Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

niedziela, 23 sierpnia 2009

“AS” – CENZOR PRO MILITO

„Spór z równym jest ryzykowny, z silniejszym – szaleńczy, ze słabszym – haniebny” – twierdził mądry Seneka. Nie przewidział jednak sytuacji, gdy spór staje się niemożliwy, bo choć adwersarz ani silniejszy, ani równy - to nie pozwala traktować serio swojej wypowiedzi. A szkoda, bo chętnie podjąłbym polemikę z autorem Stowarzyszenia PRO MILITO, gdyby tylko użył w swoim wystąpieniu choćby jednego, rzeczowego argumentu.

Pan Michał Podobin – którego tekst z blogu Pro Milito poniżej prezentuję - zechciał pochylić się z zainteresowaniem nad moimi wpisami. Ucieszyło mnie to bardzo, jak zawsze gdy zyskuję nowych, uważnych czytelników. Ucieszyło tym wielce, że wszystko, co napisał pan Podobin zainspirowany lekturą Ściosa, zdaje się potwierdzać moje obawy związane z szacownym stowarzyszeniem Pro Milito.

By wszakże, nie odbierać czytelnikom przyjemności obcowania z myślą pana oficera, powstrzymam się od komentowania tekstu. Niech broni się lub polegnie sam.

Nie odmówię sobie jedynie wyrażenia zadowolenia z faktu, że Stowarzyszenie Pro Milito jako kolejne, po Związku Byłych Funkcjonariuszy Służb Ochrony Państwa docenia dotychczasowy dorobek autora.

Pomny na pouczenie Stanisława Leca, iż „mogło być gorzej, a twój wróg mógł być twoim przyjacielem”, cieszę się z bycia cenzorem środowiska panów oficerów i obiecuję nadal wzbudzać równie żywe emocje.

Tekst pana Michała Podobina:

A może, Pro Milito od władzy oczekuje prawdy i praworządności?

Szukając dojścia do witryny Pro Milito znalazłem śmietnik złośliwości
i bezużytecznych zapisów, co zgodnie z zasadą, że to, co najgorsze trzyma się najdłużej, więc bez jakiejkolwiek przyczyny trzyma się w tym miejscu niby rzep…….. Autorem tej słownej nagonki, jest niejaki AS ,ale żaden on as, a raczej ten co, go do swego tytułu użył, ale w zupełnie innym celu Czesław Miłosz. Zbiór wierszy laureata Nagrody Nobla „ Przydrożny piesek”, to zupełnie ciekawa duchowa uczta, natomiast ten gniot propagandowych oszczerstw, jest jakby rodem z biuletynów propagandowych GZP. Pamiętamy przecież i wówczas też nie brakowało takich, co to ich nie sieją, a sami na kamieniu wyrosną. Jak widać, żadne zmiany nie eliminują tego typu ludzi.

Temu jegomościowi, który określa się być mężczyzną oraz wolnym strzelcem i historykiem w jednej osobie szczególnie nie podoba się możliwość zabierania głosu przez osoby niezależne i niepodporządkowane ogólnej gazetowej propagandzie. Mimo, że sam nie ma merytorycznych podstaw i predyspozycji z wielką namiętnością zabrał się do atakowania ludzi, którzy ośmielili się urodzić nieco wcześniej i mają za sobą odpowiedni życiorys, który nie przeszkadzał w niczym prezydentowi Lechowi Wałęsie do powierzenia im odpowiedzialnych stanowisk, na których oczywiście nigdzie nie zaznaczyło się nazwisko naszego asa lub pieska.

Charakterystyczną cechą tych zdeterminowanych ataków, jest wykorzystywanie każdego słowa, które odpowiednio odwrócone zostają użyte niby pociski do rażenia swoich przeciwników. Gdy Lech Wałęsa powiedział swego czasu : " trzeba wnieść poprawki do systemu politycznego i ekonomicznego, a to pozwoli nam żyć w wolności i dobrobycie”, a to określenie zostało powtórzone przez jednego z członków Pro Milito, to natychmiast pada pytanie o dopuszczalność stawiania takich twierdzeń. A czyż nie jest prawdą, że w odczuciu całego społeczeństwa „Elity polityczne nas zawiodły. Polacy wywalczyli wolność i demokrację, a w zamian zostali okradzeni z miejsc pracy i zabezpieczenia socjalnego” Nie trzeba być wielce wnikliwym obserwatorem, aby potwierdzić te słowa pierwszego prezydenta RP. Tego jednak cenzor Pro Milito jakby nie chce zauważyć.

Jedno trzeba przyznać, że osoba ta, wbrew wątpiącym jest wiernym i uważnym czytelnikiem wszystkiego, co ukazuje się na witrynie stowarzyszenia. Jest przy tym na tyle drobiazgowy w analizowaniu zapisanych tematów, że stawiający pierwsze kroki w tej słownej szermierce ze zdziwieniem często przyznają, iż nie spodziewali się, by poświęcano im uwagi tyle, bowiem to o czy piszą, jest na tyle znane i oczywiste, że jedynie ludzie.

Na wielu stronach tekstu tego autora przebijają wątki, w których zarzuca on oficerom z poprzednich lat, ze kończyli studia w akademickie w ZSRR. A gdzie mieli kończyć? Przecież w tamtych latach nikt nie proponował im pogłębiania wiedzy Waszyngtonie, Londynie, czy Neapolu. Jednak szanowny adwersarzu o jednym powinieneś pamiętać, że w owym czasie adiutanci, pisarze i sekretarze osobiści ministra nie byli kierowani na studia za granicą i nie byli pęczkami nominowani do stopni generalskich. I jeszcze jedno, ówcześni absolwenci takich akademii posiadali bogate doświadczenie wojskowe i ni byli defiladowymi i gabinetowymi generałami.

Nie znam szczegółowo biografii wymienianych złośliwie generałów Wileckiego i Poznańskiego, wiem jednak, że w tamtym czasie, aby zostać wyznaczonym na stanowisko szefa sztabu generalnego nie wystarczyło umieć posługiwać się językiem angielskim, a w dowodzeniu przejść szczebel plutonu. Tego niestety dyletanci i przeciwnicy wojska nigdy nie wiedzieli. Im wystarczył staż w ugrupowaniach pacyfistycznych i sukcesy w unikaniu służby wojskowej.

W takiej też roli występuje nasz „as”. Nic nie wspomina o tym, że on i jemu podobni czerpali całymi garściami z tego poprzedniego systemu, a teraz „ pokrzywdzeni” bez zastanowienia atakują tych, którzy mają odwagę inaczej pomyśleć w temacie obronności kraju. Im przecież jest obojętnie, jakie będą polskie siły zbrojne, myślą jedynie o takim wojsku, które bez szemrania, źle wyposażone i źle dowodzone pozwoli się wywieźć do dalekich i egzotycznych krajów. Dla nich wojny muszą się toczyć, a żołnierz jest po to, aby, gdy nie ma żołnierskiego szczęścia ginął. To od tego typu osób możemy cyklicznie, zazwyczaj po dramatycznym wydarzeniu, usłyszeć, że musimy do Afganistanu wysłać więcej sprzętu i zbyt dużo pieniędzy marnotrawionych jest na utrzymanie sił zbrojnych.

Dla pewnej grupy analityków i tendencyjnych użytkowników portali internetowych, każdy przejaw wolnego słowa działa niczym muleta. Rzucają się rozwścieczeni na tekst i z każdego akapitu tworzą propagandowe „arcydzieło’, które dla podobnych im entuzjastów walki z komunizmem staje się niczym ambrozja na greckim Olimpie. Nawet sprawy światopoglądowe są dogodnym obszarem, na którym są gotowi wykazywać nie tyle swoje chrześcijańskie przywiązanie, ale dokonywać oceny prawa innych do opowiadania się po stronie haseł wypisanych na żołnierskich sztandarach. Tacy krytykanci, nie mówią, wprost, że nie odpowiadają im zmiany, jakie zaszły w siłach zbrojnych po pojawieniu się wśród żołnierzy kapelanów wojskowych, ale przy pomocy odpowiedniej gry słów, usiłują za wszelką cenę, przedstawić w negatywnym świetle obecność kościoła w wojsku.

Wszedłem ponownie na stronę Pro Milito. Przeczytałem wiele tekstów. Nie widzę nic zdrożnego w tym, że jeden z piszących na tamtej witrynie napisał: „Stowarzyszenie Pro Milito korzysta tylko z prawa wolności. Obserwując zachodzące zmiany spotykamy się, dyskutujemy i coraz bardziej przekonujemy się, że nasza odmienność poglądów pokrywa się z polską racją stanu. Problem jest na tyle poważny, że szukamy sposobów dotarcia do szerszej rzeszy słuchaczy. Ale głównie widzimy potrzebę wyprowadzenia z błędu tych, którzy pozbawieni możliwości poznania drugiej strony medalu, w sposób jednostronny przekonują społeczeństwo”.

Prawdą też jest, że dotychczas Pro Milito korzysta z możliwości swobodnego wypowiadania się na portalach internetowych. Nie istnieje, bowiem dzisiaj w wolnej Polsce możliwość otwartego wypowiedzenia się, bez posiadania własności mediów. Trzeba mieć również świadomość, że istniej określona grupa ludzi, dla których każdy sposób i przyczyna będzie dobra, by zamknąć innym usta. Mają oni swój propagandowy straszak, jakim jest komunizm, przy pomocy, którego każdemu przypinają taką łatkę. To właśnie oni głośno powtarzają, że inaczej myślącym trzeba się bacznie przyglądać, chociaż inni idą już dalej, twierdząc, że trzeba inwigilować.

Ludziom nie trzeba robić wody z mózgu, nawet wówczas, gdy się jest wiernym wyznawcą Eugena Bleulera. Zawsze, bowiem dociekanie prawdy oraz wskazywanie innym przejawów głupoty i działań odbiegającymi od polskiej racji stanu, było i będzie w centrum zainteresowania Pro Milito. I tu wcale nie chodzi o władzę, ale o prawo do obiektywnego spojrzenia na obecną rzeczywistość i widzenia w niej nie tylko defiladowych przemarszów, ale głownie przyczyn żołnierskiej tragedii. Chociaż namnożyło się nam mrowie propagandzistów śledzących każdy nasz głos i ich siła jest znaczna, to nasza prawda w ostatecznym rozrachunku przygniecie tych wierszokletów.

Michał Podobin 16 sierpnia 2009r

(pisownia oryginalna)

Źródło : http://www.promilito.pl/pro-milito-blog-promilito.htm

komentarz Komendy Głównej Stowarzyszenia do powyższego tekstu:

http://www.promilito.pl/komentarz.htm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz