Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

niedziela, 6 marca 2011

KTO ZAPŁACI ZA „DYLEMATY WIĘŹNIA”?

Budowana przez ostatnie lata bezwarunkowa „przyjaźń” warszawsko – moskiewska, przybiera dziś wymierny, finansowy kształt. Z ostatnich informacji wynika, że koszty tej „przyjaźni” poniesie każdy, kto korzysta w Polsce z energii gazowej.
Przez cały okres negocjowania kontraktu gazowego z Rosją, grupa rządząca unikała ujawnienia jakichkolwiek konkretnych zapisów umowy, zasłaniając się rzekomą „tajemnicą handlową”. Doprowadziło to do sytuacji, w której polskie społeczeństwo zostało pozbawione elementarnej wiedzy o warunkach umowy, a w zamian karmiono je propagandowymi banałami o „sukcesach negocjacyjnych”. Premier rządu uparcie twierdził, że „umowa o gazie, który importujemy z Rosji, spełnia te wymogi, które są kluczowe z punktu widzenia interesów polskiego państwa i polskich obywateli, czyli bezpieczeństwo gazowe, możliwie niska cena i elastyczny kształt tej umowy”.
W połowie 2010 roku do mediów przedostały się informacje na temat niektórych ustaleń kontraktu. Już wówczas było wiadomo, że będzie zawierał niekorzystne dla Polski rozstrzygnięcia: za gaz dostarczany z Rosji zapłacimy znacznie więcej, niż inni odbiorcy (i stawki te będą wzrastać), Gazprom zapłaci Polsce najniższe stawki za tranzyt gazu (niższe nawet, niż płaci je Białorusi), pozbyliśmy się wpływu na zarząd i radę nadzorczą spółki tranzytowej EuRoPol Gaz, zrezygnowaliśmy z zasądzonych (przez rosyjski sąd) 25 mln dolarów od Gazpromu za tranzyt za rok 2006 oraz z należności za kolejne  trzy lata w wysokości ok. 180 mln dolarów, zobowiązaliśmy się do odbioru 10,25 mld m sześć. gazu w 2011r., (co stanowi blisko 2,8 mld m3 więcej, niż odbieraliśmy dotąd) oraz 11 mld m sześc. w latach 2012-2019, za nadwyżki gazu zapłacimy, niezależnie od tego czy zostaną wykorzystane, przyznaliśmy Gazpromowi monopol na tranzyt gazu przez leżący na terenie Polski rurociąg do roku 2045 i zagwarantowaliśmy podpisanie kolejnego kontraktu na przesył przez terytorium Polski na okres od 2020 do 2045 r. w wysokości około 28 mld m3 rocznie. Nawet wówczas, po ujawnieniu tych szokujących danych, wicepremier Pawlak zapewniał Polaków, że „umowa gazowa z Rosjanami jest zbalansowana i zabezpiecza interesy obu stron”.
W każdym państwie, szczycącym się suwerennością i demokracją, tego rodzaju informacje stanowiłyby dostateczną przesłankę, by zablokować niekorzystny kontrakt, a winnych działania na szkodę polskich interesów postawić przed Trybunałem Stanu. Ponieważ III RP nie posiada tych atrybutów, a polskich wyborców, ich rodziny i następne pokolenia Polaków stać na płacenie za „przyjaźń” grupy rządzącej z Putinem, żadna z informacji nie wzbudziła racjonalnych, obywatelskich reakcji. Również wtedy, gdy Donald Tusk z rozbrajającą szczerością wyznał w wywiadzie dla „Sygnałów dnia”, że podstawowa korzyść z umowy ma polegać na „zabezpieczeniu Polski na długie, długie lata w gaz, a przede wszystkim zabezpieczeniu Gazociągu Jamalskiego, to był priorytet nie tylko mojego rządu, tylko że mojemu rządowi udało się to wreszcie uzyskać”. Usłyszeliśmy też, że „najważniejszym zadaniem dla polskiego rządu jest nie ideologiczne wojny z jakimś państwem, tylko zabezpieczenie polskich domów w trwałe dostawy gazu, na długie lata. I za cenę, która jest ceną porównywalną z innymi takimi kontraktami. I to uzyskaliśmy”.
Wbrew tej demagogicznej deklaracji, w rządowym dokumencie zatytułowanym „Uzasadnienia wniosku o udzielenie przez Radę Ministrów zgody na podpisanie umowy między Rzeczpospolitą Polską, a Federacją Rosyjską” zapisano m.in: „Wejście w życie obu ww. umów będzie sprzyjać poprawieniu współpracy w sektorze gazowym pomiędzy Rzecząpospolitą Polską a Federacją Rosyjską. Przyczyni się do tworzenia pozytywnego klimatu społecznego, gospodarczego i politycznego we współpracy między oboma państwami”.
Było oczywiste, że kontrakt gazowy z Rosją nie ma żadnego uzasadnienia ekonomicznego i został podyktowany wyłącznie racjami politycznymi, których wspólnym mianownikiem było podporządkowanie Polski rosyjskim wpływom i interesom. Z przebiegu blisko dwuletnich negocjacji oraz końcowych ustaleń umowy wynika, że podstawowym celem wspólnej gry Putina i grupy rządzącej, było przede wszystkim zapewnienie Rosji władania eksterytorialnym odcinkiem gazociągu jamalskiego i czerpania z tego politycznych i ekonomicznych korzyści. Na polski interes – zabrakło miejsca. Nic też bardziej nie przypomina o wasalnych, asymetrycznych stosunkach łączących grupę Tuska z reżimem Putina, niż fatalna dla Polaków umowa gazowa. 
Nie może więc dziwić, gdy  rosyjska agencja Interfax ujawniła obecnie, że  Polska kupuje od Rosji gaz dwa razy drożej niż Wielka Brytania. Według danych agencji, spośród wszystkich odbiorców Gazpromu płaciliśmy w 2010 roku 336 dol za 1 tys. m3. Za tę samą ilość paliwa tylko Węgrzy płacili więcej, bo 348 dol. Gaz dla Brytyjczyków Rosjanie wycenili na średnio 191 dol za tysiąc metrów sześciennych.
Warto tę informację zestawić z cytatem zaczerpniętym z blogu Waldemara Pawlaka na Salonie24. Pod datą 12.02.2010 roku, w tekście „Gazowe fakty” wicepremier rządu zapewniał:  W wyniku negocjacji na najbliższy okres 5 lat uzyskano znaczący upust na cenie gazu powyżej minimalnej wartości kontraktowej. W konsekwencji cena gazu importowana przez PGNiG jest o około 10% niższa niż cena dla firm zachodniej Europy”.
Tak wyglądały „gazowe fakty” głównego negocjatora kontraktu gazowego z Rosją. I choć Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo nie ujawnia cen surowca w kontrakcie z Gazpromem, to zdaniem  wielu ekspertów już dziś przekraczają one kwotę 360 dolarów za 1000 m sześc. i są najwyższe w Europie. Przyczyna jest prosta: Rosjanie mogą dyktować Polsce dowolne ceny ponieważ wiedzą, że po podpisaniu umowy gazowej nie mamy innego źródła zaopatrzenia, ani odpowiedniej infrastruktury. Co więcej - nie mamy nawet odpowiednich instytucji państwowych, które mogłyby zając się problemem dywersyfikacją dostaw energii, ponieważ grupa rządząca już w marcu 2008 roku zadbała o likwidację  Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii w Ministerstwie Gospodarki, a zarządzeniem Donalda Tuska nr.39 z dn.14 czerwca 2010 roku dokonano likwidacji Zespołu do spraw Polityki Bezpieczeństwa Energetycznego. W skład tego zespołu wchodzili premier, minister gospodarki oraz ministrowie: spraw wewnętrznych i administracji, spraw zagranicznych, finansów, skarbu państwa, infrastruktury, środowiska oraz sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych, a miał on za zadanie zajmować m.in. opracowaniem polityki bezpieczeństwa energetycznego państwa i koordynacją działań organów administracji rządowej w zakresie polityki bezpieczeństwa energetycznego.
W rezultacie takiej polityki, w ubiegłym roku Polska, przy zapotrzebowaniu sięgającym  14 mld m sześc. gazu kupiła od Gazpromu aż. 9 mld m sześc. gazu, podczas gdy resztę popytu pokryło wydobycie z krajowych złóż. Biorąc pod uwagę dane agencji Interfax, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo  zapłaciło za rosyjskie dostawy ponad 3 mld dolarów.
Już dziś Gazprom zapowiedział, że średnia cena gazu dla Europy w roku 2011 może wzrosnąć do 352 dolarów za 1000 m sześc., czyli o 14 proc. I na tym podwyżki się nie skończą. Poza tym, od kilku tygodni drożeje ropa, a to właśnie w odniesieniu do jej notowań obliczana jest cena gazu w kontrakcie z Rosjanami.  
Koszty fatalnej, motywowanej względami politycznymi umowy gazowej – zapłaci każdy z nas, a mając na uwadze okres, na jaki umowa została zawarta, będą je płaciły następne pokolenia Polaków.
Wicepremier Waldemar Pawlak, który w przekazie medialnym kreował się na silnego, odważnego gracza użył w jednym z tekstów zamieszczonych na swoim blogu odwołania do teorii gier, pisząc w kontekście umowy gazowej o optymalnej „strategii w dylemacie więźnia". Odwołał się zatem do gry, w której każdy z graczy może zyskać oszukując przeciwnika, ale stracą obaj - jeśli obaj będą oszukiwać. Ów „dylemat więźnia” opiera się na pewnego rodzaju wymuszonej współpracy, zakłada jednak, że obie strony – stojąc przed trudnym wyborem, mają jednakowe prawa i  startują z równorzędnych pozycji.
Dziś wiemy, że pozycja Pawlaka, podobnie jak całej grupy rządzącej w trakcie gry z płk Putinem, przypominała postawę więźnia skazanego na egzekucję, a największym oszukanym w tej grze jest polskie społeczeństwo. Była to postawa symbolizująca stan permanentnej kapitulacji,  a jedyny, zauważalny w niej „dylemat” polega obecnie na rozstrzygnięciu, - czy wynikała z tchórzostwa i głupoty, czy z celowego zaprzaństwa.

Tekst opublikowany w „Warszawskiej Gazecie”

3 komentarze:

  1. Pozdrawiam serdecznie.

    Dzięki takim teksom zaczynam już orientować się jakie mechanizmy stoją za handlem gazem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Aleksandrze,
    czemu z każdym Pana artykułem coraz bardziej boli mnie serce...
    Ale niech Pan pisze, proszę, niech pan punktuje każdy przejaw zakłamania, zdrady, głupoty, a gdy pojawi się szansa, wyślemy ich wszystkich do kamieniołomów. Jeśli nie dziś, to jutro.
    Pozdrawiam i dziękuję,
    a.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szanowny Panie Aleksandrze,

    mimo mojej nadzwyczajnej sympatii do Pana argumentacji i sposobu myślenia, mam zastrzeżenie do następującego sformułowania "Przyczyna jest prosta: Rosjanie mogą dyktować Polsce dowolne ceny ponieważ wiedzą, że po podpisaniu umowy gazowej nie mamy innego źródła zaopatrzenia, ani odpowiedniej infrastruktury."

    Taki zapis sugeruje, że istnieją ekonomiczne przesłanki do takiej sytuacji. Uważam, że Rosjanie mogą dyktować Polsce dowolne ceny ponieważ wiedzą, że ich agenci, którzy sprawują konstytucyjną władzę w Polsce, wykonują rozkazy wydawane w Moskwie. Czy boją się, że spotka ich los Litvinienki, czy liczą na spokojne życie za pobrane łapówki (na wzór Gerharda schroedera), powinno brmieć Pana Pytanie.

    Z najwyższym szacunkeim.

    OdpowiedzUsuń