W czasach PRL-u, istniała dość niezawodna metoda pozyskiwania informacji o wewnętrznych konfliktach w środowisku komunistycznych kacyków. Pozwalała ona również na ocenę prawdziwego stanu gospodarki, a nawet wskazywała na źródła potencjalnych kryzysów. Wystarczyło z uwagą śledzić, w jakiej kolejności „Trybuna Ludu” wymieniała skład Biura Politycznego i kogo umieszczała na głównych zdjęciach oraz obserwować kolejne roszady i dymisje partyjnych towarzyszy. Zgodnie z tą wskazówką, przejście kacyka z „odcinka budowlanego” na „spożywczy” oznaczało zwykle zbliżającą się falę kryzysu, zaś „planowe odwołanie” zapowiadało akt niełaski albo tuszowania grubej afery.
Również w tej dziedzinie III RP nie odstaje od swego pierwowzoru i więcej dziś dowiemy się o stanie państwa z tego rodzaju przesłanek, niż z oficjalnych przekazów ośrodków propagandy.
Od kilku miesięcy można zatem obserwować zadziwiającą falę dymisji najwyższych funkcjonariuszy policji i służb specjalnych. Zapoczątkował ją kpt. Piotr Durbajło, wiceszef Departamentu Bezpieczeństwa Teleinformatycznego ABW, odwołany ze stanowiska w grudniu ubiegłego roku. Dywagowano wówczas, że odejście Durbajły ma związek z korupcją przy przetargach informatycznych w MSWiA.
Kilka dni później – na wniosek szefa MSW, Jacka Cichockiego - odwołano ze stanowiska wiceministra Adama Rapackiego, odpowiedzialnego za nadzór nad Policją, Strażą Graniczną i BOR-em. Rapacki pełnił też funkcję przewodniczącego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Turnieju EURO 2012.
Kolejna dymisja dotknęła komendanta głównego policji Andrzeja Matejuka. Na początku stycznia br. zastąpił go Marek Działoszyński, komendant wojewódzki policji z Łodzi. Pierwsza decyzja nowego komendanta dotyczyła natomiast odwołania szefa Biura Łączności i Informatyki Komendy Głównej Policji.
W tym samym czasie, rezygnacje ze służby złożyli komendant stołecznej policji nadinsp. Adam Mularz oraz komendant mazowieckiej policji nadinsp. Ryszard Szkotnicki. Na początku lutego ze służby odszedł komendant dolnośląskiej policji Zbigniew Maciejewski oraz ośmiu naczelników wydziałów. Dymisję złożył również komendant miejski policji we Wrocławiu Mirosław Potocki. Na „wcześniejszą emeryturę” miał udać się także naczelnik sztabu KWP Jacek Mazur, który w dolnośląskiej policji był odpowiedzialny za przygotowanie i zabezpieczenie turnieju EURO 2012.
Do dymisji, zmian personalnych i roszad doszło również w komendach policji w Krakowie, Łodzi, Gdańsku, Olsztynie, Białymstoku, Lublinie i Katowicach, a w miastach tych rozpisano konkursy na stanowiska szefów komend.
Na początku kwietnia dymisję złożył zaś zastępca szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego płk Paweł Białek. Z informacji nieoficjalnych wynika, że z Agencji ma odejść jeszcze jeden zastępca Bondaryka – płk Jacek Mąka, który miałby zostać oficerem łącznikowym w Waszyngtonie.
Przed kilkoma dniami ze stanowiska komendanta głównego Straży Granicznej został natomiast odwołany gen Leszek Elas.
W większości przypadków, oficjalne wyjaśnienia towarzyszące dymisjom były na tyle ogólnikowe i schematyczne, że nie zasługiwały na wiarygodność. Do zdarzeń tych przykładano zatem różne miary, tłumacząc je np. rosnącą pozycją szefa MSW Jacka Cichockiego, który miałby kompletować zespół ludzi dyspozycyjnych, walką z rzekomą „frakcją schetynistów” lub problemami z organizacją turnieju EURO.
Tymczasem łatwo zauważyć, że w interpretacji tych dymisji nie da się zastosować jednego, niezawodnego klucza, zaś prawidłowa analiza zdarzeń nastręcza niemałe problemy. Ocenianie ich z perspektywy bredni o „pozbywaniu się ludzi Schetyny” jest równie fascynujące, jak opowieści o demokracji III RP.
Sądzę, że warto na te wydarzenia spojrzeć nieco głębiej niż sugerują to ośrodki propagandy.
Z jednej strony możemy zatem mieć do czynienia z klasyczną taktyką ucieczki z tonącej tratwy – jaką z pewnością okaże się organizacja Euro2012, z drugiej – powodem dymisji i roszad mogą być planowane zmiany systemowe w całej strukturze służb specjalnych. Nie można też wykluczać, że za niektórymi odwołaniami kryją się sprawy „ukręconych” afer lub intencja pozbycia się ludzi nazbyt skompromitowanych. Tak wyraźna i narastająca tendencja świadczy również, że mamy do czynienia z „nowym rozdaniem”, co – z kolei - oznacza, że w obszarze gry interesów i podziału ról czekają nas mocne przetasowania.
Dlatego, jeśli nawet w odejściu Adama Rapackiego czy dymisji Andrzeja Matejuka można upatrywać decyzji wyprzedzających, świadczących o tym, że rasowi „gliniarze” zdali sobie sprawę z nadchodzącej katastrofy EURO i chcą jak najszybciej opuścić tonący pokład, to podobna interpretacja w przypadku Pawła Białka czy Jacka Mąki byłaby już mocno wątpliwa.
Sytuacja w ABW może być natomiast rodzajem „papierka lakmusowego”, na podstawie którego wolno przewidywać głębokie zmiany w strukturach służb. Przypomnę, że w czasie pierwszych dwóch miesięcy 2012 roku z Agencji odeszło 200 funkcjonariuszy, podczas gdy w całym zeszłym roku służbę opuściło 160 osób.
Szczególnie dymisja wiceszefa ABW Jacka Mąki powinna prowokować do pytań, a jej rzeczywiste przyczyny mogłyby nam wiele powiedzieć o sytuacji w tuskowym niby – państwie. Dotychczas bowiem była to postać „niezatapialna”, której do dymisji nie skłoniły ani sprawa nabytego nielegalnie mieszkania służbowego, o czym w swoim liście otwartym pisał Wojciech Sumliński ani sprawa podsłuchów dziennikarzy Cezarego Gmyza, Leszka Misiaka i Bogdana Rymanowskiego w związku ze śledztwem prowadzonym przeciwko Sumlińskiemu. Stenogramy z podsłuchów zostały następnie wykorzystane przez Jacka Mąkę w prywatnym procesie, który wytoczył „Rzeczpospolitej”. Wówczas Donald Tusk nie znalazł podstaw do zdymisjonowania Mąki, bo – jak stwierdził – „nie otrzymał takiego wniosku ze strony szefów ABW”.
Obaj oficerowie – Białek i Mąka – utracili swoje stanowiska w okresie rządów PiS-u i zostali przyjęci ponownie, gdy do władzy doszła obecna koalicja. Obaj są także członkami Rady Konsultacyjnej Centralnego Ośrodka Szkolenia ABW, w której zasiada również były kierownik w KC PZPR Andrzej Barcikowski.
O szczególnych cechach płk Białka możemy natomiast wnioskować z relacji dotyczącej czystek w czasie rządów tzw. lewicy, w roku 2001. Autorzy publikacji z tamtego okresu zwracali uwagę, że „podczas czystek najbardziej zasłużyli się, dyrektorzy Zarządu IIA – mjr Nosek oraz jego zastępca kpt. Paweł Białek. Obaj pozbawieni talentów i osiągnięć, przez ostatnie lata znajdowali się pod parasolem ochronnym swego patrona, który ściągnął ich do Warszawy z delegatury w Krakowie.[...]Brak sukcesów nadrobili gorliwością w dyskredytowaniu kolegów – szefów delegatur. Swoją bezradność i brak kompetencji, przejawiające się nieobecnością w działaniach delegatur, „sprzedali” Siemiątkowskiemu jako niezdyscyplinowanie szefów delegatur. Ta dzielna postawa uratowała ich przed utratą stanowisk na jesieni 2001 roku.”
Po roku 2007, Białek zajmował się w ABW przestępczością ekonomiczną, m.in. nadzorując od dwóch lat śledztwo w sprawie procederu reaktywacji przedwojennych polskich przedsiębiorstw na podstawie akcji kolekcjonerskich oraz związanych z tym poważnych oszustw na szkodę Skarbu Państwa W publikacji „Forbesa” (nr 09/2011) zawarto informacje wskazujące na zadziwiającą nieudolność ABW w zakresie czynności procesowych, w tym na fakt zwolnienia osób podejrzanych o dokonanie oszustw za kaucję wynoszącą zaledwie kilkanaście tysięcy złotych. W sprawie tej poseł Zbigniew Kozak z PiS złożył niedawno interpelacje, pytając Donalda Tuska o śledztwo nadzorowane przez płk Białka.
Wydaje się jednak, że istotnym „kluczem” do oceny obu dymisji jest osoba szefa ABW Krzysztofa Bondaryka. Jacek Mąka to były funkcjonariusz UOP delegatury w Białymstoku, w czasie, gdy na jej czele stał Bondaryk. To z jego rekomendacji Mąka miał trafić do Urzędu. Paweł Białek jest zaś kojarzony z tzw. „grupą krakowską”, do której zaliczani są m.in. szef Agencji Wywiadu Maciej Hunia, szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego Janusz Nosek, poseł PO Konstanty Miodowicz czy były szef WSI Tadeusz Rusak. „Grupa krakowska” stanowi zaś jeden z filarów wsparcia dla obecnego szefa ABW.
W tym kontekście warto wspomnieć, że zdymisjonowany komendant Straży Granicznej Leszek Elas to również wieloletni funkcjonariusz UOP, kojarzony wyraźnie z „grupą krakowską”, zaś w latach 2002 – 2008 pracował w przedsiębiorstwach telekomunikacyjnych – TP Internet i Polkomtel SA, w pionach związanych z bezpieczeństwem łączności i ochroną informacji. Niemal w tym samym czasie, Krzysztof Bondaryk pracował dla Zygmunta Solorza (dziś właściciela Polkomtela) w Polskiej Telefonii Cyfrowej - operatorze sieci komórkowych, zajmując tam stanowisko pełnomocnika ds. informacji niejawnych.
Jeśli do odejścia Białka i przewidywanej dymisji Mąki doszło wbrew woli Krzysztofa Bondaryka – może się okazać, że to szef ABW będzie kolejnym na liście funkcjonariuszy opuszczających tę służbę. Wówczas też, niektóre z pozostałych dymisji należałoby rozpatrywać jako wymierzone w „zaplecze” szefa Agencji i służące ograniczaniu jego wpływów.
To zaś dowodziłoby, że minister Jacek Cichocki z coraz większą determinacją dąży do wprowadzenia „systemowej reformy” służb, opracowanej w prezydenckim Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a sama Agencja utraci wkrótce miano największej i najważniejszej formacji specjalnej.
Lektura dokumentów powstałych w BBN-ie nie pozostawia wątpliwości, że dokonany już podział MSWiA oraz zapowiadana przez Cichockiego „zmiana systemu kontroli nad służbami” są autorstwa środowiska skupionego wokół Bronisława Komorowskiego i to on dziś „rozdaje karty” w sprawach służb specjalnych. Gdy na początku stycznia br Cichocki. przedstawiał pomysły podporządkowania ABW resortowi spraw wewnętrznych oraz anonsował inne „warianty zmian systemowych” – projekty tego typu rozwiązań znajdziemy już w opracowaniu dyrektora Departamentu Bezpieczeństwa Wewnętrznego BBN Lucjana Bełzy z listopada 2011 roku.
To tam powstał pomysł utworzenia nowego ministerstwa administracji i cyfryzacji, zbudowanego na bazie wyodrębnienia z ABW i SKW zadań o charakterze administracyjnym wynikających z ustawy o ochrony informacji niejawnych. Tam również zaplanowano połączenie CBA z wywiadem skarbowym i stworzenie pod nadzorem Ministerstwa Finansów jednej struktury uprawnionej do zajmowania się przestępstwami ekonomicznymi i korupcyjnymi. W koncepcji prezydenckiego BBN-u planowane jest także podporządkowanie ABW ministrowi spraw wewnętrznych oraz znaczące zredukowanie uprawnień tej służby.
Ta perspektywa mogłaby stanowić dziś główną przyczynę masowych odejść z Agencji.
Z połączenia Agencji Wywiadu ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego miałaby zaś powstać nowa, potężna służba podporządkowana ministrowi obrony narodowej. Wszystkie stanowiska dowódcze w tej najważniejszej strukturze bezpieczeństwa byłby – zgodnie z prezydenckim projektem - obsadzane przez żołnierzy zawodowych, co w praktyce oznacza, że na jej czele mogliby stanąć oficerowie byłych WSI.
Nietrudno zauważyć, że BBN-owska koncepcja „reformy służb” przewiduje wiodącą rolę ośrodka prezydenckiego i powrót do układu funkcjonującego przed rokiem 2006. Ponieważ to prezydent sprawuje zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi za pośrednictwem ministra obrony narodowej – on też będzie faktycznym decydentem w kwestiach bezpieczeństwa, mając również bezpośredni wpływ na działalność potężnej służby specjalnej.
Odtąd już nie Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ale „odnowiona” wojskowa bezpieka posiadałaby największe kompetencje i spełniała zaszczytną rolę „zbrojnego ramienia” grupy rządzącej. Jeśli ten pomysł zostanie zrealizowany, los Krzysztofa Bondaryka wydaje się przesądzony, a nas czekają jeszcze niejedne zagadkowe dymisje.
Artykuł opublikowany w nr 16/2012 Gazety Polskiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz