„Ostatnio kilkakrotnie widziałem marszałka w stanie silnego podenerwowania. Pierwszy raz, gdy pytano go o związaną z WSI spółkę „Pro civili”. Drugi raz niedawno, gdy pytano go o kontakty z Leszkiem Tobiaszem i Aleksandrem L.” – te słowa Antoniego Macierewicza sprzed trzech tygodni wracają dziś, niczym echo, po wczorajszych zeznaniach Wojciecha Sumlińskiego podczas posiedzenia sejmowej komisji ds. służb specjalnych. Specyfika prac tej komisji wyklucza jawność posiedzeń, zatem ludziom zainteresowanym aferą „Marszałkową” i losem dziennikarza wypadało jedynie czekać na informacje z wiarygodnych źródeł. Ponieważ czwartkowa wizyta Sumlińskiego w Sejmie została, z zachowaniem wszelkich prawideł sztuki dezinformacji, „przykryta” zeznaniami kilku renegatów, występujących na forum speckomisji ds. rzekomych nacisków – należało spodziewać się kompletnego, zwyczajowego milczenia mediów w tej sprawie.
Tym bardziej na słowa uznania zasługuje postawa Wojciecha Wybranowskiego, który jako jedyny dziennikarz „z jajami” odważył się poinformować dziś o szczegółach zeznań Sumlińskiego i ujawnił kolejne kłamstwo Bronisława Komorowskiego. Kłamstwo – na tyle istotne, że może stanowić ważną przesłankę wskazującą na motywy, jakimi kierował się Komorowski, inicjując nagonkę na dziennikarza.
Dowiedzieliśmy się, że marszałek polskiego Sejmu kłamał przed prokuratorem twierdząc, że nie zna Wojciecha Sumlińskiego. Przypomnę, że kłamał również publicznie, przed mikrofonami radia, gdy 1 sierpnia br. twierdził: „Akurat o panu Sumlińskim nic nie wiem, chyba nie znałem tego pana, więc moje zeznania dotyczyły byłego czy pułkownika dawnych służb komunistycznych...”
Tymczasem, przed sejmową komisją ds.specłużb dziennikarz oświadczył, że spotykał się wielokrotnie z Komorowskim w roku 2007, a tematem rozmów był przygotowywany dla programu „30 minut" w TVP Info materiał o Fundacji Pro Civil.
Niewykluczone, że to wówczas Komorowski zorientował się, iż wiedza Sumlińskiego na temat kontaktów posła PO z wojskowymi służbami, może stanowić zagrożenie dla jego dalszej kariery politycznej. Najwyraźniej, pytania zadane przez Sumlińskiego wywarły wówczas tak ogromne wrażenie na Komorowskim, że przez kilka następnych dni lutego 2007r. wciąż wspominał sprawę Fundacji Pro Cyvili.
Oto w wywiadzie dla Moniki Olejnik 19 lutego 2007r ( trzy dni po opublikowaniu Raportu z Weryfikacji WSI), Komorowski tak komentuje ujawnienie przez prezydenta treści Raportu:
„Myślę, że pan prezydent nie do końca w pełni świadomie wszystko, nie wszystko przeanalizował. Tam jest na przykład taki przypadek, że pan prezydent mówi zresztą o tym na konferencji prasowej, że jakimś dowodem na zbrodnie WSI miały być nieprawidłowości w ramach Wojskowej Akademii Technicznej, gdzie byli zamieszani oficerowie, słynna fundacja Pro Civili.”
Trzy dni później, 22 lutego 2007r w wywiadzie dla Gazety.pl, poświęconym w całości ocenie Raportu, na pytanie dziennikarza – „Czyli właściwie z WSI nie było problemów?” – Komorowski stwierdza:
- „Były. Ale znaczna większość grzechów WSI przytoczonych w raporcie nie jest żadną sensacją. Te sprawy od dawna bada prokuratura. Np. afera fundacji Pro Civili. Rozpracowały ją same WSI za czasów gen. Rusaka. W 2000 roku, kiedy kierowałem MON, sprawa została skierowana do prokuratury i znalazła finał w sądzie. „
Cóż takiego tkwi w sprawach dotyczących fundacji, co sprawiło, że Komorowski, najwyraźniej pod wpływem rozmów z Wojciechem Sumlińskim, próbuje bagatelizować problem i zapewnia publicznie, że jako minister ON dopełnił swoich obowiązków? Czy na pewno dotyczy okresu, gdy Komorowski szefował w MON, czy może ma związek z czasem innej aktywności obecnego marszałka i jego przyjaciółmi z WSI?
Sprawa musi być ważna, skoro Komorowski „wytypował” dziennikarza jako ofiarę kombinacji operacyjnej służb i świadomie skazał go na zawodową śmierć.
Jeśli pamiętać, jakimi metodami środowisko WSI „zamykało usta” ludziom zainteresowanym fundacją Pro Cyvili, można bez cienia sarkazmu uznać, że Wojciech Sumliński „miał szczęście”.
Dziennikarz Dariusz Kos, tak w lutym 2007 roku opisywał okoliczności, w jakich wspólnie z Robertem Zielińskim próbowali w „Super Expresie” badać sprawę fundacji:
„ Był przełom czerwca i lipca 1999 roku. Pracowałem wtedy w “Super Expressie”. Razem z Robertem Zielińskim stanowiliśmy “śledczy team” dziennikarski “SE”. Robert zadzwonił, przejęty. Dostał “cynk” o dużej aferze w wojsku. W redakcji opowiedział o co chodzi. Chodziło o “Pro Civili”, Wojskową Akademię Techniczną i PKO BP. W tle WSI.” [...]
I wtedy zaczęły się dziać wokół mnie dziwne rzeczy. Nagle moją pracę szefostwo “SE” zaczęło źle oceniać. Nagle przestała liczyć się jakość materiałów, a zaczęłą ilość. W dodatku ważne było na jakiej stronie i ile publikowano moje artykuły. Podliczano ile miałem “jedynek”, ile “trójek”, a ile “cover story”. Spadały, jak iskry dziwne plotki. Atmosfera wokół mnie gęstniała z dnia na dzień. W końcu w połowie 1999 roku szefostwo “SE” postanowiło się ze mną rostać. Dziwne, że wtedy gdy zaczęliśmy porządnie rozpracowywać z Robertem akurat sprawę Pro Cyvili. Po latach wiem, że było to na rękę WSI. Musieli spokojnie kończyć swoje przekręty z innymi bankami i rozpocząć tuszowanie sprawy. Robertowi w końcu udało się całą aferę opisać, lecz dopiero w marcu 2000 roku. Po ponad pół roku od kiedy wspólnie zabraliśmy się za tą sprawę. Po moim odejściu z “SE”, a przed publikacją tekstu Roberta działy się dziwne rzeczy z osobami zaangażowanymi w przekręt. Jeden z wojskowych inicjatorów akcji z drenowaniem PKO BP i innych banków zginął w wypadku. Innego zasztyletowano, kogoś pobili nieznani sprawcy. Zaś pewien J. S., który dysponował jednym z kont przekręciarzy poleciał w Sekułę, czyli dwukrotnie postrzelił się w brzuch.
Można więc powiedzieć, iż ze mną postąpiono łagodnie. Wyrzucono tylko z pracy i pozbawiono środków do życia. Lecz nie pozbawiono samego życia. Ot, takie tam utrudnienia.”
Choć zakładam, że temat fundacji Pro Cyvili jest powszechnie znany, spróbujmy zauważyć, w jakim kontekście nazwa ta wielokrotnie pojawia się w Raporcie z Weryfikacji WSI:
„Na początku marca 1993 r. rozpoczęto prowadzić sprawę pod krypt. „PACZKA”, której głównym figurantem był kpt. Piotr Polaszczyk (ten sam, który w 1991 r. nawiązał kontakty z politykami prawicy. Na przełomie 1992/93 r. rozpoczął on działalność w branży samochodowej, gdzie m.in. kooperował z firmą Polmot Trading.
W toku tej sprawy WSI zajmowała się również Fundacją „Pro Civili” (założoną m.in. przy współudziale obywateli Austrii, Manfreda Hollestscheka i Antona Kasco), mającą pomagać b. funkcjonariuszom państwowym. Z fundacją związany był również kpt. P. Polaszczyk, którego żona pełniła funkcję Dyrektora Generalnego Fundacji. Członkami Rady Fundacji byli również m.in. Janusz Maksymiuk. Fundacja ostatecznie została całkowicie przejęta przez oficerów WSI (w tym m.in. przez płk. Marka Wolnego) i współtworzyła sieć spółek wykorzystujących Wojskową Akademię Techniczną.
