Pierwszego człowieka rozstrzelał na Łubiance w sierpniu 1924. Potem zabijał codziennie przez prawie 29 lat. Ostatniego skazańca zlikwidował 2 marca 1953 r. na trzy dni przed śmiercią Stalina. Major bezpieczeństwa państwowego Wasilij Błochin - "specjalista" katowskiego komanda wyznaczonego do likwidacji Polaków w Katyniu osobiście zabił 50 tysięcy osób. Był nie tylko wykonawcą, lecz także wybitnym technologiem zbrodni. To on zrezygnował z rewolwerów Nagan, które jego zdaniem zbyt szybko się nagrzewały, na rzecz niemieckich policyjnych waltherów PP. Uczył kolegów, że nie należy strzelać ofierze w potylicę, lecz starać się trafić kulą między kręgi szczytowy i obrotowy kręgosłupa szyjnego. Dzięki temu, dowodził, śmierć jest błyskawiczna, krwi niewiele. Był wzorem komunistycznego kata, który za swoje zasługi dorobił się stopnia generała i najwyższych orderów Związku Sowieckiego.
Strzał w tył głowy - to szczególnie ceniona przez komunistów metoda mordu. Wszędzie, dokąd dotarła czerwona zaraza zostawiała po sobie stosy przestrzelonych czaszek. Materiały filmowe z egzekucji w Katyniu Sowieci przekazali towarzyszom chińskim, w ramach pomocy i instruktażu przy likwidacji jeńców amerykańskich i południowokoreańskich. Wszędzie tam, gdzie idea komunistów natrafiała na opór, wdzierała się w ludzkie umysły w jedyny, znany mordercom sposób - przez otwór w strzaskanej potylicy.
70 lat po dokonaniu zbrodni katyńskiej, dzisiejsza Rosja jest oficjalnym wspólnikiem sowieckich ludobójców. Bezsporny dowód prawdziwości tej tezy, stanowi odpowiedź rządu rosyjskiego udzielona Europejskiemu Trybunałowi Praw Człowieka w Strasburgu, w związku ze skargą, jaką złożyli krewni polskich oficerów zamordowanych w Katyniu.
Zdaniem Rosjan „nie ma nawet pewności, czy Polaków rzeczywiście rozstrzelano” Rząd płk Putina nie przewiduje także rehabilitacji zamordowanych, gdyż – jak tłumaczy – „nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono”.
Kłamstwo katyńskie, podniesiono zatem w putinowskiej Rosji do rangi państwowej racji stanu, a udzielona Trybunałowi odpowiedź nie pozostawia wątpliwości, co do faktycznych intencji spadkobierców majora Błochina.
W okresie prezydentury Władimira Putina formuła sowieckiego historyka – marksisty Michaiła Pokrowskiego, iż „historia to polityka robiona wstecz” stała się w praktyce dewizą władz Rosji, a program odbudowy pozycji międzynarodowej i tworzenia nowej tożsamości narodowej Rosjan nabrał charakteru ofensywnego i rewizjonistycznego. Moskwa zaczęła dążyć do podważenia całego pozimnowojennego porządku, także w wymiarze interpretacji historii. W skrajnych formach kremlowska propaganda stała się polityką obrony sowieckiej wersji przeszłości, której zakwestionowanie miałoby rzekomo prowadzić do „podważenia wszystkich decyzji, podjętych z udziałem ZSRR, podważenia jego podpisów pod kluczowymi dokumentami międzynarodowymi”.
Rosyjska propaganda historyczna – stwierdza się w dokumencie Biura Bezpieczeństwa Narodowego zatytułowanym „Propaganda historyczna Rosji w latach 2004-2009” - prowadzona jest przy szerokim zastosowaniu technik dezinformacyjnych. W praktyce realizowana jest za pomocą kampanii tematycznych i przy szerokim wykorzystaniu rosyjskich
(i wybranych – zachodnich) środków masowego przekazu, w tym internetu. Aktywnie uczestniczą w niej przedstawiciele administracji państwowej FR.
Ważnym dowodem, iż dzisiejsza Rosja jest oficjalnym wspólnikiem sowieckich ludobójców była decyzja Prokuratury Wojskowej FR z 11 marca 2005 r. o umorzeniu śledztwa katyńskiego. Rosyjscy prokuratorzy nie znaleźli podstaw do uznania zbrodni z 1940 r. za ludobójstwo (mimo że takiej kategorii oskarżenie w tej samej sprawie sformułowali prokuratorzy ZSRR wobec Niemiec podczas procesu norymberskiego) oraz zdecydowali o utajnieniu 116 spośród 183 tomów akt. Podana na konferencji prasowej głównego prokuratora wojskowego Aleksandra Sawienkowa liczba zamordowanych i internowanych w ZSRR polskich oficerów została wielokrotnie zaniżona. Najbardziej spektakularne było jednak utajnienie nazwisk osób odpowiedzialnych za masakrę pod pretekstem ich śmierci. Samo uzasadnienie decyzji o umorzeniu śledztwa również utajniono, a obecnie odmówiono wydania akt śledztwa Trybunałowi w Strasburgu.
Rosyjska propaganda historyczna, ma bez wątpienia wymiar metodycznej indoktrynacji, skierowanej również do młodego pokolenia Rosjan. Przed dwoma laty, gazeta "Wremja Nowostiej" informowała o szkoleniach jakie dla rosyjskich nauczycieli historii zorganizowała Akademia Podwyższania Kwalifikacji i Zawodowego Przekwalifikowania Pracowników Oświaty. Nauczyciele dowiedzieli się tam jak i czego powinni uczyć w szkołach. Zgodnie z oficjalną „linią edukacyjną” - Stalin nie był żadnym masowym mordercą, tylko "efektywnym przywódcą", przygotowującym ZSRR do zwycięskiej wojny. Rządził twardą ręką i modernizował kraj kosztem wielu ofiar, ale jego postępowanie należy w sumie oceniać jako bardzo słuszne. Nauczyciele otrzymali także nowe wytyczne w sprawie Katynia. Mają przyznawać, że Polaków zamordowali funkcjonariusze NKWD i nie zwalać, jak to często do tej pory robili, winy na Niemców. Mają jednak usprawiedliwiać decyzję przywódców radzieckich o wymordowaniu jeńców wskazując dzieciom, że była ona "politycznie celowa". Będą też tłumaczyć, że zbrodnia "była odpowiedzią na zagładę wielu tysięcy czerwonoarmistów w niewoli polskiej po wojnie 1920 roku, inicjatorem której był nie ZSRR, lecz Polska". „W ten sposób wprowadza się u nas pojęcie ''sprawiedliwej historycznej zemsty" - pisały o nowych zaleceniach metodycznych Wremja Nowostiej
Kluczową rolę w propagandzie historycznej – możemy przeczytać w dokumencie prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego - jak w każdego rodzaju propagandzie – odgrywa dezinformacja. Stosowane są tutaj klasyczne techniki, jak: intoksykacja (negowanie, odwracanie faktów), manipulacja (prawdziwe tezy wykorzystywane są w sposób, który prowadzi do wyciągnięcia fałszywych wniosków), modyfikacja motywu lub okoliczności (wskazanie motywu lub przyczyny określonego działania tak, aby były korzystne tylko dla jednej ze stron) oraz interpretacja (odpowiedni dobór słów, które wywołują pozytywne lub negatywne skojarzenia odbiorcy).
Propaganda rosyjska, od wielu lat stanowi skuteczne narzędzie w rękach kremlowskich „siłowników” . Ulegają jej nie tylko politycy państw Zachodu – gotowi każdy kagebowski plan Putina odczytać jako „demokratyzację”, ale również rządy tych państw, których obywatele na własnej skórze doświadczyli dobrodziejstw komunistycznej doktryny, aplikowanej opornym przez otwór w potylicy.
W III RP, ton komentarzom na temat 70 rocznicy zbrodni katyńskiej nadają rzesze użytecznych rezonatorów kremlowskiej propagandy oraz doskonale funkcjonująca w realiach dzisiejszej Polski postsowiecka agentura. Do rangi symbolu, urasta wypowiedź pezetpeerowskiego aparatczyka, agenta wschodnioniemieckiej Stasi Stanisława Cioska, który w niedawnym wywiadzie dla „Polski” przekonywał, iż „wspólna obecność najwyższych władz Polski i Rosji w miejscu kaźni Polaków będzie wydarzeniem wyjątkowym”, a nawet, że „jest to najważniejsze wydarzenie w najnowszej historii naszych narodów.” Zdaniem tajnego współpracownika Stasi, my Polacy „Musimy doceniać przyjazne gesty Rosji i odpowiadać na nie.”
Na tym samym poziomie dezinformacji, należy oceniać zachwyty polskich mediów nad projekcją filmu „Katyń” Andrzeja Wajdy w rosyjskiej telewizji „Kultura”. Filmu, który według opinii samego reżysera nigdy „nie miał być i nie był filmem antyrosyjskim”; w którym pomieszanie faktów i fikcji, „w obawie przed obrazą poprawności postkomunistycznej” uczyniło z obrazu „opowieść wyzwoleńca, który pamięta na grzbiecie niewolę, ale nie dzieło wolnego duchem artysty” – jak celnie skonstatował Krzysztof Kłopotowski.
Rosyjską projekcję dzieła współtwórcy „Gazety Wyborczej” każe się nam postrzegać jako „oznakę zmian w polityce Kremla” i „koniec spekulacji na temat gotowości Rosji do dialogu o zbrodni na Polakach”. Kandydat Komorowski – od lat rezonujący moskiewską propagandę, dostrzega w emisji filmu „kolejny krok w kierunku poprawy relacji polsko-rosyjskich” i widzi „coraz więcej wydarzeń, nie tylko symbolicznych, które zbliżają Polaków i Rosjan”, zaś żona polskiego ministra spraw zagranicznych dywaguje jakoby „ rosyjska elita w końcu zdała sobie sprawę, że jej kraj nie może zostać zmodernizowany, jeżeli rosyjscy obywatele zachowują mentalność stalinowską i stalinowską interpretację historii” i proponuje nam uznać projekcję „Katynia” za „ sygnał odchodzenia przez rząd w Moskwie od rehabilitacji Józefa Stalina”. W tym samym tonie wypowiada się szef Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik twierdząc, iż „To przełom, że Putin będzie w Katyniu” .
Nie wspomina się przy tym, że od wielu lat rosyjscy twórcy filmowi, działając pod bezpośrednim patronatem Kremla, tworzą „superprodukcje historyczne” kreujące świadomość współczesnych Rosjan, a szczególnie młodego pokolenia. Do niedawna jeszcze hitem rosyjskiej telewizji był czteroodcinkowy serial „Smiersz”, opowiadający o trzech oficerach radzieckiego kontrwywiadu, którzy w listopadzie 1945 r. wracają z frontu na Grodzieńszczyznę, by wieść tam spokojne życie obywateli ZSRR. Zakłóca je „akowska banda”, terroryzująca miejscową ludność. Na jej czele stoi Józef – czarny charakter filmowej historii, „fanatyczny Polak”, nie wahający się przelewać krew niewinnych kobiet i dzieci. „Smiersz” pokazuje konflikt pomiędzy „polską bandą”, usiłującą przywrócić przedwojenne granice Polski, a miejscową ludnością, która pragnie spokojnie żyć, w czym znajduje poparcie radzieckiej władzy. Do tego samego nurtu filmowej propagandy, zalicza się fabularyzowany dokument „Szczęście wywiadowcy” przygotowany w związku z przypadającą w 2010 r. 90. rocznicą powstania sowieckiego wywiadu. Dość wspomnieć inne, „historyczne” dzieła, jak choćby film „1612” w reżyserii piewcy Putina Nikity Michałkowa , czy superprodukcję sprzed roku – „Taras Bulba” , w których Polska pokazywana jest w sposób negatywny i kłamliwy.
Nie przypadkiem - obecność płk Putina w Katyniu, czy projekcję filmu Wajdy nakazuje się nam traktować jako rzekomy sukces polityki rządu Donalda Tuska. To przejaw nie tylko rodzimej dezinformacji, ale przede wszystkim znaczący triumf rosyjskiej propagandy.
Puste, obłudne gesty są dla kremlowskich przywódców elementem rozgrywania kwestii historycznych w interesie politycznym i gospodarczym Rosji. Gdy w marcu 2006 roku prezydent Federacji Rosyjskiej złożył wizyty w Budapeszcie i Pradze, rozmowy ze stroną węgierską i czeską skoncentrowane były na kwestiach energetycznych. Licząc na osiągnięcie porozumienia w strategicznej dla interesów Rosji sferze Putin wykonał kilka gestów: krytycznie ocenił stłumienie powstania węgierskiego 1956 r. i „praskiej wiosny” 1968 r. przez wojska Układu Warszawskiego oraz uznał moralną odpowiedzialność Rosji za te wydarzenia. W Budapeszcie ogłosił ponadto decyzję o zwrocie zbiorów Biblioteki Szaroszpatackiej, wywiezionej przez Armię Czerwoną. W październiku 2006 roku Rada Federacji przyjęła uchwałę z okazji 50. rocznicy powstania węgierskiego, w której powtórzyła słowa o moralnej odpowiedzialności Moskwy.
W ten sposób, Rosja wykorzystuje przeszłość do nagradzania tych rządów środkowo-europejskich, które pozytywnie reagują na rosyjskie propozycje w sferze energetycznej i nie podnoszą kwestii historycznych w dialogu z Moskwą.
Gesty płk Putina - to nic innego jak nagroda dla obecnej ekipy PO-PSL za umowę gazową z Rosją i zachęta do dalszych ustępstw, w tym do sprzedaży Rosji rafinerii w Możejkach. Dla obecnego rządu, który nie może pochwalić się żadnymi sukcesami w polityce zagranicznej- propagandowa „oferta” Putina jawi się jako skuteczny, medialny środek, służący uwiarygodnieniu rzekomej sprawności polityków Platformy. Jest zatem odbierana z nietajoną wdzięcznością, szczególnie w przededniu kampanii wyborczej.
Wobec faktycznego stanowiska Moskwy, wyrażonego choćby w piśmie do Strasburga oraz instytucjonalno - prawnej kampanii indoktrynacji historycznej prowadzonej od lat w Rosji – gesty te nie mają żadnego znaczenia i nie nakładają na rząd rosyjski żadnych zobowiązań.
Fakt, iż są umiejętnie rozgrywane przez agenturę oraz rezonujących rosyjską propagandę polityków i publicystów świadczy jedynie, że mamy do czynienia z rosnącymi wpływami „partii rosyjskiej” i skutecznymi działaniami tajnych służb Kremla.
Znakiem prawdziwego stosunku polskich polityków do kwestii mordu w Katyniu, niech będzie zdarzenie z lipca 2008 roku, gdy posłowie sejmowych komisji sprawiedliwości i praw człowieka oraz spraw zagranicznych domagali się od MSZ bardziej zdecydowanej reakcji dyplomatycznej, a od IPN działań prawnych w sprawie wyjaśnienia zbrodni katyńskiej. Powodem zwołania posiedzenia komisji, była decyzja rosyjskiego sądu, który odrzucił skargę 10 rodzin ofiar zbrodni katyńskiej na umorzenie śledztwa w tej sprawie. Szef pionu śledczego IPN ujawnił wówczas, że prokuratorzy IPN nie mają w aktach śledztwa katyńskiego dokumentu przekazanego kiedyś Lechowi Wałęsie przez prezydenta Rosji Borysa Jelcyna, potwierdzającego, że zbrodni dokonało NKWD oraz wskazał, że największą przeszkodą w śledztwie IPN jest brak współpracy ze strony rosyjskiej. Gdy poseł PiS Karol Karski zasugerował, że dokument utracił Lech Wałęsa, przewodniczący posiedzeniu Ryszard Kalisz wyjaśniał, że "najprawdopodobniej" dokument znajduje się w Archiwum Akt Nowych, a poseł Jan Kuriata z PO wyraził swoje oburzenie „na insynuacje zawarte pod adresem pana prezydenta Wałęsy, ponieważ, być może, dokument zagubił prezydent Kwaśniewski. Być może, trzyma go w kieszeni pan prezydent Lech Kaczyński i nie chce wyciągnąć”.
Nic nie wiadomo, by ten ważny dla śledztwa dokument został odnaleziony, tym bardziej – nie wiadomo - kto ponosi odpowiedzialność za jego ukrycie.
Gdy jutro, nad grobami katyńskimi premier polskiego rządu będzie uniżenie witał się z płk KGB Putinem – ten fakt nie będzie miał żadnego wpływu na wyjaśnienie zbrodni dokonanej przez Rosjan na oficerach II Rzeczpospolitej. W niczym, nie przybliży nas do wskazania oprawców i oddania sprawiedliwości rodzinom ofiar sowieckiego ludobójstwa. W niczym też, nie zmieni propagandy historycznej, traktowanej jako element rosyjskiej doktryny politycznej.
Pusty gest Putina dosadnie nazwał Nikita Pietrow, rosyjski historyk, wiceszef stowarzyszenia Memoriał - człowiek, który opublikował listę katyńskich morderców z NKWD:
„Dla mnie to szyderstwo Kremla. – stwierdził Pietrow - Śledztwo zakończono sześć lat temu, a opinia publiczna w naszych krajach do dzisiaj nie została zapoznana z jego rezultatami. Nie odpowiedziano na podstawowe pytania - jak i kto? Przede wszystkim - kto ponosi odpowiedzialność?
Mówiąc o uroczystościach w Katyniu, rosyjski historyk zauważył:
„Ze strony Kremla nie zostanie tam powiedziane nic nowego. - Putin powie to, co mówił już we wrześniu zeszłego roku w Gdańsku - że jest to tragiczna data, łącząca dwa narody”.
Trafnie też Pietrow zwrócił uwagę, jak decyzja Putina wpisuje się w taktykę wzmacniania podziałów na polskiej scenie politycznej i rozgrywania kompleksów obecnego rządu w walce przeciwko prezydentowi. Zauważył bowiem:
„Jest to przebiegłe posunięcie Kremla, które ma na celu obniżenie rangi uroczystości upamiętniających tę tragiczną rocznicę. Wszak na uroczystości do Katynia mógłby przyjechać prezydent Polski. A tak Kreml daje do zrozumienia, że można się ograniczyć do szczebla premierów”.
Ten odważny głos Rosjanina, powinien obnażyć hańbiącą obłudę tych wszystkich polskich „autorytetów”, które, jak były minister spraw zagranicznych Rotfeld, w sprawie Katynia mają do powiedzenia tyle tylko, że „zbrodni dokonał reżim stalinowski, ucierpiało tam również wielu Rosjan, a także inne narody”.
Nie można oczekiwać, by 70 rocznica ludobójstwa katyńskiego stanowiła jakikolwiek przełom w stosunkach polsko-rosyjskich. Nie widać takiej woli ze strony władz rosyjskich, a serwilistyczna, tchórzliwa i oparta na wskaźnikach propagandowych polityka obecnego rządu utrwala jedynie zwycięstwo fikcji nad prawdą.
Wiem, ze to w sumie nie na temat i pewnie już późno. Ale warto przypomnieć, tak w tle 1612 i Tarasa Bulby, że 4 lipca 2010 roku będziemy nieobchodzić 400 rocznice bitwy pod Kłuszynem.
OdpowiedzUsuńCzasami warto odwołać się także do pozytywnych przykładów, tego co potrafiła Rzeczpospolita Obojga Narodów.
Tfu, tfu na psa urok. Precz z czerwoną zarazą.
OdpowiedzUsuńTrzeba o tym pisać żeby młodzież pamiętała i nie dała się wpuścić w maliny eurosocjalizmu.