Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

piątek, 12 września 2008

RZECZPOSPOLITA „ZAUFANYCH PRZYJACIÓŁ”

Głównym zadaniem wywiadu wojskowego jest zdobywanie, opracowywanie i przekazywanie
kierownictwu Partii i Rządu, kierownictwu Ministerstwa Obrony Narodowej i siłom zbrojnym PRL materiałów i informacji wywiadowczych o potencjalnych przeciwnikach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i państw wspólnoty socjalistycznej
– z ”Instrukcji operacyjnej Zarządu II Sztabu Generalnego LWP Warszawa, dnia 15 XII 1976 r.
Zatwierdzam i wprowadzam do użytku służbowego w Pionie Operacyjnym Zarządu II Sztabu Generalnego WP „Instrukcją o pracy operacyjnej Zarządu II Sztabu Generalnego WP".
Traci moc „Instrukcja o pracy operacyjnej Zarządu II Sztabu Generalnego WP (tymczasowa)" z dnia 30 listopada 1972 r. SZEF ZARZĄDU II SZTABU GENERALNEGO WP Gen. bryg. Czesław Kiszczak.

By zrozumieć, dlaczego kombinacja operacyjna, przeprowadzona przez dwóch wysokiej rangi oficerów WSW-WSI, stanowi groźny akt, skierowany przeciwko państwu i jego legalnym organom, trzeba przypomnieć, czym były wojskowe służby specjalne. Prowadzona od wielu miesięcy, medialna kampania zakłamywania prawdy o WSI, przyczyniła się do powstania szeregu fałszywych pojęć, a rzetelna wiedza na ten temat jest bardzo pożądana.

Dopiero mając świadomość, czym naprawdę były WSI i kim są oficerowie wojskowej bezpieki, można właściwie oceniać kontakty Bronisława Komorowskiego z ludźmi komunistycznych służb i proces reaktywacji tej formacji, dokonywany przez rząd Donalda Tuska.

Przytoczony na początku tekst Instrukcji operacyjnej zadaje kłam twierdzeniom ludzi wojskowych służb i ich obrońców ( w tym B.Komorowskiego), jakoby wywiad wojskowy PRL nie służył do walki z opozycją. Był on w takim samym stopniu policją polityczną, przeznaczoną do zwalczania wszelkich dążeń niepodległościowych, jak cywilne UB czy SB, i służył do walki z własnym społeczeństwem.

Wojskowe Służby Informacyjne stanowiły bezpośrednią kontynuację wojskowych służb komunistycznych tj. Wojskowej Służby Wewnętrznej (kontrwywiad) i Drugiego Zarządu Sztabu Genetralnego LWP (wywiad). Była to kontynuacja w sensie personalnym, mentalnym a nawet fizycznym, np. zajmowano te same budynki, używano tych samych sprzętów.

Elity z poprzednich PRL-owskich służb, stanowiły w większości po 1991 roku elitę Wojskowych Służb Informacyjnych, zwłaszcza dotyczyło to kadr kierowniczych i pionu wywiadu wojskowego. O tym, że WSI zostały stworzone na wzór i podobieństwo komunistycznych służb specjalnych świadczył fakt, że pierwszy projekt struktury WSI napisał w 1990 roku sam generał Kiszczak, jako minister spraw wewnętrznych w czasach rządów Jaruzelskiego, Rakowskiego i Mazowieckiego. Pomagał mu w tym gen. Buła, ostatni szef Wojskowej Służby Wewnętrznej, stalinowski funkcjonariusz Informacji Wojskowej, który zasłynął z tego, że w ostatnich miesiącach swojego urzędowania rozkazał skopiować aktualną kartotekę polskiego kontrwywiadu wojskowego i przekazał ją Rosjanom.

Ukrycie tysięcy teczek, pozwoliło wojskowym służbom specjalnym i jej agenturze spać spokojnie i w III RP kreować się na służby niepodległego państwa. Archiwa WSW zostały utrwalone na mikrofilmach, a te wywieziono do Moskwy. Nie wiadomo natomiast, co stało się z archiwum II Zarządu WP.

Podczas gdy wyczyszczono (a przynajmniej mocno przetrzebiono) archiwa cywilnych służb specjalnych i zniszczono (na polecenie gen. Jaruzelskiego) większość protokołów posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR z lat 80., los tajnych archiwów wojskowych służb jest nieznany. Tym zapewne należy tłumaczyć wyjątkową pozycję w III RP generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Wiedzą oni po prostu, jaką bronią są teczki WSI i do kogo można z tej broni wycelować.

Generał Witali Pawłow, szef rezydentury KGB w Warszawie w latach 1973-84, wspomina w swoich pamiętnikach: „KGB nie miało w Polsce agentów, a jedynie zaufanych ludzi wśród przyjaciół". To jedno zdanie generała Pawłowa stanowi klucz do zrozumienia przyczyn likwidacji WSI oraz roli tej służby w najnowszej historii III RP. Realną agenturę Rosjanie mieli w Kanadzie, Austrii, USA czy RFN. Natomiast w Polsce mieli krąg "przyjaciół", a w nim mniejszy krąg "zaufanych przyjaciół".

Jak NKWD, a później KGB i GRU werbowały tych "zaufanych przyjaciół"? Otóż rezydentura warszawska kwalifikowała ich na szkolenia do Moskwy do, kużni agentów GRU, tzw. Akademii Wojskowo - Dyplomatycznej. I to na nich Moskwa mogła liczyć do samego końca, szczególnie, od kiedy prezydentem na Kremlu został generał KGB - Władimir Putin.

Elita kadr utworzonych w 1990 roku Wojskowych Służb Informacyjnych w większości szkolona była wcześniej w ZSRR na specjalnych kursach GRU. Część żołnierzy z WSI przeszła też szkolenia w KGB, czyli cywilnych służbach wywiadowczych. Trzysta osób z kierownictwa WSI to byli ludzie po kursach w GRU i KGB. Stanowiło to ponad 75% ogólnego stanu osobowego szefostwa WSI.

Na sześciu szefów WSI, czterech było właśnie po takich kursach. Byli to gen. Bolesław Izodorczyk, gen. Konstanty Malejczyk, kontradmirał Kazimierz Głowacki i ostatni szef WSI, gen. Marek Dukaczewski, który skończył kurs GRU w sierpniu 1989 r. Taki kurs przeszedł również jeden z poźniejszych generałów Wojska Polskiego, Andrzej Tyszkiewicz, jeden z szefów polskich oddziałów wojskowych w Iraku.

Na kursach w Moskwie w latach 80-tych, które trwały od 3 do 13 miesięcy, część polskich oficerów zostało zwerbowanych jako płatni agenci rosyjskiego wywiadu wojskowego lub cywilnego. W tym kontekście warto przypomnieć słowa Wiktora Suworowa, byłego oficera sowieckiego wywiadu wojskowego GRU, który na temat likwidacji WSI i szkolonych w Moskwie oficerów powiedział: Myślę jednak, że zrobiliście to o siedemnaście lat za późno. Ludzie szkoleni w Moskwie nigdy nie przestaną służyć Moskwie. Niezależne od tego, czy na Kremlu będize zasiadał car, Putin czy gensek, oni zawsze będą niewolnikami Moskwy. Zależność ta jest zaprogramowana w mózgach wszystkich, których Moskwa wykształciła. Oficerowie, którzy byli szkoleni przez sowieckie służby, nigdy nie powinni pracować w służbach niepodległej Polski. Oni nie są niepodlegli.

Charakterystycznym jest fakt, że na kursach tych w ogóle nie uczono polskich oficerów technik operacyjnych, stosowanych przez wywiad sowiecki wobec państw zachodnich. Zamiast tego poznawano wiedzę z analizy brytyjskich i amerykańskich służb wywiadowczych, które tradycyjnie uznawano za wrogie dla Układu Warszawskiego. Kursanci otrzymywali bardzo dużą dawkę wykładów ideologicznych, np. z historii partii i doktryny komunistycznej. Były np. wykłady na temat pozafrontowej działalności NKWD oraz sukcesach, jakie w latach 1944-45 odnosiło NKWD na terenie Polski w walce z polską reakcją na tyłach Armii Czerwonej. Najciekawszym jednak wątkiem tych kursów było to, że w latach 1985-89 kursanci uczyli się jak mają się zachowywać na wypadek, gdy tzw. "pierestrojka" i "głasnost" doprowadzą do likwidacji państw komunistycznych i materiały służb specjalnych zaczną wypływać na światło dzienne. Bardzo dokładnie instruowano ich, że w takich sytuacjach mają twierdzić, że są to materiały fałszywe, albo nic nie znaczące. Jednym słowem - powinni używać mają takich argumentów, z którymi spotykamy się w obecnie w naszych realiach, zwłaszcza w obiegu medialnym.

Komisja likwidacyjna WSI znalazła wiele dowodów, że Rosjanie już po odzyskaniu przez Polskę niepodległości chcieli pozyskanych polskich agentów wykorzystać do swoich celów. W 1992 roku, w okresie rządów premiera Jana Olszewskiego, już po opuszczeniu przez wojska radzieckie terytorium Polski, zaobserwowano wzmożony ruch wywiadu rosyjskiego zmierzającego do zaktywizowania do swoich celów polskich oficerów, którzy w przeszłości kończyli kursy GRU i KGB w Moskwie. Za ich pośrednictwem wywiad rosyjski przystąpił do tworzenia na terenie dawnych baz sowieckich w Polsce gospodarczych spółek polsko-rosyjskich. Premier Jan Olszewski, działając wbrew prezydentowi Lechowi Wałęsie, podpisującemu w Moskwie polsko-rosyjską umowę gospodarczą, w ostatniej chwili wykreślił z przygotowanego porozumienia punkt o tworzeniu tego rodzaju spółek na terenach dawnych baz sowieckich.

Już po roku 1989, WSI potrafiły wyrobić sobie pozycję autonomiczną wobec naczelnych organów władzy państwowej. Praktycznie do 2006 roku żaden rząd niepodległej Polski nie kontrolował WSI i nie ingerował w ich działalność. Nic, zatem dziwnego, że służba ta funkcjonowała tak jakby po 1989 roku nie zaszły w Polsce żadne istotne zmiany polityczne. Mentalność kadry kierowniczej WSI świadczyła o tym najlepiej; oficerowie ci czuli się kontynuatorami PRL-u; wielu z nich podkreślało, że są synami oficerów Informacji Wojskowej z 40. i 50. ubiegłego wieku.

Współczesna kadra WSI, wywodziła się ze specyficznej jednostki służb komunistycznych, tzw. oddziału "Y". Była to elitarna jednostka składająca się z ponad 30 osób, która powstała w 1983 roku w ramach struktury II Zarządu Sztabu Generalnego LWP, Jednostka ta zajmowała się przestępczymi, kryminalnymi akcjami poza granicami PRL, których celem było pozyskiwanie, (jak pisali oficerowie WSI w swoich raportach), pozabudżetowych środków finansowych potrzebnych na operacyjne działania Wojskowych Służb Informacyjnych. W ramach tych akcji wypracowano sposoby na przejmowanie spadków po osobach pochodzących z Polski, które bezpotomnie zmarły w krajach zachodnich. W takich przypadkach WSI podstawiały rzekomych spadkobierców, wcześniej fabrykując dla nich polskie dokumenty poświadczające jakoby ich pokrewieństwo ze zmarłą osobą. W latach 80. ub. wieku przejęto w ten sposób około 10 tysięcy spadków. Akcja ta trwała jeszcze po 1989 roku, tj. już po powstaniu rządu premiera Tadeusza Mazowieckiego. Oddział "Y" zaangażowany był również w sprawę Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego, gdzie interesów WSI pilnował najlepszy ich agent, Grzegorz Żemek ps. Dick, dyrektor wykonawczy FOZZ.

To właśnie z oddziału „Y” wywodzili się tacy oficerowie WSI jak: Konstanty Malejczyk, Zenon Klamecki, Krzysztof Łada, czy Kazimierz Głowacki – których nazwiska pojawiają się często w Raporcie z Weryfikacji WSI. Choć sam oddział „Y” liczył jedynie 30 osób, to agentura tego oddziału, zarówno współpracownicy, jak i cały aparat pomocniczy szedł w setki ludzi.

Wojskowe Służby Informacyjne zajmowały się kontrolą życia publicznego w Polsce, i kontrolowały je w sposób odcinkowy, wybierając sobie do obserwacji te obszary, którymi były szczególnie zainteresowane, np. media, gdzie werbowano dziennikarzy i osoby, które były odpowiedzialne za zatrudnianie kadr w telewizji, gazetach i stacjach radiowych. Kadrowcy z mediów pozyskani przez WSI, zajmowali się m.in. typowaniem zatrudnianych przez siebie dziennikarzy do zwerbowania ich przez WSI. Służby te zajmowały się też zakładaniem nowych gazet, zwłaszcza lokalnych w rejonach kraju będących w sferze ich szczególnego zainteresowania.

Obszarem szczególnego zainteresowania były np. prace legislacyjne, powstawanie ustaw w rządzie, kancelarii prezesa Rady Ministrów, Sejmie i Senacie. Agenci WSI otrzymywali zadania rozpracowania planów i pracy naczelnych organów władzy państwowej nad przygotowaniem ustawy o wojskowych służbach informacyjnych, które do 2000 roku nie działały według odrębnej ustawy, lecz w ramach regulacji ustawowych przewidzianych dla ministerstwa obrony narodowej.

Następnym obszarem zainteresowania WSI było lokowanie pieniędzy z własnego funduszu operacyjnego w różnego rodzaju firmy i przedsięwzięcia biznesowe na terenie całej Polski. Były to tzw. firmy przykryciowe, które miały służyć do maskowania właściwych zadań prowadzonych przez WSI. Rzeczą charakterystyczną dla tych firm i biznesów było to (w odróżnieniu od podobnych działań służb specjalnych krajów zachodnich, które zazwyczaj są skrupulatnie kontrolowane i rozliczane), że firmy te nie przynosiły zysków i szybko bankrutowały, np. niektóre wydawnictwa, albo agencje turystyczne organizujące wyjazdy handlowe na tanie zakupy do Kaliningradu. Firmy te po jakimś czasie ogłaszały bankructwo i lądowały w rejestrze dłużników, stając się obiektem zainteresowania państwowych służb skarbowych. Nieudaczni oficerowie WSI działający jako cywilni prezesi owych firm, rejestrowani byli z imienia i nazwiska w państwowym rejestrze dłużników, co było skandalem, ponieważ podstawową zasadą służb specjalnych zawsze jest, aby nie zwracać na siebie uwagi. Inną formą aktywności było lokowanie agentury na najwyższych szeblach administracji publicznej, np. w administarcji Sejmu i Senatu. Takie osoby towarzyszły np. w podróżach zagranicznych marszałków Sejmu i Senatu, oraz wpływały na ustalanie harmonogramu prac obu Izb. WSI dbały również, aby mieć swoje osobowe źródła informacji w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa związanych z bezpieczeństwem energetycznym, zwłaszcza zaś w spółkach paliwowych.

Można bez najmniejszej przesady powiedzieć, że w niepodległej Polsce, WSI zajmowały się wszystkim – tylko nie tym, co należało do ich obowiązków, a w szczególności nie dbały o bezpieczeństwo państwa polskiego, traktując je wyłącznie jako przedmiot, na którym można przeprowadzić własne, finansowe lub polityczne interesy. Twierdzę, że nie było w najnowszych dziejach Polski, organizacji równie szkodliwej i groźnej dla naszego bezpieczeństwa, jak Wojskowe Służby Informacyjne.

Likwidacja WSI powinna mieć miejsce tuż po roku 1989. Obecny stan państwa polskiego, zawdzięczamy w ogromnej (choć ciągle niezbadanej) mierze szkodliwej i antypaństwowej działalności tzw. oficerów wojskowych służb oraz rozlokowanej w większości państwowych struktur agenturze wpływu, kierowanej przez WSI.

Na osobną i specjalną uwagę, zasługuje temat związków ludzi WSI, z obecnymi politykami Platformy Obywatelskiej. Tak się, bowiem przedziwnie składa, że już od początku lat 90 –tych, czyli w okresie istnienia tzw. Kongresu Liberalno-Demokratycznego, wokół „wschodzących gwiazd” polskiej polityki, w tym Donalda Tuska, pojawiali się ludzie, związani z komunistycznymi służbami wojskowymi. Warto, by temu tematowi i ciekawym związkom poświęcić osobny tekst.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz