Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

wtorek, 10 czerwca 2008

MISJA „BRĄZOWYCH BUTÓW”

Izba Wojskowa Sądu Najwyższego, która jutro ma ogłosić decyzję w sprawie zażaleń na areszt siedmiu żołnierzy podejrzanych, w związku z ostrzelaniem afgańskiej wioski Nangar Khel, może w ocenie zdarzeń, posiłkować się opinią wybitnego „fachowca” z dziedziny bezpieczeństwa – generała Marka Dukaczewskiego.

Jeżeli polski wymiar sprawiedliwości, miałby problem z ustaleniem winnych wydarzeń w Afganistanie, wystarczy zwrócić się o ocenę do byłego szefa WSI, by bez jakichkolwiek wątpliwości stwierdzić, że winę za tę tragedię ponosi Antoni Macierewicz. Opinia pana Dukaczewskiego spotka się zapewne z dobrym przyjęciem zagorzałych krytyków Macierewicza, gotowych przypisać mu największe zbrodnie, gradobicia i pomór zwierząt.

Nr.20 tygodnika „Przegląd” przynosi wywiad z Dukaczewskim, przeprowadzony przez Roberta Walenciaka. Tekst zasługuje na uwagę również z tego powodu, że stanowi rzadki przykład dziennikarstwa mocno „zaangażowanego”, a pan Walenciak swoimi pytaniami – podpowiedziami skrupulatnie wypełnia swoje służbowe powinności.

Poza zbiorem znanych już opinii Dukaczewskiego na temat likwidacji WSI i rozwinięciem kilku innych kłamstw, o rzekomej reakcji oficerów NATO na publikację Raportu z weryfikacji, wywiad zawiera rozdział poświęcony wydarzeniom w Afganistanie. Początkowo Dukaczewski nie wykazuje się szczególną inwencją, powtarzając pod dyktando „dziennikarza” bzdury o „nocnych przesłuchaniach”, „szkoleniach wywiadu przez IPN”, „17 – dniowych (lub 17 godzinnych) kursach” i zniszczeniach wojskowych służb, dokonanych przez Macierewicza. Życzliwie przyjęta przez generała uwaga „dziennikarza”, że „niektórzy politycy, i PO, i SLD, mówią, że operacja rozwalenia WSI i ujawnienia niektórych ich operacji wygląda, jakby robiona była na zamówienie rosyjskich służb i zrealizowana przez ich agentów wpływu” – może, co prawda wywołać napad śmiechu u bardziej świadomych czytelników, ale nie wymagajmy zbyt wielu intelektualnych sprawności u oficera tzw. LWP.

Na wyżyny analizy wzbija się Dukaczewski, gdy dochodzimy do rozdziału „Można było uniknąć Nangar Khel”. Pytanie „dziennikarza” - Czy gdybyśmy mieli sprawny wywiad i kontrwywiad w Afganistanie, doszłoby do takiego wydarzenia jak w Nangar Khel? – nie daje szefowi WSI szans uniknięcia jedynie słusznej odpowiedzi.

- „ (…) zrobiliśmy parę błędów. Podstawowym było rozwiązanie WSI. W ten sposób zniszczono instytucję, która monitoruje sprawy związane z bezpieczeństwem żołnierzy w sposób profesjonalny. – stwierdza . Dalej dowiadujemy się najgorszego:

- „W jednym z najważniejszych dowództw NATO odpowiedzialnych za operację afgańską pracował oficer WSI. Był oficerem zajmującym się wymianą informacji wywiadowczych. I ten człowiek z przyczyn, które się określa „ze względu na potrzeby sił zbrojnych”, został wezwany do kraju w trybie pilnym. Dwa tygodnie przed wydarzeniami w Nangar Khel! Prawdopodobnie został wezwany, dlatego, że nosił brązowe buty albo, że pracował w WSI. Gdyż już tam, do dowództwa, nie wrócił. A był tam niezwykle wysoko oceniany. Chciano mu nawet dać stanowisko, którego do tej pory nikt spoza bardzo wąskiego grona osób w NATO nie zajmował. Bo był tak dobry. Na jego miejsce pojechał nowy człowiek, ale po trzech, czterech miesiącach... (…)Gdyby ten oficer był na miejscu w dowództwie, przynajmniej mielibyśmy pełną, rzetelną wiedzę na temat tego, co się wydarzyło w Nangar Khel, jakie są oceny innych służb. Czy tam mogło dojść do błędu, do zaniedbania. Czy po prostu był to niekorzystny zbieg okoliczności. Bo w tej chwili informacje, które napływają, w zasadzie w innym świetle stawiają całe to wydarzenie.”

Dywagacje Dukaczewskiego, choć nie zawierają w sobie wprost stwierdzenia o winie Macierewicza, nie pozastawiają wątpliwości, co do przyczyn wydarzeń afgańskich. Podstawowym błędem było rozwiązanie WSI i negatywna weryfikacja oficera tych służb, pracującego w dowództwie NATO. Kto za tym stoi – wiemy już sami.

Można byłoby przejść do porządku nad wynurzeniami tego pana i potraktować je jako pospolite złośliwości, wynikające z urażonych ambicji absolwenta sowieckich „kursów”, gdyby nie fakt, że Dukaczewski nadal jest generałem WP, a polscy żołnierze uczestniczą w afgańskiej misji.

Wyobraźmy sobie teraz hipotetyczną sytuację, że po tygodnik „Przegląd” i wywiad z Dukaczewskim sięga ktoś ze środowiska terrorystów muzułmańskich, zainteresowanych polskim kontyngentem w Afganistanie. Z wypowiedzi polskiego generała uzyska jasny, czytelny przekaz.

Oto w Afganistanie, polski kontrwywiad składa się z bandy niedouczonych, przypadkowych indywiduów, zatrudnionych przez zdrajcę Macierewicza, o których były szef kontrwywiadu wyraża jednoznaczną opinię – „ Gdyby ich wysłać za granicę, po prostu zginą w tzw. codziennym wojskowym życiu.”. Oni są w Afganistanie.

Nie trzeba specjalnej wiedzy wojskowej, by wiedzieć, że taka informacja wystawia na ogromne niebezpieczeństwo wszystkich żołnierzy SKW, służących w Afganistanie. Jest czytelnym przekazem o wartości i wyszkoleniu polskich służb, uzyskanym z kompetentnego źródła.

To zachęta do ich unieszkodliwienia. Wyrok śmierci, z opóźnionym zapłonem.

Dukaczewski doskonale wie, jakie znaczenie mogą mieć jego słowa i zdaje sobie sprawę, że wypowiedzi tej rangi oficera muszą być monitorowane i zauważane, nie tylko przez naszych sojuszników. Posługując się ewidentnym kłamstwem, spreparowanym na potrzeby propagandy, musi być świadomy, na jakie niebezpieczeństwo wystawia polskich żołnierzy.

Niestety – choć od wywiadu Dukaczewskiego upłynęło już kilka tygodni, nie spotkałem się nigdzie z reakcją MON, dementującą kłamstwa i pomówienia generała.

A przecież, tak właśnie zareagowało ministerstwo na publikację pt. „Misja pomyłek” zamieszczoną w „Newsweek Polska” nr 24/2008 z dnia 15.06.2008 r., twierdząc, iż „ zawiera szereg nieprawdziwych i nieścisłych informacji wskazujących na istnienie w polskiej armii „patologii” w zakresie przygotowania i wyposażenia żołnierzy do udziału w misji ISAF w Afganistanie.”

Na zarzut niekompetencji polskich żołnierzy w Afganistanie, MON odpowiada zdecydowanie:

- „Natomiast decyzję o tym kto i jakie stanowisko będzie pełnił w kontyngencie wojskowym danej misji – podejmuje nie szef SG WP lecz dowódca jednostki formującej kontyngent (na przykład dowódca Wojsk Lądowych czy dowódcy podległych mu jednostek na bazie których jest tworzona obsada etatowa PKW). W tym celu w jednostkach wojskowych (a nie w SGWP) powoływane są specjalne komisje kwalifikacyjne. Do ich kompetencji należy sprawdzenie przydatności żołnierzy, ich kwalifikacji, doświadczenia czy umiejętności.”

O znacznie poważniejszych zarzutach polskiego generała - ministerstwo milczy. Czy oznacza to aprobatę zawartych w wywiadzie twierdzeń? Czy może milczenie MON –u jest wskazówką, w jakim kierunku może wkrótce pójść śledztwo w sprawie Nangar Khel ?

Jedno jest pewne – generał Dukaczewski nadal wykonuje swoją misję…..

Źródła:

http://www.rp.pl/artykul/145992.html

http://www.przeglad-tygodnik.pl/index.php?site=wywiad&name=299

http://www.mon.gov.pl/pl/artykul/5096

FUNDACJA OBRONY REPRESJONOWANYCH

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz