Na przestrzeni ostatnich dwustu lat my, Polacy, nie mieliśmy zbyt wielu okazji, by samodzielnie decydować o swoim losie. Rzadko pojawiała się szansa, by budować suwerenne państwo, w ramach którego Polacy -wszyscy razem i każdy z osobna - mogliby samodzielnie kształtować swój byt. Taką szansę mieliśmy dwa razy: w czasach II Rzeczpospolitej oraz po roku 1989. Przyjrzyjmy się zatem, jak potrafiliśmy kiedyś i jak potrafimy teraz wykorzystać pojawiające się sprzyjające okoliczności. Gdy przeszło 90 lat temu zrzucenie jarzma zaborów i odparcie nawały bolszewików przywróciły niepodległą Polskę na mapie świata, nasi rodacy nie mieli wątpliwości, co należy czynić. Budowali silne i nowoczesne państwo, stawiali sobie ambitne i dalekosiężne cele.
Oczywiście, II Rzeczpospolita przeżywała trudne, nieraz bardzo trudne momenty polityczne i gospodarcze. Miała też swoje poważne problemy i niedostatki. Cały czas przyjmowano jednak jako oczywistość, że aby utrwalić niepodległość, trzeba skonsolidować i zmodernizować Polskę. To zaś można osiągnąć tylko, budując silne państwo z silną gospodarką. W ciągu dwudziestu lat udało się osiągnąć bardzo dużo. Nadzwyczaj skutecznie scalono trzy byłe zabory w jeden organizm państwowy, podjęto wielki wysiłek modernizacji armii, prowadzono samodzielną politykę zagraniczną. Udało się, co niezmiernie istotne, uzyskać wysoką jakość nauki i edukacji oraz unowocześniać w imponującym tempie gospodarkę. Powstały zupełnie nowe gałęzie przemysłu: elektrotechniczny, chemiczny, zbrojeniowy, w pewnym stopniu także motoryzacyjny. Zbudowano Gdynię i Centralny Okręg Przemysłowy, który w krótkim czasie dał ponad 40 tysięcy miejsc pracy. Poprowadzono magistralę kolejową ze Śląska nad Bałtyk.
Nie ulega wątpliwości, że mimo wrogości dwóch potężnych sąsiadów, mimo zapóźnienia i kryzysów Polska międzywojenna w imponującym tempie nadrabiała zaległości cywilizacyjne. Niemiecko-sowiecka agresja w 1939 r. i przeszło pięć lat wojennej hekatomby dramatycznie osłabiły Polskę. Okupowani, poddani totalitarnemu terrorowi musieliśmy walczyć o sprawy najbardziej elementarne: biologiczne przetrwanie narodu. Szansom rozwojowym Polski nie sprzyjał także ostateczny rezultat wojny. Pozbawieni suwerenności i demokracji, bez podstawowych praw i wolności, z narzuconym, nieefektywnym modelem gospodarki przez kilkadziesiąt lat funkcjonowaliśmy w ramach komunizmu. Pogłębiło to modernizacyjny i rozwojowy dystans między naszym krajem a wolnymi państwami Zachodu. Komunizm w końcu upadł.
Dwadzieścia lat temu odzyskaliśmy niepodległość. Wzięliśmy los we własne ręce, mogliśmy budować suwerenne państwo. Czy w wystarczającym stopniu wykorzystujemy tę szansę? W znacznym stopniu tak. Polska jest członkiem NATO i Unii Europejskiej. To wielki sukces. Przekształciliśmy też jakościowo gospodarkę. Mamy własne państwo z własną polityką zagraniczną i wewnętrzną. Funkcjonują struktury samorządu i liczne organizacje pozarządowe. Ludzie korzystają z oczywistych dla cywilizacji Zachodu praw i wolności. Osiągnięte efekty nie zwalniają nas jednak z dbałości o rozwój i bezpieczeństwo naszego kraju.
Choć przejście od komunizmu do demokracji i rynku jest już za nami, to nie osiągnęliśmy jeszcze godnych nas standardów nowoczesnego, skutecznego i sprawnego państwa. Niepokój musi budzić poziom korupcji. Przewlekle działa sądownictwo. Niewystarczająco efektywne są polityka ekonomiczna i społeczna. Sprawność instytucji państwowych to ciągle powód wielu frustracji i zniechęceń obywatelskich. Czasem wręcz kompromitacji państwa. To, co udało się osiągnąć, jest przede wszystkim zasługą społecznych presji, indywidualnej zapobiegliwości i przedsiębiorczości Polaków oraz oczekiwań i wymogów instytucji międzynarodowych, od Międzynarodowego Funduszu Walutowego poczynając, a na Komisji Europejskiej kończąc. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w ciągu ostatnich 20 lat rządy, w większości, często robiły zwłaszcza to, co musiały: pod naciskiem wewnętrznym (konieczność regulowania oddolnych inicjatyw obywateli i reagowania na nowe zjawiska w gospodarce) lub zewnętrznym (konieczność dostosowywania się do standardów unijnych i natowskich). Rzadziej do głosu dochodzili politycy mający wizję sprawnego państwa i zdeterminowani, aby ją realizować. Częściej Polska poddawała się biegowi wypadków, procesom zmian, których źródeł szukać należy nie w inicjatywie rządzących, ale w zjawiskach powszechnych dla całego regionu, całej Europy, a nawet całego świata. To nie może wystarczyć. Zwłaszcza teraz, gdy na świecie zachodzą głębokie zmiany geopolityczne i ekonomiczne. Nie da się unowocześniać państwa bez aktywności władz i zaangażowania rządzących. A także bez „wielkiej koalicji" rządzących i rządzonych: elit i milionów obywateli. Bez tego wszelkie, nawet najsłuszniejsze oddolne inicjatywy nie przyniosą rezultatu.
Pewnych przeszkód w rozwoju kraju nie pokona się bez wsparcia instytucji państwowych, w niektórych wypadkach nawet bez ich dominującej roli. Wymaga to jednak odwagi decydentów. Ich gotowości do wzięcia odpowiedzialności za realizację śmiałych, czasem trudnych, ale niezbędnych projektów. Wymaga to również propaństwowej aktywności zwykłych ludzi czujących się rzeczywiście obywatelami swego kraju. A także wiary decydentów i obywateli, że aktywność państwa jest Polsce po prostu potrzebna. Wciąż, o wiele za mało, budujemy i wykorzystujemy kapitał społeczny dla realnej, a więc nie imitowanej ideologią, modernizacji kraju. Niestety, w ciągu ostatnich dwóch dekad wśród sporej części polskich elit (polityków, ekonomistów, ludzi mediów) znaczące wpływy miała teza, że instytucja państwa jest Polsce coraz mniej przydatna. Mówiono też, że dla samych Polaków państwo jest czymś obcym. Padały nieraz głosy, że wejście naszego kraju do struktur międzynarodowych i włączenie w procesy globalizacyjne jeszcze bardziej zmniejszają znaczenie państwa w oczach jego obywateli. Ostatnie lata pokazują, że są to nietrafne i szkodliwe opinie. Jest wręcz przeciwnie. Wystarczy spojrzeć na tzw. starą Europę, często przedstawianą nam za wzór, do którego powinniśmy dążyć. Przecież za najbardziej nowoczesne, a zarazem odgrywające wiodącą rolę w Unii uznaje się właśnie te kraje, które mają tradycję silnej państwowości - jak choćby Niemcy czy Francję. Zewnętrzne wyzwania, przed którymi dziś stoimy, tym bardziej czynią aktualnym postulat silnego i nowoczesnego państwa. Tylko takie zabezpieczy nas przed groźnymi skutkami zachodzących na naszych oczach głębokich zmian na geopolitycznej mapie świata.
Nie możemy uprawiać „polityki społecznej" drzemki i unikania poważnych wyzwań. Nie możemy nie stawiać poważnych pytań o bezpieczeństwo energetyczne Polski i Polaków w czasie, gdy forsowane są projekty bardzo szkodliwe z punktu widzenia naszego kraju, ale także całej Europy Środkowej. Nie odegramy poważnej roli w NATO, nie zadbamy realnie o nasze bezpieczeństwo bez mocnych Polskich Sił Zbrojnych. Teza, że można bezkarnie osłabiać i doprowadzać do rozkładu wojska, „bo jesteśmy w NATO", jest nieprawdziwa i szkodliwa. Państwa Unii Europejskiej dbają o swój przemysł, o warunki dla zrównoważonego rozwoju -w warunkach gospodarki rynkowej. Nie możemy w Polsce, odmiennie niż pozostali, lansować skrajnie liberalnego podejścia do gospodarki i pochopnej wyprzedaży jako leku na wszelkie problemy. Potrzebne jest zdecydowanie i konsekwencja, ale potrzebny jest też dialog społeczny. Aktywna polityka społeczna to nie socjalizm, ale uczciwe budowanie uczestnictwa obywatelskiego i zmierzenie się ze sprawami tak trudnymi jak służba zdrowia i edukacja. Trzeba wyraźnie powiedzieć: albo uda nam się zreformować i unowocześnić państwo, naszą Rzeczpospolitą, albo będziemy ciągnąć się w ogonie Unii i tracić, zamiast zyskiwać na globalizacji.
Bez sprawnych instytucji, odważnych polityków i solidarnej postawy obywateli zaprzepaścimy szanse, jakie niosą ze sobą integracja europejska i zmiany w globalnym systemie ekonomicznym. Wejście do UE i NATO nie może być traktowane jako cel sam w sobie. Udział w tych strukturach powinniśmy wykorzystać jako środek do osiągnięcia celu nadrzędnego - zbudowania sprawnego i nowoczesnego państwa. Koniunktura geopolityczna, którą cieszyliśmy się przez ostatnie dwie dekady, okazała się najlepszą od kilkuset lat okazją do zbudowania silnej Rzeczpospolitej. Nie jest jeszcze za późno, żeby - przynajmniej częściowo - ją wykorzystać. Już teraz trzeba budować model państwa, które będzie miało zdolność sprawnego funkcjonowania i szybkiego rozwoju w przyszłości. Kończy się czas, gdy mogliśmy liczyć na pomoc innych. Coraz częściej będziemy musieli radzić sobie sami, ale też pomagać innym tak, jak wcześniej nam pomagano. Właśnie teraz musimy projektować Polskę, taką jaką powinna być za dekadę, dwie lub trzy. Musi być to projekt podmiotowy, dalekosiężny i odważny. Poddany obywatelskiej debacie. Realizowany przez silne centrum decyzyjne, przez ludzi samodzielnie myślących, posiadających wizję, bezwarunkowo oddanych dobru państwa i współobywateli. Poparty przez społeczeństwo. Wdrażany przez ludzi gotowych poświęcić własne ambicje nadrzędnemu celowi. Bez wahania gotowych podjąć ryzyko wzięcia odpowiedzialności za ważne i niezbędne, acz trudne projekty. Niewątpliwie najważniejszym elementem tego scenariusza jest budowa nowoczesnego, czyli sprawnie działającego i radzącego sobie z coraz to nowymi wyzwaniami państwa. Tylko skutecznie funkcjonujące instytucje mogą zintegrować społeczeństwo wokół realizacji najważniejszych projektów rozwoju państwa, choćby rozbudowy sieci dróg i autostrad czy portów lotniczych. Świadoma i zaplanowana na wiele lat polityka rozwojowa powinna służyć budowie państwa sprawnego, pomocnego i przyjaznego ludziom. Państwo nie może ograniczać się tylko do postulowanej przez liberałów roli nocnego stróża. Polskie władze powinny prowadzić aktywną politykę służącą wspólnocie obywatelskiej. Nie może ona się ograniczać tylko do zmniejszania podatków i przyciągania zachodnich inwestorów poprzez utrzymywanie niskiego poziomu płac i bezrefleksyjną wyprzedaż majątku narodowego w celu pozyskania środków na bieżące łatanie dziury budżetowej. Sfera ekonomiczno-socjalna oraz bezpieczeństwo to te obszary, gdzie szczególnie potrzeba działań modernizacyjnych. Po dwudziestu latach musimy wejść w czas dojrzałości i odpowiedzialności. Problemy energetyczne, zmiany geopolityczne, wyzwania modernizacyjne i społeczne wymagają od nas odwagi, wytrwałości i dużo pracy.
Nie staniemy się z dnia na dzień krajem bezpiecznym, zamożnym i nowoczesnym. Jesteśmy jednak w stanie tego dokonać, odrzucając imitację, a wierząc w siebie i wspólnotę, jaką na przestrzeni wieków udało nam się stworzyć. Nie skierowaną przeciw komuś ale zdolną do wielkich rzeczy, owszem, także na polu chwały, ale też na co dzień. Indywidualne bogactwo nie przekłada się automatycznie na zasobność całej wspólnoty obywatelskiej. Stworzenie mechanizmów, które by to umożliwiały, jest jednym z warunków unowocześnienia państwa. Właściwie we wszystkich dziedzinach musimy uzyskać zdolność przełożenia dążeń indywidualnych obywateli na działanie zbiorowe, niezbędne dla modernizacji państwa. Im mniejsza przepaść między elitami a resztą społeczeństwa, tym nowocześniejsze państwo. Czas więc na budowę solidarności społecznej.
Czas, by formułować i realizować cele wspólne. Budować nowoczesną republikę (a więc - współczesną Rzeczpospolitą): państwo będące wspólnym dobrem i dla elit, i dla społeczeństwa. Dla ogółu Polaków. Od rządzących wymagajmy odwagi podejmowania takich działań. Wykorzystajmy istniejącą wciąż koniunkturę, aby przyszłe pokolenia mogły mówić: Polska dostała szansę i jej nie zmarnowała.
................................................
Tekst Prezydenta Lecha Kaczyńskiego „Państwo polskie musi stać się jeszcze silniejsze” ukazał się w dzienniku "Polska" 10 listopada 2009 roku.
Zawiera program budowania silnej, niepodległej Polski. Takiej, jakiej dziś potrzebujemy, do jakiej powinniśmy dążyć.
Zgadzam się z wizją Rzeczypospolitej śp. Lecha Kaczyńskiego, jednak: komunizm nie upadł, tylko się schował, że zacytuję (z pamięci) śp. Annę Walentynowicz. Struktury komunistyczne weszły w stan rozproszenia, by od ok. 2001 r. przejść do konsolidacji własnych szeregów, a ok. 2007 - do ofensywy trwającej nadal.
OdpowiedzUsuńWiększość problemów poruszonych wyżej jest jedynie pochodną, a jednocześnie motorem neokomunizmu.
Tak czy inaczej, życzmy dziś sobie odzyskania przez Polskę i Polaków podmiotowości. I wewnętrznej, i zewnętrznej.
Dziekuje za opublikowanie tego tekstu, panie Aleksandrze. Bardzo mi wczoraj brakowalo takiego glosu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Jaszczur - Bez wątpienia, komunizm nigdy nie upadł. Adaptując wybiórczo niektóre elementy demokracji i gospodarki rynkowej przekształcił się w twór upodobniony do systemów Zachodu. Tym groźniejszy, że akceptowany przez większość społeczeństwa.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ze słów Prezydenta Kaczyńskiego jasno wynika, iż faktycznie zdawał sobie sprawę z istoty tego procesu.
Pozdrawiam Pana
Juliborat:
OdpowiedzUsuńW takie dni, szczególnie boleśnie odczuwamy brak naszego Prezydenta.
Dziękuję za wizytę i pozdrawiam.
moim zdaniem interwencjonizm w II RP był błędem. Te pieniądze, które poszły na COP, należało przeznaczyć na armię. Przychylam się tutaj do krytyki sanacji z punktu widzenia Rybarskiego czy Taylora.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
@Kirker -
OdpowiedzUsuńTyle że bez COP-u kondycja armii stałaby pod znakiem zapytania.
Swoją drogą, podobny (do Twojego) pogląd reprezentował płk Matuszewski.
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńCo do istoty "Perestroika deception" się zgadzamy; swoją drogą próbuję to opisać od strony teoretycznej na swoim blogu.
Czy L. Kaczyński to rozumiał? Wydaje się, że jeżeli rozumiał to Jarosław, który już na początku l. 90 uznał Magdalenkę i okrągły stół za błąd, to "oczywistą oczywistością" wydaje się to, że śp. Lech także.
Inna sprawa, to dobór metod: z perspektywy 21 lat neokomunizmu widzimy, że instrumentarium oferowane przez demoliberalne państwo prawa nie jest w stanie komuny obalić; w sumie wielką szkodą jest to, że Kaczyńscy w latach 2005-07 nie byli tacy, jakich malowali ich Michnik, Geremek et consortes.