Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

środa, 13 stycznia 2010

MARSZAŁEK DO SPRAW MEDIÓW

Postawienie dziennikarzom zarzutów ujawnienia tajemnicy śledztwa, jest logiczną kontynuacją dwuletniej polityki obecnego rządu wobec mediów. To jeden z tych nielicznych obszarów życia publicznego, w którym ludzie PO wykazują godną podziwu konsekwencję.

Ponieważ nigdy wcześniej media nie odegrały tak zasadniczej roli w wykreowaniu nowego układu rządowego, jak w czasie 2 letniej kampanii dezinformacji, zwieńczonej przedwyborczą histerią, relacje, rząd – dziennikarze, powstałe po 2007 roku musiały zostać precyzyjnie określone.

Sprawowania funkcji koordynatora i mentora środowiska dziennikarskiego podjął się Bronisław Komorowski. Jeszcze przed powołaniem na stanowisko marszałka Sejmu, pod koniec października 2007 roku, Komorowski wyraźnie wskazał, czego nowy sejm oczekuje od mediów: „Funkcjonowanie dziennikarzy w Sejmie wymaga uporządkowania. Akredytacje powinni dostawać ci lepsi. Żeby była lepsza informacja o pracach parlamentu”.

Dalsze, precyzyjne instrukcje zostały wydane dziennikarzom w trakcie afery marszałkowej – wielowątkowej kombinacji operacyjnej z udziałem ludzi WSI i ABW, w której marszałek Sejmu odegrał kluczową rolę inspiratora.

To wówczas, pod adresem dziennikarzy telewizyjnych, którzy korzystając z nieudolności ludzi pana Bondaryka znaleźli się w mieszkaniu Piotra Bączka, padły pełne irytacji słowa :

Ci dziennikarze w ogóle nie powinni tam się zjawić. Prawdopodobnie zjawili się przez piwnicę sterowani przez pana Bączka telefonicznie, za pośrednictwem ważnej postaci w mediach publicznych. Ale w momencie, kiedy tam weszli obowiązuje dziennikarza, tak jak każdego obywatela, prawo. I jeżeli trwają czynności śledcze, nie wolno ich dokumentować z boku. Jeżeli jest wezwanie, żeby zaniechali filmowania, powinni to zrobić. Jeżeli tego nie zrobili, to oni złamali prawo”.

Usłyszeliśmy również wskazanie – jak mają się odtąd zachowywać dziennikarze w kontaktach ze „zbrojnym ramieniem” władzy: „Dziennikarze chcieli być ponad prawem. Akurat ci konkretni z programu ściśle związanego z Antonim Macierewiczem. Chcieli być ponad prawem. Dziennikarz ma prawo szukać informacji, ma prawo starać się o dobre zdjęcia, ale jak jest wezwanie funkcjonariusza, który prowadzi czynności śledcze, w imię interesu bezpieczeństwa państwa polskiego musi się dziennikarz do tego zastosować.

Trzy miesiące później, gdy rola Komorowskiego w rozpętaniu afery marszałkowej została mocno naświetlona, marszałek Sejmu skierował do środowiska dziennikarskiego kolejny, czytelny apel:

Ja bym sugerował dużą wstrzemięźliwość w okazywaniu solidarności zawodowej dziennikarskiej, no bo sprawa nie dotyczy docierania czy łamania tajemnicy państwowej przez dziennikarza śledczego, co bym rozumiał, nie akceptował, ale rozumiał, ale dotyczy podejrzenia o korupcję, po prostu o korupcję, o pomoc w korupcji. I to w takim obszarze bardzo delikatnym, wrażliwym z punktu widzenia interesów państwa, jak służby specjalne. Więc sugerowałbym ogromną wstrzemięźliwość tutaj...”

Apel został powtórzony, gdy zapytano Komorowskiego o zwołanie specjalnego posiedzenia Komisji ds. Służb Specjalnych, czego domagali się dziennikarze programu „Misja specjalna”. Komorowski odpowiedział:

Ja uważam, że tutaj jest jakaś głęboka przesada w okazywaniu solidarności korporacyjnej przez niektórych... a może środowiskowej takiej, bo co może Komisja ds. Służb Specjalnych w kwestii tego, czy prokuratura ocenia i sąd, że należy osobę podejrzaną o korupcję izolować czy nie? No, to jest kwestia znajomości pewnej... pomysłu na śledztwo, prawda? Oraz pewnej specyfiki danej sprawy. No, jeżeli trzeba izolować, to się wsadza do aresztu.”

Również niedawno, gdy media relacjonowały sprawę senatora Piesiewicza, marszałek Sejmu wyznał, że jest przeciwny "rozwałkowywaniu" tematu i wystąpił w roli mentora, pouczając dziennikarzy: „Uważam, że tam gdzie nie ma bezpośredniego zaangażowania politycznego, czy są jakieś mroczne fragmenty życia prywatnego, dziennikarze powinni zachować dystans. Wydaje mi się, że w polskim zwyczaju jest, że się nie wnika w prywatność.”

Jednak na szczególną uwagę zasługuje niedawny komentarz Komorowskiego, dotyczący postawienia dziennikarzom prokuratorskich zarzutów:

Wie pani, jest tak - no zawód dziennikarza to jest zawód. Zarabiacie państwo pieniądze, między innymi na tym, że dochodzicie do dokumentów tajnych, prawda. [...]Czasami się wam, i za to dostajecie forsę jako dziennikarze, no to jest ryzyko zawodowe.

[...] ja uważam, że zadaniem dziennikarza jest dochodzenie do informacji. Natomiast rzeczywiście zawsze staje pytanie i dziennikarze mam nadzieję sobie to pytanie również zadają, czy ujawnienie przez nich jakiś dokumentów szkodzi, czy pomaga sprawie. Przez sprawę rozumiem, w tym wypadku sprawę prokuratorską...[...]...w ważnej kwestii, czy też to utrudnia czy ułatwia śledztwo, ja nie znam szczegółów, ale mam nadzieję, jeszcze powiem, że dziennikarze, nie tylko prokuratorzy odpowiadają sami sobie na pytanie czy ich skuteczne dojście do tajemnicy państwowej i jej ujawnienie pomaga czy szkodzi sprawie”.

Myślę, że warto z uwagą wsłuchiwać się w słowa marszałka, bo stanowią one czytelny przekaz, skierowany do środowiska dziennikarskiego, tuż przed rozpoczęciem procesu Wojciecha Sumlińskiego. Z praktyki ostatnich 2 lat wynika, że dziennikarze prawidłowo zrozumieli intencje obecnej władzy i nie próbowali zaglądać za kulisy zdarzeń. Nieliczne przypadki niesubordynacji były natychmiast kontrowane, a wiadomość, że służby mogą bezkarnie podsłuchiwać i inwigilować dziennikarzy została odebrana jako cenna lekcja na przyszłość.

Jednak ostatnie miesiące, dla grupy sprawującej władzę przyniosły problem, który wymaga zastosowania nadzwyczajnych środków. Wysyp afer z udziałem polityków Platformy może świadczyć, że całkiem realnie rozważa się zastąpienie obecnego układu rządzącego „ekipą zastępczą” – lub, co bardziej prawdopodobne – istotną zmianę w kierownictwie partii.

Ponieważ partia Tuska traktowana jest wyłącznie w kategoriach nośnika interesów, nic nie stoi na przeszkodzie, by nieudany lub zużyty „projekt” zastąpić innym. Jest to tym łatwiejsze, że jedyny kapitał tej partii to wizerunek medialny, zbudowany na propagandzie, dezinformacji i działaniach osłonowych. Efektem działań podejmowanych przez środowisko, które powołało Platformę do istnienia, jest zatem powolny demontaż „parasola ochronnego”. Uczestniczą w tym media, które do tej pory były najważniejszym wspornikiem rządu. Sytuacja ma również związek z ostrą walką wewnątrz Platformy, w której ścierają się dwa ośrodki, reprezentowane przez Komorowskiego i Schetynę. Szerszy kontekst tych zmagań, dotyczy środowiska byłych WSI i służb cywilnych.

W tej perspektywie warto dostrzec, że postawienie dwóm dziennikarzom zarzutów z artykuł 241 kk, który mówi o publicznym rozpowszechnianiu wiadomości z postępowania przygotowawczego – wynika z intencji mocnego zdyscyplinowania mediów i przywrócenia dawnego status quo. Jest to bardzo precyzyjne i celne uderzenie. Mamy w nim sprawę, która bezpośrednio nie dotyczy obecnego układu i dziennikarzy, których trudno posądzić o sprzyjanie opozycji. Przekaz jest wyraźny: nie cofniemy się przed realnymi represjami, jeśli nadal będziecie nas atakować i zaglądać za kulisy władzy. Możecie ujawniać informacje, ale tylko te, które nie zaszkodzą naszym interesom.

Jeśli teza o sukcesywnym zamykaniu „parasola ochronnego” nad rządem Donalda Tuska jest zasadna, może się okazać, że informacje z procesu Wojciecha Sumlińskiego będą przysłowiowym „gwoździem do trumny” obecnego układu i zostaną wykorzystane przez środowisko, które powołało Platformą, a dziś szykuje się do gruntownej wymiany ekipy.

W tej sprawie – osobisty interes Bronisława Komorowskiego, jest identyczny z interesem środowiska byłych WSI, dlatego słowa marszałka, kierowane do dziennikarzy warto rozpatrywać w szerszym kontekście. Kombinacja operacyjna, jakiej byliśmy świadkami w roku 2008 przesądziła o poczuciu bezkarności i poszerzeniu arogancji rządzących. Każda następna - z udziałem służb i polityków PO, wynikała z układu zawiązanego w czasie afery marszałkowej, miała tych samych reżyserów i była montowana według tych samych zasad.

„Mamy głębokie przekonanie o tym, że była to akcja zmierzająca absolutnie nie do wyjaśnienia kwestii wadliwych powiązań między światem mediów a służbami specjalnymi, ale akcja zmierzająca do wystraszenia dziennikarzy, powstrzymania ich przed zajmowaniem się kwestiami niewygodnymi dla niektórych polityków. Problem polega na tym, że dzisiaj ci politycy zajmują bardzo ważne miejsca w hierarchii, w strukturze państwa polskiego. Stawiamy pytanie w związku z tym, o powołanie komisji nadzwyczajnej, która miałaby zbadać kwestie związane z tymi wydarzeniami. Zadajemy to pytanie w przekonaniu, że sprawa ta nie może pozostać ukryta, nie może być pod korcem, musi być wyjaśniona, jeśli chcemy uczciwie mówić o usunięciu z państwowego życia polskiego patologii. Bo patologią jest używanie przez wysokiej rangi urzędników państwowych podległych im instytucji do rozstrzygania kwestii, które ich osobiście bolą w relacjach z dziennikarzami”.

Te słowa Bronisława Komorowskiego, wypowiedziane przed czterema laty, niech będą przestrogą, że historia bywa bezwzględną i surową nauczycielką.

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,4615903.html

http://www.polskieradio.pl/trojka/salon/default.aspx?id=50326

http://www.polskieradio.pl/jedynka/sygnalydnia/?id=15339

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80708,7364697,Komorowski_o_sprawie_Piesiewicza__Dziennikarze_powinni.html

http://www.radiozet.pl/Programy/Gosc-Radia-ZET/Bronislaw-Komorowski3

http://orka2.sejm.gov.pl/Debata5.nsf/48c2255e9f2c421ac125745f00379386/afe611bc9590550ec12574650039232a?OpenDocument

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz