Od chwili objęcia władzy przez grupę PO-PSL było oczywiste, że nowy rząd nie jest zainteresowany projektem dywersyfikacji dostaw energii. Po odejściu Piotra Naimskiego z funkcji pełnomocnika ds. dywersyfikacji, Donald Tusk nie powołał już jego następcy. Za to w marcu 2008 roku w Ministerstwie Gospodarki, zarządzanym przez Waldemara Pawlaka doszło do samorozwiązania Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii. Z szesnastu osób, które tam pracowały, piętnaście odeszło, bo rząd nie miał dla nich żadnych sensownych zadań. Wkrótce też przedstawiciele rządu zaczęli podważać sens projektów uniezależniających nas od Rosji podjętych za czasów PiS i ogłosili chęć zacieśnienia współpracy z Gazpromem.
Już wówczas stało się jasne, że grupa rządząca zrezygnowała nawet z pozorowania działań zmierzających do dywersyfikacji i postawiła na utrwalenie monopolu rosyjskiego. Kierujący ministerstwem wicepremier Waldemar Pawlak, wykazał tym samym godną podziwu konsekwencję, sięgającą lat 90-tych. To przed 15 laty, w dniu 18 lutego 1995 roku ustępujący już rząd Waldemara Pawlaka podpisał umowę gazową z Rosją. Na mocy tej umowy, na wyraźny wniosek Gazpromu i jego ówczesnego prezesa Rema Wiachiriewa, do firmy EuRoPol Gaz został włączony trzeci akcjonariusz, Gas-Trading, którego udziałowcem był Bartimpex Aleksandra Gudzowatego. Wówczas też ustalono strukturę Gas Trading, w którym 43 proc. udziałów należy do PGNiG, 36 proc. do Bartimpexu A. Gudzowatego i blisko 16 proc. do Gazprom Export.
Od tego zdarzenia minęło wiele lat, a przetasowania rządowo-mafijne w Rosji doprowadziły do powstania nowych układów i poszukiwania nowych sojuszników. Niezmienna pozostała zasada, iż ropa i gaz stanowi w polityce Rosji broń równie skuteczną, jaką w czasach Związku Sowieckiego były czołgi i rakiety Czerwonej Armii. Zgodnie z tą strategią – kontrakt i inwestycja gazowa jest zawsze elementem ekspansywnej polityki zagranicznej. Gdy zatem polski premier, we wrześniu ubiegłego roku stwierdził na wspólnej konferencji prasowej z Putinem, że „gaz w relacjach polsko-rosyjskich nie może być i nie powinien być przedmiotem polityki, a wyłącznie dobrze pojętego wspólnego interesu” –trudno o bardziej rażący przykład ignorancji i myślenia życzeniowego.
W imię tak pojmowanego interesu rząd Donalda Tuska przyjął zatem jako rzecz całkowicie naturalną, że jedno zdanie rosyjskiego premiera ma moc wiążącą. Przypomnę tę wypowiedź Władimira Putina z 2 września 2009 r: „W swoim czasie wybudowaliśmy system gazociągów przez Polskę i w porozumieniach międzyrządowych napisane jest, że własność tego systemu musi być podzielona między polską a rosyjską firmą 50 do 50 proc., a tu nagle się okazało, że fizyczna osoba z polskiej strony ma 4 proc., chociaż praktycznie w 100 proc. Gazprom finansował cały ten projekt. Nie chcę tutaj nikogo winić i myślę, że po prostu trzeba spojrzeć na korupcyjność tej decyzji”.
Skutkiem tej dyrektywy, było przyjęcie przez rząd Donalda Tuska wszystkich warunków nowej umowy gazowej z Rosją. Słowa Putina z września ub.r. wyrażały wolę, by rurociąg jamalski należał odtąd do Gazpromu i PGNiG, a spółka Gas Trading zniknęła z akcjonariatu EuRoPol Gazu – firmy zarządzającej polskim odcinkiem rurociągu. Do tej pory struktura własności EuRoPol Gaz wyglądała następująco: Gazprom – 48 %., PGNiG razem z Gaz Trading – 52 %, co miało dawać gwarancję, że spółka będzie reprezentować polskie interesy. Dotychczas też, jeśli zarząd EuRoPol Gazu nie podjął decyzji zwykłą większością głosów, o wyniku głosowania rozstrzygał prezes nominowany przez PGNiG. W myśl dyrektywy Putina – 50/50 - kluczowe decyzje mają odtąd zapadać na zasadzie jednomyślności, co faktycznie umożliwi Rosjanom forsowanie własnego stanowiska. Dotyczy to zwłaszcza kwestii wysokości opłat za transport gazu. Rosjanie domagali się bowiem, by opłaty były jak najniższe, i kwestionując taryfy zatwierdzane przez Urząd Regulacji Energetyki, od czterech lat nie uiszczali w pełni rachunków ustalanych według polskich taryf. Dług Gazpromu z tego tytułu wyniósł 410 milionów dolarów, czyli ponad 1,2 miliarda złotych. Na tę kwotę składa się 350 mln dolarów, których domagamy się od Rosjan z tytułu tranzytu w latach 2006 – 2009, oraz 60 mln dolarów z tytułu odszkodowania za gaz nie dostarczony w 2009 roku. Wykluczenie firmy Gas Trading z akcjonariatu EuRoPol Gazu nie powinno zatem leżeć w interesie Polski, a przyjęcie dyrektywy Putina skazuje nas de facto na dyktat Gazpromu i pełne uzależnienie w kwestii cen za dostawy gazu. Wspólny komunikat Gazpromu, PGNiG i „odzyskanego” przez Rosjan EuRoPol Gazu z 27 stycznia br. potwierdzał, że rząd Tuska skapitulował wobec wszystkich żądań Putina i przyjął narzucone przez Rosjan warunki. W komunikacie mówi się wyraźnie, że „zostały rozwiązane problemy przesyłu gazu, należącego do ОАО Gazprom, przez terytorium Rzeczpospolitej Polskiej i działalności spółki EuRoPol Gaz SA Strony uważają za uregulowane rozbieżności odnośnie opłaty stawki tranzytowej za przesył gazu rosyjskiego przez terytorium Polski w latach 2006-2009. W lutym br. rząd zgodził się na podpisanie umowy. O jej kształcie mogliśmy dotąd jedynie spekulować, bo treść uzgodnień została przed Polakami ukryta.
Pod koniec czerwca uchylono nieco tajemnicy i mogliśmy poznać przynamniej część z ustępstw, jakich grupa rządząca udzieliła Rosjanom. Okazało się, że stawki za tranzyt gazu, jakie Gazprom ma płacić Polsce są niższe nawet od stawek, jakie Rosjanie płacą reżimowi Łukaszenki. Od marca br. za tranzyt 1 tys. m sześc. gazu na odległość 100 km Gazprom płaci Polsce równowartość 1,74 dol. Stawka uzgodniona na ten rok z Białorusią wyniosła 1,88 dol, a za tranzyt rosyjskiego gazu przez Ukrainę Gazprom musi płacić aż 2,74 dol. Na tym nie kończy się szczodrość grupy PO-PSL wobec płk. Putina. Polska daruje Rosjanom dług w wysokości 180 mln dol. – tj. kwotę, jaką rzekomo Gazprom był winien spółce EuRoPol Gaz przez okres czterech lat niepłacenia prawidłowych stawek. W tym samym czasie zwołano w Warszawie walne zgromadzenie akcjonariuszy EuRoPol Gazu, do której należy tranzytowy gazociąg przez Polskę i zaplanowano zatwierdzenie bilansów spółki nie tylko za zeszły rok, ale także za lata 2006 – 2008. Wszystko po to, by umorzyć dług Rosjan.
W zamian za te ustępstwa Gazprom wyraził zgodę na zwiększenie dostaw gazu do Polski i przedłużenie kontraktu o 15 lat - do 2037 r. Do podpisania umowy na szczeblu rządowym ma dojść wkrótce i jedną nadzieję na jej zablokowanie można upatrywać w postępowaniu Komitetu Europejskiego, który nadal sprawdza, czy rząd Tuska nie złamał europejskiego prawa, przyznając Gazpromowi ulgowe opłaty na tranzyt gazu i monopol na korzystanie z jamalskiej rury aż do 2045 roku. Jeśli KE nie zablokuje tych ustaleń, wkrótce możemy spodziewać się propagandowego odtrąbienia „sukcesu polskich negocjatorów” i podpisania umowy, pieczętującej nowe polsko-rosyjskie „pojednanie”, prowadzące do całkowitego uzależnienia III RP od dyktatu Rosji.
Mocnym akcentem, potwierdzającym rezygnację grupy rządzącej z jakichkolwiek planów dywersyfikacji dostaw energii była, przeprowadzona bez rozgłosu likwidacja Zespołu do spraw Polityki Bezpieczeństwa Energetycznego. Tego niemal symbolicznego gestu dokonał Donald Tusk zarządzeniem nr.39 z dn.14 czerwca br. Zespół, w skład którego wchodzili premier, minister gospodarki oraz ministrowie: spraw wewnętrznych i administracji, spraw zagranicznych, finansów, skarbu państwa, infrastruktury, środowiska oraz sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych zajmował się m.in. opracowaniem polityki bezpieczeństwa energetycznego państwa, koordynacją działań organów administracji rządowej w zakresie polityki bezpieczeństwa energetycznego oraz przedstawiał propozycje inicjatyw dotyczących polityki bezpieczeństwa energetycznego na forum międzynarodowym. Posiedzenia zespołu zwoływano zwykle w czasie gazowych kryzysów na Wschodzie. Od tej reguły odstąpiono jednak pod koniec czerwca br., gdy Gazprom przykręcił kurek z gazem Białorusi i doszło do zakłóceń w tranzycie rosyjskiego gazu przez Białoruś do Polski. Odstąpiono – bo premier zespół zlikwidował.
Rzecznik rządu Paweł Graś nie potrafił wyjaśnić przyczyn tej decyzji, informując jedynie, że powstał nowy międzyresortowy zespół ds. realizacji polityki energetycznej Polski do 2030 r., którego skład świadczy jednak o znacznie niższej randze. Kieruje nim bowiem wicepremier Pawlak, a w jego składzie są m.in. ministrowie rolnictwa oraz nauki i szkolnictwa wyższego. W zespole nie ma nikogo ze służb specjalnych, próżno też szukać fachowców od bezpieczeństwa energetycznego.
Można powiedzieć, że decyzja Tuska była jak najbardziej słuszna. Szczególnie – w kontekście umowy gazowej z Rosją, uzależniającej nas do roku 2045 od dyktatu cenowego i surowcowego Gazpromu. W państwie, które dobrowolnie zrezygnowało z jednego z najważniejszych atrybutów suwerenności, jakim jest bezpieczeństwo energetyczne – utrzymywanie organów zajmujących się tym tematem, jest po prostu zbyteczne.
W tej sytuacji, wypada jeszcze poczekać na samolikwidację Rady Ministrów.
"...zarządzanym przez Waldemara Pawlaka doszło do samo rozwiązania Departamentu Dywersyfikacji Dostaw Nośników Energii."
OdpowiedzUsuń- samorozwiązania; piszemy to łącznie.
Panie Aleksandrze niech Pan nie daje przeciwnikom kija do ręki.
Błąd ewidentny, choć niezawiniony. Dziękuję za zwrócenie uwagi.
OdpowiedzUsuńGroza. Zdrada. Czy można użyć innych słów?
OdpowiedzUsuńO tym co prawda się szeptało, ale nikt tego nie wyjaśnił i nie opisał. Kiedy w "Kropce nad i" była rozmowa z Gudzowatym, słyszeliśmy dziwne rzeczy o jakichś sporach Bartimpeksu z rządem, których nikt nie rozumiał. Szkoda, że media nie podjęły tego tematu, bo ludzie nadal nie wiedzą, że dokonało się coś strasznego.
Media nie podjęły... może są zainteresowane niepodejmowaniem? Ale jak, dlaczego? Za dużo tych tajemnic wokół decydujących parametrów naszego życia codziennego (gaz to przecież jedzenie, ciepło i produkcja).
Piotrze, czy ty jesteś zdziwiony działaniami polskojęzycznych mediów?
OdpowiedzUsuńTo o czym pisze Pan Aleksander ja wiem już od jakiegoś czasu. Wszyscy zapaleni obserwatorzy poczynań tego rządu to wiedzą. Obecna ekipa nie przejmuje się tą wiedzą, niestety.
Polak zwykły
Tuskowi wystarcza rządzenie duszami i umysłami Polaków.
OdpowiedzUsuńTo że Tusk pozbywa się w tym samym czasie suwerenności własnego kraju, jest z jego punktu widzenia zachowaniem racjonalnym i logicznym: zamykając konflikt z Rosją (czyli zgadzając się na oddanie znacznej części suwerenności) Tusk może koncentrować się na walce z jego śmiertelnym wrogiem wewnętrznym, czyli PiS-em.
Rosja nie jest dla rządu Tuska zagrożeniem. Rosja jest sojusznikiem, bo Rosji będzie zależeć na utrzymywaniu rządów Donalda Tuska (i jemu podobnych) jak najdłużej.
Przypomina mi to schyłkowy okres I Rzeczypospolitej, tyle że obecnie nie grożą nam rozbiory. Rozbiory są zbyt kosztowne. Natomiast kontrolowana niepodległość Polski poprzez utrzymywanie 'przyjaciół' przy sterach rządów Rzeczpospolitej przyniesie gwarantowane miliardowe zyski ze sprzedaży gazu i ropy.
Niestety mazur ma rację, premier ma za małe jaja, jeśli je w ogóle ma żeby podjąć politykę poprzedników, z jednej strony ma rację - Polska jest zbyt słabym krajem, żeby stawać okoniem i próbować stawiać warunki, ale z drugiej takie podejście miało rację bytu w czasach kiedy siła militarna odgrywała wiodącą rolę, a obecnie jednak można ugrać więcej i bez zacieśniania przyjaźni polsko-rosyjskiej, bo nas uduszą.
OdpowiedzUsuń