„Na pytanie, czym był antykomunizm w II Rzeczypospolitej, odpowiedzieć można krótko – racją stanu. W czasie, gdy Polska podnosiła się z rozbiorowego upadku, Rosję ogarnęła bolszewicka rewolta. Komunizm – dotąd utopijne marzenie głównie zachodnioeuropejskich myślicieli – stawał się na oczach Europy praktyką rosyjskich rewolucjonistów. Bolszewickie państwo, dążące do zaszczepienia komunizmu na całym kontynencie, szybko zaczęło spoglądać w stronę Polski. Odzyskana po ponad wieku niewoli niepodległość Rzeczypospolitej znalazła się w niebezpieczeństwie.
Młode państwo sprostało wyzwaniu, które zdaniem wielu zdawało się je przerastać. Czerwony potop nie zalał Polski. Determinacja polskich wojsk i społeczeństwa uratowała przed komunistyczną inwazją także resztę Europy. Nie była ona wyimaginowanym zagrożeniem, w wielu bowiem krajach – a zwłaszcza w Niemczech – rewolucjoniści z przekonania i zwykli agenci sowieccy czekali z nadzieją na upadek państwa stanowiącego ostatnią zaporę w marszu bolszewików na Zachód. Przeszkodę wyjątkowo dla nich niedogodną. Już bowiem u zarania odrodzonej Polski antykomunizm okazał się jednym z fundamentów jej tożsamości kulturowej i politycznej. Przez cały okres istnienia II Rzeczypospolitej przejawiał się on w praktyce politycznej, znajdował wyraz w postawach społecznych i miał intelektualną podbudowę w licznych książkach i artykułach, pisanych niekiedy przez najwybitniejszych uczonych i publicystów tamtych lat” – pisali we wstępie do antologii tekstów „W obronie niepodległości. Antykomunizm w II Rzeczypospolitej”, Jacek Kłoczkowski i Filip Musiał (2009. Ośrodek Myśli Politycznej, IPN)
Na fundamencie antykomunizmu, jako polskiej racji stanu - zbudowano państwo, które w swojej krótkiej, 20 –letniej historii musiało dwukrotnie stawić zbrojny opór najazdom sąsiadów. W roku 1920 nie doszło do żadnego „cudu nad Wisłą”. O wyniku bitwy warszawskiej zdecydowała taktyka wojskowa, na równi z niezrozumiałą dla innych narodów wolą walki, u której podstaw leżał antykomunizm polskiego społeczeństwa.
Cała historia myśli politycznej II Rzeczypospolitej była w znacznej mierze dziejami antykomunizmu, a on sam, czymś znacznie ważniejszym niż prostą, propagandową odpowiedzią na sowieckie zagrożenie. „Bardzo dalecy jesteśmy od bolszewizmu- mógł powiedzieć Piłsudski w maju 1919 roku – „Widząc spustoszenie, dokonane przez ustrój komunistyczny, nie rozumiem, jak mogą istnieć w Europie socjaliści, odnoszący się do niego przychylnie”. Ta wartość – wynikająca z dogłębnego rozpoznania bolszewickiej zarazy – odróżniała polską myśl polityczną od błędnych, a często wręcz infantylnych wizji komunizmu funkcjonujących wśród społeczeństw Europy Zachodniej.
Jednocześnie - polski antykomunizm nigdy nie był racją skierowaną przeciwko komuś, ekspansywną i wrogą. Wynikał z rzetelnej, dalekowzrocznej refleksji historycznej i miał na celu ochronę naszych interesów narodowych. Najważniejszą bronią polskiego antykomunizmu, orężem używanym w walce z zagrożeniami – był realizm polityczny, nakazujący odrzucenie pseudofilozoficznych i fałszywych koncepcji komunistycznych dogmatyków.
Ten realizm sięgał okresu rozbiorowego i wynikał również z refleksji nad azjatyckim charakterem Rosji. W myśli politycznej II Rzeczpospolitej nigdy nie zapomniano o słowach Zygmunta Krasińskiego, zawartych w memoriale skierowanym do Napoleona III z roku 1854. Nasz wieszcz narodowy pisał:
„Rosja jest wytworem pierwiastków najbardziej złowrogich i najbardziej rozkładowych, jakie są w historii. Zepsucie wyrafinowane ostatnich czasów Bizancjum przeszło w jej kościół i jej dyplomację. Srogość nieubłagana a zimna chanów mongolskich stała się sprężyną jej administracji. Urządzenia gminne pierwotnych Słowian przechowały się u jej ludów. Rosja jest wielkim komunizmem, rządzonym przez władzę zarazem teokratyczną i wojskową. Ta władza zaś równa terrorowi z 1793 r. w okropności, jest od niego nierównie wyższa w swej organizacji, w swej zdolności trwania. Danton, Marat i Robespierre to figury blade, jeśli się je postawi obok takich rewolucjonistów, jak Iwan Groźny, jak Piotr I, jak Mikołaj I. Jeśli Rosja ma przestać być plagą, gotową zawsze spaść na kościół, na cywilizację, na świat, to jest na to tylko jeden sposób: doprowadzić ją do zupełnej niemocy. Wszelki pokój zawarty przed tym ostatecznym rezultatem, pogorszy tylko sytuację i pchnie nieprzyjaciela do nowych i straszniejszych wysileń. Upokorzony, ze zdartą maską, ale nie osłabiony, chwyci się on innej broni i zanim powtórzy swój chybiony zamach na Konstantynopol, przygotowuje sobie inne drogi, ciemniejsze a skuteczniejsze. Poda rękę wszystkim tajnym stowarzyszeniom, wszystkim konspiracjom i skrytym konszachtom. Będzie je opłacał swoim złotem a popierał swoimi intrygami. Słowem odda całą swą potęgę na usługi rewolucji socjalnej, aby obalić trony tych dynastii, co świeże zerwały z nim przymierze, albo nim wzgardziły”.
Mając tak głęboką świadomość – czym jest Rosja, natychmiast dostrzeżono zagrożenia wynikające z zaszczepienia tam „rewolucji socjalnej” . Diagnoza Krasińskiego zawierała gotową odpowiedź na pytanie: dlaczego właśnie w Rosji komunizm zapuścił trujące korzenie i pozwalała bezbłędnie ocenić intencje „rewolucjonistów”.
O sile polskiego antykomunizmu doskonale wiedzieli Sowieci nauczeni doświadczeniem roku 1920. Krwawe bitwy pod Szackiem i Wytycznem, obrona Wilna czy zwycięskie walki gen. Kleberga wynikały w równej mierze z męstwa i patriotyzmu naszych żołnierzy, jak ze świadomości zagrożeń, jakie dla cywilizacji zachodniej niosła komunistyczna nawała.
W latach powojennych, gdy ziścił się sowiecki plan podboju Europy i niemal połowa kontynentu znalazła się w strefie okupacyjnej Moskwy – antykomunizm stał się racją przetrwania, niezbędnym i naturalnym warunkiem zachowania polskiej kultury i tożsamości. Był postawą ludzi uczciwych i odważnych, którzy w sprzeciwie wobec sowieckiej okupacji widzieli swój patriotyczny obowiązek.
Nie przypadkiem, tylko w Polsce i tylko w takiej skali, istniał przez wiele lat zbrojny opór przeciwko okupantowi. Również polski Październik, Grudzień, czy Sierpień oraz tysiące codziennych dowodów antykomunizmu naszego społeczeństwa wynikały z wierności tradycjom II Rzeczpospolitej i wyróżniały nas na tle innych podbitych narodów, w których instalacja zbrodniczego systemu przebiegała bez specyfiki „polskich dekad”.
Tym większym ciosem był rok 1989, gdy po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat pojawiła się szansa na budowanie niepodległego państwa. Szansa roztrwoniona i cynicznie wykorzystana przez grupę samozwańczych reprezentantów narodu, którzy na mocy koncesji udzielonej im przez sowieckie służby, zawarli z komunistami pakt „okrągłego stołu” i ogłosili Polakom, że komunizm upadł. Skończył się nagle, rozsypał niczym mur berliński i znikł równie szybko, jak alkohol w kieliszkach opróżnianych w Magdalence.
A skoro komunizm się skończył – postawa antykomunistyczna stała się bezużyteczna i anachroniczna. Powiedzieli nam o tym ludzie, którzy na symulowaniu tej postawy budowali swój autorytet wśród Polaków. Dzięki opinii „przeciwników systemu” stali się dla nas rozpoznawalni i wyróżnieni zaufaniem. Tylko niewielu zauważyło, że Michnik, Geremek czy Kuroń nigdy sami nie nazywali się antykomunistami, zaś celem „opozycji demokratycznej” w żadnym wypadku nie było obalenie systemu. Ich sprzeciw wobec zastanej rzeczywistości dotyczył tych jej elementów, które nie przystawały do wizji państwa komunistycznego. Była to „opozycja” wewnątrz systemu komunistycznego – nigdy zaś – skierowana przeciwko systemowi.
Ideologiczne podłoże zawdzięczała głównie naukom schizmatyka Lwa Trockiego oraz elitarnemu poczuciu przynależności do świata działaczy partii komunistycznej. W latach PRL-u, ludzie ci głosi w istocie sekciarskie poglądy - zawsze jednak w ramach ogólnoświatowej doktryny komunistycznej, zastępując szlachetne oppositio, trywialnym i zużytym revisio. Taka postawa pozwalała na instrumentalne traktowanie Kościoła i robotników, umożliwiała w równym stopniu podziw dla Wojtyły, jak Kiszczaka, na jednej płaszczyźnie stawiała niepodległość i „socjalizm z ludzką twarzą”. Leopold Tyrmand, napisał kiedyś o owych pseudointelektualistach, tworzących tzw. salon dysydencki, że przefarbowali się na antykomunizm dopiero wówczas, „kiedy nieszkodliwym krzykiem i niezgadzaniem się można już było w Polsce wybornie zarobkować, lepiej niż dotychczasowym służalstwem".
Wykorzystując imperatyw walki o wolność, nasze marzenia o Niepodległej i głęboki antykomunizm Polaków - łatwo przyszło im później przyoblec się w szaty obrońców narodu i usankcjonować nasze złudzenia, pod szyldem awangardowej „opozycji demokratycznej”.
Ogłoszenie końca komunizmu w Polsce miało zatem prowadzić do uśmiercenia postawy antykomunistycznej. Odtąd stawała się synonimem wstecznictwa i szowinizmu, najgroźniejszą plagą rodzącej się III Rzeczpospolitej. Sprzeciw wobec sowieckiego systemu nazywany był „tępym, zoologicznym antykomunizmem", a dążenie do dekomunizacji okrzyknięto „zagrożeniem dla demokracji”. Piętnując antykomunizm bez rozliczenia zbrodni komunizmu - stworzono absurdalną i amoralną sytuację, w której reakcja na zło została potępiona mocniej, niż to, przeciwko czemu była kierowana. Fałszywa logika wywodów „ojców” III RP musiała opierać się na kłamstwie o upadku komunizmu. Bez tego kłamstwa nie można byłoby podważyć polskiego antykomunizmu ani niszczyć naszych naturalnych postaw obronnych.
Co znamienne - ludzie tworzący to państwo gorliwie odwoływali się do tradycji II RP kradnąc z niej zewnętrzną symbolikę i czerpiąc tylko to, co służyło historycznej mistyfikacji. Odrzucenie antykomunizmu – jednego z fundamentów myśli II RP, było aż nadto wyraźnym dowodem, że powstałe po 1989 roku państwo nie ma żadnej łączności z tradycją 20-lecia międzywojennego.
Nie przypadkiem, śmierć komunizmu została ogłoszona 50 lat po tym, jak państwa Europy Zachodniej ustanowiły nowe kalendarium polityczne: o swoistej podziałce na dobro i zło. Pisał o tym Józef Mackiewicz, wskazując na datę 22 czerwca 1941 roku – dzień w którym Hitler przechytrzył Stalina i pierwszy zaatakował dotychczasowego sojusznika.
„Od tej daty – pisał Mackiewicz –wszystko jest – dobrem, cokolwiek czyniło się dla poparcia Sowietów, a wszystko jest – złem, cokolwiek czyniło się ku przeszkodzie ich zwycięstwa nad Niemcami. Kto Sowietom podczas wojny pomagał, bez względu na osobiste przekonania polityczne, ma dziś prawo do zabierania głosu w wolnym świecie. Kto przeszkadzał, nie ma nic do gadania.
Każdy naród ujarzmiony przez komunizm posiada wprawdzie, w oczach Zachodu, prawo do samoobrony, względnie do zniknięcia z powierzchni ziemi i wtedy może liczyć na współczucie, - nie miał jednak prawa od roku 1941, opierać się Sowietom, gdy znalazły się one w wojnie; a tym bardziej we współdziałaniu z armią niemiecką. Gdyż w takim wypadku, bez rozpatrywania jego interesów narodowych, ipso facto zaliczony zostaje do wrogów demokracji.”
Ilustracją tej postawy były słowa Churchilla o gotowości sprzymierzenia się z diabłem, żeby tylko wypędzić szatana. Tym diabłem - był nie kto inny, jak Józef Stalin i obowiązujący w Rosji zbrodniczy system komunistyczny. A skoro diabeł obronił Zachód przed szatanem, każdy kto występował przeciwko diabłu, musiał być odtąd uznany za wroga.
Rok 1989 i ogłoszenie śmierci komunizmu, stanowiło naturalną kontynuację tej mitologicznej postawy wobec diabła. „Pierestrojkę” i „głasnost” odczytano jako przejście na „stronę światłości” i powitano niczym ostateczne zwycięstwo nad szatanem totalitaryzmu, dostrzegając w nim konsekwencję wspólnej walki z demonem – Hitlerem.
Przyczyna tej zbiorowej mistyfikacji była jednak głębsza i wynikała z konieczność moralnego usprawiedliwienia sojuszu z międzynarodowym komunizmem. Bez tego usprawiedliwienia, ideowa wykładnia wojny Hitlerem nie byłaby możliwa albo co najmniej utrudniona. Dzięki niej dokonano rozgrzeszenia hańby „ładu jałtańskiego”, zaaprobowano farsę procesu w Norymberdze i zapomniano komunistom zbrodnie ludobójstwa, przy których bledną wyczyny Hitlera. Zmarły niedawno prof. Paweł Wieczorkiewicz, którego opinie na temat najnowszych dziejów burzyły spokój polskich historyków, nie miał żadnych wątpliwości, gdy porównywał skutki sowieckich i niemieckich działań wojennych. Odnosząc się do oficjalnych wypowiedzi polskich polityków, Wieczorkiewicz twierdził: „Cały czas przekonują społeczeństwo, że jednak Niemcy byli groźniejsi, bardziej zbrodniczy itd. Oczywiście te twierdzenie można uznać za prawdziwe o tyle, że Niemcy mieli o wiele więcej czasu na to by mordować Polaków. Natomiast, porównując skutki działań sowieckich i niemieckich w porównywalnym okresie i czasie, na porównywalnej przestrzeni, od września 1939 do czerwca 1941 roku, niezbicie wynika, że system sowiecki był jeszcze groźniejszy i jeszcze bardziej ludobójczy, jeszcze bardziej „polonożerczy” od systemu niemieckiego, co oczywiście Niemców z niczego nie usprawiedliwia i nie rozgrzesza.”
Według optyki stosowanej przez państwa Zachodu, pakt Ribbentrop – Mołotow, na mocy którego dokonano IV rozbioru Polski był postrzegany jako akt dyplomatycznej przezorności Stalina, zaś najazd na Polskę wojsk sowieckich nie wywołał reakcji angielskich i francuskich sprzymierzeńców. Gdy w lipcu 1941 roku doszło do podpisania układu Sikorski – Majski i wznowienia stosunków dyplomatycznych między rządem polskim i radzieckim, sprawę sowieckiej napaści i okupacji ziem polskich uznano za zakończoną. Ówczesne intencje państw tzw. wolnego świata oddaje artykuł zamieszczony w angielskim tygodniku „Truth”, tuż po podpisaniu układu. Napisano w nim m.im: „Układ przedstawia dla Wielkiej Brytanii wartość pod tym względem, iż daje nam możność umycia rąk – z czystym sumieniem – od problemu rosyjsko-polskiego. Jesteśmy zobowiązani do odbudowania Polski, tak, iż bez ostatniego rozwoju wypadków musielibyśmy po pobiciu Niemiec, wydrzeć resztę polskich prowincji od naszego rosyjskiego sprzymierzeńca. Teraz skoro Rosja i Polska podjęły z sobą stosunki, zostaliśmy zwolnieni z rękojmi… Nasza pierwotna gwarancja dana Beckowi i Rydzowi-Śmigłemu i honor jest w porządku, gdyśmy zostali z niej zwolnieni przez Sikorskiego i Raczkiewicza”.
