W opublikowanym przed dwoma laty liście otwartym dotyczącym polityki zagranicznej, Jarosław Kaczyński przypomniał fundamentalną zasadę: "by polityka była skuteczna musi być najpierw moralnie słuszna". O potrzebie stosowania tej zasady miało nam również przypomnieć hasło wyborcze PiS –u. Słowa: "Polacy zasługują na więcej" – zapowiadały, że tym „więcej” stanie się zgodna z elementarną etyką korelacja słów i czynów. Były to słowa na miarę naszych oczekiwań, ale równie wysokie standardy wyznaczały ludziom partii opozycyjnej.
Nie można więc nie zapytać: jak oceniać stwierdzenia, które pojawiły się wczoraj na blogu Jarosława Kaczyńskiego? Jakim zasadom przypisać zdumiewającą konfrontację partii Marka Jurka z ludźmi, którzy do niedawna jeszcze stanowili trzon PiS-u? Konfrontację tym bardziej osobliwą, że za jej zwycięzcę mamy uznać człowieka, który w polityce kieruje się zasadą moralnego relatywizmu i do niedawna jeszcze odrzucał możliwość współpracy z PiS-em.
Jarosław Kaczyński napisał: „Formacja Marka Jurka to formacja pewnej, już nie sięgając głębiej, a tylko do życiorysu przywódcy, 35-letniej tradycji działania z pozycji, nazwijmy to, radykalnego konserwatyzmu. To jest pozycja, która w naszym przekonaniu mieściłaby się w naszej partii, ale jest tam też mocna tendencja do politycznej samodzielności. Uznaliśmy, że ten dorobek i ta pewna odrębność jeśli chodzi o poglądy są przesłanką, którą możemy przyjąć do wiadomości i stąd tego rodzaju porozumienie jest możliwe.”
Gdybym miał serio traktować tę rekomendację, musiałbym uznać, że prezes PiS oczekuje od nas głębokiej amnezji i napisał swoje wyjaśnienia tylko po to, by niestosownością porównania pogrążyć niedawnych kolegów partyjnych z Solidarnej Polski.
Trzeba wyraźnie powiedzieć, że niezależnie od definicji, jaką Jarosław Kaczyński przykłada do określenia „radykalny konserwatyzm” oraz rodzaju „odrębności” umożliwiających porozumienie z Markiem Jurkiem – nie wolno nam zapominać o postawie tego polityka po tragedii smoleńskiej ani tracić z oczu zasad politycznej „samodzielności”, jakim hołduje założyciel Prawicy Rzeczpospolitej.
Postawę pana Jurka mogliśmy poznać tuż po 10 kwietnia 2010 roku, gdy na blogu polityka pojawiały się teksty z deklaracjami, iż nie zamierza rezygnować z kandydowania w wyborach prezydenckich. W tym najboleśniejszym dla Polaków okresie, ów „konserwatysta” za najważniejszą sprawę uznał informowanie rodaków o przebiegu swojej kampanii wyborczej, nie zapominając przy tym pochwalić prezydenta Rosji za słowa: „przywódcy sowieccy dopuścili się zbrodni na polskich oficerach w Katyniu, podobnie jak zbrodni na narodzie rosyjskim”. Pięć dni po tragedii smoleńskiej dla Marka Jurka była to „najważniejsza rosyjska oficjalna deklaracja historyczna od kilkunastu lat i krok w stronę desowietyzacji stosunków polsko-rosyjskich”.
„Polityczna samodzielność” nakazała następnie owemu „antykomuniście” tworzyć wspólne „sztaby” ze środowiskiem byłych oficerów LWP i komitetem wyborczym „Nowego Ekranu” - skąd bezustannie trwały ataki na PiS i Jarosława Kaczyńskiego. 22 września 2011 r w siedzibie NE doszło do spotkania przedstawicieli „organizacji społecznych i politycznych o szerokim spektrum programowym”. Prawica Rzeczpospolitej Marka Jurka zawarła wówczas porozumienie m.in. z :Komitetem Wyborczym Marka Króla, Komitetem OLW Nowy Ekran, Samoobroną Rzeczpospolitej Polskiej, Unią Polityki Realnej oraz Stowarzyszeniem Pro Milito – organizacją założoną przed pięcioma laty przez gen. Tadeusza Wileckiego i gen. Marka Dukaczewskiego – ostatniego szefa WSI.
Grono to spotkało się, by „doprowadzić do wyborów opartych o nie uprzywilejowujące partie Okrągłego Stołu nowe prawo wyborcze”. Powołany wówczas „sztab” uznał, że „system wyborczy w Polsce jest obarczony grzechem pierworodnym kontraktowych wyborów do Sejmu w 1989 r. Siły Okrągłego Stołu zagwarantowały sobie faktyczny monopol w polskiej polityce poprzez wadliwe prawo wyborcze, czerpanie funduszy publicznych na własne potrzeby oraz kontrolę mediów zwłaszcza publicznych. Stanowi to naruszenia wolności wyboru i fundamentalnych zasad demokracji.”
Wypowiedzi Marka Jurka z tego okresu wskazują na szczególny rodzaj „koncyliacyjności” prawicowego polityka:
„Problem Jarosława Kaczyńskiego polega na tym, że nie potrafi wziąć odpowiedzialności za własne decyzje. Tak było nie tylko z pracami konstytucyjnymi przed czterema laty. Tak było z ubiegłoroczną kampanią prezydencką. I tak jest ciągle.” – uznał Jurek pod koniec września 2011 roku i doszedł do wniosku: „Te wybory przekonały mnie ostatecznie, że porozumienie z partią Jarosława Kaczyńskiego nie jest możliwe, bo – nie tylko dla lidera, ale nawet dla zwolenników tej partii – jedność to po prostu polityka jej lidera”.
Kilka dni później w wywiadzie dla Frondy, Jurek powtórzył: „Porażka w zbieraniu podpisów i słaby wynik wyborczy zmuszają nas do opracowania porządnego planu akcji na najbliższe trzy lata. Muszę otwarcie przyznać, że wybory każą nam definitywnie się pożegnać się z nadzieją – sformułowaną przeze mnie po powołaniu Prawicy Rzeczypospolitej – że po czasie bezwarunkowego poparcia opinii katolickiej dla PiS przyjedzie czas warunkowej współpracy. Niestety, doświadczenie pokazuje, że PiS-owi można się podporządkować (co z radością albo z oporami zrobiło wiele środowisk prawicowych i katolickich) albo można się z PiS-em konfrontować, jednak partnerska współpraca z partią Jarosława Kaczyńskiego nie jest możliwa. Po wielu próbach porozumienia (również po tej ostatniej) czas to spokojnie stwierdzić.”
Warto pamiętać o tych słowach, by docenić trwałość poglądów pana Jurka i jego konsekwentną postawę.
Nie wszyscy jednak zasługiwali na tak ostrą ocenę. Prócz wyborczego porozumienia ze środowiskiem służb wojskowych, pan Jurek dostrzegał również możliwość współpracy z politykami PJN- u, których Jarosław Kaczyński uznał wczoraj za „całkowicie skompromitowanych, nie tylko z punktu widzenia partii, ale także z punktu widzenia polskiej demokracji i kryteriów moralnych,”.
Warto tę opinię skonfrontować ze słowami Marka Jurka, który pod koniec października 2011 stwierdził: „Deklaracja PJN o potrzebie współpracy i porozumienia to znak, że Polska Jest Najważniejsza jest trwałą formacją, a nie tylko jednorazowym projektem wyborczym. [...] Dobrze, że koledzy z PJN już dziś myślą o pracach konsolidacyjnych. Będę zachęcał Prawicę Rzeczypospolitej i naszych kolegów, którzy w ramach Zespołu Polityczno-Programowego pracują nad nową strategią naszej partii, do podjęcia poważnych rozmów (a lepiej prac programowo-politycznych) – oczywiście jeżeli będziemy mieli nastawionych na to samo partnerów..”.
Nie ma potrzeby dręczyć czytelników innymi przykładami „konserwatyzmu” pana Jurka. W politycznym krajobrazie III RP jest to postać marginalna, jakkolwiek poziomem koniunkturalizmu i hipokryzji wzbudzająca we mnie najgorsze odczucia. Pojawiają się one zawsze, gdy obyczajową ortodoksją próbuje się kamuflować egotyzm i polityczną tandetę.
Bez wątpienia partia opozycyjna ma prawo podejmować współpracę z kim zechce, a jej prezes może nawet uznać „dorobek” kanapowej formacji za znaczący. Nim tego rodzaju decyzje ocenią wyborcy warto byłoby jednak zapytać: jaką normą moralną oceniać działania Marka Jurka i jakim regułom przypisać jego polityczną „skuteczność”? Co nowego wnosi do polskiej prawicy polityk, który dla doraźnych korzyści skłonny jest zawierać sojusz z każdym środowiskiem?
Sądzę, że mamy prawo oczekiwać, by politycy opozycji serio traktowali własne słowa. Ta gwarancja jest nam potrzebna, by miarą zasad moralnych odróżnić politykę od demagogicznej kazuistyki. To zaledwie minimum - jeśli słowa „Polacy zasługują na więcej” mają oznaczać szacunek dla wyborców i nieść zapowiedź nowych relacji. Tego „więcej” powinniśmy oczekiwać od PiS-u - szczególnie gdy rzecz dotyczy naszej przyszłości i działań jednoczących prawicę.
Niestety nie mogą do końca zgodzić się z tą oceną . Pewnie nie jest łatwo wyznaczyć w polityce granicę między dopuszczalnym ustępstwem , kompromisem , "elastycznością" ,a zdradą . Niektórzy ,do nich nie należę , traktują podpisanie Traktatu Lizbońskiego przez śp. Lecha Kaczyńskiego jako akt zdrady , także wizerunek Jarosława Kaczyńskiego w kampanii prezydenckiej pewnie był jakimś kompromisem .
OdpowiedzUsuńNiestety nie mogą do końca zgodzić się z tą oceną . Pewnie nie jest łatwo wyznaczyć w polityce granicę między dopuszczalnym ustępstwem , kompromisem , "elastycznością" ,a zdradą . Niektórzy ,do nich nie należę , traktują podpisanie Traktatu Lizbońskiego przez śp. Lecha Kaczyńskiego jako akt zdrady , także wizerunek Jarosława Kaczyńskiego w kampanii prezydenckiej pewnie był jakimś kompromisem .
OdpowiedzUsuńNiestety nie mogą do końca zgodzić się z tą oceną . Pewnie nie jest łatwo wyznaczyć w polityce granicę między dopuszczalnym ustępstwem , kompromisem , "elastycznością" ,a zdradą . Niektórzy ,do nich nie należę , traktują podpisanie Traktatu Lizbońskiego przez śp. Lecha Kaczyńskiego jako akt zdrady , także wizerunek Jarosława Kaczyńskiego w kampanii prezydenckiej pewnie był jakimś kompromisem .
OdpowiedzUsuńŻycie w rzeczywistości postsowieckiej to jak brodzenie w fekaliach , trudno wymagać "nieskazitelnej czystości"
OdpowiedzUsuńSz P jak uzyskać większość parlamentarną aby zmienić ustrój na prezydencki zmienić konstytucję przeprowadzić lustracją dekomunizację sedziów racja ma P STANKIEWICZ O CZYM TGRĄBIE również od lat własna prawicowa tv inaczej nie ma żadnych szans nawet najmniejszych
OdpowiedzUsuńPopieram autora tekstu.Tak koniunkturalnych ludzi nalezy pozostawic na boku.Jest to miernota o wybujalych ambicjach i niesamowity hipokryta.
OdpowiedzUsuń