Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

piątek, 15 maja 2009

SUKCESORZY – OD BERMANA DO MICHNIKA - 4

Poza wszelką wątpliwością pozostaje fakt, że organizacja tzw. polskich komunistów powstała z inspiracji i za zgodą obcego mocarstwa. Niezależnie od kolejnych przeobrażeń, powołanej w 1918 roku Komunistycznej Partii Robotniczej Polski - od KPP i PPR, do PZPR, SRP i SLD - ta specyficzna cecha, stanowi niepodważalną, historyczną przesłankę świadczącą o agenturalnym charakterze całego ruchu komunistycznego w Polsce.

Gdy pod koniec grudnia 1943 roku, Jakub Berman w rozmowie z Wiaczesławem Mołotowem pytał swego współrozmówcę - jak radzieccy przywódcy widzą ewentualność powołania organizacji partyjnej przez komunistów polskich przebywających w ZSRR - Mołotow odpowiedział, że KPP została rozwiązana przez Komintern, a skoro Kominternu już nie ma, Polacy mogą już więc tworzyć swoją organizację.

Tak też się stało i 10 stycznia 1944 r. Berman wspólnie z Mincem i Jędrychowskim opracowali specjalny memoriał adresowany do Mołotowa, w którym proponowali m.in. powołanie 7-osobowej komisji organizacyjnej, mającej zająć się utworzeniem „organizacji komunistów, jako zagranicznej organizacji PPR na terenie ZSRR”. Podkreślano, że powstanie takiej komisji jest niezbędne dla zaktywizowania tamtejszych komunistów polskich. Ponadto, brak takowej może doprowadzić do tego, że „istniejące na terytorium ZSRR polskie organizacje polityczne i jednostki wojskowe nie wypełnią swych zadań zasadniczych”. Może się nawet zdarzyć, że zamiast tego, zostaną one wykorzystane przez siły wrogie ZSRR. Mocno przy tym akcentowano fakt, że „komisja organizacyjna została powołana i działa pod kierownictwem KC WKP(b)”.

Jak pisze Robert Spałek w „Wiadomościach Historycznych” 3/01 – „Józef Stalin potrzebował wiernej i oddanej grupy polityków, która mogłaby skutecznie zmierzyć się w walce z premierem rządu RP na uchodźstwie Stanisławem Mikołajczykiem. 24 grudnia Berman wraz z kilkudziesięcioma działaczami Związku Patriotów Polskich został nieoczekiwanie
zaproszony na Kreml. Tam zapadła decyzja o powołaniu rządu "moskiewskiego", mającego być przeciwwagą dla legalnie działającego rządu w Londynie.

Lapidarny i niezwykle trafny opis tego towarzystwa, przekazał Clement Attlee przywódca labourzystów, następca Winstona Churchilla. Gdy zobaczył ekipę PKWN podczas konferencji w Poczdamie orzekł: ˝Nigdy w życiu nie widziałem takiej zbieraniny podejrzanie wyglądających osobników˝.

Tę charakterystyczną, agenturalną cechę ruchu komunistycznego w Polsce, warto mieć na uwadze, gdy chcemy wytyczyć linię sukcesji - od Jakuba Bermana – do Adama Michnika. Z niej bowiem wynika fakt, iż 45 –letnie rządy partii komunistycznej były de facto formą sowieckiej okupacji na obszarze powojennej Polski, w niej również należy upatrywać genezy stosunku, jaki wobec ZSRR reprezentowali polscy komuniści oraz wywodzący się z tej samej tradycji trockistowscy „schizmatycy”, skupieni w ruchu „komandosów”.

Nie sposób stwierdzić – pisał przed dwoma laty Antoni Dudek - w jakiej części proradzieckość i prorosyjskość kolejnych ekip rządzących Polską Ludową miała podstawy ideologiczne, w jakiej zaś geopolityczne czy wręcz czysto pragmatyczne (strach przed Wielkim Bratem)”. Nie ma też potrzeby, by analizować podłoże tego zjawiska. Dość stwierdzić, że postawa wobec „przyjaciół radzieckich” była w Polsce Ludowej jednym z najważniejszych atrybutów, jakimi funkcjonariusze komunistyczni mierzyli stopień lojalności i użyteczności swoich towarzyszy oraz czynnikiem (w ogromnej mierze) decydującym o karierze i awansach. Zupełnie odwrotna hierarchia obowiązywała w społeczeństwie, gdzie postawy antyrosyjskie czy antyradzieckie były postrzegane jako atrybut ludzi godnych i niezależnych.

Wydaje się, iż to jedna z najbardziej widocznych cech, świadczących jak mocno komunizm (a w nim podległość Sowietom) jest tworem obcym polskiej tradycji i wartościom.

Tym, co w sposób zasadniczy odróżnia poglądy „komandosów” na temat Związku Sowieckiego, od postaw komunistycznych aparatczyków, jest ich fakultatywność. O ile bowiem bycie funkcjonariuszem partyjnym obligowało do wierności Związkowi Sowieckiemu, a w najlepszym wypadku głoszenia „realizmu geopolitycznego” - o tyle, poglądy Michnika czy Kuronia, od czasów nazwania się „demokratyczną opozycją” należy odbierać jako wyrażane w warunkach względnej dobrowolności, nie obarczone przymusem komunistycznych „dogmatów wiary”, bądź nakazem wynikającym z uczestnictwa w aparacie władzy. Z tej przyczyny, wolno sądzić, iż wszystko, co „komandosi” głosili na temat stosunków polsko – sowieckich było wyrazem ich autentycznych poglądów. Stąd też, znaczenie tych wypowiedzi dla wytyczenia linii sukcesji, jest nie do przecenienia.

W poprzednim tekście, przytoczyłem kilka opinii świadczących, iż Adam Michnik pojmował „realizm geopolityczny” jako akceptację dla zastanego porządku, w którym komunizm okazał się nieuchronnym efektem historycznych uwarunkowań, a Polska przedmiotem w grze światowych mocarstw. Dominacja sowiecka była faktem, a gra o przyszłość Polaków mogła się toczyć tylko w ramach bardzo ograniczonych możliwości. Trudno byłoby odmówić słuszności takiej wizji, gdyby tylko stanowiła punkt wyjściowy – w pełni racjonalny, lecz nie determinujący myślenia o wolnej Polsce. Tymczasem we wszystkim, co Michnik pisał i mówił na temat przyszłości tkwiła – niczym blokada – świadomość, że ZSRR/Rosja jest hegemonem, którego polityczna i militarna obecność jest granicą nieprzekraczalną, poza którą nie wolno przesunąć naszych dążeń, a wszelkie koncepcje wolnej Polski muszą mieć na uwadze interes Rosji. To posunięte do granic absurdu przekonanie, nakazywało Michnikowi w roku 1989 stawiać na jednej płaszczyźnie interes kata i ofiary, okupanta i okupowanego, gdy powołując się na opinię koncesjonowanego, sowieckiego dysydenta twierdził – „Prof. Andriej Sacharow, moralny autorytet Rosji i Europy, powiedział, że "płyniemy w jednej łódce". I łatwiej nam będzie przepłynąć wszystkie mielizny i pułapki, gdy będziemy sobie wzajemnie pomagać. Inaczej utoniemy. (Polska ZSRR. Dwa inne kraje) Gazeta Wyb..25.10.89

A przecież to sam, ideowy przyjaciel Michnika – Jacek Kuroń, podczas sejmowej dyskusji, w roku 1998 nad projektem uchwały o przestępczym charakterze systemu komunistycznego (której był przeciwnikiem), przyparty słowami Antoniego Macierewicza, stwierdził: „W wyniku II wojny światowej i porozumienia mocarstw, które tę wojnę wygrały, społeczeństwo polskie zostało oddane w pełną władzę ZSRR. Taka decyzja zapadła na mocy porozumienia jałtańskiego oraz poczdamskiego i była utrwaleniem wyników wojny. A w związku z tym była okupacja, zgadza się, to znaczy obecność władz sowieckich na terenach polskich, które tam się znalazły w wyniku wojny”

Nigdy jednak, nie udało się zapytać obydwu „mędrców” – jakie to wspólne interesy, na jakiej to „jednej łódce” mogą mieć okupant i okupowany?

Już podczas pobytu w Paryżu ,w roku 1977 Michnik w wywiadzie dla „Le Monde” sformułował tezę jakoby istniała fundamentalna zbieżność interesów kierownictwa politycznego ZSRR, kierownictwa politycznego w Polsce i polskiej demokratycznej opozycji. Stwierdził także, ze „w partii jest wielu pragmatyków, którzy wiedzą, ze represje niczego nie rozwiązują”. Dlatego – zdaniem Michnika PZPR może być dla demokratycznej opozycji partnerem, z którym można zawrzeć polityczny kompromis.

Ten pogląd w pełni współbrzmiał ze słowami Jacka Kuronia, który w „Biuletynie Informacyjnym KSS”KOR” nr. 3, z 1979 roku zamieścił artykuł pt. „Sytuacja kraju a program opozycji”. Objawił się wówczas jako zwolennik dialogu z partią komunistyczną, deklarując chęć współpracy z jej „pragmatyczną frakcją”. Jednocześnie w paryskiej „Kulturze” w nr. 1-2, z 1979 r., w artykule pt. „Drogi i podziały” Kuroń zapewniał, że mówienie o niepodległości Polski i domaganie się jej, to „deklaracje budzące litość”.

Słowo niepodległość, wydaje się obcym w arsenale pojęć Michnika. Z powodzeniem zostało zastąpione ulubionym hasłem , główną bronią komandosów” – „kompromisem”:

Co to znaczy dzisiaj chcieć niepodległości? – pisał w roku 1989. Znaczy to konsekwentnie, krok po kroku, przebudowywać Polskę; znaczy to pracować, by doktryna Breżniewa została pogrzebana na zawsze. Jednak nie drogą rozpalania antyrosyjskiej nienawiści ani urządzaniem antysowieckich demonstracji. Wytwarzanie obrazu Polski dyszącej potrzebą antysowieckich akcji jest sprzeczne z polskim interesem narodowym i godzi w politykę rządu Tadeusza Mazowieckiego.Powtórzmy: sytuacja Polski polega na tym, że proces demokratycznych przeobrażeń opiera się na kompromisie i wymaga konsekwencji działań - każdy z partnerów kompromisu potrzebny jest w politycznym kontrakcie. Wszelako ten kompromis jest kruchy. Opiera się na porozumieniu stron wczoraj jeszcze ostro skonfliktowanych. Dlatego potrzeba nam będzie wiele tolerancji, uporu i dobrej woli”

Warto pamiętać, że w rozmowie z Jackiem Żakowskim na temat „Traktatu o gnidach” Wierzbickiego, Michnik jasno określił swój stosunek do Polski Ludowej, mówiąc: „Nigdy nie przyjąłem formuły, ze w Polsce przez czterdzieści lat de facto trwała sowiecka okupacja. Byłem zdania, ze PRL to jest polska państwowość pozbawiona suwerenności. Ta państwowość jednak istniała i stanowiła pewna wartość”.

Można zastanawiać się, na ile poglądy Michnika czy Kuronia wynikały z racjonalnych ocen rzeczywistości, na ile zaś miały podłoże w „syndromie Dupczeka”, który wydaje się wspólnym doświadczeniem komunistycznych „wyznawców”? Przed dwoma laty, w artykule „Wiara i strach” Antoni Dudek pisał: „

Strach władz PRL przed reakcją Kremla był najwyraźniej widoczny w okresie legalnej działalności NSZZ "Solidarność" w latach 1980-1981. Znalazło to wyraz zarówno w oficjalnej propagandzie, która nieustannie oskarżała tzw. ekstremalne skrzydło "Solidarności" o rozniecanie nastrojów antyradzieckich, jak i w nerwowych reakcjach tych przywódców PZPR, którzy oceniali, że tracą poparcie Moskwy. "Dziwią mnie metody, do jakich się uciekacie (...). Nie zasłużyłem na to (...) gorzkie to dla mnie doświadczenie, że straciliście do mnie zaufanie" - skarżył się w czerwcu 1981 roku szefowi prezydentury KGB w Polsce gen. Witalijowi Pawłowowi I sekretarz KC PZPR Stanisław Kania. Strach przed gniewem Kremla, który nawiązując do wydarzeń z 1968 roku w Czechosłowacji można określić z kolei mianem syndromu Dubczeka, w jeszcze silniejszym stopniu występował u gen. Wojciecha Jaruzelskiego, w którego przypadku miał zresztą istotne uzasadnienie biograficzne, czyli deportację na Syberię w latach II wojny światowej. Syndrom Dubczeka zaczął słabnąć dopiero po objęciu władzy w ZSRR przez Michaiła Gorbaczowa i proklamowaniu przez niego pierestrojki. Charakterystyczny był przebieg obrad Sekretariatu KC PZPR jesienią 1986 roku, kiedy zastanawiano się też nad problemem białych plam w historii wzajemnych stosunków. "Podejmowaniu ich musi towarzyszyć wyobraźnia co do skutków. Nieodzowna ostrożność. Pierwszy raz towarzysze radzieccy zgodzili się rozmawiać na ten temat" - stwierdził podczas dyskusji Włodzimierz Natorf, ambasador PRL w Moskwie. Obawy te łagodził sam Jaruzelski, mówiąc: "Tow. Gorbaczow jednoznacznie opowiada się za podjęciem tych problemów przez historyków obu stron. (...) W świadomości społecznej, również nie bez naszej winy, tkwi sprawa Katynia (...). My też byliśmy kiedyś nadgorliwi i mieliśmy swoje tragiczne procesy oficerów". Równocześnie generał proponował, by "pomyśleć o śmiałych, szokujących przedsięwzięciach, niemieszczących się w dotychczasowych ramach (np. może wizyta w Moskwie kardynała Glempa, może sprowadzenie prochów króla Stanisława Augusta Poniatowskiego). Liczą się skutki". Te ostatnie okazały się rzeczywiście doniosłe, a dla gen. Jaruzelskiego zgoła szokujące”.

Tę sam sposób myślenia, oparty na „nieodzownej ostrożności” można zaobserwować u Michnika w roku 1989, gdy w artykule „Pałka i kompleks” pouczał rodaków: „Ten kto uważa, że hasło "Sowieci do domu" wystarcza dziś za całą polityczną mądrość. powinien zastanowić się. czy w wyniku takich zawołań osiągnąć można skutek zamierzony. Albo inaczej: posługując się hasłami uchodzącymi powszechnie za obraźliwe w stosunku do radzieckiego supermocarstwa, nie proponując nic poza wrogością, w chwili, gdy to i owo warto by zaproponować przekreśla się szansę nowego modelu relacji polsko-radzieckich. Takich relacji, gdzie obustronna równoprawność i suwerenność nie będą sloganem propagandowym. lecz codziennie budowanym partnerstwem. Nie osiągnie się tego antysowieckimi demonstracjami trzeba to powiedzieć wyraźnie. Jasno powiedzmy jednak. że głupotą jest wierzyć. iż antysowiecki kompleks Polaków można przełamać zomowskimi pałkami. Te pałki ten kompleks utrwalają”.

Warto pamiętać, że to w tym właśnie czasie lider „komandosów” odbywał konsultacje w Moskwie, o czym informowały szyfrogramy Grupy Operacyjnej „Wisła”, (zamieszczone w nr.4 (39) Biuletynu IPN z kwietnia 2004 roku). Meldunki „Wisły” stanowiły dla władz PRL jedno z cenniejszych źródeł informacji, zarówno na temat sytuacji wewnętrznej w ZSRR, jak i kremlowskich ocen biegu wydarzeń w Polsce. Z treści meldunków wiemy, że Rosjanie już wiosną 1988 r. byli skłonni rozpocząć wstępny dialog z przedstawicielami tzw. konstruktywnej opozycji w Polsce, a w kilka – najdalej kilkanaście miesięcy później – rozmowy takie faktycznie zostały rozpoczęte. W świetle szyfrogramu z czerwca 1989 r., zawierającego sprawozdanie z rozmowy z Walerijem Musatowem, czytelnie rysują się też motywy działań Kremla: wobec postępującej erozji ekipy Jaruzelskiego, której potwierdzenie stanowiła czerwcowa klęska wyborcza, Rosjanie przystąpili do budowy „mostów porozumienia” z umiarkowaną częścią opozycji. Ich celem strategicznym był bowiem – jak wynika z innego z szyfrogramów – „pomyślny rozwój stosunków z USA” i utrzymanie Polski w radzieckiej strefie wpływów. Oba te cele wymagały zachowania spokoju społecznego i nadania przemianom ustrojowym w PRL ewolucyjnego charakteru. To zaś było możliwe tylko w przypadku pozyskania do współpracy umiarkowanej części opozycji. Otwarte pozostają natomiast pytania - o szczegóły prowadzonych wówczas rozmów, a także o to, kto jeszcze poza Adamem Michnikiem, Januszem Onyszkiewiczem oraz Andrzejem Wajdą był ich uczestnikiem oraz jaki był ich wpływ na powstanie rządu Tadeusza Mazowieckiego.

O wizytach Michnika w Moskwie wspomina również w swoich pamiętnikach Mieczysław Rakowski . Pod datą 14 października 1989 roku zanotował : „Wieczorem, bez uprzedzenia, wtargnął do nas AM. Wracał z ambasady radzieckiej. Wybiera się do Moskwy. (…) AM starał się mnie przekonać, że jestem w PRL tym, „który może ten kraj wyciągnąć z dna, w jakim się znalazł”. Nie wiem, na jakiej podstawie tak sądzi. Zalecał nawiązanie kontaktu z Geremkiem, choć ostrzegał, że nie powinienem z nim tak otwarcie rozmawiać, jak my rozmawiamy. O Wałęsie powiedział, że jest to dureń (…). A w ogóle, to cele wtargnięcia do mnie określił w ten sposób: „Jadę do Moskwy (…) i przyszedłem do pana po sugestie. Z kim warto rozmawiać, co im mówić itd.".

Nie wiemy, jakich rad udzielił koledze towarzysz Rakowski. Sam Michnik też nie był skory dzielić się z Polakami doświadczeniem z moskiewskich wizyt. Pewne sugestie odnośnie poruszanych wówczas tematów, można wywnioskować na podstawie artykułu Gazety Wyborczej z 25.10.1989 r. Michnik pisał bowiem:

Wszelako w stosunkach polsko-radzieckich wciąż obecny jest historyczny bagaż urazów i nieporozumień. Nie ingerując w sferę wielkiej dyplomacji, powiedzmy, że polską opinię niepokoi - w epoce bezkompromisowego ujawniania stalinowskich zbrodni - odkładanie w nieskończoność publicznego powiedzenia prawdy o katyńskiej zbrodni. Ta sprawa jest otwartą raną i Polacy nie zaaprobują żadnych przemilczeń. Z kolei rosyjską opinię zaniepokoiły dochodzące z Warszawy sformułowania o "okupacji wschodnich województw Polski po 17 września 1939 roku". Odczytano to jako zapowiedź żądania rewizji granic. Polacy wiedzą, że takiego żądania nikt rozumny w Polsce nie formułuje. Ale to pytanie, które tylekroć słyszałem w Moskwie, dowodzi wielkiego uwrażliwienia. Dlatego trzeba starannie dobierać słowa. W polskim myśleniu, winien zostać zrewidowany dotychczasowy wizerunek ZSRR. Ale w myśleniu rosyjskim musi zostać odkłamany obraz "Solidarności" jako "amerykańskiej agentury" i "awangardy światowej kontrrewolucji". Tylko tak skończyć można z wizerunkiem wroga”.(podkr.moje)

Trzeba było dopiero mocnego głosu francuskiego filozofa i politologa Alaina Besancon, by odpowiedzieć Michnikowi na ten stek groźnych, ahistorycznych komunałów, którymi skutecznie zatruwał umysły Polaków u progu IIIRP. Besancon w roku 1990, na łamach paryskiej „Kultury” tak skomentował wystąpienie Michnika w „Litieraturnoj Gazietie”:

W polityce zewnętrznej utworzyła się oś Moskwa-Warszawa. W "Litieraturnoj Gazietie" Michnik dał wyraz swemu zadowoleniu z tego, że wojska sowieckie raczą pozostać w Polsce. Zarzucono mi, że wspomniałem o Targowicy. A przecież ta grupa zdrajców nigdy nie zaaprobowała przedłużenia okupacji trwającej 45 lat.

Byliśmy świadkami jak Jaruzelski i Mazowiecki usiłowali w Paryżu reanimować sojusz francusko-rosyjski wymierzony przeciw Niemcom, który tak drogo kosztował Europę i Polskę. Jak Wałęsa, używając szalonych wręcz sformułowań, groził Niemcom zagładą atomową. Jak ten sam Wałęsa domagał się jako rzeczy samo przez się należnej subsydiów, które umacniają obecny, dwuznaczny system i pośrednio przynoszą korzyści okupantowi. Widzieliśmy zakłopotanie Polski wobec bohaterskiej postawy Litwy, która w warunkach tysiąckroć trudniejszych próbuje dokonać tego, przed czym Michnik i jego przyjaciele cofają się od trzech lat. Wszyscy niestety opuścili Litwę, ale Polska powinna wiedzieć skąd wywodzili się jej najwięksi królowie i poeci. [...]

To, co dzieje się w Polsce, to właśnie to, czego chciał dokonać Gorbaczow u wszystkich swych satelitów. Niemal wszędzie manewr ten zakończył się niepowodzeniem. Powiódł się w Polsce i to jest największym sukcesem Gorbaczowa. Ma w tym swój udział Michnik”.

Niewątpliwie Michnik miał udział w „budowaniu mostów porozumienia” i utrzymaniu Polski w radzieckiej strefie wpływów – czyli w realizacji tych koncepcji, o których informuje szyfrogram GO „Wisła” z dn. 20.01.1989 r., relacjonujący „ciekawsze wypowiedzi osób z aparatu partyjnego, MSW i wojska, uzyskane przez rzetelne źródło podczas spotkania prywatnego w szerszym gronie w dniu 18 bm”. Skutki tej fatalnej dla Polski polityki będziemy odczuwać jeszcze przez dziesięciolecia.

Nie przypadkiem poświęcam tyle miejsca cytatom z roku 1989. Wydają się niezwykle ważne, bo reprezentatywne dla środowiska „komandosów”. O ile w latach 70 –tych, „realizm geopolityczny” można tłumaczyć strachem przez interwencją militarną, o tyle ten argument upada, gdy rozpatrujemy końcówkę lat 80-tych. Ci zatem, którzy nie bacząc na kilkadziesiąt lat sowieckiej okupacji i konieczność wyrwania Polski ze strefy wpływów Moskwy, wbrew odczuciom zdecydowanej większości społeczeństwa i naszym, narodowym interesom, głosili potrzebę stosunków „opartych na partnerstwie i kompromisie”, twierdząc, iż „obraz Polski dyszącej potrzebą antysowieckich akcji jest sprzeczny z polskim interesem narodowym”, musieli być politycznymi analfabetami, lub realizować zamierzoną, ustaloną w Moskwie strategię. Ponieważ nie posądzam „komandosów” o infantylizm, dostrzegam w wypowiedziach Michnika i innych przejaw cynicznej, choć politycznie efektywnej gry, obliczonej na zapewnienie sobie wpływów, w sposób praktykowany od czasów Jakuba Bermana - poprzez poparcie płynące z Kremla. To najmocniejsza cecha sukcesji, jaką „komandosi” odziedziczyli po Bermanie. Bez tego poparcia, bez akceptacji „konstruktywnej opozycji” przez przywódców sowieckich, operacja „okrągły stół” byłaby niemożliwa, a wpływy środowiska „komandosów” na kształt polityczny IIIRP ograniczone. Warto dostrzec tę historyczną analogię.

Od czasu, gdy sowieccy agenci, podążający za Czerwoną Armią zaprowadzili w Polsce okupacyjne porządki i oparli swój byt na wsparciu Kremla, obecność takich ludzi w polskim życiu publicznym stanowi nieomylną wskazówkę, że państwo, stworzone na bazie „historycznego kompromisu” znajduje się nadal pod wpływem wschodniego imperium

CDN...

Źródła:

Leszek Piątkowski – Z dziejów lewicy polskiej w ZSRR (Polski Komitet Narodowy i Centralne Biuro Komunistów Polskich) w Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska Lublin

http://www.annales.umcs.lublin.pl/F/2005/18.pdf

http://www.gomulka.terramail.pl/towberman.htm

http://www.rp.pl/artykul/2,292965_Moskwa__wybiera__Bermana.html

http://wyborcza.pl/1,75546,3652986.html

http://wyborcza.pl/1,93057,3647843.html

http://orka2.sejm.gov.pl/Debata3.nsf/main/396583D6

http://wyborcza.pl/1,93057,3647750.html

http://www.ipn.gov.pl/portal/pl/24/1351/nr_42004.html

http://www.dziennik.pl/opinie/article35731/%20Kto_nie_ze_mna_ten_klamca.html

http://cogito.salon24.pl/77638,zrobmy-przewrot-majowy

2 komentarze:

  1. Pan Dudek i pac Cenckiewicz mimo swej dużej wiedzy i niemałych zasług wydają się, słuchając ich, naiwynymi dzieciątkami. Czy wynikać to może z ich nieumiejętności szerszego spojrzenia na problem czy z innych przyczyn? Jakie to mogą być przyczyny?
    Pan Antoni Dudek używa w swych wypowiedziach dość mętnych i dziwnych argumentów w czym wtóruje mu pan Cenckiewicz. Przyznam że jestem tym zszokowany.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie sadze. Dudek i Cenkiewicz nie chca gwaltownie wstawic glowy pod gilotyne. Oni wiedza co warty naprawde jest Michnik i jego srodowisko warszawki. Wiedza ze to komusze scierwo. Prawda przebije sie w koncu. Tak jak z Walesa. Marazm spoleczenstwa zostanie w koncu przelamany. To kwestia czasu. Pozostalo jednak na ciaglym przypomnianiu co wart jest belkot tej holoty. I degenaracja tego plepsu. Czlowiek uczciwy i prawy omija te scierwa z daleka.

    OdpowiedzUsuń