Jak należało się spodziewać, a nawet tego oczekiwać, w sprawie Wojciecha Sumlińskiego wypowiadają się coraz częściej dziennikarze. Byłaby to okoliczność niezwykle korzystna, gdyby głosy te można zaliczyć do rzetelnych i merytorycznych. Wyjaśnienie wszystkich okoliczności, związanych z prowokacją służb wobec Sumlińskiego, powinno przecież być obowiązkiem wszystkich ludzi z tego środowiska, a szczególnie tych, którym starcza wyobraźni, by ocenić powagę sytuacji i odwagi, by zmierzyć się z materią sprawy.
Tymczasem odnoszę wrażenie, że niektóre z wypowiedzi pochodzące od tzw. znanych dziennikarzy są jakimś przedziwnym elementem manipulacji opinią publiczną i przynoszą Sumlińskiemu więcej szkód niż korzyści. Ponieważ przyjmuję, że ludzie ci mają znacznie większe możliwości dotarcia do informacji, niż przeciętni blogerzy, chciałbym tym wypowiedziom przyznać walor znaczących wskazówek. I tu pojawia się problem, gdyż są one sprzeczne z informacjami, jakie na temat sprawy przekazuje sam Wojciech Sumliński i osoby dobrze zorientowane w temacie. Więcej – znajdujemy w nich rzeczy, które po dokładnej analizie okazują się świadczyć na jego niekorzyść.
Oto np. czytamy w na blogu Sylwestra Latkowskiego wypowiedź pani Anny Marszałek, a w niej następujące twierdzenie:
„Oczywiście nie znamy wszystkich dowodów zebranych w śledztwie, ale na dziś wiadomo, że:
1. Pułkownik WSI Leszek Tobiasz chciał sobie załatwić pozytywną weryfikację.
2. Za 200 tysięcy złotych obiecał mu to Aleksander Lichocki, powołując się przy tym na Sumlińskiego i jego kontakty w komisji weryfikacyjnej.”
Jak rozumiem, pani Marszałek uznaje te twierdzenia za prawdziwe. Na nich przecież opiera się istota zarzutu płatnej protekcji – „Według prokuratury Aleksander L. i Wojciech S. mieli w okresie od grudnia 2006 r. do 25 stycznia 2007 r., działając wspólnie i w porozumieniu, oferować, że za 200 tys. zł załatwią pozytywną weryfikację”.
W innym miejscu, pani Marszałek wyraża jednoznaczną opinię, że Sumlińskiego nie można posądzać o łapówkarstwo, dlatego tym mocniej niepokoją wyżej cytowane „pewniki”
„ Prowadziliśmy śledztwo dziennikarskie. Wyszło nam, że dziennikarz za bardzo się zbliżył do L., który powoływał się na znajomości z dziennikarzem, a nie, że dziennikarz był łapówkarzem”
Zapoznajmy się, zatem z wypowiedziami ludzi, którzy doskonale wiedzą, kim jest Aleksander Lichocki i Lech Tobiasz. Chodzi o wystąpienia Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza podczas obrad sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka w dniach 26 i 30 maja br. Cytowane tu fragmenty są dość obszerne, ale ich zamieszczenie wydaje się konieczne.
Oto słowa Jana Olszewskiego, w których charakteryzuje obu oficerów WSW
„Kim jest inicjator tego postępowania? Pan pułkownik T. – dostatecznie dużo już o nim tutaj mówiono. Ja uważam, iż moim obowiązkiem jest dodać jedno wyjaśnienie. Otóż pan płk T. starał się uzyskać pozytywną opinię co do dalszych możliwości służby w wojskowych służbach specjalnych. Rzekomo w tym celu szukał pośredników i oferował odpowiednie kwoty pieniędzy. Otóż w tym postępowaniu, chciałbym zwrócić państwa uwagę, nie podejmuje się indywidualnych decyzji. W takiej sprawie jak sprawa pana płk T., gdyby miała zapaść decyzja w tej sprawie, to musiałaby to być decyzja całej komisji, także moja. Nie mogę oczywiście ujawnić wszystkiego, co wiemy na temat działalności tego pana, bo mnie także wiąże tajemnica, ale myślę, że tajemnica państwowa nie może chronić oczywiście przestępczej działalności. (…)
Otóż ta osoba nie miałaby żadnych szans (fakty, które tu podaję, same przez siebie przemawiają), gdyby on został pozytywnie zweryfikowany, byłaby to kompromitacja całej komisji. W związku z tym panowie mogą postawić mi pytanie dlaczego, mimo że praca komisji trwa już wiele miesięcy, tej negatywnej opinii nie wydaliśmy, choć sprawa jest oczywista. Otóż nie wydaliśmy dlatego, ponieważ w sprawie pana pułkownika T., jeszcze w trakcie pierwszej fazy prac komisji, o ile dobrze pamiętam jeszcze na początku 2006 r., Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Warszawie zwróciła się do nas o przekazanie jej naszych materiałów dotyczących tego pana, ponieważ prowadzi śledztwo o zawarcie fałszywych danych w oświadczeniu, które składał dla potrzeb komisji. Ta prośba prokuratury została przez nas spełniona i do dzisiaj czekamy na wynik pracy prokuratury w tej sprawie. Ponieważ mam prawo zakładać, że w Polsce obowiązuje zasada jedności działania prokuratury, to trudno mi przyjąć, że panowie w Prokuratorze Krajowej nie wiedzą, w jakiej fazie znajduje się tamto śledztwo, ale myślę, że powinno ono być brane pod uwagę przy ocenie wiarygodności głównego inspiratora i głównego inicjatora tej sprawy.”
Zapoznajmy się teraz z wypowiedzią Antoniego Macierewicza:
„Chciałem się także dowiedzieć czy prokuraturze znana jest przeszłość osób, które są źródłami w kontekście decyzji, jakie podjęto wobec członków komisji weryfikacyjnej. W szczególności chodzi mi o przeszłość pana Lichockiego i pana Tobiasza. Czy prokuratura wie o tym, że obaj byli żołnierzami Wojskowej Służby Wewnętrznej – organizacji w sposób szczególny nastawionej na zwalczanie polskiego ruchu wolnościowego i niepodległościowego w latach 80-tych. Obaj mają za sobą karierę szczególnie naznaczoną wrogością wobec dążeń niepodległościowych Polski. Chciałbym się dowiedzieć czy prokuratura biorąc pod uwagę ich zeznania i ich wiarygodność, miała także wiedzę o tym, że pan Lichocki był współwłaścicielem firmy „Interlex” wraz z panem pułkownikiem Ryniakiem. Postać ta została opisana w pierwszym raporcie w sprawie WSI. Odwołuję się w tym miejscu nie do raportu mojego autorstwa, ale do raportu z 1990 r. Przestępstwa korupcyjne tej osoby zostały tam dokładnie opisane. Chciałbym się dowiedzieć, czy prokuratura traktuje jako wiarygodne wyznania pana Lichockiego o tym, iż ma on możliwość spowodowania wykreślenia czyjegoś nazwiska z aneksu raportu dotyczącego WSI? Jest on osobą, której przestępcza działalność została dokładnie opisana w raporcie o WSI. Jak więc człowiek, który sam został opisany jako autor nieprawidłowości i działań przestępczych, w szczególności skierowanych przeciwko legalnie działającym w latach 90-tych partiom politycznym, mógł w wiarygodny sposób oferować komukolwiek możliwość wykreślenia? Jak osoba, która sama została opisana jako przestępca, mogła wiarygodnie oferować komuś możliwość wyeliminowania z aneksu? To jest sprawa, którą chciałbym, aby prokuratura, jak i ABW, która dostarczyła prokuraturze takich informacji, wyjaśniła. (…)
Podobne pytania dotyczą pana pułkownika Leszka Tobiasza. Czy prokuraturze jest wiadome, że pan pułkownik Leszek Tobiasz jest osobą, która zajmowała się między innymi inwigilacją dziennikarzy? Czy prokuratura jest świadoma tego, że pan Leszek Tobiasz jest obarczony podejrzeniami o daleko idące przestępstwa, w tym także o złożenie fałszywego oświadczenia weryfikacyjnego? Czy pan prokurator miał w tej sprawie informacje z prokuratury wojskowej, która od 2006 r. prowadzi w tej sprawie postępowanie? Jak mogło dojść do takiej sytuacji, w której osoba podejrzana o kłamstwo weryfikacyjne jest wiarygodnym świadkiem, źródłem wiedzy dla prokuratury w sprawie członków komisji weryfikacyjnej? Czyli krótko mówiąc, okazuje się, że prowadzenie prac weryfikacyjnych wobec żołnierzy WSI, wtedy, jeżeli tych żołnierzy podejrzewa się o kłamstwo weryfikacyjne, naraża na represje z ich strony i prokuratura uważa takie oskarżenie za wiarygodne. Wydaje się, iż oznacza to, że prokuratura przyznaje byłym żołnierzom WSI możliwość weryfikowania tych, którym Sejm RP i rząd RP powierza obowiązek weryfikowania żołnierzy WSI. Czy nie jest tak, że w ten sposób prokuratura wpisuje się w kampanię polityczną, która jest motywowana działaniem lobby ludzi będących byłymi żołnierzami WSI?”
Wyrażone tu opinie mają, w moim odczuciu niezwykle istotne znaczenie, jeśli chodzi o ocenę zasadności zarzutów, stawianych Sumlińskiemu. Wynika z nich jednoznacznie, że nigdy nie była możliwa pozytywna weryfikacja Leszka Tobiasza, a wiedza członków Komisji na temat Lichockiego, wykluczała możliwość jakiegokolwiek wpływu tej osoby na orzeczenia Komisji. Tobiasz nigdy nie miał szans na pozytywną weryfikację, a Lichocki żadnego wpływu na przebieg tego procesu. To rzecz podstawowa dla oceny sprawy.
W tym zakresie jestem skłonny wierzyć bardziej ludziom, wypowiadającym się przed komisją sejmową, niż dziennikarzom i prokuraturze. Charakterystycznym pozostaje fakt, że obecni podczas posiedzeń komisji panowie prokurator krajowy Marek Staszak i zastępca szefa ABW Jacek Mąka, nie odnieśli się w żaden sposób do twierdzeń Olszewskiego i Macierewicza, na temat oficerów WSW/WSI, potwierdzili jedynie, że ta wiedza była znana prokuraturze i ABW.
I kwestia druga, o której również mówi pani Marszałek:
„Czego w tej chwili nie wiem: Np. czego dotyczyły te dziwne ujawnione w liście przez samego Sumlińskiego rozliczenia finansowe z Lichockim?”
Wbrew słowom pani Marszałek wiemy, czego dotyczą i pisał o tym sam Sumliński:
„Zaufałem na tyle, że gdy poprosił o zorganizowanie dyskretnej pomocy psychologicznej dla chorej na raka żony – nie odmówiłem (wiedział, że ukończyłem studia psychologiczne i mam rozeznanie w tym środowisku). Nie zdziwiło mnie nawet, gdy uparł się, żeby za tę pomoc za moim pośrednictwem zapłacić. Tłumaczył, że chodziło o stałą pomoc, dwa razy w tygodniu, przez okres od sześciu miesięcy do roku. Dopiero, gdy przekazał pieniądze, a jednocześnie pod błahymi pretekstami odwlekał terminy kolejnych sesji terapeutycznych, zacząłem się niepokoić i zwróciłem wpłacone środki.”
Oświadczenie Sumlińskiego jest bardzo łatwe do weryfikacji. Wystarczy przecież ustalić, z kim kontaktował się w sprawie pomocy psychologicznej dla żony Lichockiego i jaką kwotę miał Lichocki zapłacić za tę pomoc? Czy żona Lichockiego była rzeczywiście chora i wymagała takiej pomocy? Nie jest chyba problemem znalezienie osoby, która miała pomocy udzielić i uzyskanie odpowiedzi, o jaką pomoc i kwotę mogło chodzić.
Ze słów Sumlińskiego wynika przecież jasno, że pieniądze od Lichockiego wziął, a następnie je zwrócił. Czy przekazał te pieniądze osobie, mającej udzielić pomocy?
Są to pytania, na które koledzy Sumlińskiego mogą znaleźć odpowiedź w ramach dziennikarskiego śledztwa zamiast snuć mętne rozważania. Dlaczego nie zrobili tego do tej pory?
W tym samym kontekście, pojawia się publikacja Małgorzaty Subotić z Rzeczpospolitej pt. „Człowiek, który chadzał na skróty”, a w niej intrygujące zdanie:
„Według naszych informacji śledczy mają pokwitowanie Sumlińskiego odbioru tych pieniędzy. Nie wiadomo, czy mają też pokwitowanie ich zwrotu. Przed zatrzymaniem 13 maja dziennikarz zarabiał bardzo dobrze dzięki programowi w TVP Lublin.”
Mamy tu do czynienia z dwoma, niezwykle ważnymi wątkami. Po pierwsze – skąd dziennikarka wie o pokwitowaniu? Wrócę do tego w dalszej części, bo jest to rzecz najważniejsza. Po wtóre – zarzut korupcji dotyczy kwoty 200 tys. zł. Jeśli nawet Sumliński brał od Lichockiego jakieś pieniądze (za pomoc terapeutyczną) to łatwo można przypuszczać, że była to kwota o wiele niższa - co najwyżej kilku tysięcy zł. Wobec oświadczeń Sumlińskiego o wzajemnym zaufaniu (?) trudno co prawda sądzić, by panowie sporządzali pokwitowanie na tę kwotę. Ale załóżmy, że na prośbę Lichockiego, który chciał przygotować materiały obciążające Sumlińskiego, takie pokwitowanie zostało sporządzone. Musiało, zatem zawierać zapis, wskazujący, z jakiego tytułu wpłata pochodzi i czego dotyczy. Jednak nawet bez takiego zapisu na rzekomym pokwitowaniu, różnica kwot byłaby na tyle znacząca, by wykluczyć możliwość wykorzystania tego pokwitowania na niekorzyść Sumlińskiego.
Zakładam, bowiem cały czas, że padł on ofiarą prowokacji dwóch oficerów WSW/WSI i przez ostatnie kilka miesięcy gromadzono wszystko, by móc postawić mu zarzuty.
I tu pojawia się kwestia dowodów, zgromadzonych przez prokuraturę.
Najpierw niech wypowie się sam Sumliński. Cytat pochodzi z jego listu do Ministra Sprawiedliwości:
„ Najważniejszym jednak czynnikiem uspokajającym mnie i moich adwokatów – Romana Giertycha i Stanisława Rymara było to, co znaleźliśmy w prokuratorskich aktach. Jak Panu doskonale wiadomo, decyzją Trybunału Konstytucyjnego prokuratura została zmuszona do pokazania nam wszystkich dowodów, dotyczących osoby, dla której żąda się aresztu – w tym przypadku mnie. Prokuratura pokazała nam te dokumenty, stwierdzając na piśmie, że są to absolutnie wszystkie dowody dotyczące mnie i żadnych innych nie ma. I oto, co w tych dokumentach znaleźliśmy: zeznania jednego człowieka, oficera WSI, który zajmował się inwigilacją Kościoła był specjalista od technik operacyjnych,. Na wszystkie spotkania chodził zaopatrzony w mikrofon, dyktafon, aparaturę podsłuchową. I tak się składa, że nagrał i zarejestrował całą plejadę osób – ale nigdy i nigdzie nie nagrał mnie. Zapytany o ten fakt przez prokuraturę odpowiedział krótko: wtedy, kiedy spotykał się z Sumlińskim akurat sprzętu nagrywającego nie miał. Tak się złożyło. I prokuraturze takie wytłumaczenie wystarczyło.”
Dalej mamy świadectwo obrońcy Sumlińskiego, mec.Giertycha:
„W przypadku pana Sumlińskiego mamy do czynienia z zarzutem jakiegoś przestępstwa, polegającego na tym, że ktoś coś komuś obiecał, czyli pozytywną weryfikację. A jak wiadomo, ten zarzut się nie zrealizował, gdyż Leszek Tobiasz nie został pozytywnie zweryfikowany. Nie było przekazanych żadnych pieniędzy, proces opiera się na zeznaniach jednego człowieka i na mitomanii pułkownika WSW. Dlatego mam wrażenie, że mamy do czynienia w tej sprawie z grą służb - która została zainscenizowana, oszukując prokuraturę i sąd.”
W innym miejscu Sumliński mówi:
„Zapoznałem się z materiałami, które prokuratura zgromadziła na mój temat. Moim zdaniem i zdaniem moich obrońców nie ma tam nic. Są jedynie słowa jednego oskarżyciela, płk Leszka Tobiasza, który mówi o tym, że miałem żądać od niego korzyści majątkowych za weryfikację. Płk Tobiasz, który zajmował się inwigilacją Kościoła i jest specjalistą od technik operacyjnych, nagrywał większość swoich rozmówców. Nie ma jednak ani jednego nagrania ze spotkania ze mną. Jego zeznania są jedynym dowodem przeciwko mnie”
Podobne opinie na temat wartości materiału dowodowego wypowiadał Stanisław Rymar.
Tuż po decyzji Sądu Okręgowego o zastosowaniu tymczasowego aresztu, mec. Giertych ponownie mówi na temat dowodów, zgromadzonych w sprawie:
„Jako prawnik głęboko nie zgadzam się z decyzją sądu. Jeśli tego typu decyzje będą zapadały, będzie to oznaczać, że wykonywanie zawodu dziennikarza jest opatrzone ryzykiem. Opieranie jakichkolwiek orzeczeń na zeznaniach świadków, którzy mają motyw do formułowania oskarżeń, bez poparcia w dowodach, jest czymś, co daleko wykracza poza standardy państwa prawa”.
Z cytowanych tu wypowiedzi wynika, że nie ma w sprawie innych dowodów, poza zeznaniami Tobiasza i Lichockiego. Giertych zaś mówi wprost: Nie było przekazanych żadnych pieniędzy, proces opiera się na zeznaniach jednego człowieka i na mitomanii pułkownika WSW.
Warto w tym miejscu przytoczyć fragment komunikatu Ministerstwa Sprawiedliwości z dn.31.07.br:
„4 czerwca 2008 r. obrońca podejrzanego - Roman Giertych złożył wniosek o udostępnienie mu akt postępowania. Wniosek ten 13 czerwca 2008 r. został częściowo uwzględniony. 23 czerwca 2008 r. obrońca złożył zażalenie na tę decyzję, domagając się szerszego dostępu do akt sprawy. Pierwszy termin rozpoznania zażalenia obrońców na zastosowanie tymczasowego aresztowania został wyznaczony na 9 lipca 2008 r.
Na posiedzeniu tym obrońca Wojciecha Sumlińskiego – adw. Stanisław Rymar złożył wniosek o odroczenie posiedzenia, w celu zapoznania się z całością materiałów sprawy. Sąd przychylił się do tego wniosku i odroczył posiedzenie na 29 lipca 2008 r.
Na kolejnym posiedzeniu, uznając że w sprawie zachodzą przesłanki matactwa oraz utrudniania postępowania, sąd odwoławczy uwzględnił zażalenie prokuratury i zastosował wobec Wojciecha Sumlińskiego tymczasowe aresztowanie.”
Z komunikatu wynika, że Giertych nie otrzymał początkowo dostępu do całości akt, na co złożył zażalenie. Z dalszego przebiegu postępowania można wywnioskować, że obrońcy Sumlińskiego zapoznali się jednak z całością materiału dowodowego, a z pewnością nastąpiło to do dnia 29 lipca br. – czyli do dnia posiedzenia, na którym sąd podjął decyzję o aresztowaniu. Należy, zatem zakładać, że sąd podejmował decyzję o areszcie, dysponując tylko tymi materiałami, o których wiedzę posiadali już obrońcy Sumlinskiego. Twierdzenie Giertycha - „Nie było przekazanych żadnych pieniędzy” pochodzą z pierwszych dni sierpnia br., dotyczą więc aktualnej wiedzy obrońców na temat materiału dowodowego.
Trzeba więc zapytać – na jakiej podstawie pani Małgorzata Subotić pisze w swojej publikacji „Według naszych informacji śledczy mają pokwitowanie Sumlińskiego odbioru tych pieniędzy.”?
Jeśli napisała prawdę, oznaczałoby to, że prokuratura zataiła przed obrońcami część materiału dowodowego, udostępniając go jednak dziennikarzom, w tym pani Subotić.
Jak inaczej tłumaczyć, tak daleko idącą rozbieżność w ocenie tego materiału?
Czy można i należy wierzyć w tym zakresie obrońcom Sumlińskiego i jemu samemu – czy też należy opierać się na wiedzy niektórych dziennikarzy? Po co pani Subotić napisała te dwa zdania, okraszając je na końcu uwagą pozornie bez sensu w kontekście wcześniejszych zdań:
„Przed zatrzymaniem 13 maja dziennikarz zarabiał bardzo dobrze dzięki programowi w TVP Lublin”.
Czy to, że zarabiał dobrze miałoby sugerować, że nie potrzebował pieniędzy od Lichockiego
i miałby płacić za leczenie żony Lichockiego z własnej kieszeni? Całość tej części artykułu dziennikarki sprawia wrażenie ( w co raczej trudno uwierzyć), jak gdyby nie zrozumiała ona znaczenia słów Sumlińskiego o pomocy dla żony Lichockiego, lub chciała celowo wprowadzić w błąd mniej wyrobionego czytelnika. Jeśli taka intencja przyświecała tej publikacji, mielibyśmy do czynienia z niezwykłym wprost przykładem dezinformacji.
Zwrócę jeszcze uwagę na wypowiedź innej dziennikarki Anny Marszałek z dn.30.07.br. na temat Wojciecha Sumlińskiego:
„Wychodzi nam dziennikarz, który za bardzo zaufał. Być może L. oferował jego znajomości jako własne. Może istnieć nagranie płk L., który powoływał się na Wojtka. Ale to tylko dowód pośredni.”
Mamy tu ponownie do czynienia z sugerowaniem, że istnieją dowody winy Sumlińskiego - tym razem , w postaci nagrania Lichockiego. Tymczasem, jak starałem się to wykazać, nic na temat takich nagrań nie wie sam oskarżony, jak i jego obrońcy. Jeśli o istnieniu takich dowodów wiedzą niektórzy dziennikarze – trzeba głośno pytać: skąd mają tę wiedzę i dlaczego dzielą się z nią w tak szczególny sposób?
Wspólną, bowiem cechą wszystkich tych wypowiedzi jest insynuacja. Nie wskazują one, nie przesądzają o winie Sumlińskiego, a jednak insynuują, że prokuratura ma mocne dowody na potwierdzenie zarzutów korupcyjnych. Nie czynią z Sumlińskiego przestępcy, choć sugerują brak rozwagi, nieostrożność, może podatność na manipulację.
Dla odbiorcy, utrwalanie takiego widzenia sprawy Sumlińskiego i jego samego to tylko krok, by pogodzić się ze świadomością, że coś tu jest na rzeczy, że może jednak dziennikarz nie jest człowiekiem całkowicie niewinnym, a w działaniach prokuratury tkwi jakiś sens i zasadność.
Napisałem na początku tego przydługiego wpisu, że niektóre z wypowiedzi dziennikarzy są jakimś przedziwnym elementem manipulacji opinią publiczną i przynoszą Sumlińskiemu więcej szkód niż korzyści. Dlaczego tak się dzieje i komu na tym zależy?
Pozostawiam ocenie czytelników wiarygodność tych osób i głoszonych przez nich opinii.
Warto i trzeba pisać o Sumlińskim jak najwięcej. Jeśli robią to ludzie ze środowiska dziennikarskiego – tym bardziej powinno to cieszyć.
Lecz trzeba też mieć świadomość, że nie wszystkie informacje i opinie na ten temat służą prawdzie, że w wielu z nich zawarty jest element manipulacji i złej woli – a w najlepszym wypadku niewiedzy piszącego. W tej sprawie – jak we wszystkich, gdzie nasza wiedza jest z konieczności ułomna i fragmentaryczna, warto być szczególnie ostrożnym i mniej ufać słowom, a więcej faktom.
Źródła:
http://www.latkowski.com/blog/komentarze/lista/id,1369
http://orka.sejm.gov.pl/Biuletyn.nsf/0/1DB1C4F5CE68F4C5C1257471003E66E6?OpenDocument
http://orka.sejm.gov.pl/Biuletyn.nsf/0/AD50F09C0616202AC125745F00377F3D?OpenDocument
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/5641/articlePage/5
http://www.rp.pl/artykul/2,174216_Czlowiek__ktory_chadzal_na_skroty.html
http://www.rp.pl/artykul/172329_Wojciech_Sumlinski__Nie_prosze_o_litosc__prosze_o_sprawiedliwosc.html
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20080802&id=po52.txt
http://www.tvn24.pl/12690,1559054,0,1,dziennikarz-trafi-do-aresztu,wiadomosc.html
http://www.ms.gov.pl/aktualnosci.php
http://www.tvn24.pl/-1,1559216,0,1,to-byla-druga-proba-samobojcza,wiadomosc.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz