Rafał Brzeski, pisząc przed laty o prowadzeniu
„wojny informacyjnej”, wskazywał na jej poszczególne etapy: „W wojnie informacyjnej zniewala się
społeczeństwo stopniowo. Trwa to latami. Polem walki jest ludzka świadomość. W
pierwszej fazie wyznaczona do podboju społeczność jest demoralizowana, żeby
złamać jej moralny kręgosłup. W kolejnej fazie burzy się obowiązujący w niej od
wieków porządek wartości, potem pozbawia się ją poczucia własnej godności,
zakłamuje osiągnięcia przodków, wpaja poczucie ogólnej niemożności, by wreszcie
zniechęcić do stawiania oporu tłumacząc, że wszelki sprzeciw jest bezsensowny,
bo trzeba płynąć z prądem”.
W naszej, polskiej wojnie, czas PRL-u był zaledwie
pierwszym etapem podboju, nie najgroźniejszym w skutkach, bo prowadzonym przez
rozpoznawalnego, zewnętrznego wroga. Przypominał plagę szczurów, roznoszących
„czarną śmierć” w „brzydkim, pozbawionym
ptaków, drzew i ogrodów” Oranie. Prawdziwa epidemia zaczęła się wówczas,
gdy szczury zniknęły z ulic miasta, gdy „ujrzeliśmy
mediolańskie saturnalia na skraju grobów" i to, co powinno przerazić
stało się obrazem powszednim.
Kolejną fazę powierzono wrogom ulokowanym wewnątrz
społeczeństwa, ukrytym za parawanem „wolnych mediów”, szermującym hasłami
demokracji, okrytych społecznym zaufaniem i przywłaszczonym mianem autorytetów.
Prymitywna falsyfikacja języka, tworzenie symulowanych podziałów, rewizja
polskiej historii, walka z pamięcią, niszczenie kultury i szkolnictwa,
propagowanie zachowań antyspołecznych i amoralnych – wyznaczały drugi i
znacznie groźniejszy proces dezintegracji. Były czasem, o którym Gustaw Herling
Grudziński pisał, że ma „zabić w
ocalałych, w ich dzieciach, wnukach i prawnukach smak, wartość i godność życia
zrzeszonego"
Dramat polegał na tym, że ten wróg działał za
aprobatą ogromnej części społeczeństwa, był uznawany za „swojego”, akceptowany
i obdarzony wiarą w dobre intencje.
Narzucenie Polakom tezy o „uśmierceniu” komunizmu,
znakomicie ułatwiło walkę z antykomunizmem. Skoro komunizm umarł, zbędna też
stała się postawa antykomunistyczna i odwoływanie do niej trąciło anachronizmem
i donkiszoterią.
A. Michnik, w artykule „Szare jest piękne” mógł
zatem napisać – „Naprzeciwko siebie
stanęły dwa odmienne światy wartości. Z jednej strony pragmatyczny, nierzadko
nasycony pogardą i cynizmem świat ludzi dawnego reżimu. Z drugiej:
anachroniczny patriotyzm ludzi konserwatywnych wartości, którzy w przeszłości
stawiali opór komunizmowi. Dawny heroizm świata odpornego na represje teraz
objawił drugą twarz: nietolerancji, fanatyzmu, odporności na idee
modernizacyjne.”
„Rozprawy” z antykomunizmem stały się
ulubionym motywem twórczości żurnalistów, ustępując jedynie miejsca równie
zajmującym tematom - „polskiego antysemityzmu” czy „megalomanii narodowej”. O
proweniencji tych motywów wspominałem wcześniej, zatem ich propagandowa
reaktywacja dowodziła skuteczności komunistycznych narzędzi i biegłości
sukcesorów.
Jacek Kwieciński w artykule „O wolną Polskę”
przypominał – „Oto A. Michnik w tekście
wręcz zasadniczym pisał już w 2000 r. (artykuł „Mantra zamiast rozmowy”) o
„kłamstwie komunizmu i kłamstwie antykomunizmu”, „Kłamstwo stare – kłamstwo
komunistów rozliczających faszyzm – zostaje zastąpione kłamstwem nowym:
kłamstwem antykomunistów rozliczających komunizm”.
Postawienie
na równi najbardziej zakłamanego, niszczącego ludzką świadomość, ludobójczego
systemu i autentycznej niechęci do niego mogłoby wydawać się szokujące. Ale to
i tak eufemizm, bo potępienie absolutnego zła komunizmu jest dla Michnika
przejawem postawy „prostackiej”. A już powiedzenie, że komunizm jest straszny
już od samych podstaw, z natury i założeń, a nie tylko zbrodni, to herezja
zupełna, temat tabu. Oczywiście nie tylko w Polsce. Bo niemal obowiązuje
ideologia anty-antykomunizmu – niejako element poprawności politycznej.”
Wspomniana przez Kwiecińskiego „ideologia
anty-antykomunizmu” nie jest samoistnym dziełem grupki medialnych krzykaczy.
Jak każde z narzędzi w komunistycznym arsenale pojęć – paralizatorów, nie
znajduje oparcia w faktach ani w elementarnej logice. Bo jeśli komunizm był
złem – czego nie negują nawet postaci „opozycji demokratycznej”, jakże walka z
nim i próby rozliczenia, również mogą być złe? Niedorzeczność „ideologii
anty-antykomunizmu” znajduje usprawiedliwienie tylko wówczas, gdy służy ona
obronie komunizmu i chce postrzegać w nim dobro. Wtedy jednak jest składnikiem
komunistycznego oszustwa i nie zasługuje na najmniejszą refleksję. Powinna
zostać odrzucona, bez wdawania się w polemikę i zaśmiecania dyskursu
publicznego.[…]
Tadeusz Zawadzki, jedna z głównych postaci
mackiewiczowskiej „Drogi donikąd”, przedstawiając sytuację pod rządami
Sowietów, mówił „Słowa mają tu znaczenie
odwrotne albo nie mają żadnego. Odbierz ludziom pierwotny sens słów, a
otrzymasz właśnie ten stopień paraliżu psychicznego, którego dziś jesteśmy
świadkami. To jest w swej prostocie tak genialne, jak to zrobił Pan Bóg, gdy
chciał sparaliżować akcję zbuntowanych ludzi, budujących wieżę Babel: pomieszał
im języki".
„Genialna prostota” semantycznego terroryzmu
polegała na tym, że zachowania moralnie dobre (sprzeciw wobec komunizmu,
głoszenie prawdy historycznej, patriotyzm, szacunek dla tradycji),
przedstawiano jako rzeczy negatywne, nadając im znaczenie sprzeczne z elementarnymi
normami etycznymi. To co w każdej normalnej i silnej społeczności byłoby
wyznacznikiem pożądanych, obywatelskich postaw lub stanowiło fundament wolnego
państwa – w III RP zostało sprowadzone do moralnego absurdu, stając się
synonimem szkodliwego obskurantyzmu i
znakiem wykluczenia.
Ten ciasny, ograniczony sposób erystyki, tuszujący
w istocie nienawiść wobec polskości cechuje całą, prostacką umysłowość tzw.
elit III RP i od dwóch dekad zatruwa życie milionów Polaków.
W takich praktykach trzeba dostrzegać
najgroźniejszy manifest, wiodący wprost do oswajania z „normami” komunizmu i
budowania niewolniczej świadomości, w której polskość – z jej ważnym atrybutem
antykomunizmu - ma być postrzegana jako kompromitujący i bezużyteczny
bagaż. […]
Obecny reżim z niezwykłą łatwością wmówił
Polakom, jakoby archaiczna konstrukcja okrągłego stołu była jedyną, na której
można budować polską państwowość. Próba podważenie tego fundamentu jest
traktowana niczym negowanie zdobyczy Rewolucji i burzenie ustroju narzuconego
Polakom siłą sowieckich bagnetów. Wywołuje histeryczne oburzenie „elit” i
prowadzi do miotania najcięższych oskarżeń. Dzięki stosowaniu takich
mechanizmów, w świadomości społeczeństwa ma powstać przeświadczenie, że każda
próba „obalenia republiki” jest zamachem na Polskę, musi prowadzić do „anarchii” i „godzenia w
interes narodowy”.
Już tylko ta retoryka ujawnia „nieprawe”
pochodzenie grupy rządzącej III RP, obnaża jej lęk przed demistyfikacją i jest
dowodem, że fundamenty tego państwa są zbudowane na patologicznych,
antypolskich podstawach. […]
Niemałą rolę w
rozprawie z antykomunizmem odegrali intelektualiści- pochylający się z uwagą
nad wytworami medialnych terrorystów, podejmujący spór z prostackim bełkotem
lub szukający „konsensusu” z epigonami komunizmu. Była to postawa diametralnie
różna od tej, jaką wobec komunizmu i jego pochodnych zajmowali najwybitniejsi
intelektualiści II Rzeczpospolitej, odmawiający uznania „obcego” za przedmiot
godny polemiki. […]
Prowadzony na wielu poziomach „spór o właściwą interpretację komunizmu”
powinien być rozstrzygnięty, nie poprzez pseudonaukowe wywody, ale prostym
rachunkiem krzywd wyrządzonych przez ludobójców. „Właściwą interpretację” komunizmu wyznacza ilość przestrzelonych
potylic i liczba ofiar ubeckich katowni. Próba intelektualizacji i
przeniesienia „sporu” na grunt polemiczny kończy się zawsze porażką rozumu i
prowadzi do „straszliwego zamazania”.
