Dzisiejsze działania podjęte przez organ policji politycznej tego rządu, nie powinny dziwić. Od wielu miesięcy prowadzona była kombinacja operacyjna, w której obok kadrowych oficerów WSI brali udział funkcjonariusze medialni gazety „Dziennik”.
Przed kilkoma tygodniami „Dziennik” poinformował jakoby zgłosił się do redakcji „ „
emerytowany pułkownik tajnych służb wojskowych. Zaproponował, że sprzeda tajny aneks do raportu Macierewicza.”
Reakcja Macierewicza na te „rewelacje” nie pozostawiała wątpliwości - "Lichocki to prowokator nasłany przez stare służby, który ma zniszczyć wiarygodność komisji weryfikacyjnej", „Lichocki, należy do grupy byłych oficerów wojskowych służb, którzy infiltrują i rozpracowują komisję weryfikacyjną.”
http://www.dziennik.pl/polityka/article163434/Handel_aneksem_Macierewicza.html#reqRss
Ten rodzaj prowokacji stosowany był przez „Dziennik” już w listopadzie ubiegłego roku, gdy informowano, jakoby gazeta „zdobyła kolejne potwierdzenie, że tajne archiwa WSI oraz dokumenty komisji weryfikacyjnej zostały skopiowane. Ale to jeszcze nie wszystko. Gazeta ustaliła, że aneks Antoniego Macierewicza do raportu o WSI można kupić na czarnym rynku. Minister sprawiedliwości zapowiedział wyjaśnienie tej sprawy.”
http://www.dziennik.pl/polityka/article76428/Aneks_do_raportu_o_WSI_na_sprzedaz.html
Jak zapowiedział, tak zrobił, gdyż z sygnatury akt, widniejącej na kopii „Postanowienia o przeszukaniu”, jakie publikuje Rzeczpospolita, wynika, że sprawa została wszczęta w 2007roku. http://www.rp.pl/galeria/2,133707.html
Przeszukania prowadzone przez ABW, u dwóch członków Komisji, mają oczywiście na celu stworzenie wrażenia, jakoby byli oni źródłem przecieku informacji z Raportu. Nieprzypadkowo wybrano Piotra Bączka, byłego rzecznika Macierewicza i asystenta Jacka Kurskiego w sejmowej komisji śledczej ds.nacisków. Już w roku 2006, przy okazji „dętej afery” z taśmami Renaty Beger i ujawnieniem przez „Gazetę Polską” roli Milana Suboticia – współpracownika WSI, próbowano odpowiedzialnością za przeciek obarczyć właśnie Piotra Bączka.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,3660285.html
Nie powinno, więc dziwić, że ponownie zastosowano ten sam manewr, by zdyskredytować pracowników Komisji Weryfikacyjnej i uderzyć w Antoniego Macierewicza.
Chociaż zatrzymano dziś Aleksandra Lichockiego i Wojciecha Sumlińskiego, tytuł informacji „Gazety.pl” sugeruje coś zupełnie innego i stanowi rażący przykład manipulacji - „Zatrzymano dwie osoby związane z komisją weryfikacyjną WSI” – donosi internetowy organ spółki „Agora”
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,5208147.html
Sugeruje się, bowiem, jakoby Lichocki był związany z Leszkiem Pietrzakiem, historykiem z Lublina, pracującym w Komisji Weryfikacyjnej. Sam zainteresowany zdecydowanie zaprzecza, by w ogóle znał Lichockiego.
Prowokacja, jaką przy współudziale rządowych mediów, przeprowadza agent komunistycznych służb, jest wykorzystana do zdyskredytowania Komisji i zastraszenia jej członków. Ma też cel bardziej „strategiczny”.
Jak już wielokrotnie pisałem, dla zuchów z byłych WSI i służb pana Bondaryka, podstawowym problemem jest brak wiedzy o pracach Komisji Weryfikacyjnej i treści drugiej części Raportu. Realizując wytyczne środowiska WSI, rząd robi, więc wszystko, by zablokować prace Komisji, i uniemożliwić sporządzenie dalszych aneksów do Raportu. Świadomość, że prezydent RP może w pewnym momencie pokrzyżować plany ekipie Tuska i upowszechnić wiedzę na temat ludzi, związanych z tym rządem – musi budzić niepokój „stróżom III RP”.
Akcje, takie jak dzisiejsza, mają wytworzyć w świadomości społecznej przekonanie, że Raport jest dokumentem źle chronionym, a wiedza w nim zawarta staje się tajemnicą publiczną. Neutralizacja poprzez kompromitację, jest od dawna stosowaną przez służby grą operacyjną. Winę za ten stan rzeczy ma ponosić oczywiście Komisja, ale też prezydent, który z niewiadomych względów zwleka z publikacją.
Bezsprzecznie – ujawnienie w tym okresie treści Raportu byłoby korzystne dla tego rządu. Istniejący nadal, stan otumanienia ogromnej części społeczeństwa i bezkrytyczna wiara w powodzenie Tuskowych „reform”, stanowiłaby skuteczne antidotum na wiedzę, zawartą w drugiej części Raportu i zmniejszyłaby negatywne skutki publikacji.
Za kilka miesięcy, gdy nawet organy propagandy rządowej, nie będą w stanie wmówić społeczeństwu sukcesów ekipy rządowej, a stan akceptacji społecznej drastycznie spadnie, publikacja Raportu może być dla Tuska przysłowiowym „gwoździem do trumny”.
Ponieważ mam głębokie przeświadczenie, że prezydent Kaczyński nigdy nie stanie się wykonawcą woli agenturalnego środowiska III RP, obserwuję miotanie się tych ludzi, jako przejaw narastającego lęku. Stosowanie metod państwa policyjnego i bezpieczniackich prowokacji świadczy, że nie czują się na tyle pewnie, jak deklarują to w butnych wypowiedziach.
Czy (gdybam teraz) nie mamy do czynienia ze sposobem na dotarcie do raportu?
OdpowiedzUsuńJesli okaze sie ktos ma jakis lipny raport to przecie prokuratura "bedzie musiala" porównac go z oryginalem.......
Rzekomo by ustalic czy faktycznie doszlo do przestepstwa