Co takiego ma w sobie Platforma, że każdy „autorytet" jaki skaptuje w swoje szeregi, staje się wkrótce żenującą figurą, wzbudzając swoimi wypowiedziami liczne kontrowersje? Czy chęć przypodobania partyjnym bonzom sprawia, że ludzie, których należało posądzać o własny rozum i samodzielne opinie, plotą publicznie bzdury i silą się na polityczną poprawność?
Przykład Władysława Bartoszewskiego, aż nadto świadczy, że środowisko Platformy wywiera destrukcyjny wpływ na poziom wypowiedzi owych „zasłużonych" figur.
Od wielu tygodni, do grona zarażonych wirusem Platformy „autorytetów", usilnie stara się dołączyć poseł Andrzej Czuma. Wybór tego człowieka, na przewodniczącego sejmowej komisji śledczej do ds. rzekomych nacisków, był ze strony partii Tuska dobrym zagraniem propagandowym, lecz na tym kończy się wykaz dobrych stron tego rozwiązania.
Jak łatwo może dostrzec każdy obiektywny obserwator, poseł Czuma nie ma najmniejszych predyspozycji do kierowania taką komisją, a jego jedyną troską zdaje się być szukanie potwierdzenia dla partyjnej tezy o reżimowym charakterze rządu Kaczyńskiego. Jak każdy neofita, poseł Platformy wykazuje przy tym wielką żarliwość w zwalczaniu głosów opozycji i nie przywiązuje wagi, by nadać swoim działaniom choćby pozór obiektywizmu.
Niedawne wystąpienie Czumy w programie „Warto rozmawiać", w zgodnej opinii wielu blogerów, przerosło stopniem chamstwa i prostackich odzywek, nawet wyczyny jego imiennika - Andrzeja Lepera.
Dziś, pan Czuma dał się poznać z jeszcze gorszej strony. O ile jego wystąpienia na forum komisji i w programie Jana Pospieszalskiego, można przypisać prostolinijnej (nazwijmy) chęci wykazania własnej przydatności dla formacji Tuska, o tyle dzisiejszy wywiad w „Sygnałach Dnia" PR, daje nam ogólne wyobrażenie o kompetencjach pana posła i jego politycznej kulturze.
Przyznam, że dawno nie byłem tak zdegustowany publiczną wypowiedzią i nie słyszałem takiego nagromadzenia wszelkiego rodzaju niedorzeczności i aroganckiej pogardy dla prawa.
Warto przytoczyć tylko najbardziej jaskrawe przykładu elokwencji posła Czumy.
Na pytanie o wypowiedź Zbigniewa Ziobry, który twierdził, że może być inwigilowany, pan Czuma odpowiada bez namysłu:
-No, jest posłem, więc jest osobą publiczną, więc patrzą na niego, to może o to chodzi. Ale on mówił to w sensie takim „śledzi" jakoś tak groźnie? [...]
- Uuu, nie wiem, może pan poseł (...) , że coś napsocił po prostu i się boi, że ktoś tam patrzy na niego. Nie przypuszczam, szczerze mówiąc, ale służby specjalnie, niespecjalne, policje rozmaite, jest ich w Polsce sporo, niestety, bo jestem za tym, żeby zmniejszyć ich ilość, otóż policje te mają prawo obserwować każdego człowieka, co do którego są uzasadnione przypuszczenia, że popełnił przestępstwo. Ale ja nie przypuszczam, żeby...
Tłumacząc z „polskiego na nasze" - Andrzej Czuma dał wyraźnie do zrozumienia, że poseł Ziobro może podlegać inwigilacji przez służby, bo może „coś nasocił", czyli „popełnił przestępstwo".
Dalej - o wypowiedzi Tuska, że Ziobro nie ma powodów do niepokoju :
- Może chciał uspokoić biednego posła targanego jakimiś bólami czy podejrzeniami. Ludzie mają rozmaite podejrzenia. Jeden z moich znajomych mówił, że są... no, już nie będę powtarzał, bo to taka troszkę drastyczna była opowieść, ale okazało się, że nic nie było. No, po prostu może czasem ludzie, którzy mają manię...
Tu już zmienił zdanie, by zasugerować słuchaczom, że jeśli poseł Ziobro nie jest przestępcą, to być może ma jakąś „manię" lub inną psychiczną anomalie.
Pomijam już, że złośliwości posła Czumy, na poziomie ubeckich żartów z czyjejś podejrzliwości, są smutnym dowodem kultury tego pana. Znacznie gorzej, że takie rzeczy wypowiada polityk (?), który przewodniczy parlamentarnej komisji, mającej badać nieprawidłowości na styku polityki i służb. Wynikający de facto z tych wypowiedzi wniosek - nasze służby są dobre i nie inwigilują polityków opozycji, wyrażony bez najmniejszej próby wyjaśnienia zasadności oświadczenia Ziobry, musi potwierdzać obawy, co do obiektywności Czumy. Zresztą, zdaniem tego pana w ogóle nie ma, o czym gadać - „bo jeżeli pierwszy lepszy poseł powie, że go ktoś śledzi, no to czy my się mamy tym zajmować, panie redaktorze? Niech pan powie."
Słusznie. Mielibyśmy się czym zajmować, gdyby to powiedział poseł Platformy, a nie „pierwszy lepszy".
Dalej jest jeszcze ciekawiej.
Okazuje się, że zdaniem posła, premier rządu, odpowiedzialny za działania służb, wcale nie musi wiedzieć o ich poczynaniach, „bo i po co"?
- Demokracja cechuje się tym, że służby policyjne działają zgodnie z prawem, muszą wyrażać (...) nie zawsze to robią, oczywiście, wiemy o tym, ale politycy nie powinni mieć żadnego wpływu, ale dokładnie żadnego wpływu na to, czy...
Pan Czuma uważa więc, że służby to taka samoregulująca się, doskonała machina, którą wystarczy demokratycznie nakręcić, by być pewnym, że będzie działa prawidłowo i niezawodnie. Oczywiście, pod warunkiem, że „nakręcającym" jest Donald Tusk. Teza, że politycy nie powinni mieć żadnego wpływu na służby specjalne, nie jest nowatorska. W podobny sposób, rolę policji politycznej w państwie widział Józef Wisarionowicz, przy czym brak politycznej kontroli nad służbami, nie oznaczał braku możliwości ręcznego sterowania. Byle, były to ręce słusznego politycznie sternika.
Nadzór polityków nad służbami i wyznaczanie im pola działania, zgodnie z priorytetami bezpieczeństwa państwa, po drakońskich czystkach, jakich dokonał ten rząd, może faktycznie wydawać się już zbyteczny. Ostatecznie, definiowanie zadań służb jako rządowych lub państwowych, jest tylko kwestią nomenklatury.
W wypowiedzi na temat kombinacji operacyjnej, której częścią była widowiskowa akcja ABW, poseł Czuma wspiął się na wyżyny neofickiego zapału i zaprezentował postawę godną bardzo praworządnego i użytecznego...obywatela.
- Wie pan co? Ja nie wierzę, żeby prokuratura, która wysłała Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego do mieszkania dwóch członków Komisji Weryfikacyjnej między innymi, żeby ta prokuratura nie miała podstaw do tego.
Nie trzeba więcej, by zrozumieć, że dla pana Czumy działania prokuratury pod rządami tow. Ćwiąkalskiego są w pełni uprawnione, na zasadzie wiary w słuszność linii partyjnej Platformy. To, że dotyczą struktur legalnie działającego organu państwa - tyle, że powołanego przez poprzedni rząd, nie budzi zastrzeżeń posła.
Takie same działania, podejmowane przez rząd premiera Kaczyńskiego, gdy ich przedmiotem była, chociażby korupcja w kręgach działaczy Platformy, nie wywołują już odruchu wiary u pana Czumy. W tym wypadku zabiega o wiedzę.
Szczytem cynizmu i arogancji tego pana jest zarzut, jaki formułuje pod adresem Komisji Weryfikacyjnej, twierdząc, że działa zbyt wolno i nieudolnie. Twierdzi nawet, że :
- Nikt nie przeszkadza Komisji Weryfikacyjnej. Jest tam dwadzieścia parę osób i parogodzinne przeszukanie mieszkania pana Pawła Bączka doprawdy nikt mi nie udowodni, że to jest hamowanie pracy komisji.
Może poseł Czuma, powołany do poselskiego życia jako „rezerwa" Platformy nie wie, co jego koledzy wyprawiają z Komisją od chwili, gdy dorwali się do władzy? Może nie zna przypadków zastraszania, publikowania personaliów członków Komisji, odbierania im certyfikatów bezpieczeństwa, nasyłania kontroli i innych równie wyrachowanych metod ułatwiania działalności tego organu. Jeśli nie zna, lub zważywszy na predyspozycje posła - nie pamięta o takich przypadkach, winien publicznie nie opowiadać bredni, lecz wcześniej spytać o to partyjnych kamratów. Jeżeli zaś mówi tak świadomie i szyderczo oszukuje swoich słuchaczy, którym niekiedy opozycyjność, może nieopatrznie kojarzyć się z uczciwością - zdobył już w pełni zasłużony laur „autorytetu" III RP.
Niech puentą tego wpisu, będą słowa prowadzącego program Grzegorza Ślubowskiego, wypowiedziane na zakończenie - Naszym gościem był Andrzej Czuma, były działacz opozycji niepodległościowej, teraz poseł Platformy Obywatelskiej.
To „teraz" wyjaśnia wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz