Są w najnowszej historii Polski postaci, których III RP nigdy nie uzna za heroiczne i nie przydzieli im miejsca w panteonie narodowych bohaterów. Niezależnie – kto i w jakiej konfiguracji rządzi państwem, powstałym na mocy porozumienia „okrągłego stołu” – te postaci pozostaną w cieniu, a ich czyny będą skazane na zapomnienie i przemilczenie.
Nie może być inaczej, bo państwo zbudowane na sojuszu ze zdrajcami musi bać się każdej, autentycznej wielkości – głównie dlatego, że obnaża ona zaprzaństwo i nędzę tych, którzy państwo to utworzyli.
Jak w żadnym innym przypadku, stosunek III RP wobec postaci pułkownika Ryszarda Kuklińskiego jest dowodem, że państwo to stanowi kontynuację PRL-u, a ludzie je tworzący – nawet po śmierci pułkownika, odczuwają strach przed przyznaniem mu godnego miejsca w polskiej historii. Podobnie - jak istnieje milcząca „zmowa elit”, w sprawie wyjaśnienia okoliczności mordu na księdzu Jerzym, – tak w przypadku pułkownika Kuklińskiego mamy do czynienia z systemowym dezawuowaniem tej postaci. Mają w tym udział wszyscy beneficjanci III RP – począwszy od partyjnej nomenklatury i ludzi policji politycznej, po koncesjonowaną opozycję i hierarchów Kościoła. Miano postaci „kontrowersyjnej” jest, w przypadku pułkownika najmniej obraźliwym epitetem.
Gdybyśmy chcieli dociec przyczyn tego stosunku, trzeba wskazać kilka istotnych przesłanek. Najważniejsza wydaje się ta, iż działalność pułkownika Kuklińskiego dowiodła prawdziwej roli ludzi takich jak Jaruzelski czy Kiszczak i pozwoliła zrozumieć, czym naprawdę był twór zwany PRL –em. To jedna z fundamentalnych kwestii, o których twórcy III RP nie zechcieli poinformować Polaków.
„ Jedna z naczelnych zasad naszej doktryny operacyjnej stał się pogląd, że broń jądrowo –rakietowa jest obecnie głównym środkiem rozwiązywania zadań... W przyszłej wojnie światowej walka toczyć się będzie w sensie politycznym o istnienie lub nieistnienie jednego ze światowych systemów społecznych...”.
Taką zasadę głosiła „Doktryna Obronna Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej”, a faktycznie doktryna wojenna Układu Warszawskiego - supertajny dokument przeznaczony jedynie dla wąskiej grupy kilkunastu generałów. W rzeczywistości – nie była ani obronna, ani polska, podobnie jak cały tzw. Układ Warszawski, którego dowództwo składało się bez wyjątku z sowieckich marszałków i generałów, a siedzibą była Moskwa.
Szczegóły planów nuklearyzacji Polski znalazły się m.in. wśród materiałów, które dostarczył Amerykanom pułkownik Ryszard Kukliński. Jako szef Oddziału Planowania Obronno-Startegicznego w Sztabie Generalnym WP, Kukliński miał wgląd w strategiczne plany Układu Warszawskiego. Znał dyslokację wojsk i trasy ich przemarszu, przez jego ręce przechodziło mnóstwo dokumentów, a resztę potrafił sobie sam dopowiedzieć.
Dariusz Jabłoński – twórca filmu „Gry wojenne”, w rozmowie z niezależną.pl przypomniał, że 1979 roku wszystkie kraje Układu Warszawskiego przyjęły statut na wypadek wojny. Dokument ten stanowił, że w wypadku konfliktu dowództwo przechodzi w ręce dowódcy Zjednoczonych Sił Zbrojnych, którym był trzeci wiceminister obrony narodowej ZSRR.
„Polskim” frontem działań byłaby Dania i Hanower. Generałowie polscy dostaliby koperty z Moskwy i musieliby wykonywać rozkazy, niezależnie od swoich chęci i poglądów. Połowa polskiej armii poszłaby w pierwszym rzucie na świetnie uzbrojone Niemcy Zachodnie i Danię – pamiętajmy, że były tam m.in. pasy min jądrowych – straty byłyby kolosalne. Druga połowa zginęłaby na terenie kraju w odwetowych nuklearnych atakach amerykańskich, próbując osłonić drugi rzut Armii Czerwonej przechodzący przez Polskę. A razem z nimi miliony Polaków-cywili.” – twierdzi Jabłoński.
„Celem ataku byłby ten drugi rzut wojsk radzieckich poruszający się na terenie Polski. Układ Warszawski zakładał, a Amerykanie zdawali sobie z tego sprawę, że przez Polskę ruszy na zachód masa wojsk i sprzętu - milion pojazdów i dwa miliony ludzi. Nawet, jeśli nie byliby dobrze wyszkoleni, to ich masa byłaby przerażająca. Szliby przez Polskę 26 wytyczonymi trasami. Amerykanie wiedzieli, że muszą ich zatrzymać. Najlepiej w miejscu powstawania zatorów – czyli na przeprawach mostowych. Cel osiągnięto by, bombardując miasta położone nad Wisłą i Odrą... Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław...
Wszystkie główne polskie miasta poszłyby z dymem, a właściwie wyparowałyby.”
Informacje te oznaczają, że polskie dowództwo ludowej armii świadomie akceptowało fakt, iż Sowieci skazali Polskę na zagładę, a Polaków na fizyczną eksterminację. Znaczyło to również, że wojska polskie miały walczyć poza granicami Polski i posuwając się do przodu, powinny dojść aż do Atlantyku. Równocześnie, w ciągu pierwszych trzech dni, na teren Polski miał wkroczyć drugi rzut sił Układu Warszawskiego - to jest ok. 2 mln żołnierzy Armii Czerwonej i kilkaset tysięcy czołgów i pojazdów opancerzonych.
Dokument „Doktryny Obronnej PRL” potwierdza te informacje i nie pozostawia złudzeń, jaką rolę przewidziano Polakom:
„Doktryna operacyjna polskich sił zbrojnych jest podporządkowana ogólnej doktrynie strategicznej socjalizmu. Nie negując znaczenia obrony, oddajemy priorytet działaniom zaczepnym. Operacyjne zadania Polski w ramach Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego przewidują, że po wybuchu konfliktu zbrojnego Wojska Polskie mają rozwinąć operację zaczepną na północnonadmorskim kierunku operacyjnym, operacyjnym, na głębokości 500 do 800 km, w pasie 200 do 250 km, w tempie 60 do 80 kilometrów na dobę. [...]
Trzeba przewidywać, że przeciwnik będzie dążył do wykonania strategicznych barier jądrowych. Za przypuszczalne obiekty uderzeń jądrowych należy, wydaje się, uznać: Śląski Okręg Przemysłowy, Warszawę, rejon Trójmiasta, Łódź oraz Poznań, Szczecin, Wrocław, Kraków. Uderzenia na komunikację najbardziej prawdopodobne w rejonie granicy polsko-radzieckiej. Dokładna prognoza skali uderzeń jest trudna. Jeżeli jednak przyjąć dla pierwszych dni wojny przybliżoną liczbę 50 do 60 uderzeń jądrowych o ogólnej mocy 25 do 30 megaton, to straty spowodowane tymi uderzeniami miałyby wynieść milion dwieście, do 2 milionów ludzi, a bardzo rozległy obszar kraju uległby skażeniu promieniotwórczemu.”
Plany sowieckie przewidywały, że uderzenia atomowe spowodują straty do 50 proc. w dywizjach tak zwanego pierwszego rzutu strategicznego sił Układu Warszawskiego- czyli głównie wśród polskich żołnierzy.
Ważne informacje, dotyczące doktryny sowieckiej i roli LWP ujawnił przed kilkoma laty Józef Szaniawski – pełnomocnik pułkownika Kuklińskiego. Przypomniał wówczas, że ludowa armia PRL miała wystawić do ataku na Zachód dwie armie - pancerną i zmechanizowaną. Wspierać je miały tak zwane ABROT, czyli Armijne Brygady Rakiet Operacyjno- Taktycznych oraz myśliwce bombardujące. Od 1964 r. Polska dysponowała odrzutowcami Su-7, zgrupowanymi w Bydgoszczy, które zakupiono specjalnie z myślą o atakach jądrowych. ARBOT-y uzbrojone w rakiety R-170, a potem R-7 i R-300 oraz 5. pułk lotniczy z Bydgoszczy, wyposażony w samoloty Su-7 teoretycznie powinny otrzymać od Rosjan głowice atomowe i bomby nuklearne na wypadek wojny. Polaków jednak nigdy nie dopuszczono do ćwiczeń z prawdziwą bronią jądrową, a wojsko trenowało jedynie na atrapach. Procedurę przekazania głowic i bomb otaczała jedna z najściślej strzeżonych w PRL tajemnic. Sekrety nukleryzacji Polski zawierały zalakowane koperty przechowywane w sejfach kolejnych pierwszych sekretarzy PZPR, opatrzone inskrypcją: Otworzyć w przypadku wojny. Koperty te zniszczono w 1989 r. na rozkaz gen. Jaruzelskiego.
Gdy dziś, roztrząsa się rzekomo sporną kwestię odpowiedzialności Jaruzelskiego za wprowadzenie stanu wojennego, nikt w III RP zdaje się nie zwracać uwagi na fakt, że ten człowiek i podległe mu dowództwo tzw. ludowego wojska – w imię okupacyjnej „doktryny strategicznej socjalizmu” wyrażali zgodę na zagładę własnego społeczeństwa i uczynienie z polskiej armii „mięsa armatniego”. Żaden inny dokument – jak cytowana tu „Doktryna” stanowi bezpośredni dowód, że LWP było wasalną formacją zbrojną podporządkowaną całkowicie interesom sowieckim, a rzekomo „polscy oficerowie” spełniali rolę pospolitych namiestników Kremla. Wielu z generałów ludowego wojska, kontynuujących kariery w III RP i chlubiących się swoją „żołnierską przeszłością” chciałoby żeby Polacy zapomnieli, jaki los ci „polscy patrioci” przeznaczyli własnemu narodowi.
Już tylko z tego powodu, nienawiść wyższej kadry dowódczej LWP do pułkownika Kuklińskiego, wydaje się całkowicie zrozumiała. Czyn pułkownika, w sposób bezwzględny obnaża rolę sowieckich zdrajców, skazujących własnych rodaków na zagładę.
To dzięki działaniom Kuklińskiego i przekazanym przez niego informacjom prezydenci USA Carter i Reagan wdrożyli skuteczny program modernizacji wojsk konwencjonalnych i przewartościowali dotychczasową strategię wobec ZSRR. W ogromnym stopniu, to dzięki Kuklińskiemu, zapoczątkowany przez Sowietów „wyścig zbrojeń” skończył się militarną i ekonomiczną porażką „Imperium zła”.
Richard Pipes, doradca Reagana, i Zbigniew Brzeziński, doradca Cartera, zgodnie twierdzą, że raporty Kuklińskiego miały kluczowy wpływ na zmianę amerykańskiej polityki. Nie może zatem dziwić, że ludzie wykonujący rozkazy Kremla, traktować będą czyn pułkownika jako akt zdrady.
III RP – jako kontynuatorka „tradycji” generałów LWP musiała wypracować cały system tez propagandowych, by zniekształcić i zakłamać prawdę o pułkowniku Kuklińskim. Istnieje kluczowy dowód, że kłamstwa na jego temat, powtarzane wielokrotnie przez „autorytety” tego państwa, mają swoje źródło w propagandzie komunistycznej i są inspirowane przez ludzi policji politycznej PRL. Tym bezpośrednim dowodem są dokumenty zachowane w zasobie archiwum Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, w zespole akt byłego rzecznika prasowego Urzędu Rady Ministrów Jerzego Urbana (sygnatura URM BPR 403). Dotyczą one propagandowego przeciwdziałania wywiadowi udzielonemu przez Ryszarda Kuklińskiego w kwietniu 1987 r. paryskiej „Kulturze”, pt. „Wojna z narodem widziana od środka”.
Pierwszy z dokumentów został sporządzony w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, drugi w Ludowym Wojsku Polskim. Przedstawił je Grzegorz Majchrzak w publikacji „Zneutralizować Kuklińskiego”, zamieszczonej w Biuletynie IPN nr.3(38) z marca 2004 r.
Oba dokumenty miały dostarczyć Jerzemu Urbanowi argumentów, służących zdezawuowaniu Ryszarda Kuklińskiego i przedstawionej przez niego wersji wydarzeń. Cel był oczywisty – wykazać, że „zdrajca” Kukliński jest niewiarygodny. Pierwszy z dokumentów, pochodzący z Zespołu Analiz MSW nosił datę 14.04.1987 r. i zawierał m.in. bardzo ważne tezy związane z planowanym przez komunistów „porozumieniem narodowym”. Już wówczas „ludzie honoru” zdawali sobie sprawę, jakie zagrożenie dla ich planów niosły wypowiedzi Kuklińskiego i ewentualne ujawnienie roli, jaką w PRL spełniali sowieccy namiestnicy w polskich mundurach. Analitycy z SB zatytułowali ten dokument „Notatka dot. argumentów i tez kontrpropagandowych wobec wywiadu R. Kuklińskiego dla „Kultury”. Czytamy tam m.in:
„1. Podstawowym pytaniem w związku z ukazaniem się wywiadu Kuklińskiego w „Kulturze”
jest pytanie – dlaczego akurat teraz?
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Oto przesłanki dla wypracowania takiej odpowiedzi:
– tekst jest wymierzony personalnie przeciw tow. gen. armii Wojciechowi Jaruzelskiemu;
– drugi cel dywersyjny – to odnowienie i nasilenie nastrojów antyradzieckich w sytuacji oczywistego i powszechnie komentowanego zbliżenia Polski i ZSRR w trakcie przeprowadzania wewnętrznych reform;
– wyprzedza i utrudnia otwarcie w publicystyce i historycznych pracach naukowych i popularyzatorskich tzw. trudnych tematów dot. wspólnej historii Polski i ZSRR – co przygotowywano;
– pojawia się tuż po „spektaklu amerykańskim” przeznaczonym dla opinii międzynarodowej i własnych wyborców, jakim było zniesienie restrykcji;
– stwarza przeciwwagę, odnawia negatywne emocje za granicą wobec polskich władz w sytuacji prowadzonej z powodzeniem ofensywy dyplomatycznej dla przebicia sztucznej izolacji naszego kraju;
– pojawia się przed wizytą papieża, w kontekście jego pobytu m.in. w Chile i stwarza oczekiwania oraz psychologiczną presję na odnowienie problemu „Solidarności” i jej „spacyfikowania” podczas pobytu papieża w Polsce;
– uderza w procesy polaryzacji politycznej tzw. opozycji, a zwłaszcza [w] takie próby rozszerzenia praktyki porozumienia narodowego jak utworzenie Rady Konsultacyjnej oraz efekty polityczno-psychologiczne, zwolnienia tzw. więźniów politycznych;
– pojawia się w trakcie podjęcia w Polsce próby radykalnej efektywizacji gospodarki, co daje jedyną szansę trwałej stabilizacji wewnętrznej i umocnienia socjalizmu.”
Następnie, fachowcy z SB zamieszczają „kilka dalszych tez i chwytów kontrpropagandowych, mogących posłużyć w kampanii na tle wywiadu Kuklińskiego”. Pojawiają się twierdzenia o „teczce agenta CIA” i wszystkie inne kłamstwa, powielane wielokrotnie w III RP.
„- Część danych wzięto z „teczki agenta” prowadzonej pewnie gdzieś w rezydenturze CIA, a w tym ze szczegółowego życiorysu, który musiał napisać dla swych pryncypałów, łącznie z takimi detalami, jak to gdzie i z kim chodził do szkoły podstawowej, ulice, na których [sic!] kolejno mieszkał, charakterystyka znajomych, współpracowników, sąsiadów...[...]
- Megalomania i besserwiserstwo K[uklińskiego] są wręcz odrażające: on się zorientował, że akcja [wojsk] U[kładu] W[arszawskiego] w Czechosłowacji to „inwazja”, on wiedział, że jest to sprzeczne z interesem narodu polskiego, on chciał „ostrzec świat”! – tyle że „było to trudne w jego sytuacji”.
- Zdrajca Kukliński ironizuje przy tym i naśmiewa się z faktu, że polscy wojskowi byli dumni, iż w operacji 1968 roku obyło się bez strat, że pod gąsienicami polskiego czołgu zginęło jedno czechosłowackie [sic!] dziecko – i to przez absolutny przypadek, że polscy żołnierze spełniali najlepiej pojmowany obowiązek, pamiętając o tym, że są w zaprzyjaźnionym kraju, aby go chronić, a nie pacyfikować.
- Rzekomy „ideowiec”, zbawca Polski, superszpieg Kukliński ubolewa, że w 1970 roku nie było nikogo, kto odmówiłby wykonania rozkazu strzelania na Wybrzeżu. Wylewając te krokodyle łzy dziś, gdy partia ma obiektywną ocenę konfliktu 1970 roku, gdy oficjalnie składa się kwiaty przy pomniku poległych w Gdańsku – Kukliński się budzi ze swym dość cuchnącym morale. [...]
- W 1980 roku Kukliński „po prostu powiedział NIE” – cóż za „skromność” i „bohaterstwo”.
Pozostaje pytanie – za ile $ i komu powiedział to swoje prywatne, cichutkie „TAK”?
- Kłamstwem jest stwierdzenie Kuklińskiego, że „od początku kryzysu Związek Radziecki zajął publicznie stanowisko, że to, co dzieje się w Polsce, jest kontrrewolucją”. Liczy on na niewiedzę i niepamięć. Nawet znany, zdecydowany w tonie list KC KPZR nie zawiera takich ocen globalnych – wprost przeciwnie, podkreśla konieczność uporządkowania spraw w Polsce w w[edłu]g koncepcji polskich komunistów i samodzielnie, ostrzega przed próbami ingerencji w polskie sprawy wewnętrzne
- Kukliński twierdzi, że gdyby polscy przywódcy powiedzieli w 1980 roku Rosjanom „NIE” to wtedy „Solidarność” zmieniłaby front i zajęła się „obroną suwerenności”. Kukliński jest więc w dalszym ciągu prymitywnym prowokatorem i dowodzi, że istotnie chodziło mu o powtórzenie scenariusza czechosłowackiego, który wiązał się z próbą wystąpienia z U[kładu] W[arszawskiego] i RWPG i świadomego naruszenia w ten sposób równowagi sił w Europie. Po drugie – Kukliński opluwa i szkaluje „Solidarność”, która jako całość nigdy nie dałaby się wciągnąć w tak samobójcze dla narodu poczynania. Najprostszy fizyczny robotnik – członek „S” był politycznie mądrzejszy od ekspułkownika.”
W drugim z dokumentów, nazwanym „Koncepcją zdyskontowania publikacji R. Kuklińskiego w czasie konferencji prasowej” zawarto tezy które do chwili obecnej zdają się obowiązywać w dyskusji publicznej na temat pułkownika. Zalecano tam bowiem m.in.:
- „W żadnym wypadku nie polemizować ze szczegółowymi informacjami zawartymi w materiale. Ewentualne działania propagandowe ustawić w ten sposób, aby wykazać jego ogólny, dywersyjny i antypolski charakter.
- W każdym przypadku brać pod uwagę ewentualne międzynarodowe reperkusje naszego przeciwdziałania. Trzeba uwzględnić fakt, iż jak dotychczas – międzynarodowa opinia publiczna jest w minimalnym stopniu o tym materiale poinformowana.
- Wydaje się, iż słuszne będzie zminimalizowanie wszelkiej reakcji z naszej strony w odniesieniu do tego materiału”.
Postać pułkownika miała być przedstawiana według następującego wzorca:
– Kukliński jest amerykańskim szpiegiem, zdrajcą narodu skazanym prawomocnym wyrokiem na karę śmierci. Z agentem obcego państwa pozbawionym praw obywatelskich. nie uchodzi dyskutować nie tylko przedstawicielowi rządu, ale nawet prawemu obywatelowi naszego państwa,
– w odniesieniu do treści materiału można a priori stwierdzić, iż amerykańscy mocodawcy szpiega Kuklińskiego spreparowali materiał w celu siania dywersji i destrukcji wśród społeczeństwa w okresie postępującej stabilizacji w Polsce. W takich okolicznościach szersze ustosunkowywanie się do materiału jawnie wrogiego wobec Polski jest bezprzedmiotowe.”
CDN...
Źródła:
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/28928
Józef Szaniawski – „Układ Warszawski czy Moskiewski” Kurier Codzienny 3-5.02.2006r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz