„Zatrzeć wszelkie ślady przestępstwa. Właśnie w ten sposób, jak to czyni notoryczny przestępca kryminalny [...]. Najbardziej jednak charakterystyczną cechę tego rodzaju kryminalnego przestępstwa stanowi zawsze zaparcie się winy, fałszywe alibi lub zgoła zrzucenie winy na kogo innego” – pisał Józef Mackiewicz o zbrodni katyńskiej w artykule ”Sowiety – państwem doskonałej zbrodni”.
Byłoby rzeczą absurdalną oczekiwać, że wyniki rosyjskiego „raportu” w sprawie tragedii smoleńskiej przyniesie inne rozstrzygnięcie, niż „zrzucenie winy na kogo innego”. Od pierwszej chwili wiemy, że odpowiedzialnością obarczono polskich pilotów, a pośrednio również polskiego Prezydenta i głownie ta teza była forsowana we wspólnym moskiewsko-warszawskim przekazie. To zaś oznacza, że zdaniem Rosji winę ponosi państwo polskie, a konsekwencje tego twierdzenia będą miały istotne znaczenie prawne i historyczne.
Wbrew rozpowszechnianym obecnie opiniom, jakoby reakcje rządu Donalda Tuska były efektem nieudolności lub tchórzostwa obecnej ekipy, a przyjęcie wobec Rosji roli petenta świadczyło o błędnych kalkulacjach politycznych uważam, że przyczyna tych rażących zachowań jest znacznie poważniejsza i polega na współdziałaniu w zastawieniu pułapki smoleńskiej, a następnie w zacieraniu prawdy o zdarzeniu z 10 kwietnia. Mamy zatem do czynienia z zakładnikami kłamstwa smoleńskiego, a rosyjska strategia wobec grupy rządzącej oparta jest na niemal identycznym stosunku zależności, który ze wszystkich rządów „ludowej” Polski uczynił faktycznych wspólników zbrodni katyńskiej. Zachowanie ludzi Donalda Tuska ukrywających przez 9 miesięcy prawdę o okolicznościach dotyczących lądowania w Smoleńsku, potwierdza ich rolę wspólników i zakładników kłamstwa. Takich postaw nie tłumaczy się nieudolnością, ani tchórzostwem, a analogie z fałszem Katynia są w pełni uzasadnione.
Zgodne ze zbrodniczą logiką narzuconą państwom Zachodu jeszcze w trakcie trwania II wojny światowej, depozyt kłamstwa katyńskiego stanowił istotną gwarancję nienaruszalności wpływów Rosji Sowieckiej w Polsce, a ukrywanie prawdy o mordzie założycielskim PRL-u stało się fundamentem pojałtańskiego „ładu w Europie”. Powstały wówczas układ i zmowa milczenia stanęły na przeszkodzie wyjaśnieniu prawdziwych okoliczności zbrodni i na dziesięciolecia zamknęły Polskę w strefie wpływów Kremla. Dlatego na Zachodzie kłamstwo katyńskie trwało w oficjalnym obiegu przez lata. W USA do 1952 roku, gdy komisja kongresmana Ray'a Johna Maddena opublikowała raport o prawdziwych okolicznościach zbrodni. Powstanie komisji, było możliwe tylko dzięki wstrząsowi, jakim dla Ameryki były informacje o egzekucjach jej żołnierzy podczas wojny w Korei. To spowodowało nacisk na ujawnianie prawdy o tego typu zbrodniach. W Wielkiej Brytanii, gdzie nie było takich doświadczeń, dokumenty dotyczące Katynia ujawniono dopiero w 2003 roku.
Z tego względu, publikację „raportu MAK” należy postrzegać w znacznie szerszym kontekście, niż jako podjętą przez sprawcę próbę „zaparcia się winy, lub zgoła zrzucenia jej na kogo innego”. Nie tylko zbrodnicza kalkulacja putinowskich „siłowików” i ich nadwiślańskich pomagierów leży u podstaw forsowania rosyjskich kłamstw. Liczą one bowiem na wsparcie w tym samym mechanizmie politycznym, który przywódców „wolnego świata” uczynił wspólnikami zbrodni sowieckiej obarczając ich moralną i prawną odpowiedzialnością za kłamstwo katyńskie. Wsparcie to jest możliwe, ponieważ na wiele miesięcy przed 10 kwietnia i przez cały późniejszy okres ,Rosja nie ustaje w zabiegach mających przekonać opinię światową, że tylko „zbliżenie” z reżimem Putina i „dobrosąsiedzkie stosunki” z Rosją stanowią gwarancję budowy nowego porządku europejskiego. Czyni to o tyle skutecznie, że znajduje sprzymierzeńca w państwie z którym łączą ją historyczne więzi, ale też zbrodnicze plany dotyczące Polski.
Zbyt łatwo zapomnieliśmy, że postawę Zachodu wobec Sowietów na wiele lat wyznaczyły słowa Churchilla o gotowości „sprzymierzenia się z diabłem, żeby tylko wypędzić szatana”. Tym diabłem był wówczas Stalin, mający obronić Europę przez Hitlerem-szatanem. Gdy „diabeł” wykrwawił „szatana” na ziemiach oddalonych od europejskich stolic, przyjęto strategię, iż każdy kto występuje przeciwko diabłu, będzie odtąd wrogiem cywilizowanej Europy. Rok 1989 i propagandowe ogłoszenie „upadku komunizmu” stanowił naturalną kontynuację owej mitologicznej postawy wobec „diabła”. Jego przejście na „stronę światłości” powitano jako ostateczne zwycięstwo nad szatanem totalitaryzmu i konsekwencję wspólnej walki z demonem – Hitlerem. Przyczyną tej zbiorowej mistyfikacji była m.in. konieczność moralnego usprawiedliwienia sojuszu z międzynarodowym komunizmem. Bez tego usprawiedliwienia ideowa wykładnia wojny z Hitlerem nie byłaby możliwa, albo co najmniej utrudniona. Dzięki niej, dokonano rozgrzeszenia hańby „ładu jałtańskiego”, zaaprobowano farsę procesu w Norymberdze i zapomniano komunistom zbrodnie ludobójstwa, przy których bledną wyczyny Hitlera.
Na czym opierają się dzisiejsze rachuby Kremla, nietrudno zgadnąć.
W czerwcu 2010 roku Gene Poteat długoletni oficer CIA, prezes Zrzeszenia Byłych Oficerów Wywiadu i szef ds. nowych technologii CIA, napisał w „Charleston Mercury”: „Doskonale zorientowany politycznie Kreml dostrzegł, że USA postanowiły się przed nim płaszczyć (tzw. reset, wycofanie się z obiecanej Polakom i Czechom budowy tarczy antyrakietowej, nasze przyzwolenie na działania Rosjan w Gruzji i na Ukrainie, nasze błagania, by nie pomagali Iranowi itd.) i odebrał to jako zgodę na to, co zrobili Rosjanie przy katastrofie polskiego samolotu. Doszli do wniosku, że nie powiemy ani słowa – i faktycznie nie powiedzieliśmy.”
Nie przypadkiem, tuż po tragedii smoleńskiej w reakcjach przywódców państw zachodnich dominował ton troski, by zdarzenie to nie spowodowało kryzysu w stosunkach polsko-rosyjskich. Z największym zadowoleniem witano zatem wasalne deklaracje Tuska i Komorowskiego. Szerokim echem na Zachodzie odbiły się słowa Donalda Tuska z czerwcowego wywiadu dla Deutsche Welle: „Staramy się wyciągnąć z tej tragedii pozytywne wnioski na przyszłość. Także te polityczne. Również dotyczące coraz lepszych relacji polsko-rosyjskich, bo one są kluczem do dobrych relacji europejsko-rosyjskich. Te moje starania także sprzed katastrofy, ale też doceniam starania przywódców rosyjskich, nabrały nowego przyśpieszenia właśnie z powodu tej katastrofy”.
Stratedzy płk Putina doskonale wiedzą, że nadrzędnym celem społeczeństw Zachodu nie jest prawda historyczna czy racje moralne, a dobrobyt i spokój – i za obie te wartości gotowe są one zapłacił każdą cenę. Józef Mackiewicz w „Zwycięstwie prowokacji” przypominał: „Polityka Zachodu podczas wojny kierowała się względami narzuconymi jej przez sojusz z Sowietami; polityka Zachodu po wojnie kieruje się względami narzuconymi jej przez chęć pokojowej koegzystencji z Sowietami.” Prowadzona przez ostatnie lata rosyjska kampania propagandowo - dyplomatyczna sprawiła, że państwo to jest dziś postrzegane poprzez pryzmat potencjalnych korzyści politycznych i ekonomicznych, jakie mają płynąć z „ucywilizowania” Rosji, nawiązania z nią kontaktów handlowych, wygaszenia „polskiej rusofobii” czy otwarcia rynku rosyjskiego.
Nietrudno rozpoznać te intencje, gdy komentując publikację „raportu” MAK niemiecka „Die Welt” piórem Gerharda Gnaucka wyraża obawy, że istnieje niebezpieczeństwo, iż po tym co ukazuje się w mediach polskich, „część niemieckiej opinii publicznej znów będzie patrzyła na Polaków jak na rusofobów”. „Süddeutsche Zeitung” stwierdza zaś, że "polepszająca się współpraca pomiędzy Polską a Rosją była w Niemczech mile widziana i dość bacznie obserwowana” i podkreśla obawy Niemców, że „napięcia pomiędzy Polską a Rosją oznaczają dla Berlina kłopoty”. Nie przypadkiem brytyjskie gazety odnotowują ogólnikowo główne punkty rosyjskiego raportu i polskie reakcje. „Guardian” i „Daily Telegraph” poświęcają temu po 3 zdania. Jedynie „Independent” zamieścił dłuższą notatkę, zauważając w niej, że ”konkluzje raportu zagroziły trudnym stosunkom polsko-rosyjskim, które nieco odtajały po kwietniowej katastrofie.”
W oczach Zachodu „koegzystencja” z Rosją jest możliwa, jeśli państwo to otrzyma „należną” mu strefę wpływów i zaspokoi swoje mocarstwowe ambicje. W równym stopniu ten kierunek polityczny wyznacza niechęć lewicowych elit europejskich wobec Ameryki, jak intencja ograniczenia hegemonii USA.
Nie powinno więc dziwić, że putinowska Rosja bez trudu znalazła sprzymierzeńców wśród przywódców Zachodu, a kwestia ustalenia prawdziwych okoliczności tragedii smoleńskiej jest drugorzędna i rozpatrywana wyłącznie w kategoriach bilansu wynikającego ze współpracy z Rosją. Nikt też na Zachodzie „nie będzie umierał” za prawdę o śmierci polskiego prezydenta. Niedawne oświadczenie przewodniczącego KE Jose Manuela Barroso, że „jest niewiele argumentów prawnych za podjęciem przez Komisję Europejską działań w sprawie śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej” wyznacza rzeczywisty poziom zaangażowania UE w proces wyjaśnienia tragedii z 10 kwietnia.
Publikacja putinowskiego „raportu” dowodzi sprawności aparatu rosyjskiej dezinformacji. Nietrudno dostrzec, że fałszywa teza o pijanym generale, który doprowadził do tragedii doskonale wpisuje się w stereotypy myślenia o Polsce i Polakach, a insynuacja o naciskach ze strony Lecha Kaczyńskiego znajduje usprawiedliwienie w prowadzonej od lat kampanii zakłamywania postaci polskiego prezydenta. Opinia publiczna państw UE karmiona przez miesiące doniesieniami „Gazety Wyborczej”, przyjmie te wyjaśnienia z zadowoleniem.
