Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

czwartek, 29 kwietnia 2010

KOMOROWSKI CZY POLSKA?

Podsycanie lęku przed braćmi Kaczyńskimi, było od lat głównym zadaniem propagandystów III RP. Realizowanym jako strategia przejęcia, utrzymania i sprawowania władzy. Intensyfikacja lęku, zastosowana jako forma manipulacji okazała się niezwykle skuteczna, umożliwiając sterowanie nastrojami społecznymi, a następnie podporządkowanie decyzji wyborczych interesom wąskiej grupy beneficjantów.
Na tym lęku zbudowano „pozycję startową” Platformy Obywatelskiej, wmawiając społeczeństwu, że wybór Tuska i spółki uchroni Polaków przed straszliwą katastrofą „kaczyzmu”. Po wyborach 2007 roku, natychmiast powierzono mediom zadanie utrzymywania społeczeństwa w poczuciu zagrożenia recydywą rządów PiS-u, koncentrując się jednocześnie na tworzeniu negatywnego obrazu prezydentury Lecha Kaczyńskiego.
Ten prosty zabieg socjotechniczny, oparty na manipulacji właściwej systemowi totalitarnemu, musiał okazać się efektywny w społeczeństwie uzależnionym od przekazu telewizyjnego i powszechnego, bezkrytycznego przyjmowania dziennikarskich relacji. W połączeniu z dziennikarską autocenzurą i przemilczaniem wiadomości nieprzystających do normy sprawił, że do świadomości Polaków nie mogła przedostać się żadna informacja ukazująca prawdziwy obraz Lecha i Jarosława Kaczyńskich.
Trudno o bardziej wyrazisty dowód ciągłości systemowej III RP z okresem PRL, jak właśnie wieloletnia kampania propagandowa skierowana przeciwko prezydentowi i prezesowi PiS. Znajdujemy w niej wszystkie elementy propagandy komunistycznej, w tym podstawową i najmocniej eksploatowaną kategorię „wroga” – z powodzeniem stosowaną również w putinowskiej Rosji. Przed dwoma laty Jarosław Kaczyński stwierdził wprost, że „Tusk chce zdezintegrować naród”. Taktyka grupy rządzącej polegała bowiem na destabilizacji i dezintegracji państwa, zrywaniu więzów społecznych i narodowych. Brutalizacja języka politycznego, tworzenie trwałych i coraz głębszych podziałów, walka z pamięcią narodową, niszczenie szkolnictwa i kultury, propagowanie zachowań antypaństwowych lub amoralnych - stanowiło „fazę I” procesu dezintegracji.
Kpiny i szyderstwa z Prezydenta, liczne obelgi pod jego adresem, przedstawianie go jako „nacjonalisty” i nieudacznika, konkurowały jedynie z mrocznym obrazem jego brata, któremu zarzucano „zbrodnie” z okresu rządów PiS, awanturnictwo polityczne, skłonności do dyktatury i konfliktowość. Nie sposób nawet wyliczyć wszystkich kłamstw i najbardziej haniebnych pomówień po jakie sięgano, by przekonać Polaków do „wspólnego wroga”.
Podtrzymywanie lęku przed „kaczyzmem” stanowiło również projekcję autentycznych obaw, jakie układ tworzący III RP żywił wobec tych polityków. Czas rządów PiS-u, w którym podjęto walkę z korupcją i przestępczością mafijną, uporządkowano finanse publiczne, wznowiono politykę zagraniczną zgodnie z polskimi interesami, a wreszcie – zlikwidowano Wojskowe Służby Informacyjne, będące osią patologicznego układu III RP  - musiał  wywołać dostatecznie mocny lęk wśród tzw. elit, które likwidację skamielin PRL potraktowały jako zamach na swoje przywileje.
Na rzeczywisty stosunek Platformy Obywatelskiej do braci Kaczyńskich bezsporny wpływ miała również ambicjonalna trauma, jakiej doświadczył Donald Tusk po przegranych w 2005 roku wyborach prezydenckich  oraz niemniej mocne uczucie nienawiści i strachu widoczne u Bronisława Komorowskiego, obawiającego się publikacji treści aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI. Wielu innych polityków PO, biznesmenów, dziennikarzy i ludzi życia publicznego, po likwidacji WSI odczuwało zagrożenie możliwością ujawnienia ich kontaktów i interesów prowadzonych pod dyktando wojskowej bezpieki.
Wkrótce zatem, nagromadzenie pod szyldem Platformy wszelkiego rodzaju renegatów, frustratów i „skrzywdzonej” rządami PiS-u agentury, uczyniło z tego środowiska istny skansen agresywnych, twardogłowych typów, złączonych wspólną nienawiścią i żądzą odwetu.
Dlatego też - przez cały okres istnienia koalicji PO-PSL, lęk i nienawiść – jedyna broń tchórzy, stanowiły podstawowe narzędzie sterowania społeczeństwem i miały  zastępować wszystkie, wyższe aspiracje Polaków. Media, którym podobnie jak w okresie PRL- u powierzono rolę strażnika interesów partii rządzącej i katalizatora nastrojów społecznych stworzyły z fałszywego obrazu „kaczyzmu” główny identyfikator zwolenników Platformy i same stały się częścią aparatu władzy. 
            Dopiero tragedia z 10 kwietnia i śmierć Prezydenta Kaczyńskiego przerwały ten proces i na krótką chwilę wytrąciły broń manipulantom.
Zdano sobie natychmiast sprawę, że spontaniczna reakcja Polaków na tragedię, przekraczająca najśmielsze oczekiwania i prognozy wymaga odwrócenia dotychczasowych środków, a dalsze forsowanie negatywnego wizerunku może trwale zaszkodzić interesom grupy rządzącej. Tylko temu, cynicznemu instynktowi  należy przypisywać nagłe pokazanie innego Lecha Kaczyńskiego – człowieka wielkiego serca i umysłu, dobrego polityka, patriotę, męża stanu. Odegranie medialnego spektaklu żałoby narodowej, pod dyktando fałszywego hasła „Bądźmy razem” przyszło mediom i politykom równie łatwo, jak dotychczasowe rozgrywanie lęków i nienawiści.
Nie zaniedbano przy tym zabiegów dezinformacyjnych, z których już w czasie symulowanej „płaczliwości” wyłaniał się przekaz sugerujący, iż winę za katastrofę będzie ponosić załoga polskiego samolotu, a pośrednio – Prezydent Kaczyński, mający wywierać presję co do miejsca i czasu lądowania. Dopóki trwał czas „żałobnej propagandy”, ta wersja była sączona w umysły odbiorców klasycznymi metodami dezinformacji: poprzez „modyfikację motywu” (Prezydent mógł wywierać presję, ale działał w dobrej wierze, obawiając się prowokacji rosyjskiej), „interpretację” ( to, że wywierano presję na pilota, wynika z treści rozmów zarejestrowanych w „czarnej skrzynce”) lub „generalizację” (podobne zdarzenie miało mieć miejsce w Gruzji, inni przywódcy postępowali podobnie).
Wkrótce jednak, w odbiorze społecznym będzie musiało zaistnieć trwałe przeświadczenie, że tak naprawdę winę za tragedię z 10 kwietnia ponosi Prezydent, a o przebiegu zdarzeń zadecydowały błędne decyzje pilota, podjęte na skutek interwencji Lecha Kaczyńskiego lub jego otoczenia. Nie należy się spodziewać, by wnioski prokuratury wojskowej, działającej pod dyktando Rosjan miały iść w innym kierunku. W tym obszarze – zdefiniowania przyczyn katastrofy -  istnieje bowiem ścisła wspólnota interesów rosyjskich z oczekiwaniami grupy rządzącej w Polsce.
            Dlatego, jak najszybsze przywrócenie negatywnej propagandy oraz atmosfery lęku i nienawiści jest dziś dla Tuska i Komorowskiego sprawą najważniejszą.
Głównie, z powodu obaw związanych z kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta. Polityk, który również miał zginąć w katastrofie samolotu prezydenckiego, może bowiem skutecznie zagrozić koncepcji przejęcia pełni władzy nad Polską i równie ważnemu projektowi „pojednania” z Rosją. Tymczasem realizacja tych dwóch zamierzeń, to priorytet grupy rządzącej i główny cel większości wpływowych środowisk opiniotwórczych.  Sytuacja, jaka wytworzyła się po smoleńskiej tragedii daje tym środowiskom niepowtarzalną szansę zawłaszczenia całego życia politycznego III RP na co najmniej kilka pokoleń i utrwalenia swoich wpływów we wszystkich obszarach. Urząd prezydenta, niezależna instytucja historyczna, bank narodowy, czy urząd rzecznika praw obywatelskich były ostatnimi, niezdobytymi dotąd bastionami. 
Gwarantem „paktu nad trumnami” ma być putinowska Rosja, której rozwiązania legislacyjne w zakresie zapewnienia nadzoru nad społeczeństwem, były dla obecnego rządu wzorem w procesie bondaryzacji Polski. Ten cel, tuż przed tragedią z 10 kwietnia wyraźnie wskazał Bronisław Komorowski, definiując „pojednanie” z Rosją jako „interes nas wszystkich” oraz mówiąc otwarcie o słowach Putina „niosących Polsce nadzieję”. Wypowiedź Komorowskiego podczas pogrzebu pary prezydenckiej i współbrzmiąca z nią mowa kardynała Dziwisza, skierowana bezpośrednio do prezydenta Miedwiediewa pozwalają przypuszczać, że w zakresie tego paktu doszło do porozumienia z częścią hierarchii kościelnej.
Analogie z rokiem 1945 – przy całej różnicy metod i warunków historycznych - wydają się całkowicie uprawnione, również ze względu na pozycję Jarosława Kaczyńskiego, która w kontekście dążeń grupy rządzącej przypomina tragiczną sytuację Stanisława Mikołajczyka.
Istotne także, jest podobieństwo reakcji państw Europy Zachodniej, przywodzące na myśl układ jałtański.  Intencja  ta znalazła wyraz w słowach Komorowskiego, iż  w Rosji dojrzewa przekonanie, w Polsce też, że nie ma współpracy Rosja-UE bez pojednania polsko-rosyjskiego. Mamy za sobą atrakcyjność UE jako całości.” Nie trzeba przypominać, że działania polityków Platformy są wspierane przez kanclerz Niemiec Angelę Merkel, niemal wszystkie rządy państw UE i „postępową” prasę europejską. .
Te same środowiska przez lata uczestniczyły w kampanii oczerniania i dyskredytowania Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zarzucając mu „antykomunistyczną rusofobię” i psucie relacji polsko-rosyjskich. Nie przypadkiem więc, po śmierci „prawicowego nacjonalisty” stają się rzecznikami planów grupy rządzącej.
Kandydatura prezesa PiS-u, może skutecznie zniweczyć ten zamiar. Nie tylko z uwagi na realną możliwość wygranej i kontynuację dzieła Lecha Kaczyńskiego,  ale również dlatego, że wokół sprawnego polityka jakim jest Jarosław Kaczyński może powstać silny, ponadpartyjny ośrodek opozycji, zdolnej przeciwstawić się zamysłom układu rządzącego dziś Polską. .
Nigdy bardziej, jak właśnie w tej chwili potrzebujemy polityka silnego, o jasno sprecyzowanych celach i wyrazistych poglądach.  To, co nazywano „kontrowersyjnością” prezesa PiS – u jest dziś zbiorem najbardziej pożądanych cech i gwarancją mocnej pozycji przyszłego prezydenta.
Sama prezydentura Kaczyńskiego, wsparta na patriotyzmie i antykomunizmie byłaby (nawet przy ułomnych uprawnieniach Kancelarii) trwałą wartością, szczególnie w zakresie kształtowania polityki zagranicznej. Plan fasadowego „pojednania” z Rosją, sprowadzony do koncepcji wepchnięcia Polski w strefę wpływów Kremla, uległby załamaniu. Można się również spodziewać, że cechy przywódcze Kaczyńskiego i jego polityczna charyzma pozwoliłyby zbudować realną opozycję i zjednoczyć wszystkie siły przeciwne „porządkowi moskiewskiemu” -  nawet na bazie „osieroconego” i pozbawionego wielu znaczących polityków PiS-u.
Ludzie Platformy i jej zaplecza mają pełną świadomość zagrożenia prezydenturą Jarosława Kaczyńskiego. Świadczy o tym histeryczna reakcja wielu publicystów i osób publicznych, ujawniona natychmiast, gdy pomysł kandydowania stał się realny. Świadczą o tym „sondaże” i „badania opinii publicznej” – które od czasów wyborów 2005 roku należy traktować wyłącznie jako element socjotechniki, służący zafałszowaniu społecznej rzeczywistości.
Gdyby nie istniały żadne inne powody, dla których prezes PiS-u miałby startować w wyborach – ten jeden – stanowi dostateczny argument, że tylko Jarosław Kaczyński może pokrzyżować plany Bronisława Komorowskiego. Podsuwanie opinii publicznej „egzotycznych” kandydatów, straszenie „demonami IV RP” i „pogłębianiem podziałów”, czy bardziej wyrafinowane formy manipulacji,  ujawniły panikę w obozie układu rządzącego.
Tymczasem, wiadomo już, że próby sprowadzenia tej kandydatury do poziomu dawnego sporu politycznego, okażą się nieskuteczne.
Specjaliści od manipulacji i „rządu dusz”, rozgrywający dotąd nastroje społeczne na linii lęku przed kaczyzmem wpadli we własną pułapkę „propagandy żałobnej”, gdy w obawie przed reakcjami Polaków pokazali im inne, prawdziwe oblicze Prezydenta, a tym samym zdjęli odium ciążące dotąd nad braćmi Kaczyńskimi. Nawet dla najbardziej zdezorientowanych „przeżuwaczy” medialnej  papki stało się oczywiste, że zostali oszukani przez opiniotwórcze autorytety. Oszukani podwójnie. Ujawnienie prawdy o Lechu Kaczyńskim, pokazanie wielkiego, prawego męża stanu, ale też człowieka ciepłego i życzliwego ludziom musiało prowadzić do odkrycia  zaskakującej prawdy również o drugim z braci – bliźniaków. Nie sposób przecież uważać, by cechy charakteru i format postaci miałby tak dalece odróżniać Lecha od Jarosława Kaczyńskiego. Pokazanie autentycznej miary Prezydenta - Lecha, prowadziło zatem do odkrycia prawdy o postaci Jarosława i nie da się inaczej zinterpretować tego przekazu, jak w kategoriach druzgocącej klęski poniesionej przez twórców koncepcji „kaczyzmu”. Przekonanie wyborcy, że w osobach braci – bliźniaków ma do czynienia z przypadkiem doktora Jekylla i mr. Hyde’a nie jest oczywiście niemożliwe, wymaga jednak zbyt długiego czasu, by przynieść efekty przed terminem wyborów prezydenckich.  Nie zanosi się więc, by doszło do gwałtownego odwrócenia akcentów medialnych i próby ponownego rozgrywania lęków „kaczyzmu”. 
W miejsce negatywnej propagandy, przyjęto więc strategię dezinformacji i faktów dokonanych. Ta pierwsza, realizowana jest wspólnie ze stroną rosyjską od chwili katastrofy i polega na nagłaśnianiu (często sprzecznych) informacji, których przekaz ma prowadzić do obarczenia odpowiedzialnością za tragedię polskich pilotów i Prezydenta Kaczyńskiego. Przy pomocy rozlicznej agentury preparuje się kolejne wersje zdarzeń, wprowadza chaos informacyjny i manipuluje nastrojami społeczeństwa. Ma to doprowadzić do zdezorientowania opinii publicznej, ośmieszenia „teorii spiskowych”, a w konsekwencji – do ukrycia prawdziwego scenariusza zdarzeń. 
W ramach faktów dokonanych, oddano Rosjanom całkowity nadzór nad śledztwem i sprowadzono polskie organy ścigania do roli petenta Moskwy. To nie tylko wyraz podległości, ale też świadomej taktyki, która ma zdjąć z rządu Tuska odpowiedzialność za ustalenie przyczyn katastrofy i zamknąć drogę do rzetelnego śledztwa.
Jednocześnie, podległe Tuskowi służby przechwyciły tajne informacje będące w posiadaniu urzędników Kancelarii Prezydenta i Biura Bezpieczeństwa Narodowego, dokonując włamań się do domów ofiar katastrofy. W tym samym czasie Bronisław Komorowski zagarnął wszystkie kompetencje prezydenta RP i wprowadził w struktury prezydenckie swoich ludzi. W połączeniu z wiedzą, uzyskaną przez służby Federacji Rosyjskiej na miejscu katastrofy, gdzie w ręce Rosjan wpadły materiały będące w posiadaniu Prezydenta i najwyższych dowódców Wojska Polskiego – prowadzi to do pełnego zawłaszczenia władzy przez grupę rządzącą i środowiska z nią związane. 
Strategia ta, ma związek z przygotowaniami do wyborów prezydenckich. Rządzący układ zdaje sobie sprawę, że Jarosław Kaczyński może posiadać wiedzę na temat faktycznego przebiegu zdarzeń prowadzących do tragedii z 10 kwietnia. Równie mocna jest świadomość, że jego wygrana w wyborach prezydenckich pokrzyżuje plany „pojednania” z Rosją i wykluczy z gry Bronisława Komorowskiego – którego prasa rosyjska (wespół z mediami polskimi) już namaściła na faworyta w wyścigu do pałacu prezydenckiego.
Jeśli zawiodą dotychczasowe metody manipulacji, a Polacy nie zechcą otrząsnąć się z poczucia wdzięczności dla prezydenta Kaczyńskiego niewykluczone, iż rozważany jest wariant siłowy, konfrontacyjny, w którym obecna władza nie cofnie się przed ograniczeniem praw obywatelskich, wprowadzeniem ukrytych form cenzury, a nawet sfałszowaniem wyników wyborczych. Jest to rozwiązanie o tyle łatwiejsze, że przez ostatnie dwa lata poszerzano uprawnienia służby Krzysztofa Bondaryka, szczególnie w zakresie nadzoru elektronicznego i informatycznego. Cenzura internetu, wprowadzona choćby pod pretekstem walki z terroryzmem wydaje się równie łatwym rozwiązaniem. Warto pamiętać, że w putinowskiej Rosji już wprowadza się regulacje prawne w ramach „przeciwdziałania terroryzmowi”, w myśl których dziennikarze mają zrezygnować „z używania niektórych słów”, opinia publiczna powinna „bezwzględnie popierać służby porządkowe”, a wszystkie partie, społeczeństwo i środki masowego przekazu powinny sformułować "niezbędny balans konstruktywnej krytyki i bezwzględnego poparcia służb porządkowych". Przyjęcie podobnych rozwiązań w Polsce, gdy obowiązki prezydenta pełni Komorowski, a grupa rządząca posiada większość parlamentarną – wydaje się rzeczą prostą.
Tragedia narodowa z 10 kwietnia diametralnie zmieniła polską rzeczywistość i mają rację ci, który twierdzą, że wraz ze śmiercią tylu wspaniałych postaci, skończyła się w Polsce cała epoka. Nigdy też, nie staliśmy przed poważniejszym wyzwaniem, jak te, które czeka nas w najbliższych miesiącach. W sytuacji, gdy w sprawy polskie wdziera się „trzeci element” – putinowskiej Rosji - nie można wyborów prezydenckich sprowadzać do kwestii sympatii politycznych i partyjnych rozgrywek 
Śmierć Prezydenta Kaczyńskiego uświadomiła nam, jak wielka jest potrzeba integracji Polaków wokół przywódcy narodu, ale też - jaką faktycznie rolę spełniał człowiek, atakowany i wyszydzany przez „elitę” III RP.  Cokolwiek byśmy nie rozumieli pod słowami kontynuacji misji Lecha Kaczyńskiego, dziś dla jego brata oznaczają one zadanie ratowania Polski.


Tekst opublikowany w nr. 17/2010 Gazety Polskiej

11 komentarzy:

  1. Telewizja, radio, dziennikarze konwencjonalnie powinni pełnić publiczne misje. Docieranie do prawdy powinno być podstawą tworzenia informacji. Jednak misjonarze jak dinozaury są na wymarciu. Kataklizm przemian kulturowych i cywilizacyjnych globalizmu odsyła ich służebną dociekliwość w niebyt. Zastępują ich nowe gatunki, odporne i przystosowane. Są najemnikami w koncernach produkujących teorie na zamówienie. Prywatne wytwórnie i homogenizatory informacji zalewają eter by oddziaływać na opinię publiczną i poglądy indywidualne konsumentów. Dzisiejsze sensacje znacznie przekraczają poziom oddziaływania słuchowiska z 30 października 1938 roku.

    Wojna światów - słuchowisko CBS - radiowa adaptacja opowieści H.G. Wellsa pod tym samym tytułem przygotowane zostało przez Orsona Wellesa i Mercury Theatre jako część serii słuchowisk "na żywo" emitowanych przez stację CBS w święto Halloween. Przedstawienie to, w atmosferze napięcia społecznego i wzrostu poczucia zagrożenia poprzedzającego II wojnę światową, zostało potraktowane przez radiosłuchaczy jako faktoid - rzeczywisty reportaż inwazji Marsjan na Ziemię, który wzbudził prawdziwą panikę wśród wielu mieszkańców New Jersey.

    Radiowa adaptacja noweli stała się pierwszym obiektem badań socjologicznych Projektu Radio prowadzonych przez Rockefeller Foundation - skupiającej się na badaniu wpływu wywieranego przez mass media na społeczeństwo.

    Dzisiaj media nie straszą ludzi Marsjanami i inwazją UFO. Nowela jest nieco inna. Marsjan zastąpiono cywilizacją życia i tymi, którzy ją tworzą. Marsjan zastąpiono solidarnym społeczeństwem, ludźmi poszukującymi prawdy, sprawiedliwości, dobra. Marsjan zastąpiono wszystkimi ruchami narodowościowymi, niepodległościowymi i wytwarza się permanentne poczucie zagrożenia nimi. I nami. PiSem

    OdpowiedzUsuń
  2. Obawiam sie, że elektorat Komorowskiego będzie spory. Beneficjentów PRL i ich dzieci można liczyć w miliony. Ogłupiona przez system edukacyjny młodzież weszła w wiek praw wyborczych.
    Oczywiście uczciwych Polaków jest więcej, ale niestety nie są zjednoczeni w jeden front wyborczy (żle brzmi ten front ale chyba oddaje istotę rzeczy).
    JK jest chyba zbyt centrowy w odbiorze wielu wyborców. Wielu antykomunistów, przeciwników Eurokołchozu może uważać jego program za nie dość patriotyczny.
    Miejmy nadzieję, że gdyby doszlo do drugiej tury, wszyscy niePOwcy
    scedują na niego głosy. W kwestiach gospodarczych muszą sobie zdac sprawę, że w kleszczach globalizacji nie może On mieć wolnej ręki.
    Mam też nadzieje, że Episkopat stanie na wysokości zadania, bo obecnie są hierarchowie, którzy jawnie popieraja PO.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Anonimowy z 29.04.2010, g. 10:39
    Szanowny Panie! Proszę o o uważne przeczytanie powyższego tekstu. Jak sam Pan napisał chodzi o rywlizację beneficjentów PRL i uczciwych ludzi. W takim wypadku nie ma znaczenia "centryzm" czy "liberalizm" bo liczy się partiotyzm i naprawdę wolna Polska. Proszę nie popadać w zwątpienie lecz zabrać sie do zrealizowania tego dzieła - testamentu patriotów którzy zginęli 10.04.2010.
    Róbmy swoje i nie oglądajmy się na sterowane "sondaże" czy cokolwiek innego. Zbierajmy podpisy za kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego i przekonujmy niezdecydowanych aby na niego głosowali!
    Obecnie bardzo wiele młodych osób go popiera.

    OdpowiedzUsuń
  4. Proponuję w obecnej kampanii wyborczej odkurzyć i użyć hasło z 2007 roku: "zmień Polskę, idź na wybory!". Wtedy zamiast słowa "polska", było słowo "kraj", ale ...

    OdpowiedzUsuń
  5. I "oddaj babci dowód..."

    OdpowiedzUsuń
  6. Ma pan rację panie Andrzeju. trzeba nam walczyć. Nażekaniem nic nie zwojujemy.
    Jest tyle sił w narodzie,
    Jest taka mnogość ludzi;
    Niechże w nich Duch Twój wstąpi
    I śpiące niech obudzi.
    Stanisław wyspiański

    OdpowiedzUsuń
  7. ... i wszystko na tym świecie ma tylko dwa kolory. Oni źli i Wy święci - kwiat narodu.... kwiat kipiący z oczu nienawiścią do kilkunastu milionów rzekomo upośledzonych Polaków...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ludzie ogłupiani przez media zarzucają PiS-owi i jego zwolennikom nienawiść lub co najmniej agresję polityczną. Nie widzicie, że jest dokładnie ODWROTNIE?

    OdpowiedzUsuń
  9. Ludziom się wydaje że nieważne kto rządzi, wszyscy politycy to banda i złodzieje, najważniejsze żebym miał gdzie mieszkać i za co żyć ... a wystarczy cofnąć się 20 lat do tyłu, żeby stwierdzić, że jednak ma znaczenie kto nami rządzi. Druga sprawa - patriotyzm, polskość - jak nam ruscy trochę do garka patrzą no to przecież nic wielkiego się nie dzieje, a zastanówmy się, czy to fajnie tak by było, gdyby nam sąsiad codziennie zaglądał do mieszkania i delikatnie, ale natarczywie sugerował wszelkie nasze wybory i decyzje? Chyba lepiej jest rządzić się w swoim domu samemu, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  10. Wszystko się zgadza co panowie piszecie, tylko jest jeden problem, partia PiS, nigdy nie zdobędzie znacznej większości w Polsce ponieważ to społeczeństwo nie jest zdolne w większości do uczciwego patrzenia na Polskę, wystarczy poczytać na forach czy portalach ile tam, nie powiedział bym chamstwa ale prymitywizmu u tych ludzi, tych ludzi można, że tak powiem, zagospodarować tylko ich językiem i ich mentalnością tego nie potrafi a właściwie nie może zrobić PiS. Umiejętnie robi to natomiast PO, istnieje tam nie jaki Palikot który swymi wystąpieniami pozyskuje poparcie w tych warstwach. Wystarczy stanąć pod budką z piwem a można się dowiedzieć jak ten Palikot do... tym kaczorom, to jest swój chłop. Drugim takim jest Niesiołowski, specjalista od robaków, on zagospodarowuje inna część społeczeństwa, zgłupiałych oglądaczy TV uważających się za inteligencje, jest jeszcze Komorowski który ma poparcie w byłych służbach WSI, no i Tusk którego poprą element pro niemieckie. Widać z tego że cale spektrum społeczne jest zagospodarowanie, pozostaje część patriotyczna którą na razie nie mogą zagospodarować, to jest część dla PiS-u, ale nie jest wielka część dlatego partia ta nie może mieć znacznej większości wśród wyborców. Obym się mylił.

    OdpowiedzUsuń