Obcując z komunistycznym zafałszowaniem, łatwo zapomnieliśmy, że „świat zaczyna się od dokładnego, ostrego
widzenia. Ostrego widzenia przedmiotów w jasnym obiektywnym świetle. Bez cienia.”
Tymczasem programowa
kampania wyszydzania postaw antykomunistycznych, a nawet przydawania im
błazeńskiej, bolszewickiej gęby, sprawiła, że niewielu Polaków potrafiło
przyznać się do takiego „wynaturzenia”, a jeszcze mniej rozumiało, na czym
polega prawdziwy antykomunizm. Ryszard Legutko tak opisywał przed laty sytuację
antykomunizmu:
"Pojawiły
się i nadal pojawiają sugestie, że istnieje jakieś powinowactwo duchowe między
komunistą a antykomunistą, że antykomunizmu trzeba się strzec, bo stanowi on
niemal zwierciadlane odbicie komunizmu. Doszło do sytuacji paradoksalnej:
okazało się, że komunizm był zły, ale niezależnie od tego jak bardzo był zły,
antykomunizm nigdy nie był dobry.” […]
Jest oczywiste, że podobna aberracja, pozwalająca
wyszukiwać „powinowactwo duchowe między
komunistą a antykomunistą” nigdy nie miałaby miejsca, gdyby żałosne
dylematy ludzi zaczadzonych bolszewickim fetorem potraktowano z całą „ostrością
widzenia”, na jaką zasługiwały. Słowa Zbigniewa Herberta z rozmowy z Jackiem
Trznadlem przecinają te niedorzeczne dywagacje, jakże sensowną refleksją - „Na początku była mała grupka agentów, którzy
uczepili się intelektualistów, a intelektualiści odegrali na cześć „nowego”
symfonię patetyczną... To było małe, głupie, nędzne, zakłamane.”
Stąd wynikała potrzeba usprawiedliwienia – tak
upiornego, by dobro wymieszać ze złem i polski antykomunizm skazić rzekomym
„powinowactwem duchowym”. Przez dwie dekady akceptowano fałszywą „krytykę
antykomunizmu” i znoszono tyrady o „polskim szowinizmie” czy „rusofobii” – nie
próbując uwolnić się od prostackiej retoryki ani zignorować pokrzykiwań
komunistycznych epigonów. Nie logika i nie siła argumentów decydowała o
znaczeniu tych opinii, ale przyzwolenie na racjonalizowanie czegoś, co nigdy
nie zasługiwało na miejsce w polskiej kulturze umysłowej i tradycji.
„Nie było z
kim polemizować i o co polemizować. Nie było języka. Język był sprzedany,
zakłamany, zupełnie jak w czasach hitlerowskich” – mówił Herbert o polemice
z komunistami i dodawał – „Bo to jest
ustrój nierzeczywisty, ustrój widmowy, i dlatego tak trudny do zwalczenia. Ja
mu odmówiłem ontologicznego statusu.”
Na taki racjonalizm
nigdy nie zdobyli się intelektualiści III RP, a wraz nimi – miliony Polaków
niepogodzonych z tą hybrydą. Nie zastosowano go ani wobec pojękiwań
zaczadzonych komunizmem durniów, ani wobec dyrdymałów głoszonych przez Michnika
i jego semantycznych terrorystów. Wór pustosłowia i arsenał demagogicznych
narzędzi do rozgrywania „polskich wad narodowych” potraktowano z intelektualnym
patosem, nadając im wartość dyskursywną i nobilitując rzeczowymi polemikami.
Zrobiono dokładnie to, na co liczyli komuniści, infekując Polaków obcym i
wrogim tworem - usankcjonowano „rozbestwione kłamstwo” i brudnego Golema uznano za godnego
Prometeusza.
Powyższy tekst jest fragmentem jednego z
rozdziałów (VIII) książki „Antykomunizm-Broń utracona”. Książka zostanie wydana
w kwietniu br. przez wydawnictwo Bollinari Publishing House.
to będzie chyba bardzo potrzebna pozycja. z chęcią przeczytam, jak tylko się ukaże.
OdpowiedzUsuńwarto zauważyć, że "semantyczny terroryzm" skundlonego pseudo salonu trafił na bardzo podatną glebę wielkiej części naszego społeczeństwa, z różnych powodów. te postawy są w dużym stopniu dziedziczne.
Mam nadzieję, że w książce znajdą się też jakieś postulaty de lege ferenda: jak rozliczać komuchów za ich zbrodnie. osobiście bardzo podobało mi się Pańskie odniesienie do rozliczeń z nazistami w Norwegii.
z wyrazami szacunku
Wojciech Miara,
OdpowiedzUsuńNie oddzielałbym owego "salonu" od polskiego społeczeństwa.Pańska refleksja jest w pełni uzasadniona. "Salon" jest reprezentacją dużej części polskiego społeczeństwa, tej części, która uznawała PRL za "państwo polskie", która uwierzyła w śmierć komunizmu, a dziś traktuje III RP jako wolne i demokratyczne państwo. To są elity, na które zasłużyliśmy.
Wprawdzie nie znajdzie Pan w książce postulatów rozliczeniowych, mam jednak nadzieję, że będzie to interesująca lektura.
Pozdrawiam
A. Ścios,
Usuń"To są elity, na które zasłużyliśmy".
Raczej nie, tzn. nie tyle my - te 35 % społeczeństwa, które od początku było za Polską niepodległą i niekomunistyczną. Ale rozumiem, co Pan chciał powiedzieć.
pozdrawiam
Panowie!
OdpowiedzUsuńNie oddzielałbym owego "salonu" od polskiego społeczeństwa.Pańska refleksja jest w pełni uzasadniona. "Salon" jest reprezentacją dużej części polskiego społeczeństwa, tej części, która uznawała PRL za "państwo polskie", która uwierzyła w śmierć komunizmu, a dziś traktuje III RP jako wolne i demokratyczne państwo. To są elity, na które zasłużyliśmy.
Komuniści i ich poputczicy, zarówno w pierwszym, jak i drugim peerelu dostosowywali propagandę i dezinformację do pewnego "popytu" społecznego.
Zatem pomiędzy władzą komunistów, sferą ideologiczną i sowietyzacją społeczeństwa istnieje niejako "sprzężenie zwrotne".
Próbowałem się tym zająć w moich wpisach:
http://jaszczur09.salon24.pl/198661,jozef-mackiewicz-sciosowi-fym-i-foxmulderowi-w-uzupelnieniu
http://jaszczur09.blogspot.com/2010/10/smolensk-to-dugofalowej-strategii-cz-3.html
http://jaszczur09.blogspot.com/2013/03/w-oparach-absurdu-i-w-opresji-czyli-prl_21.html
Jaszczur,
Usuń"Rację mają Darski i Rolex, pisząc o dwóch narodach politycznych zamieszkujących Polskę: Polakach i Peerelakach. Dodałbym jeszcze trzeci - współczesny odpowiednik "tutejszych", ludzie w ogóle nie interesujący się polityką, jednak niestety łatwiejsi do "unarodowienia" w stronę współczesnych peerelaków".
Z tym zgadzam się całkowicie, zresztą A. Ścios też podkreśla konieczność twardego podziału na "my i oni".
Z tym, że nie uważam, aby taki podział wykluczał odbicie państwa przez naszą nację polityczną, zresztą mało jest przypadków organizacji państwa poprzez ogólny konsensus. Dziś to my jesteśmy zdominowani, a jutro należy Peerelaków wysłać do ich czerwonego raju. Siła państwa tylko na tym zyska.
pozdrawiam
A ja, Drodzy Panowie, zamiast wdawać się w uczone rozważania o -anty i -antyanty,
OdpowiedzUsuńpowtórzę, po prostu, za Herbertem, przywołanym w przedstawionym fragmencie książki AŚ:
"To było małe, głupie, nędzne, zakłamane.”
I takim pozostało do dziś. Obrzydlistwem, poniżej pogardy.
Wynaturzeniem, brudną piana, czymś OBCYM, pozostającym
poza moim horyzontem zdarzeń! Dlatego w podobne spory
włączać się nie zamierzam, a tym bardziej ich roztrząsać..
Pozdrawiam serdecznie
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńA tak po prawdzie: to czy zachodnie lewactwo, biorące swój początek (na masową skalę) w przeklętym pokoleniu'68, z ich Frakcjami Czerwonej Armii, terrorystycznymi bojówkami, rozpasaniem obyczajowym, umiłowaniem Kraju Rad, z ich przywódcami: Konem-Bandytą - zboczeńcem-pedofilem (i przyjacielem tego tutaj), czy Joszką Fiszerem - synem rzeźnika i rzeźnikiem, aktualnie PARLAMENTARZYSTAMI Parlamentu Europejskiego - to nie KOMUNA w stanie czystym?
Kiedy wczoraj i dziś czytałam, co angielska dzicz wyprawia po śmierci Pani Thatcher, [cytuję za wPolityce: „Nasikaj na grób Thatcher”, „Wiedźma zdechła”, „Rest in pieces! ”, „Zdechła stara wiedźma Thatcher – poniżej linki do imprez – świętujcie z nami!”, „Czy to na pewno prawda? A może wróci jako zombie?”…] - widzę, że czerwona zaraza rozprzestrzeniła się po całym świecie. I że nie było polskim wyjątkiem znęcanie się nad konserwatywnym Prezydentem, nawet po jego okrutnej śmierci ["zimny Lech"], ani też nie są polską specjalnością sikanie na groby i znicze, profanacja pomników, Kościołów i czczonych od stuleci nawet przez największych zbójów wizerunków Madonny z Dzieciątkiem. Dzicz zachodnia nie różni się już niczym od wschodniej!
Z czego TO wynika, Panie Aleksandrze? Przecież oni nie byli nigdy pod bolszewicką okupacją - i nikt ich tego nie uczył naganem? Proszę mi to wytłumaczyć, bo ciężko z tym żyć i trochę się gubię...
Pozdrawiam serdecznie
czyli w UK też są ,,młodzi wykształceni z wielkich miast", hehe...
Usuńale nie mają Zbigniewa Niemca ani Dukaczewskiego, więc brak im polotu w prowokacjach
Pani Urszulo,
UsuńTak sie sklada ze od jakiegos czasu zyje na wyspach, wiec cos tam podpatrzylam i dodam swoje trzy grosze do dyskusji. Z czego to wynika? Po pierwsze z tego, ze tam gdzie nie ma Boga, tam pojawia sie putska nie do zniesienie ktora trzeba czyms wypelnic. Ta pustke wypelnia sie roznorakim smieciem, nie majacego nic wspolnego z duchowoscia - a bardzo duzo z nienawiscia do wszystkiego co lepsze. Lepsze - i stanowiace zagrozenie. Takie moje zdanie patrzac na Brytyjczykow - bez duchowosci i kregoslupa moralnego kazda jednostka, spolecznosc i narod musi upasc.Wiec nie powinny nas dziwic ekscesy nad trumna pani Thatcher.
Dodatkowy punkt - w sprawie bolszewizmu: a co z marksizmem przenikajacym cala edukacje i polityke Wielkiej Brytanii? Przeciez ten ich feminizm, cala sluzba socjalna, ideologia gender i td itp to marksizm w czystej postaci. Niemal wszystkie ksiazki sluzace do ksztalcenia 'profesjonalistow' sluzb socjalnych opieraja sie tutaj na marksizmie. A co z tego wynika nie trzeba tlumaczyc.
Pozdrawiam serdecznie - A.
Wiemy, ze są "oni" i my, nawet wiemy czemu tak jest, bo w końcu nawet karaluch się rozmnaża i dba o potomstwo.
OdpowiedzUsuńCzego NIE wiemy, to: co mamy robić? Jak działać, żeby zdezynfekować ten nasz biedny i zawszawiony kraj? Jak go odzyskać? Na armię i "marszałka" nie ma co liczyć, zresztą wygubili ich liderów w "katastrofach".
Czy dokonamy tego nadstawiając wciąż policzki?
Z czego TO wynika, Panie Aleksandrze? Przecież oni nie byli nigdy pod bolszewicką okupacją - i nikt ich tego nie uczył naganem? Proszę mi to wytłumaczyć, bo ciężko z tym żyć i trochę się gubię...
OdpowiedzUsuńZ pewnością szanowny Gospodarz udzieli Pani odpowiedzi, a póki co ja odważę się podrzucić swoje "trzy grosze" na ten temat. Otóż uważam, że źródło sowieckiej zarazy ma swój początek po tej stronie Europy. Jest ono "dzieckiem" luterańskiej rewolty i rewolucji francuskiej. Potem wypracowano w jakich tajnych klubach pomysł na stopniowy demontaż porządku świata i oddelegowano pewną przeszkoloną najpierw ekipę w zaplombowanym pociągu do Sankt Petersburga. Niestety, w tych knowaniach inżynieryjnych aktywny udział brali panowie zza Kanału La Manche (oczywiście wraz z innymi sojusznikami tworząc wyselekcjonowane ekipy "tych niewielu, którzy zawsze wiedzą lepiej" i którzy dali się włączyć w "dzieło" węża, czyli destrukcji Stworzenia. Wzięli sobie po prostu do serca hasło "Będziecie bogami". A, ponieważ, jak napisał Tolkien "but they were all deceived", to już teraz wiedzą, że przegrali i stąd ta ich złośliwa rozpacz. Okupacja sowiecka jest więc jedynie emanacją działania wroga Boga i człowieka.
Wszystko pięknie, ale przyjmując takie wyjaśnienie, nadal nie rozumiem DLACZEGO oni chcą zniszczyć świat, co z tego mają???
UsuńNawet jeżeli przyjmiemy, że motorem pierwotnych (odrażających) wydarzeń było szatańskie poduszczenie, to ci teraz - jak u Bułhakowa - nawet w diabła nie wierzą? Kto IM każe działać wbrew ludzkiej naturze i doprowadzać do zagłady człowieka? Mam na myśli "przywódców", którzy rzeczywiście mają tyle władzy nad ludźmi, żeby móc im rozkazywać lub "dyskretnie" nimi sterować. Nie zaś tę bezmyślną, półzwierzęcą dzicz - produkt wychowania "bezstresowego", popkulturowego i ahistorycznego, kierującą się wyuczonymi odruchami warunkowymi, podatną na każdą stadną manipulację!
Pozdrawiam
PS. Proszę jakoś się podpisać - Pan Ścios wciąż prosi, aby nie zamieszczać anonimowych komentarzy
Te, Anonimie "trzy groszowy" jakieś nazwisko masz?
UsuńP.S. Tak, tak. Typowe. Prędzej są w stanie uwierzyc w masony niż w sowieckie demony.
Panie Aleksandrze.
OdpowiedzUsuńPo notkach z serii „antykomunizm – broń utracona” to już chyba nikt, kto przeczytał nie ma złudzeń, co do tego czy ten komunizm upadł czy nie?
Ale co pokazują wrogie media osiadłe na terytorium Polski?
Nie dalej jak wczoraj. Rożenek (z Palikociarni) mówi: „trzeba, czym prędzej odsunąć POPIS od władzy. Jakby, co najmniej PIS miał coś do powiedzenia w tym rządzie, ale informacja w polskei „baranie łby” idzie taka, że PIS rządzi do spóły z PO. Czyli na równi stawia PO i PIS, jako partie antykomunistyczne, demokratyczne.
Pajac użyczający nazwiska swej partii mówi: PIS jest niebezpieczny, ale PO to mniejsze zło jednak.
Kolejny to Miller, który zaprasza do rozmów Wałęsę, czyli po naszemu - swój swojego (według ogólnej dezinformacji to wróg komuchów), ale widocznie i zabyćki z SLD maja już tak zakołowane we łbach, że naprawdę wierzą, że Wałęsa jest ich wrogiem, bo obalił ich system. Na skute tego wszystkiego nie wytrzymał facet o wyglądzie JABA („Gwiezdne Wojny”) i wziął się zwinął z SLD na znak protestu.
A co rzecze Oleksy? Prawie płakał – no widziałam łzy w oczach (szkliły się, perliły), o to, że Wałęsa obalił pierwszy rząd wybrany demokratycznie i, że jego (Oleksego) posądzono go w tym czasie o szpiegostwo. Taka potwarz i kłamstwo i krzywda na człowieka spadła.
A PSL? Ich jakby nie było.
Taki jest magiel! A to wszystko w ciągu niecałej minuty biernej obserwacji wiadomości wychwyciłam.
Zatem jak Polacy, którzy nie bywają u Pana mają mieć „wyprostowany kręgosłup”? Co jest w stanie sprawić, żeby zaczęli chociażby coś podejrzewać? Puste michy? Wątpię! Milion dzieci w Polsce głoduje. Zaniżone w milionach bezrobocie. Firmy upadają. Drożeje żarcie w pierony. I nic!
To tylko potwierdza fakt, że: „grupa o większej energii, panuje nad grupą o słabszej energii”.
MY mamy mniej mocy. I nie jest nas w stanie doładować to, że rządzą nami przygłupy, zdrajcy i szpiedzy obcych państw. To co jest w stanie NAS zdopingować? CDN
=======================================================
OdpowiedzUsuńPanie Aleksandrze pofilozofujmy, co?
To ja znowu z Unwin’em i jego badaniami, które ukierunkowane były wprawdzie na popęd seksualny człowieka, ale zaraz spróbuje napisac o co mi chodzi?
Badania dotyczyły uciemiężenia pod względem seksualnym kobiet i dzieci – ale chodzi o sam fakt ucisku tej grupy. Otóż Unwin wywnioskował z wyników swoich badań, że „z ludzkich dziejów widać, że ucisk kobiet i dzieci jest na dłuższa metę nie do zniesienia i dlatego zawsze jest przejściowy”. I kiedy ten ucisk się kończy to dopiero potem otwierają się nowe możliwości rozwoju kulturowego: „który znacznie przewyższy nasze współczesne wyobrażenia (s. 432) „Sex and culture” Oxford 1934.
Co myśli Pan właśnie o tym, że to kobiety ruszą do boju? Kiedy zobaczą, że większość mężczyzn nie jest zdolna już do wyruszenia na front (szkoda porzucić lśniącej bryki w garażu, roboty w korporacji i zapierniczania na spłacenie odsetek od kredytów, gapienia się w plazmę, w której jak nie liga hiszpańska, to angielska. Jak nie angielska to włoska. Komputer, internet, quady) no jednym słowem żal jest opuszczać takiego „Piotrusia pańskiego” uroku życia. Kobiety nie mają nic do stracenia, tym bardziej, że sprawa pójdzie o ratowanie potomstwa. To jest natura kobiety, jej tożsamość i tego nie da się o tak zwalczyć byle dezinformacją. Kobietę nie jest wcale tak łatwo wynaturzyć jak się to może wydawać z pozoru.
Świat zaczyna się bać Korei Płn. I co z tą wojną? Miała być 4 dni temu, potem przedwczoraj – taka dygresja. Ale czy nie bardziej świat powinien zacząć się obawiać Chin. A nie, nie, nie armii CHRL. Zupełnie nie. Ale chińskich kobiet i dziewcząt! Co Pan o tym myśli?
Na youtube odszukałam film: „Stop Forced Abortion -- China's One Child Policy -- Women's Rights Without Frontiers”. Czas trwania filmu to 4:28 sek. Obejrzałam około 2 minut. Widziałam zdjęcie matka po „porodzie” leżącą na szpitalnym łóżku, a obok matki widać lezącą, zwiniętą w kłębuszek, nagą, zakrwawioną – jeszcze z pępowiną- maluteńką dziewczynkę - wcześniak. Nie! Nie jest owinięta w becik. Przyniesiono ją w żółtej, jednorazowej reklamówce i takie zawiniątko położono obok matki - młoda dziewczyna – góra – 20 lat!
Czasem sobie myślę, że przyjdzie taki dzień, w którym chińskie dziewczyny, kobiety, matki, (ale i w Indiach, przyłączą się do tego marszu) nie wytrzymają. Natura kobiety, stworzona do dawania życia, (ochrony życia, pielęgnowania życia, nie) i udźwignie tego ludobójstwa. Powiedzą dość! Chwycą się wszystkie za dłonie i rusza tyralierą z Dalekiego Wschodu na Zachód. To może być nawet taka 100 milionowa armia! Przejdą tak przez Syberie, cała Azje. Krok w krok wystukując rytm GENDERCIDE i wykrzykując swój ból, dramat, żal, rozpacz, i nienawiść do tego świata. Będą groźniejsze niż najgroźniejsza armia świata. Nie taka jak Husaria polska – bo ona była swego czasu przede wszystkim najpiękniejszą i dopiero potem najgroźniejszą armia świata. Ale „Ona” – armia złożona z chińskich i indyjskich kobiet (a może wszystkich tych kobiet, żyjących na świecie, których skrzywdzono w ten sam sposób) nie będą miały w sobie piękna i to własnie będzie czyniło ją jeszcze groźniejszą armią.
To będzie groźniejsze od zderzenia się z najpotężniejszą armię w historii - armią Czyngis-Chana. Ale co lub kto stanie się obiektem ich zemsty, wyładowania wszelkiej nienawiści, nie chcę wiedzieć.
I już kończąc. Bo właściwie do tego zmierzałam od początku. Co myśli Pan o polskich kobietach? :-) Stać nas na taki wyczyn - bunt?
Dziękuję. Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na odpowiedź.
Halka
Halko!
UsuńA co zrobisz wtedy ze mną, która nie chce się bić, ani na nikogo "ruszać", bo się do tego nie nadaje?
I tak samo oceniałabym armię Azjatek, jak wojska Azjatów, czyt. bolszewii, bo pewnie - "walcząc o swoje" - nie zostawiłyby te azjatyckie Amazonki kamienia na kamieniu, a już na pewno mnie przy życiu - nie sądzę, aby obowiązywała wtedy damska solidarność...
I przeciw komu miałyby się wg Ciebie te kobiety buntować? Przeciw komunizmowi, czy przeciw mężczyznom? A może przeciw innym kobietom? Czy nie zauważyłaś, że komunistki zarówno w Chinach jak i w Sowietach były/i są - równie "ideowe" i równie okrutne jak mężczyźni? I że to one wychowywały i wychowują nowych homines sovietici?
Pozdrawiam
Urszulo! Wydawało mi się to oczywiste, że twoje stanowisko mieściłoby się w sztabie dowództwa, vis a vis moich drzwi. Miałabyś tam do dyspozycji duży, dębowy stół, na nim laptop (z dostępem do neta) i wszystko, co niezbędne do przeglądania codziennej prasy wrogich i nie wrogich, naszych i nie naszych mediów. Robiłabyś dokładnie to, co tutaj. Kwerendy, new’sy, wszystkie te informacje, które mogą być przydatne… No i oczywiście OBOWIĄZKOWO 3 x w tygodniu po 3 godziny strzelnica!
UsuńUrszulo co do Azjatek. Dlatego tak mnie zatrważają. Bo jesli ruszą to oberwie sie każdemu. Nie liczyłabym na solidarnosć jajników. To nie są ani feministki, ani nawet feminazistki. To będą femidiablice (rozwścieczone, rozgoryczone, wypuszczone z piekła diablice). Nikt i nic przed nimi nie ujdzie. Żadnej wspołpracy, żadnych interesów, żadnego pragmatyzmu, żadnego sensu, żadnej litości.
P.S.
Pan Jaszczur zmarnowałby się nam całkiem na posadce subkomendanta Berezy. Roztyłby się tylko Pan nam tam, tak rozpasał, zgnuśniał i nic więcej. Dlatego Pana widziałabym w kontrwywiadzie i to w roli…, który będzie dostarczał „cos niecoś” na ogromny stół dębowy Urszuli.
Pozdrawiam
Halka
DO URSZULA DOMYŚLNA z 10 kwietnia 2013 09:54
OdpowiedzUsuńUrszulo ONI nie tyle świat chcą zniszczyć, co człowieka, (dlatego, że jest dowodem na istnienie Boga, bo jest Jego dziełem, stworzonym na obraz i podobieństwo Boga samego). Cały czas od RAJU po dziś dzień, trwa walka demona z Bogiem. A to, że ONI nie wierzą w demona, nie oznacza, że demon nie istnieje lub, że nie czynią po myśli demona. Wielokrotnie tu Pan Aleksander pisał, z czym nie sposób się nie zgodzić, że demon z niczego się tak nie cieszy jak z tego, że ludzie zaczynają negować jego istnienie (a że to gusła, czary, średniowieczne mary). Urszulo zależność jest prosta. Jeśli człowiek nie ma relacji z Bogiem, nie pełni Jego woli, to czyja wolę wówczas pełni? Swoją? Owszem, ale do „czyjej bramki gra”? Samym rozumem człowiek nie jest w stanie być dobrym. Ot naród niemiecki pokazał się ze swoim rozumem w historii Europy. Tylu klasyków, tylu filozofów, tylu noblistów, tylu naukowców i pisarzy i co? Do czego byli zdolni wedle rozumu, kiedy Boga się wyrzekli. „Gott mit uns” na mundurach, guzikach, naszywkach? Nic nie znaczył.
I jeszcze cos ciekawego…, Bo widzisz Urszulo tak jak Ciebie dręczyło mnie:, „DLACZEGO oni chcą zniszczyć świat, co z tego mają???”. I wyszukałam sobie u tego antropologa J. D. Unwina, w jego badaniach. I to mnie właściwie nie tyle uspokoiło, co pozwoliło zrozumieć, dlaczego dzieje się tak a nie inaczej.
Popatrz:
Unwin dzieli społeczeństwo na trzy kategorie, według tego, jaki stosunek ma dane społeczeństwo do niewidzialnych sił działających we wszechświecie:
1. Kultury deistyczne (deus – Bóg), kultury te oddaje cześć Bogu przez kapłanów w świątyniach.
2. Kultury manistyczne (manes – przodkowie), kultury nieoddające czci Bogu, ale istnieje w nich kult przodków.
3. Kultury zwierzęce (zoon – zwierzę), kultury nieoddające czci Bogu i bez kultu przodków, ale z magicznym kultem przyrody i zwierząt.
I teraz.
1. W społeczeństwie deistycznym wymaga się czystości przedmałżeńskiej i monogamii a wiec generalnie ukrócona jest rozwiązłość seksualna.
2. W społeczeństwie manistycznym – ogranicza się popęd seksualny.
3. W społeczeństwie zoistycznym – całkowita wolność seksualna.
I tu jest odpowiedź na to, co Ciebie tak nurtuje. Może sobie i być przywódca, polityk grzeczny, kulturalny, wykształcony, ale jeśli ma rozbabrane życie seksualne, nieuporządkowany stan w rodzinie to, czego można od takiego wymagać? Że taki będzie dbał o chrześcijańskie wartości w naszej Ojczyźnie? Albo, że będzie wierny mnie (swemu wyborcy, którego nie zna) podczas gdy zdolny był zdradzić żonę, która rzekomo kochał. Jak to możliwe? Musiałby sam siebie napiętnować i zerwać z popapraniem w swoim życiu. Musiałby zacząć od siebie. A to proszę Urszuli kosztuje!
E tam, nie przesadzaj. Przypomnij sobie panów, którzy zrobili co nieco dla świata (in plus rzecz jasna, in plus!) Nie zawsze byli wzorem cnót wszelakich :))
UsuńA już tych cnót, o których piszesz - z reguły nie! Nie sięgając daleko: Piłsudski, hmm??
A przecież bez niego nie byłoby II RP!
;-) Pozdrawiam
Nie stawiam wyników badań Unwina jako absolutu. Ale we wielu sprawach ma rację. Po prostu szukam, próbuję rozumieć pewne postawy ludzkie i tyle. I zawsze wychodzi mi na końcu. Bóg jednak nie działa ludzką sprawiedliwością bo by musiał nas wszystkich jak "tu" jesteśmy, tak co do nogi…
UsuńPozdrawiam
Halka