Dla europejskich stolic „szatanem” jest dziś groźba otwartego konfliktu z państwem Putina i utrata dotychczasowych efektów „resetu”. Dla jej zażegnania gotowe są na każdy rodzaj sojuszu z kremlowskim „diabłem” i jak najmocniejsze zaciśnięcie oczu na prawdę o smoleńskiej tragedii.
Dlatego kalkulacje polityków opozycji i nadzieje części polskiego społeczeństwa na stworzenie komisji międzynarodowej i pomoc państw Zachodu, mogą okazać się chybione – szczególnie, gdy natrafią na sowiecko-rosyjski mechanizm zakładników kłamstwa i mur zmowy milczenia. W tej sytuacji Rosja może pozwolić sobie na grę va banque, licząc w równej mierze na wsparcie „partii rosyjskiej” w Polsce, jak na milczące współuczestnictwo europejskich elit.
Artykuł opublikowany w nr. 1/2011miesięcznika „Nowe Państwo”.
WAŻNE, ŻE ROZWIĄZALI WSI - NAJBARDZIEJ DZIADOWSKĄ ORGANIZACJĘ
OdpowiedzUsuńMam zancznie mniejszą wiedzę, doświadczenie jak autor, ale kilka miesięcy temu doszedłem do takich samych wniosków ( gdzieś o tym nawet pisałem na forum...) Dlatego bardzo chciałbym żeby wyjaśniono przyczyny katastrofy ..i żeby to nie był zamach, ... chociaż w duszy coś mi mówi że ... . Z tego wszystkiego wynika, że Kaczynski był jedynym przywódcą w Europie, który nie uznawał dyktatu Rosji. Putin miał puścić płazem wymachiwanie szbelką "małego Polaczka" ??? Pokazał na co go stać. Myśle że wszyscy wodzowie Europy to zrozumieli - morda w kubeł ... ruki pa szwam.
OdpowiedzUsuńPowstaje poważniejsze pytanie - co zrobić z prawdą o 10 kwietnia? Gdyby opozycji - PiS- udało sie wygrać wybory, to będzie miała całą europę przeciwko sobie. Zmajstruja taki krach w Polsce, że ci co głosowali na PiS szybko zmienią zdanie i sami ich wypędzą. PiS jest zakładnikiemm własnej sprawy. Zaczynam wątpić aby prawda nas wyzwoliła ....
Jerronimo...
Panie Aleksandrze,reka jak zwykle na pulsie!;)
OdpowiedzUsuńPrzemyslenia o zrodlach Zamachu Smolenskiego doprowadzily mnie do tych samych konkluzji , ale metoda argumentacji kryminologicznej, mowa o SPOSOBNOC POPELNIENIA CZYNU I BEZKARNOSCI sprawcow.
Ta druga przeslanka zasadza sie na pewnosci milczenia swiata wobec zbrodni, ktory nie chcial "umierac za Gdansk". Ten appeasment morderczych rezimow naszym kosztem jest historycznie potwierdzony i ciagle w uzyciu!
Powstanie w Egipcie, bedac, jak sie wydaje, poczatkiem zmiany ukladu sil na swiecie, mimo ze nic dobrego dla nas nie wrozy, pokazuje, ze narody duzo mniej uprzywilejowane niz my , nie przepraszaja za swoja tozsamosc i potrafia stawic czola rezimom zazadac respektu dla swojej podmiotowosci.
Taki krytyczny moment nastapi w zbankrutowanej przez rzady PO Polsce niedlugo. Chyba , ze mamy takze do czynienia takze z bankructwem moralnym narodu, wtedy juz nic nam nie pomoze...
Pozdrawiam,
zoom
Zachorowałem (nic strasznego - ja choruje praktycznie ciagle bo przewlekle) i dzieki temu nie zmarnowałem czasu.
OdpowiedzUsuńWreszcie przeczytałem Golicyna i szkoda że nie zachorowałem wcześniej....
Twój punkt widzenia Aleksandrze wydaje mi sie teraz jeszcze bardziej oczywisty.
Serdecznie pozdrawiam.