Znienawidzony przez komunistów i skazany na zapomnienie, doskonały pisarz Józef Mackiewicz, w kilku zdaniach książki „Zwycięstwo prowokacji” zawarł istotę relacji, które doprowadziły do największej w nowożytnych dziejach mistyfikacji. Napisał bowiem:
„Polityka Zachodu podczas wojny kierowała się względami narzuconymi jej przez sojusz z Sowietami; polityka Zachodu po wojnie kieruje się względami narzuconymi jej przez chęć pokojowej koegzystencji z Sowietami. Dysproporcja zachodząca pomiędzy traktowaniem zbrodni hitlerowskich, a zbrodni komunistycznych, nie ma podłoża moralnego, ale wyłącznie polityczne. Wynika z różnicy w stosunku do zbrodniarza, którego się zniszczyło, a do zbrodniarza, z którym się chce współżyć, aż do "wymiany kulturalnej" włącznie. Czyli jest rezultatem tzw. "realnej polityki".
Do „uśmiercenia” komunizmu w roku 1989 doprowadziło w istocie jedno z najskuteczniejszych kłamstw wpisujących się w zakres owej „realnej polityki” – teoria o ewolucji komunizmu. To na jej podstawie wprowadzono bezzasadną gradację systemu komunistycznego; rozróżniając okres terroru lat 20. i 30., okres „błędów i wypaczeń” lat 50. i następujący rzekomo po nim „proces destalinizacji”, którego uwieńczeniem miały stać się rządy Gorbaczowa. Przeobrażenia w świecie komunizmu odczytywano jednoznacznie - jako dowód jego postępującej słabości, a każde z wydarzeń miało być objawem spontanicznego wzrostu tendencji odśrodkowych wewnątrz międzynarodowego komunizmu. Zgodnie z tą teorią, polityka „pierestrojki”, zmiany w państwach Bloku Wschodniego, a wreszcie rozwiązanie ZSRR, stanowiły logiczny ciąg zdarzeń, będący wynikiem naturalnej ewolucji systemu. Związana z nią tzw. teoria konwergencji miała zaś za zadanie usprawiedliwić sojusz państw zachodnich z komunizmem - skoro to dzięki niemu następuje upodobnienie polityki władców Kremla do wzorcowych demokracji Zachodu.
Twierdzenia o śmierci komunizmu było zatem działaniem w interesie politycznym obu stron. Niemniej ważny wydaje się wspólny interes ekonomiczny: ożywienie gospodarki, otwarcie ogromnych i chłonnych rynków zbytu, transfer technologii, napływ taniej siły roboczej. Korzyści płynące z mistyfikacji roku 1989 sprawiają, że na „uśmierceniu” komunizmu zarobiły wszystkie strony, najwięcej zaś ci, którzy werbalnie wsparli ten proces. Do największych beneficjantów można z pewnością zaliczyć Niemcy i Rosję. Ich wojenna historia „walki diabła z szatanem” okazała się raz jeszcze podstawą nowego porządku w Europie, dzieląc ją już nie według kryteriów politycznych ale zgodnie z ekonomicznymi interesami stron.
W tym wielkim, historycznym spektaklu, przegranymi musieli zostać ci, którzy uwierzyli, że walka z komunizmem jest obowiązkiem ludzi wolnych. A ponieważ, nie było w Europie innego państwa, w którym antykomunizm stanowiłby fundament utraconej państwowości – staliśmy się najsłabszym ogniwem w łańcuchu korzyści płynących z „uśmiercenia” zbrodniczego systemu. Mieliśmy również to nieszczęście, że tylko w Polsce działała „demokratyczna opozycja” i tylko u nas przeprowadzono udany eksperyment „transformacji ustrojowej”. Tak oto - decyzją ludzi paktujących z komunistami, uznano antykomunizm za główną zbrodnię przeciwko państwowości III RP, za kompromitujący relikt i objaw wstecznictwa.
Nietrudno zauważyć, że potępienie antykomunizmu mogło mieć sens tylko wówczas, gdyby komunizm rzeczywiście upadł, a żądanie dekomunizacji było aktem prymitywnej zemsty w stosunku do niewinnych ludzi i kontrakcji wobec nieistniejących mechanizmów. Jeśli jednak komunizm nie upadł, a okupant sowiecki zachował swoje wpływy w państwie będącym przez dziesięciolecia jego satelitą - potępienie antykomunizmu byłoby aktem politycznego sabotażu i zdrady narodowych interesów. Ludzie tacy, jak Michnik czy Mazowiecki „rozbrajając” Polaków z oręża antykomunizmu pozostawiliby nas bezbronnymi wobec zagrożeń ze strony kremlowskich władców.
Co zatem – jeśli jednak komunizm nie upadł, a obowiązujące od ponad półwiecza kalendarium polityczne usankcjonowało wielką mistyfikację? Jakie jest nasze położenie, jeśli w wyniku tej mistyfikacji odebrano nam jedyną, skuteczną broń?
Opublikowany przed trzema laty Raport Brytyjskiej Izby Gmin, zatytułowany „Rosja: nowa konfrontacja?” zawierał wyraźnie sformułowaną tezę o ciągłości historycznej obecnej polityki Kremla z okresem Rosji Sowieckiej. Przytacza się tam zdanie Martina McCauleya, byłego wykładowcy Uniwersytetu w Londynie, który stwierdził: „Rosja chce stać się jak ZSRR. Jej celem końcowym jest bycie supermocarstwem”. Cytuje się także słowa samego Putina o tym, iż „upadek ZSRR był największą, geopolityczną katastrofą”.
Jeśli dzisiejsza Rosja kierowana przez funkcjonariuszy KGB, jest zaledwie kolejną mutacją zbrodniczego systemu, a nas rozmyślnie pozbawiono antykomunizmu – tej jedynej broni, którą mogliśmy przeciwstawić zamysłom Moskwy – czy pojmujemy grozę naszego położenia i jak możemy bronić się przed utratą narodowej tożsamości?
CDN...
Cykl tekstów zatytułowanych „Antykomunizm – broń utracona” opublikowałem w roku 2009, gdy polityka władz III RP zmierzała do smoleńskiego epilogu. Poprawioną i uzupełnioną wersję tych tekstów chciałbym przypomnieć obecnie, gdy pytanie o postawę antykomunistyczną staje się coraz bardzie zasadne.
Jest Pan bardzo mądrym człowiekiem z ogromną wiedzą i przenikliwym umysłem analitycznym.
OdpowiedzUsuńOczami wyobraźni widzę Pana jako doradcę prezydenta naszej nowej Polski.
Jednak zanim tak będzie mogło się stać inni ludzie będą musieli sięgnąć po broń dyplomatyczną i być może tę dosłowną też.
Niestety nie widzę ani potencjalnych dyplomatów, ani motywacji do fizycznej obrony narodowych interesów.
Mimo całego Pana niewątpliwego wysiłku i Pan zasług w wykładaniu prawdy, pióro nie zastąpi adekwatnych środków walki.
W dzisiejszych czasach śmiertelną bronią stał się pieniądz.
Wygląda na to,że naszym przeciwnikom "organizacja" Euro 2012 nieźle nabiła kabzy i pozwoliła doinwestować ich arsenały.
Zawsze czekam z niecierpliwością na Pana artykuły, ale coraz bardziej też narasta we mnie frustracja i wściekłość na obecny stan naszego kraju.
Czy jest to zamierzony efekt Pana działania?
pozdrawiam serdecznie
sintarano,
OdpowiedzUsuń"Środki walki" to rzeczy dostępne tylko dla ludzi świadomych, dlatego wiedza o rzeczywistości przybliża nas do znalezienia środków adekwatnych wobec zagrożeń. Bez niej będziemy tylko bezużytecznym "pospolitym ruszeniem".
Musimy wpierw wiedzieć: kto i dlaczego jest naszym przeciwnikiem oraz znaleźć skuteczne metody walki. Wbrew temu co myślą domorośli stratedzy - nie jest to sprawą łatwą, o czym powinny świadczyć kolejne porażki opozycji.
Jeśli moje teksty budzą "wściekłość na obecny stan naszego kraju" - jest to pożądana reakcja. Gdyby jeszcze wzbudziły refleksję nad znalezieniem metod służących obaleniu tej władzy, byłoby to w pełni zgodne z moimi intencjami.
Wspomniał Pan o Euro i "doinwestowaniu ich arsenału".
To prawdziwa konkluzja, ale prócz korzyści dla kilku zaprzyjaźnionych oligarchów, turniej piłki kopanej rozgrywany przy akceptacji i milczeniu opozycji - będzie głównie zabójczą inwestycją propagandową.
Zabójczą dla nas, a być może również dla opozycji.
Bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam
Szanowny Panie!
OdpowiedzUsuńPokojowa transformacja, pokojowe odzyskanie niepodległosci; hasła piękne i nierealne, cynicznie wykorzystane przez rządzących. "Bo wolność krzyżami się mierzy, historia ten jeden ma błąd" pozwolę sobie zacytować z Czerwonych Maków...
W dwudziestoleciu wolność była szanowana, bo zapłacona krwią w walce z zaborcami i czerwoną hołotą. Niestety mimo uczciwosci i patriotyzmu ówczesnych decydentow, dokonali złego w moim przekonaniu wyboru politycznego, osłaniając Sowiety przed Hitlerem (który aż przykro powiedziec, ale był chyba ostatnim politykiem serio traktującym Polskę). Płacimy za to do tej pory i to chyba nie koniec naszej udręki.
Anonimowy z g. 19:09,
OdpowiedzUsuńJak Pan słusznie zauważył, "pokojowa transformacja" tworu, który zbudowano przy pomocy sowieckich bagnetów i który kosztował życie tysięcy Polaków - była fikcją. Nie tak burzy się dyktatury i nie w ciszy gabinetów będzie umierał komunizm.
Za niepodległość płaci się krwią i tylko wówczas ma ona cenę, gdy wymaga więcej ofiar niż wypicie kilku butelek wódki z Kiszczakiem.
Taka zatem nasza niepodległość, jaka jej cena.
Pozdrawiam
Aby Pana taktyka była skuteczna konieczne jest dotarcie z Pana przesłaniem do szerszej rzeszy odbiorców.
OdpowiedzUsuńZ całym szacunkiem,ale tutaj przekonuje Pan tylko tych, którzy są już przekonani.
Systematycznie rozsyłam linki do Pana artykułów swoim znajomym.
To jednak mało. Do ilu osób mogę w ten sposób dotrzeć?
Opuścił Pan S24 i całkowicie popieram Pana decyzję.
Jednak poprzez S24 docierał Pan do bardzo wielu osób.
Świadczyła o tym ilość komentarzy pod każdym Pańskim artykułem.
Te komentarze były wartością samą w sobie.
Jestem przekonany,że publikując tam przyczynił się Pan do zasilenia naszych szeregów przez bardzo wielu nawróconych.
Zapowiada Pan "długi marsz", a co jeśli nie mamy sił na ten marsz?, czy mamy sie poddać. Co, jeśli nie widzimy sensu naszych działań wobec ogromu sączonej propagandy ,jak też brutalności przeciwnika i nie widać możliwości obalenia tego stanu rzeczy w drodze pokojowej?
Nasi przeciwnicy mają wszelkie środki do dyspozycji. Nam pozostaje tylko wściekłość i odwaga.
Potrzebny jest przywódca i mam wielką nadzieję,że kiedy A. Macierewicz zakończy z sukcesem dochodzenie do prawdy smoleńskiej, będzie jeszcze miał siłę na większe zaangażowanie się w politykę.
Z całego serca życzę Jemu i Panu skuteczności i powodzenia.
sintarano,
OdpowiedzUsuńNie sądzę, by od "szerokiej rzeszy odbiorców" zależała skuteczność przekazu.
W przypadku moich tekstów, byłoby nawet niemożliwe i bezcelowe. Proszę sobie wyobrazić, że z takim artykułem zetknąłby się odbiorca telewizyjnej sieczki lub czytelnik GW.
Czy zrozumiałby choćby jedno zdanie lub byłby zdolny prześledzić prawdziwość wywodu? Taka lektura wywołałaby w nim co najwyżej wściekłość i umocniła w przekonaniu, że łatwiej i bezpieczniej konsumować dotychczasowy obrok.
Musi Pan także wiedzieć, że niektóre środowiska prawicowe byłby bardzo niechętne ujawnianiu podobnych poglądów. Głównie takich, w których pojawia się myśl o "długim marszu" i błędach opozycji. Doświadczam tego od kilku miesięcy i zdaję sobie sprawę, o co toczy się gra.
Myślę, że decyzja o opuszczeniu S24 była dobra, choć mocno spóźniona. Do mitów zaliczyłbym tezę, że było to miejsce opiniotwórcze. Czym naprawdę jest ten portal i do czego zostanie wykorzystana naiwność niektórych blogerów - wkrótce się dowiemy.
Jeśli zaś pyta Pan o "długi marsz", to w tamtym tekście wyraźnie napisałem, że niewielu z nas dotrwa do końca. Będą odejścia, widowiskowe schizmy, zdrady i oszustwa, a większość z dzisiejszego elektoratu partii opozycyjnej poczuje się zmęczona i zdezorientowana. To całkowicie naturalne, bo czy ktoś nam powiedział, że będzie łatwo?
Serdecznie Panu dziękuję
Znów nie mam nic do dodania. Oprócz pozdrowień.
OdpowiedzUsuńps.
Ładna zakładka "Twitter Updates"
nurni,
OdpowiedzUsuńJak tak dalej pójdzie, będziemy zgodni i nudni :) To oznacza, że trzeba poszukać tematów spornych.
Niekoniecznie, czekam na CDN.
OdpowiedzUsuńPzdr.
@Szanowny Panie Aleksandrze
OdpowiedzUsuńW nieznanym szerzej tekście z lipca 1939 r., pisanym w gęstniejącej atmosferze zbliżającego się konfliktu z Niemcami, Józef Mackiewicz stwierdził, że jest taki czynnik, który różni Gdańsk od Kłajpedy, a Polskę od Czechosłowacji – „mianowicie podejście z bagnetem osadzonym na karabinie”.
I miał rację - co udowodniliśmy stając z bronią we Wrześniu.
Zagłębiam się w Pański przenikliwy wywód, któremu nie sposób nie przyznać racji - Tak! Zabrali nam broń skuteczną, zadekretowali koniec komunizmu, a razem z nim i antykomunizmu.
Przytoczyłem słowa Mackiewicza, bo myślę, że przez te 20 lat stępili nam jeszcze jedną broń: polską wojowniczość i umiłowanie do walki. Jesteśmy potomkami husarii, zwycięzców spod Kircholmu i Wiednia, Kłuszyna i Obertynu. Praprawnukami żołnierzy, którzy dwukrotnie zajmowali Kreml. Wnukami legionistów walczących pod Kostiuchnówką i gnających bolszewika w 1920.
Gdzie się to wszystko podziało? Jak zamienili Polaka-wojownika, Polaka-antykomunistę w uganiającego się za pieniądzem konsumpcjonistę, zapatrzonego we własne ego grilowicza, oddającego hołd telewizyjnym bożkom "europejczyka"?
Odpowiedzi było mnóstwo, choćby "Esej o duszy polskiej" Legutki. I profetyczne opinie o ugryzionym żubrze Rymkiewicza. Ale wciąż to wszystko wydaje się nie uwierzenia.
Być może brakuje analiz podobnych do Pańskiej. Być może brakuje tego, żebyśmy wszyscy wrócili do stałego i ciągłego mówienia o tym, jakim złem jest komunizm, o tym, jak dławi nas postkomunizm.
Niestety, Pański tekst jest dziś jeszcze bardziej aktualny niz w 2009 r.
Pozdrawiam,
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńSerdecznie Panu dziękuję za przypomnienie tego cyklu.
Mniej więcej w czasie jego pierwszej publikacji rozpoczynała się moja przygoda z internetem - i - przyznaję, miałam wielkie szczęście trafić prawie od razu na blog Cogito :) Gdyby nie to, "przygoda" prędko by się zakończyła!
Z jakże odmiennymi odczuciami odbieram dzisiaj Pańskie wspaniałe, mądre słowa o utraconej broni antykomunizmu, która pozwoliła nam - Polakom, odeprzeć śmiertelne niebezpieczeństwo w 1920 - i mimo inkorporowania do bloku sowieckiego po II wojnie - oprzeć się skomunizowaniu, przechować ducha oporu i ... jak na urągowisko - utracić go w ... III RP czyli tzw. wolnej Polsce, która dzisiaj prawie już nie różni się od PRL!
Nawet skład osobowy "zombies" wokół pałacu prezydenckiego został przywrócony (po zamachu Smoleńskim), do tego sprzed 1989.
Pokolenie dzielnych ludzi "S" wychowało pokolenie tchórzy i oportunistów.
Którzy, dodatkowo, poddani manipulacji ekonomicznej oszustów pokroju Balcerowicza/Korwina i im podobnych, uwierzyli, że można przejść bez wysiłku z paleolitu do neolitu. A patriotyzm sprowadzili do pozłocenia pazurów i nałożenia korony Orłu Białemu.
Odtąd wszystko zaczęło się (dla nas) rozgrywać niemalże w świecie nie-do-wyobrażenia, nierzeczywistym, świecie odwróconych wartości i wszechobecnej, oblepiającej manipulacji, której nie potrafiliśmy się przeciwstawić, a która dzisiaj nie różni się niczym od tresury!
Wyrobiono u większości odruchy warunkowe, nauczono śpiewać tak, jak zagrały w jednobrzmiących mediach samozwańcze "autorytety" okrągłostołowe - w większości tożsame z sowiecką agenturą - i w ten sposób - suchą stopą przeszliśmy z komunizmu w postkomunizm...
W 2009 tym z nas, których nie zdołano przerobić na podobieństwo psów Pawłowa, wszystko jeszcze wydawało się możliwe...
Chociaż widzieliśmy, co przez 2 lata udało się "osiągnąć" agenturze zorganizowanej w partię zdrajców i złodziei, mimo wszechogarniających szwindli, chamstwa i bezwstydu - mieliśmy swoją enklawę:
Pałac Prezydencki i prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wspieranego przez silną i niosącą nam nadzieję partię opozycyjną: Prawo i Sprawiedliwość.
Stąd, pamiętam, mój (śmieszny, czasem infantylny) opór przeciwko niektórym, twardo przez Pana stawianym kwestiom, czasem nawet irytację na Pańskie - domniemane - czarnowidztwo, które okazało się w 100% trafną, opartą na umiejętności dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych, analizą i prognozą
polityczną!
Po 10 kwietnia 2010 nie poddaliśmy się! Jednak za wielu z nas (zwłaszcza spośród prominentów PiS) uwierzyło, że "warto rozmawiać"! Inaczej: że dla tzw. wspólnego dobra (???) trzeba się jakoś z postkomunistyczną hołotą porozumiewać. Jak fatalne to przyniosło (i przynosi) skutki widzimy po przegranych wyborach 2011, które doświadczyły nas dodatkowo niebezpiecznym pęknięciem w PiS,
i wyjściem z niego SP.
Teraz mamy czas igrzysk. O tym gdzie jesteśmy i czym (jako państwo) się staliśmy - dowiemy się pewnie jesienią! Choć my - czytelnicy Pańskiego bloga - mamy przewagę: dzięki Panu - od dawna już to wiemy. Mimo to - nie odczuwamy lęku. Zło zanalizowane, nazwane, rozłożone przez Pana na czynniki pierwsze, nie straszy, przeciwnie: przysparza zawziętości.
------------------------
cd. :)
OdpowiedzUsuńI tak sobie marzę, Panie Aleksandrze: żeby "nasi" wreszcie Pana posłuchali!
Zawsze, kiedy postępowano wg Pańskich wskazówek (w sprawie twardości i jednoznaczności przekazu, w sprawie niekontaktowania się z medialną, zwłaszcza telewizyjną agenturą) - wszystko z początku szło dobrze. A potem zwykle (z niepojętych dla mnie przyczyn) odwracano kurs o 180º - i wpadaliśmy z powrotem w koleiny ogólnej niemożności przeciwstawienia się "bezprizornym".
Zamiast - jako partia antysystemowa - nazywać rzeczy po imieniu: oskarżać zdrajców o zdradę interesów Polski i Polaków (a tak już przecież było, przy prezentacji białej księgi, kiedy padały nazwiska premiera i ministrów jako winnych tragedii) znów tworzymy "wielką rodzinę" i przeżywamy "narodowe święto".
Piłkarskie!
Wstyd i hańba!!!
Zwłaszcza, że wyniki badań przedstawione ostatnio przez prof. prof. Biniendę, Nowaczyka, Szuladzińskiego,
i in. wskazują jednoznacznie co i jak wydarzyło się nad Smoleńskiem 10 kwietnia 2010.
Tego nie możemy odpuścić. Bo jeśli odpuścimy ... nie będzie Polski!
Pozdrawiam Pana serdecznie i dziękuję za wiedzę. Przez duże W :)
Nawet Pan sobie nie wyobraża, jak wiele się od Pana nauczyłam
i jak wiele Panu zawdzięczam.
Dziękuję raz jeszcze,
Czy propozycja, którą zgłosił dziś na portalu wpolityce red. Gadowski jest próbą idącą w dobrym kierunku? Chodzi o wykorzystanie marszu Rosjan (nasz pan premier zaprasza do udziału również Polaków) i wmieszanie się w tłum kibiców z antyputinowskimi hasłami. Obawiam się, że może dojść do awantury o skutkach trudnych do przewidzenia. Może jednak zignorowanie tego "wydarzenia" jest lepsze?
OdpowiedzUsuńBarbara
Szanowny Panie Aleksandrze.
OdpowiedzUsuńDlaczego nie mieliśmy Pana w 1981?.Nam -prostym ludziom tej dopiero co narodzonej Solidarnosci -bardzo brakowało kogoś,kto by nas wtedy poprowadził przez te burzliwe dzieje.Gdybym był wtedy świadomy skutków mojej decyzji,nie wyjeżdzał bym z Kraju.
Życzę dużo zdrowia i pozdrawiam serdecznie.
Jerzy
Czy może Pan wytłumaczyć temu ... blogssssspotowi, że czasem trzeba napisać dłuższy komentarz,
OdpowiedzUsuńi żeby portal nie determinował mi ilości znaków, zmuszając do bezsensownego "dzielenia" wpisu!!!
Da się to zrobić, Panie Aleksandrze?
Szanowny Panie Kazefie,
OdpowiedzUsuńPrzypomniał Pan rzecz niezwykle ważną: naszą tradycję walki w obronie polskości. Pańskie pytanie: "gdzie się to wszystko podziało?" - zawisło dziś w próżni, bo na przestrzeni ostatnich 20 lat nie znajduję myśli, która zawierałaby pełną odpowiedź.
Może należałaby najpierw ustalić: skąd wynikała ta polska tradycja, skąd brała się waleczność i siła sprzeciwu? Myślę, że przede wszystkim z silnego poczucia tożsamości; ze świadomości tego, kim jesteśmy, do jakiego kręgu kultury należymy, co identyfikujemy jako nasze. Ze znajomości własnej historii, a choćby tylko własnego rodu i miejsca, w którym mieszkamy. Z wyraźnej i mądrej relacji My i Oni - pozwalającej na uporządkowanie świata "w nas" i świata "wokół".
Tę zdolność do rozpoznania tego "co nasze", do obrony domu, własnego miejsca i własnych zasad - zabito w nas skutecznie. Najpierw przez lata komuny i włączenie zdrajców w obszar polskości, później - przez 20 lat życia w "światłocieniu" dobra i zła.
Antykomunizm był groźny dlatego, że porządkował ten świat i wyznaczał twarde granice dychotomii My i Oni. Nie pozwalał zapomnieć - czym jest Rosja i jakich krzywd doznali Polacy od komunistycznych bandytów. Nawiązywał do tradycji II Rzeczpospolitej i przypominał o potrzebie zbrojnego sprzeciwu.
To dość, by został zniszczony.
Przypomniał Pan słowa Mackiewicza - człowieka szczególnie znienawidzonego przez komunistów. Proszę zauważyć, jak znamienna była reakcja żurnalistów z "Rzeczpospolitej", gdy w tekście "WIDMO „CZARNEGO SUFITU" (którego tytuł GP zmieniła na niemądre "Jak wyplenić zaprzańców?) zacytowałem m.in. te słowa Mackiewicza:
" „My musimy komunizm wyniszczyć, wyplenić, wystrzelać! Żadnych względów, żadnego kompromisu! Nie możemy im dawać forów, nie możemy stwarzać takich warunków walki, które z góry przesądzają na naszą niekorzyść. Musimy zastosować ten sam żelazno-konsekwentny system. A tym bardziej posiadamy ku temu prawo, ponieważ jesteśmy nie stroną zaczepną, a obronną!”.
Przestraszyli się tych słów, oburzyli i zakrzyknęli: " Pozostaje mieć nadzieję, że głos Aleksandra Ściosa to prywatne zdanie "smoleńskiego" publicysty, że program polityczny zarysowany przez publicystę nie jest programem PiS i jego prezesa. Wszak Prawo i Sprawiedliwość – ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami – jest stronnictwem politycznym działającym w strukturach demokratycznego państwa polskiego, a lider PiS nigdy sobie nie pozwolił na wezwania choćby zbliżone do retoryki Ściosa."
http://www.rp.pl/artykul/644604.html?p=2
Gdy spróbujemy sobie odpowiedzieć: dlaczego ów żurnalista "Rzepy" miał rację - może znajdziemy drogę do refleksji o naszym upodleniu...
Pozdrawiam serdecznie
Szanowny Panie, Okresy, ktore Pan porusza - sa mi znane autentycznie, gdy w 1980 r.byl wyrazny podzial na komunistow i opozycje, wrog mial swoje oblicze rozpoznawalne. Po 1980 r, gdy nastal stan wojenny po to, by w 10 milionowy ruchu Solidarnosci wladza owczesna zakamuflowala swoich dobrze przeszkolonych ludzi, Solidarnosc, jako opozycja juz nie byla prawdziwa. Pomieszano opozycjonistow z wrogami tzw ,,rozowi,, z autentycznymi czlonkami i Polacy wybierajac np na Premiera -Mazowieckiego, nie mieli swiadomosci, ze byl on wspolpracownikiem gen Sierowa w swoim czasie przez niego prowadzony.Takze innych - jak Gieremek, ktory nawet ze Stasi kolaborowal. KOR, ktory przefiltrowal wladze Solidarnosci, a byla to organizacja - pod przywodztwem Kuronia - reformatora socjalizmu, ktora walczyla z polskimi komunistami. Ostrzegali o tym narodowcy, nawet w autobusach byly ulotki, ktore ujawnialy, ze w prywatnych mieszkaniach, gdzie czesto odbywaly sie spotkania, ze te mieszkania sa infiltrowane przez UB.Faktycznie nie znamy do dzis tych prawdziwych, zakamuflowanych oficerow bylej milicji, ktorzy bywaja wszedzie na spotkaniach i nawet sa wsrod Obroncow Krzyza niby ,,nawroceni,,, jako juz emeryci???Podzial spoleczenstwa na dwie zwalczajace sie grupy, wlasnie przez nich byl zainicjowany, a pretekstem byl 10 kwietnia. Wg starej zasady rzymskiej - Dziel i rzadz - sprzyja taki uklad wladzy, Opozycja udaje opozycje, bo sa najbardziej aktywni w kampaniach wyborczych, poza tym nic ciekawego - oprocz tych z gory zaplanowanych scenariuszy -sie nie dzieje.
UsuńSą, nawet na zebraniach Radia Maryja. Tandetni, nachalni, afiszują się ze swoją matką boską w klapie. To nie problem, by ich zidentyfikować - po owocach ich poznacie...
UsuńPan Aleksander, Nurni
OdpowiedzUsuńA mnie się bardzo podobają AUDIOBLOGI, zwłaszcza, że są pięknie czytane!
Teraz dodatkowo zauważam "Rzeczy, które warto przeczytać", także doskonały pomysł.
Pozdrawiam
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńPublikacja tych tekstów jest Pani zasługą, bo przed kilkoma dniami zechciała Pani przypomnieć o ich aktualności. Gdy przeczytałem je ponownie, uznałem, że ma Pani rację.
Tym bardziej, gdy coraz dotkliwiej odczuwamy brak oręża antykomunizmu. Wielu wprawdzie przyznaje się do tej tradycji, niewielu jednak wie co ona oznacza i jakich postaw wymaga.
Może dlatego takich tekstów nie spotyka się w prasie "prawicowej", bo brzmią zbyt kolczasto i wymagają nazbyt wiele.
Zwróciła Pani uwagę na istotną (by nie powiedzieć schizofreniczną) rozbieżność: między wnioskami wynikającymi z ustaleń ekspertów zespołu smoleńskiego, a zachowaniem partii opozycyjnej.
Prawdą jest przecież, że jeśli dochodzi się do wniosków świadczących o zamachu na głowę państwa i ukrywaniu tej prawdy przez grupę rządzącą - nie wolno udawać, że żyjemy w świecie prawa i demokracji. Tym bardziej nie wolno nazywać "narodowym świętem" czegoś, co zasługuje zaledwie na miano ponurego dance macabre.
Poza wszelkim złem płynącym z takich relacji, największą klęskę poniesiemy w sferze świadomości. Zachowanie opozycji musi bowiem wywoływać chaos wśród tych, którzy chcieliby z powagą traktować ustalenia zespołu smoleńskiego.
Obawiam się Pani Urszulo, że słowa "żeby "nasi" wreszcie posłuchali!" pozostanie wyłącznie w sferze życzeń.
Serdecznie Pani dziękuję za słowa tego komentarza, za Pani obecność i za wszelkie dobro.
Pozdrawiam
PS. Niestety, blogspotowi nie da się niczego wytłumaczyć i sam odczuwam problemy w przypadku zamieszczania dłuższych odpowiedzi.
Barbara,
OdpowiedzUsuńPomysł Pana Gadowskiego uważam za niemądry i wielce niebezpieczny i zapewniam Panią, że to stwierdzenie jest zaledwie eufemizmem.
Jurek z Chicago,
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Jerzy,
W 1981 mieliśmy dość ludzi mądrych i potrafiących poprowadzić Polaków. Po to wprowadzono stan wojenny, by tych ludzi wymordować, skazać na banicję lub wypchnąć na margines życia publicznego.
Gdy to się udało, powołano atrapę "Solidarności", a na przywódców narodu wyznaczono zaprzańców i kanalie.
Rzecz w tym, byśmy nigdy więcej w naszej historii nie popełnili takiego błędu.
Pozdrawiam serdecznie
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńMnie również podobają się audioblogi, a za ich przygotowanie trzeba serdecznie podziękować Wolandowi. Są Jego zasługą i dziełem.
Wywiad. Piotr Naimski odpowiada na pytanie, czy - jeśli to był zamach - to naprawdę nie było motywu
OdpowiedzUsuńhttp://wpolityce.pl/wydarzenia/30046-nasz-wywiad-piotr-naimski-odpowiada-na-pytanie-czy-jesli-to-byl-zamach-to-naprawde-nie-bylo-motywu
Wobec tego najserdeczniej dziękuję, drogi Wolandzie, za Twoją pracę i jej wspaniałe efekty.
OdpowiedzUsuńZa piękny głos to już sam podziękuj! :) Opatrzności :))
Pozdrawiam
Nadzieja umiera ostatnia, Panie Aleksandrze!
OdpowiedzUsuńNie przestaję wierzyć, że w końcu nasza opozycja pojmie,
że w sytuacjach, kiedy zagrożone jest państwo i naród,
nie wolno poprzestawać na półśrodkach i niejasnym przekazie.
Byłoby to, moim zdaniem, równoznaczne z niedochowaniem
wierności własnemu elektoratowi, a za takie rzeczy prędzej,
czy później - odpowiada się. Przede wszystkim przed własnym
sumieniem.
Dlatego wierzę...
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńPatrzę na to nie z perspektywy wiary w mądrość opozycji, ale pragmatyki. Opozycja musi być antysystemowa i kontestować cały porządek III RP.
Inaczej zniknie.
Warto zwrócić uwagę, że wręcz identyczny pogląd przedstawia premier Jan Olszewski w wywiadzie dla "Nowego Państwa". Zacytuję cały fragment tej wypowiedzi:
- Jaka zatem jest rola antysystemowej opozycji, czyli PiS?
Powinien trwać przy swoim. Niewzruszenie. Skoro tamta strona zadekretowała podział na system i antysystemową opozycję, to Prawo i Sprawiedliwość powinno konsekwentnie wykazywać ustrojowe i społeczne skutki takiego zmanipulowania sceny politycznej. Nie może odejść od ideowych pryncypiów, bo to one i konsekwencja w trwaniu przy nich w chwili zmiany sytuacji politycznej w Polsce zapewnią jej wiarygodność.
- Ale głosy o tym, iż należy ograniczyć dopominanie się prawdy o katastrofie smoleńskiej, pojawiają się w samym PiS. Było to widać wyraźnie w obu ostatnich kampaniach wyborczych. Są tacy, którzy twierdzą wprost, że przypominanie o 10 kwietnia szkodzi PiS.
To bardzo poważny błąd. Kampania prezydencka była prowadzona fatalnie. Jej skutki były poważniejsze niż sama przegrana – wygaszono znaczną część aktywności społecznej. Zgoda na przemilczanie prawdy, choćby chwilowe, nie jest dobrą strategią polityczną.
http://niezalezna.pl/28931-jan-olszewski-badzmy-antysystemowi
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńZgadzam się: tylko odważna opozycja antysystemowa, kontestująca III RP ma szansę na zwycięstwo.
Wahająca się i "konstruktywna" - zniknie, albo zostanie wchłonięta przez UKŁAD.
Na Pańskim blogu raczej nie omawia się sondaży. Ale z tym, który wskazuje, że najmłodsze pokolenie:
17-22 latków jest przeciwne obecnej władzy - intuicyjnie się zgadzam. Zresztą potwierdzają to
obserwacje ich zachowań. A do młodych i bardzo młodych ludzi trafia wyłącznie jasny, czytelny
i zdecydowany przekaz!
PS. "Mędrca szkiełko i oko" nie muszą się kłócić z "czuciem i wiarą". Czasem mogą się uzupełniać :)
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńWynik takiego sondażu świadczyłby jedynie, że ludzie młodzi zasługują na to miano. Ten wiek kojarzy się nie tylko z brakiem doświadczenia, ale przede wszystkim z intuicyjną zdolnością dostrzegania fałszu i obłudy oraz nieufnością wobec tego, co skompromitowane, skostniałe i regresywne.
PO i jej satelici są sukcesorami najgorszej spuścizny PRL-u, partią twardogłowych, zakompleksionych nieudaczników, zatem niechęć do takich postaci byłaby czymś naturalnym u ludzi młodych.
Pozdrawiam Panią
Bardzo ! Panu dziękuję za ten tekst .
OdpowiedzUsuńA w szczególności... najbardziej Panu dziękuję za te słowa :
"Cykl tekstów zatytułowanych „Antykomunizm – broń utracona” opublikowałem w roku 2009, gdy polityka władz III RP zmierzała do smoleńskiego epilogu. "
Pozdrawiam Pana - tak jak zwykle
WiW
Panie Aleksandrze .
OdpowiedzUsuńNapisał Pan m/innymi :
"Młode państwo sprostało wyzwaniu, które zdaniem wielu zdawało się je przerastać. Czerwony potop nie zalał Polski. Determinacja polskich wojsk i społeczeństwa uratowała przed komunistyczną inwazją także resztę Europy"
Dla mnie...
Te powyższe Słowa są warte podkreślenia
Oby Nasza (Polska) Determinacja znowu okazała się skuteczna .
Podobnie tak jak pod Kłuszynem ,pod Warszawą i w innych tak bardzo znaczących miejscach tak Bardzo ważnych dla ludzi ,którym zależy na Polsce ,czyli na naszej Rodzinie .
Aleksander Ścios --->"CZYJA BĘDZIE POLSKA"?
OdpowiedzUsuńPanie Aleksandrze,
W nawiązaniu do ostatniego wątku wczorajszej rozmowy: młodych ludzi, których, o czym jestem przekonana, można pozyskać do naszej sprawy, pod warunkiem uczciwości i czystości intencji oraz odważnego, radykalnego przekazu z naszej strony - potwierdzają słowa Bogusława Nizieńskiego z ciekawego wywiadu dla NDz:
"4 czerwca nienawiść wobec wartości, na których chciał oprzeć swój rząd premier Jan Olszewski, osiągnęła apogeum. Zniszczenie jego programu oznaczało unicestwienie planu prawdziwej odbudowy i oczyszczenia naszego życia publicznego. To jest nasza największa klęska, która trwa zresztą po dziś dzień. My w tym dzisiaj żyjemy i coraz bardziej doświadczamy skutków braku przejrzystości naszego polskiego życia publicznego. Jeżeli będziemy nadal podążać tymi samymi drogami, nie zajdziemy daleko. Walkę o czystość naszego życia publicznego muszą podjąć dziś ludzie młodzi. Muszą oni wiedzieć, na jakich wartościach trzeba budować Polskę. Nie mogą być na te sprawy nieczuli."
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20120606&typ=my&id=my05.txt
===
Myślę, że stwierdzenie BN:
WALKĘ O CZYSTOŚĆ NASZEGO ŻYCIA PUBLICZNEGO MUSZĄ PODJĄĆ DZIŚ LUDZIE MŁODZI.
MUSZĄ ONI WIEDZIEĆ, NA JAKICH WARTOŚCIACH TRZEBA BUDOWAĆ POLSKĘ.
znakomicie określa istotę naszej walki i naszej nadziei.
W pamiętnym przemówieniu Jan Olszewski pytał "Czyja będzie Polska"?
Odpowiedź nasuwa się sama: będzie nasza, o ile obudzi się patriotyzm
u najmłodszego pokolenia obywateli Rzeczypospolitej.
Daj nam poczucie siły
i Polskę daj nam żywą,
by słowa się spełniły
nad ziemią tą szczęśliwą.
Jest tyle sił w narodzie,
jest tyle mnogo ludzi;
niechże w nie duch twój wstąpi
i śpiące niech pobudzi.
Niech się królestwo stanie
nie krzyża, lecz zbawienia.
O daj nam, Jezu Panie,
twą Polskę objawienia.
O Boże, wielki Boże,
ty nie znasz nas Polaków;
ty nie wiesz, czym być może
straż polska u twych znaków!
Nie ścierpię już niedoli
ani niewolnej nędzy.
Sam sięgnę lepszej doli
i łeb przygniotę jędzy.
Zwyciężę na tej ziemi,
z tej ziemi PAŃSTWO wskrzeszę.
Synami my twojemi,
błogosław czyn i rzeszę!
St. Wyspiański "Wyzwolenie"
===
Pozdrawiam serdecznie
Panie Aleksandrze
OdpowiedzUsuńDziekuje za ten artykul.Nie mialem go okazji czytac w 2009.W szczegolnosci powinni przeczytac go zwolennicy(a obowiazkowo przywodcy) najwiekszej partii opozycyjnej.Antykomunizm powinna byc dla nich tarcza a antysystemowosc mieczem w walce o wolna Polske.
pzdr
zak0304
Jeden z najważniejszych Pańskich tekstów.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ich odkrywanie sprawia mi sporo satysfakcji i ... kłopotu!
To pouczająca i zarazem drażniąca lektura! Zmusza do myślenia, ponownej nauki historii, obnaża zbitki pojęciowe wchłonięte wraz z tradycyjnym systemem edukacji, Zbitki, które oddziaływając na naszą świadomość podobnie jak odruchy Pawłowa uniemożliwiają, czasem całkowicie, zdolność do przyswajanie treści sprzecznych z oficjalnym przekazem.
To momentami wprawia w zakłopotanie (w szczególności przy brakach warsztatowych absolwenta politechniki)!
Ale jest inspirujące i przywraca świeżość spojrzenia utraconą, jak mniemałem na zawsze, po 81-szym roku!.
Dyskusje które Pan inicjuje są przykładem tego, co sugerowany nazwą usiłowałem onegdaj odnaleźć na portalu pana Jankego.
I za to należą się Panu wyrazy najwyższego uznania i naszej wdzięczności.
Witam na „bez dekretu”!
OdpowiedzUsuń„W roku 1920 nie doszło do żadnego „cudu nad Wisłą”.
Cud był! Cud moralny! Dotyczył wiary polskiego żołnierza w zwycięstwo nad nawałnicą bolszewicką. Wiadome, że polski żołnierz był bitny, wytrwały, wierny i odważny, ale nawałnica barbarzyńska, z jaką dotąd nie miał styczności sprawiła, że zachwiały się morale żołnierza polskiego. Żołnierz polski wychodził do walki z „Bogiem, Honorem, Ojczyzną”, a tu nagle styka się z „cywilizacją” bandytyzmu, podstępu, fałszu, ludobójstwa. Mordów na niespotykaną skalę. Bez litości. Bez miłosierdzia. Jakby walczył z samym diabłem! To właśnie sprawiło, że żołnierz polski został zapędzony, az pod Warszawę. Wówczas modlitwa do Matki Boskiej sprawiła, że polski żołnierz uwierzył, iż zwycięży. Cud dokonuje się w sercu polskiej armii. Na nic najlepsze strategie jak nie ma wiary w zwycięstwo! I wtedy to można było zaobserwować to, o czym pisał Mackiewicz np. w swoim artykule: „Pustych ładownic nie było”. I bodajże w „Lewa wolna”. Naprawdę dobrze trzeba rozumieć ten termin „cudu nad Wisłą”. Bo „przychylni” nam historycy zaczynają "patroszyć" historię Polski. Chcą nam wmówić, że wyglądało to zupełnie tak jakby polski żołnierz (hrabiowie, panicze, szlachta „zaściankowa”, jakieś chłopy, osadnicy kresowi itp.) uciekając przez barbarzyństwem (czyt. Dostawszy w dupę) przegnani pod własna stolicę, usiedli nagle nad brzegiem Wisły, zaczęli płakać w obie garści, tęsknili do mamusi, bo się przestraszyli wojaczki, chcieli uciekać, ale zanim to, to tak sobie pomyśleli: „a walniemy jeszcze jakieś trzy zdrowaśki nim spierdalkę zrealizujemy” i nagle zdarzył się cud, pstryk i już Matka Boża załatwiła za nich wszystko. Polska i Europa uratowana!
Jestem w posiadaniu – nie w tej chwili, bo bym skan zrobiła – miesięcznika „Głos katolicki” z 1922r. z sierpnia wydawanego przez ks. Rostworowskiego. Autor opisuje prawdziwie jak się sprawy miały. Ks. Rostworowski pisze, że już 2 lata po „cudzie…”, bolszewicka agentura w polskim wojsku robiła propagandę, że kolei żadne boskie siły nie miały z tym nic wspólnego. Dla Bolszewizmu bezpieczniej było, aby Polak wierzy we własne siły niż w Boga!
I tak polskie społeczeństwo dezinformują…
P.S. wpieniło mnie jak ujrzałam w TV knajpę z widokiem na stadion o nazwie „Cud nad Wisłą”. To nie dopuszczalne! Ten termin powinien być zastrzeżony! I używane z rozsądkiem. Jak będziemy żyć w wolnej Ojczyźnie trzeba będzie o to się zatroszczyć.
Dziękuję i pozdrawiam wszystkich.
Halka
"Dla Bolszewizmu bezpieczniej było, aby Polak wierzy we własne siły niż w Boga!"
UsuńDokładnie.
I tak jest do dzisiaj...
Nawet na tym forum.
pozdrawiam
szperacz
"Bóg pomaga tym, którzy sami sobie chcą pomóc."
UsuńI wiedzą, że wiara we własne siły, o którą upraszają,
pochodzi od Boga. Nie ma tu żadnej sprzeczności,
panie Szperaczu. ZWŁASZCZA NA TYM BLOGU!
Pozdrawiam
"Od ’89 roku żyjemy w takiej rzeczywistości, w jakiej znaleźliby się Niemcy, gdyby nie było Norymbergi i sądu nad narodowymi socjalistami. Po paru latach, być może lekkiej, niedolegliwej kwarantanny politycznej, Himmler przeprowadziłby z jakiejś trybuny XX zjazdu NSDAP krytykę błędów i wypaczeń oraz kultu jednostki Adolfa Hitlera, Joachim Ribbentrop usunąłby się z głównego nurtu mediów i zostałby ambasadorem w jakimś odległym państwie, a potem, wróciwszy do Berlina, odgrywałby rolę autorytetu w sprawach polityki zagranicznej i mówiłoby się do niego per „panie ambasadorze”, jak do – nie przymierzając – Stanisława Cioska w telewizji TVN. Goebbels zostałby pionierem nowoczesnych mediów i wydawałby wpływowy tygodnik „NEIN”, po czym uruchomiłby być może jakąś stację telewizyjną, i wszyscy chwaliliby go za postawienie na nogi kinematografii niemieckiej i za świetne filmy, które powstawały za jego „czasów” itd. My żyjemy właśnie w takim postkomunistycznym państwie, w którym zdrady stanu nie nazwano zdradą, w którym mordercy nie zostali nie tylko pociągnięci do odpowiedzialności, ale nawet nie zostali nazwani po imieniu.
UsuńA tymczasem państwo, w którym zbrodnie nie są karane, nie może się ostać, ono już nie istnieje i nie może przetrwać. Jeśli zbrodnia zdrady stanu nie jest zagrożona najwyższym wymiarem kary, to przyzwala się na zdradę stanu, tworzy się na nią „popyt” – i z taką sytuacją mamy dziś do czynienia w Polsce.
Pani Urszulo,
UsuńGrzegorz Braun, ma swoją retorykę: "przy każdej okazji powtarzam, że polscy patrioci powinni przede wszystkim zatroszczyć się o zabezpieczenie w najbliższej okolicy trzech budynków: kościoła, szkoły i… strzelnicy. Bez tej triady nie będzie nic. A wszystko przecież być może."
Mnie jego retoryka, aż tak bardzo nie inspiruje, szczególnie dlatego, że jak na humanistę przystało zapomina, iż dzisiaj zamiast karabinów używa się środków płatniczych...
Pozdrawiam
szperacz
Witam,
OdpowiedzUsuńCiekawy artykuł znalazłem w sieci: Z. Chocimski - "Ezoteryczne źródła komunizmu" http://niniwa2.cba.pl/FRONDA.HTM
Ta wiedza nie jest ogólnie znana. Wydaje się jednak, iż aby antykomunizm mógł być skuteczny - powinien być dobrze przemyślany i "uzbrojony"...
Autor pokreśla, że "Polskiego czytelnika, nie dość zorientowanego w rosyjskich personaliach, ostrzec trzeba przed (..) skłonnością do uznania osób, idei i dzieł tutaj omawianych za margines dziejów umysłowych Rosji. Rzecz ma się wprost przeciwnie. Ze sporadycznymi wyjątkami - głównie dla działaczy politycznych - znakomita większość wymienianych tu osób należy do najściślejszej elity intelektualnej i artystycznej Rosji w ostatnim (i poprzednim) stuleciu. Zasięg oddziaływania ich autorytetu i ich idei sięga jak najgłębiej w czasy nam współczesne"
pozdrawiam
szperacz