„Według niepotwierdzonych informacji Niezależnej.pl, płk Aleksander L., zatrzymany wraz z Sumlińskim, może znać szczegóły pewnej operacji finansowej, wspomnianej w raporcie o WSI, która dotyczy ważnej osoby w państwie. Upublicznienie tej wiedzy byłoby dla tej osoby bardzo obciążającą okolicznością. Biorąc pod uwagę, że L. był w dobrych relacjach z dziennikarzem – może podzielił się z nim tą wiedzą? Być może też Sumliński posiada informacje na jakiś temat, interesujący pewne siły polityczne. Brak racjonalnych przesłanek do zastosowania aresztu, powoduje, że rodzą się hipotezy…” – napisał przed dwoma dniami Leszek Misiak na portalu Niezależna.
W raporcie z weryfikacji WSI jest mowa o wielu operacjach finansowych, w których mogły uczestniczyć „ważne osoby w państwie”. Ale tylko w jednej przewijają się osoby, pełniące dziś wysokie funkcje polityczne, a co ciekawsze – obecne również w sprawie „afery aneksowej”.
Chodzi o sprawę przetargu na kołowy transporter opancerzony (KTO) z 2001r. Ministrem Obrony w AWS –owskim rządzie Buzka był wówczas Bronisław Komorowski, jego zastępcą Romuald Szeremietiew. Za sprawy przetargów odpowiadał Szeremietiew. To on przygotował procedury zakupu KTO. Miał to być zakup licencji na produkcje w Polsce nowoczesnego transportera, seryjnie wytwarzanego i sprawdzonego w innej armii..
Były wiceszef MON przed kilkoma miesiącami tak wspominał ten okres:
„W czerwcu 2001 r. minister Komorowski zaprosił mnie na rozmowę. Wtedy z wyraźną troska w głosie powiedział, że w „dużej gazecie” wkrótce ukaże się bardzo „nieprzyjemny” dla mnie artykuł. I zapytał – ty wytłumaczysz się z budowy domu? Zdziwiłem się. Nigdy przedtem nie rozmawialiśmy o moich sprawach osobistych, rodzinnych. Odparłem – nie wiedziałem, że tak się interesujesz moimi prywatnymi sprawami. Co jeszcze chciałbyś wiedzieć? „
7 lipca 2001 r. w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł. autorstwa Bertolda Kittela i Anny Marszałek pt. „Kasjer z Ministerstwa Obrony”. Dziennikarze napisali:
„ Z powodu podejrzenia o korupcję Zbigniew Farmus, najbliższy współpracownik wiceministra Romualda Szeremietiewa, nie otrzymał w ubiegłym tygodniu od Wojskowych Służb Informacyjnych zgody na dostęp do tajnych informacji. Przedstawiciel zagranicznego koncernu zbrojeniowego powiedział "Rz", że Farmus żądał od niego 100 tysięcy dolarów łapówki za "załatwienie" zamówienia na dostawę haubic. Szeremietiew ręczy za uczciwość swojego doradcy. Tymczasem sam wiceminister w ciągu czterech lat urzędowania poczynił inwestycje, na które nie ma pokrycia w dochodach.”
Jak później się okazało zarzuty były nieprawdziwe i choć Farmus spędził w areszcie ponad 2 lata, został uniewinniony od zarzutu korupcji. Sprawa sądowa Szeremietiewa trwa do dziś ( prokuratura wycofała się ze wszystkich ważniejszych zarzutów) i zasługuje na osobny temat.
Tego samego dnia 7 lipca, artykuły na temat rzekomej afery w MON zamieścił „Dziennik”. Wkrótce Prokuratura Okręgowa w Warszawie wszczyna „śledztwo w sprawie” V DS. 203/01. Kilka dni później dochodzi do spektakularnego zatrzymania Farmusa. Zatrzymania dokonał oddział komandosów Urzędu Ochrony Państwa, choć w myśl przepisów powinna to była zrobić Żandarmeria Wojskowa. Oddziałem dowodził płk Kazimierz Mochol - zastępca szefa WSI do spraw kontrwywiadu, wcześniej oficer krakowskiego UOP. Po raz pierwszy i ostatni zdarzyło się, aby grupą UOP kierował oficer WSI (służby te rywalizowały ze sobą bardzo mocno). Całą akcję nadzorował osobiście szef WSI - gen. Tadeusz Rusak (również krakowianin) choć powinien był to robić szef żandarmerii. Do akcji na promie użyto śmigłowca MON, na co zgodę wyraził osobiście szef resortu, Bronisław Komorowski. Wkrótce po akcji Komorowski wystąpił do prezydenta o awansowanie płk. Mochola na stopień generała brygady. Sejmowa Komisja do spraw Służb Specjalnych ustaliła później, że Mochol miał z rekomendacji Komorowskiego zostać szefem WSI. Jednak Kwaśniewski funkcję tę przewidział dla swojego protegowanego -Dukaczewskiego.
Romuald Szeremietiew, w opinii wielu wojskowych był jedynym w historii III RP cywilnym zwierzchnikiem MON, który znał się na wojsku i, co najważniejsze – potrafił samodzielnie ocenić wartość techniczną sprzętu wojskowego. Był uznawany za osobę wpływową i mająca wiele do powiedzenia w sprawach wojskowości. „Szedłem do ministerstwa z koncepcją armii i ratowania polskiego przemysłu zbrojeniowego - mówił Szeremietiew. – Miałem świadomość panujących układów, ale wierzyłem, że coś zmienię, że uda mi się zrobić coś dobrego dla wojska i Polski.”
Jeszcze w roku 1997 r. Szeremietiew zerwał podpisany przez SLD-owski rząd kontrakt na rakiety Rafael. Uznał, że był on niekorzystny dla Polski. Nie było również tajemnicą, że wiceminister sceptycznie podchodzi do kupna amerykańskich F-16 i na pewno nie kupiłby fińskiego transportera opancerzonego Rosomak Wartość tych kontraktów oceniano na ponad 25 mld zł.
Przez cały czas pracy w MON Szeremietiew dbał o przejrzystość przetargów i drobiazgowo trzymał się ich procedury. Słuszność jego postępowania przy przetargach potwierdziła potem Sejmowa Komisja Obrony. Wywołało to konflikt z nieformalnymi grupami interesów w MON, w których główne role odgrywali oficerowie Wojskowych Służb Informacyjnych. Szeremietiew nie uległ ich naciskom m.in. w sprawie wyboru samolotu. Wiceminister odkrył też, że oficerowie WSI w tajemnicy przed nim usiłują za pośrednictwem podległych mu instytucji dokonywać zakupów. Skutecznie robił wszystko, by temu zapobiec. Stawką były ogromne pieniądze. Jego przeciwnicy musieli więc albo go odsunąć, albo ustąpić.
Komu przeszkadzał były wiceminister? Przede wszystkim lobbystom przemysłu zbrojeniowego i niektórym politykom, którym nie podobała się zbytnia dociekliwość wiceministra w wyborze sprzętu dla polskiej armii. Szeremietiewowi jako pierwszemu wiceministrowi obrony podlegał nadzór nad komisjami przetargowymi, dokonującymi zakupów wartych miliardów złotych. Nie trzeba dodawać, jak potężne są tzw. wziątki dla tych, którzy w jakiś sposób przysłużą się firmom, które wygrają przetargi.
Po zdymisjonowaniu Szeremietiewa, przetarg na KTO był nadal kontynuowany. Razem z wiceministrem posadę stracił płk Janusz Zwoliński, dyrektor Departamentu Zaopatrywania Sił Zbrojnych MON, któremu bezpośrednio podlegała kontrola nad przetargami. Zastąpił go protegowany Komorowskiego– płk Paweł Nowak. Choć wcześniej Komorowski nie chciał wyrazić zgody na podjęcie procedury przetargowej, zrobił to natychmiast po odwołaniu Szeremietiewa.
Komisja do przeprowadzenia postępowania przetargowego została powołana 2 sierpnia 2001 r. a 13 sierpnia skierowano zaproszenie do udziału w przetargu do producentów sprzętu wojskowego. Wniosek o wszczęcie procedury operacyjnej na KTO został zatwierdzony 14 listopada 2001 r. Oferty złożyły firmy: austriacki Steyer, szwajcarski Mowag i fińska Patria Vehicles.
W październiku 2001 roku ministrem obrony w rządzie SLD został Jerzy Szmajdziński. Mimo zmiany rządu i szefa MON, na stanowiskach pozostali ludzie Komorowskiego, związani z przetargiem. To płk. Paweł Nowak dokonał wyboru i zakupu transportera kołowego i rakiety przeciwpancernej. Dzisiaj Nowak jest generałem, awans otrzymał z rąk byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego na wniosek następcy Komorowskiego – Jerzego Szmajdzińskiego. Ze strony ministerstwa ON sprawę wyboru oferty zaproponowanej przez fińską Patrię „pilotował” wiceminister Janusz Zemke.
W Raporcie z Weryfikacji WSI str. 116 czytamy –
„Podczas wizyty wiceministra Zemke w Finlandii 2-4 marca 2003 r. w siedzibie Patrii i w fińskim MON doszło do rozmów, w trakcie, których kierownictwo Patrii obiecał, że do końca 2003 r. będzie gotowy pierwszy pojazd spełniający „wszystkie kryteria postawione mu przez stronę polską” Z analizy materiałów dotyczących KTO Patria wynika, iż nie dotrzymano tej deklaracji. Z danych zawartych w prowadzonej przez WSI sprawie „S” wynika, że strona ekonomiczna tego przetargu była traktowana przez Komisję Przetargową MON jako drugoplanowa, mimo iż kwestia finansowa i offset powinny być jednymi z najważniejszych elementów mających wpływ na wynik przetargu.
Według Ministerstwa Gospodarki oferta fińska była zbyt słaba. Dlatego MG zasugerowało MON zrezygnowanie z oferty Patrii poprzez wykluczenie jej z dalszych etapów procedury przetargowe. W dokumencie do min, Jerzego Szmajdzińskiego MG ostrzegał, że Patria rozumie swój udział w offsecie jedynie jako rekompensatę za dostarczone przez siebie podzespoły […]Wkrótce potem I zastępca ministra ON Janusz Zemke przekazał dowódcy Wojsk Lądowych gen. Edwardowi Pietrzykowi notatkę sporządzoną przez przewodniczącego
Komisji Przetargowej MON płk. Pawła Nowaka, z treści której wynikała bardzo pochlebna opinia nt. Patrii. Podobną opinię napisał J. Zemke w piśmie do min. Szmajdzińskiego. W korespondencji przekazanej gen. Pietrzykowi i min. Szmajdzińskiemu J. Zemke stwierdził, że
KTO Patria jest jedynym transporterem, który spełnia wymagania i powinien znaleźć się na wyposażeniu Sił Zbrojnych. […]
W marcu 2003 r. szef ABW poinformował szefa WSI, że ABW uzyskała szereg informacji wskazujących na możliwość wystąpienia nieprawidłowości w procesie wyboru KTO fińskiej firmy Patria, które wynikają z nieprecyzyjnych postanowień SIWZ oraz z decyzji podjętych przez Komisję Przetargową MON. Z uwagi na możliwość podpisania w najbliższym czasie kontraktu na dostawę KTO, jak również konieczność przedstawienia przez ABW opinii nt. offsetu agencja prosiła szefa WSI o priorytetowe potraktowanie tej sprawy i ustosunkowanie się do podniesionych wątpliwości. Szef WSI gen. Dukaczewski poinformował ministrów Szmajdzińskiego i Zemke o tym piśmie, jednocześnie sugerując, aby MON nie przekazywał ABW szczegółowych informacji, ponieważ jest to wewnętrzna sprawa resortu obrony. Natomiast w odpowiedzi dla szefa ABW gen. Dukaczewski napisał, iż WSI „nie zauważyły” nieprawidłowości przy procedurze przetargowej. Jednocześnie zapewnił ABW, iż o wszelkich usterkach na bieżąco informował kierownictwo MON.
Pomimo tych niekorzystnych informacji, w kwietniu 2003 r. zakończono procedurę przetargową i podpisano z fińską firmą Patria umowę na dostawę KTO dla Sił Zbrojnych RP.”
Decydujący wpływ na wybór Patrii miała Komisja Przetargowa MON, powołana jeszcze w sierpniu 2001 r. decyzją min. Komorowskiego. Przewodniczącym komisji był płk Paweł Nowak, zastępcą gen. Krzysztof Karboński. Obserwatorami - Bronisław Komorowski i Zbigniew Zaborowski z sejmowej Komisji Obrony Narodowej.
Rozdział 8 Raportu - . Nieprawidłowości związane z osłoną przetargu na Kołowy Transporter Opancerzony kończy się zapowiedzią skierowania do Naczelnej Prokuratury Wojskowej zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Wśród osób odpowiedzialnych wymienia się m.in. Bronisława Komorowskiego i Janusza Zemke.
Od samego początku afery, tj. od lipca 2001 r. Szeremietiew utrzymywał, że padł ofiarą ordynarnej prowokacji zorganizowanej przez Wojskowe Służby Informacyjne. Wskazywał na nazwiska oficerów WSI, którzy za prowokację odpowiadają, m.in. swoich byłych współpracowników – którzy przekazali WSI nieprawdziwe informacje na jego temat. Przedstawił oświadczenie jednego z nich,, byłego szefa sekretariatu mjr. Sławomira K., który szczegółowo opisał, w jaki sposób WSI próbowały szantażem zmusić go do złożenia fałszywych zeznań obciążających byłego wiceministra. Prokuratura umorzyła w tej sprawie postępowanie, gdyż inny oficer WSI mjr Zbigniew Spychaj zniszczył dokumenty potwierdzające udział kontrwywiadu w prowokacji. Operację nakłaniania do składania fałszywych zeznań przeciwko Szeremietiewowi przeprowadził płk Mariusz Jędrzejko, przyjaciel ministra Szmajdzińskiego z czasów PRL, były oficer polityczny LWP, obecnie wykładowca Wyższej Szkoły Humanistycznej w Pułtusku. Płk. Jędrzejko miał chwalić się, że to on był prawdziwym autorem artykułu, zamieszczonego w Rzeczpospolitej. W sprawie prowokacji pojawiają się również nazwiska mjr. Andrzeja Adamczyka - byłego oficera politycznego LWP, a wg miesięcznika „Raport – Wojsko - Technika - Obronność” - także funkcjonariusza służb tajnych w PRL i podpułkownika Tadeusza Kasprzaka, wówczas kierownika Zakładów Wojskowych w Bydgoszczy. Toczyło się przeciwko niemu postępowanie karne: był zamieszany w nielegalne transakcje związane z częściami do samolotów. Po złożeniu zeznań przeciwko Szeremietiewowi, postępowanie uchylono. Większość funkcjonariuszy biorących udział w akcji pracuje dziś na zagranicznych placówkach m.in. na Słowacji i w Indiach.
Prowokację przeprowadzono według sprawdzonej recepty - wykorzystując dziennikarzy Rzeczpospolitej. Tezy artykułu Marszałek i Kittela przez długi czas stanowiły podstawę aktu oskarżenia przeciwko Farmusowi i Szeremietiewowi. Tak długo – póki nie okazały się kompletnie kłamliwe i niewiarygodne.
Ostatecznie, Farmusowi zarzucono, że nie mając certyfikatu bezpieczeństwa korzystał z tajnych dokumentów. W jego sejfie znaleziono dwa dokumenty, których rzekomo nie powinien tam mieć. Pierwszy z dokumentów nie miał żadnej klauzuli tajności. Była to skarga koncernu Fiat Auto-Poland na zasady ogłoszonego przez MON przetargu. Drugi - miał klauzulę poufności. Było to stare pismo MSZ o nieistotnym kongresie, który odbył się w Kuala Lumpur. Po wyjściu z aresztu Farmus wycofał się zupełnie z życia publicznego, odmawia wywiadów i wypowiedzi na temat swojej sprawy. Twierdzi, że nadal czuje się zastraszony i obawia się o swoje bezpieczeństwo.
Skojarzenia z zarzutami wobec Wojciecha Sumlińskiego nasuwają się nieodparcie…
Na usunięciu z rządu Szeremietiewa najwięcej zyskał Bronisław Komorowski – przejmując całkowicie kontrolę nad zakupami dla wojska i obsadzając swoimi ludźmi wszystkie kluczowe dla tej kwestii stanowiska oraz kreując się na wybitnego znawcę problematyki wojskowej. Na aferze skorzystało też same WSI. W połowie 2001 r. wiadomo już było, że do władzy zmierza SLD, trwały dyskusje, czy po reformie służb specjalnych w ogóle utrzymać WSI. Argument o doskonałym zabezpieczeniu kontrwywiadowczym MON pomógł tej służbie przetrwać. Skorzystało też nowe SLD-owskie kierownictwo MON. Dymisja Szeremietiewa, wcześniejsza niż upadek rządu Buzka, spowodowała odłożenie kilku ważkich decyzji. W rezultacie to komuniści z Sojuszu rozstrzygnęli konkurs na samolot wielozadaniowy (18 mld zł), zakupili od izraelskiej firmy Rafael pociski Spike (blisko 2 mld zł) i rozstrzygnęli wart blisko 5 mld zł przetarg na transportery dla wojska. Zrealizowali kontrakty, których przeciwnikiem był Szeremietiew.
Przegranym w „aferze Szeremietiewa”, był ówczesny minister sprawiedliwości, obecny prezydent Lech Kaczyński, który 7 lat temu zarządził wszczęcie śledztwa w sprawie przecieków ze służb specjalnych do mediów, a dotyczyło ono m.in. red. Anny Marszałek. W odpowiedzi na te działania, premier Buzek wręczył Kaczyńskiemu dymisję.
W sprawie przetargu na KTO pojawiają się nazwiska dwóch polityków ściśle związanych ze sprawą majowej akcji ABW w tzw. aferze aneksowej, przy czym tak rola Bronisława Komorowskiego jak Janusza Zemke nie została nigdy wyjaśniona. Przypomnę, że Komorowski dopiero dwa dni temu złożył w prokuraturze zeznania na temat listopadowego spotkania z Lichockim i zrobił to w sposób, uniemożliwiający obrońcy Sumlińskiego, Romanowi Gertychowi udział w tej czynności. O związkach marszałka z Lichockim pisałem w CZY PUŁKOWNIK ROZKAZUJE MARSZAŁKOWI? oraz PYTAJCIE KOMOROWSKIEGO!.
Janusz Zemke nigdy nie wyjaśnił swojej roli w kombinacji operacyjnej przeciwko Sumlińskiemu, nie wiadomo też jaka była w tej sprawie rola przyjaciela Zemkego – Henryka Grobelnego, bydgoskiego esbeka. O udziale tych ludzi w działaniach służb przeciwko członkom Komisji pisałem wielokrotnie. Obaj politycy należą do najzagorzalszych krytyków Macierewicza i Komisji Weryfikacyjnej WSI – co raczej dziwić nie powinno.
Jak wynika z przypomnianej tu historii prowokacji wobec Szeremietiewa i Farmusa, Bronisław Komorowski ma duże doświadczenie w tego typu akcjach. Niezwykle charakterystyczne są wszystkie wspólne cechy obu spraw – tej z roku 2001 i obecnej, wskazujące, że ich autorami mogą być te same służby.
Szeremietiew, pod datą 11 kwietnia 2008r. ,zamieszcza na swoim blogu wpis, w którym odnosi się do wywiadu, jakiego Annie Marszałek udzielił Bronisław Komorowski w „Dzienniku”. Szeremietiew pisze:
„ Znajomy dziennikarz, dość znana postać w świecie mediów zapewniał, że „paliwa” do artykułu red. Marszałek dostarczył kontrwywiad WSI. Twierdził, iż współpracownik Komorowskiego, zajmujący się jego relacjami z mediami, miał być głównym konsultantem tekstu o „kasjerze”. Mój informator zapewniał, że minister dobrze wiedział o planowanej publikacji. Zapytałem o to Komorowskiego. Zaprzeczył i zapewniał mnie solennie, że nie miał z tym nic wspólnego. Czyż można mu nie wierzyć?
Ciekawe, czy teraz, gdy znowu przecięły się drogi państwa „marszałkostwa” też z tego coś widowiskowego wyniknie? „
Pytanie było jak najbardziej zasadne, bo autorką tekstów o rzekomej „aferze aneksowej” była właśnie Anna Marszałek. Co z tego wynikło – mogliśmy obserwować w maju br.
Sam Komorowski udaje zaskoczonego, gdy Jacek Tarnowski pytał go w audycji PR o udział służb w „aferze aneksowej” – „Nie, nie, nie, nie, właśnie to jest niezdrowa sugestia, że jakby to jest interes służb specjalnych. Otóż służby specjalne mogą być o tyle w sprawie, że korupcja, o którą jest podejrzany pan Sumliński, gdzieś się miała... mogła się toczyć w otoczeniu służb specjalnych. No ale proszę wybaczyć, to nie jest ani w spr... nie działają służby specjalne w sprawie Sumlińskiego, a sugerowanie tego jest według mnie mocno nie w porządku,(…)
Na pytanie dziennikarza - Jak pan myśli, dlaczego pułkownik Lichocki przyszedł właśnie do pana? Komorowski dzieli się ciekawą myślą - Ja myślę, że prozaiczna sprawa – po pierwsze sądził, że ja jestem zainteresowany, bo jak pan Antoni Macierewicz publicznie mówił... moje nazwisko jest wymieniane w jego Aneksie tajnym, a po drugie nastąpiła zmiana władzy, ja już byłem marszałkiem Sejmu, więc mógł sądzić, że się „przeflancuję”, mówiąc takim językiem polityczno–ogrodniczym, na nową grządkę, na nowy układ sił politycznych. Wcześniej, jak odnoszę wrażenie, znakomicie funkcjonował w otoczeniu poprzedniej ekipy, PiS–owskiej ekipy władzy i próbował się „przeflancować” na drugą stronę. Taka jest moja ocena, ale to już prokuratorzy badają.
Uaktywnił się również Janusz Zemke i apeluje do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, aby poinformowała go o „ działaniach podjętych w związku z doniesieniem byłego szefa SKW Grzegorza Reszki, że utracono kontrolę nad ważnymi dokumentami i nie wiadomo, gdzie są różne bardzo ważne materiały". Troska tego pana o „kontrolę nad ważnymi dokumentami” nie może dziwić, choć obecnemu wystąpieniu Janusza Zemke przypisywałbym rolę inspirującą prokuraturę i SKW do zgoła innych działań.
Gdańscy dziennikarze tak wspominają reakcję Bronisława Komorowskiego po ujawnieniu w lutym ub. roku Raportu z Weryfikacji WSI:
„Komorowski zamknął się w swoim gabinecie na cztery godziny. Wyszedł do dziennikarzy z plikiem papierów i pozaznaczał te fragmenty raportu, które jego zdaniem były nonsensowne. Podkreślał m.in., że Jan Parys i Romuald Szeremietiew, mimo, że również byli szefami MON nie zostali wymienieni w raporcie, jako odpowiedzialni za nieprawidłowości w WSI. Pytał, czy to dlatego, że są blisko związani z Macierewiczem? „
Źródła:
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/5735
http://szeremietiew.com/sprawa.php
http://szeremietiew.blox.pl/2008/04/Jak-Marszalek-z-marszalkiem.html
http://www.polskieradio.pl/jedynka/sygnalydnia/?id=15339
http://wyborcza.pl/1,91446,5418829,Zemke_apeluje_do_prokuratury_ws__dokumentow_WSI.html
http://www.wprost.pl/ar/?O=102272
http://gdansk.naszemiasto.pl/wydarzenia/701270.html
http://www.raport-wsi.info/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz