Coraz częściej w publikacjach medialnych oraz w wypowiedziach posłów PiS-u pojawia się sugestia, że czas rządów Donalda Tuska dobiega końca, a w najbliższej perspektywie powinniśmy spodziewać się przyspieszonych wyborów parlamentarnych lub rychłego upadku grupy rządzącej.
Tymczasem w ostatnich miesiącach nie mieliśmy do czynienia z żadnym wydarzeniem, które można byłoby uznać za zwiastun takiego scenariusza. Nie ma przełomu w oficjalnym śledztwie smoleńskim; nikt z przedstawicieli władzy nie został oskarżony w sprawach setek afer tandemu PO-PSL; nie doszło do zmian w funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości; nie istnieje kontrola władzy wykonawczej ze strony instytucji państwa; kwitnie propaganda sukcesu i szkalowanie opozycji zaś media nadal roztaczają nad rządzącymi parasol ochronny; ukrywane są informacje o stanie finansów państwa; obowiązuje zmowa milczenia w sprawach bezpieczeństwa i działań służb specjalnych. Nie można uznać, by grupa rządząca utraciła kontrolę nad jakimkolwiek obszarem życia publicznego lub poniosła zauważalne straty.
Jeśli więc podstawą budowania optymistycznych scenariuszy są doniesienia medialne – mają one tyle wspólnego z prawdą, ile media III RP z rzetelnym dziennikarstwem. To jednak dzięki nim obowiązują fałszywe wyobrażenia na temat „walk frakcyjnych” w PO, frondzie „schetynistów” czy narastaniu konfliktu na linii prezydent-premier. Nagłaśniając rzekome kontrowersje i spory medialni kreatorzy doskonale rozgrywają klasyczną „strategię nożyczek”, której istota polega właśnie na symulowaniu rozbieżności, generowaniu sztucznych konfliktów i pozorowanej walce dobra ze złem. Końcowy efekt tej strategii jest zawsze korzystny dla interesów grupy rządzącej, zaś społeczeństwo otrzymuje teatr politycznego pluralizmu i substytut demokracji.
Powinno dziwić, że ci sami politycy i publicyści, którzy zarzucają głównym mediom nierzetelność i służbę interesom władzy – w tym zakresie dają wiarę opisom nieistniejących mechanizmów. Są to dziś mity tak mocno utrwalone, że ich wyznawcy ignorują wiedzę o prawdziwej roli Pałacu Prezydenckiego, wierzą w „gorszych” i „lepszych” polityków PO, a nawet nie dostrzegają tak znamiennej, lecz niezgodnej z teorią konfliktu postawy Bronisława Komorowskiego w sprawie systemu emerytalnego.
Równie niepewnym wskaźnikiem są sondaże i badania opinii publicznej, które w realiach III RP spełniają funkcję kreatora nastrojów społecznych lub są przekaźnikiem intencji wpływowych środowisk Rzekomy spadek poparcia dla PO, może więc oznaczać tylko tyle, że partia władzy otrzymuje właśnie sygnał dyscyplinujący, zaś poprawa notowań będzie zwykle wyrazem zlecenia propagandowego.
Istnieją co najmniej cztery przesłanki nakazujące z rezerwą traktować nazbyt optymistyczne scenariusze.
W pierwszej kolejności są to wyniki wyborów prezydenckich i parlamentarnych. Stanowią one najmocniejszy dowód, że lata rządów obecnego układu oraz finał w postaci tragedii smoleńskiej pozostały bez większego wpływu na postawy milionów naszych rodaków. Można wprawdzie wskazywać na patologie i skażone źródła takich wyborów – nie sposób jednak zaprzeczyć, że ta władza nadal znajduje silne poparcie, a poziom świadomości politycznej polskiego społeczeństwa jest zatrważający.
Drugą przesłanką jest obecność głównego atrybutu tej władzy, jakim są ośrodki propagandy, zwane mediami. To one i zatrudnieni w nich mali demiurdzy, sprawują faktyczny rząd dusz nad Polakami. Ich potencjał oraz możliwości wpływu na opinie społeczeństwa pozostają nienaruszone – tym bardziej, że w czasie ostatnich pięciu lat opozycja nie podjęła nawet próby podważenia tego monopolu. Dlatego niemal każda konfrontacja z metodami propagandystów i aparatem dezinformacji musi kończyć się klęską.
Trzecim powodem, dla którego warto zachować dystans wobec scenariusza przyspieszonych wyborów, jest bez wątpienia sprawa tragedii smoleńskiej. Rola zakładników kłamstwa smoleńskiego oraz perspektywa odpowiedzialności politycznej i karnej za śmierć 96 Polaków – to dostateczne przesłanki, by uznać, że grupa rządząca nigdy nie odda władzy dobrowolnie. Ma tego świadomość Jarosław Kaczyński, gdy w trakcie niedawnego spotkania z mieszkańcami Lublina powiedział: „Trzeba wykorzystywać te możliwości, które ciągle mamy - bo uważajmy, żeby nie było tak jak w Rosji, że zaczną nam zabierać - czyli prawo do demonstracji, prawo do petycji, prawo do żądania referendum i cisnąć, cisnąć tą władzę, bo ona sama się nie rozwiąże.”
Skoro zatem wiemy, że Tusk i spółka nie mogą – bez narażenia się na akt oskarżenia – oddać rządów w drodze przemian demokratycznych, pojawia się pytanie: jak miałoby dojść do przyspieszonych wyborów i dobrowolnej rezygnacji z władzy? „Ciśnięcie” nie wydaje się środkiem dostatecznym, ponieważ aparat państwa przy użyciu dezinformacji, cenzury oraz medialnych gier operacyjnych zapewnia sobie wpływ na kształtowanie poglądów Polaków i jest w stanie zneutralizować każdy przejaw niezadowolenia społecznego. Gdyby i to okazało się nieskuteczne, władza sięgnie po środki represyjne. Przykładem działania tego systemu są fałszerstwa w sprawie tragedii smoleńskiej czy wyciszenie horrendalnych afer koalicji PO-PSL. Tu także ma rację Jarosław Kaczyński, gdy podczas demonstracji w dniu 14 marca stwierdził: „Póki tutaj jest ten premier, i jego kompania, to towarzystwo z boiska i ci co nie grają, póty prawdy się nie dowiemy”.
Dlatego wiarę w mechanizmy nacisku społecznego lub w zasady demokracji parlamentarnej - trzeba uznać za szkodliwą mrzonkę.
Prorokowanie rychłego końca tego rządu mogłoby okazać się zasadne tylko wówczas, gdyby doszło do zakulisowych ustaleń między głównymi graczami sceny politycznej lub część polityków opozycji planowała udział w inscenizacji związanej ze zmianą ekipy. Kontrolowany proces zastąpienia Tuska postacią mniej skompromitowaną czy nawet utworzenie egzotycznej koalicji, otworzyłby drogę do swoistego consensusu, w którym ceną politycznej abolicji byłby rząd złożony z „fachowców”. Gdyby takie scenariusze były poważnie rozważane, ich twórcy musieliby pamiętać, że „okrągłe stoły” stanowią stylistyczny przeżytek, a zabawy z politycznymi hybrydami kończą się przykrym efektem bastardyzacji.
Czwartą przesłanką, którą warto uwzględniać na tle obecnej sytuacji międzynarodowej jest prezydentura Władymira Putina i perspektywa kolejnej dekady rządów kremlowskich „siłowików”. Dla III RP przynosi ona zapowiedź pogłębiania procesu „integracji” i „pojednania” oraz wytyczenia nowych zadań w roli rosyjskiego konia trojańskiego. Ich realizacja będzie możliwa tylko wtedy, gdy w „priwislinskim kraju” władza będzie należała do „przyjaciół Moskwy”. Obalenie tej władzy, a - w konsekwencji - ujawnienie przyczyn tragedii smoleńskiej, mogłoby zagrozić globalnym interesom Putina i pokrzyżować rosyjskie plany ekspansji na Europę. W warunkach III RP ta przesłanka prowadzi również do wzmocnienia wpływów środowisk skupionych wokół Pałacu Prezydenckiego i uczynienia z niego głównego ośrodka władzy. To zaś oznacza, że cały obszar bezpieczeństwa narodowego oraz „zmiany systemowe” w funkcjonowaniu służb specjalnych i resortów siłowych zostaną podporządkowane planom opracowanym w prezydenckim BBN-ie.
Ignorowanie takich faktów bądź próba zastąpienia ich projekcją życzeń, muszą doprowadzić do błędnych konkluzji w ocenie sytuacji. Autorzy pozytywnych scenariuszy niespecjalnie ukrywają, że wsłuchują się głównie w doniesienia medialne, wypowiedzi polityków PO lub reakcje koncesjonowanej opozycji, spod znaku Palikota i SLD. Popełniają tym samy kardynalny błąd, poddając bezkrytycznej analizie głosy swoich przeciwników i środowisk, które mają oczywisty interes w fałszowaniu polskiej rzeczywistości. Prognozy te opierają się na infantylnej wierze w istnienie takich mechanizmów demokracji, które pozwalają obalać złe i nieudolne rządy przy pomocy karty wyborczej. Niejako w oderwaniu od wyników ubiegłorocznych wyborów odwołują się do mitycznej „mądrości społeczeństwa”, wierząc w jego dojrzałość i zdolność do samodzielnego decydowania o swoim losie.
Wprawdzie chciałbym podzielać podobne opinie i życzyć sobie jak najszybszego upadku rządów PO-PSL, nie sposób jednak przystać na miłe sercu scenariusze za cenę rozminięcia z realiami.
Nietrudno przewidzieć, że najbliższe miesiące zweryfikują optymistyczne rachuby i rozstrzygną polityczne kalkulacje. Być może ich autorzy wolą liczyć na amnezję Polaków, ale taka postawa oznacza prostą drogę do utraty elektoratu i wzrost poczucia zniechęcenia wśród milionów zwolenników opozycji. Co powiedzieć tym ludziom, gdy minie czas Euro, a kolejne miesiące nie przyniosą oczekiwanych rozstrzygnięć? Jakich argumentów użyć, jeśli okopana w wąskim szańcu opozycja dotrwa do następnych wyborów, lecz i one niczego nie zmienią? Wiara w optymizm – jak pisał Mackiewicz – nie zastąpi nam Polski.
Jestem przekonany, że ludzie wspierający PiS zasługują na dużo więcej niż wynika to z mglistych obietnic czy demagogicznych zapowiedzi. Są w stanie wesprzeć każdą formę aktywności opozycji, jeśli jest sensowna i skuteczna. Potrafią wiele zrozumieć i mają dość siły, by wytrwać w długim marszu. Mogą też znosić kolejne porażki - byle wiedzieli, że na końcu tej drogi jest wolna Polska.
Artykuł opublikowany w nr 13/2012 Gazety Polskiej.
Czyli generalnie jesteśmy wiadomo gdzie ..., otoczeni jak nie ruskimi, to niemcami. Co Pan proponuje Panie Ścios?
OdpowiedzUsuń"Nie można uznać, by grupa rządząca utraciła kontrolę nad jakimkolwiek obszarem życia publicznego lub poniosła zauważalne straty." Po ostatnim głosowaniu w sejmie nie ma już potrzeby sprawdzania pańskiej diagnozy, a pan Czarnecki powinien czytać nie tylko swoje własne teksty, który teraz czuje się chyba jak bokser nadziany na kontre.
OdpowiedzUsuńhttp://cierpiacacierpiaca.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńW 2007 był raport European Council on Foreign Relations pt. A POWER AUDIT OF EU-RUSSIA RELATIONS. Podzielono kraje w UE na grupy, w stosunku do ich relacji z Rosją. Polska była w grupie tzw. nowej zimnej wojny. Ale teraz to już chyba koń trojański na pełnych obrotach:
OdpowiedzUsuń- "Trojan Horses" (Cypr i Grecja)
Their connections with Russia have ancient cultural and more recent geopolitical and economic roots.
- "Strategic Partners" (Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania)
Aside from Spain, all have strong political and economic bilateral relationships with Russia. They have all been wooed by Vladimir Putin, who shows them the respect one great power owes another.
- "Friendly Pragmatists" (Austria, Belgium, Bulgaria, Finland, Hungary, Luxembourg, Malta, Slovakia, Slovenia and Portugal)
While they are not active promoters of Russian interests within the EU system, they tend to oppose actions which they fear might irritate Moscow
− "Frosty Pragmatists" (Czech Republic, Denmark, Estonia, Ireland, Latvia, the Netherlands, Romania, Sweden and the United Kingdom)
While these countries tend to be pragmatic and oriented towards business interests, they do consistently raise concerns about democracy and human rights, and are willing to challenge Russia when it violates their commercial interests as well as diplomatic norms.
− "The New Cold-Warriors" (Polska i Litwa)
They have actively sought to shape a more critical EU line towards Russia, using means like critical non-papers, diplomatic footwork and even vetoing negotiations about a new EU agreement with Russia. Motivated by Russian pressures, but also by unresolved historical grievances, they have missed few opportunities to criticise Russia in public. They have frosty political relations with Russia, and this often spills over into the economic field. The long list of bilateral gripes with Russia includes oil supply cuts to Lithuania, discriminatory railway tariffs for goods transiting the Baltic states, disagreements over access to Kaliningrad, and disputes over phytosanitary norms.
Russia’s uncompromising stance towards the ‘New Cold Warriors’ has ‘Europeanised’ many of their problems with Russia. As these countries move towards full participation in all EU policies, such disputes could become even more damaging to the overall EU-Russia relationship. For example, Poland’s government under Jaroslaw Kaczy´nski blocked EU negotiations on a new EU treaty with Russia after Russia introduced a ban on Polish meat and the EU was slow to deal with the problem. This is one of the most visible instances where one single EU member state has blocked an important policy measure on Russia.
Poland has sought more EU solidarity on Russia, but its appeals have been undermined by the fact Poland has often been a difficult partner on other EU priorities, such as the EU Reform Treaty. Moreover, the fact that Poland at first refused to invite OSCE observers to its October 2007 elections (before subsequently relenting) created a useful precedent for Russia to argue against a strong mission of OSCE observers to its own parliamentary elections two months later. (..)
Following the Polish elections on 21 October 2007, it seems likely that the new government will pursue a less confrontational relationship with Russia. Considering Lithuania’s relative caution in confronting Russia, the ‘New Cold Warriors’ group might soon cease to exist. Much will depend on Russian policy towards these states, and particularly towards the new government in Warsaw.
Raport do pobrania na http://ecfr.eu/page/-/documents/ECFR-EU-Russia-power-audit.pdf
Co dalej? Cel wolna Polska wskazuje nie PiS a ONR. Jeżeli PiS zechce spostrzec, że pragnienia konsolidują się za sprawą ONR a nie PiS być może jest szansa na odbudowę, a nie kolejną modernizajcę z udziałem właśnie PiS jako figuranta.
OdpowiedzUsuń