Z upływem czasu rozpracowanie „aktywności gospodarczej” kpt. P. Polaszczyka przestało być zasadniczym celem sprawy. Prowadzący ją zainteresowali się przede wszystkim kontaktami figuranta sprawy ze środowiskami politycznymi, a zwłaszcza z politykami z rządu J. Olszewskiego. M.in. dokonano rozpoznania operacyjnego kontaktów kpt. Polaszczyka z b. ministrem J. Parysem, który w tym czasie pełnił funkcję szefa Hotelu „Merkury” w Warszawie i skupił wokół siebie grupę polityków prawicy, organizując u siebie spotkania polityczne. Spotkania polityków w Hotelu „Merkury” były operacyjnie monitorowane (obserwacja stacjonarna). Ponadto aktywnie zbierano informacje o E. Małeckim (byłym burmistrzem dzielnicy Warszawa-Praga a następnie prezesie Fundacji „Pro Civili”), pośle Mariuszu Marasku, Witoldzie Nieduszyńskim (współtwórca Ruchu Chrześcijańsko-Społecznego), red. Józefie Szaniawskim i red. Pawle Rabieju. W toku dalszych działań powiązania kpt. Polaszczyka ze środowiskami prawicowymi były rozpoznawane za pomocą OZI („PACZKA-2” i „PACZKA-3”). W końcowym okresie prowadzenia sprawy wątek związany z kontaktami kpt. Polaszczyka ze środowiskami prawicowymi i rozpoznanie tego środowiska stanowiły wątek dominujący. Dokumentacja sprawy „PACZKA” jest jednak niekompletna, ponieważ znajdują się w niej prawie wyłącznie dokumenty wytworzone w roku 1995, choć - jak wspomniano - sprawa miała być prowadzona do lutego 2000 r.” [...]Centrala WSI wyhamowywała działania szczebla operacyjnego a informacji na ten temat nie przekazywała systematycznie innym organom państwa. Podobnie było z inwigilacją polityków i z aferą fundacji „Pro Civili”, a w konsekwencji z aferą związaną z działaniem grupy żołnierzy WSI i międzynarodowych aferzystów wyłudzających pieniądze na szkodę Wojskowej Akademii Technicznej.[...]
Okoliczności powstania Fundacji „Pro Civili” nie są do końca znane. W końcu 1999 r. postępowanie w tej sprawie wszczęła Prokuratura Wojskowa, jednak aż do chwili obecnej żadnej osobie związanej z Fundacją „Pro Civili” nie przedstawiono zarzutów. Szerzej temat ten został opisany w rozdziale „Działalność oficerów WSI w WAT”. W Radzie Fundacji zasiadały następujące osoby: Piotr Polaszczyk, Krzysztof Werelich, Marek Olifierczuk, Stanisław Świtalski, Dariusz Czapski, Janusz Maksymiuk, Tomasz Lis (Komisja nie ustaliła tożsamości tej osoby). Zarząd Fundacji tworzyli: Tadeusz Dousa i Elżbieta Polaszczyk.”
W rozdziale Raportu, zatytułowanym „Inwigilowanie prawicy” możemy przeczytać:
„WSI prowadziły też działania operacyjne przeciwko środowiskom cywilnym. Z materiałów posiadanych przez Komisję Weryfikacyjną wynika, że na początku 1990 r. płk. Henryk Dunal z Zarządu II SG wydał Grzegorzowi Żemkowi dyspozycję, by ten wszedł do środowiska braci Kaczyńskich i podjął ich rozpracowanie. Według tychże materiałów działania, jakie następnie Żemek podejmował wobec braci Kaczyńskich i ich współpracowników miały charakter operacyjny i były próbą realizacji postawionego mu zadania. Oficerami związanymi z Żemkiem byli Łada, Żyłowski i Klamecki. Informacja ta jest o tyle istotna, że nazwiska tych samych oficerów pojawiają się na początku lat 90. przy okazji rozpracowywania Porozumienia Centrum przez WSI. [...] Mniej więcej w tym samym czasie dwóch młodych oficerów WSI - por. Piotr Polaszczyk.i kmdr por. K.[nazwisko w aktach Komisji Weryfikacyjnej] - nawiązało kontakty z środowiskiem cywilnych polityków. W drugiej połowie 1991 r. nawiązywali oni kontakty z politykami ugrupowań prawicowych (m.in. z Janem Parysem i Janem Olszewskim). [...] K. ocenił, że kontakty por. Polaszczyka z politykami prawicy z lat 1991-1993 mogły być inspirowane przez wysokich rangą byłych oficerów Szefostwa WSW: płk. Aleksandra Lichockiego (ostatniego szefa Zarządu I Szefostwa WSW) oraz płk. Marka Wolnego (ostatniego szefa Oddział II w Zarządzie III, a wcześniej szefa Oddziału III w Zarządzie I Szefostwa WSW). Według K. por. Polaszczyk utrzymywał w tym czasie częste kontakty z tymi oficerami. „
Znamiennym jest fakt, że ten właśnie, wyłuszczony przeze mnie fragment Raportu stał się obiektem szczególnie zaciekłego ataku ze strony PO i zasłużył na uwagę anonimowych twórców tzw. „Opinii zespołu ekspertów Platformy Obywatelskiej”. Na str.16 i nast. tego dzieła czytamy:
„Autorzy Raportu stawiają popularną w publicystyce i debacie politycznej tezę, że szczególnemu rozpracowaniu przez WSI podlegały środowiska prawicowe, prekursorzy obecnej formacji Prawo i Sprawiedliwość. Usprawiedliwieniem braku twardych dowodów jest dość wygodna teza – acz nie potwierdzona w innych zarzutach – o niszczeniu i fałszowaniu dokumentacji operacyjnej WSI. Dlatego zapewne na potwierdzenie najbardziej sensacyjnych tez nie przedstawia się żadnych wiarygodnych danych, poza jednostkową rutynową procedurą operacyjną, relacją anonimowego świadka wysłuchanego przez Komisję oraz relatywistycznie traktowanymi zeznaniami osób zamieszanych w aferę FOZZ.
[...] kontakty polityczne i zbieranie informacji dotyczących środowisk politycznych oraz próby dotarcia do wiodących polityków prawicy, nie muszą jeszcze oznaczać zamiaru podejmowania wobec nich aktywnych działań operacyjnych o charakterze inspiracyjnym, a zwłaszcza działań nielegalnych. Mogą natomiast wskazywać po prostu na zamiar swoistego „ustawienia się” wybranych oficerów na wypadek ewentualnego dojścia do władzy tych polityków. Takie wrażenie można odnieść np. w kwestii omawianej w Raporcie sprawy porucznika Polaszczyka, przez autorów uznanej jednak autorytatywnie za działania prowadzone przeciwko prawicy.
W celu zmanipulowania czytelnika autorzy Raportu stosują sformułowanie, że działania por. Polaszczyka „mogły być inspirowane”. Być może autorzy obawiają się zarzutu, iż kontakty części polityków prawicy z porucznikiem Polaszczykiem i innymi żołnierzami WSI miały niejasny charakter i związane były z ich ambicjami politycznymi i gospodarczymi. Zainteresowanie WSI osobą porucznika i jego kontaktami nie wydaje się być bezzasadne z uwagi na utrzymywanie przez niego nieformalnych kontaktów z politykami oraz jego aktywność w fundacji Pro - Civili. O zasadności wszczęcia sprawy może świadczyć fakt późniejszego zainteresowania fundacją i członkami jej statutowych organów przez prokuraturę. „
Otóż w ramach inwigilacji środowisk prawicowych „WSI rozpracowywały również środowisko polityczne Bronisława Komorowskiego. Pretekstem do tego typu ingerencji były jego kontakty z Januszem Paluchem. Jednak wojskowe służby zebrały informacje zdecydowanie wykraczające poza ich zakres kompetencji. Pretekstem do takich działań miało być zwalczanie ingerencji obcych służb, lecz zdobyte informacje mogły posłużyć do nacisku na wymienione osoby.”
Nie trzeba przypominać, że płk.A Lichocki jest człowiekiem doskonale znanym Komorowskiemu, a obu panów łączą wieloletnie, zażyłe kontakty. Ich znajomość datuje się od początku lat 90 –tych, gdy Komorowski był wiceministrem ON, odpowiedzialnym za kontrwywiad.
Czy w sprawie fundacji Pro Cyvili zbiegają się wspólne sprawy obu „bohaterów” afery „Marszałkowej”? Co łączyło Komorowskiego z fundacją i jaką rolę odegrał Lichocki w odzyskaniu środków zainwestowanych w tzw. bank Palucha? Jakie „działania inspirujące” porucznika Polaszczyka podjął Lichocki i czy miały one związek z osobą dzisiejszego marszałka Sejmu? Jeśli Komorowski - kłamiąc wielokrotnie na temat swoich kontaktów z Lichockim i Tobiaszem, uznał również za konieczne zataić fakt znajomości z Wojciechem Sumlińskim, ze względu na temat sprawy, która stanowiła przedmiot rozmów z dziennikarzem – czy nie należy w niej właśnie upatrywać przyczyn wytypowania Sumlińskiego na ofiarę kombinacji operacyjnej służb specjalnych? Jeśli „wyrok” na Sumlińskiego zapadł już w lutym 2007 roku, jak oceniać rolę Lichockiego, który w tym właśnie czasie próbował szczególnie zbliżyć się do dziennikarza? A wreszcie – czy Komorowski rozpętując nagonkę na członków Komisji Weryfikacyjnej WSI i Wojciecha Sumlińskiego – chronił wyłącznie własne interesy, czy też był wykonawcą „działań inspirujących”?
Pytań w tej sprawie jest znacznie więcej, a ponieważ nie wolno liczyć, by ktokolwiek z polityków lub pracowników medialnych podjął się próby znalezienia na nie odpowiedzi - należy szukać jej samemu.
Źródła:
http://www.pis.org.pl/article.php?id=13443
http://www.polskieradio.pl/jedynka/sygnalydnia/?id=15339
http://www.radiozet.pl/Programy/ProgramSzczegoly.aspx?AudycjaId=389&PageIndex=42
http://www.bronislawkomorowski.pl/wiadomosci/460/
http://www.raport-wsi.info/Pro%20Civili.html
http://www.raport-wsi.info/Lichocki.html
http://wybranowski.salon24.pl/103101,index.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz