Postaci, wymienione w dotychczasowych tekstach „Kręgów”, nie znalazły się tu przypadkowo. Również, role, jakie przyszło im odegrać w dramacie Krzysztofa Olewnika i jego rodziny nie były incydentalne. Choć wykraczałem niekiedy daleko, poza bezpośredni związek z tematem głównym, zawsze istniało racjonalne uzasadnienie takich odstępstw – jak potrzeba wykazania kontekstu zdarzeń z roku 2001, czy przedstawienie powiązań środowiskowych. Nie ma w tej narracji żadnego przypadku, ponieważ nie uznaję jakichkolwiek zasad koincydencji. Powoływanie się na nie, zawsze świadczy o zamiarze usprawiedliwienia tego, czego nie jest się w stanie zrozumieć.
Wojciech Franiewski, Grzegorz K., Andrzej Piłat – każdy z nich odegrał w sprawie Olewnika ściśle określoną i wyznaczoną mu rolę. Posługując się terminologią mafijną, powiedzielibyśmy, że mamy do czynienia z żołnierzem (soldiers) – którego rola polegała na wykonywaniu poleceń, kapitanem (caporegima) – dowodzącym na danym obszarze, prowadzącym interesy przynoszące zyski szefowi i zastępcą bossa (underboss) – równie ważnym jak boss, lecz nie podejmującym kluczowych decyzji.
Zapewne można wskazać kilka innych postaci, mogących mieć związek ze sprawą - jak Zbigniew Siemiątkowski, Jolanta Szymanek-Deresz czy Andrzej Celiński. Niewykluczone, że rzetelnie prowadzone śledztwo lub dociekliwość posłów speckomisji doprowadziłaby do ujawnienia nowych nazwisk. A jednak to ci trzej, wymienieni przeze mnie ludzie, poprzez swoje role i specyficzne miejsce w dramacie zasługują na specjalną uwagę.
Analiza ich wzajemnych relacji i kontaktów pozwala bowiem odkryć, że mieliśmy do czynienia z działaniem zorganizowanym i koordynowanym, a symboliczne określenie tych osób ma głęboko prawdziwy sens.
Szczególnie ważkich argumentów, świadczących, że rodzina Olewników znalazła się w kręgu interesów „polskiej mafii” dostarcza Andrzej Piłat. Ten partyjny funkcjonariusz, absolwent Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, tzw. działacz związkowy i gospodarczy zajmuje, – śmiem twierdzić - jedno z kluczowych miejsc w nieformalnej strukturze prawdziwych „władców” IIIRP.
Ze względu na lokalizację, wyznaczoną Piłatowi przez „partię”, miał on wprost idealne i praktycznie nieograniczone możliwości kreowania działań w sprawie Olewnika. Jako tzw. baron SLD na Mazowszu posiadał nadzór nad wszystkimi, ważniejszymi interesami tej grupy, zatem również tymi, które związane były z rodziną Olewników. Znane są liczne, wielowątkowe obszary zaangażowania Piłata w sprawy Orlenu, budowy płockiego mostu, czy prywatyzacji przedsiębiorstw przemysłu mięsnego. Pisałem o tym w poprzednich częściach. W każdym z tych obszarów, on sam lub jego protegowani mogli mieć motyw, by złożyć Olewnikom „propozycję nie do odrzucenia”, a porwaniem Krzysztofa Olewnika wymóc na ojcu określone zachowanie lub dokonać aktu zemsty.
Nie te jednak okoliczności – moim zdaniem – decydują o znaczeniu postaci Piłata. Niezależnie, bowiem jak ważnym był ogniwem w łańcuchu komunistycznej mafii, ani on sam, ani jego protegowani nie mieli możliwości, by przez wiele lat, w sposób tak precyzyjny i konsekwentny nadzorować śledztwo, zacierać ślady i tropy, utrzymywać zmowę milczenia.
By znaleźć racjonalne wyjaśnienie tych okoliczności, należy przyjrzeć się środowiskom i osobom, wśród których Andrzej Piłat był „umocowany”. W wyłaniającym się z tego przeglądu obrazie, nie ma najmniejszego przypadku, bowiem każda z postaci, składających się na mafijny „układ” III RP zajmuje ściśle określone, właściwe swoim predyspozycjom i powierzonym zadaniom miejsce. Charakterystyka owych grup interesu, nakazuje obdarzyć Piłata większą uwagą, niż zasługiwałby na to komunistyczny aparatczyk.
Andrzej Piłat został oddelegowany na bardzo specyficzny i ważny, z punktu widzenia interesów układu „odcinek”. Jak już wcześniej wspominałem, znajdujemy jego nazwisko w radach nadzorczych dwóch spółek – Megagaz i Ekotrade. Co prawda, w tej pierwszej zasiadał 23 - letni syn Piłata, nie sposób jednak sądzić, by objął to stanowisko ze względu na własne doświadczenia zawodowe lub wykształcenie, a tym bardziej, by miał na nim funkcjonować samodzielnie. Na tle wielu innych potomków komunistycznej nomenklatury, dobrze ulokowanych w strategicznych spółkach, przykład Jana Piłata potwierdza, że rodzinne sukcesje były sposobem na wychowanie „młodego narybku” i prowadzenia interesów pod „przykryciem”.
Szeroko znana jest sprawa wygranego w 2002 roku, przez konsorcjum Megagaz – Prochem przetargu na budowę III nitki Rurociągu „Przyjaźń” i rola jaką odegrał w niej Andrzej Piłat. To na jego żądanie, przy milczącej aprobacie premiera Millera, prezesem płockiego PERN-u został Stanisław Jakubowski, którego zadanie polegało na dopilnowaniu, by konsorcjum z udziałem maleńkiej firmy Megagaz, w radzie nadzorczej której zasiadał 23-letni Jan Michał Piłat, syn Andrzeja, wygrało przetarg na prawie miliard złotych. Inwestycja zbyteczna, z punktu widzenia polskich interesów, choć korzystna dla Rosjan zakończyła się kompletnym fiaskiem, a w listopadzie 2005 roku PERN (już po usunięciu Jakubowskiego) rozwiązał umowę uzasadniając to "nienależytym wykonywaniem jej zapisów przez Konsorcjum Prochem-Megagaz". Straconych, ogromnych kwot nikt, nigdy nie odzyskał.
Nie ten jednak aspekt jest najważniejszy, w związkach Piłata ze spółką Megagaz. We władzach tej nomenklaturowej spółki znajdziemy całą plejadę komunistycznych funkcjonariuszy: Wiesława Huszczę – skarbnika SdRP, Jerzego Napiórkowskiego – peerelowskiego wiceministra finansów, gen.Andrzeja Ratajczaka – byłego pełnomocnika dowódcy wojsk lądowych ds. mienia wojskowego, a wcześniej szefa logistyki w Śląskim Okręgu Wojskowym, czy gen. Mariana Robełeka, byłego zastępcę szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Nie trzeba chyba dodawać, że w Megagaz zatrudniano głównie byłych funkcjonariuszy SB, WSW, UOP i emerytowanych, wysokich oficerów tzw. Ludowego Wojska Polskiego. Nie można też zapominać, że bezpośrednio przed zawarciem kontraktu pomiędzy PERN i Prochem-Megagaz wiceprzewodniczącym rady nadzorczej w tej ostatniej spółce był Andrzej Celiński – poseł ziemi płockiej.
Jednak najbardziej wpływową i interesującą, z punktu widzenia przedmiotu sprawy postacią jest niewątpliwie Roman Kurnik –w roku 2002 wiceprzewodniczący rady nadzorczej spółki Megagaz i spółki S.A.Z. Biuro Podróży First Class (udziałowcy Megagaz).
Ten były milicjant ma za sobą niezwykle bogatą przeszłość zawodową. W latach 80 –tych był szefem kadr w Służbie Bezpieczeństwa, Po roku 1989, Roman Kurnik przechodzi pozytywnie weryfikację i składa wniosek o przyjęcie do służby w UOP. Jednak jego kandydaturę odrzuca Krzysztof Kozłowski, pierwszy szef Urzędu Ochrony Państwa.
Z pomocą przychodzi mu szef MSW Czesław Kiszczak, który 16 lutego 1990 roku wręcza Kurnikowi nominację na zastępcę dyrektora Departamentu Kadr Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
Droga zawodowa Kurnika pełna jest intrygujących zdarzeń. Zacytuję obszernie informacje, jakie zebrał o tej postaci dziennikarz Sylwester Latkowski, szukając związków Kurnika z zabójstwem gen. Papały.
Z dokumentów uzyskanych przez Latkowskiego z IPN-u wynika, że „ostatni uzyskany przez Kurnika stopień wojskowy to szeregowy. Przed 1989 rokiem wyjeżdżał w 1974 roku do Wielkiej Brytanii, w roku 1984 do Szwecji i w 1986 do Japonii. Z własnoręcznie napisanego życiorysu, z dn. 31 maja 1976 roku możemy dowiedzieć się, że Kurnik odebrał „staranne”, proletariackie wykształcenie:
„Urodziłem się 1 stycznia 1953 w Łańcucie w rodzinie inteligenckiej. Ojciec mój był kierownikiem Wydziału Finansowego Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Łańcucie oraz członkiem Plenum KP PZPR”. Jak zapewniał, w młodości udzielał się w organizacjach młodzieżowych. Uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego nr 1 im. H. Sienkiewicza w Łańcucie. „W okresie tym pracowałem społecznie w ZMS jako członek Zarządu Szkolnego, w ZHP jako drużynowy(…) Szkołę średnią ukończyłem z wynikiem dobrym. W 1972 zostałem przyjęty na studia w Instytucie Organizacji i Kierownictwa Uniwersytetu Warszawskiego i Polskiej Akademii Nauk. W miesiącu wrześniu tego roku wstąpiłem do ZSP, gdzie pełniłem funkcję przewodniczącego Komisji Ekonomicznej. W 1974 roku zawarłem związek małżeński z Elżbietą. W styczniu 1976 roku wstąpiłem do PZPR i odbywam obecnie staż kandydacki”. Pomimo takich referencji, jego podanie o przyjęcie do Akademii Spraw Wewnętrznych zostało odrzucone. „Nie wiadomo, jak by się dzisiaj potoczyła droga życiowa Romana Kurnika, - pisze Latkowski - gdyby nie to, że wżenił się w rodzinę milicyjną. Jak się dowiaduję z ankiety personalnej Kurnika, ojcem jego żony Elżbiety był ppłk Sławomir Rusinowicz – od 1946 w Milicji Obywatelskiej, potem w Komendzie Stołecznej MO. Teściowa w latach 1950-1956 pracowała w Komendzie Głównej MO.[…]
Kilka miesięcy po odrzuceniu podania do Akademii Spraw Wewnętrznych Roman Kurnik składa podanie o przyjęcie do służby w charakterze funkcjonariusza MO. 27 grudnia 1976 Roman Kurnik – młodszy inspektor, zobowiązuje się do utrzymywania w ścisłej tajemnicy wszystkiego, co jest wiadome w związku z czynnościami w MSW. Skierowany do pracy w MSW został 15 stycznia 1977 roku. W aktach personalnych odnotowano, że Roman Kurnik został polecony do MSW przez ojca swojej żony, ppłk. Sławomira Rusinowicza.
Pracując w MSW studiował na Uniwersytecie Warszawskim. 29 marca 1977 roku uzyskał tytuł magistra organizacji i zarządzania. 7 maja 1976 roku Roman Kurnik zdaje egzamin specjalistyczny na oficera Milicji Obywatelskiej z wynikiem bardzo dobrym. 4 grudnia 1978 roku zostaje inspektorem w IV grupie uposażenia. 12 lipca 1979 otrzymuje nominację na podporucznika MO, a 28 czerwca 1982 roku – porucznika MO. 7 sierpnia 1982 roku zostaje starszym inspektorem. W raporcie z 24 czerwca 1980 roku informował, że „wyrokiem Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy w dniu 22 czerwca 1980 roku został rozwiązany mój związek małżeński z Elżbietą Kurnik, z powództwa żony”.
Następnie informuje o zawarciu małżeństwa z Grażyną z domu K. Podaje, że należała do ZSMP i jest obecnie w PZPR. Jako funkcjonariusz MO pracuje w MSW na stanowisku starszego referenta departamentu kadr. Siostra żony także pracowała w resorcie od 1960-1962 w Biurze „B” MSW (pion inwigilacji). Zwolniona z pracy za podejrzenie kradzieży 10 złotych. […] Karierze Kurnika pomagało umiejętne wżenianie się. Ojciec jego drugiej żony był jednym z bliższych współpracowników Babiucha. Kiedy trafił na Rakowiecką, znalazł się w jednym pokoju z Alicją Werens, platerówką. Werensowa prowadziła sprawy kadrowe pracowników departamentu kadr. Była na tyle zaufana, że została kadrową kadr. Kurnik wtedy prowadził sprawy kadrowe biura „A” (szyfrów, od aut.). Plotkowano o nich różnie. Werensowa wsparła karierę młodego wówczas chłopaka.
Czym zajmował się Roman Kurnik w MSW do 1984 roku (bo później zmienił się charakter jego pracy), mówi opinia służbowa z 15 listopada 1983 roku:
„Aktualnie jest odpowiedzialny za dobór kandydatów i obsługę kadrową departamentu Kadr, Komitetu Dzielnicowego PZPR w MSW, Zarządu Ochrony Funkcjonariuszy i Biura „A”. Dodatkowo ma przydzielone zadania współpracy z kierownictwem Wydziału dotyczące obsługi towarzyszy będących nomenklaturą MSW.”
Dzięki aktom osobowym KGP można wyodrębnić z opisu kariery zawodowej Romana Kurnika inną drogę niż ta przedstawiana oficjalnie – funkcjonariusza wydziału kadr MSW. Kurnik niechętnie o niej wypowiada się publicznie i wśród znajomych. Okazuje się, że Kurnikiem zainteresowała się Służba Wywiadu i Kontrwywiadu MSW, z jej szefem na czele, podsekretarzem stanu, generałem brygady Władysławem Pożogą, zastępcą ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Czesława Kiszczaka. Departamenty I (wywiadu) i II (kontrwywiadu) nie miały nic wspólnego z pracą MO, co jednoznacznie pokazuje, że Roman Kurnik, pomimo noszenia później policyjnego munduru, miał związek ze służbami specjalnymi PRL.
23 lutego 1984, po wcześniejszym odbyciu kursu kodowego i szyfrowego, wiceminister spraw wewnętrznych, gen. bryg. Władysław Pożoga deleguje porucznika Romana Kurnika na trzy miesiące do Ambasady PRL w Sztokholmie na stanowisko drugiego szyfranta.
Oczywiście akta nie zawierają informacji, jakie prawdziwe zadanie miał wykonać na terenie Szwecji Roman Kurnik w tym okresie. Kurnik jednak musiał się sprawdzić w pracy dla tajnych służb PRL, bo 19 czerwca 1985 roku generał Pożoga wnioskuje o delegowanie porucznika „wraz z rodziną w charakterze szyfranta do pracy w przedstawicielstwie dyplomatycznym PRL w Tokio (Japonia) na okres 2 lat”.
W związku z tym Roman Kurnik przechodzi do Grupy „Z” Biura „A” MSW w stopniu młodszego inspektora. Biuro „A” – to biuro szyfrów podlegające szefowi wywiadu i kontrwywiadu MSW. Oficjalnie Kurnik został delegowany do pracy w MSZ.
Po dwóch latach, pierwszego czerwca 1988 roku, wraca do Polski, którą wkrótce czeka zmiana ustrojowa. Do tej zmiany ludzie służb specjalnych PRL już się przygotowywali. Kurnik rozwiązuje stosunek służby z MSZ i po urlopie składa raport o powrót do MSW”. […] Gdyby lewica nie doszła ponownie do rządu, - cytuje Latkowski słowa funkcjonariusza MSW - Kurnik znalazłby się dawno poza resortem. Kiedy komendantem głównym został Roman Hula (od 17 lipca 1991 do 14 stycznia 1992.), zawiesił Kurnika. Ten przychodził do pracy, ale odsunięto go od wykonywania ważnych spraw. Miał dobrowolnie odejść sam na wcześniejszą policyjną emeryturę”.
Po odwołaniu Huli nastała era Kurnika. Zaczął budować swoją pozycję w policji i MSW. Obsadzał swoimi ludźmi komendy wojewódzkie i komendę główną. W 1997 roku z nominacji nowego szefa Policji, gen. Marka Papały ( którego Kurnik sam wytypował na to stanowisko) zostaje zastępcą Komendanta Głównego, jednak po zwycięstwie AWS w wyborach 1998 roku odchodzi do biznesu. Warto w tym miejscu zauważyć, że wbrew oczekiwaniom swojego protektora gen Papała szybko "zerwał się z łańcucha". Zorganizował Biuro do spraw Narkotyków i Biuro ds. Przestępczości Zorganizowanej kierowane przez Adama Rapackiego, które wykryło wiele spraw niewygodnych dla ówczesnej władzy, zdecydował o powołaniu wydziału policji, którego funkcjonariusze mieli przenikać w struktury gangów. W czerwcu 2002 r. pojawiły się w prasie informacje na temat tajemniczego raportu gen. Papały zawierającego informacje o powiązaniach i interesach byłych esbeków. Chodziło m.in. o agencje ochrony założone przez byłych funkcjonariuszy SB, w których gangsterzy mieli swoje udziały, o pranie brudnych pieniędzy, obrót nieruchomościami itp. Papała miał się zorientować, że jego znajomi, byli funkcjonariusze MSW z okresu PRL, a także ci, którzy pozostali w resorcie, są powiązani z gangsterami z Pruszkowa.
Jeśli obszernie informuję o przeszłości Romana Kurnika, to wyłącznie dlatego, że postrzegam tę postać jako kluczową dla zrozumienia historii śledztwa w sprawie zabójstwa Krzysztofa Olewnika, a szerzej – działalności esbecko – politycznego układu. Kariera zawodowa byłego milicjanta świadczy, że jest człowiekiem trwale związanym ze środowiskiem tzw. wywiadu PRL i w III RP otrzymał zadanie pilnowania interesów swoich mocodawców.
W roku 2001, po dojściu do władzy SLD, Kurnik został mianowany doradcą w gabinecie politycznym szefa MSWiA Krzysztofa Janika. Wiceministrem MSWiA był wówczas Zbigniew Sobotka. Ale to Kurnik, wspólnie z drugim, wpływowym esbekiem – Józefem Semikiem rządzą policją. Trzecim „nadzorcą” był Zbigniew Chwaliński – z-ca komendanta głównego – postać równie intrygująca jak Kurnik, której poświęcę kiedyś więcej uwagi.
W artykule „Trąd” z roku 2003, po wybuchu tzw. „afery starachowickiej”, Wojciech Sumliński i Viletta Krasnowska pisali:
„Przy okazji rozprawy z systemem "politycznego nadzoru" stworzonego przez Zbigniewa Sobotkę wyszło na jaw, jak wielką władzę skupili w swoich rękach Józef Semik i Roman Kurnik, doradcy byłego wiceministra spraw wewnętrznych, wywodzący się z milicyjno-esbeckiego układu. Za jego kadencji większość wyższych oficerów została "podwójnie oteczkowana" - obok oficjalnych teczek personalnych utworzono teczki zawierające materiały mogące kompromitować funkcjonariuszy. W Komendzie Głównej Policji człowiekiem starego układu jest generał Zbigniew Chwaliński, zastępca komendanta głównego. To były oficer Służby Bezpieczeństwa - departamentów III i III A (przemysł, kontrakty międzynarodowe). Po roku 1989 Chwaliński pracował na stanowisku dyrektora Biura Informatyki KG Policji, mając dostęp do wszelkich danych”. Autorzy artykułu cytują również słowa Marka Biernackiego, na temat ówczesnej pracy policji, które warto mieć na uwadze w kontekście sprawy Krzysztofa Olewnika: „Gdy policjant trafia na polityczną sprawę, woli udawać, że tego nie widzi, bo wie, że może mieć tylko kłopoty. Policjanci bardziej udają, że coś robią, niż pracują naprawdę, bo tak jest bezpieczniej - mówi Biernacki.
Natomiast w artykule z tego samego okresu, „Zabiję cię glino” Ewy Ornackiej i Violetty Krasnowskiej, możemy przeczytać:
„Przy okazji afery starachowickiej wyszło na jaw, jak wielką władzę skupili w swoich rękach doradcy byłego wiceministra spraw wewnętrznych Zbigniewa Sobotki - Roman Kurnik i Józef Semik ( nadzorujący piony kryminalne). […] Semik został zwolniony ze stanowiska zastępcy komendanta głównego, bo nie mógł się skupić na pracy nawet godzinę dziennie. Gdy doszło do przecieku w sprawie starachowickiej, to Kurnik i Semik faktycznie kierowali policją, a nie Kowalczyk. To oni, a nie Sobotka wzywali gen. Kowalczyka i wypytywali o szczegóły operacyjne śledztw, choć nie mieli do tego prawa. Wzywali też dyrektora CBŚ Kazimierza Szwajcowskiego. Mimo odwołania ze stanowiska doradcy Józef Semik nadal jest szefem Międzyresortowego Centrum ds. Przestępczości Zorganizowanej i Międzynarodowego Terroryzmu. I dzięki temu ma wgląd w najtajniejsze materiały z poszczególnych śledztw oraz akcji grup specjalnych. Miał też, oczywiście, dostęp do szczegółów akcji CBŚ w Starachowicach. - Polityczny nadzór nad policją jest traktowany jako dostęp do informacji ze śledztw, żeby wiedzieć, co zagraża swoim i ewentualnie tuszować sprawy. To absolutna degrengolada - mówi "Wprost" Marek Biernacki, minister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Jerzego Buzka.”
Warto dodać, że Międzyresortowe Centrum ds. Zwalczania Przestępczości Zorganizowanej i Międzynarodowego Terroryzmu, pozwalało na powoływanie tzw. grup zadaniowych, do których trafiali ludzie delegowani z różnych innych służb, m.in. policji, Straży Granicznej, WSI, ABW i policji finansowej. Nadzorujący je Semik i Kurnik mieli dzięki temu bezpośredni wgląd we wszystkie, najważniejsze sprawy, prowadzone w okresie lat 2001-2003, w tym również sprawę porwania Krzysztofa Olewnika.
Niejako na marginesie głównego tematu, warto byłoby prześledzić na ile pozbycie się z policji, w roku 2003 Adama Rapackiego, miało związek z wiedzą generała o mafijnych powiązaniach polityków. Ponieważ nie uznajemy przypadków, warto zauważyć, że odwołanie Rapackiego zbiegło się ze wzmocnieniem "Pruszkowa". W tym samym czasie „ukonstytuował” się nowy zarząd gangu. Tworzyli go Adam Danielak (syn Leszka Danielaka), Artur Danielak (syn Mirosława Danielaka), Kazimierz Klimas, Andrzej Horek, Sławomir Fabiański oraz Jacek Genejak. Szefem doradców nowego zarządu został Wojciech Paradowski, przed kilku laty kandydat na wiceministra budownictwa. Co najistotniejsze - nowy zarząd "Pruszkowa" stał się nieprzenikliwy dla policyjnych agentów. Uważa się, że gang musiał w tym czasie otrzymać od kogoś instrukcje, jak się bronić przed tzw. wtyczkami. Instrukcje były na tyle szczegółowe, że bandyci zaczęli likwidować wówczas policyjnych informatorów, a od kul zginęło co najmniej 11 osób.
Roman Kurnik, uważany „od zawsze” za człowieka SLD był znajomym Andrzeja Piłata. Miejscem, w którym interesy obu bohaterów się łączą jest oczywiście spółka Megagaz, w której Kurnik, podczas zawierania kontraktu z PERN-em, był wiceprzewodniczącym rady nadzorczej (łamiąc ustawę antykorupcyjną), a syn Piłata członkiem tej rady. „Kontrakt stulecia’, podpisany w roku 2002 przez Megagaz-Prochem z PERN-em, – dzięki opisanej powyżej „pomocy” Andrzeja Piłata – dawał ogromne zyski, nieznanej, niewielkiej spółce i ludziom z nią związanym. Roman Kurnik mógł zatem słusznie uważać się za „dłużnika” Piłata i gdy przyszedł moment, gdy to on mógł wspomóc kolegę, z pewnością tej pomocy nie odmówił.
Bez wątpienia, zatem Andrzej Piłat i ludzie z nim związani mogli, poprzez działania Romana Kurnika (i Józefa Semika) wywierać dowolny wpływ na przebieg śledztwa w sprawie Olewnika i posiadali pełną, niczym nieograniczoną wiedzę na ten temat. Myślę, że udziałowi tych właśnie osób, posiadających realną władzę i wpływy na policję i służby, należy zawdzięczać, że śledztwo brnęło w „ślepe zaułki” i było skutecznie blokowane. Znajomość realiów pracy organów ścigania w latach 2001-2004 pozwala uznać, że „nadzór polityczny”, jaki byli ubecy sprawowali nad policją, był efektywny i zabezpieczał interesy „bossów” na tyle pewnie, że mogli czuć się bezkarni. Generał Józef Semik, po odejściu Romana Kurnika nadal pełnił rolę doradcy ministra spraw wewnętrznych Ryszarda Kalisza i miał wgląd w najtajniejsze policyjne śledztwa. Swoją pozycję i nietykalność Semik miał zawdzięczać gen.Tadeuszowi Rusakowi – w latach 1997-2001 szefowi WSI, z którym był w zażyłych kontaktach.
Mam nadzieję, że poseł Marek Biernacki nie „zapomniał” swoich spostrzeżeń sprzed kilku lat i w toku prac obecnej komisji sejmowej zainteresuje się rolą Romana Kurnika i Józefa Semika, jaką mogli odegrać w sprawie Olewników.
Niemniej istotny pozostaje fakt, że Andrzej Piłat, w okresie rządów SLD zasiadał w radzie nadzorczej spółki EKOTRADE. Prócz niego, w radzie nadzorczej zasiadali m.in. wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Leszka Millera Zbigniew Sobotka ( nadzorujący pracę policji), oraz Jerzy Jerschina, w latach 80. rezydent I Departamentu MSW w Berlinie i Wiedniu – a zatem człowiek związany bezpieczniacko – kryminalnym, tzw.„układem wiedeńskim”.
Ekotrade – to spółka zajmująca się m.in. ochroną mienia, związana z funkcjonariuszami i informatorami służb PRL. Przed trzema laty, Leszek Szymowski, tak pisał o tej spółce, w artykule „ Dworzanie cara Aleksandra”:
„Skandale, przestępcza rola w aferze starachowickiej i wyrok skazujący nie
przeszkodziły w biznesowej karierze Zbigniewa Sobotki. Sobotka - były
wiceminister spraw wewnętrznych i zastępca Krzysztofa Janika - od 1997 r.
związany jest z firmą ochroniarską EkoTrade.[…] Prezesem Zarządu EkoTrade jest syn Jerzego - Jacek Jerschina. […]Jacek Jerschina chwali się, że jest zatrudniony na niejawnym etacie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak wynika z zebranych przez nas dokumentów, z opresji często ratował go Robert Rzesoś - do niedawna szef Centrum Finansowo – Bankowego "Nowy Świat" (w tym samym czasie człowiek odpowiedzialny za przetargi związane z budową luksusowego hotelu), a dziś członek rady nadzorczej Fundacji Uniwersytetu Warszawskiego. Policjantom, którzy półtora roku temu chcieli zatrzymać i jego i Jerschinę za pijackie awantury, Rzesoś zagroził zwolnieniem z pracy. "Poinformował nas, że poprzez swoje koneksje doprowadzi nas do zwolnienia z pracy oraz, że skończymy w więzieniu" - czytamy w notatce policyjnej z 27.04.2005. Sam Rzesoś zaprzecza wszystkiemu. Autorowi niniejszego tekstu grozi procesem sądowym. Twierdzi, że nigdy nie wszczynał awantur i nie groził funkcjonariuszom. Dysponujemy kserokopią notatki policyjnej i kopią aktu oskarżenia przeciwko niemu. Podczas rozmowy z policjantami, Rzesoś powoływał się na znajomość z Ryszardem Kaliszem - byłym sekretarzem stanu w kancelarii Kwaśniewskiego, późniejszym ministrem spraw wewnętrznych, dziś posłem SLD”.
Rzeczywiście, Robert Rzęsoś mógł czuć się „mocnym” człowiekiem, skoro jego nazwisko znajdziemy w aneksie nr.16 Raportu z Weryfikacji WSI, jako tajnego współpracownika.
Na uwagę zasługuje fakt, że towarzystwo związane z Ekotrade powoływało się otwarcie na wpływy u Ryszarda Kalisza – w latach 2004 -2005 ministra spraw wewnętrznych i administracji, który jak wiemy, potraktował obcesowo rodzinę Olewników i ich sprawę.
Obecność we władzach Ekotrade Zbigniewa Sobotki - odpowiedzialnego w latach 2001-2003 za nadzór nad policją, stwarzało Andrzejowi Piłatowi więcej, niż dogodne (pamiętając o znajomości z Kurnikiem) warunki do kontrolowania sprawy Olewników i wpływania na przebieg śledztwa.
Sądzę, że tych osób i łączących ich relacji, w żaden sposób nie wolno pominąć, dokonując rzetelnej oceny ówczesnych działań policji i służb specjalnych. Prześledzenie ich wzajemnych powiązań i kontaktów może okazać się niezwykle pomocne w ustaleniu mechanizmów, jakimi posługiwano się, by wpływać na sprawę Olewnika, fałszować śledztwo, wpływać na świadków i oskarżonych. Warto też dostrzec, „za plecami” głównych postaci obecność ludzi ze środowiska WSW/WSI – z pewnością nieprzypadkową.
Wchodząc do Piekła, autor „Boskiej komedii” przeczytał nad piekielną bramą napis -„Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate” - Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie.
Zapewne dla niektórych z czytelników, opis kręgów „polskiego piekła” wyda się na tyle przygniatający ogromem zła, sięgającego najwyższych poziomów władzy państwowej, że poczują się pozbawieni nadziei i utwierdzą w przekonaniu, że jakiekolwiek zmiany są już niemożliwe. W wielu komentarzach, taką właśnie myśl można wyczytać. To naturalne wrażenie, do jakiego może skłaniać się każdy uczciwy człowiek, dostrzegając, iż „z tych słów groza świta!”
A jednak celem powyższych tekstów nie jest wzbudzanie negatywnych odczuć i nie powinny prowadzić do skrajnych ocen i defetyzmu. Dobrą radę daje wędrowcowi przewodnik Dantego, gdy mówi: „Tu oczyść serce podłością zatrute, Tu zabij w sobie wszelki strach znikomy”
Myślę, że ogólnie dostępna wiedza, jaką już posiadamy na temat działalności „polskiej mafii” może okazać się bronią zabójczą dla tego środowiska. Choćby dlatego, że wiedzieć – to przestać się bać. Nazwać zło po imieniu – to pozbawić je atrybutu zastraszenia, związanego z atmosferą tajemniczości i grozy wobec „nieznanego” Tak – myślę - powinien reagować człowiek wolny. Takie przesłanie z posiadanej wiedzy, powinno wynieść wolne społeczeństwo i mam nadzieję – wyniesie, jeśli członkowie sejmowej komisji ds.Olewnika okażą się ludźmi odważnymi i rzetelne pokażą prawdziwe oblicze IIIRP.
Byłoby dobrze o tym pamiętać, nim otworzymy drogę do kolejnego „piekielnego kręgu”.
CDN…
Źródła:
https://www.wprost.pl/ar/60896/Rurociag-przyjaciol/?O=60896&pg=0
http://www.latkowski.com/blog/id,1488#1488
http://www.wprost.pl/ar/?O=51093&pg=1
http://www.wprost.pl/ar/?O=51424&pg=0
http://www.dziennik-ustaw.info/grupy/dworzanie-cara-aleksandra,watek,218444.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz