Dla tzw. przeciętnego obywatela, służby specjalne to temat niemal egzotyczny – wie o ich istnieniu, lecz niewiele potrafi powiedzieć o działalności. Jeśli jeszcze ktoś naczytał się powieści Johna Le Carre, ma przeświadczenie, że służby tajne w państwie demokratycznym służą dobru ogólnemu, a na pewno – interesom państwa. O ile, brak powszechnej wiedzy na temat służb jest rzeczą oczywistą i jak najbardziej pożądaną, o tyle wiara, że służą one dobru ogólnemu jest, w przypadku polskich służb przejawem sporej naiwności.
Zapominamy najczęściej, że nasze służby specjalne są mocno zakorzenione w poprzednim ustroju. Pomijając wielokrotnie już opisywane związki ze służbami sowieckimi czy światem przestępczym, podstawowym czynnikiem odróżniającym je od tajnych służb państw demokratycznych jest swoisty serwilizm, jaki służby (ich szefostwo) okazują wobec każdej, kolejnej ekipy rządowej. Personalne czystki, od których każda zwycięska partia rozpoczyna swoją działalność „dla dobra ogólnego”, mają na celu tak skuteczne podporządkowanie służb specjalnych, by stały się narzędziem gier politycznych. Od roku 1990, poza krótkim epizodem budowania nowych służb wojskowych w latach 2006-2007, polskie tajne służby były traktowane jako łup polityczny i element służący prowadzeniu bieżącej polityki.
Inwigilacja opozycji, szukanie „haków”, zastraszanie przeciwnika, prowokacje, udział w przedsięwzięciach gospodarczych – to tylko niektóre z zadań, do których służby były i są wykorzystywane. Ich rola w budowaniu naszej „transformacyjnej” rzeczywistości, była często tak znacząca, że same ją kreowały, wpływając na zmiany ekip, decyzje gospodarcze i polityczne.
Ten wzór funkcjonowania służb znajduje swój pierwowzór w sowieckiej Rosji, gdy w roku 1934 podległe Stalinowi organy bezpieczeństwa, znane jako Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych (NKWD), po raz pierwszy w takiej skali zostały użyte do rozgrywek wewnątrzpartyjnych. Powstały następnie, w 1953 r. Komitet Bezpieczeństwa Państwowego (KGB) był już próbą ucywilizowania obszaru służb specjalnych i podporządkowania ich aparatowi państwowemu oraz partyjnemu. Wszystkie struktury służb istniejących w PRL- u były w pełni podległe Związkowi Sowieckiemu i interesom partii komunistycznej.
Wydawać by się mogło, że po 18 latach naszych demokratycznych „błędów i wypaczeń”, stosunek polityków do służb stanie się na tyle ucywilizowany, że przestaną być traktowane jako zbrojne i tajne ramię rządzącej partii. Tym bardziej, jeśli ta partia przedstawia się społeczeństwu jako przeciwwaga dla „reżimu kaczystowskiego” i chce uchodzić za nowoczesną i europejską .
A jednak to za kadencji tego rządu , koalicji PO-PSL, dokonują się w służbach specjalnych zmiany według wzorca sowieckiego, a ich rola staje się łudząco podobna do tej, jaką wyznaczała służbom partia komunistyczna. Poświęciłem już wiele miejsca opisywaniu personalnych czystek, dokonywanych przez ten rząd, gdy jedynym kryterium przydatności kandydatów była ich przeszłość, wskazująca na dużą dyspozycyjność i udział w politycznych rozgrywkach. Dodatkowym warunkiem są zapewne, jak w przypadku szefa ABW niejasne powiązania biznesowe i towarzyskie, które mogą być zawsze wykorzystane jako element nacisku. Między bajki można włożyć zapewnienia o profesjonalizmie „nowych” szefów i merytorycznych przesłankach zmian, dokonywanych w służbach. Jedyny profesjonalizm, jakim ludzie ci wykazali się w swojej karierze, dotyczył wykonywania operacji na polityczne zamówienie.
Rządzący politycy nie są zainteresowani ani unowocześnieniem służb ani ich wzmocnieniem. Łatwiej przecież sprawować nadzór nad strukturami słabymi, chwiejnymi, zależnymi od budżetowych kaprysów, niż służbą profesjonalnie zarządzaną i wyposażoną. Dlatego jednym z elementów „urabiania„ służb, dostosowania ich do swoich potrzeb, jest rozwinięta do granic absurdu gra medialnymi przeciekami i ciągłe epatowanie społeczeństwa kolejnymi, rzekomymi „aferami„.Jest dla mnie czymś nie do zaakceptowania, że media ujawniają „życie wewnętrzne” służb specjalnych i są wykorzystywane do prowadzenia gier operacyjnych.
Jeśli istnieje jedna, kardynalna zasada, która powinna obowiązywać wobec służb to sprowadza się do słowa CISZA. Wszystko, co robi ten rząd, jest zaprzeczeniem tej zasady. Jak gdyby tego było mało, zdecydował się na rzecz, której nie powstydziłby się sam Józef Wisarionowicz – wywołał stan wewnętrznego skłócenia, skonfliktowania służb, wykorzystując go do rozgrywek przeciwko politycznej opozycji.
Wczorajsza informacja, że ABW, działając w „wyniku kontroli wewnętrznej” złożyła do prokuratury siedem zawiadomień, o rzekomych przestępstwach, popełnionych w Agencji w latach 2006-2007 jest dowodem, jak mocno rząd Tuska zniszczył i zdeprawował polskie służby. http://www.rp.pl/artykul/122607.html
Zasada, jaką z zamierzchłej przeszłości przywrócił ten rząd, iż nowa ekipa w służbach szuka „dowodów” przestępstw na swoich kolegów i traktuje poprzednią ekipę jako domniemanego wroga – to znana komunistom zasada „dziel i rządź”. Użyta w stosunku do ludzi, których podstawa działania musi opierać się na wzajemnym zaufaniu, będzie miała moc niszczącą i destrukcyjną. Jeśli Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego 2008 składa zawiadomienie o przestępstwie na ABW 2007 , to wyobraźmy sobie rodzaj stosunków, jakie muszą panować w tej służbie i opinie jednych funkcjonariuszy o drugich. Użycie terminu „woja służb”, należałoby uzupełnić, że jest to wojna, najgorsza z możliwych - bo bratobójcza.
W poprzednich tygodniach, byliśmy świadkami wewnętrznego niszczenia służb, poprzez tzw. audyt ABW, przeprowadzany w CBA, gdzie jedynym celem działań, było również znalezienie „dowodów” przestępczej działalności podwładnych Mariusza Kamińskiego. Dokonano tego zniszczenia na polityczne zamówienie polityków Platformy, a szczególnie w celu zaspokojenia chorobliwych obsesji pani Pitery.
Łatwo można sobie wyobrazić, jak przez następne lata będzie wyglądała współpraca służb i jakim zaufaniem będą się darzyli ich funkcjonariusze. Trudniej natomiast wyobrazić sobie, jakie konsekwencje dla nas, obywateli będą miały te działania polityków Platformy.
„Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego jest instytucją rządową, działającą na rzecz bezpieczeństwa Rzeczypospolitej Polskiej i jej obywateli. Naszym podstawowym zadaniem jest wiedzieć - możliwie wcześnie i możliwie dużo - aby skutecznie neutralizować zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa.” – informuje na stronie internetowej ABW.
Czy można mówić o „działaniu na rzecz bezpieczeństwa RP i jej obywateli” przez służbę, której rola od pół roku ogranicza się do poszukiwania „haków” na swoich kolegów? Ta służba, jak i wszystkie inne, będące pod władzą rządu nigdy nie będzie w stanie zapewnić naszego bezpieczeństwa. Tak istotne dla funkcjonowania służb zasady jak; wzajemne zaufanie, możliwość wsparcia działań, wewnętrzny przepływ informacji, reagowanie zgodnie z prawem, a wbrew politycznym koniunkturom – będą dla funkcjonariuszy polskich służb specjalnych tylko znane „ze słyszenia”. Takich wartości nie buduje się przez rok czy dwa, choć zniszczenie ich zajęło rządowi Tuska niecałe pół roku.
O konsekwencjach tych działań najłatwiej jest zapomnieć, lub uznać mówienie o nich za przejaw politycznego zaślepienia. Nie chciałbym, by prawdziwość takich ocen musiała być potwierdzana w konkretnych zdarzeniach, gdy zagrożone będzie nasze bezpieczeństwo, a służby, mające nas chronić okażą się kompletnie bezradne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz