Nie będziemy razem, bo nie ma przyzwolenia na zdradę o świcie i na fałsz przekraczający ludzką miarę. Nie możemy być razem, bo nasz gniew jest dziś bezsilny, gdy zabrano nam tylu niezastąpionych. Nigdy nie będziemy razem, bo pamiętamy - kto siał nienawiść i chciał zebrać jej żniwo.

niedziela, 25 stycznia 2009

III RP CZY „TRZECIA FAZA”? część 6 – CUI BONO?

Wśród krytyków „okrągłego stołu”, panuje niemal powszechne przekonanie, że był on rezultatem porozumienia komunistów z tą częścią środowisk opozycyjnych, która okazała się najmocniej podatna na współpracę agenturalną – co wydaje się poglądem mocno logicznym, zważywszy, że lepiej jest zawrzeć układ z kontrolowanym, obliczalnym „wrogiem”, niż z nieznanym i nieprzewidywalnym „sojusznikiem”.

Według tej opinii, podpisanie porozumień w Magdalence nastąpiło na mocy paktu, zawartego pomiędzy szefem policji politycznej – Kiszczakiem, a ludźmi, których ta sama policja predestynowała do roli swoich partnerów. Na dowód, że jest to twierdzenie prawdziwe przytoczyć można dziesiątki nazwisk tajnych współpracowników, którzy znaleźli swoje miejsce przy „okrągłym stole” lub stali się jego beneficjantami i orędownikami. Przypadek Lecha Wałęsy urasta tu do miary symbolu. Można powiedzieć, że władza komunistyczna „wyprodukowała” grupę ludzi, którzy poprzez (inspirowany zewnętrznie) proces „transformacji ustrojowej” przeprowadzili komunistów bezproblemowo z totalitarnej rzeczywistości PRL do sterowanej demokracji III RP. Doskonale ów proces przedstawia Free Your Mind, gdy w artykule - „Okrągły stół" jako legalizacja peerelu” – pisze:

„Właśnie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia u schyłku peerelu - komuniści byli przestępcami, zbrodniarzami, a co gorsza, ludźmi przetrzymującymi w represyjnym systemie całe społeczeństwo polskie. O ile więc negocjowanie można było z nimi podjąć (choć może lepsze byłoby siłowe przejęcie władzy), to należało potraktować je tak, jak negocjacje z porywaczami. Tymczasem mitologia „okrągłego stołu" nie tylko przedstawia obie strony negocjacji jako „równe" czy „partnerskie", ale i legalne. „Pacta" zawarte przy „okrągłym stole" należało uznać jako zawarte ze zbrodniarzami i w bardzo specyficznym kontekście (troska o zniewolonych, przetrzymywanych bezprawnie w komunizmie, obywateli; obecność sowieckich wojsk okupacyjnych; podporządkowanie „ludowego" wojska i „ludowych" sił bezpieczeństwa Moskwie itd.). Tymczasem uznano je jako porozumienie niemalże równoprawnych stron. W ten sposób dokonano rzeczy niebywałej i skandalicznej - zalegalizowano peerel z całą jego infrastrukturą, zaś III RP konsekwentnie skonstruowano jako jego polityczno-prawną kontynuację.”

Należałoby dodać, że „legalizacji PRL-u” dokonali wyznaczeni przez komunistów „legislatorzy” – z których wielu, z partyjną i esbecką elitą łączył stosunek zależności agenturalnej.

O procesie kreowania własnej opozycji (poczynając od doświadczeń operacji „Trust”) pisze również Anatolij Golicyn i stwierdza, że powołani przez KGB i jego filie (SB, Stasi, etc.) dysydenci, powszechnie znani na Zachodzie, mieliby tworzyć niekomunistyczne partie lub organizacje opozycyjne w wypadku, gdyby system komunistyczny zaczął się rozpadać. Powołując się na przykład „Praskiej Wiosny”, Golicyn wskazywał na Dubczeka, którego odpowiednikiem w ZSRR miał być Sacharow, w Polsce zaś Wałęsa i jego środowisko doradców. Ponieważ to właśnie służby sowieckie, opanowały do perfekcji gry operacyjne z udziałem własnej agentury, byłoby rzeczą dalece naiwną uważać, że tak rozbudowana kombinacja operacyjna, jaką była polska droga do „historycznego kompromisu” mogła zostać przeprowadzona bez udziału tego elementu.

Na podstawie dzisiejszej wiedzy o przeszłości wielu, koncesjonowanych opozycjonistów mamy świadomość, że „konstruktywny” stosunek do komunizmu, dążenia integracyjne i idee porozumienia, szerzące się wśród części opozycji w latach 80 –tych, należy prędzej przypisać grom operacyjnym i wykonywaniu dyrektyw oficerów prowadzących, niż trosce o przyszłości Polski. Rzesze tajnych współpracowników, wiodących Polaków do „świetlanej” przyszłości wykonywało jedynie poruczenia szefa bezpieki i zabezpieczało przed oczami rodaków swoje zafajdane życiorysy.

Problem z oceną pojawia się wówczas, gdy mamy do czynienia z ludźmi, o których agenturalnej przeszłości nic nie wiemy – czy to z powodu braku rejestracji w archiwach policji politycznej ( co należało do praktyk, związanych ze szczególnie cenną agenturą) – czy też, z powodu zniszczenia dokumentacji w latach 1989-90. Ich zachowania w latach 80-tych, ale przede wszystkim postawa, jaką wykazują od czasu „legalizacji PRL-u” wskazuje na zamierzone i konsekwentne dążenie do porozumienia z komunistami, a po osiągnięciu tego celu – na osłonę prawną i polityczną interesów zbrodniarzy komunistycznych i peerelowskiej nomenklatury.

Mając świadomość, że nad jednostkami ulegającymi jego „urokowi”, komunizm roztacza władzę absolutną i kontrolę bezwarunkową – nie sposób wierzyć, by wszyscy opozycyjni piewcy Jaruzelskiego i Kiszczaka działali w patriotycznym lub ideologicznym porywie. Część z nich – jak wiemy to w przypadku już zidentyfikowanej agentury – wykonywała bowiem zlecone, a w najlepszym wypadku sugerowane dyrektywy. Dopiero kombinacja działalności zarejestrowanych, osobowych źródeł informacji oraz inspiracje, wynikające z aktywności wyjątkowo cennej, a głęboko utajnionej agentury, mogły dać pożądany efekt.

W tym kontekście pojawia się problem działalności agentury wpływu – problem, tym poważniejszy, że w przypadku Polski lat 80-tych, klasyfikacja tej agentury wymyka się standardowym ocenom. Definicje, które przypomniałem w poprzedniej części tego cyklu, zdają się dotyczyć agentów wpływu działających na terenie innych państw, wykonujących zadania służące interesom obcego (często wrogiego) państwa i korzystających ze wsparcia obcego wywiadu. Jeśli na podstawie tak zdefiniowanej roli agenta wpływu, zechcemy dokonać oceny działań szczególnie zasłużonych twórców „okrągłego stołu” – co do których współpracy agenturalnej archiwa milczą – pod mianem obcego państwa możemy identyfikować wyłącznie Związek Sowiecki. Na słuszność wyboru wskazuje aż nadto poszlak; począwszy od zbieżności polskich przemian z sowieckim procesem „pierestrojki”, poprzez troskliwość, z jaką niemal wszystkie ekipy III RP otaczały sowieckie interesy w Polsce (obecność wojsk okupacyjnych, bazy wojskowe, ochrona tajemnic Układu Warszawskiego, brak weryfikacji WSW/WSI, kontakty establishmentu z agentami GRU, KGB, zaniechanie dywersyfikacji surowców energetycznych, etc.), po obecną politykę wobec putinowskiej Rosji, w wykonaniu „naszych ludzi” w Warszawie. Dowodem bezpośrednio wskazującym na komunistyczne mocarstwo jest ochrona, jaką państwo zwane III RP otacza namiestników sowieckich i członków peerelowskich organizacji przestępczych, nakazując upatrywać w nich światłych europejczyków, patriotów lub „ludzi honoru” oraz ukrywanie przez to państwo szeregu zbrodni, dokonanych przez bezpiekę, na rozkaz funkcjonariuszy partii komunistycznej. Natomiast konsekwencją ugruntowanej wiedzy, że „polska” policja polityczna – (niezależnie, czy będzie to SB, Departament I MSW (wywiad cywilny), WSW czy Agenturalny Wywiad Operacyjny) – była wyłącznie przedłużeniem służb sowieckich i wykonywała dyspozycje okupanta, powinno być stwierdzenie, że współpraca z tymi strukturami była tożsama z działalnością na rzecz obcego państwa.

Zawsze zatem, gdy mamy do czynienia z aktem kolaboracji agenturalnej z policją polityczną PRL, możemy twierdzić, że w istocie chodzi o działanie na rzecz sowieckiego okupanta. Tylko semantycznemu kłamstwu, jakim od 20 lat posługuje się III RP zawdzięczamy, że ta ewidentna, logiczna i oparta na wiedzy historycznej konstatacja, wydaje się Polakom twierdzeniem obrazoburczym i przesadnym.

Pora więc, by wskazać na przykłady takich przedsięwzięć ludzi opozycji, które noszą wszelkie znamiona aktywności agentury wpływu, lecz z powodu braku jednoznacznych potwierdzeń, mogą być postrzegane w ten sposób, jedynie w kontekście finalnej oceny interesów, którym działania te służą. Podane przykłady mają wyłącznie wymiar prezentacji zjawiska i nie powinny stanowić dowodu na agenturalne zaangażowanie.

Podstawowym pytaniem, jakie warto zadać sobie w tych przypadkach, będzie zawsze pytanie – cui bono?

Z pewnością, w tę formułę można wpisać szereg publikacji zamieszczonych w prasie podziemnej, tuż po zabójstwie księdza Jerzego, nawołujących do „nieulegania prowokacji” i wskazujących na ekipę generała Jaruzelskiego, jako na ofiary walki wewnątrzpartyjnych frakcji. Siła tych argumentów, skorelowanych z oficjalną wykładnią władz komunistycznych była na tyle znacząca, że przetrwała próbę 25 lat i nadal zastępuje prawdę o zdarzeniu. Ponieważ zbrodnia na Kapelanie „Solidarności” jest „kamieniem węgielnym”, na którym zbudowano porozumienie „okrągłego stołu”, poświęciłem tej kwestii wcześniejsze teksty z cyklu „III RP czy III Faza”. Cytowane już przeze mnie, wystąpienie Wałęsy w kościele św. Brygidy w Gdańsku, czy artykuł Jacka Kuronia, zamieszczony w 107 numerze „Tygodnika Mazowsze” zawierają, w moim przekonaniu, wszelkie cechy głosów służących interesom władzy komunistycznej. Tak też zostały wykorzystane w czasach PRL-u. W szerszym tle – tym samym interesem wydawał się kierować Wałęsa, gdy od grudnia 1981 r. stanowczo odmawiał zwołania statutowych władz „Solidarności”, nawet wówczas, gdy nie groziło to już praktycznie żadnymi represjami. Obecni w kraju członkowie Komisji Krajowej bezskutecznie domagali się tego przez osiem lat (od 1987 r. zorganizowani jako Grupa Robocza KK, później w ramach Porozumienia na rzecz Demokratycznych Wyborów w NSZZ „Solidarność”). Ze strony Wałęsy padały wówczas absurdalne argumenty o „niesprawdzeniu się” członków KK, o wygaśnięciu mandatów, o „zdradzie” niektórych z nich. Wieloletnia, niezgodna ze statutem związku, współpraca Wałęsy z grupami nieformalnymi, służyła osłabieniu NSZZ Solidarność i wyeliminowaniu ze struktur decyzyjnych aktywnych i bezkompromisowych działaczy - na rzecz grupy - która zdominowała oblicze „odnowionej” „Solidarności” podczas obrad „okrągłego stołu”.

Gdy w roku 1989, nie przywrócono legalności funkcjonującemu przecież nieprzerwanie ( choć w podziemiu) związkowi, a zarejestrowano nowy, o tej samej nazwie – wieloletnie działania obstrukcyjne przewodniczącego „Solidarności” nabrały złowrogiego sensu. „Uśmiercając” na wniosek negocjatorów „strony społecznej” NSZZ Solidarność, powołano de facto do życia nowy związek, którego zadanie miało polegać na powstrzymaniu roszczeń rewindykacyjnych świata pracy. Jakże prawdziwie brzmią w tym kontekście słowa Józefa Mackiewicza, że „prowokacja polityczna to użycie najświętszych symboli narodowych i najgłębszych jego uczuć przeciwko narodowi”.

Do działań charakterystycznych dla agentury wpływu, można zaliczyć również apel działaczy opozycyjnych z października 1986 roku, gdy Lech Wałęsa, Stefan Bratkowski, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki, Stanisław Stomma, Klemens Szaniawski, Jan Józef Szczepański, Jerzy Turowicz i Andrzej Wielowieyski wystąpili o zniesienie przez USA sankcji gospodarczych wobec PRL. To ekonomiczne „koło ratunkowe”, rzucone ekipie Jaruzelskiego, doskonale komponowało się z polityką sowieckiej „pierestrojki” i spełniło swoją propagandową funkcję. Zniesienie w lutym 1987 roku sankcji gospodarczych, nie poprawiło w żadnym stopniu codziennej wegetacji społeczeństwa polskiego, służyło natomiast uwiarygodnieniu, wspieranej przez Sowietów ekipy generalskiej i stanowiło ważne wsparcie w negocjacjach komunistów z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Bankiem Światowym.

Innym, znamiennym przykładem, niech będzie artykuł Bronisława Geremka z jesieni 1986 roku, zamieszczony w „Tygodniku Mazowsze”. Autor, wspierając apel o zniesienie sankcji gospodarczych, wyraża opinię, że należy podjąć negocjacje z władzą za wszelką cenę, nawet bez warunków wstępnych. Czytamy:

„[...] jedynie przyjęcie takiej perspektywy stwarza szansę pozytywnych rozwiązań skierowanych ku przyszłości [...] istnieje realna potrzeba kontraktu w duchu umów posierpniowych[...] Przedmiotem porozumienia może być przyszłość gospodarki narodowej, a więc działanie na rzecz strukturalnej reformy gospodarczej, a także utrzymanie i rozszerzenie tego, co określa się mianem »polskiej swoistości«: miejsce Kościoła, nieskolektywizowane rolnictwo, aspiracje społeczne”.

Najpełniejszy wykład projektu tzw. „paktu antykryzysowego”, został dokonany przez Bronisława Geremka w wywiadzie z 15 grudnia 1987 r. dla legalnie wydawanego tygodnika „Konfrontacje” i stanowił zauważalny gest gotowości części środowisk opozycyjnych do ugody z komunistami. Geremek sformułował w wywiadzie konkretną propozycję, nawiązując do projektów wysuwanych jeszcze w1981 r. na forum „pierwszej „Solidarności”. Przedstawiał pakt jako wsparcie rządu w sprawach reform gospodarczych i na tej płaszczyźnie – możliwość nawiązania współpracy. Ten sam zarys ugody z władzami komunistycznymi Geremek przedstawił wiosną 1989 r. w ankiecie na temat miejsca opozycji w PRL w perspektywie najbliższych trzech lat – „Opozycja’ 91” – publikowanej przez legalnie wydawane pismo „Res Publica”.

Nie można też zapomnieć, o poprzedzających wystąpienia Geremka publikacjach Adama Michnika, który w wydanej w roku 1985 książce "Takie czasy"( pisanej w warunkach więziennych) sformułował propozycje kompromisu z rządem PRL i Moskwą, pisząc m.in. - "Solidarność " powinna odrzucić filozofie "wszystko albo nic". [...] Dla komunistów może to być droga do uzyskania legitymacji, dla nas zaś droga do godziwego życia”.

Warto w tym miejscu zauważyć, że Anatolij Golicyn, podsumowując scenariusz i techniki przeprowadzenia czechosłowackiego eksperymentu z roku 1968, (w rozdziale 19 swojej książki „Nowe kłamstwa w miejsce starych”) wyjaśnia, jakie cele w długofalowej strategii dezinformacji osiągnięto dzięki zainscenizowaniu „spokojnej rewolucji” i w jaki sposób nastąpiło odwrócenie jej efektów na korzyść komunistów. Wśród rzeczywistych celów „rewolucji”, dokonanej przy udziale agentury wpływu, Golicyn wymienia m.in.:

- stworzenie nowego, demokratycznego wizerunku partii, jej instytucji i przywódców, podnosząc w ten sposób ich wpływ, prestiż i społeczną popularność;

- uniknięcie autentycznego kryzysu i powstania ludowego, wyprzedzająco prowokując sztuczny, kontrolowany kryzys poprzez skoordynowane działania Partii, służb bezpieczeństwa, intelektualistów, związków zawodowych i innych organizacji masowych; (strajki roku 1988 – mój dopisek),

- sprowokowanie rzeczywistej, krajowej i zagranicznej opozycji do ujawnienia się, co umożliwi później całkowite zlikwidowanie jej, bądź zneutralizowanie;

- zapewnienie bezpiecznej i łagodnej sukcesji od starszego do młodszego pokolenia przywódców komunistycznych;

- wspieranie i poszerzanie strategicznej dezinformacji Bloku co do politycznej ewolucji, upadku ideologii, pojawienia się nowych odmian komunizmu, oraz rozpadu bloku na niezależne, narodowe reżimy;

- stworzenie podstaw do przyszłej kompromitacji zachodnich mężów stanu (zwłaszcza konserwatystów) oraz zachodnich służb dyplomatycznych i wywiadowczych, zwodząc ich „demokratyzacją” i dezawuując ich opinie i prognozy;

- przećwiczenie praktyczne i zdobycie doświadczeń przed przyszłym wprowadzaniem „demokratyzacji” w Czechosłowacji, Związku Sowieckim czy gdziekolwiek w Europie Wschodniej, podczas końcowej fazy realizowania dalekosiężnej polityki Bloku.

Nietrudno dostrzec, że wymienione powyżej wystąpienia i publikacje ludzi „konstruktywnej” opozycji, odniosły w perspektywie długofalowej strategii skutki zbliżone lub identyczne, z tymi, które wymienia Golicyn. Świadczy to, że porozumienie „okrągłego stołu” było potrzebne komunistom do łagodnego i bezkarnego wyjścia ze stworzonego przez siebie systemu i wejścia w uprzywilejowanej pozycji w kapitalizm państwowy. Niekoniecznie natomiast, wynikało z rzeczywistych potrzeb społeczeństwa polskiego. Bez użycia „najświętszych symboli narodowych”, (o których mówi Mackiewicz) co w tym przypadku oznaczało współpracę opozycji i Kościoła – cele strategii komunistycznej nie mogłyby zostać zrealizowane.

Na szczególną uwagę zasługują sytuacje, gdy działacze opozycyjni podejmują rozmowy z przedstawicielami policji politycznej PRL, lub nawiązują kontakty bezpośrednio z przywódcami sowieckimi. Czy będą to rozmowy Jacka Kuronia z majorem Janem Lesiakiem z roku 1985, prowadzone w konwencji negocjacji politycznych, czy list Geremka z roku 1988, adresowany do Gorbaczowa (pod uwagę George’a Sorosa), czy wreszcie liczne wizyty Michnika w Moskwie w roku 1989 - mamy do czynienia z niezwykle charakterystycznym czynnikiem, który nakazuje oceniać rolę tych osób w zupełnie innym świetle, niż czyni to oficjalna propaganda III RP. Jest to o tyle wspólny i symptomatyczny rys, że pozwala poszerzyć definicję działań agentury wpływu na nowe, niedostrzegalne dotychczas wymiary.

O tym jednak, chciałbym napisać już w kolejnej części.

CDN...

Źródła:

http://www.polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=222:okrgy-stoq-jako-legalizacja-peerelu&catid=27:radio-tyrana&Itemid=13

http://www.encyklopedia-solidarnosci.pl/wiki/index.php?title=SG_Kalendarium

http://archiwum.sw.org.pl/pdf/AnatolijGolicyn-Nowe_klamstwa_w_miejsce_starych-1984.pdf

2 komentarze:

  1. Robi Pan świetną robotę. Czytałem wszystkie Pańskie posty na salonie24 - teraz będę je czytał tutaj, mam bliżej :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. pangloss - Dziękuję za dobre słowo i zapraszam.Tym bardziej, jeśli bliżej :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń