Zdolność bycia kimś innym, niż jest się w rzeczywistości to cecha niezwykle przydatna w życiu. Dla polityka wprost bezcenna. Działalność polityka polega zwykle na umiejętnej grze, a kto lepiej posiadł tę sztukę, ma większe szanse zaskarbić sobie uznanie publiczności. Szpaka – jak twierdzą ornitolodzy, można nauczyć niemal każdego słowa, lecz najlepsze efekty osiąga się wobec ptaków żyjących w niewoli.
Gdy w 1992 roku Wojskowe Służby Informacyjne rozpoczęły działania przeciwko Radosławowi Sikorskiemu - wiceministrowi obrony narodowej w rządzie Jana Olszewskiego, Sprawa Operacyjnego Rozpracowania otrzymała kryptonim „SZPAK”. Nie wiemy, dlaczego wybrano nazwę tego ptaka. Być może, płk. Lonca lub płk. Bogusz, prowadzący SOR „SZPAK” byli ornitologami-amatorami, a może tą dowcipną nazwą chcieli podkreślić, że są całkiem niezłymi psychologami?
Dokładna data wszczęcia sprawy nie jest znana, choć pierwsze zachowane notatki pochodzą z maja 1992r. Zawarte w nich informacje, o zajęciach zawodowych i kontaktach towarzyskich Sikorskiego, uzyskano ze „źródeł osobowych”. Podano nawet sumę rachunku za połączenia telefoniczne z początku maja 1992 r. a autor tego dokumentu (prawdopodobnie płk Lonca) podkreślił wręcz, że są to „dane operacyjne”. Jako powód wszczęcia SOR „SZPAK” podano, iż Sikorski jest „zaangażowany w działalność polityczną ugrupowań stawiających sobie za cel osłabienie struktury i spoistość wojska, osłabienie autorytetu Zwierzchnika Sił Zbrojnych i kierownictwa MON. W perspektywie podporządkowania Sił Zbrojnych określonym celom politycznym „Szpak” [tj. R. Sikorski] szczególnie zaciekle atakuje Wojskowe Służby Informacyjne podważając ich cele i zadania, chce paraliżować działania WSI.” Prawdziwy motyw działań ludzi WSW/WSI był oczywisty - ówczesny wiceminister ON Sikorski oraz rząd Olszewskiego zmierzali do sojuszu z NATO.
Można powiedzieć, że WSI nie miało, za co kochać Sikorskiego i założenie sprawy operacyjnego rozpracowania leżało w interesie ówczesnego układu. Przez trzy lata na podsłuchu były telefony Sikorskiego, m.in. linia w miejscu zamieszkania. "Pluskwy" założono również w chobielińskim dworku. Sprawa miała zostać zakończona w roku 1995. Jakie materiały zebrano, czego dowiedziano się o kontaktach Sikorskiego, o jego przeszłości - nie wiemy, ponieważ teczka SOR SZPAK jest niekompletna. Płk Ryszard Lonca w czasie wysłuchania przed Komisją Weryfikacyjną WSI stwierdził, że: „Teczka sprawy „SZPAK” była grubsza, jej część została zniszczona bądź wyłączona ze sprawy”.
W roku 1992, już pod upadku rządu Jana Olszewskiego, w znanym artykule w angielskiej gazecie „Spectator”, Sikorski tak pisał o swoich doświadczeniach z wojskowymi służbami:
"WSI były ostatnią funkcjonującą organizacją komunistyczną, która mogła przejąć kontrolę nad krajem, gdyby ze Wschodu znów zaczęły wiać chłodniejsze wiatry. Jeszcze długo po puczu w Związku Radzieckim polscy szefowie WSI wciąż myśleli, że ich czas może nadejść. (...) Obecni i byli oficerowie WSI mieli mieszkania i zagraniczne konta bankowe, prowadzili operacje przemytu broni, mieli własne źródła dochodu i własne kontakty na Wschodzie i na Zachodzie. W ciągu kilku ostatnich miesięcy komunizmu sprzedawali swe tajemnice każdemu, kto gotów był zapłacić".
Te wyznania wywołały wówczas w Polsce prawdziwą burzę. Głównym krytykiem Sikorskiego był wiceminister obrony narodowej w rządach Mazowieckiego, Bieleckiego i Suchockiej - Bronisław Komorowski. W wywiadzie dla "Gazecie Wyborczej" z lipca 1992 roku Komorowski twierdził m.in:
"Gdyby zapytać, jakie zmiany ekipa Sikorskiego przeprowadziła w MON, to się okaże, że sprowadzają się one do kilku hałaśliwych posunięć personalnych. (...) Minister skarżył się, że był podsłuchiwany. To śmieszne chwalić się przed zachodnim czytelnikiem, że było się podsłuchiwanym przez własnych podwładnych. Takie fakty się sprawdza, a winnych bierze za łeb. [...]Zarzut współpracy z obcym wywiadem to ciężkie oskarżenie. Takich oskarżeń nie można wygłaszać publicznie, jeśli się nie ma niezbitych dowodów. Podtrzymywanie przez Sikorskiego tych zarzutów dzisiaj, po odejściu z ministerstwa, jest próbą usprawiedliwienia własnej nieudolności”.
Dziś – kandydat Platformy na prezydenta Bronisław Komorowski, próbuje przekonywać opinię publiczną, że nie miał nic wspólnego z inwigilacją Sikorskiego. Trudno wierzyć słowom marszałka Sejmu. Z kilku powodów.
Jako wiceminister obrony narodowej, Komorowski odpowiadał za kontrwywiad wojskowy – czyli formalnie nadzorował WSI. Pełnił tę funkcję przed i po Sikorskim – który wiceministrem był zaledwie przez 100 dni. Można się zastanawiać – dlaczego Komorowski - nauczyciel historii w Niższym Seminarium Duchownym w Niepokalanowie, dyrektor gabinetu ministra ds. współpracy z organizacjami politycznymi i stowarzyszeniami, został nagle oddelegowany na tak odpowiedzialne i trudne stanowisko? Co zdecydowało, że poczuł w sobie przypływ zainteresowań i pasji, związanych z wojskiem?
Ważne jest, że już od początku swojej pracy w ministerstwie, musiał cieszyć się niezwykłym zaufaniem oficerów WSW. Do takiego wniosku możemy dojść, choćby na podstawie pisma procesowego Krzysztofa Wyszkowskiego z dn.28 grudnia 2006 roku, złożonego w toku procesu przed Sądem Okręgowym w Gdańsku, w sprawie Wałęsa versus Wyszkowski. Jest to wniosek o powołanie na świadka Bronisława Komorowskiego - „na okoliczność współpracy Lecha Wałęsy z SB. Jako wiceminister ON poinformował mnie, po pierwszej turze wyborów prezydenckich w r. 1990, że otrzymał z WSI szczegółowe informacje w sprawie zawartości tzw. czarnej teczki Tymińskiego, czyli dokumentów potwierdzających współpracę Lecha Wałęsy z SB.” – pisał Wyszkowski. Nowy wiceminister ON był zatem dla ludzi z wojskowego kontrwywiadu człowiekiem godnym zaufania, skoro dzielono się z nim tak szczególną wiedzą. Jak wiemy, słynną „czarną teczkę” Tymińskiego z materiałami obciążającymi Wałęsę, miało przygotować WSW.
Do jednej z najważniejszych decyzji personalnych Komorowskiego z początków lat 90-tych należy nominacja płk. Lucjana Jaworskiego – byłego szefa Zarządu WSW, na stanowisko szefa kontrwywiadu wojskowego. Pułkownik Jaworski to postać doskonale znana z Raportu z Weryfikacji WSI. Ale nie tylko.
W latach 80. Jaworski, odznaczał się szczególną gorliwością w zwalczaniu opozycji, niszczył prasę podziemną, rozpracowując m.in. „Wiadomości”, ”Głos Wolny”, ˝Tygodnik Wojenny˝, „Nową” czy „Robotnika”. Ścigał współpracujących z opozycją filmowców, rozpracowywał Ryszarda Bugaja, tropił „obce pochodzenie” członków opozycji, zakładał podsłuchy, werbował agenturę. To na skutek jego działań w więzieniu znalazła się min. Hanna Rozwadowska, kierująca logistyką „Wiadomości”. Przykład Jaworskiego jest o tyle ważny, że potwierdza doskonale dziś udokumentowaną tezę, iż wojskowe służby PRL-u zajmowały się głównie walką z opozycją polityczną, a głównym wrogiem kontrwywiadu wojskowego byli cywile, drukujący i rozpowszechniający niezależną prasę. Działania WSW w okresie lat 80.wbrew opinii forsowanej przez oficerów tej służby, skierowane były wyłącznie przeciwko własnemu społeczeństwu i obejmowały zakres właściwy dla policji politycznej PRL.
Stanowisko, jakie Komorowski powierzył płk. Jaworskiemu pozwoliło temu oficerowi prowadzić w latach 1991-93 działania operacyjne, skierowane przeciwko środowiskom opozycji niepodległościowej oraz rządowi Jana Olszewskiego. Nazwisko Jaworskiego pojawia się w wielu miejscach Raportu z Weryfikacji WSI - zawsze tam, gdzie dochodzi do zwalczania przeciwników układu „okrągłostołowego”. Znajdziemy go zatem, podczas rozpracowywania stowarzyszeń wojskowych, postulujących przeprowadzenie zmian w armii czy w działaniach inwigilacyjnych wobec dziennikarzy i polityków, związanych z Porozumieniem Centrum i ugrupowaniami niepodległościowymi. To płk. Jaworski stał na czele wyspecjalizowanej grupy oficerów WSW/WSI, zajmujących się zwalczaniem tych środowisk w początkach lat 90 –tych. On też - osobiście nadzorował SOR „SZPAK”.
Cała operacja przebiegała w ramach doktryny politycznej bezpieczeństwa państwa, sformułowanej przez byłych funkcjonariuszy SB i WSW oraz wykonujących ich polecenia polityków Unii Wolności. Najlepiej określił ją, kierujący specjalnym zespołem operacyjnym UOP płk Jan Lesiak, który w swoim raporcie - zatwierdzonym przez ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego - pisał, że „konieczność podjęcia działań dezintegracyjnych wobec partii takich jak Ruch dla Rzeczpospolitej, Ruch Chrześcijańsko-Narodowy, Porozumienie Centrum i Ruch III Rzeczpospolitej wynika stąd, że dążą one do zrealizowania programu opartego na zasadach antykomunistycznych, lustracji i dekomunizacji”. Działania przeciwko Sikorskiemu były zatem częścią akcji, zmierzającej do obalenia rządu Jana Olszewskiego.
Czy Komorowski mógł o nich nie wiedzieć?
Płk Lucjan Jaworski, przed siedmioma laty podzielił się z dziennikarzem lewicowego „Tygodnika Przegląd” wspomnieniami na temat współpracy z wiceministrem Komorowskim. Nie ukrywał, że wszystkie decyzje uzgadniał ze swoim zwierzchnikiem. "Pełnił nadzór nad kontrwywiadem” – przypomniał Jaworski – „Więc wszystkie problemy kadrowe z nim uzgadniałem. Traktowałem to jako polityczną weryfikację".
Tę weryfikację przeszli wówczas: płk Aleksander Lichocki (szef Zarządu I Szefostwa WSW) i ppłk Leszek Tobiasz (przyjaciel płk Jaworskiego) – przyjęci przez wiceministra Komorowskiego do kontrwywiadu. Obaj byli ludźmi do zadań specjalnych – zajmując się w PRL-u prześladowaniem opozycji niepodległościowej i Kościoła. Obaj okazali się przydatni dla „solidarnościowego” ministra. Ich związki z Komorowskim przetrwały długą próbę czasu, o czym mogliśmy się przekonać w 2008 roku, podczas zorganizowanej przez „czerwonych” pułkowników prowokacji, znanej jako afera marszałkowa.
Jeśli Bronisław Komorowski, chciałby dziś zapomnieć o inwigilacji Sikorskiego i ludzi ze środowisk antykomunistycznych, lub nie pamięta o swojej roli w nadzorowaniu działań WSI – może powinien zwrócić się do wojskowych przyjaciół o odświeżenie pamięci?
Ich wiedza o Komorowskim, nadal ma swoją cenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz