Realizm wykuty z doświadczeń historii, nakazywałby
budować państwowość w oparciu o własną, polską drogę. Bez oglądania na Wschód i
na Zachód, bez liczenia na zachodnioeuropejskie gwarancje i współpracę z Rosją.
Polska nie ma najmniejszego interesu w popieraniu
prorosyjskiej i proniemieckiej polityki przywódców UE. Od czasu „ładu
jałtańskiego”, polityka ta stanowi największą barierę dla naszych dążeń
niepodległościowych i wszędzie tam, gdzie uwzględnia priorytety Berlina i
Moskwy – ignoruje lub podważa nasze.
Istota tej polityki nie polega na zapewnieniu
bezpieczeństwa i równego rozwoju państwom Europy Wschodniej, lecz na
zabezpieczeniu potrzeb ekonomicznych najbogatszych graczy Unii (ze szczególnym
uwzględnieniem Niemiec) oraz zagwarantowaniu Rosji „miejsca wśród narodów
świata”. W oczach Zachodu, koegzystencja z Rosją jest możliwa, jeśli państwo to
otrzyma „należną” strefę wpływów i zaspokoi swoje mocarstwowe ambicje.
Każda forma akceptacji tej polityki, wyrażana
przez czynniki polskie, jest aktem głupoty, ocierającym się o zdradę i tak
powinna być traktowana przez ludzi świadomych obecnych zagrożeń.
Niedawna wypowiedź wicekanclerza Niemiec Sigmara
Gabriela: „To jest tak, że Europa
potrzebuje Rosji. Jesteśmy bezpośrednimi sąsiadami i dobre sąsiedztwo jest
niezbędne” – ukazuje, jak bardzo priorytety niemieckie i unijne są
sprzeczne z naszymi interesami.
Polska nie potrzebuje bowiem - ani Rosji ani
Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów,
wojen i ograniczeń państwowości. Jeśli syta i próżna Europa „potrzebuje Rosji”
– niech brata się z nią na własny rachunek. Nigdy zaś kosztem Polski i naszej
niepodległości.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że w
najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z
mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo.
Jeśli taka teza wydaje się niektórym kontrowersyjna
lub obrazoburcza, dowodzi to, jak bardzo zatraciliśmy instynkt zachowawczy i jak
obce jest myślenie w polskich kategoriach.
Doświadczenia
historyczne aż nadto udowadniają, że budowanie dobrosąsiedzkich relacji z tymi
państwami, musi być skazane na klęskę. Podejmowane po roku 1989 próby
prowadzenia takiej polityki, dowodzą (w najlepszym przypadku) skrajnego
infantylizmu i nieznajomości historii. Nie powiodło się to w okresie
międzywojennym, gdy mieliśmy autentyczną suwerenność i polityków na miarę mężów
stanu. Tym bardziej jest nierealne dziś, gdy hybrydą PRL-u rządzą miernoty i
tchórze. Podobne mrzonki kosztowały nas zbyt wiele, by można sobie pozwolić na
kolejne eksperymenty w ramach „dobrosąsiedzkich kontaktów”.
Niezależnie, ile pustych deklaracji zostanie złożonych, ile umów podpisanych, Moskwa i
Berlin zawsze będą wrogami polskości.
Historycznym dążeniem tych państw jest ustanowienie na Wiśle granicy
rosyjsko-niemieckiej i wymazanie Polski z mapy świata. To, czego nie sformułuje dziś żaden polityk
niemiecki, jest już realizowane na mocy sojuszu Merkel-Putin i dokonywane przy
współudziale „elit” III RP. Różnica między obecną sytuacją, a rokiem 1939
polega jedynie na odwróceniu ról i modyfikacji akcentów: dziś konflikt zbrojny ma
wywołać Rosja, zaś Niemcom przewidziano funkcję politycznego i ekonomicznego
wspornika. Udawać, że tego nie widzimy – byłoby szaleństwem.
Prawdziwy georealizm
nie polega zatem na myśleniu
dostosowawczym i akceptacji ambicji rosyjskich i niemieckich, lecz na ich
zanegowaniu i odrzuceniu.
Dopiera taka refleksja może być punktem wyjścia
dla poszukiwania skutecznej terapii.
Mamy dostateczny
potencjał, by polską rację stanu oprzeć się na dwóch filarach: silnej armii i
gospodarce i wśród odwiecznych wrogów wywalczyć pozycję autentycznego
mocarstwa. Jeśli Polacy ze wzruszeniem ramion przyjmują takie wizje –
zawdzięczamy to ludziom, którzy przez dziesięciolecia zabijali w nas dumę z
polskości i wmówili moim rodakom, że tylko zależność od sąsiadów oraz
kultywowanie mitologii „niepodważalnych sojuszy” pozwoli zachować szczątki
państwowości.
Trzeba jednak przyjąć, że ta droga – budowania samodzielnego,
niezależnego państwa, jest dziś dla Polski zamknięta. Nie tylko dlatego, że nie
mamy społeczeństwa zdolnego do walki ani mężów stanu gotowych podjąć takie
wyzwanie. Ostatnie dwie dekady stracono bezpowrotnie na powielanie błędów
przeszłości i proces tzw. integracji z państwami Unii Europejskiej. W praktyce,
proces ten został sprowadzony do narzucenia nam dyktatu ekonomiczno-politycznego,
ze szczególnym uwzględnieniem interesów niemieckich. Przeprowadzono go według
wzorców „ładu jałtańskiego” - nie przecinając wpływów sowieckich, lecz
zabierając Polakom te dobra, które pozostały jeszcze po półwieczu okupacji. Osłabiona,
zdezintegrowana i zdegenerowana Polska – ma stanowić tym łatwiejszy łup.
Nasza obecność w strukturach UE nie daje zatem żadnych
gwarancji bezpieczeństwa i nie ma wpływu na status III RP. Ten bowiem nie jest
zależny od papierowych umów i werbalnych deklaracji, lecz od stopnia samowystarczalności
i siły militarnej państwa.
Doświadczenia płynące z wojny na Ukrainie powinny
potwierdzać, że przywódcy UE nadal kierują się niewolniczą logiką i są gotowi
do najpodlejszych ustępstw na rzecz Rosji. Dlatego tysiące Ukraińców, którzy
minionej zimy demonstrowali wolę podążania „europejską drogą”– zostało
zdradzonych przez pupilkę Stasi, a ich państwo oddane kremlowskiemu bandycie.
Kto wierzy, że podobny los nie spotka Polaków –
nie zasługuje na poważne traktowanie.
Nadal natomiast
osiągalny jest projekt, o którym Józef Mackiewicz napisał: „Żadnej współpracy z bolszewikami! Zasadą polskiej polityki zagranicznej
winno być szukanie przeciwko Niemcom sprzymierzeńców na zachodzie, nigdy na
wschodzie”.
Jest oczywiste, że takich sprzymierzeńców nie
znajdziemy wśród państw Unii Europejskiej, w której Niemcy odgrywają rolę
decydenta, zaś Rosja jest postrzegana jako partner, posiadający prawo do
ingerowania w sprawy innych narodów. Z ujawnionej niedawno rozmowy
Putin-Poroszenko, warto zauważyć fragment, w którym rosyjski satrapa ostrzega
prezydenta Ukrainy, by ten nie liczył na pomoc UE. Putin zapewnia, że Rosja
jest w stanie utworzyć szeroką koalicję państw europejskich, która zablokuje
niekorzystne wobec Kremla decyzje. W tym zakresie, można mu całkowicie wierzyć.
Realizm nakazywałby zatem poszukiwać sprzymierzeńca
w państwie, które w równym stopniu jest przeciwnikiem imperialnych dążeń Rosji,
jak zagraża politycznym interesom Niemiec w Europie. Możemy mówić wyłącznie o jednym państwie, nie
zaś o międzynarodowych paktach i sojuszach, których polityka jest naznaczona wpływami Niemiec lubi Rosji.
George Friedman w opublikowanym niedawno artykule
„Strategia dla Polski” napisał wprost:
„Członkostwo
w organizacjach międzynarodowych jest rozwiązaniem wątpliwym także z tego
względu, że zakłada, iż NATO i Unia Europejska są instytucjami stabilnymi.
Jeżeli Rosja stanie się agresywna, zdolność paktu do wystawienia sił zdolnych
powstrzymać Rosjan będzie w większym stopniu zależeć od Amerykanów niż od
Europejczyków.”
Nie przypadkiem, od kilku lat obserwujemy
przekształcanie NATO z sojuszu obronnego w polityczną organizację
bezpieczeństwa. Jaki udział w tym procesie ma agentura rosyjska (o jej działaniach informowano już w roku 2009), dowiemy
się zapewne po upadku Rosji. Uczestnictwo niektórych państw członkowskich w
zbrojeniu rosyjskiej armii i policji, okrojenie budżetów na obronę, umacnianie
osi Moskwa-Berlin, wstrzymanie procesu rozszerzania Sojuszu – to tylko niektóre
dowody erozji spoistości NATO i zaniku więzi euroatlantyckich. Obrazu dopełnia
rezygnacja USA z postrzegania Starego Kontynentu jako centralnego punktu
geostrategicznych interesów oraz zwijanie parasola ochronnego nad Europą.
Największy udział w dezintegracji i osłabieniu
NATO mają bez wątpienia Niemcy i Francja, ale warto pamiętać, że w tym dziele
współuczestniczy również reżim III RP. Wiele z działań rządu PO-PSL, by
wspomnieć utworzenie pod patronatem Niemiec i Francji tzw. Wyszehradzkiej Grupy
Bojowej, jako reakcji państw "zawiedzionych
i niezadowolonych" z dotychczasowej współpracy w ramach Sojuszu -
służyło temu właśnie celowi. Zawarty w tzw. doktrynie Komorowskiego zamysł „usamodzielnienia systemu bezpieczeństwa
narodowego” oraz mrzonki o „polskiej
tarczy antyrakietowej” od dawna sygnalizowały zmianę dotychczasowych preferencji
i wpisywały się w plany marginalizacji USA w NATO. Zapewne niewiele osób
pamięta, że największym orędownikiem projektu „europejskiej tarczy” była Angela
Merkel, która już przed przyjazdem do Polski w roku 2007 namawiała nas do „budowania tarczy antyrakietowej w ramach
NATO” i zabiegała o „otwartą dyskusję
z Rosją”.
Wśród tzw. priorytetów belwederskiego SPBN na
pierwszym miejscu stawiano zatem surrealistyczny postulat „utrzymywania i wykorzystywania zdolności, gotowości i determinacji do
samodzielnego reagowania na wszelkie zagrożenia” oraz „wzmocnienia
Wspólnej Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa UE”. Wskazanie na ostatnim
miejscu – „partnerstwa strategicznego z
USA”, odzwierciedlało hierarchię zawartą w jednej z wcześniejszych
rekomendacji SPBN, w której zalecano Polsce „odejście od polityki bezwarunkowego, a wręcz bezrefleksyjnego
popierania wszystkich działań tego mocarstwa.”
Jeśli NATO przypomina bardziej pacyfistyczny klub
dyskusyjny niż pakt militarny i nie jest w stanie powstrzymać zakusów Putina,
zawdzięczamy to w równej mierze słabości przywódców Zachodu, jak działaniom
rosyjskiej agentury i konsekwentnej polityce Niemiec, której celem była
dezintegracja Paktu i wyparcie USA z obszaru europejskiego.
Przynależność Polski do sojuszu, w którym warunki
użycia siły dyktuje sprzymierzeniec Putina, zaś o zasadach bezpieczeństwa
decydują czynniki geopolityczne oraz
obawa przed „drażnieniem Rosji” – nie daje nam żadnych gwarancji. Ostatni szczyt
NATO potwierdził to wyraźnie. Przesłanie skierowane do Polaków: radźcie sobie
sami, jest aż nadto czytelne i powinno przywołać analogie z rokiem 1939.
W tej sytuacji, jedynym
racjonalnym rozwiązaniem, byłby militarny sojusz polsko-amerykański, zawiązany
poza strukturami NATO. W praktyce miały prowadzić do: instalacji amerykańskiej
tarczy antyrakietowej (bez dodatkowych warunków), trwałej obecności wojsk USA
na terytorium Polski oraz zreformowania (poprzez opcję zerową) wszystkich formacji
specjalnych. Efektywna współpraca służb USA z najbardziej nieudolnymi służbami
Europy, nie jest możliwa.
Ponieważ Stany Zjednoczone nie mają najmniejszego
interesu we wspieraniu państwa słabego, zależnego od Moskwy i Berlina,
warunkiem zawarcia układu byłoby wyrugowanie z naszej przestrzeni politycznej sił,
które wspierają tzw. integrację z UE lub działają na rzecz „porozumienia” z
Rosją. Sojusz z USA jest możliwy wówczas, gdy Polska wykaże, że stać ją na rolę
państwa działającego aktywnie przeciwko interesom Berlina i Moskwy. Dla Ameryki,
sprawy polskie staną się ważne tylko wtedy, gdy będziemy silnym i nieodzownym
partnerem, nie zaś wówczas, gdy jesteśmy kłopotliwym ciężarem. Polska słaba,
infiltrowana przez agenturę i poddana wpływom sąsiadów, nie może liczyć na
wsparcie Ameryki.
Sięgając po istniejące analogie, można byłoby
powiedzieć (jeśli nawet porównanie to nie znajdzie akceptacji), że w naszym
interesie leży, byśmy byli „Izraelem w Europie”, krajem otoczonym wprawdzie przez
wrogów i skazanym na ciągłą walkę, lecz znajdującym oparcie w największym
mocarstwie świata. Analogia jest tym bardziej uprawiona, że kwestie
energetyczne, odgrywałyby niemałą rolę również w polskim przypadku.
Jeśli nasi sąsiedzi są szczególnie zainteresowani
osłabieniem więzi amerykańsko-europejskich, chcieliby wyprzeć USA z przestrzeni
Starego Kontynentu i zminimalizować wpływy amerykańskie w NATO - należy czynić
wszystko, by pokrzyżować te plany. To,
co nie służy Niemcom lub byłoby szkodliwe dla Rosji – leży jak najbardziej w polskim interesie.
Polska powinna zatem budować swoją strategię bezpieczeństwa
na najgorszym możliwym scenariuszu, a to oznacza, że antyniemieckość i
antyrosyjskość musi stać się polską racją stanu i decydować o naszych wyborach politycznych.
Jedynym znanym mi politykiem który od dawna głosi zawarte w Pana tekście tezy z wielką konsekwencją jest Antoni Macierewicz.Pozostaje tylko mieć nadzieje ze on oraz "jego ludzie" bedą mieli możliwość realizacji tej polityki w praktyce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
gestKozakiewicza
Marcin Majszczyk,
UsuńDziękuję za to zestawienie. Jeśli partia opozycyjna byłaby kierowana przez ministra Macierewicza, z pewnością, taka polityka miałaby szansę realizacji.
Pozdrawiam serdecznie
Aleksander Ścios
OdpowiedzUsuńTakim językiem trzeba dziś mówić: jasno, wprost, bez ogródek. Albo Polacy chcą własnego państwa, w którym będą żyli w wolności, albo będą mieli russkij mir.
Pod poprzednią częścią (Diagnoza) napisałem ciut dłuższy komentarz zakończony pytaniem. Czy mógłby Pan na nie odpowiedzieć?
Pozdrawiam serdecznie
viva cristo rey,
UsuńPodobno mówienie językiem prostym i czytelnym, sprawia intelektualistom największą trudność. Mam jednak nadzieję, że można to robić, nawet w przypadku bardzo trudnych i złożonych tematów.
Przepraszam za pominięcie Pańskiego pytania spod poprzedniego tekstu. Będzie mi bardzo miło, jeśli zachce Pan sięgać po artykuły zamieszczane na tym blogu. Po to przecież są pisane, by trafiały do jak największej liczby odbiorców.
Bardzo dziękuję i pozdrawiam
Nowa "premiera" Pol`szy, Kopacz, ujawniła, że jej kraj nie zamierza zbroić Ukrainy. "Polska powinna zachowywać się jak rozumna kobieta: przede wszystkim nasze bezpieczeństwo, nasz kraj, nasz dom i nasze dzieci" - stwierdziła żona stanu.
OdpowiedzUsuńPOlecam komentarze pod tym artykułem, wiele powiedzą o tym, jak POlityka tej ekipy wpłynie na polsko-ukraińskie relacje.
http://obozrevatel.com/politics/40192-novyij-premer-polshi-zayavila-chto-ee-strana-ne-namerena-vooruzhat-ukrainu.htm
Witam,
OdpowiedzUsuńpodejrzewam, że po takim wpisie Autor zostanie zauważony w polskojęzycznych mediach. Dzięki odpowiedniej prezentacji będzie można "zneutralizować" Ściosa. Przecież nikt nie zapyta o fakty.
Nie zgadzam się z Autorem, że "Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że w najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo."
Jeśli nastąpiłoby nagłe spowolnienie (nie mówiąc o załamaniu) gospodarcze Niemiec, wówczas Polska poniosłaby dotkliwe konsekwencje. Ok. 80% eksportu idzie do Niemiec. Setki firm i tysiące ludzi żyje na co dzień ze sprzedaży do Niemiec. Co by im Pan powiedział, gdyby nagle musieli zamykać działalność, ponieważ niemieccy kontrahenci zbankrutowali?
Zgadzam się natomiast z tym, że musimy wyciągać wnioski z historii. Jednak nie można ich odrywać od rzeczywistości, w której się znajdujemy. Polska jest powiązana z Niemcami wieloma nićmi finansowymi i trzeba to mieć na uwadze. Bankructwa niemieckich firm pociągną za sobą bankructwa polskich. To w prostej drodze prowadzi do wyjścia na ulice. Czy taką formę "budzenia ze snu" chciałby Autor zastosować w Polsce?
W sytuacji w jakiej jesteśmy dziś pozostaje Nam budowa własnej Polski. "Budować państwowość w oparciu o własną, polską drogę. Bez oglądania na Wschód i na Zachód, bez liczenia na zachodnioeuropejskie gwarancje i współpracę z Rosją." - i ta idea od dawna "ciągnie" mnie do Ściosa.
Pozdrawiam
Ryszard
Szanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńpiszę na gorąco, ze świadomością, że napisał Pan tekst wielki i przejmujący do głębi swoją trafnością.
I mówię to ja, czytający Pana od lat, jak i jeszcze jedna osoba, która stale tu zagląda, nie komentuje, ale kazała mi tu szybko przyjść i napisać co trzeba.
Zatem po kolei.
Chyba po raz pierwszy opisał Pan tak dobitnie gepolityczną pozycję państwa polskiego i polski dramat zawieszenia między dwoma śmiertelnymi wrogami. Mamy tu i Angelę dogadującą ruski plan z Komorowskim już w roku 2007, mamy kremlowskiego władykę chwalącego się rządem dusz wśród polityków państw Unii - gotowych stanąć w obronie kremlowskich interesów, mamy strategiczny, śmiertelnie poważnie traktowany plan przyszłej granicy na Wiśle, widzimy zdradzoną, osamotnioną Ukrainę.
Czy dostrzegają to - by użyć świetnie zastosowanej w tekście figury retorycznej - moi rodacy?
Gdzieś w sieci ktoś się niedawno zastanawiał, czy gdyby w Opolu doszło dziś do wystąpienia grupy mniejszości niemieckiej, która chciałaby autonomii i zajęła miejscowy magistrat, polskie władze zareagowały stanowczo i spacyfikowały piątą kolumnę. Śmiem wątpić, boć przecież to nie są polskie władze.
Nowa premier odpowiadając na pytanie o wojnę na Ukrainie, stwierdziła, że jest kobietą, myśli o domu, rodzinie... Ktoś się oburza, że to gafa. Nic z tych rzeczy. To była starannie wyreżyserowana i zaplanowana wypowiedź. Trafiająca do zaprogramowanych od lat tubylców straszonych wojną i destabilizacją. Dla których cztery ściany to ojczyzna, a pełnej miski i kanałów TV bronić będą jak niepodległości. „Jak dla mnie Putin może rządzić w Warszawie, byle był porządek i robota" - to autentyczne słowa jakie usłyszałem od jednego ze znajomych, zatrudnionego na stanowisku kierowniczym w finansowej korporacji. Do takich ludzi podprogowo kierowany jest również zacytowany przez Pana komunikat: „to jest tak, że Europa potrzebuje Rosji. Jesteśmy bezpośrednimi sąsiadami". Gdy wypowiada tę kwestię polityk niemiecki, mimo że mówi o Europie, życzeniowy sens użytych tu słów jest aż nadto wyraźny. Zakłada bezpośrednie sąsiedztwo Niemiec i Rosji, zakłada brak jakichkolwiek państw między nimi.
W Opolu nie byłoby im tak łatwo. Przyszliby ci, którzy gwizdali na Baumana, pojawiliby się ci, którzy na stadionach wywieszają sektorówki sławiące żołnierzy niepodległościowego podziemia, a w wolnych chwilach porządkują groby powstańców warszawskich.
Na koniec: duże wrażenie zrobiła na mnie przenikliwa uwaga o dzisiejszym odwróceniu przebiegu wydarzeń i emocji w stosunku do tych znanych z lat 1939-1945. Wtedy Niemcy pojawili się jako główni agresorzy (1939), a Sowieci jako „stabilizatorzy” (1945). Dziś Putin to agresor, a Merkel – stabilizator. W jednym i drugim przypadku dramat i finis Poloniae.
Szanowni Państwo,
Jeśli ktoś jeszcze dryfuje i nie wie, gdzie zakotwiczyć, niech dobija do brzegu i rozbije tu namiot. Dzisiejszy tekst to doskonała okazja do rozpoczęcia stałych wizyt u Ściosa. Tu z daleka widać biało-czerwoną flagę, a autor pisze bez znieczulenia i bez dekretu.
Ryszard Cimi,
OdpowiedzUsuńZapewne ma Pan rację, pisząc, iż "nagłe spowolnienie (nie mówiąc o załamaniu) gospodarcze Niemiec" przyniosłoby Polsce konsekwencje ekonomiczne.
Stałoby się tak, ponieważ jesteśmy krajem uzależnionym od eksportu i (jak Pan stwierdził) "setki firm i tysiące ludzi żyje na co dzień ze sprzedaży do Niemiec". Uważam to za jeden z istotnych objawów "geopolitycznego przekleństwa", narzuconego Polakom.
Wizja, o której wspominam w tekście, sprowadza się do tego, byśmy nie musieli przejmować się osłabieniem gospodarczym naszych sąsiadów i nie byli zależni od ich koniunktury. Ujmując rzecz w takich kategoriach: Polskę stać na to, by niemieckie firmy i obywatele tego kraju odczuwali przerażenie na myśl o "nagłym spowolnieniu lub załamaniu" polskiej gospodarki. To dopiero właściwe proporcje.
Jeśli uważa Pan, że "pozostaje Nam budowa własnej Polski", to nie wolno stosować wąskiej argumentacji (ograniczonej do obawy strat dla polskiej gospodarki) lecz myśleć w całkowicie innym wymiarze. Szczerze do tego zachęcam.
Pozdrawiam Pana
Aleksander Ścios,
OdpowiedzUsuńchciałbym kiedyś poznać imiona i nazwiska wszystkich, którym zależało na tym, abyśmy stali się krajem uzależnionym od eksportu.
Wizja niezależności gospodarczej od sąsiadów jest marzeniem wielu Polaków. Byłoby pięknie, gdyby z uwagą śledzono stan naszej gospodarki. Na dziś jesteśmy bardziej "tańszą siłą roboczą" dla innych, niż poważnym partnerem gospodarczo-politycznym. Posłowie i senatorowie skutecznie o to "zadbali".
Proszę zauważyć, że wielu ludziom ciężko wyrwać się z "wąskiej argumentacji". Ciężko odłożyć na bok myślenie o tym, żeby "było co garnka włożyć". Przeczucie mówi mi, że w sierpniu 80' ludzie odważyli się na to. Dziś tylko szok mógłby takie zachowanie wywołać. Skoro jednak zamach smoleński (nie żadna katastrofa, wypadek, tragedia i inne) nie wywołał trwałych zmian, to jeszcze długa droga przed Nami. Zamach smoleński zapoczątkował Coś, ale ile jeszcze będziemy musieli zmienić aby odsunąć "tych co na kolanach" to ciężko określić.
Jedno jest dla mnie pewne, potrzebujemy wspólnych "fundamentów" dla budowania nowej Polski. Czy pokusiłby się Pan oraz inni Komentujący na stworzenie choćby listy lektur szkolnych, tekstów literackich, filmów, na których można budować wspólnotę kulturową? Tak aby od razu można było rozpoznać kto jest Obcy, a kto My.
Pozdrawiam Pana
Ryszard
Szanowny Panie,
UsuńByć może taka lista miałaby sens, ale chyba nie od niej trzeba zaczynać. Zdolność do "rozpoznania, kto jest Obcy, a kto My" należy do właściwości naszego sumienia i tylko w pewnym stopniu, od formacji intelektualnej.
W zakresie tej zdolności, istnieje jedno, podstawowe pytanie: jak winien postępować człowiek prawy i uczciwy oraz pochodne od niego: jak powinien postąpić Polak?
Do tego nie trzeba wyjątkowej wiedzy politycznej ani rozeznania niuansów życia publicznego.
Pozdrawiam
Otóż to Panie Aleksandrze - "właściwości naszego sumienia". Odnoszę wrażenie, że nasze sumienia z wielu stron i od bardzo długiego czasu są niszczone. Casus mordu założycielskiego III RP, postawa Episkopatu w kluczowych sprawach, terroryzm medialny i inne doprowadziły do ogromnych spustoszeń w sumieniu Polaków.
UsuńNasze partie i nasze media nie dają odpowiedzi na dwa pytania: kim jesteśmy i dokąd idziemy.
Przywołuje Pan ważne pytanie o kryteria postępowania człowieka prawego i uczciwego. Pojawia się pytanie o to, co znaczy być Polakiem. Odpowiedzi te wywieść można z szeroko pojętej kultury, ale zamiast niej mamy szeroki front kulturalnej papki. Dlatego tak ważne jest, aby na stanowisku ministra kultury były osoby posłuszne.
Proszę zauważyć, że ludzi o słabej kondycji intelektualnej jest bardzo łatwo zaprowadzić na manowce.
Pozdrawiam
Szanowny Panie Kazefie,
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za te słowa. Mają dla mnie tym większe znaczenie, że pochodzą od człowieka, którego opinie szczerze cenię.
Na zadane przez Pana pytanie: czy dostrzegają to nasi rodacy, trzeba odpowiedzieć przecząco.
Jak Pan trafnie zauważył, wczorajsza wypowiedź pani Kopacz, była całkowicie sensowna i w pełni świadoma. Tak bowiem myśli zdecydowana większość Polaków i do nich kierowany był ten przekaz. Nie ma sensu oburzać się, że tchórz mówi językiem tchórzy, a ignorant zwraca się do innych ignorantów.
Co zatem zrobić, by obudzić świadomość rzeczywistych zagrożeń?
Nie znam żadnej cudownej recepty i jestem przekonany, że taka nie istnieje. Obowiązkiem tych, którzy z całą ostrością dostrzegają wagę poruszonych tu spraw, jest mówić o tym. Jak najgłośniej i jak najczęściej. Nie tylko w przestrzeni internetowej, ale przede wszystkim we własnych środowiskach. Proszę o to od wielu lat.
W tej kwestii, radzę nie liczyć na polityków opozycji, tym bardziej, na przedstawicieli "naszych" mediów i środowisk intelektualnych.
Trzeba powoli pokonywać barierę strachu i odrzucać semantyczny terroryzm Onych. Myślenie w kategoriach "konieczności dziejowej" i "geopolitycznych ograniczeń" oraz dostrzeganie przyszłości Polski tylko w relacjach z naszymi sąsiadami - nie jest myśleniem po polsku.
Trzeba zacząć od przełamania mitologii narzuconej przez takich "georealistów", jak Michnik czy Komorowski. To ludzie słabi i intelektualnie ograniczeni, których jedynym atrybutem jest prawo do narzucania Polakom własnych wyobrażeń. Gdyśmy żyli w państwie wolnego słowa, wytwory takich postaci znajdowałyby się na marginesie i nie miały wpływu na naszą teraźniejszość.
Jeśli tezy zawarte w tym tekście wywołują dziś zdziwienie lub prowokują wzruszenie ramion, to dowód, jak dalecy jesteśmy od daru samodzielnego myślenia i jak długa czeka nas droga do wolnej Polski.
Serdecznie pozdrawiam
Szanowny Autorze!
Usuń,,Obowiązkiem tych, którzy z całą ostrością dostrzegają wagę poruszonych tu spraw, jest mówić o tym. Jak najgłośniej i jak najczęściej.''
W którymś z wcześniejszych Pańskich wpisów użył pan sformułowania, piszę z pamięci, że ludźmi, którzy nie doceniają znaczenia posiadania własnego suwerennego, demokratycznego państwa lub nie rozumieją, czy też uporczywie nie chcą wiedzieć w jakiej rzeczywistości żyją, nie należy się przejmować, tylko robić swoje.
Sprowokowany raczej komentarzem p. kazefa o znajomym, któremu jest obojętnie kto będzie rządził Polską, chciałem z kolei ja przytoczyć pewną znamienną wymianę zdań, świadczącą, iż jest jeszcze gorzej i ,, ....jak długa czeka nas droga do wolnej Polski''.
Otóż podzieliłem się mym poglądem na osobę byłego już premiera, który uciekł do Brukseli, z panią będącą już na emeryturze, a pełniącą niegdyś kierownicze stanowisko i spotkałem się z b. ostrą, zdecydowaną reprymendą. Nie traktując tego poważnie, tak pół żartem pół serio zadałem jej pytanie, czy wolałaby rządy PIS-u, czy przysłowiowy najazd mongolski. Odpowiedź padła natychmiast, że najazd mongolski !!! Nieco zaskoczony, ale i rozbawiony, tym razem już prowokacyjnie zadałem następne pytanie, czy wolałaby rządy PIS-u, czy żeby Polski w ogóle nie było !!! W odpowiedź jaką uzyskałem trudno mi uwierzyć do tej pory i gdybym nie był stroną w tym dialogu, nikomu bym w to nie uwierzył. Jeszcze raz zaznaczam, iż nie jest to osoba o mentalności przysłowiowego menela spod budki z piwem. Z tą panią można było porozmawiać, ale jak widać tylko do pewnych granic.
Dla mnie osobiście, najważniejsze jest aby Polska istniała, aby była. Przy tej alternatywie, tzn. być albo nie być, to kto rządzi jest sprawą drugorzędną, bo gdy państwo, w jakiejkolwiek formie, ale gdy jest, to naród może czekać i prędzej, czy później, ale się doczeka. Gdy państwa nie ma , naród obumiera; czego my właśnie jesteśmy najlepszym przykładem. Jeszcze jedno powstanie, do którego tak namiętnie dążył Piłsudski jadąc do Japonii i pewnie nie było by już czego scalać.
cdn
Dodatkowy przykład, gdy w rozmowie z pewną zaprzyjaźnioną urzędniczką administracji państwowej, gdzie uporczywie powtarzała obowiązującą wersję dotyczącą przygotowania lotu do Smoleńska, poinformowałem ją, że cała dokumentacja z tym związana jest dostępna w internecie wraz z wymaganymi pieczęciami i podpisami urzędników pana premiera, popatrzyła na mnie tzw. wzrokiem szukającym rozumu, po czym pokręciła przecząco głową i z niechęcią powiedziała: Nieee, nie, nie, nie. Oczywiście, ani mnie nie poprosiła,ani sama nie zadała sobie tego trudu, żeby to sprawdzić. Może ze strachu.
UsuńPrawdę mówiąc, ja dopiero po tych konwersacjach, tak naprawdę, zrozumiałem co miał Pan na myśli, pisząc, żeby się takimi ludźmi nie przejmować, tylko robić swoje i nad czym bolał, komentujący często naszą rzeczywistość, poeta p. Rymkiewicz, ,,wołając'', że to co pękło w naszym narodzie po Smoleńsku, to już się nie sklei. O czym my mamy rozmawiać z ludźmi, którzy nie chcą prawdy, którzy jej się boją. O czym rozmawiać z ludźmi, których czasami trudno nazwać Polakami, raczej jest to, jak to ktoś gdzieś napisał, polskojęzyczny czynnik etnograficzny. Oczywiście, to nie znaczy, że nie trzeba próbować. Trzeba mówić, rozmawiać, trzeba wołać, choćby to było przysłowiowe ,,wołanie na puszczy'', bo przecież kropla drąży nawet skałę.
Szanowny Panie Aleksandrze, zabory, dwie okupacje, prawie dwa i pół wieku wyrzynania inteligencji z każdego pokolenia musiało spowodować drastyczne obniżenie się średniego IQ dla naszego narodu. Obawiam się, że droga, o której Pan pisze, bez bardziej zorganizowanej i zsynchronizowanej aktywnej działalności, może być drogą dla pokoleń. Jeśli zdążą, oczywiście !! Przychylność administracji państwowej dla wszelkiego rodzaju działalności niemieckiej, zwłaszcza na tzw. Ziemiach Odzyskanych, a nieznanej szerszemu społeczeństwu jest co najmniej zaskakująca. Dlatego, tak jak słusznie Pan pisze, trzeba odrzucić wszelkie romantyczne mrzonki, chciejstwo, czy oglądanie się na innych. Jesteśmy tu i teraz, a sytuacja jest taka , a nie inna. Potrzebne jest nam oprócz rozumnego patriotyzmu, nie tyle trzeźwego, co wręcz cynicznego podejścia do polityki. Chociażby dlatego, że takich mamy sąsiadów.
Opisał Pan naszą aktualną sytuację i wyznaczył cel. Tak klarownie, precyzyjnie, z wręcz beznamiętną logiką. Nikomu się jak dotąd nie udało, a może się bał. Pozostaje nam teraz choćby ,,wołać na puszczy'' i posuwać się do przodu, choćby małymi kroczkami, a może doczekamy, że Opatrzność ześle nam ten wyczekiwany ,,grom''. A póki co: umiesz liczyć, licz na siebie.
Pozdrawiam Autora i wszystkich czytających!!
A. Ścios,
OdpowiedzUsuńwydaje mi się, że ,,Nudis Verbis" to Pański najważniejszy tekst. Formułujący bardzo dobrą syntezę zarówno naszych obecnych problemów, jak i postulatów ich rozwiązania. I to na gruncie stosunków międzynarodowych, a nie wewnętrznych, a to właśnie te pierwsze są dzisiaj kluczem do wszystkich problemów Polski, bez ich priorytetowego uwzględnienia nie można rozmawiać o problemach wewnętrznych.
Chociaż podobne poglądy bywają od czasu do czasu cząstkowo podnoszone przez nielicznych publicystów, Pan pierwszy ujął to w spójną i odpowiednio wyraźną formułę. Dlatego mam nadzieję, że ten tekst przynajmniej intelektualnie będzie pierwszym kamyczkiem poruszającym lawinę w umysłach ludzi dobrej woli.
Szczególnie ważne wydaje mi się sformułowanie wprost tezy, że struktury UE i NATO nie są jedynie nieskuteczne w ochronie interesów Polski , ale z założenia (wyjąwszy Amerykę i jej stolik) działają w sprzeczności z naszymi podstawowymi interesami, zagrożonymi przez sojusz rosyjsko-niemiecki. To rzeczywiście daje do myślenia, bo jak do tej pory, wszystkie działania polskiej prawicy sprowadzają się do postulatów ,,wzmocnienia" tych struktur.
c.d.n.
cz. 2
OdpowiedzUsuń,,Polska nie potrzebuje bowiem - ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń państwowości.
Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że w najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo".
Bardzo dobrze powiedziane. Otóż nie ma żadnych powodów, aby nasz strategiczny interes narodowy formułować z uwzględnieniem nierealnych postulatów pokojowo-dobrosąsiedzkiego współżycia z sąsiadami, którzy właśnie połamali te zasady kopniakami przypominającymi stare dobre lata 30-te. Zarówno Rosjanie, jak i Niemcy bez ogródek pokazują, że nie ma tu dla nas (i Ukraińców, i Czechów....) miejsca. Tak ostro i mocno sformułowana ocena, którą Pan wyraził, jest dzisiaj niezwykle potrzebna - bo bez niej stajemy się bezbronni wśród bandytów. Przeciwnie, jej sformułowanie jest samo w sobie już pierwszą bronią jaką bierzemy do ręki. Teza ta czy też postulat, jest potwierdzony historycznie odnośnie prawdziwości: przez bardzo długi okres czasu Niemcy były rozbite i słabe, a Rosja wprawdzie istniała, ale była odepchnięta od granic Europy - był to czas długiego strategicznego okresu powodzenia naszego Narodu. Utrzymanie takiego stanu rzeczy było też przedmiotem skutecznej troski sąsiadów tych państw, w tym Polski. Dopiero fatalna polityka Wazów (sojusz z Habsurgami), a potem Sasów (sojusz z Rosją), doprowadziły do odwrócenia tego porządku i bardzo złego finału.
Wiemy zatem, że choćby tylko (i aż) historyczna analogia usprawiedliwia potraktowanie Pańskiego stwierdzenia bardzo poważnie. Świadczy bowiem o jego prawdziwości i realności.
c. d. n.
,,Mamy dostateczny potencjał, by polską rację stanu oprzeć się na dwóch filarach: silnej armii i gospodarce i wśród odwiecznych wrogów wywalczyć pozycję autentycznego mocarstwa".
OdpowiedzUsuńZnowu bardzo ważne stwierdzenie.
Otóż potencjał ludnościowy, który jeszcze w czasach Stalina i Hitlera skazywał Polskę na klęskę w wojnie w 1939 r., dziś, w wyniku potężnych zmian cywilizacyjnych, przede wszystkim z zakresu nauk przyrodniczych oraz technicznych , ale także i społecznych, nie odgrywa takiej roli w kwestiach militarnych. Państwo wielkości Polski jest w stanie szybko zapewnić sobie środki militarne w pełni niwelujące te różnice. Ponadto, obecne społeczeństwa niemieckie i rosyjskie to nie te same zdyscyplinowane i sterroryzowane społeczeństwa z przeszłości - ich zdolność do pełnowymiarowej konfrontacji wojennej jest bardzo niska. Brak też tam prawdziwych liderów (nie uważam za takowych Putina czy Merkel, którzy są w rzeczywistości małymi technokratami).
Odnośnie gospodarki, powiem jedynie, że Polska wydaje dzisiaj rocznie na wojsko wiecej niż bedący regionalną potęgą Iran. Widać zatem, ze nawet w stanie dychawicznym ze względu na - cytując S. Michalkiewicza - kompradorski system gospodarczy, nasza ekonomia jest w stanie zapewniać całkiem spore środki. Co by było, gdyby system kompradorski zlikwidować?
c. d. n.
cz. 4
OdpowiedzUsuńOdnośnie uwag Pana Ryszarda Cimi o roli Niemiec w odbiorze polskiego eksportu:
-po pierwsze, słabe politycznie Niemcy mogą być jeszcze lepszym odbiorcą, niż silne, chociaż być może słabszym konkurentem w produkcji zaawansowanej technicznie; rozbicie I Reszy nie sołabiało jej roli jako czynnika konsumpcji gospodarczej, antomiast utrudniało konkurowanie np. Hanzeatom z Anglikami.
-po drugie, może czas zamiast eksportować polskie łozyska i karoseria, żeby złozyli je wachmani w Kolonii, zacząć samemu je składać? Z Gdynii mozna wysłać gotowy towar na cały świat, jest wielki terminal, naprawdę na Niemcach nie kończy się światowa gospodarka.
c. d. n.
cz. 5
OdpowiedzUsuńnatomiast kuracja poprzez sojusz z Ameryką wydaje mi się realna jedynie, jeżeli PiS wygra za rok i obejmie władzę. W przeciwny wypadku, pozostaje tylko droga ,,budowania własnej siły", bo jak sam Pan zauważył, kooperacja z Amerykanami jest uzależniona właśnie od woli i działania polskiego rządu. Za rok będziemy wiedzieć.
Jeśli to sie nie uda (przejęcia władzy przez PiS), warto dalej budować doktrynę polskiej polityki międzynarodowej w wymiarze strategicznym. Nigdy bowiem do końca nie wiemy, czy faktycznie:
,,droga – budowania samodzielnego, niezależnego państwa, jest dziś dla Polski zamknięta". Skontruje to stwierdzenie ospowiedzią, jaką udzielił koadiutor Gondy Annie Austriaczce odnosnie pojawienia się francuskiego Cromwella: ,,nigdy nie wiadomo - tacy ludzie podobni są do gromu. Poznajemy ich, gdy już uderzą".
Tak czy inaczej, lepiej jest miec dobrą doktrynę i właściwie sformułowaną ocenę, niż jej nie mieć. Połowa roboty jest już wówczas wykonana.
,,Nudis verbis" na pewno otwiera w tym zakresie świetny kierunek.
Pozdrawiam serdecznie i gratuluję tego tekstu
Jest to chyba jedna z najbardziej ciekawych analiz stanu Polski po 1989 roku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Autora i Komentatorów.
Mariusz Molik,
UsuńObyś miał rację, bo dziś jest jeszcze czas, by o tym rozmawiać. Jeśli stracimy najbliższy rok - nie będzie już okazji do tego typu analiz.
Dziękuję Ci i pozdrawiam
Wojciech Miara,
OdpowiedzUsuńChcę Panu podziękować za tak doskonałe uzupełnienie i rozwinięcie mojego tekstu. Ponieważ miał być strawny dla czytelnika, byłem zmuszony zrezygnować z dodatkowej argumentacji i konkretnych przykładów.
Do Pańskich refleksji, spróbuję dodać jeszcze jedną, ogólną uwagę.
O tym, jak złudna i fałszywa jest wizja dzisiejszych "georealistów", najpełniej przecież dowodzi nasza historia.
W dziejach Europy nie było narodu, który przetrwałby tak długi czas bez kośćca państwowości. Odrodzenie Polski w roku 1918 musiało być szokiem dla tych wszystkich głupkowatych liberałów, którym pojęcie naród kojarzyło się zawsze z niszczycielskim nacjonalizmem i było czymś kompletnie irracjonalnym. Co więcej, zadaliśmy też cios koncepcjom wyrosłym z tradycji anglo-amerykańskiej, których sens sformułował onegdaj lord Acton, twierdząc, iż „Naród może czasem zostać stworzony przez państwo, ale tworzenie państwa przez naród jest sprzeczne z naturą”.
Polska powstała zatem w „sprzeczności z naturą”, na przekór opiniom światłych Europejczyków i wbrew woli sąsiadów. Zbudowaliśmy niepodległe państwo, nie mocą paktów i sojuszy, lecz dlatego, że przez sto kilkadziesiąt lat przetrwaliśmy jako naród.
Byt II Rzeczpospolitej nie wyrastał więc z „dobrosąsiedzkich relacji” z Rosją i Niemcami, lecz z zachowanej przez pokolenia polskości, nie był efektem geopolitycznych rozgrywek (choć miał oczywisty zawiązek z wynikiem I wojny) ale naszego nacjonalizmu. Nie muszę chyba dodawać, że przez te 20 lat państwowości (naznaczonej jeszcze wojną z bolszewikami) zbudowaliśmy mocniejszy fundament niż śniłoby się dzisiejszym "ojcom założycielom".
Niestety, po roku 1945 szybko o tym zapomnieliśmy (a raczej kazano nam zapomnieć) i nie przypadkiem, dla współczesnych sukcesorów komunizmu, pojęcie naród jest tak wrogie i nienawistne.
Pozwolę natomiast nie zgodzić się z opinią, jakoby dzisiejsze środowiska opozycji, a konkretnie PiS, mógł zrealizować postulat ścisłego sojuszu militarnego z USA. Napisałem bowiem, że wymagałby on wykluczenia z polskiego życia politycznego tych sił, które tkwią w mentalności niewolniczej i zawsze będą oglądały się na wschodnich lub zachodnich sąsiadów. Trudno mi sobie wyobrazić, by prezes Kaczyński mógł otwarcie powiedzieć Polakom: „Polska nie potrzebuje - ani Rosji ani Niemiec. Sąsiedztwo tych państw jest dla nas źródłem nieustannych konfliktów, wojen i ograniczeń państwowości. W najżywotniejszym interesie Polaków leży, by Rosja została rozbita i zniknęła z mapy świata, Niemcy zaś stały się krajem słabym militarnie i gospodarczo".
Nawet cień takiego wyznania, wywołałby dziki wrzask terrorystów medialnych – co samo w sobie, stanowi dostateczną barierę dla partii, która nabożnie wpatruje się w sondaże i chce nawracać apatrydów zamieszkujących mój kraj.
To są myśli, do których, albo trzeba dojrzeć, albo mieć dość odwagi, by je wygłosić wbrew woli tzw. większości.
Dziękuję, że zechciał Pan dostrzec, iż ten tekst może kiedyś otworzyć właściwy kierunek myślenia o sprawach polskich. Nie sądzę, by stało się to teraz, ale mam nadzieję, że będzie realne wówczas, gdy dzisiejszy „georealizm” poniesie kolejną klęskę.
Pozdrawiam serdecznie
Przed chwilą przeczytałem Pana Ściosa tekst ( 21-09-2014 ).
OdpowiedzUsuńWczoraj podczas przejażdżki po malowniczych polskich ziemiach miałem identyczne przemyślenia jak autor w swoim tekście !
Nie wiem jak to wytłumaczyć.
Za chwile muszę pędzić do Kościoła, gdzie będzie odprawiana msza za moją Mamę i Dziadka, dlatego nie jestem w stanie odnieść się do pewnych kwestii, które widzę może trochę inaczej ale cel jest identyczny.
Niesamowite, że wczoraj moje myśli przez kilka godzin biły się właśnie o taką wizje Polski, Europy i Świata jaka Pan nakreślił.
Warunkiem żeby to się mogło spełnić, byłyby właściwe osoby ( typu autor tego artykułu ) w przyszłym rządzie PiS oraz silna, charyzmatyczna postać przyszłego prezydenta USA na wzór Reagana.
USA muszą wrócić do Europy poprzez Polskę !
To jest podstawowy warunek.
Dziękuję Panu za to poczucie wolności w trakcie czytania Pańskiego artykułu :))
OdpowiedzUsuńNie będziemy mieć własnego Państwa. Większość, zdecydowana większość Polaków, tak naprawdę w duchu jest ruska - nie wyprofilowało ich dłuto antyczne, średniowieczne lub renesansowe tylko ordynarny, sowiecki hebel obłudy i pogardy do bliźniego.
OdpowiedzUsuńDopóki jest przyzwolenie "państwa" na korporacyjne oszustwa, na kanty deweloperów i inwestorów będących w zmowie z aparatem "państwa", dopóty można mówić o dominującym pierwiastku kultury sowieckiej w kulturze społecznej.
Sprawiedliwość w działaniu w tym kraju to fikcja. Sprawiedliwych nie nie ceni się, także etap szydzenia z nich już minął - teraz są karani. Bowiem nawet kiedy milczą, przypominają o uciążliwych wartościach, powodują psychiczny dyskomfort "człowieków honoru".
Osowiecenie ducha stało się przyczyną niewiary w to, że możemy ten kraj uczynić krajem niezależnym. Zwyciężenie Rosji - Szarego - należy rozpocząć od przezwyciężenia go w sobie, od zniszczenia zawistnego, zbydlęconego, zakłamanego stanu ducha.
Chcę tu zauważyć, że niepodległa Polska nigdy nie przegrała wojny z Rosją, jeśli tylko walczyła z nią bez dodatkowych przeciwników. Chcę także zauważyć, iż podobnie Polska nigdy nie przegrała z żywiołem pruskim, jeśli tylko walczyła z nim bez przeciwnika wbijającego nóż w plecy. Tysiąc lat historii nie kłamie. Polska powinna dążyć do neutralizacji Niemiec rękami Amerykanów i Brytyjczyków, a z Rosją mierzyć się z podniesionym czołem. Ale do tego potrzeba z siebie wypluć ruskiego, schamiałego karła. Rosja to chamstwo w najczystszej postaci, to fałsz, zdrada i nieopisane okrucieństwo. Kto nie czytał Dróg do Wolności Jensa Bjoerneboe powinien to zrobić, choćby po to, żeby przywołać sobie jak Rosjanie pacyfikowali chłopskie powstania na Ukrainie.
Forsa stała się dziś wielorękim bożkiem. To niepojęte, że jeszcze dekadę temu wiele osób, które znałem nie przehandlowałoby godności za forsę, a dziś robią to bez żenady. Przerażająca deprawacja toposów - tak ująłbym ten stan. Bo nie kupią mięsa, bo jabłek, śmabłek i nylonowych rajstop - o mamo, utonie polska gospodarka i kilku "eksporterów" zblatowanych z "elytą".
W 1000 procentach przyznaję rację Gospodarzowi. Ani kroku w tył, duchowo i w działaniu. Stop!
John Smith,
OdpowiedzUsuńZapewne każdy z nas potrafiłby wskazać przykłady takich dialogów i takich rozmówców. O czym świadczą? Tylko o prawdziwości tezy o dychotomii My-Oni.
Ludzi,którym jest obojętne, kto rządzi naszym krajem i jaka będzie jego przyszłość, nie wolno nazywać Polakami. Ta głęboka patologia dotyka wielu i nie ma względu na zawód, pozycję społeczną, wykształcenie.
Po to, by być Polakiem nie wystarczy urodzić się na terenach między Odrą a Bugiem i w dokumencie tożsamości wpisać narodowość polską. Kto tego nie rozumiał wcześnie, powinien zrozumieć po zamachu smoleńskim.
To wówczas okazało się, że terytorium Polski zaludnia ogromna armia apatrydów – bękartów bez ziemi i poczucia wspólnoty narodowej, całkowicie obca naszej kulturze i tradycji.
Zobaczyliśmy ludzi powtarzający rosyjskie łgarstwa, usłyszeliśmy szyderstwa ze śmierci rodaków, ujrzeliśmy watahę oddającą mocz na znicze i „stróżów prawa” kradnących krzyże i kwiaty złożone ofiarom. Ci sami ludzie czcili pamięć sowieckich najeźdźców, honorowali bandytów i kolaborantów, słali dziękczynne adresy do kremlowskich ludobójców. Nawoływali Polaków do „pojednania”, „łączyli w żałobie” i załganym frazesem - „bądźmy wszyscy razem” próbowali zatrzeć nieprzekraczalne granice.
O tym nie wolno zapominać ani przekreślać tamtych zachowań żadnymi "zasługami".
Można bowiem imaginować sobie istnienie różnych grup politycznych, poglądów i ocen, ale jeśli wymieszamy dobro ze złem, wartość z bylejakością, a mądrość z głupotą - nie otrzymamy "nowej jakości" lecz stare pomyje - te same, które od wielu dekad zatruwają życie Polaków.
Stan III RP nie jest wynikiem selekcji i mądrego podziały na My - Oni, lecz właśnie efektem łączenia ze sobą rzeczy nieprzystawalnych: ludzi PRL-u z tradycją Rzeczpospolitej, propagandystów z wolnymi mediami, złodziei z gospodarką rynkową, zamordystów z demokracją, a bękartów z polskością.
Znany jest termin apatryda - człowiek pozbawiony ojczyzny i tym mianem powinniśmy określać ludzi wyzutych z polskości. Jeśli tego nie czynimy - ze strachu, z głupoty, czy z koniunkturalizmu, nie tylko fałszujemy rzeczywistość, ale tracimy szansę na odbudowanie wspólnoty narodowej.
Napisał Pan:"najważniejsze jest aby Polska istniała, aby była. Przy tej alternatywie, tzn. być albo nie być, to kto rządzi jest sprawą drugorzędną, bo gdy państwo, w jakiejkolwiek formie, ale gdy jest, to naród może czekać i prędzej, czy później, ale się doczeka".
Nie wiem, czy właściwie zrozumiałem te słowa, jednak trudno byłoby mi zgodzić się z takim postawieniem sprawy. W odpowiedzi udzielonej Panu Wojciechowi Miara przypomniałem słowa lorda Actona, których sens został zanegowany powstaniem II Rzeczpospolitej:„Naród może czasem zostać stworzony przez państwo, ale tworzenie państwa przez naród jest sprzeczne z naturą”.
Myśląc o konieczności przetrwania państwa (nawet za cenę złych, podporządkowanych obcym rządów) trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: jakim państwem polskim było Księstwo Warszawskie, Wielkie Księstwo Poznańskie, Królestwo Galicji?
Co zdecydowało o przetrwaniu polskości: karykatura tych form państwowości czy ciągłość tradycji i siła narodowych więzi?
To pytanie tym ważniejsze w odniesieniu do III RP - państwa zbudowanego na antypolskim fundamencie PRL-u, które powstało jak drwina z naszych dążeń niepodległościowych.
Dziękuję za interesujący komentarz i pozdrawiam Pana
Zdanie, które wzbudziło w Panu wątpliwości, uprościłbym w ten sposób: Łatwiej zmienić władzę, niż zbudować od podstaw państwo.
UsuńGradacja ważności, komplikacji, czy też trudności wykonania tych alternatyw jest nieporównywalna.
Idąc dalej, ja osobiście nie uważam, że powstanie II RP zaprzeczyło wypowiedzi wzmiankowanego przez Pana Lorda. Pomijając intencje tego pana, które to będąc angielskimi, jak historia udowodniła, trudno, a nawet szkodliwym jest zakładać, że są nam przynajmniej nie wrogie, to Naród Polski nie zbudował w 1918 r Państwa Polskiego, myśmy je tylko wskrzesili. Ono cały czas było w naszych głowach, umysłach. My wiedzieliśmy, byliśmy święcie przekonani, że to tylko kwestia czasu, bo fundamenty Państwa cały czas były w nas, lub inaczej to MY Polacy byliśmy tymi fundamentami. Dlatego zarówno w Rosji, jak i w Prusach, potem w Niemczech były, a zapewne nadal są poglądy, że warunkiem potęgi, a może nawet i istnienia tych państw jest zlikwidowanie Narodu Polskiego, czyli zlikwidowanie FUNDAMENTÓW Państwa Polskiego.
Oczywiście, ma Pan w zupełności rację, że to ,, …. ciągłość tradycji i siła narodowych więzi'' sprawiła, że Nasze Państwo, ale powstało na nowo, odrodziło się jak mityczny Feniks z popiołów. Jednak to właśnie istnienie, posiadanie własnego państwa uczyniło tak ważnymi, istotnymi te wymienione przez pana cechy dla naszego narodu, pogłębiło duchowe znaczenie, dodało politycznej tożsamości.
cdn
Państwo to najwyższa forma zorganizowania się określonej populacji ludzkiej. Następuje ujednolicenie języka, obyczajów, kultury. Powstaje Naród, który zaczyna mieć tradycję, odczuwa jej ciągłość i powstaje narodowa tożsamość, poczucie więzi. Przed powstaniem państwa można mówić o mniej lub bardziej zorganizowanych plemionach, które mogą się przyłączyć do tej , czy tamtej lub jeszcze innej organizacji i stworzyć takie lub zupełnie inne państwo.
UsuńZgadzam się, że twory quasipaństwowe, które Pan wymienił to była karykatura form państwowości, ale jednak była tam jakaś administracja, jakieś służby działały. Pozwalało to jednak na pamięć o tradycji państwowej. Że w krzywym zwierciadle? Na bezrybiu i rak ryba. Był to jednak jakiś szkielet, na którym można było rozwijać własne oryginalne teorie, a później już łatwiej we własnym państwie odbudowywać własne struktury. Piłsudski już w II RP nie wyzerował wszystkich stopni wojskowych z powodu, że to zaborcy je nadali. Utrzymał je i odbudowaliśmy własne Polskie już wojsko przy pomocy ludzi wyszkolonych i sprawdzonych w działaniu przez naszych wrogów.
Dlatego też uważam, że najważniejsze dla bytu narodu jest ciągłość posiadania państwa, w jakiejkolwiek formie. Bez tego, oczywiście nie dzieje się to z dnia na dzień, naród obumiera, następuje wynarodowienie się. Straciliśmy własne Państwo bo odeszliśmy od korzeni, odwróciliśmy się od dziedziny Piastów, oryginalnej naszej dynastii, która stworzyła Państwo Polskie. Ludzie rządzący Polską zapomnieli o tej tradycji i przestali dbać o kraj. Naród przestał szanować własne państwo, które zgniło. Dopiero utrata własnego Państwa otrzeźwiła Polaków.
Teraz zaczyna dziać się podobnie. Znacząca część ludzi mieszkająca w naszym kraju przestała go szanować, stała się jak pisze Autor bloga, apatrydami. Oni zniszczą nam Polskę. Ponownie.
Jeżeli nie chcą nas słuchać, nie przejmujmy się nimi tylko róbmy swoje. Idźmy do przodu!
P.S. Wydaje mi się, że wątpliwości co do rozumienia maja płaszczyznę wyłącznie semantyczną.
Pozdrawiam
Stanley Panama,
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Pańskie stwierdzenie: "USA muszą wrócić do Europy poprzez Polskę !"
Dodałbym, że zasady tego powrotu powinien zakreślać wspólny interes Polski i Stanów Zjednoczonych: eliminacja wpływów niemieckich w Europie oraz likwidacja Rosji.
Oba cele są równie korzystne dla nas, jak dla Amerykanów i w obu przypadkach Polska powinna odegrać rolę państwa zmieniającego obecne zasady geopolityki.
Tylko wspólny interes może zagwarantować trwałość takiego sojuszu.
@ A. Ścios
UsuńWiele Pan pisze o realizmie, ale ja tegoż u Pana nie czuję... Jaki interes dla USA miałaby likwidacja Rosji (co niewykonalne a i Ameryce niepotrzebne)? Jakim sojusznikiem może być Polska w ob. sytuacji (rządy postkomuny i -jak Pan sugeruje- niechciejstwo PiS do władzy) - gdzie tu proporcje (PL-USA)? Jaki sens dla USA miałaby polityka wyzerowania Niemiec (Niemcy to wielki gosp. partner Stanów., serce/centrum Europy, równoważnik wobec antyamerykańskiej Francji itd.? PS: A jaki ma Pan realny pomysł na (cyt:) "eliminację wpływów niemieckich w Europie"?
Beata Kuna,
OdpowiedzUsuńJa zaś dziękuję Pani za słowa, które stanowią największą nagrodę dla autora.
Pozdrawiam
przemek łośko,
OdpowiedzUsuńZnajomość historii uczy pokory, ale też pozwala uniknąć nadmiaru pesymizmu. O ile obraz, który Pan nakreślił jest głęboko prawdziwy, o tyle prognoza -"nie będziemy mieć własnego Państwa", niekoniecznie. Powiedziałbym kolokwialnie - bywało gorzej.
Gdy mając świadomość stanu w jakim znajduje się polskie społeczeństwo, próbuję oceniać nasze dzisiejsze szanse, przypominają mi się słowa jednego z żołnierzy Pierwszej Kompanii Kadrowej, który opowiadał, jak przemarszowi tych 164 szaleńców towarzyszyły gwizdy gawiedzi, wyzwiska i wymowne gesty pukania w czoło.
Prawdą jest zatem, że "zdecydowana większość Polaków, tak naprawdę w duchu jest ruska". Naszą rzeczą jest sprawić, by zdecydowana mniejszość była w duchu polska.
To wystarczy.
Pozdrawiam Pana
Dzień dobry. Najpierw w odniesieniu do Pana dwuczęściowego artykułu 'Nudis Verbis' odpowiem cytatem: "Albo się pisze prawdę,albo jej się nie pisze wcale". Ja oczywiście jestem za prawdą,jak i Pan i reszta komentatorów tego blogu. Dlatego jestem,na razie "w ciemno", zarówno za treścią książki pana W.Sumlińskiego 'Lobotomia 3.0' jak i zapowiadanej Pana książki 'Zbrodnia założycielska III RP- Zabójstwo Ks. Jerzego Popiełuszki' (jak i za znaną treścią pozostałych książek i blogów was obu); obydwaj jesteście wg. mnie rzetelni w przekazie i kojarzeniu faktów,także tych dotyczących lustracji. W związku z lustracją właśnie,w kontekście Pana artykułu http://www.bezdekretu.blogspot.com/2013/01/smiertelnie-grozny-mit-pawa-lisickiego.html oraz artykułów http://www.lisicki.dorzeczy.pl/id,4290/Tajemnica-agenta-Tamizy.html oraz http://www.lisicki.dorzeczy.pl/id,4288/Z-ciezkim-sercem.html mam obawy,że wylewa się dziecko z kąpielą,że dochodzi do czegoś analogicznego,jak w sprawie lustracji abp.Wielgusa-ze wszystkimi złymi tego następstwami w formie "pojednania".Podobnie,jak ze śp.gen.Sł.Petelickim,który ujawnieniem esemesowej instrukcji smoleńskiej przynajmniej po części dokonał przewartościowania,tak,jak śp.płk.R.Kukliński. Zastanawia mnie więc,czy obecna patriotyczna postawa prof.Kieżuna,znana mi choćby z jego obecnych wypowiedzi nt.Powstania Warszawskiego,wypowiedzi wyraźnych i propolskich sprzeciwiających się propagandzie 'Obłędu44',zasługuje na to,aby dopadli go wrogowie .Ci sami wrogowie i ich różne mutacje,którzy skazywali żołnierzy AK/NSZ na śmierć.I ci sami wrogowie i ich mutacje,którzy zafundowali Polsce okrągły stół i "grubą kreskę" bezkarności katów,zaś pod pozorem "pojednania" wyrugowali z Solidarności część patriotów wmawiając opinii publicznej ich "szkodliwy ekstremizm". Pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńSzanowny Panie Aleksandrze,
OdpowiedzUsuńCzytajac Pana ostatnie publikacje przypomniał mi się ubiegłoroczny tekst pana prof. Legutko p.t: "Odbudujmy Państwo" (.http://niezalezna.pl/40048-odbudujmy-panstwo).
W jednym i drugim przypadku autorzy stawiaja diagnozę i proponują formułę dojscia do celu.
Co łączy najbardziej oba te teksty?
W moim odczuciu, głębokie uznanie dla Polski miedzywojennej!
Ten fenomen jakim była II RP, powstały na bakier z logiką i ówczesnym "georealizmem" wiekszosci, stał się w krótkim, nieprawdopodobnie krótkim okresie jednym z silniejszych organizmów gospodarczych i państwowych w Europie.
Gdy czytamy o powstawaniu COP-u, rozwoju szkolnictwa wyższego i zawodowego, portu w Gdyni , naszej floty handlowej, oraz marynarki wojennej, aż trudno nie ujrzeć materializacji przesłania Pańskiego artykułu, w obszarze celów i metod odpowiadającego realiom lat 20-tych i 30-tych XX wieku.!
O antkomuniźmie, jako normie polskości, mówiło się, pisało, można powiedzieć, że był to oficjalnie uznawany jeden z głównych nurtów myśli politycznej międzywojnia.
O przezornym i roztropnym postepowaniu na kierunku "zachodnim" (w tym Niemcy, Prusy Wsch) można ewidentnie mówić w kontekście np. portu i miasta Gdyni, rozwoju Zagłębia przy zniemczonym silnie Ślasku, a także sojuszy militarnych z (wtedy) geograficznie odległymi państwami jak np Wielka Brytanią.
Dzisiejsze standardy odległości zmieniły się, ale idea jest nadal słuszna (choć adresat z powodu atrofii postaw dzisiejszych społeczeństw Europy zach. - inny, odleglejszy).
Czy trzeba jeszcze dodawać, że nasz ówczesny potencjał i tempo rozwoju pozwalały rokować Polsce rychłe obsadzenie w elicie tamtej Europy?.
"Znaczy Kapitan" Olgierda Borchardta, to książka przy której uczyłem się Polskości i łączenia romantyzmu postaw z ich realnym znaczeniem. Stąd m.in. wiem, że mozna być wspaniałym człowiekiem, Polakiem i godnym szacunku Europejczykiem.
Wierze głęboko, że nadejdzie czas gdy znajdzie się ponownie tych "164 szaleńców" o których Pan napisał w odpowiedzi panu Przemkowi.
Może być to spowodowane, jak pisał prof Legutko " ... powtórzeniem się scenariusza węgierskiego,", czy "... szerokim buntem wobec rosnącej arogancji unijnej, powodującym wzrost samodzielności politycznej i potrzebę szukania własnych pomysłów na zmiany.".
W przeciwieństwie do profesora, nie widzę tej trzeciej drogi, ewolucyjnej, którą on dopuszcza na zakończeniu swojego artykułu.
Istnieje cos takiego w przyrodzie jak "energia aktywacji" procesu. Jej pokonanie warunkuje mozliwość zajścia samego zdarzenia.
"Energia aktywacji" odzyskania wolności przez Polskę jest bardzo wysoka, moze wymagać nakładów na jakie nas, z różnych powodów, nie stać.
Jestem przekonany, że oprócz szaleńczej odwagi garstki idealistów niosących tą energię, może i powinien pojawić się czynnik katalityczny, "nieoznaczony", który na tyle obnizy jej nakład, ze danina którą przyjdzie złożyć okaze sie wystarczająca.
I czymkolwiek się to okaże , gdy nadejdzie, musimy i bedziemy w swej mniejszości tego świadomi!
pozdrawiam Pana i Komentatorów
wsojtek,
OdpowiedzUsuńW Pańskim komentarzu znajduję tak wielkie pomieszanie,że podjęcie tych tematów sprowadziłoby rozmowę na całkowicie inne obszary niż wynika to z mojego tekstu.
Dziękuję, że obdarza mnie Pan zaufaniem, muszę jednak krótko odnieść się do niektórych stwierdzeń.
Skoro (jak wynika z deklaracji) jest Pan "za prawdą", to nie wolno jej dozować podług własnych wyobrażeń bądź domniemanych lub rzeczywistych "zasług". Szczególnie, gdy rzecz dotyczy tak fundamentalnej sprawy, jak współpraca z okupantem.
Abp.Wielgus był zatem tajnym współpracownikiem bezpieki i przez wiele lat trudnił się haniebnym donosicielstwem. Co gorsze - zaprzeczył temu, gdy ujawniono niepodważalne dokumenty. Sugestię, jakoby późniejszy proces "pojednania" z rosyjskimi bandytami był w jakikolwiek sposób powiązany z ujawnieniem przeszłości tego człowieka, uważam za nonsens.
Płk. Petelicki był zaś funkcjonariuszem antypolskiej formacji, powołanej przez sowieckiego okupanta. Tyle fakty.
Nie czytałem publikacji panów Cenckiewicza i Woyciechowskiego na temat prof.Kieżunia. Nie mam jednak najmniejszych podstaw, by podważać najwyższy profesjonalizm i wiarygodność tych osób lub wątpić w prawdziwość dokumentów. Jeśli więc istniały dowody wskazujące, iż prof.Kieżuń był tajnym współpracownikiem bezpieki, należało je bezwzględnie ujawnić.
Wszystko poza tym, jest naszą interpretacją.
Podobnie należy postępować w przypadku każdej innej osoby publicznej. Bez żadnego wyjątku.
Pozdrawiam Pana
Odpowiedź cz.1. W odniesieniu do części 2. 'Nudis Verbis' i Polski,która powinna liczyć głównie na siebie,i działać tak,jak państwo działające w nieprzychylnym otoczeniu : 19.09. podpisano pod belwederskim patronatem umowę między Litwą,Ukrainą i Polską http://www.mon.gov.pl/aktualnosci/artykul/2014-09-18-podpisanie-umowy-o-utworzeniu-litpolukrbrig/pdf/ ;uważam,że jest to twór analogiczny do Grupy Wyszehradzkiej Czechy/Słowacja/Węgry/Polska,aczkolwiek inny i niosący inne wyzwania dla Polski.Jednym z nich jest np. polityka Litwy wobec polskiej mniejszości ,jeżeli chodzi o Ukrainę-to praktycznie rozbiór Ukrainy można powiedzieć ,że przy zgodzie świata (?),skoro np. rząd australijski wycofuje wcześniejsze niezaproszenie Putina na szczyt G20. Wspominając państwo działające w nieprzychylnym otoczeniu jako przykład wymienię Izrael,choć i w nim stawiają pomniki armii czerwonej w miejscu publicznym.Ja zaś chciałbym "prewencyjnie" uniknąć posądzenia: jestem Polakiem,w drugiej kolejności mieszkańcem pogardzanego przez niektórych Śląska.
UsuńOdpowiedź cz.2. w związku z wywołaniem do tablicy. 1) Uważam Pana dwuczęściowy artykuł 'Nudis Verbis' za ważny. Przewidując burzę w sprawie prof.Kieżuna pozwoliłem sobie subiektywnie uznać ją za na tyle ważną,by popełnić pod ważnym Pana artykułem swój wpis z 22.09. Czy burza jest-Pan oceni sam ;ja podam tylko jeden przykład http://www.wpolityce.pl/spoleczenstwo/215094-sprawa-prof-kiezuna-czyli-historia-cepem-pisana ,panią A.Romaszewską uważam za osobę honorową. Czy takie rozegranie sprawy przyniesie pozytywny efekt-subiektywnie wątpię. 3) Przykro,że Pan trochę zwątpił w to,że jako Pana zwolennik ,widząc niemal codziennie pańską chmurę m.in. z blogiem pana Sł.Cenckiewicza ,mogę udawać zwolennika lustracji i nieznajomość choćby tej odpowiedzi: http://www.ipn.gov.pl/wydzial-prasowy/komunikaty/w-zwiazku-z-artykulem-czego-boi-sie-prezes-ipn-nasz-dziennik-10.09.2007r. Wolę przeprosić Pana ,tak na zapas: ja lubię czytać także nie tylko tekst,ale też między wierszami ,zaś m.in. wspomniany przeze mnie dziennikarz wspominał o esbeckiej prowokacji wobec innego abp.,którego nazwisko pozostawię Pana przenikliwości. Jeszcze co do obecnego IPNu: nie chcę w jakikolwiek sposób podważać ich lustracyjnego dorobku,nie chcę tym bardziej podważać czegokolwiek związanego z Komisją/Raportem/Aneksem, jednak stwierdzam otwarcie,że pewne rugi personalne w obecnym IPN to nie jest droga prawdy; i znów nazwiska pozostawię Pana przenikliwości.
UsuńOdpowiedź cz.3.w związku z wywołaniem do tablicy. 4) Nie mogę zgodzić się z odczytaniem sensu mojej wypowiedzi dot. śp.gen.Sł.Petelickiego: to,że uważam go (przynajmniej po części) za zrehabilitowanego w niczym nie uchybia słuszności lustracji i faktu uczestnictwa w "antypolskiej formacji powołanej przez sowieckiego okupanta "-to cytat z Pana odpowiedzi. Pytam więc w tym miejscu o ocenę współpracy z ludźmi po części i z tej "formacji" innego wojskowego pochodzącego z LWP,jednego z bliskich współpracowników Jaruzelskiego,który jednak dokonał takiego przewartościowania,że nie tylko w moich oczach jest osobą w pełni zrehabilitowaną.I nie tylko ze względu na swoją Spowiedź; może wtedy był najlepszy moment historii,gdy żył wielki Polak,Papież JPII ,kto to wie? Uważam,że miara lustracji musi być jedna,m.in.po to,aby zniszczyć wszystkie możliwe okazje szantażu,przy czym uzasadniona rehabilitacja nie może zostać uznana za zło; po to zresztą jest tzw.weryfikacja. Przy czym siadanie przy jednym stole z b.szefem WSI Dukaczewskim uważam za zbędny element szkodliwej autoreklamy http://www.youtube.com/watch?v=oj_efUNhkwQ ; Poeta stwierdził przecież,że z takimi nie warto gadać...
UsuńAbp Wielgus nie był tajnym współpracownikiem bezpieki. Nie ma żadnego dowodu na potwierdzenie tej tezy.
UsuńZ resztą niech każdy przeczyta książkę S.Karczewskiego- "Zamach na arcybiskupa".
Zaścianek,
OdpowiedzUsuńTo naturalne, że powinniśmy czerpać z najlepszych momentów naszej historii. Odwoływanie do II Rzeczpospolitej nie jest przecież "podróżą sentymentalną", lecz dowodem twardego realizmu: taką Polskę potrafiliśmy stworzyć, taką chcielibyśmy zbudować.
Bardzo trafnie Pan zauważył, że przedwojenny antykomunizm, był jedną z norm polskości.
Tej sprawie - antykomunizmu - broni utraconej, poświęciłem książkę, którą uważam za najważniejszą z dotychczas wydanych.
Cała historia myśli politycznej II Rzeczypospolitej była w znacznej mierze dziejami antykomunizmu, a on sam, czymś dalece więcej niż propagandową odpowiedzią na sowieckie zagrożenie. Wartość antykomunizmu – wynikająca z dogłębnego rozpoznania intencji bolszewickiej Rosji – odróżniała naszą myśl polityczną od błędnych, a często infantylnych wizji funkcjonujących wśród społeczeństw Europy Zachodniej.
Jednocześnie, polski antykomunizm, nigdy nie był racją skierowaną przeciwko komuś, ekspansywną i wrogą. Wynikał z rzetelnej, dalekowzrocznej refleksji historycznej i miał na celu ochronę naszych interesów narodowych. W moim rozumieniu, był postawą, którą nazywam dziś dychotomią My-Oni.
Do takiego antykomunizmu powinniśmy dziś wracać, takie idee propagować. To my musimy uczyć Europę, jak ma postrzegać dzisiejszą Rosję i jak walczyć z zarazą totalitaryzmu.
Jeśli w tym tekście piszę o konieczności dogłębnego przewartościowania naszych geopolitycznych ograniczeń, jest to efektem pojmowania antykomunizmu jako polskiej racji stanu. Utrata tej broni, kosztowała nas półwiecze sowieckiej okupacji i ponad dwie dekady hańby III RP.
Gdyby takie myślenie stało się powszechne, nie moglibyśmy godzić się na rolę rosyjskiego dominium bądź pozycję niemieckiej "wycieraczki".
Bardzo Panu dziękuję i pozdrawiam
Witam.
OdpowiedzUsuńMoi najbliżsi już terapię przeszli. Seria "Nudis Verbis" bezcenna.
Pozdrawiam.
Ciekawie opisany temat. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń