Rosyjska opozycja nie ma swojej reprezentacji w Dumie, nie jest zapraszana do rządowych mediów i nie korzysta z dostępu do telewizji. Przedstawicieli rosyjskiej opozycji nie chroni immunitet, nie otrzymują partyjnych dotacji ani poselskich diet. Większość z tych ludzi nigdy nie rozmawiała z kremlowskimi satrapami i nie ma serdecznych kolegów w szeregach „Jednej Rosji”.
Przeciwnicy władzy Putina są represjonowani i inwigilowani, zamykani w więzieniach, bici i mordowani. Z opozycją parlamentarną rozprawiono się dawno, zabijając do 2003 roku pięciu deputowanych i organizując zamachy na trzech następnych. Ludzi uznanych za niebezpiecznych, jak Chodorkowskiego, Lebiediewa, Osipową czy Arakczejewa - osadzono na wiele lat w łagrach.
Przestrogą dla pozostałych stały się zabójstwa opozycyjnych dziennikarzy i publicystów. Co roku ginie ich w Rosji około 20, a do 2005 zamordowano 214 dziennikarzy. Co najmniej 18 zabójstw uznaje się za niewyjaśnione. W 2009 strzałem w tył głowy dokonano egzekucji na Stanisławie Markiełowie i Anastazji Barburowej, w tym samy roku zamordowano Natalię Estemirową i ciężko pobito Michaiła Bekietowa. Rok później, gdy władze III RP głosiły ideę „pojednania” z Rosją, w państwie Putina zamordowano ośmiu opozycyjnych dziennikarzy. Niektórym, jak Olegowi Kaszynowi darowano życie - tylko po to - by byli przestrogą dla innych. „Złamano mu szczękę, by nie mówił, połamano palce, by nie pisał. Złamano nogi, by nigdy już nie chodził. Zostawiono go żywego, by zastraszyć innych” – powiedział o Kaszynie redaktor naczelny Echa Moskwy Aleksandr Wieniediktow.
Działania przeciwników władzy otwarcie nazywa się „antypaństwowymi” i „antyrosyjskimi”, zaś stosunek do opozycji najpełniej wyrażają słowa Putina z 2010 roku: „Opozycję należy bić pałką po łbie, a swoje poglądy może wyrażać za rogiem publicznej toalety”.
Jak zatem wyjaśnić wręcz niezwykłą skuteczność rosyjskiej opozycji, czym uzasadnić jej wpływ na Rosjan i zdolność do zadziwiającej mobilizacji? Jak wytłumaczyć odwagę ludzi wychodzących naprzeciw kremlowskim bandytom i gdzie szukać źródeł świadomości rosyjskiego społeczeństwa, poddawanego przez dziesięciolecia bezwzględnej propagandzie i demagogii?
Tej garstce ludzi, żyjących pod groźbą represji, a nawet utraty życia, udaje się porywać setki tysięcy rodaków i organizować manifestacje, o jakich polska opozycja nie mogłaby nawet pomyśleć. Sprzeciw wobec fałszerstwom wyborczym zdołał zebrać na jednym moskiewskim placu ludzi tak różnych, jak Ryżkow i Nawalny, Niemcow i Jaszyn oraz postawić w jednym szeregu „lewicowców” od Udalcowa i „nacjonalistów” Aleksandra Biełowa.
Co sprawiło, że podzielona i infiltrowana przez FSB opozycja jest zdolna zgromadzić tysiące Rosjan i nakłonić ich do protestów tak głośnych, że dotarły do świadomości bezwzględnego bandyty z KGB? Czym przekonano mieszkańców Moskwy i innych miast, że uwierzyli w siłę „ulicznego kryterium”?
Jeśli manifestacje organizowane przez rosyjską opozycję stają się dziś realnym zagrożeniem dla reżimu Putina, a „biała rewolucja” nabiera rozpędu – trzeba zadać takie pytania i na ich przykładzie poszukiwać czytelnych wzorców.
Jest pewne, że siła tej opozycji nie tkwi w działaniach politycznych podejmowanych na forum reżimowego parlamentu i nie wynika z respektowania pseudodemokratycznych zasad „państwa prawa”. Nie jest wynikiem „politycznych kompromisów” i tchórzliwej strategii przetrwania. Nikt nie zdołał namówić Rosjan do wyjścia na 20 stopniowy mróz poprzez jałowe pogadanki i „polemiki” w rządowych mediach. Nie zainspirowały ich działania kolejnych „komisji śledczych”, prokuratur i organów totalitarnego państwa. Nie dali się porwać bełkotem o „konstruktywnej opozycji” ani zwieść „budowaniem płaszczyzn porozumienia”.
Rosjanie wyszli na ulicę, bo powiedziano im wprost, że żyją w państwie zniewolonym, rządzonym przez klikę bandytów i złodziei - państwie, w którym fałszuje się wybory, wprowadza cenzurę i morduje ludzi niewygodnych dla władzy. Wyszli, bo nie mamiono ich wizją nieistniejących „mechanizmów demokracji” i nie obiecywano przyszłych zwycięstw wyborczych. Nie zamazywano przed nimi granicy zła i nie ukrywano głębokich podziałów.
Wyszli, bo głosem opozycji stały się proste, odważne słowa: dość kłamstw! Precz z Putinem!
Tekst opublikowany w Warszawskiej Gazecie.
To co Pan pisze o prześladowaniach opozycji w Rosji jest oczywiście prawdą, ale identycznego języka, jak Kreml, używała władza 4RP, zwłaszcza w roku 2006. Czyż zarzuty o "działalność antypaństwową" nie przypominają konferencji prasowych ówczesnego Premiera RP Jarosława Kaczyńskiego? Panu pewnie nie przypominają, lecz mnie bardzo. Obok "działalności antypaństwowej" drugim ulubionym sformułowaniem było "postawy antypolskie". W Rosji mówią oczywiście "postawy antyrosyjskie". Też to przerabialiśmy koło 2006 roku. Wówczas owe "postawy antypolskie" polegały na udzielaniu wywiadów w zachodniej prasie, w których krytykowało się rząd i prezydenta. Nazajutrz działacze PiS oraz Nasz Dziennik grzmiał o "postawach antypolskich". Kolejnym hasłem-wytrychem jest "działalność na zlecenie zagranicznych mocodawców". W Rosji w ten sposób określa się całą demokratyczną opozycję, w Polsce doby PiS nazywano tak głównie Fundację Batorego, Otwartą Rzeczpospolitą itp. Argumenty były bliźniaczo podobne do tych, jakie dziś wysuwają kremlowscy siłownicy. Nie należy też zapominać, że tego typu argumentacja jest nadal stosowana w Polsce, głównie przez Gazetę Polską, Nasz Dziennik, Frondę i służy do opisywania opozycji na Węgrzech. Też znajomo i bardzo moskiewsko brzmią te epitety pod adresem tych Węgrów, którym się obecna władza niepodoba. "Zdrajcy", "niemieccy kolaboranci", "wywrotowa działalność inspirowana zza granicy", "działalność antypaństwowa", "prezentowanie postaw antywęgierskich". Jeśli Pan Szanowny jest zainteresowany, służę wieloma cytatami z Naszego Dziennika i Gazety Polskiej, które to opozycję na Węgrzech nazywają wcale nie inaczej, niż Putin swoich przeciwników w Rosji. I na Węgrzech też się zamyka niepokorną rozgłośnię radiową, której OCZYWIŚCIE zarzucano "działalność antypaństwową", "reprezentowanie obcych interesów", "postawy antywęgierskie". Czy nie przypomina to przypadkiem strumienia pomyj pod adresem Gazety Wyborczej, Tygodnika Powszechnenego i TVN? Nie tylko przypomina, jest to wręcz TA SAMA argumentacja! Czy na prawdę muszę tutaj zacytować Janka Pospieszalskiego, Jerzego Roberta Nowaka, Tomasza Terlikowskiego, Konrada Sutarskiego i paru innych? Czym ich epitety i nienawiść do opozycji odróżnia ich od kremlowskich apodykciaków?
OdpowiedzUsuńTym się rózni - że jak Mały mówi - to mówi, a jak Rudy mówi ...to na podkreślenie tego jeszcze morduje. Mam dac przykłady?... Nie przypominam sobie żeby za czasów PiSu niewygondni ludzie dla Rządu znikali w niewyjaśnionych okolicznościach. Przyjdzie czas, że Polacy wyjdą na ulice a Biblie zostawią w domu. Wyjdą na przeciw Policji - bo tylko ta zostanie rządzacym. Młodzi inteligentni z wielkich miast nie ruszą tyłków żeby bronić Rudego - nie mają ..... .
OdpowiedzUsuń@anonimowy:"To co Pan pisze o prześladowaniach opozycji w Rosji jest oczywiście prawdą, ale identycznego języka, jak Kreml, używała władza 4RP, zwłaszcza w roku 2006."
OdpowiedzUsuńProblem nie jest w języku. Każdemu (w tym władzy) wolno używać w stosunku do "drugiej" strony argumentów z dowolnej półki. We wpisie chodzi o metody działania, a nie sposób narracji władz. Nie byłoby problemu gdyby władze Rosji grzmiały w mediach o "sprzedawczykach" i pozwalały im odpłacać podobną (słowną) monetą. Zrównanie władz rosyjskich z władzą PiS na jakiejkolwiek płaszczyźnie, to propaganda dla idiotów. Myślisz, że jest skuteczna?
Fakt,ze odwiedził Twój blog Aleksandrze funkcjonariusz Poprawności i zamieścił komentarz/taki miał rozkaz/świadczy ,ze zabolało i jest groźne.To mnie cieszy,bo znaczy ,ze jest słuszne to co piszesz.Możemy nie zgadzać się czasami w szczegółach i koncepcjach,ale przykłady podawane przez funkcjonariusza Poprawności,akurat w tym przypadku maja się jak "nie przypiął,nie przyłatał". Ktoś ,kto nie jest w stanie zrozumieć istoty opozycji,kto wyszkolony został przez specjalistów zza Buga,nie jest godny nawet polemiki ,wiec go normalnie olewam.Polecam szkło kontaktowe lub red.Stokrotkę.Tam uzyska poklask i zrozumienie.
OdpowiedzUsuńWracając jednak do meritum sprawy-karuzela zaczyna kręcić się coraz szybciej,przekroczenie tzw masy krytycznej potrzebne do zapoczątkowania reakcji społeczeństwa, coraz bliższe.Obyśmy tylko potrafili kontrolować kierunek,bo wariantów niekorzystnych widać już kilka,i wszystkie są "sponsorowane"-niestety.Powinieneś na temat tego sponsorstwa poświecić trochę miejsca.Jak nadciągnie żywioł ,będzie za późno i skończy się kolejnym okrągłym stołem na krzywych nogach.
Panie Aleksandrze, jak zwykle trafia Pan dość celnie w istotę problemu. Obserwując to, co można nazwać życiem społecznym a tym bardziej politycznym w naszym kraju, daje się aż nazbyt wyraźnie zauważyć brak właściwego przywództwa potrafiącego objąć i ukierunkować tak spory potencjał sprzeciwu wobec obecnych ośrodków władzy. Ten fakt nie wynika z rzeczywistego braku potencjału intelektualnego mogącego stworzyć alternatywę dla panującego układu, lecz z "miałkości" ideologicznej osób podejmujących takie próby i aż nazbyt widocznego braku determinacji. Inną kwestią jest stopniowe, lecz postępujące, zatracanie przez nasze społeczeństwo zmysłu a właściwie już nawet instynktu obronnego. Na tym polu czeka nas praca od podstaw.
OdpowiedzUsuńhttp://bankowaokupacja.blogspot.com/2012/02/rosja-i-globalna-agenda-usa.html
OdpowiedzUsuń