Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

środa, 27 czerwca 2018

PREZYDENTURA – GWARANT III RP

Konstrukcja systemu politycznego III RP wyraźnie wskazuje, że najważniejszym gwarantem trwałość magdalenkowego tworu oraz zachowania wpływów środowiska decydentów III RP, jest osoba prezydenta.
Bez uwzględnienia tej zasady, nie sposób zrozumieć logiki procesów zachodzących w państwie ani ocenić  poszczególnych wydarzeń.
Ta reguła została mocno podkreślona już na początku formowania sukcesji komunistycznej, gdy pierwszym prezydentem został obrany W. Jaruzelski. Nominacja sowieckiego agenta, nie tylko akcentowała rzeczywistą kontynuację PRL-u (w tym personalną), ale wyznaczała kluczową rolę prezydenta w zmodyfikowanym tworze pokomunistycznym. Nietrudno zrozumieć powody takiego umocowania. Wyznaczenie jednej, konkretnej osoby oraz „namaszczenie” jej na urząd prezydencki, jest zadaniem stosunkowo łatwym z punktu pragmatyki pracy operacyjnej. W państwie zbudowanym na pakcie esbeków z ich agenturą, w którym „procesy polityczne” poddane są woli niejawnych środowisk decyzyjnych i zdeterminowane wiedzą „władców tajemnic”, wytypowanie takiej osoby nie wiąże się  z żadnym ryzykiem.
Oparcie gwarancji nienaruszalności systemu III RP  na urzędzie prezydenckim, stanowi prostą kontynuację procesu, jaki miał miejsce w latach 1947-52, gdy tzw. prezydentem RP został inny agent sowiecki - B. Bierut. Antologie sięgają jeszcze głębiej, jeśli zauważyć, że wyboru Bieruta dokonał Sejm Ustawodawczy, ukonstytuowany w wyniku sfałszowanych wyborów z roku 1947. 
Tę sekwencję wiernie powtórzono w roku 1989, gdy po sfałszowanych wyborach z czerwca 1989, Zgromadzenie Narodowe podjęło decyzję o powołaniu Jaruzelskiego.
Wybory dwóch kolejnych prezydentów- tajnych współpracowników bezpieki, potwierdzały generalną zasadę: na tym stanowisku musi znajdować się „nasz człowiek”.
Za rzecz całkowicie naturalną należy uznać, że w kancelariach L. Wałęsy i A. Kwaśniewskiego lokowano byłych członków PZPR, ale też funkcjonariuszy, agentów oraz pomniejszych kapusiów służb komunistycznych. Głównie w obszarze dotyczącym  spraw bezpieczeństwa. Symbolem tej reguły, może być  postać b. szefa WSI M. Dukaczewskiego, który w kancelarii Kwaśniewskiego zajmował stanowisko zastępcy szefa BBN.
Tego rodzaju praktyki służyły dwóm celom: konsolidacji środowiska, które budowało sukcesję komunistyczną oraz zapewnieniu „opieki i wsparcia” dla  figurantów politycznych, wyniesionych do roli głowy państwa. Ci ludzie musieli być kontrolowani i odpowiednio „motywowani” przez osoby postawione w ich najbliższym otoczeniu.
Ówczesną rolę prezydentów, można rozpoznać w szeregu decyzji służących zachowaniu status quo, np. podczas nocnego zamachu na rząd premiera Jana Olszewskiego, czy w przyjęciu konstytucji III RP, do której m.in. wpisano gwarancje wpływów „władzy sądowniczej”- najtrwalszego elementu komunistycznej spuścizny.
      W takim kontekście, wydarzenia z roku 2005  i wybór Lecha Kaczyńskiego na prezydenta, należałoby  uznać za klasyczny „błąd systemowy”.
Ponieważ nie miejsce tu na szczegółowa analizę ówczesnych wydarzeń, dość zauważyć dwa, znamienne fakty, które wykluczały Lecha Kaczyńskiego z grona „naturalnych kandydatów: nie był on współpracownikiem bezpieki i nie miał związków z komunistycznym „establishmentem”. Nie istniały też żadne „komprmateriały”, które mogłyby posłużyć do wymuszenia określonych zachowań nowego prezydenta. 
Ten wybór – na tle postaci Jaruzelskiego, Wałęsy i Kwaśniewskiego, trzeba zatem uznać za polityczną anomalię, którą „system” musiał  naprawić.

W tekście „LAWA” z kwietnia 2010 roku, przypomniałem fragment opracowania A.Golicyna „Nowe kłamstwa w miejsce starych, komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji”.
W rozdziale poświęconym analizie zamachu na Jana Pawła II, Golicyn wskazywał przypadki, w których „według wiedzy i rozumowania autora, rząd sowiecki i KGB uciekłyby się do politycznego zabójstwa zachodniego przywódcy” i wymieniał oraz uzasadniał tylko trzy takie sytuacje:
1. Jeśli zachodni przywódca, który jest zwerbowanym agentem sowieckim jest zagrożony na stanowisku przez politycznego rywala.
2. Jeśli zachodni przywódca stałby się poważną przeszkodą dla strategii komunistycznej i strategicznego programu dezinformacji.
3. Jeśli zabicie przywódcy daje możliwość na przejęcie jego pozycji przez agenta kontrolowanego przez Sowietów.

W zakresie pierwszego przypadku, Golicyn wskazywał na „sprawozdanie Żenichowa”, byłego rezydenta KGB w Finlandii. Przedstawił on historię prowadzonego przez siebie agenta, który pełnił wysokie stanowisko państwowe i w pewnym okresie był w kampanii wyborczej zagrożony przez konkurenta, antykomunistycznego socjaldemokratę. Wkrótce więc ten konkurent został otruty przez zaufanego agenta KGB.
W drugim przypadku – autor zwracał uwagę, że „zachodni przywódca, który jest zaangażowany we wzmacnianie skutecznej kontr-strategii przeciwko komunistom, powinien unikać wizyt w krajach komunistycznych, czy brać udział w jakichkolwiek spotkaniach na szczycie z ich przywódcami”.
Trzeci przypadek, Golicyn uzasadniał informacją uzyskaną od Lewinowa, doradcy KGB w Czechosłowacji, który zamordowanie przez służby sowieckie prezydenta Benesza tłumaczył  zamiarem obsadzenia stanowiska prezydenckiego przez przywódcę komunistów Gottwalda.
    Wiedza, jaką  posiadamy dziś o prezydenturze Lecha Kaczyńskiego oraz o zamachu smoleńskim, pozwala z przekonaniem stwierdzić, że zachodzą dwie sytuacje, które mogłyby prowadzić do sięgnięcia po zabójstwo polityczne:
1. działania Lecha Kaczyńskiego stanowiły poważną przeszkodę dla strategii rosyjskiej i strategicznego programu dezinformacji,
2. zabicie tego prezydenta dawało możliwość przejęcia jego pozycji przez człowieka kontrolowanego przez Rosję.
W kwietniowym tekście z roku 2010 napisałem również:
Kluczem do zrozumienia i interpretacji wielu procesów politycznych zachodzących w ostatnich dwóch latach, jest osoba Bronisława Komorowskiego. Wydarzenia  z udziałem tego polityka – począwszy od afery marszałkowej, poprzez „prawybory” w PO, aż po skutki katastrofy z 10 kwietnia – spinają  ten okres niczym logiczna klamra i wyznaczają kierunek, w jakim obecnie zmierza III RP.”
Nie mam wątpliwości, że prezydentura Komorowskiego stanowiła swoiste „ukoronowanie” procesu  budowania III RP w oparciu o opcje rosyjską – a zatem, dawała najmocniejszą gwarancję zachowania wpływów środowiska  „ojców założycieli” III RP.
Nigdy wcześniej – nawet w czasach Wałęsy i Kwaśniewskiego, nie nastąpiło tak mocne i spektakularne „zbliżenie” z państwem Putina.
Jeśli zabójstwo prezydenta Kaczyńskiego oceniać w kategorii „naprawy błędu systemowego”, to  późniejsze działania Komorowskiego i jego partyjnych kamratów, ale też zachowania przedstawicieli polskiego Kościoła i tzw.”elit” III RP, przypominają ten rodzaj ekscytacji, z jaką niewolnik wita powrót swojego „pana” i – na wszelkie sposoby, próbuje zatrzeć negatywne skutki popełnionych błędów. W forsowanej wówczas „idei pojednania polsko-rosyjskiego”, znajdujemy rys niezrozumiały dla ludzi wolnych.
Było coś wręcz makabrycznego w tej szaleńczej wspólnocie zatroskania nad „pojednaniem polsko-rosyjskim” – wyrażanej natychmiast po tragicznej śmierci polskiego prezydenta i polskiej elity.
Głos Komorowskiego, głosy hierarchów i innych piewców „pojednania”, nie mieściły się w żadnej logice ludzkich zachowań i były wyrazem jakiejś antypolskiej aberracji, która w śmierci Polaków nakazywała upatrywać szansę na „zbliżenie dwóch narodów”. Aberracji tym większej, że proces ten nigdy nie został poprzedzony jakimkolwiek wyznaniem win, rachunkiem krzywd lub próbą ich naprawienia. Jeśli to makabryczne zjawisko, nie doczekało się dotąd rzetelnej analizy i oceny prawo-polityczno-historycznej, dowodzi to, jak mocne jest zniewolenie grupy rządzącej dziś III RP.
Ale prezydentura Komorowskiego, to nie tylko haniebny proces „pojednania”. Wielokrotnie pisałem o metodycznym i celowym budowaniu reżimu prezydenckiego oraz zawłaszczeniu przez środowisko belwederskie najważniejszych obszarów życia publicznego.  W żaden sposób i w najmniejszym zakresie, ówczesny lokator Belwederu nie był „strażnikiem żyrandola” - jak fałszywie przedstawiali tę postać żurnaliści „wolnych mediów”.
Okres prezydentury Komorowskiego niesie pełne potwierdzenie dla tezy o wiodącej roli tego ośrodka władzy.
Koncepcję umocnienia władzy prezydenckiej, można znaleźć w jednej z wypowiedzi szefa BBN, S.Kozieja z roku 2011: „Z konstytucji wynika, że są dwa ośrodki władzy wykonawczej – rządowy i prezydencki. Bierzemy jednak pod uwagę, że w przyszłości może się pojawić wola zmiany konstytucji i na przykład przejście na system prezydencki albo gabinetowy”. To stwierdzenie należało odczytać, jako wyraźną zapowiedź ewolucji w stronę reżimu prezydenckiego.
Od chwili objęcia stanowiska, B. Komorowski wykazywał zaangażowanie w szczególnym obszarze polityki. Dotyczył spraw bezpieczeństwa, wojskowości i służb specjalnych. Kilka legislacyjnych posunięć zwiększyło wpływy Belwederu na armię, w tak newralgicznych kwestiach, jak obsada najwyższych stanowisk, rozbudowa „potencjału obronnego” i modernizacja przemysłu zbrojeniowego (tu: wpływy środowiska b.WSI) oraz dało podstawę do wdrożenia prezydenckiej „koncepcji kułaka”, w której znacząco ograniczono uprawnienia cywilnego wywiadu i kontrwywiadu, utworzono nową służbę (Narodowe Centrum Kryptologii) i umocniono formacje wojskowe. Kolejne regulacje prawne, poszerzały zakres władzy prezydenckiej nad siłami zbrojnymi (reforma dowodzenia), a cały system bezpieczeństwa narodowego podporządkowały tzw. „doktrynie Komorowskiego” - zbudowanej na bazie, tyleż nonsensownych, jak groźnych dla  naszego bezpieczeństwa „rekomendacji”, powstałych w ramach Strategicznego Przeglądu Bezpieczeństwa Narodowego.
      Tym większym zaskoczeniem, mogła wydawać się przegrana Komorowskiego w wyborach prezydenckich 2015. Biorąc pod uwagę tezę zarysowaną w tym tekście, było to wydarzenie niewytłumaczalne na gruncie wiedzy o funkcjonowaniu III RP.
Wśród pytań, jakie wówczas zadałem, znalazły się kwestie związane z realną pozycją lokatora Belwederu:
-Dlaczego A.Duda wygrał z człowiekiem wspieranym przez ośrodki propagandy i potężnych reżimowych graczy?
-Dlaczego pozwolono, by w drodze „demokratycznych przemian” odszedł patron ludzi z wojskowej bezpieki, najgorliwszy przyjaciel Moskwy i filar triumwiratu III RP?
-Dlaczego rozstrzygnięcie to tak łatwo przyjęto na Kremlu, jeśli to stamtąd wyszedł projekt zamachu smoleńskiego?
-Dlaczego środowisko Belwederu pogodziło się z utratą wpływu na armie i służby specjalne?

W mojej ocenie, wygrana Andrzeja Dudy była wydarzeniem nieweryfikowalnym - w tym sensie, że nie podlegała prostej pragmatyce działań układu III RP i nie można było jej zaakceptować (przewidzieć) na podstawie wiedzy o istniejących mechanizmach. Weryfikacja mogła nastąpić tylko wówczas, gdybyśmy (a priori) przyjęli, że ta kandydatura i ta wygrana stanowiły element strategii wpisanej w  potrzeby systemu – czyli przyjęli hipotezę niemożliwą wówczas do dowiedzenia.
    Sugestię, iż w roku 2015 doszło do kolejnego „błędu systemowego”, a wygrana A.Dudy była dowodem prymatu demokracji nad realnym systemem III RP, uważam za kompletnie nonsensowną.
Przeczy jej, nie tylko logika zbrodni smoleńskiej i budowanie reżimu w oparciu o efekty tej zbrodni, ale też jawne fałszerstwa wyborcze z roku 2014 oraz rozliczne akty lekceważenia lub łamania prawa przez grupę rządzącą.
Jeśli zaledwie rok wcześniej, ta władza nie cofnęła się przed sfałszowanie wyborów samorządowych, dlaczego miałaby zaakceptować wygraną Dudy stosunkiem głosów 51,55- 48.45?
Skoro służby Putina podjęły zadanie naprawy „błędu systemowego” i przywróciły nad Wisłą władzę „długiego ramienia Moskwy”, jak mogły dopuścić do zaprzepaszczenia tych zdobyczy poprzez akt wolnego wyboru?
Przyjęcie mitologii demokracji – w tym przypadku i na użytek tego wydarzenia – oznaczałoby poddanie się amnezji i odrzucenie wiedzy o ośmiu latach funkcjonowania poprzedniego reżimu.
Nade wszystko, podobnym sugestiom przeczy jednak wiedza o przebiegu tej prezydentury i zachowaniach obecnego lokatora Pałacu.
Wiedza, która ponad wszelką wątpliwość pozwala dostrzec faktyczną kontynuację poprzedniej prezydentury.
Nie tylko w wymiarze personalnych (obecność „ludzi Komorowskiego” w BBN i Kancelarii Prezydenta) ale w zakresie szeregu projektów (od „narodowego czytania” poczynając, na „strategicznym partnerstwie” z Chinami kończąc), konkretnych zachowań (decyzja o nieujawnianiu Aneksu) oraz forsowaniu rozwiązań służących wzmocnieniu władzy ośrodka prezydenckiego.
Jeśli projekt „referendum konstytucyjnego” ma jakikolwiek sens, to właśnie w zakresie zasadniczego pytania: „Czy jest Pani/Pan za wzmocnieniem kompetencji wybieranego przez Naród Prezydenta w sferze polityki zagranicznej i zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi Rzeczypospolitej Polskiej?”.
Te obszary – nadzoru nad armią i prowadzenia polityki zagranicznej, stanowiły najmocniejszą domenę poprzednich środowisk prezydenckich, a za czasów B. Komorowskiego należały do wyłącznej gestii prezydenta. Wypowiedź T. Nałęcza z roku 2014, gdy powstawał rząd E.Kopacz, dobitnie potwierdza ten zakres władzy: ”Myślę, że prezydent będzie zwłaszcza zainteresowany tymi resortami, które się wiążą z jego konstytucyjną odpowiedzialnością. A prezydent konstytucyjnie jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo państwa i politykę zagraniczną”.
Objaśnianie budowy reżimu prezydenckiego „konstytucyjną odpowiedzialnością” i prerogatywami, należało do stałego repertuaru takich wystąpień. 
Istotnym wskaźnikiem, jest również zachowanie Andrzeja Dudy wobec Antoniego Macierewicza i wymuszenie dymisji ministra obrony narodowej.
Ten aspekt „przebudzenia” , opisany przeze mnie w wielu tekstach, pozwala zrozumieć, że – wzorem swoich poprzedników, obecny lokator Pałacu trafnie dostrzegał zagrożenia płynące z uwolnienia polskiej armii od komunistycznego „garbu” i budowania naszych gwarancji bezpieczeństwa na ścisłym sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi. Postawienie na czele MON M.Błaszczaka -postaci równie bezbarwnej i bezwolnej, jaką za czasów Komorowskiego był T. Siemoniak, służyło zablokowaniu „niebezpiecznych” projektów Antoniego Macierewicza i pozwalało środowisku pałacowemu na przejęcie faktycznej władzy nad armią. Podobnego zabiegu dokonano w MSZ, gdzie prezydencki nominant J. Czaputowicz, uzupełnia jedynie decyzje podejmowane przez  Bogusława Winida - doradcę Andrzeja Dudy.
Tu – z kolei, ujawnia się drugi obszar wyjątkowej troski wszystkich prezydentów III RP. Dotyczy on osadzenia Polski w pojałtańskim systemie „georealizmu”, w którym gwarancje ograniczonej suwerenności, mają płynąć z uprawiania mitu „integracji europejskiej”.   Jedno ze szczególnie groźnych pytań referendalnych: „Czy jest Pani/Pan za konstytucyjnym zagwarantowaniem członkostwa Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej?” pozwala rozpoznać również ten zakres sukcesji.
Podobnie, jak blokowanie przez lokatora Pałacu ustaw mogących naruszyć status III RP – jako domeny rozmaitych grup wpływu. Dotyczy to, nie tylko ustaw sądowych, czy ustawy o IPN, ale obejmuje decyzje tak spektakularne, jak odrzucenie (głęboko okaleczonej względem oryginału) ustawy degradacyjnej.  
Nieomylnym znakiem przyjęcia przez A.Dudę roli strażnika systemu magdalenkowego, jest także bezwzględnie podporządkowanie partii Jarosława Kaczyńskiego  projektom płynącym z Pałacu.
Mocnym dowodem była tzw. „rekonstrukcja rządu”, podczas której partia skoncentrowana na efektach „pijarowskich”, musiała zrezygnować z doskonale notowanego rządu Beaty Szydło, na rzecz grupy utworzonej przez „mojego premiera”-jak A.Duda nazwał M.Morawieckiego. 
To zachowanie potwierdza, że środowisko prezydenckie przejęło pełnię władzę nad ważnymi dziedzinami państwa –  siłami zbrojnymi i polityką zagraniczną.
Potwierdza również zasadę sformułowaną na tym blogu przed dwoma laty: gwarantem zachowania status quo jest ośrodek prezydencki i jakiekolwiek spory w tym zakresie, będą rozstrzygane na korzyść tego ośrodka.
        Jeśli dziś, z coraz większą mocą dostrzegamy ciężar tej zależności i coraz bardziej mamy prawo obawiać się jej negatywnych skutków, warto sformułować myśl kluczową dla zatrzymania  groźnych procesów. Sprowadza się ona do przekonania, że nie wolno akceptować dalszego wzmacniania władzy prezydenckiej.
Nie z powodu „osobistych predyspozycji” obecnego lokatora Pałacu lub wiary, że szkodzi on „dobrej zmianie”, ale z uwagi na fakt, że to stanowisko i ten ośrodek był, jest i będzie największą przeszkodą na drodze obalenia porządku magdalenkowego. Nie mam przy tym wątpliwości, że taką samą rolę odegra następca Andrzeja Dudy, jak i każdy inny prezydent III RP.
Dlatego prawdziwy proces oczyszczenia Polski z jarzma sukcesji komunistycznej, należałoby rozpocząć od likwidacji urzędu prezydenckiego i przecięcia tych patologicznych relacji.
Tak postąpiłaby władza świadoma obecnych zagrożeń i zdecydowana na budowanie wolnej Polski. 
Tak też myślałby polityk, który interes narodowy wynosi ponad korzyści partyjne.
Taka konkluzja wypływa z analizy trzech dekad funkcjonowania urzędu prezydenckiego i jest logicznym wnioskiem z oceny prezydentury Lecha Kaczyńskiego - jako „błędu systemowego”.
Nie stać nas na utrzymywanie fikcji, jakoby prezydent III RP był „reprezentantem narodu”. To stanowisko prezentuje interesy grupy „założycieli” obecnej sukcesji i nie ma nic wspólnego z realizacją narodowych aspiracji Polaków. 
Dlatego dalsze pogłębianie władzy prezydenckiej – w jakimkolwiek zakresie i stopniu, jest drogą  kontynuacji systemu narzuconego w roku 1989.

41 komentarzy:

  1. Na pytanie, jak to się stało, że w "wyborach prezydenckich" kandydat "dobrej zmiany" pokonał "wuja wszystkich ubeków", odpowiadam, że właściwie dopiero to "zwycięstwo" umożliwiło zmaterializowanie się - po raz pierwszy w historii Polski - koszmarnej wizji "potwora z ludzką twarzą".

    Do wcielenia w życie tej makabrycznej idei, z taką odrazą skomentowanej niegdyś przez Zbigniewa Herberta, mogło bowiem dojść pod warunkiem, że znajdzie się taki osobnik, który - pomimo tworzenia z owym potworem całkowitej jedności interesów - zachowa twarz gładką i, pod wszystkimi możliwymi pozorami, ludzką. I w końcu się znalazł.

    W każdym razie, do czasu konkretnych decyzji, takich jak zawetowanie ustawy o odebraniu przywilejów bezpiece, można się było nabrać. Większość zresztą nabiera się do tej pory, i o to właśnie chodzi.

    Nie sposób przeoczyć, że na dobrotliwy wizerunek poprzedniego "prezydenta" nabrać się było znacznie trudniej, bo ówczesna twarz potwora wyglądała potwornie już na pierwszy rzut oka, ale i tak większość się nabrała. Większość tu, większość tam, ważne, by na koniec została jak najmniejsza mniejszość. Szpachlowanie, makijażowanie i photoszoping potwora trwa.

    Pod tym względem prezydenturę Lecha Kaczyńskiego należy chyba uznać za nieudaną przymiarkę takiej twarzy, która nie spełniła założeń ustalonych przez zespół chirurgów plastycznych, transplantologów i anestezjologów, wynajętych przez potwora w celach wizerunkowych.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jednego nie rozumiem - jeśli w historii decydują jednostki - a tak uczy Ścios, to czy nie wystarczy wybrać właściwego tj. nieuwikłanego w zdradzieckie knowania człowieka?
    Rzecz druga - jeśli jednak "ryba psuje się od głowy" to wystawienie przez JK tegoż imć Kornhauser-Dudy wprost dowodzi uwikłania we współpracę z WSIokami.
    Co w takim razie robi w otoczeniu tego człowieka taki np. Macierewicz i to na stanowisku Vice??
    Pomieszanie z poplątaniem czy... ja zwyczajnie głupi jestem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Janie,
      "Jednego nie rozumiem - jeśli w historii decydują jednostki - a tak uczy Ścios, to czy nie wystarczy wybrać właściwego tj. nieuwikłanego w zdradzieckie knowania człowieka?"
      Nie można wybrać "właściwego", bo wybiera "mityczny suweren" zupełnie pozbawiony kwalifikacji w kwestii świadomej i odpowiedzialnej decyzji. Dlatego "demokracja" ćwiczona od zarania jej współczesnego stosowania jest wynalazkiem genialnycym z punktu widzenia wybrańców wodzących za nos swoich wyborców. Pan Aleksander cierpliwie tłumaczy, że kartką nie obala się systemu zbudowanego na oszustwie i przemocy. Powiem wprost: tylko dyktatura i to radykalna może Polakom przywrócić Polskę, Honor i "ten kraj" na powrót uczynić naszą Ojczyzną wierną Bogu.

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Nie po to zabili prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by to miejsce zajął kontynuator jego polityki.
    Powraca pytanie: J.Kaczyński wiedział?

    OdpowiedzUsuń
  4. Całkowicie zgadzam się z autorem, ale kto tego dokona, żeby zlikwidować ten niszczący polską państwowość urząd. Tchórzliwy PIS, bezmyślny Kukiz, czy zdradziecka lewacka koalicja. Nie mamy szans. Naród olśniony udawaczem Dudą, zagłosuje na niego, a oczywiście bezwolny już w tej chwili JK wystawi go jako kandydata. Wszystko idzie w złym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  5. @Kazimierz B.
    Nie ma absolutnie znaczenia czy Kaczyński wiedział. W obu przypadkach nie nadaje się na "męża stanu", a że zamiótł pod "schody" nie tylko śmierć prezydenta naszego kraju, ale też śmierć własnego brata, stracił tym szansę na bycie przyzwoitym człowiekiem. Nic nie może usprawiedliwić braku przyzwoitości, tej elementarnej w naszej kulturze przyzwoitości, nakazującej nam z szacunkiem grzebać zwłoki.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Panie Aleksandrze,

    Serdecznie dziękuję za znakomity artykuł, zasługujący na wyjątkowo solidną dyskusję, choć ciężko dodać cokolwiek do Ściosa, ponieważ Szanowny Aleksander w zasadzie wyczerpał temat. A nam chyba przyjdzie dyskutować o przyczynkach. :)

    Np. drobna obserwacja: =>KLIK!

    Wreszcie pojęłam do końca, w jakim celu Andrzejowi Dudzie podsunięto pomysł listopadowego "referendum konstytucyjnego" z 15 pytaniami typu "groch z kapustą", z których jedynie ważne jest pytanie nr 13:

    Czy jest Pani/Pan za wzmocnieniem kompetencji wybieranego przez Naród Prezydenta w sferze polityki zagranicznej i zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi Rzeczypospolitej Polskiej?

    Pozdrawiam, drogi Autorze

    OdpowiedzUsuń
  7. A MIAŁO BYĆ O "ODPADACH" .....

    I w zasadzie było, tyle że nie o tych płonących na Śląsku, ile o palącym wstydem każdego Polaka wyzbywaniu się przez "WŁADZĘ III RP" narodowej godności i suwerenności, na rzecz obcego, nieprzyjaznego państwa.

    I nie był to nawet, jak kiedyś, przed rozbiorami, Sejm Niemy.

    Tzw. "parlamentarzystom AD 2018" nie wystarczyło odwagi, przyzwoitości, a przede wszystkim poczucia racji stanu - choć izraelskie wojska nie stoją u naszych granic.

    To są wszystko "ONI" (OBCY), Panie Aleksandrze.

    = = = =

    Druk nr 2663
    Warszawa, 26 czerwca 2018 r.

    http://orka.sejm.gov.pl/Druki8ka.nsf/0/4788B9F601808D0FC12582B9002257F3/%24File/2663.pdf



    Sejm RP
    ‏ @KancelariaSejmu

    #Sejm uchwalił w trybie pilnym nowelizację ustawę o IPN. Uchylono artykuły 55a i 55b. Mówią one o odpowiedzialności karnej za publiczne przypisywanie Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialności za zbrodnie nazistowskie popełnione przez III Rzeszę.


    OdpowiedzUsuń
  8. Wyniki głosowania pilnego rządowego projektu ustawy o zmianie ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej.

    Antoni Macierewicz - za

    Kluby:
    KLIK


    Indywidualnie:
    KLIK



    Nie polegam na ludziach tylko na sprawie. W tej sprawie moje zdanie nie nadaje się do publikacji na tym blogu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Marcinie,

      Jedynym "wstrzymującym się" w PiS okazał się prof. Jan Szyszko. Już on tam oczami wyobraźni dobrze widzi los "bezspadkowej" (a jakże!) Puszczy Białowieskiej, w której - wg "historyka" Grossa - podczas okupacji niemieckiej polski motłoch dokonywał straszliwych pogromów (Jedwabne, Jedwabne...) na wzorcowej ludności żydowskiej.

      Lasów (i ziemi) ci u nas dostatek...

      Pozdrawiam

      PS. Odnośnie Macierewicza - wielki zawód.

      Usuń
  9. Witam szanownych ...

    Kazdy kraj, (panstwo, narod) POWINIEN dbac o swoja niezaleznosc i samostanowienie. W tej chwili Polska i jej rzad nie prowadza takiej polityki, ale inne tak. Izrael jest przykladem, ze nie daje soba "poniewierac".
    Polska POWINNA brac przyklad z silnych panstw, i (lub) prowadzic swoja silna (sprawna), niezalezna polityke!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  10. Sytuacja Antoniego Macierewicza jest nie do pozazdroszczenia, wręcz tragiczna i nie odważyłbym się jednoznacznie Go oceniać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drogi Panie.
      Tu wybór jest prosty. Emerytura, łowienie ryb i spokój rodzinny, albo budowa od podstaw ogólnonarodowego ruchu w kontrze do tej szeroko pojętej bolszewii. Pora wybierać!

      Usuń
    2. No pewnie! Powinien iść na ryby!
      Tylko przedtem, dla bezpieczeństwa swojego i swojej rodziny, złożyć samokrytykę, przeprosić WSIoków i złożyć kwiaty na grobach Jaruzelskiego i Kiszczaka.
      Może wtedy Go oszczędzą?

      Usuń
    3. Panie @Kazimierz B.
      Ja również nie odważyłbym się oceniać p. Macierewicza, ale już jego obecną postawę ocenić mogę bez oporów. Cóż on od dymisji robi? Publicznie popiera zmiany w rządzie, namawia rodaków by ciągle ufali PIS, w sejmie głosuje za antypolskimi ustawami, nie przekazuje nam informacji o prawdziwych powodach swej dymisji, nie przekazuje informacji o prawdziwej gębie PAD, itd. itp.
      Doceniam jego sukcesy, ale na chwilę obecną swą miałkością i bezczynnością robi więcej szkody niż pożytku. P. Macierewicz ma prawo do bycia takim miałkim, ale wówczas czas skończyć z pokładanymi weń nadziejami. Należy w końcu zrozumieć, że tak jak nie musimy lubić naszych posłańców, tak nie posyła się w ważnej sprawie osoby nieskutecznej tylko dlatego, że ją lubimy. Mam mnóstwo szacunku i empatii dla p. Macierewicza, ale aktualnie robi on wszystko, by ten szacunek i empatię stracić.
      No chyba, że założymy, że wizja rzeczywistości prezentowana na tym blogu to fikcja rodem z teorii spiskowych, a PIS to najwyższe dobro i bez względu na wszystko musimy ślepo PIS wspierać, nawet gdy szkodzi Polsce.
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. Pan Ścios oczywiście ma wiele racji, tylko zapomniał o jednym - Ci sami ludzie wprowadzali nas pod parasol żydowsko-amerykański. A to właśnie ten tandem dziś robi sobie z Najjaśniejszej kurwę, w zamian za miraż stałej obecności. Która i tak będzie warta funta kłaków, w czasie nadchodzącego resetuc stosunków między DIA a GRU i narastających animozji chińsko-amerykańskich. Prawdopodobnie tylko miliony karabinów i setki tysięcy polskich odpowiedników efektorów stinger może dać nam suwerenność.

    OdpowiedzUsuń
  12. Drodzy Państwo.
    Jeżeli, głównie dzięki niezrównanemu Panu Aleksandrowi, od paru lat mamy zdrowy osąd i rozeznanie spraw polskich, nie powinny nas dziwić i zaskakiwać żadne poczynania tzw. polityków III RP. Takie czy inne głosowania w sejmie, podejmowane decyzje czy torpedowanie, nielicznych propolskich inicjatyw. Martwi mnie jednak co innego.
    Zanim to polskie myślenie, prezentowane tu przez nas, garstkę kilkudziesięciu osób, zawita pod przysłowiowe strzechy, miną dziesięciolecia. Dlatego zasadne jest nazywanie naszego marszu długim.
    Napisałem że martwi, ale nie napisałem że zniechęca. Jest jeszcze coś takiego jak "Palec Boży", który nie raz już w historii naszej umęczonej Ojczyzny zmieniał sytuacje beznadziejne. Nie ukrywam, że w takiej Ingerencji nadzieję pokładam.
    Serdecznie wszystkich pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Icek modli się do Boga:
      – Boże spraw żebym wygrał w Totka.
      Mija czas i nic. Icek modli się i modli i nic. W końcu zniecierpliwiony narzeka:
      – Boże modlę się już tyle czasu, staram się, wypełniam przykazania a Ty nic.
      Na to odzywa się głos z nieba:
      – Icek, ty daj mi szansę, ty kup los.

      Usuń
    2. CT,

      Pisałem już wielokrotnie, że gdyby projekt długiego marszu wytyczały dziesięciolecia, byłby tylko polityczną utopią. Ze względu na perspektywę wynikającą z długości naszego życia oraz zagrożenia stojące przez Polską - raczej niewartą poważnego traktowania.
      Dziękuję, że nawet taki upływ czasu uznaje Pan za dopuszczalny, ale też wyrażam pewność, że nie będziemy zdani na pustynny los „narodu wybranego”.

      Pozdrawiam serdecznie

      Usuń
  13. Szanowni,

    Jakie działania Lecha Kaczyńskiego w szczególności sprawiły, iż można go traktować jako anomalię w poczcie prezydentow III RP? Czy ktoś pokusiłby się o opisanie szczególnych okoliczności, które umożliwiły jej zaistnienie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wood,

      Wszystkie działania, w których Lech Kaczyński występował przeciwko interesom rosyjskim i wpływom państwa Putina.
      Od likwidacji WSI poczynając, poprzez tematy energetyczne i kwestie historyczne, na wojnie w Gruzji kończąc.
      Te działania – w każdym zakresie iw każdym stopniu, stanowiły poważną „przeszkodę dla strategii komunistycznej i strategicznego programu dezinformacji” (A.Golicyn)

      Nigdy w historii III RP nie było prezydenta, który poważyłby się wypowiedzieć takie słowa:

      „Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi z północy, dla nas także z północy, ze wschodu, pokazali twarz, którą znamy od setek lat.
      Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy nie!
      Ten kraj to Rosja. Ten kraj uważa, że dawne czasy upadłego, niecałe 20 lat temu, imperium wracają. Że znów dominacja będzie cechą tego regionu.
      Otóż nie będzie.
      Te czasy się skończyły raz na zawsze. Nie na dwadzieścia, trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat!
      Wszyscy w tym samym okresie, lub w okresach nieco innych poznaliśmy tą dominację. To nieszczęście dla całej Europy.
      To łamanie ludzkich charakterów, to narzucanie obcego ustroju, to narzucanie obcego języka.
      Ale czym się różni sytuacja dzisiaj od tej sprzed wielu lat? Dziś jesteśmy tu razem. Dziś świat musiał zareagować, nawet jeżeli był tej reakcji niechętny.
      I my jesteśmy tutaj po to, żeby ten świat reagował jeszcze mocniej. W szczególności Unia Europejska i NATO.”

      Obawiam się, że jeśli w zadanym przez Pana pytaniu, miałaby zawierać się negatywna sugestia, byłoby to dowodem poważnych braków elementarnej wiedzy politycznej i historycznej.
      Ponieważ nie czuję się w obowiązku uzupełniać braków takiej wiedzy, udzielam odpowiedzi ramowej i zachęcam do samodzielnego pogłębienia tematu.

      Usuń
  14. Jeremiasz Późny,

    Nie wiem, czy Pan zauważył, ale w tekście nie zajmuję się polityczną „analizą aparycji”. To, co nazywa Pan „potworem z ludzką twarzą”, nie należy do kategorii, o jakiej traktuje mój tekst, a tym bardziej, niewiele ma wspólnego z opisem prezydentury – gwaranta III RP.
    Gdybyśmy przyjęli Pańską stylistykę – to w odniesieniu do postaci Lecha Kaczyńskiego, sprowadzimy rzecz do absurdu.
    Nie znam żadnych przesłanek faktycznych, które pozwalałyby uznać „prezydenturę Lecha Kaczyńskiego za nieudaną przymiarkę takiej twarzy”. Skoro byłaby to tylko „nieudana przymiarka”, po co sięgano by po zabójstwo polityczne?
    Trafnie Pan natomiast zauważył, że dla dokonania „wyboru” pana Dudy, posłużono się najprostszym (ale tez najbardziej prymitywnym) mechanizmem – podstawiają postać młodszą, o lepszej prezentacji i warunkach zewnętrznych, za osobę, która w żadnym zakresie, nie mogła uchodzić za wzór elegancji, kultury czy intelektu. Na marginesie – pan Duda też nie jest takim wzorcem, ale w granicach standardów III RP, może imitować „lepszą jakość”.
    W tym zabiegu, też nie ma nic nowego, bo w identyczny sposób zagrano w latach ubiegłych, podstawiając „wymuskanego” Kwaśniewskiego, pod zgrzebny obraz Wałęsy.
    Dlatego już przed dwoma laty określiłem obecnego lokatora Pałacu mianem „projektu pijarowskiego”. „Projektu” skutecznego, bo nadal miliony naszych rodaków dają się nabierać na wygląd i bogoojczyźniane pustosłowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oto próba odpowiedzi na pytanie: „Nie znam żadnych przesłanek faktycznych, które pozwalałyby uznać „prezydenturę Lecha Kaczyńskiego za nieudaną przymiarkę takiej twarzy”. Skoro byłaby to tylko „nieudana przymiarka”, po co sięgano by po zabójstwo polityczne?”

      - Jeśli założyć, że państwo polskie w swym obecnym kształcie nie jest oparte na samostanowieniu, lecz na zależności od podmiotów zewnętrznych, to głowa tego państwa może się czuć bezpiecznie, o ile podporządkuje się tym samym podmiotom i będzie działać na ich korzyść.

      Lech Kaczyński w swej karierze urzędniczej i politycznej uczynił bardzo wiele dla umocnienia w Polsce wpływów podmiotów następujących:

      1) Unii Europejskiej
      (ratyfikacja traktatu lizbońskiego, właściwa nazwa: „Traktat z Lizbony”, który Prezydent RP Lech Kaczyński podpisał 13 grudnia 2007 r. - za pośrednictwem ustanowionych przez siebie pełnomocników, Tuska i Sikorskiego - potwierdzając w ten sposób, że w sprawach kluczowych dla układu sił decydujących o Polsce istnieje pełna zgoda i współdziałanie pomiędzy różnymi - z nazwy - formacjami politycznymi);

      2) lobby żydowskiego
      (wstrzymanie ekshumacji w Jedwabnem, chanuka w Pałacu Prezydenckim po raz pierwszy w historii, „Muzeum Historii Żydów Polskich” finansowane w dużej części z budżetu Warszawy, itd.; wiceprzewodniczący Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego David Harris publicznie stwierdził, że Prezydent „był przyjacielem Izraela. Lubił go i rozumiał. Instynktownie pojmował problemy dotyczące jego bezpieczeństwa (…). Ganił też tych, którzy zbyt łatwo osądzali Izrael”);

      3) międzynarodowego systemu bankowo-finansowego
      (Lech Kaczyński, jeszcze jako minister stanu ds. bezpieczeństwa narodowego, spotkał się z Michałem Falzmannem, niestrudzonym tropicielem afery FOZZ. Już wtedy, jak sam mówi w filmie dokumentalnym pt. „Oszołom”, poświęconym osobie Falzmanna: „nie miał ochoty pakować się w pewne sprawy”. Przekonywał, że nie należało ujawniać, że zobowiązania Banku Handlowego - który w r. 1969 był de facto bankrutem - dotyczące części długu Polski są fikcyjne, bo „gdybyśmy coś takiego powiedzieli, to nie tylko my, ale dzieci nasze nigdy by nie dostały dolara kredytu”).

      Można więc powiedzieć, że od strony tych trzech sił (a niektórzy twierdzą, że nie są to siły odrębne, lecz ściśle ze sobą powiązane), mógł się czuć bezpiecznie.

      Czy bezpieczeństwo od tej strony było aż tak duże, że zapewniało Prezydentowi swobodę działania wbrew interesom Rosji (zmiana polityki energetycznej, zajęcie zdecydowanego stanowiska wobec konfliktu w Gruzji)?

      Okazało się, że nie. Lech Kaczyński został posłany na śmierć, a nowa „twarz potwora” dopasowana tak, żeby więcej nie naruszała ani rosyjskiego, ani europejskiego, ani semickiego poczucia estetyki.

      Choć oczywiście wiadomo, że w tym porównaniu wcale nie o estetykę chodzi (podobnie, jak nie chodziło o nią w wyrażeniu „socjalizm z ludzką twarzą”; była to jedynie pewna figura propagandowa, puszczona w obieg dla wykreowania fikcyjnej rzeczywistości, mniej więcej takiej, jaką mamy dzisiaj).

      Zakończę cytatem z jednego z bieżących komentarzy Autora: „… słabi i bezwolni zawsze będą w pogardzie każdej administracji USA. Uległość wobec Izraela, by zadowolić Amerykę – jest drogą donikąd. Dla Izraela będzie dowodem, że można wymusić roszczenia reprywatyzacyjne, dla USA, że trzeba nas traktować jako przedmiot we własnych rozgrywkach.”
      Nic dodać, nic ująć.

      Usuń
  15. jan kowalski,

    Pierwsze pytanie sugeruje, że posiada Pan wiarę w moc karty wyborczej i uważa, że w ramach systemu III RP, można na stanowisko prezydenta wybrać „nieuwikłanego w zdradzieckie knowania człowieka”.
    Owszem, można - jak wskazuje przykład Lecha Kaczyńskiego, ale jest to wydarzenie z powodu wystąpienia „błędu systemowego”.
    Ten zaś, nie wystąpił dlatego, że system magdalenkowy uległ „mechanizmom demokracji”, ale z powodu niekorzystnego (dla systemowych graczy) „zbiegu okoliczności”.
    Przypomnę - w I turze wygrał D.Tusk ( i to dość wysoko) i wydawało się, że sprawy pójdą ustalonym torem. Można jedynie domniemywać, że na końcowym wyniku zaważyła bardzo niska frekwencja (50,99 proc.) co, w warunkach zdecydowanego poparcia dla Kaczyńskiego, uniemożliwiło sięgnięcie po narzędzia fałszerstw wyborczych. Zaznaczam – jest to tylko moja hipoteza, bo nie wykluczam, że „błąd systemowy” powstał z powodu innych czynników, jak np. brak należytego "nadzoru" nad PKW, czy potyczki "cywilnych" z "wojskówką".

    Drugą Pańską kwestię - „wystawienie przez JK tegoż imć Kornhauser-Dudy wprost dowodzi uwikłania we współpracę z WSIokami”, rozstrzygnę pytaniem: czy przychylne komentowanie na blogu autora uznawanego za „kreta w PiS” (ruski „Sputnik”), agenta służb chińskich lub izraelskich (towarzysze z WSI), agenta USA (towarzysze z portali „narodowych”), „ruskiego agenta” (towarzysze z „niezależnych mediów”) - dowodzi wprost związków komentatora z tymi służbami?
    Moim zdaniem – wystawienie kandydatury Dudy nie jest dowodem „uwikłania Kaczyńskiego” we współpracę z WSI.
    Dawno temu napisałem na blogu, że to J.Kaczyński „namaścił” A.Dudę na prezydenta i przez wiele miesięcy zachwalał nam jego przymioty.
    Dawno temu pisałem, że to Kaczyński jest odpowiedzialny za stracony dla Polski czas oraz wszystkie zachowania Dudy- przeszłe, obecne i przyszłe.
    Napisałem również, że rząd „dobrej zmiany” i prezydentura obecnego lokatora Pałacu, są wynikiem kombinacji nowego rozdania z roku 2015 i błędem jest rozdzielanie postawy Dudy od intencji Kaczyńskiego.
    Ci ludzie działają wspólnie i w porozumieniu. Ten pierwszy, ma stać się „delfinem” kolejnej mutacji agenturalno-politycznej, ten drugi - emerytowanym „wielkim mężem stanu”, który zapewni partyjnym kolegom tłuste lata prosperity i budowę kilku pomników.
    Ale napisałem też, że istnieją tylko dwie możliwości:
    - jeśli Kaczyński nie wiedział, kogo proponuje na prezydenta, jest głupcem.
    - jeśli wiedział, kim jest A.Duda i jakie środowisko będzie popierał, byłby już draniem.
    Nie znam innych kwalifikacji takiego zachowania.
    Skoro Pan zna „trzecią kwalifikację” i na podstawie tej decyzji twierdzi, iż „wprost dowodzi uwikłania we współpracę z WSIokami” - proszę o solidne argumenty i dowody.
    Pozwolę też sobie na dygresję. Wprawdzie wielu idiotów i zadaniowanych kanalii utrzymywało, że również „Ścios oskarża Kaczyńskiego o związki z WSI”, to taka opinia jest nie tylko całkowicie mi obca, ale też nigdy i nigdzie jej nie wyraziłem.

    OdpowiedzUsuń
  16. Pani Urszulo,

    O „wzmocnieniu roli prezydenta” mówili: Wałęsa, Kwaśniewski,Komorowski.
    Ten ostatni, nie tylko mówił, ale doprowadził reżim prezydencki do najwyższego stopnia zaawansowania.
    Co znamienne – jedynie za czasów Lecha Kaczyńskiego, nie tylko o tym nie mówiono, ale wręcz postulowano ograniczenie roli prezydenta.
    A.Duda, który nie posiada „przymiotów historycznych” Wałęsy, nie ma „zaplecza służbowo-biznesowego” Kwaśniewskiego i daleko mu do „stopnia inicjacji i umocowania” Komorowskiego, stoi przed zdaniem trudnym. Realizując „konieczność dziejową” III RP, w której ośrodek prezydencki musi stać na straży porządku magdalenkowego, Duda chce zalegalizować tę rolę poprzez „drogę formalną” - zmianę konstytucji.
    Trudności polega na tym, że nawet jego koledzy z partii rządzącej, którym marzy się druga i trzecia kadencja, postrzegają lokatora Pałacu i realizowane przezeń „powinności”, jako przeszkodę w tumanieniu wyborców. Dopuścić, by ta przeszkoda uzyskała jeszcze większe prerogatywy i burzyła „patriotyczny” wizerunek partii – nie sposób.
    Tu jest źródło niechęci, jaką okazują działacze Kaczyńskiego w odniesieniu do pomysłu „referendum”.
    Sądzę, że wielu z tych ludzi zdaje też sobie sprawę z predyspozycji intelektualno – moralnych pana Dudy i rozumie, iż oddanie mu pełni wpływów na armie i politykę zagraniczną, przyniesie tak negatywne skutki wizerunkowe, że nie naprawi ich nawet najbardziej wytężona praca Kurskiego, Sakiewicza i Karnowskich.

    Dziękuję za życzliwą ocenę tekstu i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Szanowni Państwo,
    którzy zwracają uwagę na postawę Antoniego Macierewicza w sprawie ustawy o IPN,

    Bardzo mnie cieszy, że wielu czytelników bezdekretu, ma tak doskonałe zdanie o ministrze Macierewiczu, iż do jego działań i wypowiedzi przykłada miarę najwyższą.
    Taką, jaką nie przykłada się do postępków żadnego innego polityka.
    To bardzo zdrowa praktyka, bo jeśli w obszarze polityki III RP, w ogóle i od kogokolwiek powinniśmy wymagać – to właśnie od Antoniego Macierewicza.
    Nie będę też ukrywał, że udział pana ministra we wczorajszym, „zajęczym” głosowaniu i poparcie przezeń noweli ustawy o IPN, uważam za ogromny błąd. Podobnie, jak każdy inny akt lojalności wobec partii Kaczyńskiego.
    Mówię o kategorii błędu, bo odrzucam sugestię, jakoby stało za tym wyrachowanie lub zła wola.
    Sądzę, że Antoni Macierewicz nazbyt liczy na możliwość pracy nad sprawą smoleńską pod egidą PiS i podporządkowując swoje racje partyjnej retoryce, przyjmuje normę „wyboru mniejszego zła”.
    Nie wykluczam również, że pan minister nie ma dostatecznej wiedzy o rzeczywistych nastrojach społecznych, ani wiary, że istnieje potrzeba stworzenia silnej reprezentacji dla tych nastrojów.

    Proszę jednak, by nie wydawać sądów, tyleż ostatecznych, jak pochopnych.
    Za najważniejszą cezurę czasową, uważam zakończenie prac podkomisji smoleńskiej.
    To jest jedyny, realny obszar, do którego trzeba odnosić kwestię oceny Antoniego Macierewicza.

    OdpowiedzUsuń
  18. Antoni Macierewicz nie popełnił błędu, popełnił coś więcej. On jest autorytetem i byłym ministrem obrony. Jaki sygnał wysłał do żołnierzy?

    Pal licho honor, brońcie kamienic, pól i lasów gdyż muszą pozostać w dobrym stanie albowiem nimi zapłacimy naszym sojusznikom?


    Widziałem tytuł w Gazecie Wyborczej mówiący, że ustawa IPN to cena za amerykańską dywizję.
    Pewna krytyka ze strony targowicy tego głosowania znaczyłaby, że się trochę obawiają. Obawiają się bliższych stosunków z USA. To niby dobrze? Otóż stosunki z USA, które miałyby być oparte na TAKICH warunkach są dla mnie nie do przyjęcia, nawet jeśli obawiają się ich zausznicy Putina w Polsce.

    Wyprzedać kamienice i lasy ale przede wszystkich wyprzedać honor?!? W imię czego?

    Czy można sobie wyobrazić jakikolwiek symetryczny (czyli podobny ruch) ze strony innego państwa? Był ruch ale z ustawą 447.

    Taki sojusz jest nic nie warty a korzyści mogą być tylko krótkotrwałe i iluzoryczne. To tych krótkotrwałych zawirowań obawia się targowica. Bo ewentualne "dowody" w/s Smoleńska czy to z USA czy Izraela nie będą więcej warte niż... ich interesy z Rosją! I tylko w takich kategoriach można oceniać relacje z tymi państwami. Poza tym nikogo już żadne dowody na nic nie interesują. Sfabrykować można wszystko.

    Chińscy i rosyjscy gimnazjaliści shakowali amerykański wiekopomny system demokratyczny, Azjaci zalewają ich uczelnie. Jedyną wartością, która jest not negotiable dla Amerykanów jest ich styl życia oparty na marnotrawstwie, rabunkowej eksploatacji środowiska i wytępieniu bizonów. Alternatywa jaką mieli przy wyborze prezydenta mówi wiele o kondycji tego społeczeństwa.

    Jeśli byłoby ziarno prawdy w tym, że obecna, nazwijmy to, zmiana jest wynikiem jakiejś interwencji ze strony służb USA (i Izraela?) to ileż faktycznie ta zmiana jest warta? Widzę tylko większy fałsz, zakłamanie i... sprawowaną pieczę ze strony starszych braci.



    P.S. Dogmatyczna bogoojczyźniana retoryka odstraszyła chyba jedynego ateistę, który tu zaglądał. Polscy żydzi chyba w ogóle nie zaglądali.

    OdpowiedzUsuń
  19. Marcin Ís,

    Jeśli dopuszczam na blogu prezentację jakiejś opinii, to tylko wtedy, gdy jest solidnie uzasadniona i argumentowana. Dlaczego? Bo to kwestia szacunku – wobec tych, którzy czytają, jak i wobec mojej pracy. Nie przedstawiam tu hipotez, których nie potrafię uzasadnić i nie rzucam myśli, których nie umiałbym obronić.
    Dlatego różni „jednozdaniowi mędrcy” nie mają tu czego szukać i ich internetowe biadolenia o „cenzurze u Ściosa” mam w poważaniu. Jeśli komuś się wydaje, że ruską „wrzutką” można obalić logiczny wywód, konstruowany tu przez lata – jest w błędzie.
    Dopuściłem Pana komentarz z dwóch powodów.
    Po pierwsze dlatego, że komentuje Pan od dawna i nie jest to wypowiedź kogoś, kto założył profil na google przed paroma dniami.
    Po drugie, że choć jest to wypowiedź daleka od tematyki mojego tekstu, kompletnie gołosłowna i pozbawiona cienia rzeczowej argumentacji, może posłużyć do opisu pewnego zjawiska.

    Napisał Pan: „Jeśli byłoby ziarno prawdy w tym, że obecna, nazwijmy to, zmiana jest wynikiem jakiejś interwencji ze strony służb USA (i Izraela?) to ileż faktycznie ta zmiana jest warta?
    Problem w tym, że choć w takim podejrzeniu nie ma „ziarna prawdy”, podobne hipotezy są dziś powszechnie wytwarzane i rozgłaszane. Tylko dlatego, że ich wyznawcy żyją wyłącznie chwilą i oceniają sprawy polskie przez pryzmat tego, co dziś i teraz. Ta perspektywa „złotej rybki” jest z pewnością wygodna i pozwala kreować się autorom takich hipotez na mędrców i „obrońców polskosci”, ale nie ma nic wspólnego z realnymi mechanizmami III RP.
    A skoro dziś, jesteśmy świadkami serwilizmu grupy rządzącej wobec Izraela, skoro teraz mówi się nam o „odbudowie relacji” z Ameryką, jakże nie konstruować teorii o spiskach żydo-amerykańskich i nie osadzać „dobrej zmiany” w ramach kombinacji operacyjnej przeprowadzonej przez służby tych państw?
    To właśnie – krótka pamięć i ciągłe podążanie za wydarzeniami bieżącymi, stanowi główną przyczynę wypisywania rozmaitych bredni oraz dokonywania oceny spraw polskich poprzez wizje „jednodniowych analityków”.
    Gdybym był politykiem PiS, albo żurnalistą „wolnych mediów”, odpowiedziałbym – to robota ruskiej agentury.
    Prawda, ludzie kierowani przez Rosję, czują się całkowicie bezkarni w III RP i robią tu ogromnie szkodliwą robotę. Sieć internetowa pełna jest obwieszonych emblematami narodowymi „patriotów”, którzy w Żydach i Amerykanach widzą całe zło współczesnego świata, a ratunek dla Polski upatrują w „słowiańskiej” wspólnocie z kremlowskim bandytą. Tacy mają dziś swój dzień, a dzięki wytężonej pracy Kurskiego, Sakiewicza i Karnowskich - będą mieli kolejne.
    Ale ci nieszczęśnicy są zaledwie pasożytami, a nie przyczyną choroby.
    Jej upatruję w totalnym zidioceniu naszego społeczeństwa, w tej przerażającej (dla mnie) praktyce mówienia i reagowania wyłącznie pod dyktat przekazu medialnego. Takich ludzi nie trzeba nawet „czipować” - czego obawiają się różni futuryści. Oni już myślą i działają na podstawie schematów „wdrukowanych” przez sieć internetową i okienka tv.
    Dlatego w odpowiedzi na Pana hipotezy, mogę jedynie zaproponować, by sięgnął Pan pamięcią do wydarzeń z lat 2013-2015 i zechciał dostrzec przebieg tzw. afery podsłuchowej.
    To, w mojej ocenie, jest „matka” zwycięstwa wyborczego PiS i poważny klucz do współczesności.
    Bez analizy tamtych wydarzeń, nie można bezkarnie rozpowszechniać teorii o amerykańsko-żydowskim pochodzeniu „dobrej zmiany”.
    Dawno temu pisałem ,że kombinację zmierzającą do zdyscyplinowania grupy Tuska i wymiany ówczesnej ekipy – bo tego dotyczyła gra, mógł podjąć tylko taki ośrodek, który dysponował realnymi narzędziami wpływu i potrafił zapewnić mechanizmy bezpiecznego przeprowadzenia „nowego rozdania”. Bezpiecznego, a zatem takiego, które nie doprowadzi do niekontrolowanego upadku triumwiratu (politycy-oligarchowie-służby) i nie zagrozi fundamentom magdalenkowego tworu.

    cdn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli przyjrzy się Pan tamtym wydarzeniom, bez trudu dostrzeże, że ówczesne roszady i dymisje związane z ową „aferą”, łączył wspólny mianownik – dotyczyły ludzi blisko związanych z Tuskiem i pozbawiały wpływów osoby z „pierwszego garnituru” PO. Oceniając je w innym wymiarze – dotykały polityków „namaszczonych” przez ludzi "jedynki" (Departament I SB MSW), podczas wydarzeń z roku 2001, gdy z KLD powstała Platforma Obywatelska.
      Nie było wśród nich polityków powiązanych z Belwederem ani kojarzonych z tzw. frakcją Schetyny. Jedynymi "nieumoczonymi" w w tej sprawie pozostali uczestnicy dawnych biesiad u agenta WSI Jeremiusza Barańskiego oraz środowisko zbliżone do lokatora Belwederu.
      Nie dostrzegłem tam cienia knowań żydowsko-amerykańskich, za to z całej „afery” aż nadto przebijał smród sowieckich onuc.
      To, co nastąpiło później, również wskazuje na pochodzenie gry.
      Prezydencka zasłona nad Aneksem do Raportu z Weryfikacji WSI, nierozliczenie kadencji Komorowskiego i jego zaplecza, zamilczenie afery marszałkowej, stoczniowej i paliwowej - „sztandarowych” afer środowiska „wojskówki”, ucieczka od tematów związanych z odpowiedzialnością ludzi LWP i służb wojskowych, uczynienie z BBN skansenu „komorowszczyzny”, kontynuacja niektórych projektów poprzednika – to tylko niektóre fakty ukazujące rzeczywisty rodowód nowego rozdania z 2015 roku.
      O takim drobiazgu, że premierem „zrekonstruowanego” rządu, został jeden z bohaterów nagrań z „Sowy”, a Polacy nic nie wiedzą o treści tych nagrań – nie warto nawet wspominać.

      cdn

      Usuń
    2. To zaś, że politycy PiS są beznadziejnie słabi i bezwolni wobec USA i Izraela, należy do całkowicie innej kategorii.
      Tym ludziom się wydaje, że tylko w pozycji serwilistycznej można zasłuzyć na sojusz z Ameryką i tylko droga ustępstw i kompromisów zapewni im przychylność mocarstw i perspektywę dalszych rządów. Identycznie postępują wobec roszczeń unijnych czy żądań niemieckich.
      To jest pokłosie mentalności jałtańskiej, która skaziła nasze myślenie o sprawach polskich i do dziś zagradza nam drogę do Niepodległej.
      Polega ona na przeświadczeniu, że w zakresie polskich planów i aspiracji, muszą (podkreślam) być uwzględniane interesy innych państw, a Polska nie może istnieć bez umocowania w woli wielkich mocarstw. Jest w tym sprowadzenie polityki państwa do roli petenta, który musi zabiegać o przychylność innych i kształtować swoją przyszłość według zasad „georealizmu”.
      W perspektywie, w jakiej oceniam mechanizmy III RP: „dobra zmiana”, to efekt kombinacji środowiska „wojskówki”, nasze sprawy są dziś rozgrywane przez wizję sojuszu z USA i uległość wobec silnych graczy – nie ma sprzeczności.
      Zagrożeniem dla grupy właścicieli III RP, nie są żadne sojusze i pakty z „konserwatywnymi” politykami, nie zbliżenie z USA czy Izraelem, lecz wyłącznie jedna wizja: budowy własnej, silnej państwowości, opartej o zasady polityczne II Rzeczpospolitej, wolnej od całej spuścizny komunistycznej.
      Być może ludzie PiS wierzą, że D.Trump – rzekomy „prawicowiec i konserwatysta” uwolni nas od zagrożenia rosyjsko-niemieckiego i wesprze budowę silnej państwowości, ale metodę, jaką wybrali i sposób jej realizacji, przekreśla taką szansę.
      Nie tylko dlatego, że Trump nie jest żadnym „prawicowcem-konserwatystą” i siedząc w komprmateriałach Putina, będzie działał na korzyść Rosji, ale z tej przyczyny, że słabi i bezwolni zawsze będą w pogardzie każdej administracji USA.
      Uległość wobec Izraela, by zadowolić Amerykę – jest drogą donikąd. Dla Izraela będzie dowodem, że można wymusić roszczenia reprywatyzacyjne, dla USA, że trzeba nas traktować jako przedmiot we własnych rozgrywkach.
      Głupcom, którzy krzyczą -ale my nie jesteśmy mocarstwem i musimy liczyć się z innymi, do głowy nie przyjdzie, że pozycja Polski nie zalezy od tego, jak dalece ustąpimy, ale – ile sami potrafimy zrobić.
      Gdyby owa „dobra zmiana” dokonała wpierw oczyszczenia naszego kraju z band Targowicy i Obcych, gdyby podjęła mocną rozprawę z wrogiem wewnętrznym i pokazała realną siłę – status Polski wzrósłby niepomiernie bardziej niż osiągnięto na drodze beznadziejnych kapitulacji.
      Casus Turcji powinien uzmysłowić marnym „strategom”, z kim i z czym liczy się współczesny „świat”.

      Napisał Pan także - „Antoni Macierewicz nie popełnił błędu, popełnił coś więcej. On jest autorytetem i byłym ministrem obrony. Jaki sygnał wysłał do żołnierzy?”
      Nie wiem, czym jest to „więcej”,ale przypomnę, że głosując za nowelą ustawy i IPN, Antoni Macierewicz nie wysyłał do żołnierzy sygnału - „chwyćcie za broń” i nie nadużył stanowiska byłego szefa MON. W kontekście, w jakim Pan prezentuję swoją opinię, tylko takie zachowanie mogłoby sugerować coś „więcej” i tylko ono byłoby podstawą do zarzutu wobec byłego ministra obrony narodowej.

      Udzieliłem Panu obszernej odpowiedzi, bo chcę wierzyć, że potraktuje Pan mój blog poważnie i spróbuje odrzucić pokusę kierowania się „bieżączką”, na rzecz nieco pogłębionej refleksji.
      Chcę jeszcze zapytać – o jakiej to „dogmatycznej bogoojczyźnianej retoryce” Pan napisał i gdzie jest ona obecna na bezdekretu?

      Usuń
    3. Szanowny Panie Aleksandrze,
      Dziękuję za dbałość o poziom bezdekretu i nie dopuszczanie komentarzy nie spełniających stawianych im tutaj wymagań, ale jestem wdzięczny za odstępstwa od tej zasady kiedy komentarz "może posłużyć do opisu pewnego zjawiska". Często - jak i w tym wypadku - te "opisy" urastają do rangi osobnych tekstów w których zawiera Pan bardzo dużo informacji i wartościowych odniesień nie mających szans na zaistnienie w Pana tekstach z bardzo wielu powodów, albo też będących przywołaniem dawnych, często zapomnianych tez.

      Ot, chociażby taka perełka:
      "Zagrożeniem dla grupy właścicieli III RP, nie są żadne sojusze i pakty z „konserwatywnymi” politykami, nie zbliżenie z USA czy Izraelem, lecz wyłącznie jedna wizja: budowy własnej, silnej państwowości, opartej o zasady polityczne II Rzeczpospolitej, wolnej od całej spuścizny komunistycznej".

      Przecież to oczywista wskazówka dla Maszerujących i mających wątpliwości dokąd idziemy.

      I dziękuje za "zbiorczą" odpowiedź dot. Pana Macierewicza.

      Pozdrawiam Pana serdecznie

      Usuń
  20. Dziekuję za obszerną odpowiedź.
    Znam, rozumiem i podzielam ocenę nowego rozdania z 2015 roku.


    Rzeczywiście, wpływy służb USA/Izraela oceniam na podstawie ostatnich wydarzeń i bezprecedensowej ekspresowej zmiany ustawy. Koncept tego wiernopoddańczego głosowania nie zrodził się bez obcych wpływów, spontanicznie u posłów. W połączeniu z polską "odpowiedzią" na ustawę 447 uważam te wpływy za skoordynowane. Jednak za szczególnie upokarzające uważam to, że w odróżnieniu od innych służb, Izrael przysyła tu agentów jawnych a nie tajnych. No cóż, powiadają: Polin.
    Moja ocena tego co się stało jest taka sama.


    Podtrzymuję moje zdanie: Antoni Macierewicz nie jest szeregowym posłem, który popełnił "błąd".


    Faktycznie, odwołania do Boga pojawiają się raczej u komentatorów. Jestem trochę przewrażliwiony, proszę wybaczyć tę uwagę.




    Zdaję sobie sprawę, że komentuję w kontrze do tekstu głównego. Z wygodnym, jednoosobowym przyciskiem w IIIRP można sobie zagwarantować nienaruszalność status quo.
    Mówią: jesteśmy zbyt słabi bo nie zmieniliśmy sądów, komunistycznych generałów, nie przegnaliśmy WSIoków a szkodliwe ustawy uchwalamy w jeden dzień. Ale to wszystko zawdzięczamy jednemu człowiekowi, który ma imię, nazwisko i sprawuje najwyższy urząd.

    OdpowiedzUsuń
  21. Aleksander Ścios,

    Dziękuję za podjęcie kwestii podniesionej przeze mnie we wcześniejszym wpisie. Niepotrzebnie doszukuje się Pan w nim negatywnej sugestii - nie ma jej tam. Naprawdę interesuje mnie to jak w systemie III RP mogła zaistnieć taka anomalia.

    OdpowiedzUsuń
  22. Jeremiasz Późny,

    Poza ratyfikacją traktatu lizbońskiego (który wcześniej Lech Kaczyński twardo negocjował) nie wskazał Pan żadnych konkretnych działań, które „pozwalałyby uznać prezydenturę Lecha Kaczyńskiego za nieudaną przymiarkę takiej twarzy”.
    A i ta ratyfikacja, ma negatywne znaczenie tylko w takim wymiarze i tylko dla takich ocen, w których politykę unijną, uznamy za większe zagrożenie dla naszej niepodległości niźli knowania Rosji i Niemiec.
    Ponieważ ten temat wielokrotnie podejmowałem na blogu, czuję się zwolniony z uzasadnienia opinii, że zagrożeń unijnych lub żydowskich (a niektórzy dodają jeszcze USA) nie wolno porównywać z niebezpieczeństwem, jakie istnieje ze strony Rosji czy Niemiec.
    Uważam, że tylko ignoranci historyczni i polityczni, mogą dokonywać takich porównań i uznaję je za kompromitujące dla ludzi rozumnych.
    Mnie także nie podobał się traktat lizboński i nie jestem zwolennikiem „integracji” europejskiej na wzór sowieckiego kołchozu. Dążenia „georealistów” - do których Lech Kaczyński (niestety) się zaliczał, uważam za główną przyczynę polskich nieszczęść i tej „jałtańskiej skazie”- powszechnej wśród tzw. „elit” III RP poświeciłem szereg tekstów blogowych oraz książkę „Nudis verbis-przeciwko mitom”.
    Dostrzegam jednak-bo tego uczy historia i doświadczenia ostatnich lat, że to Rosja i Niemcy są naszym odwiecznym wrogiem i ze strony tych państw istnieje realna groźba utraty naszej państwowości.
    Tą prawdę, Lech Kaczyński rozumiał jak żaden inny polityk III RP i jej nakazom podporządkował swoją prezydenturę. Co więcej, jak żaden inny prezydent, zabiegał o autentyczną odbudowę naszej tożsamości narodowej i historycznej – dwóch najważniejszych czynników dla istnienia bytu narodowego.
    Na tle poprzedników i następców – był i jest tu ogromny kontrast.

    Rozumiem, że przywołując rzeczy bez większego znaczenia faktycznego (Chanuka, pozytywne oceny ze strony Żydów, domniemamy stosunek do sprawy FOZZ) chciałby Pan wykazać, jakoby ten prezydent wspierał „wpływy podmiotów zewnętrznych” i tylko (marginalna w takim ujęciu) reakcja Moskwy przecięła prezydenturę korzystną dla owych podmiotów.
    Przede wszystkim dostrzegam tu rażący brak logiki: bo skoro kwestię ratyfikacji traktatu, czy zapalenia świec chanukowych, uważa Pan za kluczowe dla zdefiniowania tej prezydentury, jakże może Pan przypuszczać, że tak potężne środowiska wpływów – unijne i żydowskie – pozwoliłyby na usuniecie równie pomocnego prezydenta? Skoro działał na rzecz ich interesów – dlaczego dopuszczono, by wygrała „rosyjska estetyka”?
    A jeśli wygrała, to może ona, a nie unijno-żydowskie wpływy, była i jest największym zagrożeniem?
    Problem w tym, że proponowaną przez Pana hipotezę uważam za głęboko fałszywą, a w najlepszym wypadku, świadczącą o niezrozumieniu przeszłych i obecnych realiów.
    W odniesieniu do polityka, który podczas zbrojnej napaści Putina na Gruzję, miał odwagę powiedzieć:
    „Stykałem się jako polityk już i jako prezydent mojego kraju z takim przekonaniem, że Rosja ma jakieś szczególne prawo do godności.
    Ja chciałem zapytać, skąd ona się bierze? Kto Rosji dał to prawo?
    Dlaczego największe państwa europejskie sugerują, jakby Rosja miała tego rodzaju prawo, dlaczego Rosja może komuś dawać nauczki, to jest rzecz, którą trzeba odrzucić i dziś jest dobra okazja do tego, żeby to powiedzieć.”
    - stawianie takich „zarzutów” brzmi wręcz groteskowo.

    cdn

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ulega wątpliwości, że śmierć tego prezydenta wywołała nieskrywaną ulgę wśród euro-łajdaków, a w szczególności, w państwie, które z ratyfikacji traktatu lizbońskiego uzyskało największe korzyści. Dlaczego ulgę?
      Jak pokazują ówczesne realia, chodziło o uwolnienie owych euro-łajdaków od rzeczy najstraszniejszej (w ich mniemaniu) – groźby zerwania „pomyślnych relacji” z państwem Putina.
      Niemcy szczerze nienawidzili Kaczyńskiego (zdjęcie z kartoflem to zaledwie symbol), przyprawiając mu gębę nacjonalisty, germanofoba i rusofoba. Podobnie charakteryzowała prezydenta prasa francuska czy belgijska, atakując go np. po jakiejś gejowskiej hucpie w Berlinie.
      Natomiast tuż po zamachu smoleńskim, w reakcjach przywódców państw zachodnich dominował ton troski, by zdarzenie to nie spowodowało kryzysu w stosunkach polsko-rosyjskich.
      Z największym zadowoleniem witano wtedy wasalne deklaracje Tuska i Komorowskiego.
      Szerokim echem na Zachodzie odbiły się m.in. słowa Tuska z wywiadu dla Deutsche Welle z czerwca 2010 roku: „Staramy się wyciągnąć z tej tragedii pozytywne wnioski na przyszłość. Także te polityczne. Również dotyczące coraz lepszych relacji polsko-rosyjskich, bo one są kluczem do dobrych relacji europejsko-rosyjskich. Te moje starania także sprzed katastrofy, ale też doceniam starania przywódców rosyjskich, nabrały nowego przyśpieszenia właśnie z powodu tej katastrofy”.
      Gdy opublikowano ruskie łgarstwa, tytułowane „raportem MAK”, niemiecka „Die Welt”, piórem Gerharda Gnaucka wyrażała obawy, że „istnieje niebezpieczeństwo, iż po tym co ukazuje się w mediach polskich, część niemieckiej opinii publicznej znów będzie patrzyła na Polaków jak na rusofobów”. „Süddeutsche Zeitung” stwierdzał zaś, że “polepszająca się współpraca pomiędzy Polską a Rosją była w Niemczech mile widziana i dość bacznie obserwowana” i podkreślał obawy Niemców, że „napięcia pomiędzy Polską a Rosją oznaczają dla Berlina kłopoty”.
      Brytyjskie gazety odnotowały wówczas podstawowe punkty owego „raportu”, ale skupiały się głównie na polskich reakcjach. Np. „Independent” pisał - ”konkluzje raportu zagroziły trudnym stosunkom polsko-rosyjskim, które nieco odtajały po kwietniowej katastrofie.”
      Warto więc pamiętać, że w kontekście zbrodni smoleńskiej, największa troska Zachodu dotyczyła groźby wybuchu „polskiej rusofobii”, a fizyczną „eliminację” polityka generującego tę przypadłość, powitano z ulgą.

      Jeśli chciałby Pan prawidłowo ocenić wartość tej prezydentury, należałoby też dostrzec bilans zamachu smoleńskiego w trzech, podstawowych obszarach: rosyjskiego dyktatu gazowego, „nowej” polityki zagranicznej i historycznej, reaktywacji wpływów b.WSI.
      Z braku miejsca na szersze opracowanie, zwrócę uwagę tylko na jeden z tych obszarów i podam jeden konkret.
      Natychmiast po Smoleńsku nastąpiła zasadnicza zmiana kierunków polityki zagranicznej, a w zasadzie jej podporządkowanie interesom państw sąsiednich. Dotyczyło to, nie tylko rezygnacji z roli lidera państw postsowieckich, odrzucenia dalekowzrocznej polityki wobec Gruzji (był to początek „wypraw wojennych” Putina), zerwania więzów z USA, czy sabotażu w sprawie tarczy antyrakietowej. Ten „nowy” kierunek wytyczało zdanie wypowiedziane onegdaj przez D.Tuska - „celem naszej polityki jest usuwanie przeszkód stojących na drodze poprawy relacji rosyjsko-niemieckich”.
      Do głównych powinności polityki zagranicznej reżimu PO-PSL, zaliczono więc sprawę otwarcia granicy z obwodem kaliningradzkim. Ten rosyjsko-niemiecki projekt, był najmocniej forsowanym zadaniem polskiej dyplomacji. Jak wielokrotnie pisałem - zmierzał do uczynienia z obwodu kaliningradzkiego rosyjskich „drzwi do Europy”, przez które Rosjanie wejdą w obszar polityki gospodarczej UE, a ich przedsiębiorcy uzyskają unijne fundusze. U podstaw projektu leżała koncepcja reaktywacji Prus Wschodnich, przed którą ostrzegał przed laty prof. Paweł Wieczorkiewicz. Chodziło o to, by w perspektywie najbliższych 10-20 lat obwód mógł wrócić do niemieckiej macierzy, stając się symbolem trwałego sojuszu rosyjsko-niemieckiego.

      cdn

      Usuń
    2. Dzięki inwestycjom unijnym,Kaliningrad przekształciłby się w rodzaj euroregionu pod niemiecko-rosyjskim protektoratem. Pozostając oficjalnie pod władzą Rosji chłonąłby niemiecki kapitał, dając w zamian dostęp do rynku rosyjskiego i stając się głównym narzędziem w umacnianiu politycznego przymierza Rosji i Niemiec.
      Realizacja tego projektu prowadziłby w istocie do rewizji ustaleń konferencji poczdamskiej i podważenia dotychczasowego porządku europejskiego.
      W tym projekcie, Polsce wyznaczono rolę kraju tranzytowego, czy – jak nazwałem to zadanie – rolę „wycieraczki”, po której Rosjanie weszliby do „cywilizowanej” Europy.

      Prezydentura Kaczyńskiego stała na przeszkodzie tym planom. Podobnie, jak zaangażowanie tego polityka w obronę Gruzji – tak „po sowiecku” wyśmiewane przez Komorowskiego i polskojęzyczne media III RP.
      A warto w tym kontekście prześledzić reakcje rosyjskie tuż po Smoleńsku. Oni nawet nie kryli -w czym i w kim upatrują korzyści z zamachu.
      Moskiewska "Izwiestija" pisała np.: „Polska rewiduje stosunki ze swoim byłym sojusznikiem strategicznym. Organ Gazpromu poinformował, że „Komorowski faktycznie zamknął całą epokę w polityce zagranicznej Warszawy, kiedy to Tbilisi było uważane za niemal głównego sojusznika strategicznego" i ocenił, że „ideologicznym podtekstem przyjaźni Saakaszwilego z Kaczyńskim była konfrontacja z Moskwą, a obrona „młodej gruzińskiej demokracji” przed „rosyjskim imperializmem” stała się natrętną ideą dyplomacji Lecha Kaczyńskiego" .
      Rosjanie doskonale dostrzegali, kto w III RP jest gwarantem ich interesów. Już w kwietniu 2008 roku Putin zapewniał, że "problemy z Polską dadzą się rozwiązać dzięki Tuskowi", a po wygranych przez Komorowskiego wyborach prezydenckich, szef komisji spraw zagranicznych Dumy Konstantin Kosaczow trafnie podsumował sytuację, mówiąc :
      „Z Polską, gdzie prezydentem jest pan Komorowski, a rządem kieruje pan Donald Tusk, będzie się nam udawać, jak sądzę, znajdować punkty styczne i porozumienie znacznie bardziej konsekwentnie i konstruktywnie niż działo się to dotychczas w warunkach stałego współzawodnictwa prezydenta i rządu.”

      Myślę, że wszystko, co powinniśmy wiedzieć o sensie zamachu smoleńskiego, ale też – o znaczeniu prezydentury Lecha Kaczyńskiego, zamyka się w tym jednym zdaniu „Niezawisimaj Gaziety” z 13 kwietnia 2010 roku:
      "Katyńska kość niezgody w relacjach Warszawy i Moskwy zostanie pochowana razem z prezydentem Lechem Kaczyńskim".

      Usuń
  23. rodakvision,

    Szanowny Panie Mirosławie,

    Ja Pan zapewne wie, nie po raz pierwszy wykorzystuję komentarz do „opisu pewnego zjawiska”. Tylko tak mogę „przemycić” niektóre refleksje i osadzić je w tematyce tekstu, pod którym rozmawiamy.
    Miło, że dostrzegł Pan w tym zdaniu jakąś „perełkę” i dziękuję, że trafnie użył Pan tych słów w kontekście długiego marszu.
    Może dlatego jest on drogą wyjątkowo trudną, że nie prowadzi do Polski o „barwach międzynarodowych”.
    Nie chodzi w nim o Polskę „pro” - rosyjską, niemiecką, amerykańską,izraelską, czy unijną, która swoją siłę czerpie z obcej dominacji, a swoje znaczenie zawdzięcza sojuszom i układom.
    Może dlatego jest drogą wyjątkową, że od polityków III RP nigdy nie słyszeliśmy o takiej Polsce, nigdy nam jej nie proponowano, nie próbowano o nią walczyć.
    Może dlatego tak mało w nią wierzymy i tak niewiele potrafimy o niej marzyć.

    Ponieważ i Pański komentarz chciałbym wykorzystać do „opisu pewnego zjawiska”, pozwolę sobie pozostawić tu wiadomość, że na pewien czas będę zmuszony zawiesić publikacje tekstów na bezdekretu.
    Jak długi – nie wiem i nie potrafię określić. Przyczynę tej koniecznej decyzji – na ile i jak mogłem, wyjaśniłem w krótkim tekście pod wizytówką blogową.

    Pozdrawiam Pana serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowny Panie Aleksandrze,
      Odpowiedź panu Jeremiaszowi Późnemu to kolejny ważny „opis pewnego zjawiska”, zjawiska jakim był w polityce IIIRP Prezydent Lech Kaczyński. Opis tym ważniejszy, że pojawia się coraz więcej negatywnych ocen tego polityka po "naszej" stronie, a użyte przez pana Jeremiasza argumenty traktowane są powszechnie. Niestety "bieżączka" bierze górę nad zrównoważym obserwowaniem spraw w długim okresie i nie uleganiem "wrzeszczącej, namolnej, większości".
      Chociaż informacja "pozwolę sobie pozostawić tu wiadomość, że na pewien czas będę zmuszony zawiesić publikacje tekstów na bezdekretu" nie jest dla mnie zaskoczeniem, to przyjmuję ją z wielkim smutkiem i nieukrywam, pewną dozą złości, że zjawisko wspierania dobrych działań sytuuje Polaków daleko za np.USA, gdzie
      powszechną jest postawa: OK, podoba mi się ten pomysł, jest wart poparcia, ale ponieważ nie mam osobiście czasu/umiejętności/zacięcia/ochoty na działanie, to chętnie wesprę to przedsięwzięcie finansowo.Tam to wsparcie jest fundamentem tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Na nim bazują nie tylko organizacje pozarządowe, ale i uniwersytety. To wsparcie jest kluczowe przy wyborze prezydenta, bo kandydat musi zgromadzić ogromne fundusze żeby kupić sobie wyborców.
      My nie potrafiliśmy utrzymać jednoosobowego prywatnego(!) instytutu wiedzy niezbędnej dla odpowiedzialnego wyborcy połączonego z niespotykaną wszechnicą wiedzy ogólnej. Sami pozbawiliśmy się możliwości obcowania z myślą i słowem, któremu nie śmią się przeciwstawić - wrogie z tytułu różnic poziomu i trafności analiz - najwiąksze tuzy polityki, "myśli" i publicystyki IIIRP. Nikt pod znanym nazwiskiem nie podjął polemiki z "naszm Mackiewiczem". To wyznacza obszar strat jakie poniesiemy wraz z brakiem Tego Nauczyciela.
      Pozwalam sobie na tych kilka uwag odnośnie zawieszenia bezdekretu nie tylko jako jego czytelnik, ale jako usiłujący wspierać To Miejsce i Gospodarza na ile jestem w stanie.
      Marsz przeciwko mitom będzie bardzo długi choćby dlatego, że Maszerujący nie zdali egzaminu z zadania podstawowego: gotowości i możliwości do samoopodatkowania się na realizację jego celów, a takim celelm zasadniczym jest zachowanie bezdekertu.

      Pan Aleksander wchodząc do sieci ponosi konkretne finansowe koszty o jakich większość z nas nie ma pojęcia. Potrzebuje profesjonalnych narzędzi, ażeby móc zachować swoją anonimowość w obliczu zagrożenia ze strony "sfory kamińskiego" pracującego na zlecenie lokatora pałacu dla prezydenta Polski.
      Męstwo, duma i kultura osobista Pana Aleksandra nie pozwala mu prosić. Darowizny to był mój pomysł i tylko dlatego po raz ostatni proszę, gdyż Polska jest naj i dla Niej On pchnął ten marsz. Darowizny to papierek lakmusowy naszych możliwości i gotowości do zadań do których marsz prowadzi. Nawet nie śmię myśleć o zadaniach na miarę Żołnierzy Wyklętych - ci zostali zawładnięci przez "tą zmianę patriotów", a dla nas nieosiągalni -, którzy powinni być dla nas wzorcem, ale o drodze "Pani Halki".

      Pozostając z nadzieją na szybki powrót Pana Aleksandra i bezdekretu życzę Maszerującym, Czytelnikom i Komentatorom by okres oczekiwania był jak najkrótszy - co przecież także od nas zależy, a Panu Aleksandrowi zdrowia życzę i zapewniam o podążaniu wytyczoną przez Pana ścieżką.

      Mirosław Rymar

      Usuń
    2. O Jezu!

      I co teraz będzie, Panie Aleksandrze???

      Zupełnie sobie tego nie wyobrażam. Po tylu latach....

      Proszę choć obiecać, że to nie na długo. A Szanownych PT Kolegów bardzo proszę o regularne wspomaganie bloga i niezrównanej publicystyki Aleksandra Ściosa.

      Przecież to unikat na skalę światową - i zdajmy sobie wreszcie z tego sprawę!!!


      Nie pozwólmy, żeby Go "zamilczano".


      Pozdrawiam najserdeczniej Autora i wszystkich Państwa

      Usuń
  24. "SuperMario" - Timurowi Kamińskiemu
    i jego bezpieczniackiej kamandzie - z pogardą.


    AŚ & All

    WYJAŚNIENIE

    1.
    Kiedy przeczytałam o zawieszeniu "Bez Dekretu" nie umiałam
    opanować zaskoczenia i napisałam na gorąco powyższy komentarz.
    - Bezradny i infantylny, dziś mnie samą wkurzający.

    Za emocje przepraszam, APEL O MATERIALNE WSPOMAGANIE BLOGA PONAWIAM.

    2.
    Komentarza Pana Mirosława nie było jeszcze wówczas na blogu, dlatego
    nie mogłam wspomnieć o bezpośredniej przyczynie zasmucającej decyzji
    Autora.

    Cyt. MR

    Pan Aleksander wchodząc do sieci ponosi konkretne finansowe koszty
    o jakich większość z nas nie ma pojęcia. Potrzebuje profesjonalnych
    narzędzi, ażeby móc zachować swoją anonimowość w obliczu zagrożenia
    ze strony "sfory kamińskiego" pracującego na zlecenie lokatora pałacu
    dla prezydenta Polski.


    3.
    Teraz wiem, zarówno qui fecit?, jak i - qui prodest?

    Otóż - od czasu tzw. "dobrej zmiany" -, dla Szefa Wszystkich Szefów
    Tajnych Służb - jednym z największych, (a może największym?) -
    zagrożeniem dla III RP, jest publicystyka Aleksandra Ściosa!


    Zepchnięta do internetowego bloga (redaktory gazetowe, nawet te
    niepokorne, "bohaterskie" etc., powinność swej służby pojęły w lot!),
    bez szans na publikacje książkowe ("Nudis Verbis" w "Prohibita" to był
    chyba jednorazowy cud) - A I TAK WADZI!

    Dlaczego?

    4.
    Bo to już jedyne i ostatnie miejsce, w którym można przeczytać PRAWDĘ
    (NUDIS VERBIS) o bezpieczniacko-oligarchiczno-politycznym tworze,
    występującym aktualnie jako III RP, a coraz częściej - jako "niepodległa
    Rzeczpospolita Polska".***

    W którym świetnie prosperuje wszelka kanalia, a porządni ludzie coraz
    bardziej się tu duszą.

    5.
    Analizy i przewidywania Autora (które zawsze się sprawdzają), Jego ocena
    prymitywnej i siermiężnej rzeczywistości - teatrzyku rozpadających się ze
    starości marionetek, w którym role bywają wymienne, a stała jest tylko
    "omerta OS" - otwierają nam oczy. Na to, gdzie żyjemy i kto nami rządzi.

    I jakby nie patrzeć, od 30-stu, a dodając PRL-1 - od przeszło 70 lat - to
    są wciąż ci sami ludzie!

    Dlatego w "wolnej i niepodległej" niszczy się wszelką WOLNĄ MYŚL.

    BO NIEBEZPIECZNA!

    6.
    Według Norwidowego wzorca:

    SIŁA ICH.

    — Ogromne wojska, bitne generały,
    Policje tajne, widne i dwupłciowe
    Przeciwko komuż tak się pojednały? —
    Przeciwko kilku myślom, co nie nowe!...


    Pozdrawiam Autora i Czytelników


    PS. ***Której tzw. "stulecie" od miesięcy obchodzimy - czyżby zamiast "miesięcznic"?
    - A w przyszłym roku? Ech, coś się wymyśli! Od czego Mabena i sztaby prezydenckie?

    Na prośbę Pani Urszuli zamieszczam Jej komentarz ponieważ ma Ona problem z wejściem na Bezdekretu.
    Mirosław Rymar

    OdpowiedzUsuń
  25. Pada reduta wolności słowa – może jedna z ostatnich, a My przyglądamy się biernie.
    Dużo się tu mówiło o Długim Marszu. Jakim cudem możemy marzyć o pomocy Polsce, skoro nie możemy pomóc jednemu człowiekowi? Szkoda nam złotówki, wiec co – za grosze kupimy wonność Polski?
    Przeciwnicy robią wszystko – mordują, przekupują, kłamią, protestują, wykładają kasę żeby osiągnąć cel. I Oni Polskę sobie przywłaszczą. Pozostanie jedynie wyrzucić wszystkie lustra z domu.
    Zaglądający tu służbowo widząc jakich mają przeciwników mogą spać spokojnie. Nic im nie zagraża.
    Najwyraźniej porządni Polacy potrafią jedynie czytać, pisać, myśleć i … może śpiewać. Dlatego pozycja Dudy jest niezagrożona.
    Szkoda tych pereł, Panie Ścios .

    OdpowiedzUsuń