W maju 2010 roku, Bronisław Komorowski odnosząc się wizerunku publicznego swojego przyjaciela i „alter ego” Janusza Palikota powiedział: „Ludzie o ostrym języku, o ostrym stylu uprawiania polityki, najlepiej wyrażają różne wątpliwości, różne zagrożenia i poglądy. To już jest kwestia taktyki politycznej”.
W tej ocenie zawiera się niezwykle dogodny mechanizm działań prowadzonych w ramach strategii nożyczek –ulubionej formy sprawowania władzy przez grupę rządzącą. Pozwala ona na symulowanie rzekomych rozbieżności politycznych, generowanie konfliktów i pozorowanie walki dobra ze złem. Dzięki niej społeczeństwo otrzymuje teatr pluralizmu i substytut demokracji, zaś końcowy efekt jest zawsze korzystny dla interesów decydentów.
Mając w ręku wszystkie najważniejsze narzędzia władzy, grupa rządząca nie może forsować obrazu monolitu i jednomyślności. O wiele korzystniejsze jest stworzenie mitu o kilku niezależnych, a czasem skonfliktowanych środowiskach oraz generowanie rzekomych sporów. Pozwala to również na zbudowanie fałszywej opozycji i zastąpienie nią autentycznych przeciwników politycznych.
Utworzenie partii Palikota było zatem klasycznym posunięciem w ramach tej strategii i pozwoliło scedować na tego polityka wszystkie działania i poglądy, których oficjalnie nie mógł wyrażać Bronisław Komorowski. Jego przyjaciel zebrał ponadto „skrajne skrzydła” tzw. formacji lewicowych oraz różnego rodzaju przedstawicieli środowisk patologicznych.
Społeczeństwo dostało erzac polaryzacji sceny politycznej i wizję „nowej” (nieobciążonej bagażem Platformy) partii. To zaś, czego nie mógł głośno powiedzieć lokator Belwederu lub premier rządu - otwarcie głosił ich kamrat. Skuteczność tej metody poznaliśmy podczas najazdów hord barbarzyńców na Krakowskim Przedmieściu i eskalacji ataków na ludzi broniących krzyża. Dowodem efektywności był przede wszystkim wynik wyborów parlamentarnych i wprowadzenie egzotycznej formacji Palikota do parlamentu.
Otwierało to przed grupą rządzącą ogromne pole prowadzenia gier i kombinacji politycznych, bez narażania się na utratę władzy lub zdarzenia nieprzewidywalne.
W najbliższej przyszłości czeka nas zapewne inscenizacja związana ze zmianą koalicjanta i propagandowym zabiegiem poprawy wizerunku grupy rządzącej. Choć jej scenariusz jest niezwykle prosty, a nawet prymitywny to dzięki niskiej świadomości politycznej Polaków oraz wsparciu ze strony ośrodków propagandy wydaje się całkowicie realny.
By osiągnąć cele tej kombinacji, przez ostatnie miesiące usilnie uwiarygodniano Palikota, przedstawiając go jako rzekomą opozycję parlamentarną. W powiązaniu z równie fałszywym mitem o frondzie „schetynistów” i konfliktach na linii prezydent-premier – stwarzało to dogodne warunki do zainicjowania obecnej rozgrywki. Również dlatego, że w fałszywą narrację włączono PiS i środowiska autentycznej opozycji. Głoszone przezeń wizje przedterminowych wyborów i upadku rządu Tuska, doskonale wpisywały się w plany inscenizacji.
Do działań tych wykorzystano także Komorowskiego, który w niedawnym wywiadzie dla RMF FM zapewniał Polaków, że jego przyjaciel Palikot „to jest opozycja, to jest licząca się część opozycji. To jest nowe zjawisko na polskiej scenie politycznej” i przedstawiał go jako polityka „zdradzającego postawy propaństwowe” i „skłonnego podejmować ryzyko z tytułu przeprowadzenia reform koniecznych dla Polski”.
Na bazie rzekomego sporu o reformę emerytalną zbudowano zatem przekaz o „kryzysie koalicji” i wewnętrznych tarciach w PO. Ośrodki propagandy nagłaśniają zaś groźbę „zerwania koalicji” i wieszczą rychłe wybory parlamentarne. Stworzą one warunki do dokonania kolejnej roszady w granicach grupy rządzącej, pozwolą zatuszować błędy i wpadki Tuska i wywołają symulowany efekt pluralizmu i demokracji.
Niewykluczone zatem, że do takich wyborów dojdzie - nawet jeśli bezpieczniejszą formą przeprowadzenia zmian byłyby ustalenia dokonane wewnątrz parlamentu. Doświadczenia ubiegłoroczne dowodzą jednak, że wybory nie stanowią żadnego zagrożenia dla grupy rządzącej, a ich wynik jest doskonale moderowany przez tzw. sondaże i zabiegi ośrodków propagandy.
Zastąpienie mocno „sfatygowanego” koalicjanta, nowym nabytkiem wydaje się nietrudne i pożyteczne, nie tylko ze względów wizerunkowych. Powrót Palikota do „macierzy” wiąże się z włączeniem do establishmentu III RP ludzi „lewicy” oraz szeregu środowisk o specyficznych poglądach i proweniencji. W antypaństwowych i antypolskich planach mogą one odegrać istotną rolę i być wykorzystane również do dalszej marginalizacji Kościoła. Takie rozwiązanie ogranicza - co prawda - możliwości prowadzenia gier „na opozycję”, ale daje szansę na powolne wygaszanie „projektu PO” i budowanie w jego miejsce kolejnej mutacji reprezentującej interesy grup zarządzających III RP. Dla samego Palikota stwarza zaś doskonałe miejsce startowe na stanowisko prezydenta.
Nie można też wykluczyć, że w ramach obecnej rozgrywki istnieje zamysł utworzenia tzw. rządu fachowców, do którego swój akces zgłosiłaby pewna grupa posłów opozycji. Taki rząd, działając pod szyldem walki z zagrożeniami ekonomicznymi mógłby powstać przy wsparciu PiS-u i funkcjonować jako nowa hybryda układu. Na początku marca wspominał o tym rzecznik PiS Adam Hofman: „Gdyby koalicja się nie dogadała, bylibyśmy gotowi na konstruktywne wotum nieufności, rząd fachowców, być może rozmowy z Pawlakiem. Koalicja z rządem fachowców, byleby powstrzymać sięganie do kieszeni Polaków jest lepsza niż to co jest”. Zadziwiająca „koncyliacyjność” niektórych polityków opozycji oraz umizgi i zapewnienia Gowina o „wzmacnianiu prawicowego skrzydła PO” mogą świadczyć, że takie scenariusze są również brane pod uwagę.
Skuteczne przeprowadzenie inscenizacji z wymianą koalicjanta bądź stworzeniem „rządu fachowców” pozostanie oczywiście bez wpływu na stan państwa i poprawę realnej sytuacji Polaków. Nie rozwiąże to żadnych problemów i nie uleczy patologii III RP. Tego rodzaju zabiegi reanimacyjne mogą natomiast odsunąć groźbę upadku grupy rządzącej i na długi czas zapewnią ochronę jej interesów.
Tekst zamieszczony w Warszawskiej Gazecie.
Czytając pana teksty coraz częściej mam wrażenie, że obserwuję ćmę, która dolatując do żarówki odpada od niej, żeby znów wrócić i się poparzyć tyle, że tą Ćmą są Polacy t.zn. my mieszkańcy tego kraju i dlatego jest mi coraz smutniej, że i ja należę do tej Ćmy jako jej cząstka, ale nie mam wpływu na jej zachowanie.
OdpowiedzUsuńPrzestawienie wajchy i gra na Palikota jest ewidentne. Nie sadzi Pan jednak, ze szykują go na premiera?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Myślę, że Palikot to ich ostatnia nadzieja. Przypominam sobie ostatnie, dość desperackie, próby Olechowskiego i Piskorskiego zbudowania nowej siły z nieboszczki SD, wyszło z tego tylko zombie. Niestety nie dało się drugi raz powtórzyć tego tricku jak z PO.
OdpowiedzUsuńWięc postawili na Palikota.Zważywszy na jego elektorat uważam, że osiągnął maksimum. Nie może być przecież w Polsce tyle szumowin, głupców i naiwniaków ale moge się mylić. Jesli by został Premierem to byśmy zobaczyli przedsmak rządów Antychrysta (takiego na polską skalę)
A może społeczeństwa muszą sięgnąć dna aby zorientować się co jest grane?
OdpowiedzUsuń