W podwarszawskim Komorowie niektórzy jeszcze do dziś pamiętają tę zbrodnię. Zbliżał się Sylwester 1970r. Piotr chciał kupić na zabawę noworoczną kilka butelek wina.
Ponieważ nie miał ani grosza, wpadł na pomysł, by obrabować nianię swojego kolegi, 75-letnią staruszkę. Poszło łatwo. Kobieta wpuściła do domu chłopaka, którego przecież dobrze znała. Tłuczkiem do mięsa zmasakrował jej głowę i by dokładnie zatrzeć ślady, zwłoki oblał rozpuszczalnikiem i podpalił. Ofiara w tym momencie jeszcze żyła.
Ukradzione 12 tysięcy wystarczyło na kilka godzin dobrej zabawy.
Sąd, skazując go na 25 lat więzienia musiał wziąć pod uwagę, że w czasie popełnienia zbrodni był nieletni. Gdyby było inaczej, dostałby karę śmierci.
Chłopak nie próżnował w więzieniu. Odbywając karę w ZK w Strzelcach Opolskich zrobił maturę, następnie zaczął eksternistyczne studiować elektronikę na Politechnice Warszawskiej. Był zdolny. Przez cały czas pobytu w więzieniu miał świadomość, że może liczyć na pomoc rodziny. Ojciec - pracownik Ministerstwa Przemysłu Lekkiego, przez wiele lat pracował w oddziale RWPG w Pradze. Po pięciu latach powrócił do Polski. I znów trafił do ministerstwa. Zawodowy dyplomata, a jednocześnie tajny współpracownik służb specjalnych. Miał wiele znajomości w ówczesnych władzach PRL. Mógł dużo.
Na tyle dużo, by już po dwóch latach Rada Państwa złagodziła wyrok do 15 lat.
Po 8 latach, w 1979 roku, Piotr otrzymał zgodę na przerwę w odbywaniu kary. Nie było to łatwe, ale ojciec wiedział, do kogo się zwrócić.
Chłopak dobrze rokował, młody, zdolny. Zdolny do wszystkiego, o czym przyjaciele ojca doskonale wiedzieli. Po wyjściu na wolność, 3 lata spędził na Politechnice Warszawskiej. Zaangażował się w studium doktoranckie, sporządził dwa patenty - dla sił zbrojnych. Chodziło o system obrony przeciwlotniczej, a konkretnie sieć wczesnego wykrywania nalotów helikopterów z niskiego pułapu. Może od tego okresu zaczyna się jego współpraca z oficerami LWP. W 1981 jest już żonaty, a w 82 przychodzi na świat córka.
W tym czasie, w Niemczech i innych krajach Europy Zachodniej działa grupa przestępcza, założona jeszcze w latach 60- tych, na zlecenie MSW przez trzech braci z Bielska Białej. Grupa zajmuje się głównie kradzieżami i paserstwem. Dokonuje napadów na sklepy jubilerskie, a nawet na bank. Giną ludzie. O tym, jaką działalność prowadzi, dobrze wiedzieli opiekunowie z wywiadu, którzy czerpali z tego procederu finansowe korzyści, w zamian zapewniając im schronienie w PRL. Sprawą kierował Wydział III (niemiecki) Departamentu I MSW, a osobiście Mirosław Milewski, agent sowieckiego KGB. Do Polski trafiały transporty z setkami kilogramów złota i kosztownościami, zrabowanymi na Zachodzie. W katach 70 –tych bracia osiedlili się w rodzinnych Mikuszowicach koło Bielska-Białej i zaczęli prowadzić restaurację. Przynajmniej oficjalnie. A nieoficjalnie nadal kierowali potężną przestępczą organizacją, korzystając z życzliwej opieki kierownictwa MSW. Prośby prokuratury niemieckiej o wydanie niebezpiecznych przestępców były przez władze PRL ignorowane. Gang działał coraz bardziej zuchwale, przynosząc kolejne zyski centrali. Wykonywał też na Zachodzie "akcje likwidacyjne", czyli zabójstwa zlecane przez MSW. Wszystko odbywało się za zgodą wywiadu rosyjskiego, a w sprawę musiał być wprowadzony rezydent KGB w Warszawie gen. dyw. Witalij Pawłow.
Już w czasie studiów na Politechnice, z Piotrem prowadzone są rozmowy na temat jego przyszłości. Wywiad PRL potrzebuje do działań zagranicą ludzi zdecydowanych, o odpowiednich preferencjach psychologicznych, dobrze wykształconych i rokujących nadzieję na zrobienie kariery na Zachodzie. Takich, którzy gdy trzeba potrafią pracować fizycznie, zbudować komputer lub… zabić. Czasy bandyckich napadów braci z Bielska powoli odchodzą do przeszłości i choć działalność ich grupy nadal przynosi korzyści, trzeba zadbać o przestawienie jej na inne, cywilizowane tory.
Po raz pierwszy Piotr, wyjeżdża razem z żoną do Niemiec w roku 1981, na krótki, 4 – tygodniowy rekonesans. Wkrótce po tym na tydzień, już sam. Z otrzymaniem paszportu nie ma żadnego problemu, wszystkim zajmują się opiekunowie z wywiadu. Rekomendacja Biura Studiów SB MSW jest wystarczająca. Ta powstała w 1982 r. elitarna jednostka, dowodzona osobiście przez Kiszczaka miała za zadanie wypracowywanie metod i koordynację działań wymierzonych w podziemie oraz analizowanie i ocenę jego poczynań. Do zadań biura należało również organizowanie gier operacyjnych, mających na celu przenikanie i dezintegrację struktur konspiracyjnych. Ale prawdziwy dysponent wyjazdów Piotra nie musiał ujawniać swojego istnienia.
18 lipca 1983r. Piotr z żoną i dzieckiem wyjeżdża na stałe, do Szwajcarii. Cztery dni później, w Polsce kończy się stan wojenny.
Powołuje się na pracę w Zakładzie Gospodarki Magazynowej FSO na Żeraniu i działalności w zakładowej Solidarności. Otrzymuje azyl. Na początku pracuje jako energetyk w Zakładach Energetycznych w Schwanden. Następnie w ośrodku badawczo-rozwojowym Zettler AG (techniki komputerowe). Potem na dłużej w zuryskim Standard Electric Lorenz, należącym do koncernu Alcatela. Jest jednym z tysięcy polskich emigrantów, szukających lepszej przyszłości na Zachodzie. Ale robi też to, czego wymagają od niego szefowie z Warszawy. Szuka ludzi chcących szybko zarobić, uciekinierów, gdy trzeba, kryminalistów. O wielu osobach i sprawach z tego okresu woli zapomnieć. Nawiązuje cenne kontakty, poznaje środowiska polonijne, wchodzi w otoczenie ludzi biznesu. Jego szybko rozwijająca się kariera zwraca uwagę STASI. Od 1988 r. przez 6 lat jest dyrektorem sprzedaży na Europę w amerykańskiej firmie telekomunikacyjnej ANDREW Corporation.
Zrzeka się obywatelstwa polskiego i przyjmuje niemieckie. Zmienia nazwisko. Rosną wymagania szefów muszą, więc również wzrastać możliwości Piotra. Staje się człowiekiem dobrze sytuowanym, ma rozlegle kontakty. Teraz już inni zaczynają pracować dla niego.
W tym czasie w Polsce dokonuje się ustrojowa transformacja, zmieniają się priorytety, choć nie zmieniają się ludzie, utrzymujący kontakt z Piotrem. Nowy czas niesie nowe wyzwania i potrzeby.
W 1993 r. amerykańscy pracodawcy proponują mu wyjazd na stałe do Rosji. To nie jest miejsce dla niego. Odmawia więc i w rok później rozpoczyna własną działalność. Z plikiem dobrych referencji długo nie musi szukać partnerów. Dostaje kilka zleceń od: Daimler Benz Debitel, Bay Networks, Bauwerk AG i holenderskiego PTT Telecom Netherlands. Podpisuje kontrakt na prywatyzację polskiej telekomunikacji z konsorcjum UNISORCE. Uczestniczy w tworzeniu operatora komórkowego ERA GSM. Jego przełożeni, również ci z wywiadu są zadowoleni. Władymir chwali, obiecuje nowe perspektywy.
W holenderskiej firmie zostaje dyrektorem generalnym. Doradza na wysokich szczeblach państwowych. Rozmowy z przedstawicielami rządu, politykami, z zamożnymi inwestorami. W 1994 r. wraca do Polski i kupuje dom w podwarszawskim Piasecznie. Czuje się tu pewnie, a o jego bezpieczeństwo nadal dbają opiekunowie z wywiadu.
Koncern CRYPTO AG, oferujący szyfratory, prosi go o pomoc w wejściu na polski rynek. Propozycja trafiła za pośrednictwem niemieckiego wywiadu BND, który przejął dużą część agentury STASI. Piotr dzięki swoim znajomościom organizuje szereg spotkań z przedstawicielami MSZ, UOP i MON. Dochodzi do podpisania kontraktu, który stronie polskiej przynosi po latach same problemy, a urządzenia szyfrujące okazują się bezużyteczne.
W 1998 r. dostaje propozycję pracy dla Coutts Bank. Postawił dwa warunki: wysoka pensja i stanowisko wiceprezesa. Oba spełniono.
Coutts Bank to jeden z najstarszych i najbardziej renomowanych private banków na świecie. Od lat określany jest bankiem Rodziny Królewskiej.
Jego protektorom z wywiadu wypracowanie awansu zajęło kilka lat, ale starania okazały się niezwykle owocne. Pozycja Piotra w szwajcarskim światku bankowym gwarantuje, że ma dostęp do informacji niedostępnych dla zwykłych śmiertelników. Niedostępnych również dla największych wywiadów. Klientami Coutts są ludzie najbogatsi i starannie wyselekcjonowani, dbający szczególnie o zachowanie tajemnicy. Nie ma wśród nich polityków z pierwszych stron gazet, gwiazd estrady czy filmu, a jednak obecne tam nazwiska, zainteresują każdy wywiad na świecie.
W 1998r Piotr występuje o obywatelstwo szwajcarskie. Gdy Szwajcarzy zaczęli go sprawdzać wystąpili z oficjalnym zapytaniem o karalność do władz polskich. W odpowiedzi Polacy złożyli wniosek o ekstradycję, domagając się, by odbył pozostałą część kary za zabójstwo.
W 1999r. ku swojemu zaskoczeniu, został wydany i znalazł się w polskim areszcie. Najwyraźniej ktoś musiał nie dopilnować i sprawy wymknęły się spod kontroli. Na krótko. Już po trzech tygodniach, dzięki prezydenckiemu ułaskawieniu Piotr był wolny i mógł wyjechać do Szwajcarii. Zamieszanie z tą sprawą i jego krótki pobyt w areszcie mogły zaszkodzić dobrej reputacji, jaką cieszył się w Szwajcarii. Wiedział jednak, że szefowie zrobią wszystko, by jego wiedza nie była zmarnowana.
Wrócił do Coutts i kontynuował pracę. Oficjalnie, poza najbliższymi nikt nie wiedział o wydarzeniach z 1999 r. Bank też.
W kręgu jego znajomych pojawiają się ludzie związani z wywiadami całego świata. Są operacje, które wymagają zaufania i dyskrecji. On mógł to zagwarantować. Spotkania w Wiedniu, Genewie, nowe zlecenia, dobre interesy.
A jednak w kraju komuś zaczęło bardzo zależeć, by wyłączyć Piotra z gry. Pojawili się nowi ludzie i nowe rozdania. I słowa, które zabijają skuteczniej niż kula, nóż czy trucizna.
Atmosfera wokół niego zaczęła gęstnieć. Szwajcarskie banki nie lubią rozgłosu, a o nim , zaczęto wypisywać różne rzeczy. Nie rozumiał, jak ludzie, którym chciał pomóc, kierowani do niego przez przyjaciół z wywiadu, mogli zachowywać się w sposób tak nieodpowiedzialny. Wbrew regułom gry.
Z Coutts rozstał się 31 grudnia 2004 r. Zgodnie i bez rozgłosu. Razem z zespołem pracowników przeszedł do Banku EFG. Wielu klientów poszło w ślad za nim.
W jego życiu nastąpiły jednak ważne zmiany - podsłuch na telefonie, stała obserwacja, drobiazgowa kontrola na granicy. To nikomu nie mogło się podobać, a już najmniej ludziom, którym zależało na ciszy. Wokół Piotra robiło się pusto, dobrzy znajomi zaczęli go unikać.
Polska nie była już bezpiecznym azylem. Przesłuchania, niewygodne pytania, rewizje. Wiedział, że tak ma przecież być, ale coraz częściej czuł, że zaciska się wokół niego niewidzialny kordon. Sam wiele razy zastanawiał się, czy wszystko to miałoby miejsce, gdyby wtedy, w Wiedniu nie odmówił, gdyby zgodził się na propozycję.
Dziś było już za późno. Ubezpieczył się, tak na wszelki wypadek. Nie żeby był strachliwy, ale przezorny. Przypuszczenia, pewne wydarzenia, nazwiska, ciągi zdarzeń, spisane bardzo szczegółowo, zdeponował u szwajcarskiego adwokata.
Tak na wszelki wypadek, gdyby jego samochód zamiast pojechać do przodu, poleciał do góry lub za kratami więzienia przyszło mu stracił zdrowie. Czeka. Teraz może tylko czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz