Witam Szanownego Pana Aleksandra!
    Pozwolę sobie powiedzieć, że moim zdaniem amerykański sen zepsul nam juz FDR, sprzedajac nasze resztki Moskwie w Teheranie i Jałcie. Resztki, bo to co zostalo po cynicznym wmanewrowaniu nas w wojnę z Niemcami przez W.Brytanie i Francję. W polityce nie ma sentymentow są tylko twarde i odrębne interesy.
    MittRomney, wprawdzie na zaproszenie Wałęsy, ale pozostaje przeciez funkcjonariuszem USA i jej interesów. Myślę, że celów i skutków jego wizyty nie dowiemy się z mediów, nawet zagranicznych (już np.Guardian straszy zimną wojna stosunek Romneya do Rosji), a nawet, że w ogóle sie tego nie dowiemy. Można domniemywać, że obecnym priorytetem USA jest sytuacja na bliskim wschodzie - Syria i Iran - być może nasze poparcie, czy obecność w tym obszarze. Piszę "nasze" myśląc "polskie", chociaż moje osobiste przekonania sa zupełnie inne.

    OdpowiedzUsuń
  3. xpost,

    W kwestii rozmowy z Bolkiem stawiam na wyrachowanie. Romney przyjął zaproszenie kogoś, kto odmówił spotkania z Obamą. Myślę, że ta przesłanka była decydująca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. Szerze mówiąc, mocno naciągana teoria...

      Usuń
    3. "Romney przyjął zaproszenie kogoś, kto odmówił spotkania z Obamą."

      To też, ale .... czy ktokolwiek inny zapraszał Romneya?

      Jak tylko zaczęto przebąkiwać, że R. wybrałby się do Polski, szybciutko uruchomiono Wałka do działania. Tzw. nieestablishmentowe środowiska przespały sprawę.

      Kaśka

      Usuń
  4. Szwoleżer,

    Nawet niespecjalnie zastanawiam się nad intencjami Romneya. Bardziej interesuje mnie pokonanie groźnej mitologii i próżnych oczekiwań.
    Dopóki w obecnym układzie sił będziemy wierzyli w międzynarodowe komisje i amerykańskie wsparcie, dopóty sprawa Smoleńska pozostanie niewyjaśniona. Trzeba najpierw obalić ten rząd, a dopiero oczekiwać pomocy od administracji USA.
    Przypomnę słowa Gene Poteata z czerwca 2010 roku. Ten długoletni oficer CIA, prezes Zrzeszenia Byłych Oficerów Wywiadu i szef ds. nowych technologii CIA napisał wówczas w „Charleston Mercury”:
    "Doskonale zorientowany politycznie Kreml dostrzegł, że USA postanowiły się przed nim płaszczyć (tzw. reset, wycofanie się z obiecanej Polakom i Czechom budowy tarczy antyrakietowej, nasze przyzwolenie na działania Rosjan w Gruzji i na Ukrainie, nasze błagania, by nie pomagali Iranowi itd.) i odebrał to jako zgodę na to, co zrobili Rosjanie przy katastrofie polskiego samolotu. Doszli do wniosku, że nie powiemy ani słowa – i faktycznie nie powiedzieliśmy."

    Z przebiegu wizyty Romneya powinniśmy zrozumieć, że administracja republikanów również nie powie ani słowa. Zrobi to dopiero, gdy będzie tego wymagał interes USA, a państwo to znajdzie nad Wisłą wiarygodnych partnerów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, co, jednak, Aleksandrze?

      Obserwuję te kwaśne miny naszych rządowych polityków, słucham opinii dyżurnych "komentatorów" i czarno na białym widzę, że mocno nie smak jet im ten kandydat. Naturalnie, ani na moment nie zapominam o ich całkowitej niesamodzielności i skąd czerpią instrukcje.

      "Wrogowie Polski zawsze byli także wrogami Ameryki" ( cytuję z pamięci) - to zdanko bez wątpienia elektryzowało Moskwę.

      I Berlin, choć to nieco innego gatunku przeciwnik.

      Ile takie deklaracje warte są w praktyce, bywa bardzo różnie, ale w dyplomacji mają bardzo istotne znaczenie.

      Oczywiście, całkowicie się z tobą zgadzam, że naszym zadaniem jest przede wszystkim obalić ten rząd. Nie ma co tutaj liczyć a nawet byłoby fatalnym błędem, gdybyśmy liczyli na,czy przyjmowali, jakąkolwiek pomoc z zewnątrz w realizacji tego zadania. Dlatego, może to nawet lepiej, że PiS nie paradował przy Romney'u.

      Przynajmniej mamy oszczędzony jazgot medialny, jak to "PiS knuje z obcym mocarstwem"!


      Kaśka

      Usuń
  5. Pan Ścios napisał bardzo mądry tekst.
    Tak jest prawda.
    Smoleńsk to ważna karta dla amerykanów z relacji z Rosją, i zostanie użyta wtedy kiedy będzie im się opłacało, kiedy będzie potrzebna w celach strategicznych USA, a nie Polski.
    Polska dla amerykanów się liczy tak jak Libia za Kadafiego albo Egipt za Mubaraka.
    Oni byli dla USA sukinsyny , ale swoi sukinsyny. Taki sukinsyny są dalej potrzebne USA dlatego nie maja powodu żeby obecnych polskich pryncypałów traktować inaczej.
    Polska jest im potrzebna jako listek figowy do celów poważnych jak np. Iran i jego zagrożenie dla bezpieczeństwa , ekspansji oraz mocarstwowości Izraela w tamtej części świata. W przypadku konfliktu nawet skromny udział Polski jest propagandowo potrzebny.
    Ten przyjazd Mitta nic konkretnego nie wnosi, poza punktami wyborczymi w nadchodzących wyborach.
    Czy to jest Wałęsa , czy Kadafi to nie ma żadnego znaczenia.
    Amerykanie podobnie jaki przywódcy innych państw spotykali się z większymi szumowinami i nie poczytują sobie tego za minus dopóki to służy ich interesom.
    Z drugiej strony na pewno nie są szczęśliwi z układu Polsko Sowieckiego opartego bardziej na lojalności wymuszonej odpowiedzialnością za wspólną zbrodnię smoleńską, niż na przewidywalnych standardach zachodnio europejskich.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziekuje bardzo autorowi za rzeczowe podejscie do tematu. USA kieruja sie interesem USA, a nie Polski.

    Dlaczego Romney jedzie do Polski to on tylko wie. Polonia w Hameryce w wiekszosci nie jest zachwycona jego programem wizyty i z kim sie bedzie sciskal. Sa nawet tacy (choc nie "na Polonii") co uwazaja ze to rozgrywanie glosow zydowskich (zobaczymy wkrotce...):
    http://www.globalresearch.ca/index.php?context=va&aid=32098

    Ja osobiscie nie pokladam ZADNYCH nadzieji na zmiene polityki USA w stosunku do Polski, z tej prostej przyczyny, ze USA to "panstwo powazne", ja pisze Pan Aleksander. Tydzien temu, z przekory wpisalem sie na blogu Pana Darskiego:
    http://naszeblogi.pl/30305-hipoteza-nr-i
    Staram sie wkurzac Polakow nad Wisla, bo jest to konieczne aby sie opamietali.

    Agent z Baraku Obamy
    Seksot Zhopnitskij - 24.06.2012 20:20

    Jest chciejstwem sugerowanie ze jak "agent Obama" odejdzie to Hameryka sie znow zainteresuje Polska. A jesli juz Obama jest agent to na pewno nie KGB, bo oni malo placa. Z autorem zgadzam sie w pelni, ze w Polsce nie ma z kim gadac, i w interesie "KGB" jest aby wykosic wszystkich, ktorzy by nawet mogli sluzyc za pozyteczna agenture. Jednak tragedia jest znacznie wieksza... Amerykanie w Polsce poniesli porazke wieksza niz w Rosji. Tam im sie w duzej mierze udalo zahamowac ekspansje komuny i doprowadzic do rozwalenia imperium. Polska miala byc "przyczolkiem europejskim" i mielismy bronic Europe przed zalewem bolszewizmu jakby sie w Rosji odrodzil (niestety, odrodzil sie) bolszewizm. Takie nadzieje podsuwaly administracji amerykanskiej opiniotworcze srodowiska polonijne. Problem w tym, ze te srodowiska wywodza sie z niedobitkow z Armii Andersa oraz tych co przez Rumunie uciekli we wrzesniu 1939. Ci ludzi zyja "etosem" IIRP i do nich nie dociera ze Polakow zbolszewizowano (dwa pokolenia podobno wystarczaja) a elity polskie fizycznie (przede wszystkim) i intelektualnie (mogli byc magazynierami, ale nie profesorami) wykonczono DOSZCZETNIE. Elit w Polsce nie ma: albo sa biedakami martwiacymi sie jak przezyc, albo sie sprzedali komuchom i sa jurgieltnikami i prostytuuja sie z kazdym co zaplaci. To Europejczycy, a nie Polacy, a czesc z nich istotnie Polakami nie jest. To do Poloni ktora miala ucho w administracji waszyngtonskiej kompletnie nie dotarlo, i uwierzyli ze Solidarnosc (ta pierwsza) to byl autentyczny zryw patriotyczny. I istotnie na poczatku byl, ale trzeba pamietac ze szerokie poparcie Solidarnosc uzyskala dlatego, ze juz nawet kosci na rosol nie mozna bylo dostac na kartki. Szybko ruch nasycono agentami, a potem trockisci, agenci i sowiecka agentura sie dogadali przy okraglym stole i bolszewicy przejeli wladze w Polsce. Polski juz nie ma i to w koncu do Washingtonu dotarlo, jak zobaczyli ze lud miast i WSI wybiera kogo wybiera, i to systematycznie, jak w zegarku. Choc moze Mormon pod naciskiem kompleksu militarno-przemyslowego (tylko mi nie zarzucajcie ze cytuje Pravde -- cos takiego istnieje i ma sie dobrze, bo pieniadz nie smierdzi) bedzie sie staral cos mieszac w Polsce, ale juz bez wiary w powodzenie. Politycy dlugo sie boja ruszac tematow na ktorych spalili sie inni. A wiec ponarzekac mozna, ale to nic niz zmieni bo Niemcy i Rosja juz Polske rozebrali, a Polakom jest dobrze w roli europejskich niewolnikow i mieszkaniu w pasie wysypywania smieci zwanego od czasow Bismarcka MittelEuropa.
    Jasiu z Hameryki

    OdpowiedzUsuń
  7. "Romney zdaje się sugerować, że postrzega nasz kraj jako normalną demokrację, ale o jego stosunku do spraw polskich decyduje postawa grupy rządzącej."

    Wydaje sie, ze jest wprost przeciwnie - fakt, ze Polska jest jedynym z 3 krajow tej politycznej wycieczki, w ktorym Romney nie spotkal sie z liderem opozycji, swiadczy o tym, ze nie traktuje on Polski jako normalnego kraju demokratycznego. Jesli zas tak jest, to nie ma rowniez co liczyc na to, ze postawa grupy rzadzacej Polska bedzie dla niego miala istotne znaczenie.

    Wydaje sie, ze moze byc jeszcze gorzej - zdecydowanie Romney chcial w Polsce spotkac sie z tylko Walesa. Przedwyjazdowe zapowiedzi jego komitetu wyborczego nie wspominaly o spotkaniach w prezydentem czy premierem Polski, kiedy jednoczesnie podkreslaly, ze nastapia spotkania z szerokim kregiem politykow brytyjskich i izraelskich.
    Nie mozna z tego oczywiscie wysnuwac jakichkolwiek wnioskow odnosnie politycznej sily Walesy w Polsce. Swiadczy to jedynie o odbiorze Walesy w USA. Romney chcial miec poparcie znanego zwiazkowca, ktore bedzie mogl rzucic na szale jesienia w Wisconsin.

    pozdrawiam
    wojtek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "zdecydowanie Romney chcial w Polsce spotkac sie z tylko Walesa. Przedwyjazdowe zapowiedzi jego komitetu wyborczego nie wspominaly o spotkaniach w prezydentem czy premierem Polski"

      Wałęsa jest jedynym Polakiem powszechnie znanym i szanowanym w Ameryce. (JPII jest pamiętany przez katolików co są mniejszością i to bardziej jako papież niż Polak)

      Usuń
  8. Obawiam sie, ze Jaroslaw Kaczynski nie wystosowal zaproszenia do Mitta Romneya.
    Prawdopodobnie Departament Stanu sondowal sprawe w polskim MSZ i tam wlasnie wymyslono zaproszenie od Walesy.
    Wydawaloby sie, ze w tej sytuacji jest juz po wszystkim.

    Przyjrzyjmy sie jednak Palestynczykom, ktorzy po wizyciew Izraelu ostro i gniewnie skrytykowali Romneya, ze ani nie odwiedzil terenow palestynskich, ani nie poprosil o spotkanie z prezydentem Autonomii Palestynskiej. (during a trip in which he had neither visited Palestinian areas nor requested a meeting with Palestinian Authority President Mahmoud Abbas), a jego komentarze o kulturze i ekonomii uznali za rasistowskie.

    Pytanie jest mniej wiecej to samo co zawsze. Czy PiS sie odwazy?

    OdpowiedzUsuń
  9. "Poprawność" Romneya widoczna jest na każdym kroku. Do tego dochodzi właśnie ta ignorancja, typowa dla nawiedzonych "polityków", spełnionych finansowo, pragnących "zrobić coś dla świata, dla Ameryki". Kierowany jest przez sztab, który biorąc poprawkę na jego własne przemyślenia, kieruje się jakimiś własnymi priorytetami, w myśl programu wyborczego, którego pierwszym punktem jest WYGRAĆ WYBORY. Jak - to już ich tajny plan.

    OdpowiedzUsuń
  10. Romney chyba ma kiepskich doradców. Jeżeli jednym z jego celów było pozyskanie głosów Polonii w USA (a może nie to było jego celem), to składając wizyty Lechowi Wałęsie, Donaldowi Tuskowi i Bronisławowi Komorowskiego nie zaskarbił sobie na pewno ich uznania. To nawet Obama spotkał się z rodzinami ofiar katastrofy...

    Byłam na dzisiejszym wystąpieniu publicznym Romneya, oczekiwałam wspaniałego przemówienia amerykańskiego Republikanina i muszę przyznać, że się rozczarowałam. Ta jego poprawność, a może po prostu brak orientacji w sytuacji wewnętrznej Polski... To jego zachwalanie stanu polskiej gospodarki i polskiej demokracji... (Jak na razie to tylko prof. Binienda spełnił moje wyobrażenia o prawdziwym Amerykaninie...).

    Rzeczywiście, jak sami sobie nie poradzimy, to nikt nam nie pomoże. A właściwie dlaczego ktokolwiek komukolwiek miałby pomagać na siłę.

    Pozdrawiam,

    Anwad

    OdpowiedzUsuń
  11. Marian Ząbek,

    Jeśli pisze Pan o 100 procentowej zgodzie z moimi tezami, proszę wpierw przemyśleć stwierdzenie - "sami nic nie zmienimy, więc właściwie jesteśmy skazani na ruchy na szczytach świata". Takie widzenie spraw polskich jest mi głęboko obce, a wręcz uważam je za niezwykle szkodliwe.
    Zamiast pokładać nadzieję w "rypnięciu czegoś mocnego", trzeba samodzielnie podjąć walkę z obecnym układem i liczyć wyłącznie na siebie. To trudniejsze niż narzekanie i czekanie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Pyzol - Kaśka,

    Tego zaniedbania nic dziś nie naprawi, żadne akcje i apele. Nie zapominajmy, że już w czerwcu opozycja ogłosiła czas wakacji więc i przyjazd Romneya nie został dostrzeżony.

    OdpowiedzUsuń
  13. stanleypanama,

    Podoba mi się Pańskie stwierdzenie, że "Polska dla Amerykanów się liczy tak jak Libia za Kadafiego albo Egipt za Mubaraka."
    Tego rodzaju realizm nie podoba się wielu Polakom, ale należy stawiać go wyżej niż oczekiwania oparte na złudnych mitach. Głownie dlatego byśmy mieli świadomość, że powinniśmy liczyć na własne siły i starania.
    Dopóki Ameryce opłaca się prowadzić "dialog" z Rosją, sprawa smoleńska będzie silną monetą przetargową. Myślę, że nie tylko w relacjach z Putinem ale też z Merkel.

    OdpowiedzUsuń
  14. Jasiu Z Hameryki,

    Przeczytałem niedawno u któregoś z "naszych" publicystów stwierdzenie, że plany Romneya i jego polityczny image można porównać jedynie z postacią Ronalda Reagana. Ponieważ dawno nie czytałem tak horrendalnej bredni, zapamiętałem to porównanie. Nie będę wymieniał długiej listy rzeczy różniących te dwie postaci, ale na podstawie Pańskiej wypowiedzi zwrócę uwagę na sprawę fundamentalną.
    Otóż - moim zdaniem - Romney może być sprawnym ekonomistą, a niewykluczone, że również dobrym administratorem spraw amerykańskich.
    Nigdy jednak nie będzie przywódcą światowego formatu - mężem stanu, jakim był Reagan.
    To bowiem wymagałoby myślenia o interesie Ameryki ale w perspektywie dziesięcioleci, w konsekwencji - tratowania Polski jako "państwa buforowego", które tylko w sojuszu z USA zdolne jest powstrzymać ekspansję Kremla.
    To z kolei nakazywałoby walczyć o takie państwo - nawet wbrew woli jego namiestników.
    Napisałem w tekście, że o stosunku Romneya wobec spraw polskich zdaje się przesądzać postawa grupy rządzącej i politpoprawne "reguły demokracji".
    Gdyby w tych kategoriach myślał o Polsce (szerzej Europie Wschodniej)Reagan, nadal na swoim terytorium mielibyśmy jednostki Armii Czerwonej.

    OdpowiedzUsuń
  15. wojtek,

    Fakt, że Romney nie spotkał się z opozycją kładę na karb zaniedbań ze strony PiS-u. Należało o to zabiegać od dawna, a w przypadku odmowy - sprawę mocno nagłośnić.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. viilo,

    Jeśli Palestyńczycy potrafili, dlaczego nie stać PiS-u na słowa krytyki?
    Myślę, że zbyt wielu polityków tej formacji wierzy, że administracja amerykańska docenia tylko tych, którzy zachowują się "grzecznie" i układnie.

    OdpowiedzUsuń
  17. Anwad,

    Podzielam Pani odczucia po wysłuchaniu wystąpienia Romneya.
    Ze świadomości, że wybór republikanina nie musi nieść zmian korzystnych dla Polski, trzeba nam budować strategię długiego (ale własnego) marszu i nie oglądać się na pomoc innych. Ona nadejdzie wówczas, gdy sami będziemy gotowi zawalczyć o sprawy polskie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  18. Tutaj trudno nie zauwazyc niewykorzystanej okazji dla Fundacji Republikanskiej, ktora jak by nie patrzec miala by pretekst do spotkania zz Romneyem. Takie spotkanie trudno by odwrocic na niekorzysc kandydata tak jak spotkanie z opozycja.

    OdpowiedzUsuń
  19. Wizyta byla planowana od niedawna - na poczatku lipca byla tylko mowa o wizycie w Izraelu. Dopiero potem pojawila sie lista 4 innych krajow: Palestyna, Wielka Brytania, Polska i ... Niemcy. To, ze wizyta w Palestynie nie "wyszla" nie dziwi. To, ze nie doszlo do wizyty w Niemczech jest najwazniejsza dla nas informacja z tej podrozy. Wizyta w Polsce byla zaplanowana jako photo-op z Walesa i ewentualnie premierem/prezydentem. No i moze do tego, zeby zaczac promowac Pawlentego jako lidera Polish Americans. Cala reszta jest - moim zdaniem - zapychaniem wolnego czasu w sytuacji gdy Niemcy nie zgodzili sie zorganizowac Romneyowi odpowiedniej oprawy. Byc moze mozna mowic w tym kontekscie o nieudolnosci polskiej opozycji do zorganizowania spotkania z kandydatem w tym nagle wygospodarowanym czasie. Ale nie jest tez jasne, ze w tej sytuacji liderowi opozycji zalezalo na takim spotkaniu.

    pozdrawiam
    wojtek

    OdpowiedzUsuń
  20. W dniu 1 sierpnia nie można nie wspomnieć chocby o Powstaniu Warszawskim i w odpowiedzi na pytanie o brak reakcji (c zy akcji) opozycji w związku z wizyta M.Romney'a pozwole soie przytoczyć cytat z dzisiejszego felietonu S.Michalkiewicza: "Rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego z roku na rok uświadamia nam z coraz to większa ostrością, że nie ma już jednego narodu polskiego. O jednym narodzie można bowiem mówić tylko wtedy, gdy ma wspólny ideał. Ale jaki wspólny ideał może mieć spadkobierca tradycji niepodległościowej z PPR-owcami, czy ubekami, którzy w naszym nieszczęśliwym kraju nie tylko dochowali się licznego potomstwa, ale „szczują swe szczenięta” przeciwko wszystkiemu, co polskie? Cóż wspólnego może mieć z „młodym, wykształconym”, którego największym marzeniem jest, by go uważano za cudzoziemca? Naród polski jest dzisiaj już tylko częścią polskiego społeczeństwa, być może nawet - jego mniejszością, coraz bardziej zdominowaną przez moskiewskie psiaki i wychowanych przez michnikowszczynę europejsów."

    OdpowiedzUsuń
  21. @Aleksander Ścios31 lipca 2012 19:44

    O jednym wczesniej zapomnialem:

    " w przypadku odmowy - sprawę mocno nagłośnić."

    Gdyby rzeczywiscie byla odmowa, to nalezalo natychmiast dzwonic do B. Mikulskiej i zglosic poparcie Obamie.
    A Romneyem sie nie przejmowac.

    pozdrawiam
    wojtek

    OdpowiedzUsuń
  22. Przeczytalam dzisiaj dwie informacje o wizytach Rommeya, ktore, wydaje mi sie troche uzupelniaja obraz o jego osobie, jako kandydata na prezydenta.

    1. W czasie wizyty Rommeya w Polsce nie zostala do niego dopuszczona miedzynarodowa prasa. Nie pozwolono im opuscic ich prasowego autobusu. Pilnowala tego polska policja. I jak komentuja ci dziennikarze, czuli sie jak zwierzeta w zoo siedziace w klatce i obfotografowywane przez ludzi. Wydaje sie, ze republikanie starali sie trzymac go z daleka od pytan i zwiazanych z tym, byc moze niefortunnych, wypowiedzi.

    Link do tej informacji na niemieckim niezaleznym blogu http://blog.fefe.de/:
    "Romney hat nach England und Israel noch Polen auf dem Programm. Hach, Polen, was kann da schon passieren!1!! Nun, die Republikaner wollen es offensichtlich nicht drauf ankommen lassen und lassen jetzt einfach die internationale Presse nicht aus dem Presse-Bus und zu Romney. Der Hammer ist: das Blog, das ich da verlinke, ist von einer dieser üblen Fox News-Blondinen, nicht mal die lassen sie zu Romney. Wow." w/g http://blog.fefe.de/

    a dalej link do bloga tej strasznej Fox News-blondynki.Nawet ona nie zostala do niego dopuszczona : http://gretawire.foxnewsinsider.com/2012/07/30/notes-from-travel-with-gov-romney-in-poland/

    2. Poza tym Rommey popelnil pare gaf w swoim przemowieniu tak w Anglii, jak i w Izraelu. Zwlaszcza ta w Izraelu jest beznadziejna, bo porownal oba narody Palestynczykow i Izraelczykow w ich osiagnieciach ekonomicznych, stwierdzajac, ze wiekszy niz podwojny dochod narodowy izraelczykow na glowe, widzi on w sile ich kultury.

    Bialy Dom juz sie zdystansowal od wypowiedzi Rommeya. Rzecznik prasowy Bialego Domu Josh Earnest powiedzial, ze oburzenie Palestynczykow z powodu wypowiedzi Rommeya jest jak najbardziej zrozumiale.

    Link do informacji po niemiecku: http://www.spiegel.de/politik/ausland/palaestinenser-empoert-ueber-aeusserungen-romneys-zu-israel-und-jerusalem-a-847281.html

    Rommey, jak dla mnie, jest na razie kandydatem na prezydenta. Dopiero jak zostanie wybrany, bedzie wazne obserwowanie jakich doradcow sobie dobierze i w ogole ludzi wokol siebie, bo po tym juz mozna czesciowo rozpoznac, kierunek jego polityki zagranicznej.
    Tak bylo tez z Obama. Ci, ktorzy sie na tym znaja, odczytali juz z doboru doradcow jego cele. Przynajmniej na tamten moment.

    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  23. Polską refleksją nad "amerykańskim snem" jest dalsze wyolbrzymianie znaczenia Stanów Zjednoczonych dla pozycji politycznej naszego kraju nawet wbrew wyraźnym przesłankom wskazującym na niski status Polski w kalkulacjach USA. Niezależnie od afiliacji partyjnej środowiska waszyngtońskie w żadnym momencie najnowszej historii stosunków z Warszawą nie traktowały Polski w charakterze istotnego sojusznika. Nawet dekoracyjny spór między "starą" i "nową" Europą na tle wojny irackiej (nota bene w okresie rządów postkomunistycznej lewicy w Warszawie) nie uczynił z Polski amerykańskiej inwestycji strategicznej. Pomimo polskiego udziału w konfliktach zamorskich u boku USA, głównymi partnerami europejskimi tego kraju pozostały Wielka Brytania, Niemcy, Francja. Amerykanie ze szczególnym naciskiem od 2001 r. podkreślali też potrzebę rozwijania bliższej współpracy z Rosją, niezależnie czy rządzi nią W. Putin, czy nie. Klasycznym już uzasadnieniem tej potrzeby stała się kolejno wojna z terroryzmem, Afganistan, Iran, Libia, Syria i ogólnie kwestie bezpieczeństwa międzynarodowego. Mitem jest więc twierdzenie, jakoby kurs prorosyjski i antypolski zapoczątkował dopiero prezydent B. Obama. Także atak Rosji na Gruzję w 2008 r. wywołał najwyżej gestykulacyjną reakcję Waszyngtonu i był wyraźną zapowiedzią nowego etapu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. Nie powinno więc dziwić, że dyplomacja USA nie okazała zainteresowania sprawą Smoleńska, choć po 2010 r. z zaangażowaniem podnosiła na forum międzynarodowym kwestie przestrzegania praw człowieka w Rosji przy okazji procesów oligarchów, przebiegu wyborów lub wystąpień społecznych. Podobnie koncyliacyjne gesty wobec Moskwy wykonuje NATO, zwłaszcza od szczytu w Lizbonie w listopadzie 2010 r. Oznacza to, że Waszyngton zainteresowany jest stosunkami z Rosją bez pośrednictwa Polski i nawet jeśli w przyszłości, podobnie jak w historii, sięgnie po argument polski w relacjach z Kremlem, to uczyni to wyłącznie instrumentalnie, porzucając to narzędzie, gdy tylko zostanie wyeksploatowane. W takim porządku stosunków globalnych barwy polityczne polskiego rządu nie odgrywają większej roli, podobnie jak deklarowane lub rzeczywiste intencje M. Romneya. Liczenie w tych warunkach na amerykańską pomoc dla Polski ze strony przyszłej lub obecnej administracji USA jest zatem nie tylko naiwnością, ale grozi dalszym uprzedmiotowieniem naszego kraju w stosunkach europejskich. Polska nie będzie partnerem i sojusznikiem ani dla Stanów Zjednoczonych, ani dla Niemiec czy Unii Europejskiej (jakiekolwiek będą jej dalsze losy), ani dla Rosji (bez względu na to czy na jej czele stoi W. Putin, czy najbardziej prozachodni demokrata) jeśli nie zaktywizuje strefy krajów Europy Środkowo-Wschodniej i Bałkanów na rzecz koordynacji polityki zewnętrznej. Mocarstwa zarówno ze wschodu, jak i z zachodu negocjują tylko z silnymi ośrodkami politycznymi, nie z osamotnionymi wasalami, nawet gdyby żyli w nich najdzielniejsi patrioci lub najwierniejsi sprzymierzeńcy.

    Pozdrawiam,
    Krzysztof

    OdpowiedzUsuń
  24. Brzmi jak teoria spiskowa! Brakuje tylko Roswell i Włoskiej Mafii. Ciekawe w takim razie, co łączy Romneya, amerykańskie kury domowe, deklaracje pit i Smoleńsk.



    OdpowiedzUsuń