Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

wtorek, 26 października 2010

JAK TO SIĘ ROBI U „PRZYJACIÓŁ”, CZYLI WZORCE III RP.

Pokusa wykorzystania nośnych haseł, w rodzaju „walki z terroryzmem”, „przeciwdziałaniu agresji” czy „ograniczeniu przemocy” od dawna inspiruje działania totalitarnych reżimów. Państwem które przoduje w uchwalaniu restrykcyjnych praw, pod pozorem walki z przestępczością jest putinowska Rosja, w której wszystkie ustawy zwiększające i tak niebotyczne uprawnienia służb uzasadniano „bezpieczeństwem państwa i obywateli”.
Za tą propagandową fasadą, przy wykorzystaniu prowokacji, dezinformacji, mordów politycznych i zamachów tworzy się obecnie struktury państwa totalitarnego w skali, o jakiej Stalin i jego następcy mogli jedynie marzyć. Ponieważ dzieje się to przy milczącej akceptacji rządów europejskich, aprobacie większości społeczeństwa rosyjskiego i przyzwoleniu mediów – informacje na ten temat są zwykle ukrywane lub przemilczane.
Po tragedii smoleńskiej, obecny rząd III RP przyjął kurs na zbliżenie i „pojednanie” z państwem, w którym morduje się dziennikarzy, „trzyma za pysk” opozycję, a służbom powierza rolę zbrojnego ramienia grupy rządzącej. Ta wyraźna fascynacja dzisiejszych „elit” wzorcem putinowskiej Rosji znajdowała odbicie nie tylko w najbardziej idiotycznych, werbalnych deklaracjach, ale również w wielu, szczegółowych regulacjach prawnych przyjętych przez rząd Donalda Tuska, choćby w ramach „Programu ochrony cyberprzestrzeni RP na lata 2009-2011" czy w ustawach związanych ze sferą bezpieczeństwa. W tym samym czasie, gdy rząd Tuska opracowywał program ochrony cyberprzestrzeni, w Rosji wydawano kolejne akty prawne w ramach oficjalnego, rządowego „programu bezpieczeństwa antykryzysowego” i „publicznej kampanii przeciwko terroryzmowi”. Wszystkie łączył jeden, wspólny mianownik – prowadziły do zwiększania uprawnień służb specjalnych, a tym samym do rozbudowy systemu kontroli nad społeczeństwem.
Warto zwrócić uwagę, że idea elektronicznego nadzoru (w tym kontroli Internetu) ujawnia swoje ojcostwo w ludziach komunistycznych służb, zdolnych iść z „duchem nowych czasów”. Rozwój technik informatycznych doprowadził „specjalistów” z SB, KGB czy WSW do konkluzji, iż znacznie skuteczniejszą od pałki i donosów tajnego współpracownika formą sprawowania władzy nad społeczeństwem, jest objęcie go systemem elektronicznego nadzoru. Dlatego np. postawienie na czele „supersłużby” Krzysztofa Bondaryka było decyzją optymalną. Nikt inny nie łączył dwóch, koniecznych dla utrzymania obecnego układu cech: uwikłania w interesy postomunistycznej oligarchii zarządzającej infrastrukturą informatyczną oraz niemal obsesyjnego zainteresowania gromadzeniem i przetwarzaniem danych. Wielokrotnie pisałem o specuprawnieniach, jakie ABW otrzymało w ramach ustawy o zarządzaniu kryzysowym czy nowelizacji ustawy o ochronie informacji niejawnych. Na tych dwóch „filarach” wspierają się dziś realne wpływy służb na życie gospodarcze i polityczne.
Biorąc pod uwagę jeden tylko przykład – budowania mega baz danych na temat obywateli, można prześledzić tę samą koncepcję, stojącą za prawodawstwem rosyjskim i rozwiązaniami do których dąży grupa rządząca. Przed ponad dwoma laty uruchomiono w Rosji budowę ogromnej bazy danych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, nazywając ją "jednolitym systemem informacyjno-telekomunikacyjnym" (EITKS). Celem miała być walka ze zorganizowaną przestępczością i zintegrowanie wszystkich dotychczasowych baz danych w jednym systemie. Program ma umożliwiać natychmiastowy dostęp do wszelkiego rodzaju informacji o osobie (nagrania audio, video, zdjęcia, odciski palców, dane biometryczne, próbki tekstu) w dowolnym miejscu w kraju i określenie tożsamości na podstawie nawet cząstkowej informacji. Opozycja w Rosji alarmuje, że system ten, podobnie jak monitoring miejsc publicznych jest wykorzystywany do nadzoru nad społeczeństwem i walki z przeciwnikami politycznymi.  Jeśli na podobnej zasadzie w III RP organizuje się potężną bazę danych w ramach systemu PESEL 2 (dziś zwaną projektem pl.ID - elektronicznym dokumentem tożsamości) - który ma umożliwić dostęp do wszystkich informacji jakie zostały zgromadzone o obywatelu, można zadawać pytania: do jakich celów posłuży ta baza i kto zapewni, że nie zostanie wykorzystana w interesie rządzących?  Już w tej chwili szef ABW nadzoruje liczne systemy informacji: SIP (prokuratura), system informacji więziennictwa, ZUS, system informacji o osobach poszukiwanych, system ewidencji pojazdów, rejestr skazanych, rejestr ewidencji gruntów, NIP, REGON i wiele innych. Wszystkie one gromadzą informacje o najróżniejszych przejawach naszej aktywności życiowej. Tym co je łączy, jest numer PESEL. Takie narzędzie może się okazać bardzo niebezpieczne, gdy pełny dostęp do rejestrów posiadają służby specjalne, a władza potrzebuje informacji o „nieprawomyślnych” obywatelach.
Jednakże główny akcent w działaniach rosyjskiego reżimu skierowany jest obecnie na zakneblowanie niezależnych mediów i spacyfikowanie opozycji. Nie przypadkiem „wrażliwy” człowiek, tulący w Smoleńsku premiera Tuska znalazł się na specjalnej liście 40 przywódców świata, którzy najbardziej ograniczają wolność prasy, sporządzonej przez „Reporterów bez Granic”. Według tej organizacji, Putin „przejął kontrolę nad środkami masowego przekazu, manipulując opinią publiczną”. Sama Rosja w rankingu krajów uszeregowanych pod względem wolności mediów znalazła się na 153. pozycji na 175 możliwych - obok Chin, Kuby i Korei Północnej. Na początku lutego br. list zatytułowany "Putin knebluje wolność" skierowało do przywódców europejskich kilkunastu działaczy opozycji i niezależnych intelektualistów, w tym: wdowa po Andrieju Sacharowie, Jelena Bonner-Sacharow, dysydent i pisarz Władimir Bukowski, poetka Natalia Gorbaniewska, Siergiej Kowalow czy arcymistrz szachowy, obecnie przywódca Zjednoczonego Frontu Obywatelskiego Garri Kasparow. Nie trzeba dodawać, że nie wzbudził on żadnego odzewu wśród europejskich „przyjaciół” pułkownika KGB.
Miernikiem wiarygodności rosyjskich mediów rządowych, działających na identycznej zasadzie jak polskojęzyczne media III RP, może być wspólna obu środowiskom histeryczna reakcja na emisję filmu „Solidarni 2010”. Gazeta "Wriemia Nowosti" nazwała wówczas dokument "skandalicznym" i "obrzydliwym", a prasa rosyjska używała na przemian określeń „skrajnie prawicowy” lub „nacjonalistyczny”. Zdaniem kremlowskich mediów  choć w filmie przedstawiono opinie ludzi, którzy zebrali się na Krakowskim Przedmieściu, to nie oddają one poglądów większości Polaków, którzy oddawali hołd ofiarom katastrofy”. „Ten obrzydliwy dla naszych obu narodów film rozpoczął prezydencką kampanię Jarosława Kaczyńskiego” – podkreślał wówczas korespondent "Wriemia Nowosti". Kto pamięta niemal identyczne przekazy TVN- u czy reakcje GW powinien zrozumieć istotę owej retoryki i źródła inspiracji.
Jednym z najnowszych osiągnięć płk Putnia w dziedzinie „walki z terroryzmem” była czerwcowa nowelizacja ustawy, na podstawie której FSB może dziś wezwać każdego obywatela, którego działania „stwarzają warunki lub tworzą przyczyny do popełnienia przestępstwa”. Obywatele, którzy nie podporządkują się poleceniu lub ostrzeżeniu FSB, będą podlegać karom grzywny lub aresztu do 15 dni.
Zdaniem rządu FR, nowa ustawa przyczyni się do „bardziej efektywnej pracy służb podczas operacji antyterrorystycznych”. Przeciwnicy Putina obawiają się, że nowe uprawnienia pozwolą FSB zatrzymywać działaczy opozycji i niezależnych dziennikarzy, udaremniać demonstracje i protesty oraz przetrzymywać ludzi w areszcie bez wyroku sądu. Ostrzegają również, że nowe prawo przywraca FSB władzę jaką jej poprzednik - KGB - miał za czasów Związku Sowieckiego. Na podstawie uchwalonych przez Dumę przepisów, FSB będzie mogła przesłuchiwać dziennikarzy i żądać od wydawców usunięcia wskazanych przez służbę tekstów. Nieposłuszeństwo będzie karane grzywną, a nawet więzieniem. Ponadto FSB będzie mogła zażądać, by wydawca gazety, portalu lub innego medium usunął kwestionowany tekst. Jeśli dziennikarz nie zastosuje się do wezwania, będzie mógł zostać ukarany grzywną w wysokości 50 tys. rubli lub pozbawiony wolności na 15 dni.
Wobec niezależnych mediów używa się również broni administracyjnej i niezwykle nośnego zarzutu szerzenia „faszystowskich poglądów”. Przed kilkoma dniami pojawiła się informacja, że redakcja "Nowej Gaziety" obawia się zamknięcia pisma bowiem przegrała w sądzie z Roskomnadzorem, urzędem nadzorującym m.in. działalność środków masowego przekazu w Rosji, który zarzucił opozycyjnemu pismu propagowanie faszystowskich poglądów. Początkowo Roskomnadzor wystosował ostrzeżenie pod adresem gazety, po tym jak na jej łamach opublikowano artykuły poświęcone zabójstwu adwokata Stanisława Markiełowa i dziennikarki "Nowej Gaziety" Anastazji Baburowej. Gdy gazeta odwołała się do sądu, ten przyznał rację urzędowi. Dwa ostrzeżenia Roskomnadzoru są równoznaczne z zamknięciem środka masowego przekazu.
Niemal w tym samym czasie w polskojęzycznych mediach III RP pojawiły się  porównania   polityków PiS do faszystów, a poseł PO Kazimierz Kutz stwierdził, że na Krakowskim Przedmieściu  "jest miejsce, w którym widzimy, że wypełza polski faszyzm". Marsz modlitewny, związany z rocznicą tragedii smoleńskiej, który odbył się przed Pałacem Prezydenckim, przyrównywano natomiast do wieców partyjnych Hitlera. Przypadek? W to raczej trudno uwierzyć, bo nadto charakterystyczny i wskazujący na potencjalne źródło inspiracji.
Czy nie z tego samego źródła można wywieść niedawny apel przewodniczącego Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Jana Dworaka, wzywający Radio Maryja do zaprzestania „łamania prawa poprzez emisję ukrytych reklam” oraz zarządzenie tygodniowego „monitoringu” toruńskiej rozgłośni?  Czy nie ten sam cel – walki z niezależnymi mediami - przyświecał kuriozalnemu oświadczeniu Rady Etyki Mediów, w związku z artykułami "Gazety Polskiej" i "Naszego Dziennika" na temat katastrofy w Smoleńsku, gdy całkowicie bezpodstawnie zostały uznane za „nierzetelne, szkodliwe i nawołujące do nienawiści”?
W czasie, gdy „obiektywni” dziennikarze zachłystywali się pomysłem PiS-u na powołanie zespołu parlamentarnego monitorującego Internet, bez żadnego komentarza przeszła informacja, że prezydent wraz z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji planują stały monitoring mediów. Uczynna KRRiT miałaby analizować materiały dziennikarzy, wskazywać, co "budzi wątpliwości", a co jest "właściwe". Pretekstem tych działań ma być (jakże by inaczej) „chęć przeciwdziałania agresji w polityce". Witold Graboś, członek KRRiT zaznaczył, że rozmowa z prezydentem dotyczyła m.in. badania "jakości materiałów informacyjnych i publicystycznych". - Mówiliśmy wręcz o potrzebie utworzenia centrum monitoringu prasy i mediów - stwierdził Graboś i podkreślił, że „KRRiT powinna obserwować, jak realizuje się dziennikarska rzetelność i obiektywizm".
Do dyscyplinowania mediów można użyć także służb specjalnych. Na początku września milicja i agenci FSB przeszukali redakcję niezależnego tygodnika "Nowoje Wriemia". Powodem akcji była lutowa publikacja pod tytułem "Niewolnicy OMON-u" . Grupa uzbrojonych osób, w tym kilku zamaskowanych, weszło do biura, aby przeprowadzić "działania śledcze". Wcześniej, do przeszukania redakcji "Nowoje Wriemia" doszło w kwietniu br.. Prokuratura wszczęła wówczas śledztwo przeciwko tygodnikowi, zarzucając mu "oczernianie milicji".
Czy z podobnym wykorzystaniem służb nie mieliśmy do czynienia w przypadku „Gazety Polskiej”, gdy po prowokacyjnym ataku Radia Zet na Janusza Kurtykę i Katarzynę Hejke prokuratura wszczęła postępowanie sprawdzające, czy prezes IPN przekazał nielegalne akta dziennikarce gazety? Do śledztwa włączyła się natychmiast ABW, a  wicepremier Grzegorz Schetyna grzmiał, iż sprawą powinno zająć się Kolegium IPN. Przez wiele miesięcy  redakcją „Gazety Polskiej” interesowali się prokuratorzy, policjanci, oficerowie ABW i służby skarbowe, a rozmowy dziennikarzy i zebrania kolegium redakcji były podsłuchiwane.
Jeśli obecny rząd III RP będzie chciał skorzystać z doświadczeń płk Putina znajdzie w  rosyjskim prawodawstwie gotowe i użyteczne narzędzia. Jeszcze do niedawna powodem do zamknięcia gazety, czasopisma, rozgłośni radiowej lub stacji telewizyjnej mogło być w Rosji tylko „propagowanie terroryzmu, ekstremizmu, pornografii albo przemocy”. Jednakże w kwietniu br. rosyjska Duma przyjęła w pierwszym czytaniu poprawkę do ustawy o środkach przekazu, dającą Kremlowi dodatkowy pretekst do zamykania niepokornych mediów. Poprawka autorstwa Roberta Szlegela z prokremlowskiej partii Jedna Rosja przewiduje, że media mogą utracić licencję z powodu „publikowania oszczerstw”. "Poprawka ma zwrócić uwagę na odpowiedzialność za rzucanie oszczerstw, którą ponosi redakcja i właściciel środka masowego przekazu, a nie tylko dziennikarz" – oświadczył Szlegiel, były rzecznik faszyzującego prokremlowskiego ugrupowania młodzieżowego „Nasi”.
Wykorzystanie takich pomysłów przez „naszych” rządzących lub przeforsowanie podobnych na fali propagandowej „walki z przemocą” wydaje się łatwym zadaniem. Przed dwoma tygodniami "Wall Street Journal Europe" informował, że „Kreml zamyka usta krytykom, ciągając ich po sądach i odcinając dostęp do telewizji, a media krytycznie nastawione do władz przejmują stronnicy premiera Władimira Putina”. Gazeta podkreślała, że  kontrola nad obiegiem informacji wyraźnie się uszczelniła w okresie poprzedzającym wybory do Dumy i wybory prezydenckie.
"Przywódcy Kremla i jego sojusznicy – pisała gazeta -  wypracowali brutalnie skuteczne metody niedopuszczania do tego, by ważne informacje docierały do opinii publicznej. Trzy główne kanały rosyjskiej telewizji: Kanał 1, Rossija oraz NTV regularnie konsultują się z Kremlem i pomijają tematy "politycznie niepożądane. Przed kamery nie dopuszcza się opozycjonistów, lecz jedynie ekspertów aprobowanych przez rząd [...] Wyrazem tej tendencji jest m.in. ciąganie po sądach Olega Orłowa z grupy Memoriał, któremu grozi kara trzech lat więzienia z oskarżenia o oszczerstwo.”
Z łatwością można dostrzec istotne podobieństwa z sytuacją w III RP: blokowanie niekorzystnych dla władzy informacji, stronniczy dobór ekspertów i rozmówców, liczne procesy sądowe wytaczane „Gazecie Polskiej” czy osobom ośmielającym się wyrazić  opinie na temat Adama Michnika.
To tylko niektóre przykłady świadczące w jakim kierunku zmierza „polska demokracja” i jakie wzorce naśladuje rząd Donalda Tuska. Dokonywane rękami partyjnych komisarzy czystki, likwidacja programów telewizyjnych, zwalnianie niewygodnych dziennikarzy i szefów rozgłośni dopełnia ten ponury obraz. Co prawda, w III RP nie morduje się obecnie dziennikarzy, ale casus Wojciecha Sumlińskiego i liczne przypadki przebitych opon, uszkodzonych samochodów, telefonów i maili z pogróżkami dowodzą, że i w tej dziedzinie możemy wkrótce osiągnąć „zbliżenie” z   putinowską Rosją.
Być może fakt, że tego rodzaju analogie nie wzbudzają reakcji głównych mediów i nie nakazują publicystom „bicia na alarm” należy tłumaczyć świadomością, że obecna władza gotowa jest sięgnąć po każdą metodę dyscyplinowania „niepokornych”. Jeśli to strach powstrzymuje dziennikarzy przed odważną oceną działań rządzących, trudno o mocniejszy dowód na istnienie rosyjskiego modelu.
W przededniu kolejnej wizyty ministra spraw zagranicznych Ławrowa, który ma pouczać rządzących jak skuteczniej prowadzić politykę „konia trojańskiego”, „jednać” się z reżimem  i wspierać mocarstwowe dążenia Rosji, warto zdobyć się na refleksję, że milczenie o zamordystycznych zapędach obecnej władzy, naśladującej kremlowskie wzorce jest aktem krótkowzrocznej głupoty i prowadzi nas wprost do poziomu „standardów” płk Putina.

4 komentarze:

  1. czekam na dodanie kometarza o polozeniu tusko-lapy na internecie. Moje obawy wnikaja z faktu, ze mieszkam za zachodnia miedza i strace kontakt z rodakami.

    rodak z AC

    PS. po tym jak Tusk i Tuskolandzycy uporali sie z Mirem, Rychem i z wiecznie gluplowato usmiechajacym sie Grzechem zwrocile POlsatowi dekodet satelitarnej TV i stad moj problem

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.blogpress.pl/node/6304

    OdpowiedzUsuń
  3. @ all, przepraszam za te podwojne wpisy, "ustrojswo" mnie wyprowadza w pole;)

    Dorzuce tylko, Panie Aleksandrze, ze podoba mi sie niezmiernie, kiedy zaostrza Pan retoryke i bywa w przekazie konfrontacyjny.

    Hej, pogonil Pan ostatnio "kota" red.(pink) I. Janke, az serce roslo czytajac!

    Uklony,
    zoom

    OdpowiedzUsuń
  4. do 4 razy sztuka? Trzy razy "ustrojstwo" skasowalo mi wpis!

    # rodak z AC ,
    A propos internetu, prosze rzuc okiem na tekst Pana Aleksandra "Polska za zamknietymi oczami z lipca br.
    od akapitu:
    "Jednocześnie, w okresie poprzedzającym wybory prezydenckie zadbano o dalsze poszerzenie nadzoru nad społeczeństwem. W tym celu, grupa rządząca nie respektując wyroku Trybunału Konstytucyjnego, przyznała nowe uprawnienia funkcjonariuszom „odzyskanego” Centralnego Biura Antykorupcyjnego.(...)"

    Nalezy silnie podkreslic, ze sa to dzialania BEZPRAWNE. Ponadto wszedzie na swiecie, gdzie podejmowano proby pacyfikacji spoleczenstw przy pomocy "Big Brother", spotykaly sie one z ostrym sprzeciwem, ugruntowanym silnie w prawie jako naruszenia podstawowych swobod obywatelskich.
    Pozdrawiam,
    zoom

    OdpowiedzUsuń