Zapewne wiele osób, zna to charakterystyczne zdanie -„Istnieją powiązania interesów tak przemożne, że nikt nie ma ochoty ich tknąć", którego autorem jest Alexandre de Merenches, były, długoletni szef SDECE, francuskiego wywiadu i kontrwywiadu. Podobnie jest z tematem, który chciałbym poruszyć.
Współczesne wywiady mają kontakty, które nie mieszczą się w kanonie zwykłych agentur. Są to kontakty wyższego rzędu, szczególnego znaczenia i pod specjalnym nadzorem. Należą do sfery rzeczywistości trudno uchwytnej dla postronnego obserwatora, gdzie decyzje, przyporządkowane instytucjonalnie różnym ciałom i organizacjom poza wywiadem, udaje się dostrzec dopiero w fazie wykonania.
Ta kategoria tajnych współpracowników nie ma ścisłego określenia. Oddanie łącznej, charakterystyki tej struktury utrudnia duże zróżnicowanie i zindywidualizowanie operacji wywiadowczych, odmienność lokalnych warunków działania oraz różnorodność motywów podejmowanej współpracy. W przeszłości najliczniejszą grupę stanowili agenci, działający z pobudek ideowych, ale korzystający z materialnego wsparcia tajnych służb, głównie dla utrzymania organizacyjnych form reprezentowanego ruchu i jego propagandy. Później zastąpili ich płatni agenci. Z takich właśnie związków rozwinął się w drugiej połowie XX w. wywiad polityczny i agentury wpływów.
Zadania tych ostatnich tak charakteryzuje człowiek, który stał przez całe lata na czele komunistycznej bezpieki - Czesław Kiszczak: „Zadaniem agentów wpływu jest urabianie opinii publicznej lub określonych środowisk w danym kraju. Urabianie w różnym kierunku. Najczęściej chodzi o pozyskanie sympatii dla państwa, dla którego się pracuje, czasami dla służb, dla których się pracuje. Mogą też być bardziej zawiłe kombinacje, na przykład tworzenie atmosfery niechęci wobec kogoś lub czegoś.
Agent wpływu politycznego działa w interesie własnym lub grupowym oraz w interesie służb specjalnych, z którymi jest związany. Wykonuje zadania specjalne przy pomocy organizacji, które funkcjonują poza wywiadem. W razie konieczności otrzymuje wspomaganie aparatu klasycznego wywiadu. Mamy wówczas do czynienia z agenturą wpływu wyższego rzędu, podejmującą decyzje z wysokiego poziomu władzy w strukturach państwa lub wpływowej organizacji, albo działającą bezpośrednio przy osobie lub grupie osób, na które skoncentrowane są wysiłki służb specjalnych. Zwykle celem takich działań jest zdominowanie i przejęcie kontroli nad reprezentowaną formacją lub układem politycznym.
Wykorzystanie agentury wpływu do perfekcji opanowali Sowieci, jednak wiedza o tym, jakie decyzje podejmowane przez organizacje międzynarodowe lub rządy poszczególnych państw, były dziełem agentury wpływu, pozostanie jeszcze na długo ściśle strzeżoną tajemnicą sowieckiego imperium. W książce Anatolija Golicyna „Nowe kłamstwa w miejsce starych. Komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji”, w rozdziale zatytułowanym „ Potencjał wywiadowczy i agenci wpływu” czytamy, że „Wdrażanie programu Dezinformacji może być w pełni zrozumiane tylko wtedy, jeśli weźmie się pod uwagę wykorzystywanie przez komunistów ich potencjału wywiadowczego, a szczególnie agentów wpływu, działających zarówno na Zachodzie, jak i w krajach komunistycznych.”
Dezinformacja – to jedno z podstawowych zadań agenta wpływu. Osoba taka bywa najczęściej wykorzystana do dyskretnego urabiania opinii polityków i środków masowego przekazu w kierunku przychylnym zamiarom i celom obcego państwa lub grupie interesów, na rzecz, której prowadzi działalność. W przeciwieństwie, bowiem do różnego rodzaju innej agentury, agenci wpływu nie zbierają, lecz rozpowszechniają informacje. Najczęściej prawdziwe, ale z niszczącym, tendencyjnym komentarzem, także informacje zmanipulowane i sfabrykowane.
„Rozpoznanie i rozpracowanie agentów wpływu jest trudne choćby dlatego, że granica między procederem, z którym wiążą się środki łączności (...) i wypłacana przez wywiad gaża, a agenturalnością nieświadomą, opłacaną przez fundacje i dziwne organizacje charytatywne lub nie opłacaną w ogóle, jest płynna. Nie mówiąc już o działalności z wewnętrznego przekonania.” – mówi Kiszczak w cytowanej już książce.
O tym, że rozpracowanie agenta wpływu jest zadaniem niezmiernie trudnym, a często wprost niemożliwym, bardzo trafnie pisze Rafał Brzeski w tekście „Wojna informacyjna:
„Agent wpływu nie wykrada tajemnic z sejfów i nie sposób go przyłapać na „gorącym uczynku”. Najczęściej nie kontaktuje się potajemnie z oficerem prowadzącym i nie otrzymuje od niego instrukcji wywiadowczej lub wynagrodzenia. Wyjeżdża na jawne seminaria lub konferencje naukowe, pobiera stypendia naukowe lub wykłada na zagranicznym uniwersytecie, zagraniczni wydawcy publikują jego książki, otrzymuje nagrody twórcze, spotyka się z politykami, ludźmi ze świata gospodarki i nauki. Zebrane „wrażenia” ubrane we „własne przemyślenia” publikuje w mediach lub rozpowszechnia w „politycznych salonach” albo podczas spotkań z politykami i decydentami własnego kraju. Formalnie nie robi nic nielegalnego, tylko skutki jego działalności są niszczące.”
Oczywiście, nie każdego z uczestników życia publicznego, których wypowiedzi można by uznać za służące interesom obcych państw lub rozpowszechniających nieprawdziwe, zmanipulowane informacje, należy podejrzewać o związki agenturalne lub dopatrywać się w ich działalności zewnętrznych inspiracji. Choć w potocznym rozumieniu, przypisujemy takim zachowaniom cechy agentury wpływu, zwykle nie ma ona nic wspólnego z działalnością prawdziwych agentów. Tę różnicę można doskonale naświetlić, posługując się określeniem używanym przez sowieckie GRU czy KGB. Dla kategorii ludzi, którzy z własnej woli, zwykle z pobudek ideologicznych wyznawali i głosili poglądy zgodne z celami imperium, uknuto określenie „gawnojedy”
„Pogarda, jaką oficerowie GRU i KGB żywili wobec takich osobników, nie oznaczała naturalnie, że nie wykorzystywali ich gdzie i jak się dało, i to absolutnie nie zważając na ich bezpieczeństwo (w przeciwieństwie do bezpieczeństwa agentów)” – pisał Wiktor Suworow o tej szczególnej kategorii „użytecznych idiotów”.
Warto, zatem pamiętać, że istnieje zasadnicza różnica, pomiędzy ludźmi, których zaangażowanie na rzecz interesów państw obcych jest wynikiem ich ideologicznego, autonomicznego przekonania (szczególnie wówczas, gdy jest ono manifestowane), a tymi, którzy w sposób planowy i sukcesywny, kierując się zewnętrznymi dyrektywami i korzystając z pomocy potencjału wywiadowczego, prowadzą działalność agenturalną. Ta druga, choć mniej spektakularna, stanowi znacznie większe zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa, niż krzykliwe stada użytecznych „gawnojedów”.
Ten, może trochę teoretyczny wstęp i wyjaśnienie, czym tak naprawdę jest agentura wpływu, wydaje mi się konieczny, jeśli chciałoby się prześledzić pewne zjawiska w polskim życiu politycznym, dostrzegając w nich więcej, niż woleliby ujawnić sami sprawcy tych działań.
Jeśli bowiem w potocznej świadomości wielu Polaków funkcjonuje opinia, że ten, czy inny polityk lub nawet cała partia polityczna, jest gwarantem wpływów rosyjskich czy niemieckich w Polsce, to zwykle pojawia się poważny problem, by tezę taką uzasadnić. Nie chodzi już nawet o twarde, bezpośrednie dowody, a bardziej o wskazanie, chociaż sensownych przesłanek, aby móc w publiczny sposób wypowiadać takie tezy czy przypuszczenia.
Gdyby zapytać – dlaczego Platforma Obywatelska miałaby wspierać interesy innych państw, wbrew interesom Polski, lub reprezentować w polityce wewnętrznej środowiska związane z komunistyczną nomenklaturą i agenturą - to próba udzielenia twierdzącej i sensownej odpowiedzi, wiązałaby się z poważnymi problemami.
O tym, że agentura wpływu jest jak najbardziej realnym zagrożeniem, niech świadczą słowa profesora Andrzeja Zybertowicza, pochodzące z wywiadu, zatytułowanego „Cisza wokół agentów wpływu”:
- „Gdy rozmawia się z funkcjonariuszami służb polskich i obcych - na naukowych konferencjach międzynarodowych spotykałem się z oficerami, a nawet szefami zagranicznych służb - widać, że pojęcie agentury wpływu jest przez tych ludzi bardzo poważnie traktowane. Ale zazwyczaj na ten temat nie mówi się w dyskursie publicznym m.in. z tego powodu, że agenta wpływu bardzo trudno jest namierzyć w taki sposób, by nadawało się to do uruchomienia środków procesowych. Służby różnych krajów diagnozują obszary wrażliwe na działanie agentury wpływu, ale bardzo rzadko tacy agenci lądują przed sądem i równie rzadko te kierunki diagnoz są ujawniane publicznie. Ale nie spotkałem się z przypadkiem, by na pytanie o agenturę wpływu doświadczony funkcjonariusz żachnął się i mówił o jakimś spiskowym myśleniu. Ten problem traktowany jest bardzo poważnie i, według mojej orientacji, w polskich służbach są także funkcjonariusze, którzy to zagadnienie traktują poważnie.”
Jeśli chcielibyśmy w jakimś, chociaż stopniu naruszyć „ciszę wokół agentów wpływu” i nie narazić się na zarzut budowania bezzasadnych teorii spiskowych, będzie to zadaniem trudnym, choć zapewne nie do końca niemożliwym. Dlatego, w następnej części wpisu na ten temat, spróbuję pokazać te obszary życia politycznego, gdzie w ciągu ostatnich 19 lat naszej „transformacji” mogliśmy mieć do czynienia z agenturą wpływu.
Źródła:
- „Generał Kiszczak mówi... prawie wszystko”, s. 23. Autorzy Witold Bereś, Jerzy Skoczylas; wyd. Polska Oficyna Wydawnicza BGW Warszawa 1991 r.
- Anatolij Golicyn - „Nowe kłamstwa w miejsce starych, komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji.” Biblioteka Służby Kontrwywiadu Wojskowego .Warszawa 2007r.
- Norman Polmar, Thomas B. Allen, Księga Szpiegów: Encyklopedia, Warszawa, Magnum, 2000r.
- Ryszard Świętek - Najniebezpieczniejsza broń mocarstw. Agentura wpływu.
http://ojczyzna.pl/ARTYKULY/BRZESKI-R_Wojna-Informacyjna.htm
- Wiktor Suworow - „ GRU. Radziecki wywiad wojskowy". Warszawa 1999 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz