Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

piątek, 18 lipca 2008

MEDIALNE SŁUŻBY INFORMACYJNE

„Służba propagandowa MSW powinna mieć możliwość dawania do TV, radia i prasy gotowych programów do druku, albo też dostarczania TV, radiu i prasie półproduktów, którym ostateczny kształt nadadzą redakcje TV, radia i prasy.” – słowa Jerzego Urbana z pisma skierowanego w dniu 22.02.1983r do gen.Kiszczaka, wydają się zawierać pomysł na tyle ponadczasowy, że rządy III RP chętnie korzystały z podpowiedzi byłego rzecznika prasowego. W piśmie, z którego cytat pochodzi, Urban postulował „utworzenie w MSW oddzielnego pionu ( służby) propagandowej, działającej także w obrębie MO”. Jako głównego konsultanta, „jakiegoś szefa propagowania, szefa realizacji programów radiowo-tv – jednym słowem na kierownika pionu propagandy” tow. Urban proponował Mariusza Waltera. Jak trafna była to wówczas propozycja, sam Urban mógł o tym nie wiedzieć.
Mariusz Walter i Jan Wejchert – dzisiejsi władcy imperium medialnego ITI byli - o czym wiemy z Raportu z Weryfikacji WSI współpracownikami wojskowego wywiadu PRL. Pisałem o tym obszernie w innych tekstach, publikując w całości cytowane tu dokumenty.
Zeznania kadrowego oficera Zarządu II SG (WSW) Grzegorza Żemka, złożone przed Sądem Okręgowym w Warszawie, nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości, co do roli, jaką wojskowe służby PRL zleciły dwóm swoim agentom:
„Zapytałem służb wojskowych czy mogę podjąć kontakt z Wejchertem. Otrzymałem wówczas informację, że on już współpracuje ze służbami wojskowymi, więc będzie to proste. W tym czasie byłem dyrektorem Departamentu Kredytów w BHI. Poznałem w czasie tych rozmów z Wejchertem jego współpracowników m.in. Marcina[pomyłka w imieniu]Waltera. Zasugerowali mi, że jeżeli jest potrzeba zorganizowania – znalezienia przykrycia dla agentów działających w dziedzinie mediów i ich finansowanie, to najlepiej stworzyć międzynarodowy koncern z udziałem Filmu Polskiego. (…) Przekazałem te sugestie do wojska, ale postawiłem warunek że jeżeli mam się tym zająć to muszę dostać ludzi którzy znają się na mediach i byliby w stanie taki koncern zorganizować. (…) Ten biznesplan przekazałem do WSI oraz Wejchertowi, do oceny.(…) Przyznaję, że przez cały czas miałem naciski ze służb specjalnych (…) żeby jak najszybciej zorganizować ten koncern medialny na zachodzie. W związku z tym rozpoczęła się pierwsza faza tworzenia tego koncernu; muszę przyznać że trochę „na wariackich papierach”.
Jak wiemy służbom udało się zrealizować „biznesplan” i koncern medialny ITI powstał - choć „na wariackich papierach”, ale z konkretnych środków FOZZ, ulokowanych w Banku International w Luksemburgu, który służył wywiadowi PRL do dokonywania operacji finansowych. Informacji o rzeczywistym pochodzeniu kapitałów koncernu próżno szukać w oficjalnych przekazach. Strona internetowa ITI proponuje dociekliwemu czytelnikowi „skok czasowy” pomiędzy rokiem 1984 (założenie firmy), a rokiem 1991, gdy do spółki dołączył szwajcarski bankowiec Bruno Valsangiacomo.
Jeśli dziś Walter i Wejchert mogą publicznie zaprzeczać swoim agenturalnym związkom i wypierać się źródeł finansowania koncernu – zawdzięczamy to „troskliwej” opiece, jaką komunistyczne służby otoczyły sprawę FOZZ-u, dbając by wiedza na ten temat nigdy nie ujrzała światła dziennego. Zabójstwa prof. Waleriana Pańko – szefa NIK-u , jego kierowcy, a nawet policjantów służby drogowej, którzy byli jako pierwsi na miejscu „wypadku”, świadczą o perfekcji działań „osłonowych” . Michał Falzmann – człowiek, który wykrył sprawę FOZZ-u również musiał zginąć. Tak „hartowała” się III RP
Czas zmodyfikował pomysły Urbana i w państwie rządzonym przez układ „okrągłego stołu” powoływanie oddzielnej służby propagandowej, zastąpiono agenturalnymi wpływami w „wolnych mediach”.
Dalekowzroczna strategia służb sowieckich, o której pisał Anatolij Golicyn, zakładająca dokonywanie transformacji ustrojowych, przewidywała dla działań propagandowych rolę szczególną. W tworzeniu pozorów państwa demokratycznego, konieczne były struktury propagandy, kamuflowane pod przykryciem prywatnych mediów, dające solidne zaplecze finansowe i służące dokonywaniu manipulacji opinią publiczną. Już na początku polskiej transformacji służby wojskowe, całkowicie podległe sowieckim instrukcjom, precyzyjnie określiły działania operacyjne i wskazały, kogo postrzegają jako głównego przeciwnika dla struktur państwa. Tym przeciwnikiem miały być środowiska z jasno określonym programem antykomunistycznym.
Nie bez powodu, telewizja TVN i wszystkie inne media, należące do koncertu Waltera i Wejcherta prowadziły od lat zmasowaną kampanię dezinformacji przeciwko ludziom związanym z opozycją niepodległościową. Od chwili wyborów wygranych przez PIS, formacja ta stała się obiektem szczególnie silnych ataków i medialnych manipulacji.
To, co dla nieświadomego widza jest przejawem dziennikarskiego warsztatu, stanowi precyzyjnie wyreżyserowany spektakl, odgrywany według ścisłych zasad sztuki manipulacji.
Negacja faktów, lub ich odwrócenie, modyfikacja motywu lub okoliczności, nierówna reprezentacja, dowolna interpretacja, mieszanina prawdy i kłamstwa – to tylko niektóre z metod manipulacji, stosowanych przez media koncernu ITI.
Nie przypadkiem w TVN na stanowisku sekretarza redakcji umieszczono wieloletniego agenta wojskowych służb Milana Subotica i nie przypadkiem jedna z „gwiazd” tej stacji, Andrzej Morozowski był podejrzewany o kontakty ze służbami.
Naiwnością byłoby sądzić, że media są przestrzenią wolną od agentury. Za czasów PRL trudno było o środowisko bardziej nasycone agenturą niż dziennikarze. Jak wspominają to sami esbecy – „ Dziennikarze byli tą inteligencką grupą zawodową, w której zwerbowaliśmy największą liczbę konfidentów. Jak znalazł się któryś jeszcze czysty, biliśmy się o to, kto ma go werbować". Sam tow. Kiszczak wspomina, że jego podkomendni mogli liczyć na pomoc co najmniej 500 dziennikarzy, działających jako agenci MSW. Jeśli każdy z nich miałby w swoim środowisku zawodowym zwerbować tylko 10 informatorów ( a było to częstą praktyką), otrzymamy liczbę blisko połowy wszystkich dziennikarzy w czasach PRL-u.
Tylko człowiek nieświadomy realiów III RP mógłby uwierzyć, że ci wszyscy ludzie zaprzestali po roku 1989 kontaktów ze służbami, a jeszcze większą naiwnością byłoby uważać, że służby zrezygnowały nagle z usług swoich agentów. Już w pierwszej połowie lat 90-tych w środowisku byłych oficerów „oddziału Y” WSI, złożonym w większości z absolwentów kursów KGB, powstała szeroko rozbudowana koncepcja opanowania mediów. Wykorzystano do tego celu ludzi współpracujących ze służbami komunistycznymi oraz pozyskano wielu nowych agentów w środowisku medialnym. Te działania zaprocentowały w okresie rządów PIS-u, gdy byliśmy świadkami medialnych nagonek i kampanii dezinformacji.
Trzeba jasno powiedzieć, że za tą niezwykle skuteczną strategią działania propagandowego, stoi środowisko byłych oficerów PRL – owskich służb, którzy słusznie upatrując w Platformie Obywatelskiej politycznego „patrona”, wspierają tę partię w umacnianiu wszelkich patologii IIIRP. Jednym z najważniejszych narzędzi, służących zwalczaniu opozycji i „kreowaniu” rzeczywistości są media, szczególnie te, pełniące rolę opiniotwórczych. Słabość intelektualna środowiska dziennikarskiego, jego podatność na wpływy „autorytetów” i „świętych krów” sprzyja sterowaniu przepływem informacji. Z drugiej strony istnieją bardziej wymierne środki „perswazji”, jak obsada stanowisk, pomoc przy awansach, wyjazdy zagraniczne, dostarczanie materiałów, itp. Sposoby kontroli dziennikarzy są znane i praktykowane od wielu lat - to praca i pieniądze, pozycja zawodowa, poczucie udziału w czwartej władzy, wpływy w rozmaitych środowiskach, przede wszystkim polityczne, czy wreszcie sława, popularność, ambicje.
Koncern Waltera i Wejcherta, spełnia w III RP rolę identyczną jak „Gazeta Wyborcza” – kreatora rzeczywistości – działając według wzorca wyznaczonego i dostarczonego przez układ, powstały przy „okrągłym stole”. Nad realizacją tej „polityki informacyjnej” czuwa była i obecna agentura, ulokowana w mediach, stosując w przekazie informacji metody zaczerpnięte z arsenału służb specjalnych. Nie można uznawać takich tworów za niezależne media - gdy zamiast przedstawiać autentyczny obraz świata, pokazują fantomy tego obrazu, przefiltrowane przez ideologiczny filtr. Nie mają nic wspólnego z prawdziwym, rzetelnym dziennikarstwem, misją informacyjną czy służbą społeczeństwu. Spełniają raczej rolę politycznego ośrodka władzy nad społeczeństwem i strażnika, broniącego dostępu do prawdy. Nie zasługują na zaszczytne miano wolnych mediów.
Jedną z przyjętych w świecie form sprzeciwu, jest bojkot mediów, które nie spełniają elementarnych standardów, jakie nakłada na nie obowiązek służenia społeczeństwu.
Przy zachowaniu w świadomości wszelkich różnic historycznych, można obecne próby bojkotu porównać do ostracyzmu, praktykowanego przez środowiska twórcze w okresie stanu wojennego. Tak wówczas, jak i teraz był to wyraz obywatelskiego sprzeciwu wobec kłamstwa i manipulacji, jakim poddawane jest społeczeństwo. Odmowa współpracy z takimi mediami, znajduje swoje uzasadnienie również jako pokojowa metoda nacisku i zwrócenia uwagi społeczeństwa na problem dezinformacji.
Jeśli ze strony środowisk dziennikarskich płyną głosy dezaprobaty wobec takiego bojkotu lub próbuje się ośmieszać i pomniejszać jego znaczenie – świadczy to o kompletnym niezrozumieniu zasad, jakimi ma prawo rządzić się społeczeństwo obywatelskie, a co gorsze – świadczy o wyobcowaniu tych dziennikarzy ze świata elementarnych wartości etycznych. Tym gorzej, gdy głosy takie pochodzą właśnie ze strony mediów, których bojkot dotyczy.
Nie do nich, bowiem należy ocena zasadności takiej decyzji i nie mają najmniejszego prawa krytykować wyboru, dokonanego przez ludzi wolnych. Dziennikarze tych mediów i bliskie im grupy klakierskie, zamiast mędrkować o „politycznym błędzie”, „wykluczaniu z dyskursu publicznego”, „zasadach wolnych mediów” itp. komunałach, o których i tak nie mają pojęcia - powinni poznać historię swoich „pracodawców”, przyjrzeć się „zakładowej kasie” i poszperać głęboko we własnym sumieniu.



Źródła:
Biuro Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów IPN IPN BU MSW, II 1013, k 36-41, oryginał, mps. Biuletyn IPN 11.12.2006r. str.104-109. – link do biuletynu i treści całego listu: http://www.ipn.gov.pl/download.php?s=1&id=8534
Raport z Weryfikacji WSI - str. 302-303 aneks nr.9 http://www.wsi.emulelinki.com/aneks_9.htm
B. Stanisławczyk i D. Wilczak -. „Pajęczyna” .1992.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz