Klucz zastosowany przez Bronisława Komorowskiego w sprawie nominacji generalskich z okazji Święta Niepodległości wydaje się prosty. Wśród awansowanych znaleźli się ludzie zasłużeni w procesie reaktywacji środowiska Wojskowych Służb Informacyjnych, nieudolni lecz użyteczni szefowie służb specjalnych oraz oficerowie wobec których w przeszłości formułowano zarzuty natury korupcyjnej.
Wspólnym mianownikiem tych nominacji wydaje się również sprawa afery marszałkowej, bowiem awanse otrzymali niektórzy z jej głównych bohaterów.
Szef ABW Krzysztof Bondaryk był jednym z uczestników spotkania ówczesnego marszałka Sejmu Komorowskiego z Grzegorzem Reszką (p.o. Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego), Pawłem Grasiem (zastępcą przewodniczącego sejmowej komisji ds. Służb Specjalnych) oraz płk. Leszkiem Tobiaszem (negatywnie zweryfikowanym oficerem b. Wojskowych Służb Informacyjnych) w listopadzie 2007 roku , podczas którego poczyniono ustalenia w zakresie postępowania wobec Komisji Weryfikacyjnej WSI. Biorąc pod uwagę dalsze zdarzenia i działania w stosunku do członków Komisji i jej pracowników można stwierdzić, iż ówczesne ustalenia były realizowane przy udziale płk. Leszka Tobiasza, jako jedynego świadka w śledztwie w sprawie domniemanej korupcji w Komisji Weryfikacyjnej.
Sam Krzysztof Bondaryk rozpoczął pracę na stanowisku szefa ABW od rozliczenia swoich poprzedników i wywiadu dla „Gazety Wyborczej”. Twierdził tam m.in., jakoby poprzedni szef ABW otrzymywał od Zbigniewa Ziobro zlecenia „obserwacji pewnych osób”, oraz oskarżał Święczkowskiego, że "brał różne materiały operacyjne z klauzulą ściśle tajne, czasami na dwa tygodnie, czasami na krócej” i poinformował, że „już pierwsze odsłanianie tajemnic ABW pokazuje, że nie działo się tam najlepiej”. Już w kwietniu 2008 roku nowe kierownictwo ABW doniosło na „stare” w siedmiu zawiadomieniach o przestępstwie, a media krzyczały o „rażących nieprawidłowościach” , za które poprzednie szefostwo Agencji miało spędzić w więzieniu nawet 8 lat. Nie trzeba dodawać, że postępowanie nie przyniosło żadnych rezultatów i nikomu nie postawiono zarzutów w sprawie rzekomych nieprawidłowości. Na temat działalności Krzysztofa Bondaryka powstało szereg artykułów, w których autorzy stawiają szefowi ABW mniej lub bardziej poważne zarzuty: interwencji w sprawie brata oskarżonego o przemyt złota, pobierania wypłat od spółki PTC w czasie pełnienia obowiązków szefa służby , pracy w spółkach Solorza, wycieku informacji z Ery i nielegalnych podsłuchach, sprawy mieszkania służbowego. Każda z tych spraw stanowiłaby w państwie prawa dostateczny argument, by Krzysztof Bondaryk nie zajmował żadnego stanowiska w administracji państwowej, a już na pewno związanego z nadzorem nad największą służbą specjalną.
Kolejni awansowani przez Bronisława Komorowskiego oficerowie to pułkownik Janusz Nosek – Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego oraz pułkownik Radosław Kujawa – Szef Służby Wywiadu Wojskowego. Ten pierwszy został następcą p.o. szefa SKW płk. Grzegorza Reszki „wsławionego” czystkami dokonanymi w służbie utworzonej przez Antoniego Macierewicza oraz słynnym „tajnym raportem” którego rzekome ustalenia obszernie cytowały funkcyjne media, prowadząc kampanię oszczerstw wobec ludzi Komisji Weryfikacyjnej WSI. W kwietniu 2008 roku Antoni Macierewicz w wywiadzie dla tygodnika „Głos” tak oceniał dokonania nowego szefa SKW:
„Zamknięte zostało muzeum ukazujące zakres represji służb komunistycznych wobec polskich oficerów. Wspomniana już nowoczesna struktura SKW też jest likwidowana. To efekt działań nowego kierownictwa SKW, najpierw p. Reszke, potem p. Noska, delegowanych przez premiera Tuska. W SKW odbywa się czystka personalna, zdecydowana większość zespołów kierowniczych została usunięta. Prowadzi się kilkadziesiąt postępowań dyscyplinarnych, mających zastraszyć ludzi z SKW i przekształcić ich w posłusznych wykonawców nowego-starego kierownictwa. Służba Kontrwywiadu Wojskowego stanie się rodzajem policji politycznej zamiast służby chroniącej polska armię i państwowość. Dobrym przykładem tego jest fakt, że zmniejszono o połowę skład personalny wydziału powołanego do walki z zagrożeniami gospodarczymi wymierzonymi w armię. Zmniejszono też o połowę zarząd analiz, przekształcając go w coś w rodzaju wydziału wewnętrznej informacji prasowej. To są wszystko fakty świadczące o dążeniu do likwidacji SKW jako nowoczesnej służby będącej alternatywą dla starych układów postkomunistycznych w kontrwywiadzie wojskowym.”
Rola jaką wyznaczono płk Noskowi w SKW wynikała zapewne z doświadczeń nabytych w roku 2001, podczas rządów tzw. lewicy, gdy Zbigniew Siemiątkowski dokonujący czystek w ówczesnym kierownictwie UOP pozostawił na stanowisku zastępców szefa UOP ppłk. Grzegorza Reszkę – oraz dyrektora pionu operacyjnego ochrony ekonomicznych interesów państwa – mjr. Janusza Noska. Autorzy publikacji z tamtego okresu zwracali uwagę, że „podczas czystek najbardziej zasłużyli się, dyrektorzy Zarządu IIA – mjr Nosek oraz jego zastępca kpt. Paweł Białek. Obaj pozbawieni talentów i osiągnięć, przez ostatnie lata znajdowali się pod parasolem ochronnym swego patrona, który ściągnął ich do Warszawy z delegatury w Krakowie. Jako osoby o ambicjach znacznie przewyższających możliwości ich zaspokojenia, bardzo przeżywali brak sukcesów, a zwłaszcza sukcesy delegatur i to na polu, które formalnie im podlegało. Jednak z uwagi na znaczną autonomię szefów jednostek terenowych za czasów płk. Nowka, nie mogli tych sukcesów przypisać sobie. Jedyne co mogli to, korzystając z uprawnień, ograniczać skalę osiągnięć kolegów z delegatur, i z tej możliwości skwapliwie korzystali, rzucając im kłody pod nogi gdzie tylko się dało. Powstałe w ten sposób przez prawie trzy lata frustracje zrekompensowali sobie po zmianie kierownictwa Urzędu. Brak sukcesów nadrobili gorliwością w dyskredytowaniu kolegów – szefów delegatur. Swoją bezradność i brak kompetencji, przejawiające się nieobecnością w działaniach delegatur, „sprzedali” Siemiątkowskiemu jako niezdyscyplinowanie szefów delegatur. Ta dzielna postawa uratowała ich przed utratą stanowisk na jesieni 2001 roku. Jednak nie zapobiegła degradacji podczas tworzenia ABW. Mjr Nosek przestał być szefem pionu, został zdegradowany i odesłany do Krakowa.”
O czasu powołania płk Noska na Szefa SKW do służby powróciło wielu ludzi byłych WSI, jak np. płk Artur Bednarski - który w WSI odpowiadał za pion przemysłu zbrojeniowego, w szczególności za handel bronią. Komisja Weryfikacyjna WSI wystawiła Bednarskiemu negatywną ocenę, jednak obecny szef SKW uznał go za przydatnego do służby.
Pułkownik Radosław Kujawa był natomiast negatywnym bohaterem publikacji z maja 2009 roku, w których Szefowi SWW zarzucano tuszowanie sprawy zaginięcia szyfranta Stefana Zielonki. Wojskowy wywiad nie przekazywał informacji o zaginięciu ani do prokuratury wojskowej, ani żandarmerii. Zaginięciem Zielonki zajął się tylko kontrwywiad wojskowy.
Chorąży Zielonka zaginął w kwietniu 2009 roku, jednak dopiero 13 maja prokuratura wojskowa wszczęła w tej sprawie śledztwo. Szef wojskowej prokuratury garnizonowej w Warszawie pułkownik Grzegorz Skrzypek stwierdził, że wcześniej nie było o tym wiadomo. O zniknięciu szyfranta wywiad wojskowy nie powiadomił również Żandarmerii Wojskowej, która zwyczajowo poszukuje zaginionych żołnierzy. Sprawą zajęła się jedynie Służba Kontrwywiadu Wojskowego, którą kierował pułkownik Janusz Nosek - dobry znajomy Kujawy. Obaj wywodzą się z Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i obaj należą do tzw. grupy krakowskiej, jednej z koterii trzęsących polskimi służbami specjalnymi.
Awansowanie na stopień generalski szefów służb wojskowych, musi budzić zdziwienie, skoro do ich działań w zakresie zabezpieczenia tragicznego lotu z 10 kwietnia i późniejszych w sprawie śledztwa smoleńskiego, można mieć uzasadnione zastrzeżenia.
Obu nowych generałów łączy jeszcze jedna sprawa. W sierpniu br. Kancelaria Prezydenta poinformowała, że po zapoznaniu się z aneksem do raportu o WSI Komorowski ma zamiar wysłać go do pułkowników Janusza Noska i Radosława Kujawy. To oni mieli ocenić, jak wartościowy jest to dokument oraz czy przy jego tworzeniu popełniono błędy. Mają także zastanowić się, czy jego opublikowanie naraziłoby na niebezpieczeństwo polskich oficerów działających np. w Afganistanie. Na podstawie ich opinii prezydent ma zdecydować, co stanie się z aneksem. „Jeśli szefowie służb dopatrzą się przestępstw w tworzeniu raportu, będzie reakcja w postaci zawiadomień do prokuratury” – stwierdziła wówczas nieoficjalnie osoba z Kancelarii Prezydenta.
Niewykluczone, że awans dla obu pułkowników ma związek z oceną aneksu do Raportu z Weryfikacji WSI, zgodną z oczekiwaniami Bronisława Komorowskiego.
Kolejnym nominatem w dniu Święta Niepodległości został generał brygady Krzysztof Szymański: absolwent WAT, następnie kursu akademickiego w Akademii Wojsk Pancernych w ZSRR, w latach 1992-1994 odbył studia podyplomowe w Akademii Sztabu Generalnego w Moskwie, były Szef Zarządu Planowania Logistyki Sztabu Generalnego. W październiku 2007 roku dziennik „Polska” donosił, iż wkrótce „ośmiu generałów usłyszy zarzuty korupcyjne. Wśród podejrzanych są byli szefowie Żandarmerii Wojskowej, Wojsk Lądowych, Akademii Obrony Narodowej Zarzuty mają dotyczyć przyjęcia korzyści majątkowej. Generałom grozi za to nawet do 10 lat więzienia.” Śledztwo Prokuratury Wojskowej dotyczyło nieprawidłowości związanych z wynajmowaniem domków letniskowych w podwarszawskim Zegrzu, należących do wojskowego Centrum Szkolenia Łączności i Informatyki. Kontrole MON w Centrum wykazały szereg nieprawidłowości. Ich efektem było postawienie zarzutów 36 osobom, w tym ówczesnemu komendantowi Centrum Jerzemu S. Według dziennika "Polska", zarzuty mieli usłyszeć generałowie: Bogusław Pacek, były szef Żandarmerii Wojskowej; Zbigniew Zalewski, były szef Wojsk Lądowych; Aleksander Poniewierka, były zastępca Wojsk Lądowych; Zbigniew Cieślik, były szef sztabu Wojsk Lądowych; Józef Flis, były komendant Akademii Obrony Narodowej; Walerian Sowa, były szef logistyki w Sztabie Generalnym; Roman Polak, były szef departamentu sił zbrojnych w MON oraz szef jednego z zarządów w Sztabie Generalnym generał Krzysztof Szymański.
Awans na stopień nadinspektora Policji otrzymał również komendant dolnośląskiej policji inspektor Zbigniew Maciejewski, którego nominacji odmówił przed rokiem Prezydent Lech Kaczyński. Wówczas spekulowano, że powodem odrzucenia awansu dla Maciejewskiego i obecnego szefa Policji Andrzeja Matejuka miał być fakt, że obaj pochodzą z Wrocławia, a odmowa miała być policzkiem wobec wicepremiera Schetyny. Matejuk przez siedem lat kierował dolnośląską policją. Za rządów PiS został wysłany na przymusową emeryturę. Oficjalnie nie przedstawiono mu żadnych zarzutów. Nieoficjalnie już wtedy urzędnicy MSWiA tłumaczyli, że zbyt dobrze rozumie się on z prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem i liderem miejscowej PO, czyli Grzegorzem Schetyną.
Wydaje się jednak, że sprzeciw Prezydenta Kaczyńskiego mógł mieć bardziej racjonalne podstawy. W 2003 roku portal „Naszemiasto.pl” donosił: „Andrzej Matejuk, komendant wojewódzki policji oraz jego zastępca Zbigniew Maciejewski kupili działki rolne w gminie Mięłkinia. Niewiele kilometrów od granic administracyjnych Wrocławia. Zapłacili za nie kilka razy mniej od ceny rynkowej. Sprzedającym była Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa” (Tylko głupi nie kupi, Naszemiasto.pl, 1.03.2003) ).
Afera wokół gruntów kupionych przez policjantów wybuchła w 2003 r. Stowarzyszenie „W ramach prawa“ ujawniło wówczas sprawę sprzedaży państwowych działek w okolicach Wrocławia. Okazało się, że rok wcześniej nieruchomości od państwowej agencji kupili Matejuk i Maciejewski. Oficerowie policji wystartowali w przetargu organizowanym przez Agencję. Kupili działki rolne o powierzchni niewiele ponad 1 ha każda. Obaj za metr kwadratowy ziemi płacili 1,50 zł. W mediach wskazywano, że jest to cena kilkakrotnie niższa od rynkowej. We wrześniu 2008 roku prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie. Prokurator Laskowski z Poznania przyznał, że kontrowersje wokół zakupu gruntów przez policjantów badała Najwyższa Izba Kontroli oraz Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. - Żadna z instytucji nie dopatrzyła się nieprawidłowości –stwierdził Laskowski. (30.09.2008 „Rzeczpospolita”).
Awans na stopień generała dywizji otrzymał również gen. brygady Janusz Bojarski - absolwent (1984).Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie, od 1997 szef Oddziału Kontaktów Zagranicznych WSI, a następnie szef Biura Ataszatów Wojskowych WSI. W 2000 mianowany polskim attaché wojskowym, morskim i lotniczym przy ambasadzie RP w Waszyngtonie. od 5 listopada 2004 do 6 grudnia 2004 oraz od 14 grudnia 2005 do 1 stycznia 2006 pełnił funkcję szefa Wojskowych Służb Informacyjnych. Po objęciu rządów przez koalicję PO-PSL w listopadzie 2007 został dyrektorem Departamentu Kadr MON. Jedną z pierwszych decyzji podjętych przez Bojarskiego w imieniu ministra MON, była odmowa pośmiertnego mianowania na stopień generała brygady kpt Stanisława Sojczyńskiego ps. Warszyc – zamordowanego przez UB w 1947 roku..
Od września 2010 roku Bojarski zajmuje stanowisko polskiego przedstawiciela wojskowego przy Komitetach Wojskowych NATO i UE w Brukseli.
W maju 2008 roku gen. Bojarski zasłynął skargą na Antoniego Macierewicza, skierowaną do ministra obrony Bogdana Klicha. Chodziło o wypowiedź Macierewicza dla „Gazety Polskiej”, w której szef Komisji Weryfikacyjnej ocenił, że ówczesna akcja ABW w domach członków Komisji była prowokacją i atakiem na komisję. Wyraził też przekonanie, iż "nie ma wątpliwości, że lobby WSI, usadowione w rządzie i w strukturach państwa, będzie dążyło do kontynuowania tych prowokacji bądź do rozpoczęcia następnych". Zdaniem Macierewicza, "ludzie z WSI wrócili do podstawowych struktur władzy". Jako przykład reaktywacji wpływów tego środowiska Macierewicz wskazał powierzenie kadr MON byłemu szefowi WSI – Bojarskiemu.
Wkrótce po tej wypowiedzi Macierewicza Janusz Bojarski w liście do ministra Klicha skarżył się, że "kłamliwe wypowiedzi Macierewicza podważają mój autorytet jako dyrektora departamentu kadr, odpowiedzialnego za politykę kadrową w Siłach Zbrojnych, które z olbrzymim wysiłkiem przechodzą transformację". Wskazał także, iż "w negatywnym świetle stawiają jego honor i godność" oraz "dyskredytują jego wizerunek jako żołnierza, generała posiadającego niekwestionowany dorobek w służbie na wielu odpowiedzialnych stanowiskach w strukturze wojska polskiego".
Artykuł opublikowany w Gazecie Warszawskiej
Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńOd kilku miesięcy czytam Pana artykuły z zainteresowaniem. Uświadomiły mi one tragiczną sytuację Polski, szczególnie po 10 kwietnia. Dziękuję za pańską pracę.
Pozdrawiam.
Dziękuję za tekst. Od dzisiaj czytam Pana tutaj.
OdpowiedzUsuńasso
Panie Aleksandrze, przepraszam że nie na temat, ale właśnie dowiedziałem się, ze od kilku tygodni niezagospodarowane tereny gmin są wyłączane spod władzy gmin i oddawane pod zarząd Lasów Państwowych na rzecz przyszłej prywatyzacji. Za parę dni ma się odbyć w Sejmie głosowanie w sprawie z tym związanej: http://lasypolskie.pl/news-5572.html . Zamiar prywatyzacji lasów jest już faktem, o którym prawie w ogóle się nie pisze. Przerażone głosy nie są podejmowane przez media. Są za to organizowane akcje manipulacyjne tego typu: http://www.tydecydujesz.org/ Leśnicy w prywatnych rozmowach obawiają się, że sprywatyzowane lasy pójdą od razu pod masową wycinkę. Będą to robić takie firmy jak np. IKEA. W wielu miejscach powstaną hotele, ośrodki rekreacyjne, itd. Jakaś cześć pójdzie pewnie pod prywatne wille.
OdpowiedzUsuńByć może Pan pamięta, ja nie mieszkam od 8 lat w Polsce. Mogę przeboleć prywatyzację szpitali, sprzedaż przemysłu, upadek państwowego szkolnictwa, likwidację polskiego wojska - to są wszystko rzeczy, które można teoretycznie odbudować. Sprywatyzowanie lasów i ich wycinka jest rzeczą nieodwracalną na stulecia.
Jeszcze raz przepraszam za komentarz nie na temat. Może zabierze Pan głos w tej sprawie?
pozdr.serd.
asso
@anonimowy:
OdpowiedzUsuńDziękuję za wizytę i pozdrawiam.
@asso - Cieszę się, że zawitał Pan na mój blog. Liczę na Pańskie komentarze.
OdpowiedzUsuńTemat prywatyzacji lasów obserwuję od wielu miesięcy. Jest jednym z najprostszych i najbardziej prymitywnych sposobów PO na zaspokojenie "roszczeń" tzw. zaplecza tej partii, czyli grupy oligarchów i firm związanych z ludźmi służb PRL. To ogromny majątek, który ma przejść w ręce prywatne.
Obawiam się, że projekt nie natrafi na zdecydowany sprzeciw i jak większość tego rodzaju działań zostanie "przykryty" przez funkcyjne media.
O tym, co się stało z polskimi lasami, wyborcy PO zorientują się dopiero w momencie, gdy będą płacili po złotówce od grzyba znalezionego w prywatnym lesie.
Pozdrawiam Pana
Matejuk i Maciejewski kupili działki rolne po 15 tys. pln za hektar w 2003 roku (po 1,5 pln za metr). Moim skromnym zdaniem, nie ma się czego czepiać. ARR sprzedawała w tamtym okresie ziemię dość tanio. Zresztą poziom 15 tys. za hektar był wtedy ceną raczej rynkową, o ile dobrze pamiętam (mówimy o działkach rolnych a nie budowlanych).
OdpowiedzUsuńA lasów państwowych należy BRONIĆ! Skoro media nic w tej chwili 'nie dostrzegają', to należy zwrócić uwagę na proceder przygotowywania ich prywatyzacji dziennikarzom i organizacjom proekologicznym!!!
mazur