„Jeżeli wolność słowa przysługuje takiej kanalii jak ja, to wy wszyscy, porządni obywatele, możecie się czuć absolutnie bezpieczni" - słowami Larry Flinta mógłby skomentować Lech Wałęsa informację, że warszawska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie znieważenia prezydenta Kaczyńskiego. Umorzono również postępowanie w sprawie wypowiedzi Niesiołowskiego, który o prezydencie powiedział "mały, zakompleksiony człowiek"
http://www.tvn24.pl/0,1541318,0,3,wiadomosc.html
Nawet cieszę się z tej decyzji Prokuratury, bo jest ona dowodem, że przebyliśmy długą drogę, od czasów politycznego podporządkowania wymiaru sprawiedliwości, do roli Prokuratury jako obrońcy wolności słowa. I wszystko to za sprawą ministra Ćwiąkalskiego, znanego erudyty i miłośnika filozofii, którą to pasją musiał zarazić podległych mu prokuratorów.
Podejrzewam, bowiem, że prokurator prowadzący sprawę był pilnym czytelnikiem „Erystyki" Artura Schopenhauera i doskonale wiedział, że jednym ze sposobów manipulowania rozmówcą jest doprowadzenie przeciwnika do złości - „albowiem w złości nie jest on w stanie prawidłowo rozumować i dopilnowywać swoich korzyści". Manipulacja zaś, jeśli nie prowadzi do szkody na osobie zmanipulowanej nie jest czynem karalnym, co słusznie wydedukował pan prokurator. Wniosek, zatem, że prezydent Kaczyński sam sobie jest winny, bo zostając prezydentem, sprowokował do takich słów Wałęsę i Niesiołowskiego. Szczęściem, że chroni pana prezydenta immunitet, bo mógłby ponieść odpowiedzialność za podżeganie do czynów karalnych.
Z życia publicznego wynika przecież, że opisany przez Schopenhauera cel, czyli zwyciężanie w sporach, politycy realizują najczęściej przy pomocy obraźliwych określeń i epitetów.
To nie, kto inny jak Niesiołowski nazwał kiedyś prezydenta Kwaśniewskiego i ministra Kalisza "pornogrubasami", co sprowokowało posła SLD Lewandowskiego do repliki również wykorzystującej słowotwórstwo: "Lepiej być pornogrubasem niż pornogłupcem" - orzekł.
Pan Niesiołowski słynie zresztą z „chwytów erystycznych" i posługuje się nimi po mistrzowsku, jak wówczas, gdy wołał do Ryszarda Bugaja - "Łżesz jak pies!", a do Adama Słomki - "Ty palancie!".
Zasób inwektyw bywa szeroki. Kto pamięta „medialne wszy" Małachowskiego ( to o dziennikarzach) czy „wieprze" posła Jarzębowskiego ( o innych posłach) ?
Mistrzostwo Polski przysługuje jednak nieodżałowanemu Andrzejowi Lepperowi, który niemal o każdym polityku miał do powiedzenia kilka miłych słów :
Balcerowicz Leszek - idiota ekonomiczny, nieuk, kanalia, która musi odejść i przestać niszczyć ten kraj. Buzek Jerzy i jego ministrowie - kryminaliści i łapówkarze. Cimoszewicz Włodzimierz - kanalia. Janowski Gabriel - złodziej. Kwaśniewski Aleksander - największy nierób w Polsce. Olszewski Jan - degenerat. Stelmachowski Andrzej - głąb. Tomaszewski Janusz - bandyta z Pabianic. Walendziak Wiesław - przestępca itd.
Jak tłumaczył, używał tylko określeń, pochodzących z języka jego wyborców. „Łebski" facet.
Tego argumentu nie mógł niestety użyć Wojciech Cejrowski, gdy sąd w Gdańsku skazał go za obrazę prezydenta słowami - "Aleksander Kwaśniewski to pulpeciarz, który swoim tłustym dupskiem bezcześci urząd prezydenta". Tę cenną uwagę sąd wycenił wówczas na trzy tysiące złotych grzywny.
"Wojciech Cejrowski lżył nie tylko osobę sprawującą urząd prezydenta RP, ale i sam urząd. Definicja urzędu w abstrakcyjnym pojęciu funkcjonować może jedynie na gruncie teoretycznych rozważań. Natomiast we wszelkich formach i przejawach życia społecznego i politycznego wygłaszane opinie, zdania czy oceny Aleksandra Kwaśniewskiego dotyczą go jako prezydenta RP" - stwierdził wówczas sąd w uzasadnieniu. Takie to były czasy, gdy brakowało ministra Ćwiąkalskiego...
Za to słowa ministra Janusza Pałubickiego - "Aleksander Kwaśniewski chciał być prezydentem wszystkich Polaków, a okazało się, że jest prezydentem wszystkich ubeków", nie spowodowały reakcji prokuratury, jako zbyt oczywiste, by mogły być obraźliwe.
Tak naprawdę, ucieszyłem się z orzeczenia Prokuratury, gdy uświadomiłem sobie, jak nowe perspektywy otwiera ono dla krytyków układu rządzącego. Poczucie wolności i radosne słowotwórstwo będzie odtąd towarzyszyć wszystkim, którzy zechcą wyrazić swoją opinię o miłościwie nam rządzących. Oczywiście, w granicach szeroko pojętej erystyki.
Chcąc zachęcić Polaków do korzystania z tego prawa, tak wspaniałomyślnie udzielonego nam przez ministra Ćwiąkalskiego i jego prokuratorów, posłużę się klasycznym już cytatem (lekko uwspółcześnionym) z książki „ Kariera Nikodema Dyzmy" i zwrócę się do moich drogich Rodaków:
„Z was się śmieję, z was! Z całego społeczeństwa, z wszystkich kochanych rodaków! (...)
Otóż oświadczam wam, że wasz mąż stanu (...) wasz wielki człowiek, wasz Premier to zwykły oszust, co was za nos wodzi, to sprytny łajdak, fałszerz i jednocześnie kompletny kretyn! Idiota niemający zielonego pojęcia nie tylko o ekonomii, lecz o ortografii. To cham, bez cienia kindersztuby, bez najmniejszego okrzesania! Przyjrzyjcie się jego (..) prostackim manierom! Skończony tuman, kompletne zero! (...) Wulgarna figura spod ciemnej gwiazdy, o moralności rzezimieszka. (...) To wy wywindowaliście to bydle na piedestał!"
Charakter narodowy made in Vatican « Wychodźstwo
OdpowiedzUsuń