Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

czwartek, 25 kwietnia 2019

PO CO DEMOKRACJA? 2 - „DEMOKRACJA SOCJALISTYCZNA”

Demokracji w ogóle zdefiniować niepodobna tak wielkie jest pomieszanie pojęć w tej sprawie. Samo przekonanie, że demokracja jest dobrym ustrojem, nie jest zabobonem. Jest natomiast zabobonem ślepe wierzenie, że tylko demokracja jest dopuszczalną formą ustroju - i to bez rozróżnienia różnych znaczeń tego słowa” - pisał niezrównany o. Józef Bocheński w swoich „Stu zabobonach”.
Wprawdzie sklecono podręcznikową definicję, w której demokracją nazywa się „system rządów, w którym źródło władzy stanowi wola większości obywateli” - to ma się ona tak do rzeczywistości, jak określenia nadawane komunizmowi. Zaczadzeni tym tworem ćwierćinteligenci dostrzegali w komunizmie szlachetną utopią lub ideokratyczny totalitaryzm; jedni wywodzili jego podstawy z moralizmu, inni z nihilizmu; według jednych zrodził go idealizm i humanizm, zdaniem drugich wulgarny materializm i ucieczka od wolności; ci widzieli w nim fałszywą religię, inni oświecającą gnozę. Według niektórych, komunizm był ideologią, inni twierdzili, że doktryną polityczną i ekonomiczną.
To pomieszanie świadczyło, że ludzie są zdolni wymyślić każdą brednię, byle usprawiedliwić swoje najniższe instynkty, a sam komunizm nigdy nie był tym, co stanowiły pseudonaukowe wywody.
Odniesienie tej sytuacji do definicji demokracji jest w pełni uzasadnione, bo w jednym i drugim przypadku, mamy do czynienia z narzędziem, które bywa określane w zależności od proweniencji tych, którzy się nim posługują. A skoro nawet komunistyczni bandyci nazywali swoją tyranię „demokracją socjalistyczną”, czy można wątpić, że również dziś, pod mianem demokracji można ukryć każdą formę zniewolenia?
Jedno natomiast jest pewne. Z prawdziwą demokracją, jak z niepodległością: jest lub jej nie ma.
Nie istnieje stan, który można określić mianem pół lub ćwierć demokracji, jak nie można mieć pół lub ćwierć niepodległości. Tam, gdzie się kończą, mówimy o jawnej lub skrywanej tyranii, o dyktaturze, totalitaryzmie lub anarchii.

            I tu pojawia się pierwszy problem z tzw. „demokracją” III RP. Wyznawcy tej mitologii utrzymują bowiem, że istniejąca w tym państwie „demokracja” jest (tu: w zależności, która partia sprawuje rządy): ułomna, zagrożona, wadliwa, kwitnąca, fasadowa. Nietrudno dostrzec nonsens w tak fałszywej gradacji, bo przymiotniki te (ze względu na status demokracji) nie mogą opisywać rzeczywistości, lecz wyrażają subiektywne odczucia lub anonsują partyjną retorykę.
Przypomnę, że przed kilkoma laty prezes PiS nawoływał Polaków do obrony „demokracji” III RP, ostrzegając jednocześnie, że jeśli tego nie zrobimy "pewnego dnia obudzimy się w systemie ukraińskim". Było to frapujące, bo choć demokracji wówczas nie obroniliśmy (PiS przegrał kolejne tzw. wybory), a przez następne cztery lata reżim PO-PSL dopuścił się kilkuset nowych draństw i "naruszeń demokracji", przekaz Kaczyńskiego nie uległ zmianie.
Myliłby się ten, kto sądziłby, że po rządach Tuska i Komorowskiego obudziliśmy się w "systemie ukraińskim". Następnego dnia, po wygraniu przez PiS tzw. wyborów, Polacy dowiedzieli się, że „demokracja ma się dobrze”, a cały okres rządów poprzedników (razem z rokiem 2010 i jawnymi fałszerstwami z roku 2014) należy zaliczyć do stanu „ćwierć-demokracji”.
Jeszcze w roku 2012, wyborcy PiS mogli usłyszeć od pana Kaczyńskiego podczas miesięcznicy smoleńskiej:
Polska nie będzie wolna, jeśli prawda o Smoleńsku nie wyjdzie na jaw! Polska nie jest wolna, bo nie możemy uczcić bohaterów Smoleńska, bo nie ma ciągle pomnika, bo stawiane są różne przeszkody, bo nieustannie trwa kampania obrażania tych, którzy zginęli”.
Po czterech latach, podczas których prawda o Smoleńsku nie wyszła na jaw, nie uczczono bohaterów i nie zbudowano im pomnika, zaś „kampania obrażania tych, którzy zginęli” trwała w najlepsze, wyborcy usłyszeli:
"Polska jest dzięki nam krajem wolności, jednym z niewielu w Europie!”.
A usłyszeli tylko dlatego, że partia Kaczyńskiego wygrała tzw. wybory parlamentarne.
Człowiek, który jednego roku (2013) twierdził – „W Polsce mamy do czynienia ze skrajną formą systemu postkomunistycznego”, zaledwie dwa lata później zapewniał, że „polska demokracja ma się dobrze”.
Nie można się zatem dziwić, że w logice pana Kaczyńskiego triumfy święci hiper-brednia, wypowiedziana w roku 2015 przez byłego „działacza ekologicznego” prof. Piotra Glińskiego - "Żyjemy w ćwierć-demokracji”.
Odpowiedziałbym – owszem, „żyjemy”, bo takie kłamstwa proponują nam ćwierćinteligenci.
To znamienne, że po roku 2015, przedstawiciele poprzedniego reżimu natychmiast przeszli na pozycje partii Kaczyńskiego i zaczęli krytycznie oceniać stan „demokracji” III RP, stawiając zarzuty „pogwałcenia” lub wręcz „uśmiercenia” tej systemowej „wartości”. Wrzask różnych „obrońców demokracji” jest dziś arcyważnym dowodem, że demokracja to stan całkowicie nieznany Polakom.
Bo partyjny bełkot na temat demokracji, dowodzi jednej rzeczy: zdaniem grup zarządzających III RP, demokracja istnieje wtedy, gdy one sprawują władzę i zanika natychmiast, gdy władza zostanie utracona.
To, z kolei, powinno prowadzić do konkluzji, że rządy PO-PiS-PSL-SLD itd. nie mogą mieć nic wspólnego z autentyczną demokracją, a jej nazwa jest wykorzystywana przez partyjnych szalbierzy dla zapewnienia sobie osłony propagandowej. Gdyby było inaczej, demokracja nie mogłaby znikać w chwilę po ogłoszeniu tzw. wyników wyborczych ani pojawiać się natychmiast, gdy „nasi” przejęli władzę.
Ludzie partii systemowych III RP traktują więc demokrację, w identyczny sposób, jak traktowali ją komuniści - nadając swoim rządom miano „demokracji socjalistycznej”. Użycie tego określenia ma zapewnić im „mandat społeczny” i usprawiedliwić draństwa dokonywane w imieniu „suwerena”.

           Kolejny problem pojawia się wtedy, gdy dostrzeżemy proweniencję najzagorzalszych obrońców systemu III RP. Człowiek rozumny zadałby sobie pytanie: jak to możliwe, że największymi rzecznikami owej „demokracji” są ludzie partii komunistycznej i ich mentalni sukcesorzy, że bronią jej rozmaici kapusie i donosiciele, wychwalają esbecy i kanalie służące okupantowi? Dlaczego właśnie takie postaci najmocniej krzyczą „w obronie demokracji” i na wszelkie sposoby wycierają sobie gęby odmianą tego słowa? Czy wolno nam wierzyć, że ludzie ci przeszli cudowną metamorfozę i ze zgrai prymitywnych zamordystów i pospolitych drani, stali się głosicielami „woli suwerena”?
Jeśli wierzyć nie wolno, a ludziom rozumnym, nawet nie wypada, odpowiedź może być jedna: to, czego bronią tacy ludzie, nie jest żadną demokracją lecz jej erzacem, który ma zapewnić trwałość sukcesji komunistycznej i osłonić dyktaturę ciemniaków.
         Ale – zauważy dociekliwy czytelnik - przecież pochwałę „demokracji” III RP głoszą również politycy partii Kaczyńskiego oraz środowiska przyznające sobie miano „patriotycznych”. Czy ich „demokracja” jest czymś innym od tej, której bronią esbecy?
Oczywiście – nie. Niezależnie, jakie atrybuty nadają owej „wartości” ludzie PiS, jakimi dekorują przymiotnikami, jest to ta sama „demokracja”, o którą walczą komuniści i ich sukcesorzy.
Gdyby chodziło o inną, autentyczną demokrację, usłyszelibyśmy postulat obalenia systemu III RP i wyrugowania zeń zamordystów, przypisujących sobie miano demokratów. To naturalne, że żaden zwolennik autentycznej demokracji nie chciałby stać w jednym szeregu z ludźmi, którzy przez całe życie gwałcili prawa suwerena.
Gdyby partia Kaczyńskiego miała na myśli prawdziwą demokracje, nie mogłaby uczestniczyć w inscenizacjach zwanych „wyborami”, bo każda z nich służy utrwaleniu zwodniczego systemu.
Gdyby chodziło o wprowadzenie prawdziwych rządów suwerena, ta partia nie mogłaby traktować sukcesorów komunizmu niczym partnerów ani nadawać antypolskiej zgrai miana „opozycji”.
Należy więc uznać, że w każdym przypadku jest to ta sama „demokracja” III RP, a ten, kto uczestniczy w systemie władzy lub aplikuje do udziału w tym systemie, kultywuje i broni tej samej „wartości”, o którą zabiegają członkowie partii komunistycznej i esbeccy bandyci. „Patriotyczna” retoryka tych środowisk, jakieś odmienne „programy polityczne” itp. namiastki „różnic programowych”, mają identyczne znaczenie, jak rzekoma odrębność PZPR, SD i ZSL w okresie komuny. Imitują pluralizm polityczny i służą utrwaleniu „demokracji socjalistycznej”.

              Po raz trzeci napotkamy problem, gdy spróbujemy dostrzec fundament, na jakim wspiera się owa „demokracja”. Nie mam na myśli „fundamentu ideowego”, bo taki – ze względu na niemożność jednoznacznego zdefiniowania demokracji istnieć nie może, lecz fundament ustrojowy. Praktykowanie demokracji pośredniej (a taką dziś najczęściej spotykamy) wymaga, by władza polityczna sprawowana była poprzez wybieranych przez suwerena (społeczeństwo) przedstawicieli. To zaś oznacza konieczność organizowania tzw. wyborów powszechnych, podczas których suweren ma możliwość wyrażenia swojej nieskrepowanej woli.
Nietrudno zauważyć, że aranżowanie takich „wyborów” jest głównym i podstawowym fundamentem „demokracji” III RP. Ponieważ organizują je instytucje powołane przez „ojców założycieli” (prezydent, PKW), a nadzór sprawują gremia najzagorzalszych zwolenników obecnej „demokracji” (tzw.”sądy”), zagrożenie popełnienia „błędów systemowych” - czyli wyboru przeciwników systemu, zostało ograniczone do minimum.
Mając w pamięci trzy dekady tej państwowości i ogrom ujawnionych patologii, owe „wybory powszechne” można uznać za jedyny element „demokracji” ustanowionej przy „okrągłym stole”.
A skoro pamiętamy, że pod tym pojęciem kryje się władza „naszych” nad „waszymi”, wolno twierdzić, że „wybory” służą wyłącznie grupom zarządzającym tym państwem. Gdyby ich nie organizowano, nie miałaby miejsca rotacja imitująca pluralizm, a spory „naszych” z „waszymi” nie mogłyby udawać „różnic politycznych”.
To narzędzie jest potrzebne dla utrwalenia mitologii III RP i konieczne dla tych, którzy z tej mitologii żyją.
Ponieważ organizacja wyborów powszechnych, nie może być uważana za atrybut demokracji (urządzano je w PRL-u, urządza dziś w Chinach, Rosji i innych państwach totalitarnych), trzeba uznać, że jest to fundament głęboko niewiarygodny.
Nie tylko ze względu na możliwość fałszerstw – tak powszechnych w III RP. Wbrew oficjalnej narracji, która każe postrzegać fałszerstwa w kategorii „błędów” i aberracji, są one naturalnym i logicznym następstwem reguł ustanowionych na początku tej państwowości i wynikają z „pragmatyki” procesu wyborczego. Jeśli nie można dopuścić, by po władze sięgnęli przeciwnicy systemu, fałszerstwo należy do głównych instrumentów regulacji.
Jeśli o roszadach politycznych decydują „kluby miłośników cygar” lub obce ambasady, fałszowanie wyborów urasta do rangi racji stanu.
Fakt, że w dziejach tego państwa nie znajdziemy przykładów śledztw i dochodzeń dotyczących fałszerstw wyborczych i nikt nie poniósł z tego tytułu odpowiedzialności, doskonale uwidacznia systemową logikę.
Niewiarygodność procesu wyborczego ma jednak głębszą przyczynę. Gdybyśmy mieli poważnie potraktować system demokratyczny (który do ideałów nie należy), to jego zasadniczą cechą jest dostęp do wiedzy na temat państwa i ludzi sprawujących funkcje publiczne. Ta cecha odróżnia demokrację od rządów opartych na podstępie i fałszu, w których obywatel-mieszkaniec kraju, jest traktowany przedmiotowo i podlega różnorodnej manipulacji.
Skoro w demokracji, obywatel ma sprawować funkcję suwerena i brać odpowiedzialność za system polityczny – musi posiadać wiedzę. Po to zaś, by stał się suwerenem, a w ramach tego przywileju mógł dokonywać wolnych i świadomych wyborów, musi posiadać wiedzę rzetelną- o realiach państwa, w którym żyje, o postaciach, którym powierza swój los, o przeszłości tych ludzi, ich intencjach i planach.
Bez tej elementarnej wiedzy, nie tylko nie można dokonać prawidłowego (a zatem nieobciążonego błędem wyboru), ale nie można sprawować funkcji suwerena. Bez takiej wiedzy – demokracja staje się żerowiskiem dla hordy oszustów i łajdaków, a mityczny „suweren” - żałosnym niewolnikiem.
Tu właśnie III RP ujawnia swoją prawdziwą naturę i objawia bliskość komunistycznej sukcesji.
Nasza wiedza o rzeczywistości, jest bowiem ograniczona przez cały szereg czynników, świadomie i celowo ustanowionych przez prawodawcę. Od pragmatyki pracy służb specjalnych poczynając (tu dostęp do informacji kształtują zasady rodem z PRL-u), po rozliczne ograniczenia ustawowe i rzecz zasadniczą - brak wolnych mediów. Każdy z tych czynników sprawia, że o realiach III RP wiemy tyle, ile życzą sobie ludzie zarządzający sukcesją. To oni decydują, jakie informacje przedostaną się do przekazu publicznego, co należy ukryć, ile powiedzieć i co przemilczeć.
O ile w czasach PRL-u potrzeba było instytucji cenzury, o tyle w III RP wyśmienicie zastępuje ją „zasada samoograniczenia”, oparta na mechanizmach finansowych, towarzyskich, niekiedy agenturalnych.
Głównym narzędziem regulacji są prywatne przekaźniki partyjne oraz tzw. media publiczne, wykonujące pracę na rzecz każdej grupy zarządzającej III RP. Istnienie wolnych mediów – wzorem PRL-u – jest niemożliwe. Dlatego nie ma tu ośrodków medialnych, które mogłyby realizować prawa podmiotowe obywateli lub zabiegały o poszerzenie ich wiedzy. Są za to media rezonujące interesy poszczególnych grup wpływu, narzucające nam narracje partii politycznych i bełkot antypolskich środowisk.
Obraz, jaki wyłania się z tego przekazu, musi być na tyle „sformatowany”(skrzywiony),by umacniał przekonanie o istnieniu wolności słowa, a jednocześnie chronił interesy tych grup i skrzętnie ukrywał realia III RP. Podjęte pod wpływem takiego przekazu decyzje – w tym decyzje wyborcze, zawsze będą skażone i błędne. Jeśli nie z winy tych, którzy wiedzieć nie chcą, to za przyczyna tych, którzy wiedzy zakazują.
Ten mechanizm – odbierania obywatelom prawa do rzetelnej wiedzy i skazywania na czerpanie z „zatrutych źródeł”, dobitnie ukazuje wartość „demokracji” III RP, ale też obnaża fikcję władzy suwerena. Bo obywatel głupi, nieświadomy i poddany ciągłej manipulacji – suwerenem być nie może.

               Czwarty problem z ową „demokracją”, dotyczy przymusu, konieczności. Zwracałem już uwagę, że w konstytucji III RP (wzorem PRL-u), zawarto zasadę konstytucyjną, rozstrzygającą o kształcie ustrojowym tego państwa: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
W sposób oczywisty nawiązuje ona do normy art. 1.1. tzw. „konstytucji PRL”: „Polska Rzeczpospolita Ludowa jest państwem demokracji ludowej”.
Warto przypomnieć, że takich „zasad konstytucyjnych” próżno szukać w ustawach zasadniczych II Rzeczpospolitej.
Zapisy te oznaczają, że jedynym, dopuszczalnym w III RP ustrojem politycznym oraz jedyną formą sprawowania władzy – jest demokracja.
Nieprzypadkowo mamy do czynienia z przymusem ustrojowym.
Wprowadzenie takiego przymusu w konstytucji PRL świadczyło, że namiestnicy Moskwy nie dostrzegali żadnych niebezpieczeństw z praktykowania owej demokracji. Ani „wybory powszechne” ani „pluralizm partyjny”, o parlamencie i mediach nie wspominając, nie stanowił takiego zagrożenia. Póki była to „demokracja socjalistyczna” - ustanowiona według reguł farsy wyborczej z roku 1947 i nadzorowana przez instytucje okupacyjne, nie zagrażała interesom komuny. Przeciwnie – parodiowanie mechanizmów demokratycznych pozwoliło najeźdźcom uzyskać status legalizmu w oczach „wolnego świata”, a przez kolejne dekady umacniało przekonanie, że żyjemy w państwie polskim. 
Ta „demokracja socjalistyczna”, tak dalece stała się mitem służącym zniewoleniu Polaków, że na potrzeby uwierzytelnienia antypolskiego paktu zdrajców z bandytami, uknuto zgrabny termin „opozycja demokratyczna”. Tak, by stworzyć wrażenie, że z systemem komunistycznym można walczyć przy pomocy "demokratycznych" metod.
Uważam, że identyczną praktykę zastosowali „ojcowie założyciele” III RP, wprowadzając swoją zasadę ustrojową.
Analogicznie - oparto ją na sfałszowanych wyborach z roku 1989 i umocniono podczas farsy z 1991 roku, gdy z życia politycznego wyrugowano już wszystkich przeciwników „okrągłego stołu”, a system wyborczy oparto na instytucjach pokomunistycznych. Dzięki tym mistyfikacjom, państwa „wolnego świata” okrzyknęły III RP krajem wolnym i suwerennym, a Polacy uznali ją za Niepodległą.
Wszystko, co wiemy dziś o rzeczywistych regułach III RP, o jej obrońcach i ludziach uprawiających tą mitologię, jasno dowodzi, że owa "demokracja" nie stanowi dla nich najmniejszego zagrożenia.
Gdyby było inaczej, żaden komunista, kapuś czy zdrajca, nie gardłowałby „w obronie demokracji”, a w realiach naszego kraju nie byłoby setek komunistycznych „złogów”.
Póki jest to „demokracja” według reguł III RP – a więc sprowadzona do karuzeli tych samych partii i tych samych postaci, póki blokuje ona dostęp do wiedzy o tym państwie i wyklucza z życia publicznego przeciwników systemu – stanowi idealne środowisko dla sukcesorów komuny i pozwala utrzymywać Polaków w stanie narodowego „znieczulenia”.
              Konkluzja jest oczywista: żeby obalić system III RP, trzeba skończyć z erzacem takiej „demokracji”, odrzucić jej narzędzia (w tym, udział w „wyborach”) i dążyć do wprowadzenia ustroju, który zerwie z komunistyczną sukcesją.
Na takim etapie, nie może być to ustrój demokratyczny. Praktykowanie rzeczywistej demokracji – a zatem odwołanie do woli ogółu i praw całej społeczności, byłoby niedorzeczne. Społeczność tak zdemoralizowana, że „wybrała” onegdaj Tuska i Komorowskiego, i tak ogłupiała, że dziś chce „glosować” na Dudę i Kaczyńskiego, nie może decydować o losie Polski.
Ponieważ „demokracja” III RP opiera się na fałszu, przymusie i indoktrynacji, muszą być wprowadzone ograniczenia, które zniszczą atrybuty szalbierzy i zneutralizują środowiska zagrażające Polakom. Nie da się tego dokonać praktykując „reguły demokracji”, bo każda z nich zostanie bezwzględnie wykorzystana przez przeciwnika.
Dopiero zrozumienie tych konkluzji, otwiera drogę do znalezienia właściwej formuły walki z sukcesją komunistyczną.



Tekst miał kończyć się zapowiedzią "CDN", ale z uwagi na problemy związane z dalszym funkcjonowaniem bezdekretu, nie odwazyłem się umieścić tych liter.

32 komentarze:

  1. 1-(Miałem nadzieję, że nie będę pierwszy, ale ze względu na ostatnie zdanie niesposób dłużej zwlekać)
    Szanowny Panie Aleksandrze,

    Nie wiedząc, że pracuje Pan nad tym tekstem i co będzie on zawierał, dwa dni wcześniej opublikowałem tłita z grafiką ( https://twitter.com/RODAKvision1/status/1120641005122801664 )
    która - mam taką nadzieję - obrazuje czas w jakim jesteśmy i perspektywę „długiego marszu” oraz jego cel pozwalający odzyskać Niepodległą.
    Dla Czytelników Pana bloga nie jest żadną nowiną poziom prezentowanych na nim tekstów, ale dla mnie temat „demokratycznej" czyli dobrowolnej niewoli jest kluczowy i dlatego uważam ten tekst za bardzo ważny. Niemal każde zdanie jest wartością uświadamiającą dyby i pęta w które mieszkańcy terytorium polskiego dobrowolnie wchodzą z dumą prostaczka obnosząc się z nimi jak z tombakową biżuterią z lokalnego odpustu.
    Beneficjentom kiszczakowego nowotworu udało się sprowadzić ów „akt wyborczy” już nawet nie do igrzysk dla „ciemnego ludu” ale do igr dla „ludzi głupich,mało szlachetnych i prostackich”. A od takich trudno się spodziewać refleksji, czy tego wszystkiego o czym Pan pisze w odniesieniu do suwerena/społeczeństwa/obywateli.
    Oni nie potrafią dobrowolnie rozstać się z mitem suwerena. Nie potrafią pojąć własnej niemożności i zrozumieć, że "nie mogą decydować o losie Polski". Ta "społeczność" nawet nie zdaje sobie sprawy, że "decyduje"(?) jedynie o losach swoich i IIIRP, tymaczasowego państwa na terytorium polskim. Ustanowionego przes Stalina w formie "guberni okupowanej", zwanej peerel, a potem przez Kiszczaka, jego psa już jako "wolna i niepodległa".
    Los Polski leży w rękach polskich patriotów, których Polacy jeszcze nie znają i nie potrafią wyłonić, a tym bardziej wesprzeć.
    Z ogromnym smutkiem i świadomością bezsilności, a zarazem doniosłości odczytuję ostatnie zdanie, już poza tekstem zasadniczym:
    ”Tekst miał kończyć się zapowiedzią „CDN”, ale z uwagi na problemy związane z dalszym funkcjonowaniem bezdekretu, nie odważyłem się umieścić tych liter.”
    Moje spostrzeżenia oparte są na innej podstawie niż Pana i nie napawają one optymizmem. Pan dostrzega rosnący na przestrzeni lat wpływ Pana publicystyki i ma Pan oczywiście słuszność, bo trudno tego nie zauważyć. Rośnie ilość ludzi posługujących się Pana argumentacją i wręcz słownictwem z Bezdekretu, ale to wszystko jest bierne. Stanowi przyczynek do..., ale póki co nie pozwala nawet na osłonę i bezpieczne trwanie bloga i jego Autora.
    Teraz już do wszystkich Państwa. Nie tylko do naszego Mistrza.
    Krótkie podsumowanie, które należy się Maszerującycm, żeby wiedzieli w jakim są miejscu i co ich czeka.
    Skupiam swoją uwagę i oceny na trzech filarach:
    1. „Marsz przciw mitom”
    2. strona „marsz przeciw mitom”
    3. strona „polecane lektury”
    cdn

    OdpowiedzUsuń
  2. 2-Ad.1
    Pierwszy etap „marszu” to promocje obydwóch tomów „Nudis verbis...”
    Efekt mizerny. Skutek: utraciliśmy jedynego wydawcę gotowego wydawać książki Aleksandra Ściosa pomimo totalnego zapisu na tego Autora.
    Etap drugi - nigdzie, w żadnej formie nie znalazłem potwierdzenia realizacji proponowanych, ani jakichkolwiek form działania. Być może były, ale nic o nich nie wiem, a zatem nie pojawiły się na stronie. Nie otrzymałem żadnego maila z opisem/informacją o przeprowadzonych akcjach, projektach itp.
    Nie liczę śladowych informacji na tt i w komentarzach na blogu.
    Zero wsparcia i zainteresowania we współpracy w rozwoju strony „marszu”.
    O konkursie na logo "marszu" nawet nie będę pisał.

    Ad.2 i 3 to tylko dane statystyczne.
    Mówimy o tysiącach ludzi obserwujących tt Aleksandra Ściosa, Bezdekretu i Rodaka.

    Ad.2 - marzec i kwiecień - DWA MIESIĄCE!
    Unique visitors:118
    Number of visits:151
    Pages:423
    Hits:2.985
    Bandwidth:171.15MB
    Ad.3 - kwiecień - start strony. Nikt nie nadesłał żadnego linku do PDF z "Polecanych lektur" oprócz Pana Aleksandra, który i tak pracuje ponad siły i "swobodę" pozostawianą mu przez "polskie służby".
    Unique visitors: 227
    Number of visits:337
    Pages:992
    Hits:2,753
    Bandwidth:56.96GB
    Jedyny pozytywny wniosek: wchodzący ściągają materiały ze strony. Brawo! Czy przekazują dalej? Nie wiem. Obawiam się, że brak tej wiedzy nie jest wynikiem wielkiej skromności Odwiedzających "Polecane lektury".
    rodaknet.com - marzec i kwiecień
    Unique visitors:4,432
    Number of visits:6,649
    Pages:53.910
    Hits:169,578
    Bandwidth:33.18GB
    Ostatnimi czasy strona bardzo „zaniedbana”. Normalnie wizyt było dziennie ponad 1000. Podaję dane z Rodaka jedynie dla porównania, bo jest to nadal jedynie głęboka nisza. Wypromowanie strony bez odpowiednich funduszy to długi czas i/albo duże zaangażowanie zainteresowanych. @SciosBezdekretu i @RODAKvision1
    Spójrzcie Państwo tylko na cyferki RT na @SciosBezdekretu i @RODAKvision1 pod tłitami informującymi o kolejnych pozycjach e-book na stronie „Polecanych lektur”. Już samo to wystarczy, aby ocenić poziom zaangażowania „rozumnych” Polaków, bo za takich można uważać czytelników Pana Aleksandra. Cyfry są nieubłagane.
    Informacje o wpłatach to kolejny wskaźnik określający liczbę ludzi w ten sposób zaangażowanych. Im należy się tym bardziej wielkie podziękowanie, bo czynią coś tak mocno niepopularnego jak przekazywanie pieniędzy. Dziekuję im jako uczestnik tej "wszechnicy narodowej" jaką jest Bez dekretu!
    Obcy potrafią.
    Zebrali 150tys na samochód zniszczony przez kierowcę "premierki" Szydło. Dziesiątki tysięcy na lidera KODziarzy, a to tylko dwa przykłady, że potrafią. Pomijam celowość i marnotrawstwo tych zbórek, czy wręcz przestępczy charakter działań tych aktywistów, ale tym bardziej powinno nam to doskwierać, że stać ich na to tylko dlatego że niszczą to, co jeszcze polskiego w Polakach zostało.
    cdn

    OdpowiedzUsuń
  3. 3-Marsz MUSI być bardzo DŁUGI i proszę nie pytajcie już dlaczego, bo to widać na codzień gołym okiem. I ci którym tak spieszno niech ulokują swoje pieniądze, energię i nadzieje w Lublinie, i kanapowych tworach "ludowładztwa" tuzów na "prawicy".
    "Prawicy" - nawiasem mówiąc -, której dawno już nie ma i pozostał z niej tylko wylniały, obmierzły slogan uprawiaczy #DemoKreacja. Dzisiaj trwa WOJNA pomiędzy deprawacją globalizmu we wszystkich sferach życia społecznego, a świadomymi zagrożeń patriotami usiłującymi zachować tożsamość narodową i państwową. Nazwijcie to jak chcecie: globalizm kontra nacjonalizm? Nie ma znaczenia, bo nie o definicje tu chodzi, a o przyszłość świata jaki znamy. Dotyczasowe podziały sceny politycznej zostały wchłonięte i znormalizowane podług potrzeb #DemoKreacja i jej "karuzeli władzy" dopuszczającej tylko swoich. O czym pisze Pan Aleksander. Dodam tylko, że dotyczy to w moim najgłębszym przekonaniu wszystkich reżimów demokratycznych, a nie tylko w IIIRP. Różni je tylko poziom wyrafinowania i wyrachowania, oraz głupoty suwerena. Jedyny dopuszczalny poziom sporu, to mniejsze lub większe rozdawnictwo pieniędzy zabrancyh "wyborcom" ukrywane pod hasłem rożnych rozwiązań "ekonomicznych". Micha to jedyny czynnik tak naprawdę decydujący o "wygranej" tej lub innej frakcji "partii władzy".
    Panie Aleksandrze każde "zachwianie" się ciągłości Bezdekretu nie mówiąc już o jego zamknięciu będzie ogromym sukcesem wrogów Polski i równie ogromnym problemem dla nas, Maszerujących.
    Dla nas podwójnym:
    - stracimy źródło nie tylko informacji, oceny, analiz, ale i busoli korygującej azymut marszu,
    - uświadomimy sobie co straciliśmy i jak dużą ponosimy za to odpowiedzialność.
    Dawno temu, kiedy musiałem na dłuższy czas zostawić swój szczep pod komendą swoich młodych wychowanków i szukałem wsparcia dla nich wśród zaufanych instruktorów jeden z nich powiedział mi:
    „Pamiętaj Mirku, że im lepszy wódz, tym trudniej jest go zastąpić!”
    Szczep przetrwał i ja wróciłem, ale sentencja jest adekwatna do obecnej sytuacji w jakiej prawdopodobnie znalazł się blog i Pan.
    Tylko w skretyniałym "ludowładztwie" można pleść bzdury "nie ma ludzi niezastąpionych", czy "wszyscy ludzie są sobie równi". Pan jest nie do zastąpienia dla "długiego marszu" i Polaków chcących w nim podążać ku Niepodległej.
    cdn

    OdpowiedzUsuń
  4. 4-Bez względu na przyczyny odnośnie trwania bloga Pańskie zdrowie i życie jest ponad to wszystko. Pan zawsze znajdzie sposób, by służyć kreślonym przez Pana ideom, ale wielu z nas się pogubi.
    "z uwagi na problemy związane z dalszym funkcjonowaniem bezdekretu" praca Pani Halki zabezpieczyła "Roczniki" i za to należą się Jej wielkie podziękowania.
    Są tutaj:
    http://www.polecane.lektury.rodaknet.com/pl_ebooki.html
    Bardzo Panią proszę o ciąg dlaszy.
    Do wszystkich państwa zwracam się z apelem.
    Niezależnie od tego jak potoczą się losy bloga wspierajmy Pana Aleksandra, bo On o to nigdy nie poprosi, a wsparcie to powinno być oczywiste. Nigdy nie spłacimy długu jaki u Niego zaciągnęliśmy.
    Michalkiewicze i inne tuzy "prawicy" nie mają takich skrupułów i otwarcie, wytrwale nawołują swoich zwolenników do darowizn, bo... i tutaj dowolne powody.

    Pan Aleksander nie, bo
    "Przestańmy własną pieścić się boleścią,
    Przestańmy ciągłym lamentem się poić:
    Kochać się w skargach jest rzeczą niewieścią,
    Mężom przystoi w milczeniu się zbroić".
    Męża, który "w milczeniu się zbroi" nie wolno innym Mężom zostawić samotnym. Tym bardziej, że wśród nas są bardzo mężne niewiasty.

    Wyrazy szacunku i życzenia pomyślności Panie Aleksandrze i dobrego samopoczucia Czytelnikom i Komentatorom.
    Czuję się podle, że tak mało czynię i tak nieskutecznie, i proszę by znaleźli się inni co zrobią to lepiej, bo To jest ważniejsze niż Kto. - Mirosław Rymar

    Przepraszam wszystkich cierpliwych, którzy doczytali do końca.

    OdpowiedzUsuń
  5. DEMOKRACJA ZAMORDYSTYCZNA

    Tekst miał kończyć się zapowiedzią "CDN", ale z uwagi na problemy związane z dalszym funkcjonowaniem bezdekretu, nie odwazyłem się umieścić tych liter.

    Panie Aleksandrze,

    Rozumiem, że śledzenie Pańskiego bloga (celem identyfikacji Autora) przez służby III RP (osławione "kamińszczaki" - pies im oblicza lizał!) nie tylko się nie zmniejszyło, ale nasiliło tak, że na dalsze prowadzenie BEZDEKRETU najzwyczajniej Pana nie stać?! - I mam na myśli pieniądze, a nie Pańskie nerwy ze stali!

    To świetne zobrazowanie tematu Pańskiego wpisu. - Demokracja zamordystyczna, jak za najczarniejszej komuny!

    Także, niestety, potwierdzenie znanej bajki Krasickiego: WŚRÓD SERDECZNYCH PRZYJACIÓŁ PSY ZAJĄCZKA ZJADŁY!

    Szanowni Państwo Czytelnicy i Komentatorzy!

    Bardzo proszę, nie możemy do tego dopuścić. Idą naprawdę "ciekawe" czasy (chyba w jakimś sensie - przełomowe) więc nie pozwólmy oszustom wyeliminować jedynego Autora, który nam mówi prawdę. Wspomóżmy materialnie jego blog!

    Przed wieloma miesiącami, kiedy to diabelstwo się nasiliło (właściwie od początku "dobrej-zmiany") Pan Ścios zamieścił Apel do czytelników, który przytaczam, choć widnieje niezmiennie na blogu:

    Ten blog istnieje tylko dzięki pomocy Czytelników. Daru szczególnie dla mnie cennego po roku 2015, gdy luminarze dobrej zmiany uznali moją publicystykę za niegodną "niezależnych mediów". Jeśli zamieszczane na blogu teksty i prowadzone rozmowy, pozwalają budować wolną wspólnotę myśli - jest w tym wyłączna zasługa Czytelników. Wyrażane tu poglądy oraz projekt długiego marszu, będą tak długo kontynuowane, jak długo zechcą Państwo wspierać istnienie bezdekretu.

    Weźmy to sobie do serca, proszę!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Szanowni Państwo,
    Obserwacje poczynione ostatnimi czasy, doprowadziły mnie do pewnych refleksji, którymi chciałbym się z Państwem podzielić. Kiedy jeszcze studiowałem zdarzyło mi się mieć kilku kolegów, którzy przychodzili do mnie po pomoc w przygotowaniach do kolokwium czy egzaminu z matematyki. Z początku, gdy próbowałem bezskutecznie im tłumaczyć zawiłości dajmy na to różniczek, rosło we mnie przekonanie o braku moich zdolności pedagogicznych. Z czasem jednak odkryłem, że próbuję im wytłumaczyć różne zagadnienia używając pojęć na poziomie szkoły średniej, podczas gdy oni mieli braki na poziomie podstawówki. Wcześniej nie docierało do mnie, że student politechniki może nie umieć matematyki na poziomie tak elementarnym. Wspominam o tym, gdyż cała ta sytuacja przypomniała mi się w związku ze strajkiem ZNP, ale jest kluczowa do zrozumienia, w jakim miejscu obecnie jesteśmy. Postawa moralna pedagogów IIIRP dla ludzi samodzielnych intelektualnie raczej nie wymaga dyskusji. Gdy jednak słyszałem od znajomych (będących absolwentami uczelni wyższych), że popierają nauczycieli, gdy widziałem w oczach nauczycieli samozadowolenie z uczestnictwa w strajku itd., wywołało to we mnie ostatecznie poczucie bezsilności. Wszelkie próby przedstawienia mojej opinii nt. postawy nauczycieli wyglądała podobnie jak dawne próby wytłumaczenia matematyki. Ludzie, jak by nie było, inteligentni, potrafiący przeprowadzić skomplikowane rozumowanie logiczne w dziedzinie powiedzmy nauk ścisłych, czy ogólnie pojętej inżynierii, nie mają cienia pojęcia o społeczeństwie, ustroju państwa, ekonomii, etyce, moralności, etc. I nie widzą w tym żadnego problemu. Za ocenę rzeczywistości wystarcza im opinia oficjalnie przedstawiona w mediach (bez różnicy których). Dodatkowo należy zwrócić uwagę, że często narzekamy na roszczeniową postawę dzisiejszej młodzieży, a w zasadzie jest to postawa taka, jak dzisiejszych pedagogów (przerażające jest zrównywanie przez belfrów pojęcia zamożności z szacunkiem). W mediach tymczasem coraz bezczelniej wykorzystywany zwrot lingwistyczny, doprowadził do tego, że już nikt nikomu nie zarzuca kłamstwa (chyba, że w ramach tzw. tolerancji represywnej trzeba dokopać komuś, kto jeszcze ośmiela się być zacofanym ideowcem). W takich warunkach oczekiwanie na zmianę postawy Polaków (piszę Polaków, bo inne narody mało mnie obchodzą, a nie z powodu dowalenia rodakom) jest wręcz „klinicznym” optymizmem.
    Przeszukiwałem ostatnio literaturę, celem określenia czym w istocie jest marksizm i co sprawia, że mimo tylu porażek, wybitni myśliciele wciąż są skłonni poświęcać swe życia dla tego czegoś. Jednoznacznej odpowiedzi wciąż nie znalazłem i nie zadowolę się określeniem w rodzaju, że jest to „niedorzeczność”, ale mimo to pewne wnioski już wyciągnąłem. Po pierwsze, sytuacja Polski nie jest odosobniona. W związku z tym musimy mieć świadomość, że walcząc z obcymi nie mamy jako przeciwnika tylko „naszych” obcych, ale że jest to przeciwnik międzynarodowy. Po drugie błędem jest wskazywanie obcych tylko na wschodzie. Oni nie mają narodowości, a intelektualne zaplecze dziś jest silniejsze na zachodzie niż wschodzie. Po trzecie, realne przeciwstawienie się „siłom zła” spowoduje precyzyjne, skuteczne i potężne uderzenie ekonomiczne z każdego kierunku (zarówno zagranicznego jak i krajowego) zgodnie z wytycznymi A. Spinellego odnośnie likwidacji niezależności gospodarczej państw narodowych, co w rezultacie, bez potężnej determinacji całego społeczeństwa, doprowadzi do obalenia rządu i powrotu na obecne tory. Jaka będzie determinacja społeczeństwa konsumpcyjnego (wysokość pensji określająca szacunek…) w obliczu alternatywy niezrozumiałych idei a orzechowego late ze Starbucksa?

    Jeżeli ten blog będzie nadal działał, CDN
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała „linia programowa” obcych oparta jest na niezwykle prostej, ale i skutecznej metodzie. W kilku krokach można to przedstawić następująco:
      1) Człowiek świadomy swojej niewoli może zapragnąć wolności, człowiek który głęboko wierzy w to, że jest wolny, nigdy wyzwalać się nie zapragnie, a co więcej, gdy już mu owa „wolność” zacznie doskwierać może zapragnąć „wrócić w karby niewoli”.
      2) Człowiek będzie czuł się wolnym, gdy będzie mógł robić to co chce – cała sztuka więc w tym, by chciał tylko tego, na co mu „Pan” pozwolić zechce.
      3) Do czasu uzyskania nieodwracalnego zniewolenia zarządzać poprzez wywoływanie emocji w społeczeństwie i dzielenie tego społeczeństwa na zantagonizowane obozy.

      Pierwszy z tych punktów realizowany jest przy pomocy tzw. filozofii lingwistycznej. Ludzie generalnie potrafią obserwować, myśleć i kojarzyć fakty. Nie da się nie zauważyć, że świat obserwowany i ten przedstawiany w mediach to dwa zupełnie różne światy. Normalny człowiek, posiadający chociaż cień podstaw moralnych, nie będzie dawał się okłamywać, bo po prostu nie będzie z notorycznym kłamcą się zadawał. W związku z tym kłamca, który podejmuje ryzyko zdemaskowania, nawet gdy jest całkowicie pozbawiony zasad moralnych, musi się z kłamstwem pilnować. Jeżeli jednak wmówimy ludziom, że przedstawione rzeczy nie są kłamstwem, a jedynie oni nie zrozumieli tego co do nich mówimy, bo słowa nie zawsze są rozumiane przez wszystkich tak samo, jeżeli wmówimy, że wygłoszone wcześniej kłamstwo było tylko „eksperymentem myślowym” itd. Itp. to ludzi z kłamstwem oswoimy, a gdy już oswoimy, to dopuszczając tylko jeden tok myślenia w życiu publicznym, jesteśmy w stanie wmówić im wszystko – w myśl zasady, że kłamstwo powtórzone wiele razy staje się prawdą. W ten sposób wmawia się ludziom, w jakim wspaniałym ustroju żyją.

      Gdy już ludzie uwierzyli w swą wolność, zapewne zechcą z niej skorzystać. Jeżeli chcą tylko tego, na co im pozwolić można, należy ich zachęcać do korzystania z owej wolności. Jak jednak zabezpieczyć się przed próbami „chcenia” czegoś więcej? Z pomocą tu przyjeżdża aparat opresji zwany poprawnością polityczną. Gdy tylko ktoś (lub grupa społeczna) zechce czegoś za dużo, należy przyszyć mu łatkę oszołoma, a w przypadku radykalniejszych postaw rusza oręż w postaci faszyzmu, rasizmu, antysemityzmu, ewentualnie zwolennika Putina itp. W ten sposób się sprawia, że nie tylko ludzie chcą tego na co im się pozwala, co jeszcze otoczenie pilnuje, by się nie wychylili.

      Wystarczy sobie zdać sprawę kiedy wyciągana jest kwestia aborcji, by nie mieć wątpliwości co do stałości punktu trzeciego. W polskiej polityce gwarantem emocji jest dualizm PiS – PO. Nie trzeba wysiłku by dostrzec pozorność konfliktów między nimi i jednomyślność w trzech przynajmniej punktach: kontynuacja okrągłego stołu, obecność w UE bez względu na koszta oraz niszczenie wszelkich ruchów społecznych „nielicencjonowanych” okrągłym stołem.

      Co w tej sytuacji możemy? Jak się przed tym bronić? Z pozorów może się wydawać, że jesteśmy bezradni i bezsilni. Jednak są to tylko pozory. Gdy się uważnie przyjrzeć powyższym punktom, do realizacji planu potrzebna jest nasza uwaga. Musimy chcieć słuchać tego, co nam chcą wmówić. Wystarczy więc przestać ich słuchać i to oni będą bezradni. Wystarczy jasno i stanowczo w towarzystwie wykluczać kłamców. Wystarczy nie znać ich narracji, by nie dać jej sobie narzucić. Wystarczy nie chcieć być na bieżąco, by tej narracji nie znać. Wystarczy stanowczy brak naszej zgody na tę narrację wśród znajomych, by i oni przestali tę narrację rozdmuchiwać..
      Wybór należy do nas.

      Usuń
  7. Dzień dobry ,
    p[roszę, dajmy sobie spokój z nazywaniem tego co robi władza wobec Pana Aleksandra, bo na jego blogu nie należy wulgaryzować. Zorganizujmy się, aby Pan Aleksander nie miał kłopotów finansowych do prowadzenia bloga, i tak ogrom pracy merytorycznej i logistycznej obciąża wyłącznie jego. Proszę wszystkich Czytelnikowi, nie pozwólmy na zamknięcie bloga Pana Aleksandra, proszę. Jestem emerytem, jednak deklaruję stałą miesięczną kwotę na rzecz finansowania bloga. Pozdrawiam serdecznie Pana Aleksandra i Czytelników. Kolejarz

    OdpowiedzUsuń
  8. Szanowni Państwo,

    15 tomów "Roczników Bezdekretu"A.Ściosa (do roku 2017) jest dostępnych na stronie "Polecane lektury": http://www.polecane.lektury.rodaknet.com/pl_ebooki_roczniki_scios.html
    Dziękujemy Autorowi i Pani Halce Ścios, która je skompletowała i przekazała na stronę. Proszę o RT i wspieranie Pana Aleksandra
    https://www.paypal.com/donate/?token=ZqVWQF6TqJYRbFuVA9AMEDoOw0jTDtzpXeQ30rywzdcCNY_si6fmNbmuSPog3jSK7oe7u0&country.x=AU&locale.x= Od tego zależy czy CDN

    Pozdrawiam Gospodarza, Maszerujących, Komentatorów i Czytelników

    OdpowiedzUsuń
  9. Panie Aleksandrze. Nawołując do odrzucenia określonego ustroju warto nakreślić czytelnikom i opisać jaki ustrój Pan proponuje. Znamy osoby które mówiły żeby niczego nie było, znamy też osoby które opisywały jak zablokować państwo - a Pan co proponuje??? Na początek proponije Pan żeby nie brać udziału w wyborach - do czego to prowadzi i jakiego ustroju jest to początek, proszę rozpisać tą wizję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brudzo,

      Bardzo dziękuje za sugestię, jak zamknąć blog bezdekretu. Gdy nie uda się tego uczynić w sposób „naturalny”, zastanowię się nad Pańską propozycją.
      Trzecia część cyklu „PO CO DEMOKRACJA?” miała dotyczyć właśnie formy ustrojowej, ale wątpię, by moje rozważania okazały się dla Pana satysfakcjonujące.
      Przypomnę zatem, że żyjemy w państwie, które (na różne sposoby) chroni i kultywuje mitologię demokracji, a za „myślozbrodnię” uznaje podważanie fundamentów ustrojowych wykutych w Magdalence. Jest to państwo, które nie widzi zagrożenia z powodu istnienia partii komunistycznej lub obecności zdrajców i komunistów w życiu publicznym, ale chętnie rozprawi się z każdym ,kto chciałby dyskutować o dyktaturze lub obaleniu porządku III RP i rozprawie z komunistyczną spuścizną.
      Gdyby był Pan czytelnikiem mojego, bloga wiedziałby Pan, że niczego nie proponuję „na początek”, bo o działaniach prowadzących do zmiany obecnego status quo, piszę co najmniej od ośmiu lat. Bojkot wyborów – to zaledwie jeden z kroków na drodze długiego marszu. Bynajmniej – nie najważniejszy.
      Gdyby taki postulat kojarzył się Panu z anarchią, dyktaturą, przemocą lub totalizmem – proszę samemu nadać nazwę temu „ustrojowi”.

      Usuń
  10. Pani Urszulo,

    Fakt - „demokracja zamordystyczna” brzmiałaby lepiej, a na pewno byłaby celniejszym określeniem stanu obecnego.
    Dodałbym, że dziś jest to rodzaj „zamordyzmu pluszowego”, dyktowanego w białych rękawiczkach, w rytm dźwięków „Mazurka” i widoku łopoczącej flagi. Jedno jest wspólne. Tak w czasach PRL-u, jak obecnie, każdy rodzaj zamordyzmu osłania się bełkotem o „obronie demokracji” i usprawiedliwia „wolą suwerena”.
    A ponieważ wtedy w to nie wierzyliśmy, a dziś – owszem, wierzymy, nasze zniewolenie jest o tyle większe i dogłębne.
    Nie chce – z oczywistych względów, rozwodzić się nad dzisiejszą aktywnością tzw. służb III RP wobec anonimowego blogera. Od czasu, gdy posłanka PiS J.Lichocka wyraziła na Twitterze opinię, że nie mam prawa krytykować odważnych dziennikarzy i pouczyła mnie, bym był „odważny pod własnym nazwiskiem nie pseudonimem”, zrozumiałem, jaki stosunek do rzeczowej krytyki mają luminarze tej władzy i jak będzie traktowany anonimowy autor.
    Mogę natomiast z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że zainteresowanie ze strony służb jest dziś znacznie poważniejsze, niż doświadczałem go w latach 2008-2011, gdy pisywałem o aferze marszałkowej, o Smoleńsku, o działaniach marszałka Sejmu, a później lokatora Belwederu.
    Dlaczego tak się dzieje? Proszę przejrzeć dzisiejsze zasoby internetu, zobaczyć zakres krytyki władzy i dostrzec proweniencję krytykujących. Nie ma miejsc, w których padałyby tego rodzaju zarzuty ani osób, które w takim świetle przedstawiałyby sprawy polskie, jak ma to miejsce na bezdekretu.
    Z tego wnoszę, że ta władza trafnie definiuje –kto i co stanowi dla niej realne zagrożenie.
    Dziękuje Pani za przypomnienie słów zamieszczonych na blogu.
    Prawdą jest, że bezdekretu będzie istniał tak długo, jak pozwolą na to czytelnicy. Nie ja wymyśliłem obecne reguły gry i nie nałożyłem sobie zbędnych ograniczeń. Ale w najśmielszych wyobrażeniach nie przypuszczałem, że czas rządów „prawicy”, będzie się wiązał z takimi problemami.


    Dziękuję Pani i serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Rafał Stańczyk,

    Z uwagą przeczytałem Pana refleksje i – jeśli nie zgadzam się, co do niektórych stwierdzeń, to podzielam zdanie odnośnie terapii:
    „Wystarczy więc przestać ich słuchać i to oni będą bezradni.
    Wystarczy jasno i stanowczo w towarzystwie wykluczać kłamców.
    Wystarczy nie znać ich narracji, by nie dać jej sobie narzucić.
    Wystarczy nie chcieć być na bieżąco, by tej narracji nie znać.
    Wystarczy stanowczy brak naszej zgody na tę narrację wśród znajomych, by i oni przestali tę narrację rozdmuchiwać”.
    Prawda – wystarczy, bo to, co zechciał Pan nazwać „linia programową” Obcych, jest w istocie mechanizmem dezinformacji. Dość prymitywnym, dlatego nie podzielam zainteresowania dylematem: „czym w istocie jest marksizm i co sprawia, że mimo tylu porażek, wybitni myśliciele wciąż są skłonni poświęcać swe życia dla tego czegoś”. Bo -ani oni wybitni ani marksizm jest tym, za co się go uważa. „Niedorzeczność” ojca Józefa Bocheńskiego, to nader uprzejma nazwa na coś, co pozbawione jest cech autentycznej filozofii, ogołocone z metafizyki i sprowadzone do prostackiego materializmu. Niemniej, nazwa niezwykle trafna, również dlatego, że zbliża tym określeniem do definicji dezinformacji.
    A z nią jest tylko jedna metoda walki. Polega na całkowitym odrzuceniu przekazu z „zatrutego źródła”, zaniechaniu jego rezonowania i odebraniu mu wartości dyskursywnej. Z dezinformacją się nie dyskutuje i nie polemizuje. Dezinformację się zabija milczeniem i zepchnięciem w niebyt.
    Na tym też polega cała „filozofia” mojej walki z Obcymi.
    Mogłoby się wydawać, że Pańskie „wystarczy” jest prostym i łatwym postulatem. Bo cóż kosztuje rezygnacja z telewizora lub zamknięcie kilku portali internetowych ? Jaki trud w unikaniu idiotów lub obchodzeniu kłamców szerokim łukiem?
    Okazuje się jednak, że i tego nie potrafimy, a nawet boimy się próbować takich zachowań. Wyłączenie przekazu z „zatrutych źródeł” urasta do rangi wielkiego wyrzeczenia, a nawet zerwania z jakimś uzależnieniem. Powszechny w fałszywej „demokracji III RP” pogląd, jakoby„ trzeba wiedzieć, co mówią i robią Oni” - jest pułapką dla głupców, którym się zdaje, że pozyskiwanie takiej „wiedzy” czyni z nich „bojowników o prawdę” i uodparnia na działanie zła. Nic bardziej mylnego.
    Każdy kontakt z takim „źródłem” jest już porażką, a każe zainteresowanie – zwycięstwem dezinformacji. Nie trzeba wierzyć w ten przekaz. Wystarczy go poznawać, przyjąć, zaprzątać nim myśli. Na takim mechanizmie oddziaływania opiera się cała strategia dezinformacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomniał Pan o też „intelektualnym zapleczu” naszych przeciwników, które „dziś jest silniejsze na zachodzie niż wschodzie”.
      Nic mi nie wiadomo o takim „zapleczu”, a wskaźnik oddziaływania różnych grup nacisku mierzę raczej pieniędzmi niż intelektem. O czym, zresztą i Pan napisał, trafnie wspominając o „skutecznym i potężnym uderzeniu ekonomicznym z każdego kierunku”.
      Intelektualizowanie wytworów marksizmu i jego pochodnych, jest bezcelowe, a w pewnych przypadkach, nawet niebezpieczne. Tak właśnie postąpiono z tzw. „gender” czy „LGBT”, nadając tym aberracjom miano „ideologii”. A jakaż to może być „ideologia”, gdy cała „idea”, cały zbiór poglądów na otaczającą nas rzeczywistość, wywodzi się z zachcianek ciała i zmierza wyłącznie do ich zaspokojenia?
      Był to podobny zabieg dezinformacyjny, jak w przypadku komunizmu, który również nazywano „ideą”, „doktryną” itp. Rozciągając taką manierę definiowania szaleństw i patologii, można dojść do wniosku, że szpitale psychiatryczne zaludniają zastępy filozofów, doktrynerów i ludzi nauki, a do więzień trafiają wyznawcy odmiennych systemów etycznych i bojownicy o wolność.
      Marksizm i jego pochodne, a tym bardziej tzw. poprawność polityczna, wywodząca się z kompleksów różnych nieszczęśników, nie mają nic wspólnego z walorami intelektu. Jeśli dominują w świecie współczesnym, to tylko poprzez terroryzm semantyczny oraz dzięki pieniądzom różnych dewiantów i pospolitych bandytów, którzy w ten sposób utrwalają defekty swojego ciała lub umysłu. Przydawanie temu wartości intelektualnych jest jednym z najgroźniejszych zabobonów. Niestety, tak powszechnym, że w procesie intelektualizowania szaleństwa, ma swój udział Kościół Katolicki i tzw. ludzie nauki.

      Usuń
  12. rodakvision1,
    Szanowny Panie Mirosławie,

    Bardzo dziękuję za to „krótkie podsumowanie”. Można powiedzieć, że dotyczy ono całej sfery oddziaływania bloga bezdekretu i mojej 12 -letniej aktywności publicystycznej.
    Zawarł Pan w nim wiele trafnych, acz gorzkich uwag. Polemizowanie z nimi nie ma sensu, bo – jak Pan zauważył - „Cyfry są nieubłagane”.
    Z pozycji autora bezdekretu i „podmiotu” Pańskiej wypowiedzi, trudno byłoby odnieść się do tych komentarzy. Niech takim odniesieniem, będzie zdanie, jakie umieściłem na końcu tekstu.
    Dlatego pozwolę sobie zwrócić uwagę tylko na jedno, kapitalne w swojej trafności spostrzeżenie - „Obcy potrafią”.
    Pan odniósł je do zbiórek pieniężnych, ale dotyczy ono wielu innych obszarów aktywności – sprawności organizacyjnej, spójnej narracji, inwencji w działaniu, itd.
    Warto się na tym zastanowić, bo w ostatnich latach możemy wskazać setki przykładów na prawdziwość tego spostrzeżenia.
    Zwracałem już uwagę, że to, co robią Obcy – w odniesieniu do grupy rządzącej, w zakresie polityki, jest w zasadzie powinnością (obowiązkiem) każdej opozycji. Gdyby w latach ubiegłych, partia Kaczyńskiego była realną opozycją wobec reżimu PO-PSL, wiele z takich akcji powinno być prowadzonych. Jeśli nie było – jest w tym wina impotentów politycznych.
    Nie to jednak jest interesujące. Warto bowiem poszukać odpowiedzi na pytanie – dlaczego Obcych stać na taką aktywność i taką wspólnotę działań?
    Propagandyści partii rządzącej bredziliby oczywiście o „źródłach finansowania”, ale nie to jest istotą tematu. Nie chodzi również o ludzką solidarność, bo taka cecha jest raczej nieznana w grupie prymitywnej, opartej na „przeżuwaniu nienawiści”. O „ideach” bądź „wspólnych wartościach”, nie warto nawet wspominać, bez narażenia się na śmieszność.
    Sądzę więc, że „Obcy potrafią” z jednego powodu – widzą cel swoich działań. A widząc go – robią wszystko, by do niego dotrzeć. Jest w tym bardzo atawistyczna, wręcz pierwotna dążność.
    Nie ma znaczenia, jak zdefiniujemy ten cel. Ważne, że determinuje on społeczne, spójne działania i pozwala na wytworzenie takiej namiastki poczucia tożsamości, która skłania tych ludzi do wspólnych akcji.
    Oni wierzą, że cel – szkodzenie Polsce, odebranie władzy, obsada stanowisk „swoimi”, da im wymierne korzyści osobiste, zapewni dostatnią wegetację, pozwoli przetrwać. Oni wierzą, że ten cel jest osiągalny.
    Jest w tym dążeniu jakaś determinacja pasożyta, który dla zapewnienia dalszej egzystencji, musi zdobyć organizm żywiciela. Dla tego celu warto działać wspólnie, organizować się, walczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyśmy przyjęli taką interpretacje, trzeba sobie postawić pytanie – czy my, którzy mienimy się patriotami i ludźmi zatroskanymi o losy Ojczyzny, mamy taki cel? Czy wierzymy e jego realizację? Choćby na tyle, by wspólnie i systematycznie działać?
      Bo stwierdzenie -”Obcy potrafią”, jest tu najmocniejszym „aktem oskarżenia” i wezwaniem do refleksji nad naszą aktywnością.
      Nie ma znaczenia, czy nasz cel jest lepszy lub gorszy, czy wynika z wysokich lub niskich aspiracji. Rzecz dotyczy wiary w ten cel i konsekwencji w dążeniu do jego osiągnięcia.
      Jeśli przez dekady - „Obcy potrafią” (a III RP jest dowodem tej sprawności), trzeba stawiać sobie pytanie – czy my potrafimy, czy chcemy, czy wierzymy?
      Bo istnieją dziesiątki dowodów, że nie chcemy i nie potrafimy. Od czasów PRL-u i przyzwolenia na legalizację sukcesji komunistycznej, po okres posmoleński oraz przykłady najnowsze, gdy żadne draństwo obecnej władzy („esbecki gambit”, kapitulacja wobec obcych mocarstw, ukrycie Aneksu) nie wywołało najmniejszych reakcji Polaków. Od kwestii finansowych i organizacyjnych, po brak jakichkolwiek akcji czynnego przeciwdziałania Obcym, organizowania bojkotu czy budowania „wywiadu” i „kontrwywiadu” internetowego.
      Jeśli w III RP nie można sobie wyobrazić milionowych protestów społecznych lub organizowania długotrwałych manifestacji (casus Francji), jest w tym odpowiedź na zadane przeze mnie pytania.
      Nie wierzymy w nasze cele, nie umiemy ich osiągnąć, nie chcemy o nie walczyć.
      Nieważne, jak wiele przyznamy sobie emblematów patriotycznych, jak wzniosłe ogłosimy hasła. Jeśli nie ma wspólnych działań i determinacji – nie ma wiary w cel.
      Napisał Pan na zakończenie - „Czuję się podle, że tak mało czynię i tak nieskutecznie, i proszę by znaleźli się inni co zrobią to lepiej”.
      Nie, Panie Mirosławie. To nie Pan powinien się czuć podle. Pan wierzy w cel i chce o niego walczyć. Niech podle czują się ci, którzy pustosłowiem osłaniają niewiarę, a bogoojczyźnianymi hasłami uspokajają sumienia.

      Serdecznie Panu dziękuję i pozdrawiam

      Usuń
  13. Panie Aleksandrze,
    Napisał Pan: „Jeśli przez dekady - „Obcy potrafią” (a III RP jest dowodem tej sprawności), trzeba stawiać sobie pytanie – czy my potrafimy, czy chcemy, czy wierzymy?”
    Chciałbym więc przedstawić kilka faktów, przy czym zaznaczam, że to wyłącznie moje obserwacje i refleksje niepoparte żadnymi badaniami.
    Ludzie budują sobie dziś wyobrażenie o świecie na podstawie informacji, jakie uzyskują z tv, radia i Internetu. Z racji braku możliwej interakcji w radiu i tv, najważniejszym jest Internet. Owa interakcja, czyli komentarze daje możliwość nie tylko skrzyknięcia się na jakąś akcję/zbiórkę, ale daje także całkowicie nieuzasadnione, ale powszechne, poczucie obiektywizmu mediów internetowych – na zasadzie: jak jest bzdura, to czytelnicy odpowiednio skomentują. Dodatkowo upowszechniane jest mniemanie, że największe portale publikują sprawdzone informacje, bo nie mogą sobie pozwolić na fake newsy (jest to powszechna opinia i z braku miejsca nie będę się nad mechanizmem jej budowania rozpisywał). Niestety politycy jak i właściciele informacyjnych portali internetowych doskonale o tym wiedzą i perfekcyjnie wykorzystują. Na portalach takich jak wp.pl czy nawet youtube nie da się zamieścić komentarza celnie uderzającego w umownie nazwę to „poprawność polityczną”. Perfidia ich jest tym większa, że taki komentarz często jest widoczny jedynie na komputerze, z którego został zamieszczony i dla zamieszczającego wydaje się, że jest ok. Dla wrażenia pluralizmu natomiast zamieszczane są komentarze „niepoprawne”, ale pisane w sposób sugerujący dno intelektualne zamieszczającego tekst. Czytelnik musi odnieść wrażenie, że nie ma cenzury i że zdanie „niepoprawne” mają wyłącznie jacyś imbecyle. Na popularnych stronach z tzw. memami admin cenzuruje stronę poprzez przenoszenie niechcianych treści do archiwum bezpośrednio po dodaniu mema i jako powód podaje brak zainteresowania. Z drugiej strony, gdy pojawia się „spontaniczna” akcja pożądana przez system, natychmiast jest wrzucana na główne strony największych portali jako taka „drobna ciekawostka”. Na tej podstawie twierdzenie, że „Obcy potrafią” nabiera całkiem nowego wymiaru. Nie jest sztuką cokolwiek zrobić, gdy ma się do tego wszelkie potrzebne zasoby. Powiedziałbym nawet więcej, przy tak szerokich zasobach trzeba się wykazać nadzwyczajną wręcz nonszalancją, by nie wykonać nawet skomplikowanej akcji.
    Pisze Pan także: „Nie wierzymy w nasze cele, nie umiemy ich osiągnąć, nie chcemy o nie walczyć.” Myślę, że powyżej wyjaśniłem, jakie mamy możliwości integracji środowiska w Internecie, a wkrótce zrobią się zerowe po wdrożeniu tzw. Acta 2.
    Są jeszcze „prawicowe elity” w postaci chociażby publicystów kreujących się na niezależnych dziennikarzy czy polityków. Wymienię choćby pana Michalkiewicza (do tego stopnia żerującego na antysemityzmie, że odrzucającego wszystko, o co nie można oskarżyć Żydów i proponującego rosyjskie bazy wojskowe w Polsce jako antidotum na ustawę JUST ACT), pana Korwin Mikke, Brauna, itd. (o ludziach pokroju pana Jabłonowskiego czy Chojeckiego szkoda wspominać).
    Co zatem możemy? Bez choćby jednej udanej operacji, której nie da się wyciszyć, nie uda nam się nic. Być może uda się marsz przez pana Gadowskiego organizowany w Oświęcimiu. Czy uda się go nagłośnić? Czy nie zostanie wykorzystany, by nam napluć po raz kolejny w twarz? Może czytelnicy mogą podać jakieś inne wydarzenia? Jest to niezbędne, by uświadomić wszystkim, że jest nas więcej niż się nam wydaje.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Panie Rafale,

      Chce pan powiedzieć, że to wszystko o czym pan wyżej napisał jest przyczyną tego, iż spośród tysięcy ludzi nikt(!) nie nadesłał linku do ebooka książki z listy "Polecanych lektur"? Marsz będzie długi, bo trzeba ludzi na powrót nauczyć robić rzeczy małe, organizować się w niewielkie grupki do niewielkich zadań. Nie widowiskowo, masowo, a skutecznie osiągać swoje cele w najbliższym otoczeniu. Mieć cel i wierzyć w jego osiągnięcie. Osobowo, każdy zaangażowany musi byc świadomy celu i drogi prowadzącej do jego osiągniecia. Tym bardziej, że jak pan pisze jesteśmy odcięci od pewnych możliwości jakie mają Obcy w kwestii komunikowania się i nagłaśniania swoich działań.
      Miliony w Solidarności:
      -bez internetu,
      -bez komórek (niemal bez telefonów),
      -bez mediów,
      -ze znikomą ilością samochodów,
      zato w społeczeństwie
      -walczącym o przetrwanie do pierwszego,
      -spenetrowanym przez służby,
      -w którym 3mln było w partii + rodziny,
      -nasyconym agenturą komunistyczną,
      -bombardowanym propagandą non stop,
      -sterroryzowanym strachem i obecnością ruskich...

      To wsztystko okazało się nie być przeszkodą na tyle dużą, żeby powstała Solidarność. MY potrafiliśmy wbrew tym wszystkim przeszkodom.
      Teraz my potrafimy jedynie perfekcyjnie uzasadniać niemożność.
      Nie potrafimy "sprzedać" kilku książek Pana Aleksandra, a wtedy sprzedawaliśmy tysiące ryzykując szykany, więzienie, wyrzucenie z pracy, utratę samochodu i diabli wiedzą co jeszcze byli w stanie wymyśleć czerwoni skurwiele.
      ONI potrafią a MY nie, bo nie ma MY, a są dominujący ONI/Obcy. Trzeba nas stworzyć, a do tego potrzeba polskiej elity. To po nią idzie "długi marsz".

      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Panie Mirosławie, chcę jedynie powiedzieć, dlaczego "Obcy" bezproblemowo np. organizują zbiórki pieniędzy.
      Jeżeli chodzi zaś o "Miliony w Solidarności", to :
      "-bez internetu,
      -bez komórek (niemal bez telefonów),
      -bez mediów"
      paradoksalnie było łatwiej. Powszechność internetu prawie całkowicie wyeliminowała inny sposób kontaktu. Odczuwam to dotkliwie jako osoba nieposiadająca konta na Facebook'u - o wielu wydarzeniach (nawet komercyjnych) już w inny sposób nie można się dowiedzieć. Znajomi też nie informują inną drogą, zazwyczaj wychodząc z założenia, że "fejsa" każdy ma. Wystarczy teraz kontrolować owego "fejsa", by kontrolować przepływ informacji (a przypominam, że notorycznie pojawiają się w sieci informacje o usunięciu z Facebook'a wydarzenia "prawicowego" z absurdalnych przyczyn). Ludzie nie mają świadomości jak bardzo kontrolowany jest przepływ informacji, dzięki temu kontrola jest ciągle rozszerzana i coraz bardziej perfidna.
      Pisze Pan także:
      "za to w społeczeństwie
      -walczącym o przetrwanie do pierwszego,
      -spenetrowanym przez służby,
      -w którym 3mln było w partii + rodziny,
      -nasyconym agenturą komunistyczną,
      -bombardowanym propagandą non stop,
      -sterroryzowanym strachem i obecnością ruskich..."
      Tu się nic nie poprawiło, a zmieniło się jedynie chyba to, że "komuniści" byli wrogiem konkretnym, dzisiejsi "skurwiele" skutecznie wmawiają Polakom, że "Obcy" nie są, że wrogiem jest ta druga opcja polityczna, przez co dychotomię My-Oni usilnie zastępują dychotomią PiS - PO (nazwy partii zmienią jak te się już zgrają). Zmieniło też to, że dziś mniej się dostaje palą po nerkach a więcej kar zasądzają do tego stopnia niezawisłe sądy, że nawet litera obowiązującego prawa nie jest przeszkodą, by zasądzić wielotysięczne odszkodowanie lub uniewinnić swojego "skurwiela". Nie umniejszam bohaterskiej postawy niektórych ludzi Solidarności, ale twierdzę, że tak jak samochody są dziś nowocześniejsze, tak "państwo socjalistyczne nowego typu" jest także nowocześniejszą formą opresji i wyzysku, a przez to wymaga nowych sposobów walki. Zapomnijmy więc o sposobach wypracowanych za Solidarności i wypracujmy nowe, odpowiednie do nowych czasów.

      Usuń
  14. Rafał Stańczyk,

    Opisuje Pan mechanizmy, które – choć wszechobecne i pozornie skuteczne, nie powinny determinować naszych zachowań. Choćby dlatego, że wielu naszych rodaków zdaje sobie sprawę z ich istnienia, a nawet potrafi nazwać po imieniu architektów takich „maszyn dezinformacji”.
    Czy w tej sytuacji, wolno mówić o zaskoczeniu lub poddawaniu manipulacji?
    Konkretnie: to, że w jakimś miejscu cenzuruje się komentarze lub fałszuje obraz dyskusji, nie pozbawia nas prawa do rezygnacji z przebywania w tym miejscu. To kwestia wyboru.
    Dla przykładu. Nie rozumiem postawy ludzi, którzy biadolą nad cenzurą Facebooka, a jednocześnie utrzymują tam konta i chcą pozyskiwać nowych „przyjaciół”. Jaki przymus ich do tego skłania, jaka wyższa racja? To jeden z wielu przykładów mentalnego niewolnictwa, które swój nędzny stan zasłania pseudo-argumentem o „potrzebie dotarcia do mas”.
    Żadne ACTA2 itp. straszaki (w III RP inwigilacja dawno przekroczyła takie normy) nie mają tu znaczenia. Po tym, co reżim PO-PSL zrobił w zakresie pozyskiwania wiedzy przez „ludzi służb” (a PiS to „przyklepał”), ACTA są zbyteczne.
    Twierdzi Pan, że „Obcy potrafią”, bo mają narzędzia, pieniądze, możliwości. To jest wersja propagandystów PiS, którzy myślą podobnie i każdą nieudolność oraz głupotę liderów tej partii, osłaniają bredniami o „źródłach finansowania” lub „inspiracjach Moskwy”.
    Do tego, by „potrafić”, nie trzeba wielkich pieniędzy ani „cudownych mechanizmów”.
    Jeden przykład. Proszę zapoznać się kiedyś ze stroną: https://informnapalm.org/pl (oraz w innych językach) i prześledzić znajdujące się tam treści. Ukraińcy mają kilka podobnych stron internetowych, w których analizowane i demaskowane są akcje rosyjskich bandytów. Wiem, że takie rzeczy nie wymagają znacznych nakładów finansowych. Wymagają za to rzetelnej pracy i grupy osób działających dla wspólnego celu.
    To brak tych dwóch czynników: rzetelnej pracy i wiary w cel, jest powodem martwoty i bezwolności „patriotów” III RP. Truizmem byłoby przypomnienie, że partia owych „patriotów” ma dziś pełnię władzy i dysponuje dowolnymi środkami, by „uzbroić” zastępy swoich wyznawców.
    Spółki partyjnych mediów zarabiają krocie, więc stworzenie miejsc, w których następowałaby integracja „patriotów”, nie powinno nastręczać problemów.
    Dlatego warto byłoby zapytać: ile nowych środowisk wpływu, stowarzyszeń, fundacji itp., powołał ten rząd przez ostatnie cztery lata, by w Moskwie, Tel-Awiwie, Brukseli czy Waszyngtonie zabiegały o polskie interesy? Jakie środki przeznaczono na walkę z „dyfamacją” Polski na arenie międzynarodowej?
    Bo podejrzewam, że mniejsze niż wynoszą koszty jednej „konwencji partyjnej” PiS.
    Może więc, nie dlatego nie widać efektów i nie słychać o sensownych akcjach, że brakuje pieniędzy, ale z powodu niedostatku pracy, niewiary i „braków kadrowych”?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspomniał Pan ponownie o budowaniu wyobrażenia o świecie „na podstawie informacji, jakie ludzie uzyskują z tv, radia i Internetu”. Istotą problemu nie jest przywołany przez Pana przykład. Tkwi ona zupełnie w innym miejscu i nie powstała z winy Obcych.
      Proponuję wyobrazić sobie sytuację, w której wielki magnat, właściciel majątków ziemskich, zakrada się do chlewa, psiarni lub obory i podsłuchuje rozmowy wiejskich parobków. A nie tylko podsłuchuje, ale tak ekscytuje się tematami, jakie poruszają prymitywni fornale, tak podobają mu się ich wrzaski, plotki i wyzwiska, że czyni z nich główny przedmiot rozmów ze swoją rodziną, z gośćmi i przyjaciółmi. Całe życie owego magnata, krąg jego zainteresowań i pasji, ogranicza się do
      rozpamiętywania takich „dialogów”. Są one punktem odniesienia jego ocen i sądów, decydują o podejmowanych decyzjach i stosunku do rzeczywistości.
      Co pomyślelibyśmy o takim człowieku? Jakie świadectwo wystawia on swojej inteligencji, moralności i kondycji? Jaki będzie poziom jego wiedzy o świecie, czy potrafi dobrze zarządzać powierzonym mu majątkiem i zadbać o swoich bliskich?
      Przywołuję tak jaskrawy obraz, by pokazać, że praktyka równie chora i równie niegodna, jest w III RP traktowana jako norma, a nawet uznawana za „postawę patriotyczną”.
      Gdybyśmy przenieśli ten obraz na warunki III RP, okaże się, że większość z nas zachowuje się jak ów magnat. Niczym innym są powszechne natręctwa „wyborców PiS”, nic innego nie porusza ich serc i umysłów.
      Zapytam – czy człowiek w pełni władz umysłowych, świadomy swojej godności, wiedzy i kultury, może fascynować się tym, co mówi niejaki Tusk, Schetyna czy Biedroń? Czy ktoś taki będzie traktował z atencją wypowiedzi smarkatych panienek lub nieopierzonych młokosów z obozu tzw.”opozycji”? Gdzie w takiej fascynacji jest miejsce na pamięć o rzeczywistych dokonaniach tych osób, o relacjach między ich słowem a czynem, o stosunku do prawdy czy dobra?
      Takie zainteresowanie jest aberracją, jakimś chorobliwym stanem umysłu, który nie potrafiąc poradzić sobie z odróżnieniem dobra od zła, szuka satysfakcji z czerpania z zatrutych źródeł.
      Prawda – to mogą być partnerzy dla Kaczyńskiego, Brudzińskiego czy Czarneckiego, ale – na Boga, cóż to może interesować normalnych ludzi?
      Jakie ma znaczenie – co Oni mówią, jak nas oceniają, co myślą o Polsce?
      Czy po Smoleńsku i latach rządów PO-PSL nie wiemy już wszystkiego na temat Obcych? Czy trzeba wciąż wysłuchiwać nowych idiotyzmów, łgarstw i dowodów chamstwa ze strony ludzi, których miejsce jest w celi więziennej lub poza polską wspólnotą?
      Tu pojawia się inne pytanie. Dlaczego kompleksy prezesa PiS i jego kamratów – bo stąd bierze się ta fascynacja, mają rzutować na nasz obszar zainteresowań? Przecież ludzi PiS nie zajmują nasze sprawy i nasz sposób widzenia realiów III RP.
      Dla Kaczyńskiego i reszty, takie persony są z pewnością godnymi „rywalami”, a ich bełkot spędza sen z powiek partyjnym notablom,
      Tylko – co to ma wspólnego z nami, z przyszłością naszego kraju, z budowaniem wolnej i silnej państwowości? Jakież z tego dobro, jaka nowa jakość, ożywcza myśl? Gdzie jest tu miejsce na prowadzenie twardej, samodzielnej polityki, na pokazanie wizji naprawy Rzeczpospolitej, na odważne projekty czy narodowe wyzwania?

      Usuń
    2. Pozwalamy zaśmiecać nasze umysły ohydną namiastką „spraw polskich”, sprowadzając całą aktywność do uczestnictwa w żenujących „pyskówkach” i spektaklach rozgrywanych przez Obcych. Gdybyśmy nawet chcieli zrobić coś, co nazywa Pan „udaną operacją”, jak moglibyśmy to uczynić, skoro tylko Oni, tylko Obcy, są źródłem naszych inspiracji i jedynym „punktem odniesienia”?
      Proszę zauważyć – nie ma żadnych inicjatyw po stronie „patriotycznej prawicy”, które, w ten, czy inny sposób, nie nawiązywałyby do działań Obcych. Oni są „natchnieniem” i główną „muzą” klakierów Kaczyńskiego. Poza Obcymi – nie ma PiS-u i nie ma pomysłu na Polskę.
      Nie pojmuję więc – jak można wyrażać zainteresowanie bełkotem jakiegoś ćwierćinteligenta, tylko dlatego, że inny ćwierćinteligent z partyjnych mediów PiS, stara się wykonywać robotę propagandową i rezonowaniem różnych plugastw, próbuje zaskarbić sobie przychylność partyjnych bonzów? Na tym polega dziś „wolność” owych mediów, że przyjmując rolę „rozrzutnika” zaśmiecają umysły Polaków i zniewalają rzeczami bez znaczenia. Gdyby nasi rodacy rozumieli, jaką krzywdę wyrządza im TVP,”Gazeta Polska” czy „wPolityce”, roznosząc po polskich domach fetor Obcych, nigdy nie spojrzeliby w stronę tych mediów.
      Gdy w latach rządów PO-PSL pisałem setki tekstów na temat afer i draństw tego reżimu, najbardziej dokuczliwe nie było przedzieranie się przez zasoby sieci internetowej ani ustalanie faktów. Doświadczeniem najgorszym, była konieczność obcowania z językiem Obcych, z ich wypowiedziami, ich myślą. Po przeczytaniu wywodów Komorowskiego czy Tuska, po wizytach na stronach esbeckich czy obejrzeniu jakiegoś wytworu TVN-u, miałem ochotę przemyć oczy i zdezynfekować umysł brzmieniem polskiej mowy.
      Dlatego nie pogodzę się z tym, że ludzie, którzy przyznają sobie miano „patriotów”, „antykomunistów” itp., ludzie przecież wolni w swoich indywidualnych wyborach, decydują się na dobrowolne obcowanie z wyziewami Obcych, z ich bełkotem, a nawet fizjonomią.
      Jakie trzeba mieć rozumienie wolności, jaką godność, by po ośmiu latach „przymusowego” oglądania tych postaci w różnych telewizjach i na różnych portalach, wyrażać zgodę na dalsze uczestnictwo w tak upokarzającym procederze?
      To jedna z wielkich zagadek zniewolenia naszych rodaków
      Nawiązując do udzielonej Panu wcześniej odpowiedzi, chciałoby się powiedzieć – to tak mało, że aż niedostępne dla nas.
      Mało, bo chodzi o rezygnację z różnych telewizji, rozgłośni i portali internetowych, o odwrócenie wzroku od nędzy, jaką proponują nam te miejsca, o zachowania zaledwie przyzwoite, gdy nie słucha się pokrzykiwań chama i wychodzi z pokoju, do którego wlazła kanalia.
      A jednak niedostępne, bo dla większości z nas taka postawa jest nazbyt „radykalna”, bo oznacza ogromne „wyrzeczenie”, prowadzi do pozbawienia „wiedzy o świecie” i wywołuje wrażenie dojmującej pustki. Ktoś, kto obwiesza się emblematami Żołnierzy Niezłomnych, a prowadzi „pyskówki” z jakimś funkiem propagandy lub zachłystuje bełkotem dewianta, nie tylko uwłacza pamięci ludzi tak godnych, że wybierali śmierć zamiast podania ręki zdrajcy, ale robi z siebie idiotę i drania.
      Takie zachowania niczym nie różnią się od fascynacja owego magnata, który ponad powinności swojego stanu, wybierał towarzystwo chamów.
      Sadzę, Panie Rafale, że postulat wszelkich „napraw” i narodowych sanacji, trzeba odnieść do nas samych i nie szukać „przyczyn obiektywnych”.
      Zacząć od terapii, która nic nie kosztuje, za to skutecznie oczyszcza i prostuje kręgosłup.
      Od odrzucenia „zatrutych źródeł” i przegnania „fałszywych proroków”, od uwolnienia się od widoku i mowy Obcych.
      Ktoś, kto tego nigdy nie próbował, nie zrozumie dobrodziejstw takiej kuracji.
      Gdy spróbuje – już nigdy nie wróci do roli niewolnika.
      Tyle mogę zagwarantować.

      Usuń
  15. Panie Aleksandrze,
    Sądzę, że nie rozumiemy się. W pierwszej części przekonuje mnie Pan, że PiS nie zrobił nic.., podczas gdy ja PiS uważam za "Obcych". Dlaczego PiS miałby powołać cokolwiek przeciwko sobie? Wszelkie różnice jakie można wskazać między PiS a KE czy PO są sztucznie stworzone tylko po to, by "wywołać" dychotomię PiS - PO. W swoich działaniach PiS jest jeszcze gorszy, gdyż z pełną świadomością utrzymuje zbrodniarzy z PO na powierzchni politycznego szamba, oby tylko tę dychotomię utrzymać. Jest to tym bardziej obrzydliwe, gdy ma się świadomość wydarzeń z 2010 roku.
    Pisze Pan: "Zapytam – czy człowiek w pełni władz umysłowych, świadomy swojej godności, wiedzy i kultury, może fascynować się tym, co mówi niejaki Tusk, Schetyna czy Biedroń". Ja zapytam: a czymże jest godność? W moim mieście radni właśnie przegłosowali (bez głosu sprzeciwu) uchwałę nakładającą na prezydenta obowiązek znalezienia legalnego sposobu zapłaty nauczycielom za czas strajku. Zrobili to tuż przed wyborami, a więc kalkulując, że tego oczekują wyborcy. Podkreślę, samorządowcy oficjalnie zarządzili obejście obowiązującego prawa celem zapłaty jednej grupie społecznej za szantażowanie pozostałych kosztem dzieci tychże pozostałych. Tuż przed wyborami, w których liczą na głosy tychże ludzi. Gdzie tu "człowiek w pełni władz umysłowych, świadomy swojej godności, wiedzy i kultury"?
    Pisze Pan też, że nie rozumie biadolących na FB i korzystających z jego usług. A rozumiał Pan używanie telefonów czterdzieści lat temu i biadolenie, że są podsłuchiwane? Ja nie mam konta na FB i czasami boleśnie odczuwam jego brak, gdyż zdarza się, że informacje potrzebne do codziennego funkcjonowania są dostępne tylko tam. Gdybym był przedsiębiorcą, FB prowadzić bym musiał.
    Panie Aleksandrze, nie w tym jednak rzecz, byśmy się przepychali, czy tym bardziej szukali tłumaczeń. Myślę, że najistotniejszą konkluzją z mojego wcześniejszego wpisu jest to, że w obliczu "państwa socjalistycznego nowego typu" potrzebujemy nowych metod do walki z nim, bo dotychczasowe metody zawodzą. Obraz, jaki naszkicowałem, nie miał na celu usprawiedliwienia braku naszej skuteczności, ale próbę wywołania dyskusji na temat nowych metod, możliwości, skuteczności podejmowanych działań.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rafał Stańczyk,

      Prawda. Nie rozumiemy się. Mam jedynie nadzieję, że udzielone Panu obszerne odpowiedzi okażą się przydatne dla innych czytelników.
      Przypominanie zaś o tym, o czym dyskutujemy na bezdekretu od wielu lat, nie jest dobrą metodą na zrozumienie.
      Jeśli chodzi o dyskusję „na temat nowych metod, możliwości, skuteczności podejmowanych działań”, to moje propozycje znajdzie Pan od tekstu „My i Oni” z maja 2010 roku.
      Podstawowa metoda – najprostsza, bez kosztowa i kompletnie niedostępna naszym rodakom, została przypomniana w udzielonej Panu odpowiedzi.
      O czym więc dyskutować?
      Chętnie poznam metody bardziej skuteczne i akceptowane.
      Na pytanie - „a czymże jest godność”, nie ma „generalnej” odpowiedzi.
      To jeden z tych darów, które można rozpoznać tylko, gdy się go posiada i nie ocenia rzeczywistości na podstawie zachowań patologicznych.

      Pozdrawiam

      Usuń
  16. Od siebie dodam panie Rafale,
    mnie interesuje tylko czyn. Są znacznie mądrzejsi ode mnie do prowadzenia akademickich dysput. I utytułowani i utytłani, ale są. Tylko na nic najdłuższe nawet i najmądrzejsze debaty jak w swej konsekwencji nie prowadzą do czynów, do wdrożenia teorii w życie. Tamte-jak pan zauważył- stare i zużyte metody wypracowaliśmy mając po dwadzieścia kilka lat (trzydzieści kilka) i będąc kształtowanymi przez komunistycznych nauczycieli. Wielu z nich nie było czerwonymi propagadystami, bo pamiętali, albo byli wychowani przez pedagogów IIRP. My czerpaliśmy z innych źródeł niż szkoła. Bez żadnych nadziei na "obalenie" robili swoje te "garści ludzi":
    - grupa Świtonia na Śląsku,
    - WZZ na Wybrzeżu,
    - Harcerze/KOR,
    - setki, tysiące małych grup jak chociażby "niezłomych środowisk harcerskich"
    i okazało się, że za nimi - przyszedł czas - a poszli następni i gdzieś tam, dopiero dalej wybuchła Solidarność.
    W 1987(!) roku żaden z pytanych przeze mnie "jajogłowych",budowniczych programów i teorii nie potrafił odpowiedzieć na pytanie: jak długo jeszcze zanim szlag ich trafi?
    Co robią nasi obecni rówieśnicy i jakich dopracowali się metod adekwatnych na obecne czasy? To oni mają przygotowanie i umiejętności, aby sięgnąć po odpowiednie narzędzia. My możemy być ich mentorami, ale oni wiedzą lepiej, bo takie są "młodzieży chowania". Tylko to mnie interesuje: co oni robią i jak przybliżają wyłonienie się "garści ludzi", którzy uczynią to co Tamci-gotowość Polaków do zmian jak w 1980. Nie odpowiedział pan na pytanie o aktywność tysięcy "rozumnych" Polaków, Czytelników i Komentatorów Bez dekretu, uczestników "marszu", a ten idzie by wyłonić elitę!
    Na hasło koszulki "marszu" jeden z największych autorytetów powiedział:
    Kiedyś robiliśmy coś takiego sitodrukiem, tylko nie wiem czy ktoś jeszcze dzisiaj wie co to jest. No? Drodzy Maszerujący. Zróbmy trochę gadżetów i spróbujmy sprzedawać w celu wsparcia Pana Aleksandra, a i naszych poczynań. Ktoś w to wejdzie? Mogą być fesjsbuki i cholera wie co jeszcze tylko pragnę usłyszeć konkret. Czy robimy, jak i kto?

    I jeszcze jedno. Kiedyś profesor Chodakiewicz zauważył - całkiem słusznie - że współcześni Polacy muszą odnieść się do ludzi Solidarności tak, jak my odnosiliśmy się do AK i "Żołnierzy Niezłomnych", tych wówczas wyklętych i zakazanych. Nie tak jak dzisiaj wykorzystywanych na sztandarach utrwalaczy IIIRP, bo Solidarność to były setki tysięcy dzielnych ludzi i miliony wspierających, a nie wyłoniona przez Kiszczaka reprezentacja "demokratycznej opozycji". Niestety wdrukowano i nam jak widzę "solidaruchów" i lekceważący stosunek do pierwszej Solidarności tylko dlatego, że nie potrafiliśmy ukarać zdrajców, a ich "ochroniarzy" dopóściliśmy "strzelistym aktem wyborczym" do najwyższych stanowisk i utrwalenia zdobyczy OS. MY dopuściliśmy do tego.
    Czas by Ludzie Solidarności znaleźli swoje zasłużone miejsce w historii, bo dali początek "obalaniu".

    Pozdrawiam ludzi aktywnych i w wolnym czasie chętnie słucham ludzi "rozmunych"

    OdpowiedzUsuń
  17. Witam Gospodarza i uczestników forum!
    Nie dawno uświadomiłem sobie, że jest tak, jak to ktoś kiedyś napisał w felietonie, że wszystkie zmiany w rządzie RP uzgadniane są w formie spotkania się dwóch smutnych panów na ławce w parku, skąd obserwowani są z dwóch samochodów.
    Dwie siły ciemne rządzą RP, po jednej stronie lokator pałacu z pierwszym ministrem, po drugiej JK, nie sprawujący żadnej funkcji w rządzie z ministrami nominowanymi przez PIS, czyli Zjednoczoną Prawicę.
    Polska nie jest niepodległym państwem, tylko, to wszystko nie jest takie proste, jak by się chciało, dopóki będą te dwie ciemne siły (wzmocnione siłą ościennych mocarstw) rządzić … to będzie, jak jest

    OdpowiedzUsuń
  18. Jakby przeanalizować fakty, to cały ten system sprowadza się do perfekcyjnie realizowanej metody wystawiania ludzi na świecznik (i na śmietnik, jak trzeba).
    Czy przypadkiem szefami PZPN byli/są znani zawodnicy?
    Czy przypadkiem politykę uprawiają byli działacze Solidarności, często, gęsto z wieloletnią odsiadką w stanie wojennym?!
    Można by przyjąć następującą definicję 'ciemnej siły politycznej': ludzie de facto rządzący, pozostający w cieniu, wykorzystujący medialnie twarze osób znanych.
    W RP nie mamy demokracji, mamy faszyzm - czym specjalnie nie trzeba się przejmować, oba te systemy mogą występować w formach dobrych i złych dla państwa.

    OdpowiedzUsuń
  19. "CHRYSTUS MIASTA" (2019)

    [...]

    Tańczyli na moście
    Dostojni goście:
    Psubraty:

    Starcy rozpustni, stręczyciele,
    Wstydliwi samogwałciciele,
    Wzięli się za ręce,
    Przytupywali,
    Grały harmonie, harmoniki,
    Do świtu grali,
    Tańczyli swój taniec dziki:
    Dalej, Dalej!
    Żarli. Pili. Tańczyli.

    A był jeden obcy,
    Był jeden nieznany,
    Patrzyli nań spode łba,
    Ramionami wzruszali,
    Spluwali.

    Wzięli go na stronę:
    Mówili, mówili, pytali.
    Milczał.

    [...]

    Podeszła Magdalena:
    Poznała, powiedziała...
    Płakał...

    Ucichło. Coś szeptali.
    Na ziemię padli. Płakali. *

    =================

    * Dziś by Go ukamieniowali...

    https://poezja.org/wz/Tuwim_Julian/22588/Chrystus_miasta


    Pozdrowienia, Panie Aleksandrze!

    OdpowiedzUsuń
  20. Propozycja dla Maszerujących,

    "Po dekadach III RP, znamy już wszystkie odmiany „ketmana”. Ich nazwiska i rejestr dokonań i żadna wiedza nie jest konieczna, by powtórzyć za Tyrmandem - „doskonale powodzi się tu służalcom, oportunistom i konformistom”.
    - Aleksander Ścios

    Został tydzień do wyborów tzw. parlamentu europejskiego.
    Zainteresowani "kłamstwem demokratycznym", zarówno jego beneficjenci jak i ofiary grają swój propagandowy spektakl już bardzo długo.
    Im wszystkim, utrwalającym niebyt Niepodległej poprzez kontynuację DemoKreacji IIIRP zrodzonej przez oberesbeka Kiszczaka i tzw. "demokratyczną opozycję" dedykuję Orwell'a:
    "Ludzie głosujący na nieudaczników, złodziei, zdrajców i oszustów nie są ich ofiarami, są ich wspólnikami." Czy ktoś z nas wpisuje się w ten zestaw "ludzi demokratycznych"?
    Zwlekałem z tą propozycją licząc, że spróbujemy w tych ostatnich dniach przed kolejną hucpą wyborczą choć trochę odebrać im dobre samopoczucie zwiększając ilość Polaków czekających na Nią w polskim domu, z rodziną zamiast uczestnictwa w stypie nad urnami z prochami polskich marzeń.
    Teraz MY! Idziemy!
    Wszędzie, gdzie w tych dniach będziemy, w świecie realnym i wirtualnym zostawiajmy tą wiadomość:

    Nie kartka IIIRP ustanowiła i nie kartka ją obali!

    ONI "jadą" na Polaków zatracenie.
    MY idziemy!Spokojnie i konsekwentnie.
    Po Niepodległą Polskę.
    Tutaj TT z grafiką:
    https://twitter.com/RODAKvision1/status/1130472429862567937

    Pozdrawiam chcących czynić

    OdpowiedzUsuń
  21. rodakvision1

    Nie kartka III RP ustanowiła i nie kartka ją obali!

    Dziękuję, niestrudzony Panie Mirosławie, za Pański wpis i ulotkę, przed spektaklem pt. "demokratyczne święto w III RP". Mam też nadzieję, że Panu Aleksandrowi uda się jeszcze coś zamieścić na tzw. "niedzielę wyborczą".

    Tym razem mamy "zatwierdzać" (!) dawno wybranych przez "odpowiedzialnych przywódców partyjnych" 52 (?) polskich posłów do Dumy. Nieważne, że ona teraz w Brukseli. Duma to Duma. Dlatego uczestnictwo w internacjonalistycznej farsie, której "polskimi twarzami" są m. in. tow. Miller, tow. Cimoszewicz i inni zasłużeni towarzysze i obywatele, uważam za coś nieopisanie surrealistycznego.

    Żaden uczciwy Polak nie powinien przykładać do tego ręki.

    Pozdrawiam serdecznie

    PS. Pozwoli Pan, że powtórzę cytat z Orwella:

    Ludzie głosujący na nieudaczników, złodziei, zdrajców i oszustów nie są ich ofiarami, są ich wspólnikami.

    OTÓŻ TO!

    OdpowiedzUsuń
  22. Przypominam to co NIEprzemijające:
    Jean MADIRAN, DWIE DEMOKRACJE
    Uploaded by STEIN4
    TRUTH AND FALSCH OF DEMOCRACY
    https://pl.scribd.com/document/125313967/DWIE-DEMOKRACJE
    _____________________________________
    ( )

    OdpowiedzUsuń