Obraz Polski wyłaniający się z opublikowanych przez Wikileaks not dyplomatycznych nie pozostawia złudzeń - nasz kraj jest traktowany w polityce światowej jako przedmiot rozgrywek wielkich mocarstw. To od ich wzajemnych relacji i globalnych interesów zależały decyzje podejmowane w sprawie Polski. Nie jest to wizja zaskakująca, a wszystkie informacje na temat Polski potwierdzają jedynie tezę, że słaba, kapitulancka dyplomacja grupy rządzącej czyni z niej wprost idealnego „partnera” w grze światowych potęg.
Tę prawidłowość szczególnie łatwo dostrzec na przykładzie kwestii związanych z instalacją tarczy antyrakietowej. Sekwencja zdarzeń wynikająca z kolejnych dokumentów dyplomatycznych jednoznacznie wskazuje, że powodem rezygnacji z tarczy był sprzeciw Moskwy, połączony z propozycją włączenia Rosji do systemu antyrakietowego oraz koncepcja nowej administracji Białego Domu, prowadząca do „resetu” w stosunkach rosyjsko-amerykańskich, za cenę kolejnych ustępstw wobec Kremla. W tym obrazie, rola rządu Donalda Tuska została zredukowana do pozycji biernego odbiorcy.
Pierwsza z depesz, z 29 kwietnia 2009 r. pochodzi z amerykańskiej placówki dyplomatycznej w Moskwie i dotyczy negocjacji w sprawie traktatu rozbrojeniowego START. Wynika z niej, iż Rosjanie stali na stanowisku, że nie włączą się w projekt europejskiej tarczy antyrakietowej, jeśli jej elementy zostaną rozmieszczone w Polsce i Republice Czeskiej. Cytuje się w niej wypowiedź ministra Ławrowa: „Rosja jest zainteresowana wspólną budową tarczy antyrakietowej z USA, ale amerykańskie propozycje rozmieszczenia elementów tego systemu w Polsce i Czechach zakłócają równowagę między Moskwą a Waszyngtonem.” Przytacza się również słowa wiceministra spraw zagranicznych Siergieja Riabkowa, który miał powiedzieć, że radar w Czechach i antyrakiety w Polsce, jeśli zostaną włączone w światową architekturę systemu antyrakietowego, mogą "znokautować Rosję". W odpowiedzi na to stanowisko amerykański senator Levin, uczestniczący w rozmowach, stwierdził, że Stany Zjednoczone mają zobowiązania wobec Polski i Czech, w związku z tym propozycja Rosjan musi zostać przemyślana tak, by pogodzić obietnice złożone obu tym państwom z projektem włączenia Rosji do systemu antyrakietowego. Nie było zatem ze strony USA żadnego sprzeciwu wobec dyktatu Rosji, a jedynie troska, by znaleźć rozwiązanie satysfakcjonujące obie strony.
Z kolejnej tajnej notatki z 30 lipca 2009 r. dowiemy się, że zwolennikiem włączenia Polski i Czech do amerykańskiego systemu antyrakietowego był Izrael. Autor depeszy napisał, że przedstawiciel izraelskiego Ministerstwa Obrony Amos Gilad opowiedział się za kontynuowaniem planów tarczy, gdyż „Rosja i tak będzie prowadzić własną politykę wobec Iranu”. Poza tym – stwierdził Gilad – „jest wątpliwe, by Rosjanie mogli pomóc Ameryce i Izraelowi w pozyskaniu informacji na temat syryjskiego programu nuklearnego”. To ważny sygnał, świadczący, iż targi o europejski system obronny włączono w koncepcję reorientacji polityki zagranicznej USA, polegającej na rezygnacji z dotychczasowych pozycji europejskich, na rzecz spraw Azji i Bliskiego Wschodu. Priorytetem Obamy stała się zatem poprawa kontaktów z Rosją, zwiększenie współpracy z Chinami, czy normalizacja stosunków z Iranem i Syrią.
Fakt, że w tych obszarach Obama nie może pochwalić się żadnymi sukcesami zawdzięcza tyleż błędom własnej polityki, co skutecznej, twardej grze dyplomacji rosyjskiej. Można bowiem uznać, że los tarczy rozstrzygnął się w zasadzie już 1 kwietnia 2009 roku, gdy doszło do spotkania Miedwiediewa z Obamą. Poprzedziła je informacja "Kommersanta" z lutego 2008 r, iż Rosja i Iran podpisały kontrakt na dostawę 5 baterii S-300, ale rosyjski rząd musi jeszcze ratyfikować umowę. Minister obrony Rosji Anatolij Serdiukow miał powiedzieć wówczas swojemu irańskiemu odpowiednikowi, że rosyjski rząd postanowił odłożyć dostawę S-300 do Iranu co najmniej do pierwszego bezpośredniego spotkania prezydentów Miedwiediewa i Obamy. Straszak zadziałał bezbłędnie, bo tuż przed spotkaniem na szczycie dziennik „New York Times" donosił o tajnym liście prezydenta USA do Miedwiediewa, w którym Obama deklarował, iż zrezygnuje z umieszczenia w Polsce i Czechach tarczy antyrakietowej, jeśli tylko Moskwa pomoże USA zapobiec uzbrojeniu się Iranu w rakiety dalekiego zasięgu. List miał być przekonywującą zachętą dla Rosji, aby przyłączyła się do wspólnego z USA frontu przeciw Iranowi.
Interesująca w publikacjach Wikileaks jest depesza Departamentu Stanu z 17 września 2009, zawierająca instrukcje o sposobie informowania innych rządów o rezygnacji z rozmieszczenia tarczy. Swoje intencje administracja Obamy formułuje w zależności od państwa, będącego adresatem informacji. Odrębne zestawy instrukcji przygotowano dla Rosji, Japonii i państw Zatoki Perskiej, z pouczeniem, że mogą być dostarczone do władz poszczególnych państw-odbiorców dopiero 25 minut przed wystąpieniem prezydenta Obamy zaplanowanego na ten dzień. Polska i Czechy miały dostać specjalne propozycje i punkty do dyskusji.
Powodem rezygnacji z budowy polsko-czeskiego systemu są - według tego dokumentu - nowe informacje płynące z Iranu, iż poczynił on postępy w budowie rakiet krótkiego i średniego zasięgu, a mniejsze jeśli chodzi o pociski interkontynentalne. To nowe podejście usuwa potrzebę rozmieszczenia antyrakiet w Polsce i prezentuje koncepcję, która „nie wymaga pojedynczego, stałego radaru, którego lokalizację zaplanowano pierwotnie w Republice Czeskiej”. Dla Rosji, Obama ma same uspakajające wiadomości: „Nie planujemy rozmieszczania pocisków przechwytujących bazowania naziemnego (GBI) w Polsce i nie umieścimy radaru (European Mid-Course radar) w Republice Czeskiej” . „Nowy plan antyrakietowy dla Europy jest lepiej dostosowany do bronienia przed rodzącym się zagrożeniem z Iranu. Zamierzamy rozmieścić pociski przechwytujące SM-3 takie, jakie rozmieszczamy także na Bliskim Wschodnie. Pociski SM-3 nie mają możliwości zagrożenia rosyjskim pociskom międzykontynentalnym (ICBM)” – głosi część przeznaczona dla Kremla.
Amerykańskie placówki w Warszawie i Pradze nie otrzymały tego dokumentu. Nigdzie też nie ujawniono otwarcie, że podłożem decyzji był sprzeciw Rosji i tchórzliwa zgoda administracji Obamy na pozostawienie postsowieckich państw Europy Wschodniej w orbicie wpływów Kremla.
W tym kontekście, szczególnie rażące i groźne były kłamstwa rozpowszechniane przez grupę rządzącą w Polsce, jakoby USA zrezygnowały z projektu tarczy z powodu obcięcia funduszy na ten cel przez amerykański Kongres. W ten sam obszar fałszu wpisywały się propagandowe głosy „polskich negocjatorów” o zabiegach czynionych w kierunku zapewnienia nam „gwarancji bezpieczeństwa”, zagrożonego rzekomo przez fakt zainstalowania wyrzutni na polskiej ziemi. Wydaje się, że rola polskiego rządu w sprawie tarczy została określona już po wizycie Donalda Tuska w Moskwie, w lutym 2008 roku. Od tego momentu nastąpiło wyraźne wyhamowanie negocjacji, mnożenie przeszkód (kwestia „gwarancji”) oraz poszukiwanie pretekstu do przedłużania rozmów. Tuż po przyjeździe polskiej delegacji z Moskwy „Gazeta Wyborcza” donosiła - „Tusk wstrzymuje tarczę” (22.02). Po zmianach w Białym Domu i wyborze Obamy, grupa rządząca stała się natychmiast wyrazistym rzecznikiem „resetu” w stosunkach rosyjsko-amerykańskich. Można sądzić, że rezygnacja z tarczy przyszła rządowi Tuska o tyle łatwo, że leżała w interesie Moskwy.
W ujawnionych przez Wikileaks dokumentach nie najmniejszej wzmianki o „twardym stanowisku” Polski w sprawie tarczy. Nasz kraj występuje wyłącznie jako obiekt zależny od globalnych decyzji. Te zaś wydają się być podejmowane w świetle generalnej zasady wyrażonej w jednej z depesz przez francuskiego ambasadora w USA. Jean-David Levitte trafnie stwierdził, że „dla Rosji dobrzy sąsiedzi to ulegli sąsiedzi" i dodał, że ”może minąć pokolenie, zanim Rosja będzie w stanie zaakceptować utratę wpływów od Polski przez kraje bałtyckie do Ukrainy i Gruzji”.
Z kolejnej partii depesz Departamentu Stanu USA ujawnionych przez portal Wikileaks i śledztwa, którego wyniki opublikował „Wall Street Journal” wyłania się prawdziwa postawa Rosji wobec naszego państwa - jakże inna, niż wynika to z propagandy szerzonej przez grupę rządzącą. Mimo „resetu” Obamy Kreml nawet na chwilę nie zmienił swojego podejścia do Zachodu, a w szczególności do Europy Środkowej i krajów bałtyckich. O ile Moskwa stosowała szantaż głowicami, by utrącić tarczę antyrakietową, to po osiągnięciu celu – nie zważając na rozmowy o układzie START – zastosowała tę samą taktykę, by zablokować projekt rozmieszczenia pocisków Patriot w północno-wschodniej Polsce. Okazało się zatem, że w maju br., w czasie zapewnień o „współczuciu” i „pojednaniu” Rosja przesunęła taktyczne głowice nuklearne bliżej Polski, do okręgu kaliningradzkiego. Z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa decyzja ta ma kluczowe znaczenie. Chodzi bowiem o broń taktyczną, czyli krótkiego zasięgu – bezpośrednio zagrażającą Polsce. W tym samym czasie polski minister Sikorski prowadził dyplomatyczną kampanię w sprawie otwarcia granicy obwodu kaliningradzkiego i wprowadzenia na tym obszarze ruchu bezwizowego.
Nie może natomiast zaskakiwać informacja zawarta w innej depeszy ambasady USA w Moskwie. Wynika z niej, że rosyjskie służby doskonale wiedziały o tym, iż polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych utworzyło nowe Biuro Bezpieczeństwa Europejskiego. Depesza przedstawia relację polskiego dyplomaty, któremu MSZ zaproponowało współpracę z tym biurem. Według dyplomaty, został on zaproszony do pracy, będąc na placówce w Moskwie. Rosyjskie MSZ dało mu do zrozumienia, że wie o nowym departamencie i o tym, że dyplomata ma zostać tam zatrudniony. Rosjanie użyli bowiem określenia "Biuro Zagrożeń ze Wschodu", znanego tylko polskim urzędnikom z MSZ. Jedynym sposobem, w jaki służby rosyjskie mogły uzyskać tę informację jest podsłuch telefoniczny rozmów polskiej ambasady.
Tylko w jednym obszarze i tylko jeden polityk polski występuje w dotychczas ujawnionych dokumentach jako liczący się podmiot polityczny i twórca samodzielnych decyzji.. Mowa oczywiście o Gruzji i polityce Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dyplomaci USA nie ukrywają zaskoczenia tym faktem, przyzwyczajeni zapewne do pasywnej postawy ludzi z grupy rządzącej. „Zaskakująco silne przywództwo podczas konfliktu w Gruzji objęła Polska” - głosi skierowana do Departamentu Stanu depesza ambasady USA w Warszawie, datowana na 10 sierpnia 2008 r, w której informuje się, iż „Prezydent Kaczyński koordynował regionalne demonstracje solidarności w Tbilisi – w tym zaplanowaną na 11 sierpnia wspólną podróż do Tbilisi z prezydentami państw bałtyckich i Ukrainy – i we wspólnym oświadczeniu z trzema partnerami bałtyckimi zdecydowanie potępił rosyjskie działania zbrojne z 9 sierpnia". Wspomina się również, iż „Strona internetowa prezydenta Kaczyńskiego przekazuje obecnie komunikaty gruzińskiego rządu, ponieważ strony gruzińskie są (prawdopodobnie) blokowane przez Rosjan. W sobotę 9 sierpnia prezydent Kaczyński i trzech jego bałtyckich odpowiedników wydało oświadczenie potępiające rosyjskie działania zbrojne „wymierzone przeciwko suwerenności i niepodległości państwa gruzińskiego” i wzywające UE i NATO do sprzeciwienia się rozszerzaniu „imperialistycznej i rewizjonistycznej” polityki w Europie Wschodniej. W zaistniałych warunkach oświadczenie kwestionuje stosowność strategicznego partnerstwa UE-Rosja i głosi, że rosyjskie działania w Gruzji powinny być brane pod uwagę przy negocjacjach nad nowym Porozumieniu o Partnerstwie i Współpracy pomiędzy UE a Rosją.”
W depeszy znajdziemy również wyraźnie nakreśloną rozbieżność opinii Prezydenta Kaczyńskiego i ministra Sikorskiego w kwestii instalacji tarczy rakietowej.
„Niektórzy polscy politycy, w tym prezydent Kaczyński, - napisano w dokumencie -argumentowali publicznie, że rosyjskie działania w Gruzji pokazały potrzebę zawarcia przez Polskę porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie Tarczy Antyrakietowej. Jednak główny negocjator rządu w tej sprawie, minister Sikorski, powiedział, że nie ma związku pomiędzy wydarzeniami w Gruzji a negocjacjami w sprawie tarczy.”
Na jakiej podstawie Sikorski wyraził taką opinie – nie wiadomo. Co ważne – był to pogląd sprzeczny nie tylko ze zdaniem Prezydenta, ale też z oceną ówczesnego szefa Sztabu Generalnego WP. Taki wniosek można wyprowadzić z depeszy ambasady USA w Warszawie z 13 sierpnia 2008 r., zawierającej relację ze spotkania attache wojskowego ambasady z gen. Franciszkiem Gągorem.
W podsumowaniu depeszy można przeczytać: „Gągor wezwał do wzmożenia amerykańsko-polskich wysiłków zmierzających do przekonania Niemiec, by poparły przyspieszenie MAP dla Ukrainy; gdyby Gruzja została przyjęta do MAP w kwietniu, rosyjski atak nigdy by się nie wydarzył. Konflikt w Gruzji znajduje przełożenie na polsko-amerykańskie negocjacje w sprawie Tarczy Antyrakietowej (BMD), potwierdzając przekonanie rządu polskiego o zagrożeniu ze strony Rosji i zapotrzebowaniu na rakiety Patriot w celu obrony Polski.”
Osobny rozdział depeszy poświęcono omówieniu wpływu sytuacji w Gruzji na polsko-amerykańskie rozmowy na temat tarczy. Z dokumentu wynika, że w opinii gen. Gągora : „rosyjskie działania w Gruzji udowodniły, że Polacy mieli rację w swojej ocenie zagrożenia rosyjskiego, natomiast USA I NATO myliły się. Sytuacja w Gruzji udowadnia, że Rosja jest nieprzewidywalna i że wykorzystanie siły militarnej pozostaje dla Moskwy jedną z opcji. Polscy politycy są obecnie jeszcze bardziej przekonani, że bezpieczeństwo polski musi zostać wzmocnione, a rozmieszczenie Patriotów w Polsce jest jeszcze ważniejsze.”
Obraz, jaki wyłania się z tych depesz wskazuje na rażący rozdźwięk między deklaracjami polskiego generała, intencjami Prezydenta Kaczyńskiego, a działaniami rządu Donalda Tuska. Warto przypomnieć, że dwa miesiące przed napaścią Rosji na Gruzję, w czerwcu 2008 roku grupa rządząca była gotowa doprowadzić do zerwania rozmów z Amerykanami w sprawie tarczy, bez wcześniejszego uzgodnienia sprawy z Prezydentem. Fiasku negocjacji zapobiegła wówczas wizyta szefowej Kancelarii Prezydenta Anny Fotygi w Waszyngtonie i jej rozmowy z czołowymi politykami USA. Jak wynika z odnotowanej wypowiedzi Sikorskiego, nawet konflikt gruziński nie był w stanie niczego nauczyć ministra spraw zagranicznych, który wbrew polskim interesom nie dostrzegał związku między napaścią na Gruzję, a gwarancjami bezpieczeństwa wynikającymi z obecności tarczy antyrakietowej.
Gdyby grupa rządząca wykorzystała ówczesną sytuację i oceniła ją w perspektywie naszych, narodowych interesów, można przypuszczać, że jeszcze w 2008 roku projekt tarczy zostałby zrealizowany. Skoro takich działań nie podjęto, bierność polskich polityków została bezwzględnie wykorzystana w rosyjsko-amerykańskiej grze, a relacje z naszym krajem zbudowano według zasady „dobrzy sąsiedzi to ulegli sąsiedzi”.
Artykuł opublikowany w nr. 49/2010 Gazety Polskiej
Witam!
OdpowiedzUsuńPanie Aleksandrze,
Mam pytanie, które w ostatnim czasie nasuwa mi się,a dotyczy ono katastrofy smoleńskiej. Mianowicie czy można dostrzec związek pomiędzy katastrofą CASY z 23 stycznia 2008 roku, a katastrofą TU-154 z 10 kwietnia 2010. Pomijam już wszelkie podobne oskarżenia o błędach pilotów, ewentualnym sterowaniu samolotu przez generalicję itd. Czy nie mogło to być czyszczenie "przedpola" przed katastrofą smoleńską? Pozbyto się w ten sposób najważniejszych osobów w lotnictwie wojskowym, które faktycznie zginęły, a pozostałe niewygodne zdymisjonowano. Zastępując podatnymi na wpływy, mniej kompetentnymi, czy nawet własnymi ludźmi z WSI.
Jakkolwiek nie patrzeć by na 10 kwietnia, nie można zapominać o bliźniaczej katastrofie z 23 stycznia. Fakt, że nie podjęto żadnych działań proceduralnych w zakresie bezpieczeństwa w zakresie transportu najważniejszych ludzi w Państwie uświadcza mnie w przekonaniu o skrajnej niekompetencji rządzących, lub o skoordynowanym celowym działaniu w obu przypadkach.
Dodać trzeba jeszcze, że w historii PRL mamy kilka przypadków, gdzie poprzez katastrofy lotnicze (nigdy nie wyjaśnione) pozbywano się niewygodnych ludzi ze sfer rządzących...