Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

czwartek, 8 grudnia 2011

WOJNA CYWILIZACJI

„Europa zagrożona jest wojną nie z muzułmanami, ale z Rosją, dla której wartości cywilizacji europejskiej są całkowicie obce" – ostrzegł przed kilkoma dniami pierwszy prezydent niepodległej Litwy Vytautas Landsbergis podczas konferencji „Historia i pamięć. Sowiecka przeszłość 1952/90”. Jako główny problem Europy, Landsbergis wskazał na „amnezję, zapominanie o własnej historii i historycznej sprawiedliwości” i uznał, że skutki międzynarodowego kryzysu finansowego, „kryzysu uczciwości” zostaną wykorzystane przez Rosję do narzucenie Europie cywilizacji „pozbawionej sumienia”. 
Po śmierci Lecha Kaczyńskiego nie ma dziś  w Europie polityka zdolnego do równie dogłębnej i odważnej  oceny rzeczywistości.  To Landsbergis był autorem stwierdzenia, że „Lech Kaczyński stanowił przeszkodę dla planów współpracy z Rosją za wszelką cenę” i   zauważył, że  nikt w Europie nie postawi pytania: czy tragedia smoleńska była działaniem celowym, zamachem - w obawie przed narażeniem dobrych stosunków z Rosją . „Gdyby to się   okazało prawdą” -  konkludował  Landsbergis,  „pojawia się następne straszne pytanie - co robić ? Nie ma odpowiedzi. Zerwać stosunki? Wszyscy się boją , nikt więc tego pytania nie zada”
Od 10 kwietnia 2010 roku na tym lęku Rosja buduje swoją pozycję i poszerza obszar wpływów, przy czym proces ten bardziej przypomina wrogie działania zaczepne niż pokojową ekspansję. Kremlowscy stratedzy z sowieckich szkół KGB potrafią doskonale rozgrywać obawy i słabości polityków europejskich i przy udziale agentury oraz narzędzi dyplomatycznych i ekonomicznych prowadzą od dawna regularną wojnę cywilizacyjną.
Symbolem tego podboju nie musi być Nord Stream bądź zgoda na wejście Rosji do Światowej Organizacji Handlu. Wskazałbym raczej na postulat przyznania językowi rosyjskiemu statusu oficjalnego języka Unii Europejskiej. Taki projekt został zgłoszony oficjalnie na forum UE przez łotewską europosłankę Tatianę Żdanok i został natychmiast wsparty przez ambasadora Rosji przy NATO Dmitrija Rogozina. Przyznał on, że władze FR zamierzają do tego celu wykorzystać przepis pozwalający na wniesienie pod obrady PE projektu ustawy, jeśli zostanie on zgłoszony przez milion obywateli Unii. Według Rogozina, w krajach UE mieszka kilka milionów Rosjan, którzy z radością poprą ten projekt. Status języka rosyjskiego miałby przyczynić się do „podniesienia prestiżu Rosji”, ale także do „rozwiązania problemów Rosjan w krajach bałtyckich”. Jest to pomysł niezwykle groźny i niesłusznie bagatelizowany, za którym kryją się prawdziwe plany kremlowskich siłowików.
Jeśli zauważyć, że przed rokiem uchwalono w Rosji doktrynę wojskową pozwalającą na interwencję zbrojną  poza granicami FR, „wszędzie tam, gdzie naruszane są prawa obywateli rosyjskich”, zaś kwestie językowe należą do podstawowych „tematów zaczepnych”    wykorzystywanych przez FR wobec Łotwy, Litwy bądź  Estonii -  nietrudno zrozumieć, do czego może zmierzać ów pozornie niewinny pomysł.
Ta sytuacja pokazuje również, jak Rosja postrzega instytucje unijne i w jaki sposób zamierza wykorzystać obecność swoich obywateli w państwach UE. Jest to przykład, który winien zmusić do refleksji tych wszystkich, którzy nadal lekceważą skutki obłędnego planu otwarcia polskiej granicy z obwodem kaliningradzkim i nie dostrzegają związanych z tym niebezpieczeństw. 
Na przestrzeni ostatnich miesięcy można wskazać co najmniej kilkanaście decyzji lub wypowiedzi polityków rosyjskich formułowanych w trybie roszczeniowym i nacechowanych wrogością wobec Zachodu i Ameryki. Począwszy od żądania przekazania do Rosji „handlarza śmierci” Wiktora Buta, poprzez groźby szefa Rosyjskiego Stowarzyszenia Gazowego Walerija Jazewa pod adresem UE za wprowadzenie tzw. III pakietu energetycznego, po zapowiedź zerwania układu START i umieszczenie w Kaliningradzie radaru kontrolującego przestrzeń powietrzną całej Europy Zachodniej. Przed kilkoma tygodniami Rosjanie wprowadzili zakaz wjazdu dla 11 urzędników amerykańskich, m.in.  związanych ze sprawą Wiktora Buta. Uczyniono to w odwecie za zakazanie wjazdu do USA 11 rosyjskim urzędnikom winnym śmierci Siergieja Magnitskiego, prawnika, który oskarżył grupę oficerów służb specjalnych, policji i urzędników skarbowych o wrogie przejęcie firm funduszu Hermitage. W tle tej decyzji warto odnotować odważną wypowiedź republikańskiego senatora Johna McCaina, który po upadku Kadafiego wezwał Rosjan do  podążenia za przykładem Libijczyków i powstania przeciwko reżimowi Putina.
Wykorzystując słabość obecnej administracji amerykańskiej, Rosja zamierzała dyktować  warunki w kwestii tarczy antyrakietowej i groziła zerwaniem  przyszłorocznego szczytu Rady Rosja – NATO, jeśli dojdzie do umieszczenia w Europie elementów amerykańskiej instalacji. Początkowo – przy ogromnym wsparciu Niemiec - proponowano utworzenie wspólnego, rosyjsko-NATO -wskiego systemu i wpływu na decyzje o rozlokowaniu jego elementów na terytorium Sojuszu. Później Rosja zażądała gwarancji na piśmie, że system nie będzie jej zagrażał. Gdy oba żądania zostały odrzucone, Kreml wrócił do gróźb i zimnowojennej retoryki. Siergiej Ławrow oznajmił niedawno, że Moskwa podejmie kroki o charakterze wojskowo-techniczym, jeśli jej stanowisko w sprawie obrony przeciwrakietowej nadal będzie ignorowane przez USA i NATO.
To zachowanie potwierdza, jak ogromnym błędem była polityka „resetu” forsowana przez administrację Obamy i europejskich „przyjaciół Putina”. W jej efekcie doszło do tragedii smoleńskiej, ekspansji Gazpromu na rynki europejskie, umocnienia wpływów Kremla w państwach byłego bloku sowieckiego i wtargnięcia Rosji w politykę natowską. Histeryczne, niewspółmierne do zagrożenia reakcje w sprawie defensywnych instalacji tarczy są przykładem skutecznego, propagandowego humbugu, pozwalającego Rosji na wymuszenie kolejnych ustępstw i usprawiedliwienie własnych, wrogich wobec Zachodu działań. Rozgrywając temat, dokończono m.in. budowę Nord Streamu, który w planach Kremla ma wagę kilkuset dywizji Armii Czerwonej. Od znaczenia politycznego i ekonomicznego tej inwestycji niemniej ważny jest fakt, że rurociąg przy odpowiednim „oprzyrządowaniu" będzie spełniał rolę 1200 kilometrowej, gigantycznej anteny, obejmującej swoim zasięgiem powierzchnię wielu tysięcy kilometrów kwadratowych.
            W ostatnich tygodniach pojawiły się jednak oznaki mogące sugerować odwrót od fatalnej polityki „restetu” i dostrzeżenie zagrożeń, o których mówił Vytautas Landsbergis.  Choć trudno jeszcze ocenić, na ile są to trwałe tendencje,  wydaje się, że stosunki z Rosją wkraczają powoli w nową, realistyczną fazę. Niewykluczone, że momentem przełomowym stało się ogłoszenie prezydenckiej kandydatury płk Putina i świadomość związanych z tym zagrożeń. Przez media europejskie przetoczyła się wówczas fala publikacji niezwykle krytycznie oceniających ten pomysł. Po raz pierwszy od wielu lat można było przeczytać tak negatywne opinie na temat władcy Kremla  i prognozy, w których nie szczędzono przestróg związanych z perspektywą rządów Putina. Ponieważ większość tych głosów została całkowicie przemilczana przez polskojęzyczne media, warto przypomnieć o niektórych zdarzeniach.
Bez echa w Polsce przeszła publikacja  Ivara Amundsena – dyrektora organizacji Chechnya Peace Forum „Władymir Putin: Ostatni car Rosji?”, w której autor przypomniał o zbrodniach kremlowskiego reżimu i zasugerował, że prezydentura ma zapewnić Putinowi skuteczny immunitet na wypadek próby rozliczenia. W artykule podano również szczegółową informację o osobistym majątku Putina, z której wynika, że od dawna jest on najbogatszym człowiekiem świata.
Kilka dni później „The Daily Telegraph” ujawnił istnienie tajnej dyrektywy FSB z roku 2003, która zezwalała na „eliminację w krajach bliskiej zagranicy i w państwach Unii Europejskiej liderów nielegalnych ugrupowań terrorystycznych i organizacji, formacji ekstremistów i stowarzyszeń, osób, które nielegalnie opuściły Rosję” przez federalne organy ścigania. To na jej podstawie dokonano zabójstwa Aleksandra Litwinienki i planowano zamordowanie Ahmeda Zakajewa. Gazeta przypomniała, że prezydentem Rosji był wówczas płk Putin, który przeforsował ustawy o "przeciwdziałaniu terroryzmowi" i dał FSB prawo do zabijania "terrorystów" za granicą i ostrzegła, że  powrót Putina może oznaczać kolejną falę mordów politycznych. Wkrótce po tej publikacji, rząd brytyjski ogłosił, że zaprzestaje wymiany informacji wojskowych z Rosją na podstawie Traktatu o konwencjonalnych siłach zbrojnych w Europie, ponieważ Moskwa odmawia jego wykonywania. Dostrzeżono wreszcie, że Rosja od czterech lat nie respektuje postanowień traktatu i odmawia dzielenia się informacjami wojskowymi.
W tym samym czasie pojawił się raport ministerstwa obrony Estonii, w którym ostrzegano, iż Rosja zwiększa wydatki militarne, podczas gdy państwa NATO prowadzą de facto politykę rozbrojenia sojuszu. Przypomniano, że do 2020 r. Rosja zaplanowała  zainwestowanie 503 miliardów euro na obronę i „jeśli nawet połowa tych pieniędzy zostanie rozkradziona, jest to wciąż ogromna suma, pozwalająca na stworzenie silnej armii”. Nękana kryzysem Ameryka i kraje natowskie nie będą w stanie ponieść takich wydatków.  Podkreślono również, że okres prezydentury Putina zostanie wykorzystany głównie dla wzmocnienia militarnego Rosji, a w przypadku nieuchronnego pojawienia się wewnętrznych problemów w tym kraju, Putin będzie zmierzał do wywołania globalnego konfliktu zbrojnego.
W październiku br. doszło do zatrzymania dwóch szpiegów rosyjskich, działających od 20 lat na terenie Niemiec. Ponieważ był to pierwszy tego rodzaju przypadek od czasu zjednoczenia Niemiec w roku 1990 – zdarzenie to można uznać wręcz za przełomowe. Aresztowanie agentów Kremla było również dowodem, że mimo skutków politycznego „resetu” nadal istnieje efektywna współpraca FBI z niemieckimi tajnymi służbami. Coraz częściej mówi się też o  zagrożeniach rosyjskim cyber – szpiegostwem, kradzieży tajemnic handlowych i ryzyku ataków komputerowych ze strony Rosji. Ostrzeżenia tej treści zawarto w raporcie amerykańskiego kontrwywiadu, wskazując na Rosję i Chiny jako głównych agresorów.
Z kolej raport amerykańskiego ośrodka badań strategiczno-politycznych Stratfor przynosi mocną tezę, iż Rosja zamierza wykorzystać kryzys zadłużeniowy w Europie, aby zwiększyć swoje wpływy polityczne na kontynencie, poprzez skupowanie europejskich aktywów, zachęcanie do inwestowania w Rosji i oferowania finansowego wsparcia dla mechanizmu ratowania strefy euro. Zwraca się uwagę, że dzięki wysokim cenom ropy naftowej Rosja zgromadziła  znaczne zapasy gotówki. Według oficjalnych danych, jej rezerwy walutowe wynoszą 580 miliardów dolarów, ale zdaniem Stratforu,  ma jeszcze dodatkowe 600 mld dol. Daje to Rosji  możliwości oddziaływania na pogrążoną w kryzysie Europę.
W wielu publikacjach zachodnich analityków pojawia się twierdzenie, że powrót Putina będzie prowadził do odbudowy „modelu państwa korupcyjnego”, zaś środki z eksportu ropy i gazu – podstawowego dochodu Rosji, zostaną wykorzystane dla zaspokojenia potrzeb  skorumpowanych oligarchów, oficerów służb i urzędników, na których Putin oprze swoje rządy. Znana publicystka „Financial Times” Catherine Bolton w tekście „Analiza: dopasowanie rzeczywistości do cara” powołuje się na dokumenty dostarczone gazecie przez Siergieja Kolesnikowa – uciekiniera z Rosji. Kolesnikow już przed rokiem ujawnił informacje o ogromnych malwersacjach finansowych dokonywanych przez Putina i jego otoczenie, w związku z przekształceniami Banku Rossija. Na konta Putina i związanych z nim oligarchów miały trafić miliardy dolarów, m.in. dzięki przejęciu aktywów Gazpromu. Powrót do tego tematu może oznaczać, że inwestorzy zachodni okażą się znacznie ostrożniejsi w inwestycjach rosyjskich, a Putinowi niełatwo przyjdzie budowanie „prywatnego imperium”.
            Szereg ostrych reakcji Kremla może z kolei świadczyć, że siłowicy dostrzegają poważną rysę na dotychczasowej polityce „resetu”. Wściekłość w Moskwie wywołały np. kontrole Komisji Europejskiej przeprowadzane w spółkach współpracujących i zależnych od Gazpromu, m.in. w polskim PGNiG, Gaz-Systemie oraz EuRoPol Gaz- ie.  KE podejrzewa, że kontrolowane spółki mogą być zaangażowane w antykonkurencyjne praktyki albo mają informacje o stosowaniu takich praktyk. Podobnie zareagowano na krytyczne oceny Zachodu wobec pomysłu powołania Unii Euroazjatyckiej i wzmocnienia wpływów na obszarze postsowieckim. W odpowiedzi na krytykę, autor tych koncepcji – płk Putin poradził politykom zachodnim, by  lepiej „zajęli się swoimi problemami: walką z inflacją, rosnącym zadłużeniem państw i… otyłością”.  O tym, jak  groźne dla kremlowskiego satrapy są głosy płynące z cytowanych powyżej publikacji świadczy fakt, iż doniesienia zagranicznych agencji zostały w Rosji objęte ścisłą cenzurą. Przed kilkoma dniami państwowa RIA Novosti nakazała swoim pracownikom, aby unikać cytowania krytycznych ocen na temat Putina zamieszczonych w prasie zachodniej. Do czasu wyborów prezydenckich przekłady z zagranicznej prasy mają być publikowane wybiórczo i zamieszczane na dalszych miejscach serwisów informacyjnych.
Szczególną złość Kremla wywołują te publikacje, w których analitycy wieszczą rychły upadek Putina lub przewidują wzrost znaczenia opozycji i wybuch rewolucji, która zmiecie dotychczasowy reżim. Obawy Putina dotyczą głównie oddziaływania internetu. By zapobiec rozprzestrzenianiu się takich koncepcji, rosyjska Rada Bezpieczeństwa i MSZ przygotowały projekt konwencji ONZ zatytułowanej "O zapewnieniu międzynarodowego bezpieczeństwa informatycznego", w której wśród głównych niebezpieczeństw wymieniono: "masową oddziaływanie psychologiczne na ludność w celu destabilizacji społeczeństwa i kraju", czyli e-rewolucję.
Jednak najmocniejszym dowodem końca polityki „resetu” może okazać się niedawne wystąpienie ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec, którzy w liście do szefowej dyplomacji UE Catherine Ashton zaapelowali o „europejską strategię w relacjach z Rosją”. Napisano tam m.in.”Chociaż zapowiedziana zamiana funkcji między prezydentem Dmitrijem Miedwiediewem a premierem Władimirem Putinem nie jest zachęcająca, musimy utrzymać kurs w kierunku ożywienia stosunków między UE a Rosją i przezwyciężenia politycznego oraz gospodarczego letargu”. W języku dyplomacji zabrzmiało to niczym żałobny „łabędzi śpiew”.
Jeśli płk Putin został zmuszony, by otwarcie posłużyć się  swoimi marionetkami i  przyznać do potrzeby „przezwyciężania letargu”, istnieje szansa, że dotychczasowa polityka bliska jest bankructwa i w niedalekiej przyszłości czeka nas korzystny „restart” w stosunkach z „cywilizacją pozbawioną sumienia”.


Artykuł zamieszczony w nr 47/2011 Gazety Polskiej.  

1 komentarz:

  1. Stara "mądrość" mówi: Rosja jest najsilniejsza kiedy wydaje się słaba i najsłabsza, gdy wydaje się silna. Trudno jednak stwierdzić, czy groźniejsza jest Rosja silna, czy osłabiona i co oznacza "siłę" oraz "słabość" tego kraju w oczach szeroko pojętego Zachodu. Naiwnością byłoby jednak sądzenie, że Rosja, nawet bez W. Putina u władzy, dokonałaby zmiany własnych priorytetów geopolitycznych. Z drugiej strony kraj ten będzie zawsze postrzegany przez naszych natowskich i unijnych "partnerów" z perspektywy realnego interesu i nie możemy liczyć, że nasze polskie lęki i doświadczenia zostanę przez kogokolwiek uwzględnione. Obecna krytyka pod adresem Moskwy ze strony zachodnich polityków czy mediów stanowi najwyżej propagandową przeciwwagę dla postawy Rosji w takich kwestiach, jak system antyrakietowy, problem Iranu czy członkostwo w WTO. Wszak utarczki Europy z Rosją trwają od wieków, ale rzadko przynosiły trwałe korzyści Polsce. Europa Środkowa jako przedmiot targów czy rywalizacji niemiecko-rosyjskiej stawia nasz kraj w najgorszym możliwym położeniu, ponieważ oznacza, że oba państwa nie liczą się z polską podmiotowością. Stąd nie należy przeceniać aktualnego zamieszania politycznego w Rosji, które, podobnie, jak proces M. Chodorkowskiego, sprawa Litwinienki, a wcześniej pucz Janajewa, jest adresowany przede wszystkim do zagranicznej widowni. Podobny schemat działania rosyjskiej dyplomacji doskonale opisał W. Wołkow w książce "Montaż". Zachód, który nie wie, z którą i jaką Rosją rozmawia, popada w dezorientację, dzieli się i ustępuje. Spór o Irak, Afganistan, "arabską wiosnę" i tarczę antyrakietową już oddzielił Europę od USA, a obecnie podziału wewnętrznego dokonuje sama Europa.

    OdpowiedzUsuń