Endecki publicysta Stanisław Stroński, który w
wigilię bitwy z bolszewikami skojarzył ją z francuskim „cudem nad Marną”, nawet
nie marzył o tym, że określenie przetrwa dziesięciolecia i zrobi oszałamiającą karierę.
Ten zadeklarowany przeciwnik Józefa Piłsudskiego wolał dopatrywać się ingerencji
sił nadprzyrodzonych, niż uznać, że o zwycięstwie nad sowiecką zarazą zdecydował
geniusz marszałka i odwaga jego żołnierzy.
Słowa o „cudzie nad Wisłą” zostały natychmiast
podchwycone przez publicystów endeckich i hierarchów Kościoła. Ci ostatni, nie
ukrywając niechęci do Piłsudskiego, nadali zwrotowi treści religijne i
połączyli dzień bitwy ze Świętem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny,
Królowej Korony Polski.
Prosty zabieg propagandowy miał posłużyć
umniejszeniu roli Naczelnego Wodza i utrwalić przekonanie, że nie wysiłek i
bohaterstwo żołnierzy, lecz nadzwyczajny przypadek rozstrzygnął losy wojny z bolszewikami.
Większość z tych, którzy sięgają dziś po „cud nad
Wisłą”, być może nie zna politycznych konotacji związanych z tym zwrotem i nie obchodzą
ich konflikty sprzed kilkudziesięciu lat. Zakładam, że jeśli nawet traktują słowa
literalnie, to nie z intencją lukrowania historii lub odbierania zasług polskiemu
żołnierzowi. Próba zwalczania takiej maniery byłaby zresztą bezcelowa, bo (niestety)
określenie na stałe weszło do naszego słownika i jest używane nawet przez tych,
którzy deklarują się piewcami marszałka.
Weszło zaś tym łatwiej,
że o ile z zadziwiającą prostotą dostrzegamy rękę Bożej Opatrzności i jesteśmy skłonni
przypisać Jej opiekę nad polską historią, o tyle trudniej przychodzi nam zrozumieć,
że za narodowe zwycięstwa trzeba wpierw zapłacić – czasem cenę najwyższą. Akceptacja
dla „cudu” wydaje się o wiele łatwiejsza, od świadomości ponoszenia ofiar, wyrzeczeń
i ciężkiej pracy.
Nie jesteśmy społeczeństwem zdolnym do długiego
marszu. Tym bardziej - do buntu i stawienia czoła wrogowi. Nikt nie akceptuje
prawdy, że hybrydy komunizmu nie upadają pod ciosami demokracji. Anektują jej
fasadę, by ukryć własne draństwa, jednak nie po to, by oddać władzę. Odzyskać ją można tylko w taki sposób, jak została narzucona. I nie za cenę partyjnego kuglarstwa i medialnego bełkotu, lecz poprzez twardą, bezwzględną wojnę, w
której nie ma miejsca na żaden kompromis.
Zwycięstwo nad bolszewicką nawałą lepiej zatem kojarzyć
z bogoojczyźnianym nastrojem i rozpamiętywaniem minionej chwały, niż dostrzec
w nim wyzwanie, któremu nie potrafilibyśmy sprostać.
Bo jeśli nie Boża
interwencja, lecz mądrość dowódców, odwaga żołnierzy i narodowa danina krwi
zdecydowały o wyniku Bitwy Warszawskiej – jak zmierzyć tą miarą nasze
dzisiejsze aspiracje i oczekiwania?
Co może wyrosnąć z „sondażowych nadziei” i paplaniny
partyjnych żołnierzyków? Jakim orężem okażą się wyborcze karteczki i werbalne deklaracje?
Strach przed nazywaniem rzeczy po imieniu i dychotomią My-Oni, może usprawiedliwiać
wiarę w „cud”, ale nie daje szans na realne zwycięstwo.
Gdy będziemy wspominali dzień, o którym Eugeniusz
Małaczewski pisał, że był „walką na życie
i śmierć o pokój dla wszystkich ludów na ziemi”, może pora zmierzyć się z pytaniem: jaka Polska wyrośnie z tego, co gotowi
jesteśmy dla niej poświęcić?
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńDobrze wiem, także z rodzinnych przekazów, że oni wtedy, odpierając nawałę bolszewicką, nie myśleli o żadnych cudach i nie oczekiwali znikąd pomocy. W zawziętym przekonaniu, że odzyskanej Ojczyzny, nie dadzą sobie wydrzeć "wrogowi odwiecznemu", liczyli tylko na siebie i na ukochanego wodza. Dlatego wciąż nowe szeregi zaciągały się do polskiego wojska - a kilkunastoletni chłopcy uciekali z domów, żeby walczyć z najeźdźcą. Uniesienie było tak wielkie, że często bili się jak w natchnieniu, zwyciężając - nawet ci najmłodsi, ledwie przeszkoleni - wielekroć liczniejsze oddziały bolszewickie.
A działo się to po dwustu latach zaborów, po ciężkiej, wykrwawiającej wojnie, w której Polacy musieli walczyć w zaborczych armiach o nie swoją sprawę. Teraz walczyli za Ojczyznę!
Żałosne są współczesne targi "nowoczesnych patriotów" z narodowej prawicy o przysłowiowe "dwa grosze i dwie krople krwi". Choć ich hasłem jest podobno: "kościół, szkoła, strzelnica", odżegnują się od wysiłku zbrojnego, a słowo "wojna" wywołuje u nich zajęczy niepokój! Żałosny jest wszechobecny "pacyfizm" PiS, zamykanie oczu na wojnę, która od 10.04.2010 stoi u naszych granic i której nie unikniemy, jeżeli chcemy żyć w niepodległym państwie.
Tylko czy możemy liczyć na naszych przywódców?
Czy nie okażą się - jak Pan napisał - jedynie papierowymi "partyjnymi żołnierzykami"?
Bardzo dziękuję za ten tekst i serdecznie Pana pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńDoskonale o tym napisał także Jerzy Targalski w ostatniej GPC:
Wolności nie wyskamlemy
Naród, który wyrzekł się wolnościowej tożsamości, pluje na nią i sławi służalstwo i kunktatorstwo, jest niezdolny do stawienia oporu bezprawiu, dyktaturze i obcemu dyktatowi. Dopóki Polacy nie powrócą do swoich korzeni, dopóty nie zmienią systemu, nie uzyskają suwerenności, a skundlenie doprowadzi ich do degeneracji.
Całość opublikowała niezależna.pl:
http://niezalezna.pl/58260-wolnosci-nie-wyskamlemy
Widać, ze na przestrzeni lat nie mamy szczęścia do hierarchów. Wtedy pojawił się ksiądz Skorupka, dlatego mam nadzieję, ze obecnie też znajdzie się ktoś taki.
OdpowiedzUsuńZ tekstu wnioskuję, że raczej pozytywnie ocenia Pan Piłsudskiego. Pojawiają się głosy, że był on agentem austriackim. Nawet jeśli to chyba można mu to akurat wybaczyć. Być austriackim agentem wtedy to nie to samo co zostać agentem sowieckim dwadzieścia lat później.
Barry Aitken,
UsuńAno, nie mamy szczęścia. Szczególnie dziś. Są pewne mity,które bardzo trudno obalić.
W przeddzień Bitwy Warszawskiej, polscy biskupi zwrócili się o pomoc do episkopatu świata i napisali:
"Zwracamy się do was, najczcigodniejsi księża biskupi całego katolickiego świata, z wołaniem gorącym o pomoc i ratunek dla Polski. Zwracamy się w chwili tak bardzo dla nas krytycznej, kiedy to wróg potężny staje na naszych rubieżach, zagrażając nam podbojem i zniszczeniem... Wszak nie szukała Polska tej walki, narzucona jej ona została, nie walczymy zupełnie z narodem, walczymy raczej z tymi, którzy Rosję zdeptali, jej krew i duszę wyssali, idąc po nowe zabory.
Dla wroga, który nas zwalcza, nie jest bynajmniej Polska ostatnią przestrzenią dla jego trofeów, lecz jest mu raczej etapem tylko i pomostem do zdobycia świata. Bolszewizm idzie istotnie na podbój świata... Polska w pochodzie bolszewizmu na świat jest już ostatnią dla niego barierą, a gdyby się ta załamała, rozleje się on po świecie falami zniszczenia... Bo bolszewizm jest ostatnim wykwitem wszelkich zasad negacji, chowanych przez całe stulecia, które godziły w rodzinę, w wychowanie, w ustrój socjalny, w religię, a nadto dziś godzą w samą do niedawna bóstwioną jeszcze przez siebie władzę.
Zwracamy się przeto, bracia nasi, o ratunek, nie o pieniądze was prosimy, nie o amunicję, nie o wojskowe zastępy, nie prosimy was o to, zwłaszcza że nie wojny pragniemy, lecz jedynie pokoju, byleby tylko pokój ten nie był nowym u nas podbojem, a światu zagrożeniem. Pokoju pragniem i o pokój się modlimy, i was dlatego, najczcigodniejsi bracia, o broń prosim pokoju jaką jest modlitwa. Prosim was dzisiaj o szturm modłów do Boga za Polskę."
Jeśli zaś, jak Pan twierdzi, "pojawiają się głosy, że Piłsudski był agentem austriackim", to odpowiem: takich "agentów", którzy wywalczyli niepodległość i zbudowali wolną Polskę, życzmy sobie jak najwięcej.
Panie Aleksandrze,
UsuńNiesamowity jest ten list polskich biskupów z 1920! Prawdę mówiąc, nigdy o nim nie słyszałam. Ale teraz poszperałam w internecie i znalazłam inne fragmenty.
Np. ten - dzisiaj zupełnie NIEWYOBRAŻALNY:
"Bolszewizm idzie istotnie na podbój świata. Rasa, która nim kieruje, już przedtem podbiła sobie świat przez złoto i banki, a dziś, gnana odwieczną żądzą imperialistyczną, płynącą w jej żyłach, zmierza już bezpośrednio do ostatecznego podboju narodów pod jarzmo swych rządów."
Albo ten, NIEWYOBRAŻALNY jw., choć z zupełnie innych powodów:
"W takiej to chwili z głębi naszych serc wołamy do was i odzywamy się do sumień waszych.
Dajcież ojczyźnie, co z woli Bożej dać jej przynależy. Nie słowem samym, ale czynem stwierdzajcie, iż ją miłujecie. Godnymi się stańcie najdroższego daru wolności przez wasze poświęcenie się dla Polski. (...)
Bądźcie w służbie ojczyzny ofiarni, bo tylko wielką ofiarą okupicie nadal jej wolność i siłę. (...) Dawajcie jej wasze mienie, gdy was dziś ojczyzna wzywa, do pożyczki Odrodzenia. Dawajcie jej ofiarę z waszego życia, gdy zagrożona o nią woła. (...)
... wzywamy was, abyście też dali zastępy ochotnicze dla ratowania narodu i Polski. W dzisiejszym naszym położeniu, w armii ochotniczej, obok istniejącego wojska, jest nasza nadzieja i przyszłość. Przez jej szeregi dajemy wojsku naszemu niezbędne rezerwy; wielkim czynem narodowym rozniecamy ogień zapału w całym społeczeństwie, ożywiamy nowym duchem zwątlałe siły armii..."
Pozdrawiam
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńWspomniała Pani o postawie, która naszym rodakom i przywódcom opozycji, jest praktycznie nieznana: liczyć na siebie, budować siłę w oparciu o własny potencjał.
Nie potrafię powiedzieć - skąd bierze się to niedorzeczne przekonanie, że Polska może liczyć na pomoc zachodnich sojuszników. Nie wynika ono ani z doświadczeń historii ani z realnej oceny reakcji "wolnego świata". Jest wyrazem jakiejś niepojętej słabości i niewiary we własne siły i zamyka nas w pułapce "georealizmu".
Nie próbuję nawet porównywać stanu świadomości Polaków AD 1920, z kondycją dzisiejszego społeczeństwa. Byłoby to porównanie ahistoryczne, ale też nazbyt tragiczne.
Dość sobie uświadomić, że gdybyśmy w przeddzień bolszewickiej napaści, mieli tylu utytułowanych tchórzy i idiotów straszących Polaków "potęgą Rosji" (a objawiają się oni szczególnie w "naszych" środowiskach), hordy Tuchaczewskiego zalałby kraj w ciągu kilku dni.
Myślę też, że to narodowe święto byłoby dobrą okazją dla mocnej aktywności partyjnych żołnierzyków. W dzień 15 sierpnia należałoby twardo przypominać przywódcom "wolnego świata", że to nam zawdzięczają ten dar i nam winni wdzięczność za powstrzymanie bolszewickiej zarazy. Nie byłoby tych wszystkich sytych mędrków, gdybyśmy nie okazali się "szalonymi ponad miarę" i ulegli namowom powstrzymania walki i oparcia obrony na tzw. linii Curzona.
W kontekście obecnej sytuacji, to przypomnienie jest niezwykle ważne i potrzebne.
Bardzo Pani dziękuję i serdecznie pozdrawiam
Dziękuje za wątek.
OdpowiedzUsuńO ile powody dla których przedwojenny ruch narodowy (btw, pytanie czy tylko przedwojenny?) miał pewne powody by zwycięstwo nad bolszewikami etykietować cudem, o tyle pewnym odkryciem jest dla mnie zachowanie ówczesnej hierarchii.
Widać Piłsudski naruszył nie tylko interesy przedstawiane jako narodowe.
To dosyć gorzka konstatacja. Widać czasem istnieją jakieś niezrozumiałe, ale chyba dobre powody, dla których warto czasem ogłosić że to co widzieliśmy to "cud".
A to wspaniała powszechna mobilizacja, zdecydowane działanie a w finale bohaterstwo Polaków w 1920 była rzekomo cudem, a to cudem i to nie rzekomym było nawrócenie łotra czyli Jaruzelskiego. Porównywalne chyba tylko z ewentualnym nawróceniem Judasza.
Postanowiłem skasować dalsza część postu.
Pozdrawiam,
MM
W dzień 15 sierpnia należałoby twardo przypominać przywódcom "wolnego świata", że to nam zawdzięczają ten dar i nam winni wdzięczność za powstrzymanie bolszewickiej zarazy. Nie byłoby tych wszystkich sytych mędrków, gdybyśmy nie okazali się "szalonymi ponad miarę" i ulegli namowom powstrzymania walki i oparcia obrony na tzw. linii Curzona.
OdpowiedzUsuńO tym możemy sobie tylko pomarzyć, Panie Aleksandrze!
W III RP - AD 2014 któż miałby to uczynić?
Rządząca sitwa?
A kiedy jej tak dobrze było, jak nie obecnie?
Opozycja?
Ta ma ważniejsze rzeczy na głowie, zresztą może krasnoludkom (czyt. mitycznemu "elektoratowi centrum") nie za bardzo by odpowiadał powrót do zamierzchłej przeszłości i aż tak "zwierzęcy" antysowietyzm, prawda?
Kościół?
O nie! Kościół się teraz z Moskalem brata i pojednanie z Cerkwią Putina (dowodzoną przez agenta KGB) ogłasza!
Lepiej przemilczeć...
Swoją drogą: ciekawe, czy w setną rocznicę Bitwy Warszawskiej (to już tylko za sześć lat!) będziemy jeszcze w ogóle mogli o niej oficjalnie wspominać i czcić bohaterstwo polskich żołnierzy 1920, choćby tak, jak bohaterstwo Powstańców 1944?
Jak Pan myśli?
Pozdrawiam serdecznie
OT
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam Pańskie tweety :)
I teraz dopiero widzę, jak ubożuchna jest wyobraźnia państwa dziennikarstwa (jej apogeum to chyba "Delfin" - Gowin, zgłoszony przez "Bronka" - Wildsteina), w porównaniu z Pańskim rozmachem!
Rzeczywiście, kandydatury generała Dukaczewskiego w III RP nic nie przebije!!!
Ale kto powiedział, że mamy się ograniczać tylko do III RP?
PRZEBIJAM!
Najlepszym kandydatem na prezydenta III RP hic et nunc byłby TYLKO ON!!!
https://www.youtube.com/watch?v=K9g36QB5uos&feature=youtu.be&t=19s
...
UsuńNamiestnik już przecież jest, i rezyduje (dla niepoznaki?) w ambasadzie Rossiji.
Dzisiaj - za pośrednictwem rzeczniczki prasowej! - pokazał ministrowi III RP, Szpakowi-Sikorskiemu, gdzie jego miejsce:
Za Niezależna.pl:
Szef MSZ Polski Radosław Sikorski wezwał wczoraj rosyjskiego ambasadora w celu złożenia wyjaśnień na temat wypowiedzi Władimira Żyrinowskiego w wywiadzie dla telewizji Rossiya 24. Wiceprzewodniczący Dumy Państwowej i lider LDPR wcześniej w wywiadzie dla telewizji Rossiya 24 zapowiedział zniszczenie Polski i krajów bałtyckich.
- Rosyjski ambasador został zaproszony we wtorek do MSZ Polski w celu przeprowadzenia rozmów na temat kwestii o charakterze dwustronnym. W zaproszeniu nie podano, na jaki temat będzie rozmowa. Podczas rozmowy stronę rosyjską poproszono o wyjaśnienia w związku z wypowiedziami Żyrinowskiego na antenie telewizji Rossiya 24. Ze swojej strony podkreśliliśmy, że lider LDPR stoi na czele jednej z rosyjskich partii opozycyjnych. Nie wiadomo, dlaczego powinniśmy komentować jego wypowiedzi” - powiedziała rzeczniczka rosyjskiej misji dyplomatycznej.
Walerija Pierżynska uznała, że żądanie przez Polskę wyjaśnień ws. wypowiedzi Żyrinowskiego jest "nie na miejscu". Rzeczniczka rosyjskiej ambasady w Polsce oskarżyła jednocześnie polskich polityków o uczestniczenie w antyrosyjskiej akcji.
- Taka prośba strony polskiej jest tym bardziej nie na miejscu w Polsce, gdzie nie tylko opozycja, ale również przedstawiciele władzy pozwalają sobie na obraźliwe i rusofobijne oświadczenia, uczestnicząc w antyrosyjskiej akcji, napędzanej przez polskie media (...) Odnosimy wrażenie, że polscy partnerzy zrozumieli sens tego, co chcieliśmy przekazać” - powiedziała Pierżynska.
http://niezalezna.pl/58309-ostra-wypowiedz-po-spotkaniu-w-msz-zamiast-wyjasnien-rosyjska-ambasada-atakuje-polske
= = = = =
Będziemy przepraszać???
Precedensy sprzed czterech lat mamy przecież świeżo w pamięci?
"Izwinitie, dorogije druzja, eto była prostaja oszibka."
Pani Urszulo,
UsuńChyba nie tylko ubożuchna jest wyobraźnia tych publicystów, ale też inteligencja.
Wielu z nich ma ogromne zasługi na rzecz lokatora Belwederu i przez ostatnie lata usilnie zabiegało o budowanie fałszywego obrazu tego człowieka. Zresztą, skutecznie.
Dziś, przystroiwszy się w szaty analityków i przyjaciół PiS (nie wiadomo, które paradniejsze) próbują znaleźć "pewnego kandydata" opozycji, czyniąc to z taką maestrią, że z powodzeniem palą każde nazwisko.
Jako człowiek miłosierny, kładę to na karb braku inteligencji.
Chciałbym zatem pomóc tym zacnym ludziom i podsunąć im kandydaturę "pewniaka", tak mocnego, że Komorowski uległby podczas pierwszego starcia.
Pani propozycja jest z pewnością bardziej ekstremalna, ale też wydaje się mniej prawdopodobna.
Bo jeśli chodzi o Dukaczewskiego, warto pamiętać, że najwybitniejsza postać z grona prawicowych ekspertów, uwielbiana przez młodych-niepokornych i hołubiona przez PiS, pani prof.Staniszkis, już dawno wyraziła opinię,że „to, co było dotychczas dla mnie jedną z największych wad prezydenta Komorowskiego, to, że w jego otoczeniu są ludzie z dawnych Wojskowych Służb Informacyjnych, być może okaże się zaletą".
Pozdrawiam
Mariusz Molik,
OdpowiedzUsuńWiara w cud nie jest oczywiście niczym nagannym. Problem pojawia się wówczas, jeśli zastępuje ona obowiązek dochowania wierności prawdzie (również historycznej),usprawiedliwia umysłowe lenistwo lub niechęć do ponoszenia ofiar.
Łatwo jest objaśnić "cudem" zwycięstwo w roku 1920, trudniej dostrzec w nim efekt kunsztu wojskowego, poświęcenia i narodowego wysiłku.
Podobna wiara w cud ma dziś zastąpić mozolną, ciężką pracę nad odzyskaniem Polski. Do tej wiary odwołują się politycy opozycji i upartyjnione media. Dlatego wiem, że zadane w tekście pytanie, pozostanie bez odpowiedzi.
Pozdrawiam Cię i dziękuję za odwiedziny.
Pani Urszulo,
OdpowiedzUsuńNa to, co robią i mówią Oni, w swoich kolonialnych mediach, niespecjalnie zwracam uwagę. Za stratę czasu uważałbym analizowanie słów Sikorskiego lub pochylanie nad wypowiedzią ruskiego czynownika.
Od dawna natomiast, w okolicy naszego narodowego święta, odczuwam wielkie upokorzenie. Wywołane nie tylko świadomością, że w ten dzień mój kraj jest reprezentowany przez lokatora Belwederu i zgraję antypolskich miernot, nie tylko z powodu żałosnych festynów i defilad, podczas których komunistyczne trepy udają polskie wojsko i prężą się z okazji obcego im święta, ale z tej przyczyny, że się na to godzimy i traktujemy jako rzecz naturalną.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego polityków opozycji i żurnalistów z "naszych" mediów oburzają jakieś afery, czy słowa wypowiedziane przez miernoty, a nie uwłacza im widok tych postaci w dniu zwycięstwa nad bolszewikami. Nie ma przecież większej hańby.
Pozdrawiam Panią serdecznie
A. ŚCios,
OdpowiedzUsuńtak, ,,Cud nad Wisłą" nie tylko pasował w dwudziestoleciu, ale i dziś, bo łzawą i bogoojczyźnianą retoryką pozwala unikać solidnej analizy tego zwycięstwa.
To pierwsze po 200 latach (od króla Jana III) wielkie zwycięstwo polskie o skutkach światowych, w dodatku zdyskontowane na nasz rachunek, było zwycięstwem rozumu i siły, a nie wynikiem boskich czy nieboskich (np. francuskich), interwencji. Upokarzające dla Rosji bardziej niż rok 1612, daje do myślenia w kontekście współczesnych potrzeb obronnych.
Zgadzam się z Ziemkiewiczem, ze na tej wojnie powinny skupiać się nasze celebracje historyczne, a nie na II wojnie światowej,. Wojna z bolszewikami i Powstanie Wielkopolskie - taka powinna być zasadnicza osnowa naszej XX wiecznej świadomości historycznej.
Dwie wielkie bitwy tej wojny, warszawska i niemeńska, powinny być dokładnie analizowane i studiowane publicznie. Pod kątem wojskowym, ale i społecznym. Zamiast tego, parę wystrzałów rekonstruktorów, przemowy bojowe i buńczuczne, łzy, sążniste mazury, parada wybranych oddziałów 36tysięcznej doborowej armii, wzruszające byłoby ponowne wystawienie orła, jeśli nie z czekolady, to może tym razem z jabłecznika? Rosja zadrżałaby z gniewu, świat oszalał z uznania. Prezydent Komorowski po wspaniałej mowie o wolności, analogiach historycznych i potrzebie pamięci, zwłaszcza w kontekście dzisiejszych zagrożeń - vide Ukraina, oklaskany przez Prezesa Kaczyńskiego.
Z pamięci zacytuję wierszyk napisany z okazji uroczystych obchodów 100-lcecia bitwy wiedeńskiej, kiedy to Stanisław ,,Woszczennaja Kukła" Poniatowski wystawił w Warszawie rodzaj lunaparku uświetniającego tą wiktorię:
,,Wart karuzel sto tysięcy!
Ja bym dwakroś łożył,
by Stanisław umarł, a Jan III ożył".
Wystarczy zmienić nazwiska, reszta się zgadza.
Pozdrawiam Pana