„Jaskrawym przykładem, świadczącym o spełnianiu podrzędnej roli tajnych służb PRL w stosunku do służb sowieckich także po 1956 r., jest tzw. Połączony System Ewidencji Danych o przeciwniku (PSED) - komputerowy system zbierania informacji o osobach (cudzoziemcach i własnych obywatelach) oraz organizacjach uznanych za wrogie dla obozu państw komunistycznych, pozostających w sferze zainteresowań jednostek operacyjnych. Sygnatariusze porozumienia PSED zobligowani byli do przekazywania danych do centrali w Moskwie raz na dwa tygodnie. Chodziło tu o informacje, które przez służby państw niepodległych są szczególnie chronione. W systemie PSED rejestrowano także osoby zajmujące się działalnością opozycyjną. Informacje o rejestrowanej osobie, przekazywane do Moskwy, charakteryzowały się wysokim stopniem szczegółowości. Oprócz danych personalnych zawierały także charakterystyki psychologiczne, opis stanu majątkowego i szczegółowe informacje o rodzinie. System działał od 1978 r. Część dokumentacji systemu dotyczącej opozycji i Kościoła, zgodnie z sugestią przedstawiciela PSED, członka rezydentury KGB w Warszawie, zniszczono na przełomie roku 1989 i 1990, kopia natomiast pozostała w moskiewskiej centrali. Według wiarygodnych zeznań funkcjonariuszy przed zniszczeniem akt operacyjnych w Wydziale XI Departamentu I MSW sporządzono ich streszczenia, a następnie ukształtowane w ten sposób informacje przelano na dyskietki komputerowe i oddano przełożonym.
Nie wiadomo, kto aktualnie dysponuje zmagazynowaną na dyskietkach wiedzą. Można domniemać, że materiały te znajdują się w rękach dawnych zwierzchników służb specjalnych. Nie można wykluczyć, iż dostęp do tych informacji mają również zagraniczne wywiady, a w szczególności KGB i GRU” – to fragment raportu o zasobach archiwalnych MSW, sporządzonego w okresie rządów Jana Olszewskiego.
Mało znana jest informacja, że, jeszcze do jesieni 1990 r. (czyli rok po powstaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego) wojskowe służby specjalne przekazywały informacje o „wojskach trzecich” do centrali Układu Warszawskiego w Moskwie. Było to zgodne z obowiązującą wówczas pragmatyką, której zwyczajnie nikt nie zamierzał zmieniać.
Przykłady świadczące, że służby specjalne PRL-u były jedynie przedłużeniem służb sowieckich i przez cały okres swojej działalności pozostawały zależne od moskiewskich dyrektyw, są już na tyle liczne i znane, że można ten fakt uznać za udowodniony.
Współczesne opowieści ludzi komunistycznej bezpieki, o ich „służbie dla Polski” trzeba zaliczyć do mitów III RP. Jaskrawym przykładem wypełniania woli sowieckich mocodawców jest sprawa „polskiego Bonda” czyli agenta sowieckich służb Mariana Zacharskiego, który został wcielony do polskiego wywiadu dopiero po aresztowaniu w USA i otrzymaniu wyroku dożywocia. Wywiad PRL-u spełnił w tym wypadku rolę „firmy”, legalizującej Zacharskiego.
W czasach późnego PRL –u przedstawiciele radzieckich służb rezydowali w MSW (KGB), w MON (GRU i KGB) oraz w miejscach stacjonowania grup wojsk radzieckich (służby zabezpieczenia i penetracji). Warto podkreślić, że na teren jednostek Armii Czerwonej nie miała prawa wstępu żadna z służb polskich. Niezależnie od tych „oficjalnych” pobytów należy brać pod uwagę nieznaną liczbę agentów pracujący pod przykryciem i tzw. nielegałów, prowadzonych przez rezydentury KGB i GRU przy ambasadzie i konsulatach ZSRR.
Znamiennym przykładem działalności sowieckiej agentury pod przykryciem jest sprawa, opisana w książce Jana Dziadula „Rozstrzelana kopalnia”, w której znajdujemy opowieść byłego komendanta wojewódzkiego MO w Katowicach, gen. Jerzego Gruby. Milicjant wspomina, jak po tragedii „Wujka” zastrajkowała huta „Katowice”, w której działania odblokowujące nie do końca były skuteczne. Protest nadal się tlił. Po jej ponownym odblokowaniu prowadzone było śledztwo w stosunku do organizatorów strajku. „Nie wszystkich zdołaliśmy zatrzymać. Nagle pojawił się w Katowicach konsul radziecki, Gienadij Rudow. Niewiele spraw mnie w życiu dziwi, ale byłem szczerze zdziwiony, kiedy zażądał, aby w stosunku do jednego z organizatorów strajku umorzyć śledztwo, nie szukać go listami gończymi, bo został już wycofany do... Związku Radzieckiego.”
Oficjalnym szefem grupy KGB w Polsce był zawsze generał, umiejscowiony jako I sekretarz ambasady ZSRR Grupa KGB liczyła - w zależności od aktualnych potrzeb - od kilku do kilkudziesięciu pracowników. Oficerowie KGB do połowy lat osiemdziesiątych dysponowali stałymi przepustkami do gmachów MSW. Swobodnie poruszali się gdzie chcieli i jak chcieli. Każdy departament miał swego „opiekuna” z głosem doradczym, który utrzymywał codzienne, robocze kontakty. Do jego obowiązków należało między innymi opiniowanie działalności funkcjonariuszy SB. Przedstawiciele KGB mieli dostęp do wszystkich materiałów w, dostawali stenogramy z podsłuchów najważniejszych obiektów, mieli prawo sięgania do archiwów MSW, nawet najtajniejszych. Korzystali z lokali konspiracyjnych MSW, samochodów i kierowców.
Nieprzypadkowo, strukturą najmocniej uzależnioną od Związku Sowieckiego były wojskowe służby specjalne. Od początku działania tej formacji, czyli roku 1943 sto procent wszystkich stanowisk w Informacji Wojskowej, aż do zakończenia działań wojennych było zajętych przez oficerów sowieckich. Informacja w Polsce miała wyłącznie zadania policyjne, terroryzowała, bowiem zarówno kadry, jak i zwykłych żołnierzy, wymuszając na nich posłuszeństwo i całkowitą lojalność wobec komunistycznych przełożonych. Jak najbardziej uprawnione jest więc określenie, że była to zbrodnicza organizacja terrorystyczna, która za pomocą przestępczych metod trzymała społeczeństwo w szachu. To z tej, zbrodniczej formacji wywodzi się Czesław Kiszczak i gen Wojciech Jaruzelski ( agent IW. „Wolski”) – „ojcowie założyciele” III RP.
W roku 1957 zmieniono nazwę IW na Wojskową Służbę Wewnętrzną, a w roku 1991, po połączeniu z II Zarządem Sztabu Generalnego LWP (wywiad) na Wojskową Służbę Informacyjną. Do końca działalności WSW, w gmachu na ul.Oczki w Warszawie urzędował rezydent GRU.
Przez całe lata niepodległej Polski, wojskowymi służbami kierowali ludzie wyszkoleni w sowieckich uczelniach szpiegowskich. Po 1991 roku w całym Polskim Wojsku na dowódczych stanowiskach było około 3 tysięcy oficerów, którzy skończyli kursy GRU i KGB w Moskwie. Wojskowe służby miały bardzo rozbudowaną agenturę krajową, przy czym miejsce lokowania wielu agentów, świadczy, że zainteresowania WSW-WSI daleko wykraczały poza sprawy wojskowości. W samych tylko urzędach centralnych, doliczono się 170 tajnych współpracowników WSI. Zmiany organizacyjne dokonane na przełomie lat 80. i 90. nie miały żadnego, zasadniczego znaczenia. Służby wojskowe przez cały czas swojej działalności pełniły rolę aparatu politycznego. Prace Komisji Weryfikacyjnej WSI pozwoliły ujawnić obraz rzeczywistej struktury służb wojskowych: spośród blisko 10 tysięcy działających w 1990 r. w kraju i za granicą współpracowników tych służb aż 2,5 tysiąca to ludzie ulokowani w centralnych instytucjach administracyjnych i gospodarczych kraju.
Już tylko ta liczba i znajomość karier ludzi, związanych z WSI powinna świadczyć, że wpływ tej formacji na proces tworzenia III RP był bardzo znaczący.
Byłoby naiwnością uważać, że wojskowe służby, w pełni podległe dyrektywom Moskwy i dowodzone przez jej „zaufanych przyjaciół” mogły pozostać wolne od wpływów sowieckiej agentury. Równie dużą naiwnością byłoby domniemywać, że wpływy sowieckich służb ustały z chwilą odzyskania przez Polskę niepodległości, czy od momentu wyjazdu z naszego kraju ostatniego rezydenta KGB.
A jednak byli w Polsce ludzie, których wiara w siłę „transformacji ustrojowej” skłaniała do całkiem innych ocen sytuacji. W roku 1992 ówczesny wiceminister ON, Bronisław Komorowski twierdził, że wprawdzie „Między służbami specjalnymi Wojska Polskiego i armii radzieckiej istniała ścisła współpraca. Była to jednak raczej współpraca instytucji, a nie kontakty agenturalne oparte na zasadzie indywidualnego werbunku. Po co więc radzieckie służby specjalne miałyby lokować agentów w instytucji w pełni sobie podporządkowanej? To jest wątpliwe. W ramach tej zinstytucjonalizowanej współpracy, na wysokich szczeblach byli przedstawiciele służb radzieckich. To są fakty i temu nikt nie przeczy. Uważam, że odwołanie radzieckich oficerów łącznikowych - rezydentów, powinno przerwać współpracę”
Czy wolno w ogóle sądzić, że sowieci stosowali się do oficjalnego zakazu werbunku agenturalnego w Polsce i rezygnowali z utworzenia u nas siatki agenturalnej? I jak ta opinia obecnego marszałka sejmu, ma się do zapewnień polskiej generalicji, o tym, jak to LWP było w obrębie Układu Warszawskiego samodzielne i niezależne w stosunku do sowietów?
Jednym ze „znaków rozpoznawczych” III RP jest pogląd jakoby w Polsce, szpiegów sowieckich nie było, a transformacja ustrojowa pod auspicjami Moskwy i kontrolowana przez Kiszczaka i Jaruzelskiego była szczerym porozumieniem bez agentury w tle. Co prawda, ogromna część społeczeństwa ma na ten temat inne zdanie, ale wszyscy decydenci, wszelkimi dostępnymi środkami starają się głosić pogląd, jakoby sowiecka agentura wymarła równie gwałtownie, jak prehistoryczne dinozaury.
Podejrzewać zaś, że jakaś część tej agentury, dobrze uplasowanej w tzw. środowiskach opiniotwórczych przekształcona została po roku 1989 w agentów wpływu, wspierających czynnie model transformacji korzystny dla swych "opiekunów" – jest myślą w III RP zakazaną, wyklętą i objętą cenzurą. Z tych właśnie powodów, postaram się taką tezę przedstawić.
Źródła:
http://www.videofact.com/polska/zasoby_msw.htm
Iwona Jurczenko, Powrót czerwonego smoka, „Prawo i Życie”, nr 17, 27.04.1991r.
J. Dziadul, Rozstrzelana kopalnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz